Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2014, 06:09   #91
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Pot przy pisaniu poniższego posta wylali wspólnie MG i TomaszJ

SHANDO PRZYBYWA DO SZKOŁY PANI SPRINGFLOWER
Ybn Corbeth, Szkoła Magii - Hol

Szkoła magii Dai’nan Springflower znajdowała się w zacisznej dzielnicy nieopodal świątyni, gdzie przeważały budynki zamieszkałe przez zasobnych kupców i rzemieślników. Dwupiętrowy, podmurowany budynek był duży i zadbany; tylko poznaczone runami - zapewne ochronnymi - drzwi z żelazodrzewa świadczyły o tym, że nie jest to dom zwyczajnej rodziny. Drzwi same otworzyły się przed calisthytą, który śmiało przekroczył próg, jedynie kątem oka rzucając na futrynę pokrytą podobnymi runami.
W środku pachniało wiosną i burzą. Ozonem. Magią.


Obszerny hol pełnił najwyraźniej funkcję reprezentacyjną, ale po bokach widać było też schody i drzwi prowadzące do innych pomieszczeń. Właśnie takich miejsc nienawidził jego wuj, Saladin. Za młodu szkolił się w takim przybytku, gdzie wbijano mu do głowy, iż magia jest sztuką dla sztuki. Dla niego było to narzędzie rzemiosła i to samo podejście przekazał młodemu Shando.

Wishmaker lubił jednak oglądać dobre rzemiosło i podobnie jak w bibliotece Albusa, tak i tutaj stał zafascynowany połączeniem wysmakowanego gustu, harmonii i prostoty. Z pewnością arcymagini przeniosła do Ybn część swoich elfich przyzwyczajeń, gdyż środek holu zajmowało spore drzewo nieznanego Shando gatunku, otoczone szemrzącą wodą, która znikała gdzieś pod podłogą, by po chwili wytrysnąć na nowo w kolejnym cyklu. Nieco z tyłu piętrzyły się owalne schody z misternie rzeźbioną poręczą.
"Każde zdobyte zaklęcie zwiększy twoją moc, Shando", mawiał wuj, "nie gardź nawet najpodlejszym z podłych, gdyż nigdy nie wiadomo co Ci się przyda".
Dlatego cierpliwie czekał, aż zjawi się gospodarz tego miejsca, gotów złożyć wyrazy uszanowania i poprosić o dostęp do ksiąg.



CZARODZIEJ I ODŹWIERNY

Nie musiał długo czekać, by usłyszeć zbliżające się kroki. Na schodach pojawił się dobrze ubrany mężczyzna, na oko w wieku Shando. Zmierzył go dość obcesowo wzrokiem - calishyta miał wrażenie, że ocenia zasobność jego sakiewki - po czym spytał krótko
- W czym mogę pomóc?


- Moje uszanowanie, czcigodny gospodarzu - wychrypiał swoim nieprzyjemnym głosem Shando i ukłonił się nisko - Zostałem przysłany do tego wspaniałego przybytku wiedzy i sztuki przez mistrzynię Dai'nan, gdyż zauważywszy moją znikomą wiedzę o zaklęciach w swojej szczodrobliwości zgodziła się udostępnić mi podstawowe zbiory dopóki nie wyruszę.
Wishmaker kaszlnął lekko, poza śpiewnymi sylabami w smoczym odwykł od kwiecistych mów, tak normalnych w rodzinnym Calimshanie. - Ufam, że nie zakłócę spokoju tego miejsca i wyniosę stąd potrzebną w walce z nieumarłymi wiedzę.
Czarodziej ukłonił się ponownie - Proszę pozwolić mi się przedstawić. Nazywam się Shando Wishmaker i jestem uczniem Saladina Brimstone'a.
- Czyżby? - adept uniósł brew. - Nic o tym nie słyszałem. Niejeden chciałby się dobrać do zebranej tu wiedzy; myślisz że to takie łatwe i darmowe? Skoro masz tak niewiele talentu jak mowisz to i tak nie będziesz w stanie skorzystać.
- Szanowny panie, nie zamierzam krytykować decyzji mistrzyni, ani tym bardziej obrazić jej odmawiając przyjęcia daru, który ofiarowała - Shando stał prosto, ze skrzyżowanymi rękoma. Jak posąg, tylko usta mu się poruszały. Całą sylwetką dawał znać "Nigdzie się stąd nie ruszę".
- Skoro twierdzisz, panie, że dała, to tu siedź - wskazał mu dość wygodną, na oko, kanapę pod ścianą. - Arcymagini w tej chwili studiuje zaklęcia i nie jestem władny jej przeszkadzać, a bez jej zgody nie mogę wpuścić cię, panie, nigdzie poza hol - mężczyzna nie wydawał się tym szczególnie zmartwiony. Usiadł za szerokim kontuarem, gdzie zapewne przyjmował petentów i otworzył coś, co wyglądało na księgę rachunkową.
- Nie śmiał bym jej przeszkadzać w tak ważnej sprawie. Z pewnością poinformujesz ją, gdy zrobi sobie przerwę.
- Z pewnością
- adept uśmiechnął się półgębkiem.

Shando wybrał sobie ciche i spokojne miejsce, acz takie by wyraźnie widział go gryzipiórek i by przeszkadzał mu w swobodnym poruszaniu się po holu, po czym przyjął postawę klęcząco - medytacyjną.

- Zaczekam cierpliwie - rzekł do oddźwiernego - Daj mi proszę znać, lub, gdybym zasiedział się za długo - na przykład trzy-cztery dni - przebudź mnie z transu. Ostrożnie. Miłej pracy.

I Wishmaker znieruchomiał, powolutku wyrównując oddech, wciąż jednak wbijając nieruchomy, paskudny wzrok w oczy czarodzieja skrobiącego w ksiągach. Adept najpierw obserwował go kpiąco; po jakimś czasie zaczął się jednak niespokojnie wiercić. Zamknął księgę, która uniosła się w górę i ustawiła na odpowiedniej półce. Sowa, którą wcześniej Shando wziął za wypchaną sfrunęła z półki na ramię mężczyzny, który wstał i bez słowa sobie poszedł. Mijał czas, uciekały cenne minuty, które calishyta mogł poświęcić na studiowanie magii, a “odźwierny” nie wracał.



SZKOŁA MAGII TO NIE TYLKO CZARODZIEJE...

Shando poruszył ustami i wydobył z siebie jednostajny, rytmiczny zaśpiew. Tak rozpoczął Mantrę Tysiąca i Jednego Głosu, która miała najbardziej uciążliwy dla innych ton. Gdy dodać do tego chrapliwy głos calimshyty, efekt był... naprawdę irytujący! Rozpoczął cichutko, by potem powolutku, powolutku zaśpiewy uderzały w wyższe nuty. Mistrz Okiwa potrafił nią wprawić mury w drżenie, ale Shando nigdy nie udało się nawet ruszyć powierzchni wody. Ale próbować mógł...

Głos Wishmakera odbijał się echem w holu i w końcu zza jakichś drzwi wytchnęła jakaś głowa. Jednak ku rozczarowaniu calishyty wyglądała nie na maginię a raczej kucharkę.


- Mi’kh’te, znów żeś się grochu najadł, parszywy chowańcu i cię ten diabelski bandzioł boli? - sarknęła rozglądając się wokoło, ale na poziomie jakichś dwóch-trzech metrów nad ziemią. Dopiero po chwili spuściła wzrok niżej i zobaczyła siedzącego na ziemi obcego. - A ten to kto? - prychnęła, ściskając w ręku miotłę, którą najwyraźniej miała zamiar przegonić podejrzanego o hałasowanie chowańca. A Wishmaker siedział dalej jak posąg.
- Hej - kobieta podeszła bliżej i szturchnęła Shando szczotką lekko, potem trochę mocniej - To, że magusy odsypiają nocne czarowanie nie znaczy, że może sobie wchodzić jak do chlewa i przeszkadzać im w zasłużonym odpoczynku i naukach co Ybn co noc ratują. Cicho ma być albo wynocha!

Mantra Tysiąca i Jeden Głosów ucichła jak nożem uciął, pozostawiając po sobie głuchą ciszę. Powoli Wishmaker odwrócił głowę ku intruzce i niespodziewanie - uśmiechnął się.

- Przepraszam, czasami zatracam się w sobie, gdy medytuję. Dobrze, że już panią przysłano, jestem gotowy. Którędy do tej biblioteki?
Uśmiechający się Shando przypominał szczerzącego kły psa. Nijak nie wyglądało to na przyjazny grymas i kontrastowało z uprzejmością słów.
Kobieta cofnęła się i zastawiła miotłą.
- No zgłupiał chyba! Wariata co klęczy na środku podłogi i śpiewa mam do drogocennych knig prowadzać? Niedoczekanie. Wynocha! - machnęła mu miotłą nad głową. - Kuuurt!!
A Calimshanin kiwnął głową - Spotkałem tu gentlemana, któremu przekazałem życzenie arcymagini, zapewne poszedł po przewodnika dla mnie. W moim wieku, dobrze ubrany, wzrok kupca llub lichwiarza... to nie on Panią przysłał?
- Napewno lepiej od ciebie - burknęła. - To Kurt i on o nikogo dla nikogo nie pójdzie jak mu się to nie opłaci. A ognista panienka teraz wypoczywa, a potem na mury pójdzie, tak co dnia jest, to na pewno cię nie przyjmie.
- W takim razie, gdyby była Pani uprzejma zaprowadzić mnie do działu dla początkujących, byłbym niezmiernie wdzięczny. Arcymagini wyraźnie życzyła sobie bym się podszkolił przed wyruszeniem na wyprawę. Najwyraźniej myślała, że ów Kurt się tym dla niej zajmie. Nie chciałbym być w jego skórze, gdy dowie się o tym jego Pani.
- Ja sie knig nie tykam - udobruchana nieco uprzejmoscia shando kucharka oparłą sie na swojej złowieszczej broni. - A Kurt rzadko w bibliotece siedzi, bo on to tylko zwoje i magusowe drobiazgi wytwarza, albo się finansjerą szkoły zajmuje. Taki zdolny jest! Wszyscy jego wyroby chwalą, nawet sama panienka - rzekła z dumą jakby rzeczony Kurt był co najmniej jej rodzonym synem. - Tera to nikogo w szkole prócz niego i panienki nie ma, a mrok już idzie, co by tu zrobić… - zafrasowała się. Faktycznie Shando zauważył, że słońce musiało być już nisko bo między budynkami panował półmrok.
- Proszę mnie więc zaprowadzić, i sam sobie poradzę, nie odrywając nikogo od pracy.
- Nie mogę! - zamachała rękami - Tam na pewno są zabezpieczneia. Zresztą nie znajdę tam nic i ty też nie, w bibliocete jest na prawdę dużo ksiąg i zwojow.
- Tylko z powodu owych zabezpieczeń nie szukam jeszcze sam. W porządku, zaczekam na arcymaginię. Udaje się na mury pieszo, czy raczej teleportacją?
- A bo ja wim, siedzę zwykle w kuchni - odparła kobieta.

Shando długo musiał uczyć się cierpliwości w klasztorze, gdyż ifyrytowa krew buzująca mu w żyłach raczej tego nie ułatwiała. Udało się oczywiście, jednak dziś wewnętrzny spokój Shando uległ poważnemu zachwianiu. Usiadł z powrotem, starając się odzyskać równowagę myśli.
Pozostało czekać, aż o zmroku czarodziejka ruszy na mury.



NICZYM W BAJCE - PIĘKNA CZARODZIEJKA PRZYBYWA NA RATUNEK

Nie musiał jednak czekać aż tak długo. Ledwie kucharka skończyła drapać się ucho, zachodząc w głowę co zrobić z tym kłopotliwym dziwadłem, gdy drzwi na ulicę odtworzyły się i w świetle zachodzącego słońca ukazała się młoda rudowłosa dziewczyna. Słońce podświetliło wystajace spod jej kaptura włosy ognistą aureolą i Shando przez chwilę zagapił się na nią bezczelnie podziwiając cudowne zjawisko.


- Panienka Elethiena! - wykrzyknęła z ulgą w głosie kucharka. Wishmaker przez moment pomyślał, że ta ulga dotyczy jego problematycznej obecności, lecz kobiecina - porzucając miotłę, która pacnęła Shando w głowę - ruszyła niemal biegiem w stronę drzwi i mocno uścisnęła wchodzącą magiczkę. - Tak się martwiłam, tak się martwiłam! - jęknęła, ocierając oczy skrajem fartucha.
- Puść mnie, Adelajdo, zadusisz - roześmiała się czarodziejka ściągając z ramion płaszcz, a z głowy diadem.
- Ależ panienka wybrudzona, jeden kurz, trawa i… cóż to, krew? Jak ja to dopiorę? Mam nadzieję, że nie panienki? - nazwana Adelajdą kucharka podejrzliwie obejrzała dziewczynę od stóp do głów.
- Nie… jednego z paladynów - posmutniała Elethiena.
- No. Ale poradziła sobie panienka i oni, prawda? Z tym czaromagusem przeklętym? - spytała kobieta. Gdy zapytana skinęła głową kucharka rozchmurzyła się i przerzuciła płaszcz przez ramię. - No. Wiedziałam, że dla panienki to nic trudnego. Na kuchni trzymam cały czas kolację, a w piekarniku mam świeżutki jabłecznik z cynamonem; nadal ciepły i cały dla panienki - zakończyła konspiracyjnym szeptem.
- Kochana Adelajdo, jak ty wiesz co lubię - roześmiała się Elethiena i ruszyła przed siebie. Dopiero gdy kucharka odsunęła się na bok dojrzała siedzącego na środku holu mężczyznę. - A to kto? - zdumiała się czarodziejka.
- Shando Wishmaker z Calimshanu, uczeń mistrza Saladina Brimstone'a, do usług. - wychrypiał czarodziej, kłaniając się nowoprzybyłej - Wyruszam niedługo poza Ybn, wraz z wyprawą w poszukiwaniu źródła plagi nieumarłych. Arcymagini wyraziła dezaprobatę dla moich skromnych umiejętności i łaskawie zaoferowała dostęp do podstawowej biblioteki, abym odrobinę się podszkolił.
- O! - zainteresowała się Elethiena, ale burczenie w brzuchu sprawiło, że uśmiechnęła się zażenowana. - Chętnie ci pomogę, ale najpierw muszę coś zjeść. Hornulf nie dał nam wiele czasu na popas i jestem głodna jak wilk. Weźmiemy z kuchni to i owo i możemy iśc do biblioteki. Zjesz coś, panie Wishmaker?
- Grzechem byłoby odmówić damie
- odparł Shando, któremu nagle ni stąd ni z owąd pociekła przysłowiowa ślinka.

Chwilę później, kuchnia

Kucharka nie miała nic przeciwko i cała trójka ruszyła do przybytku rozkoszy. Niewielka, umieszczona na tyłach budynku wściekle czysta kuchnia wypełniona była aromatem szarlotki z cynamonem i pyrkających na ogniu specjałów. Prócz Adelajdy pracowała tam jedna pomocnica, której o tej porze już nie było.


Elethiena rozsiadła się przy stole, gestem zaprosiła Shando i zaczęła jeść z zaraźliwym apetytem. Shando szybko wymiótł zawartość talerza, znów wojskowe przyzwyczajenia wyszły na wierzch. Ku jego zdumieniu szczuplutka czarodziejka zjadła porównywalnie duża porcję, po czym Adelajda zaraz nałożyła jej dokładkę.
- Resztę zjem w biliotece, Adelciu - dziewczyna cmoknęła kucharkę w policzek, postawił na tacy talerz z jedzeniem, drugi z parującym ciastem i dwa kubki z cydrem.
- Jak cię kiedyś ognista panienka przyłapie… - rozbawiona kucharka pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie przyłapie - roześmiała się Elethiena, a gdy już zamknęły się za nimi drzwi zwróciła się do Shando. - Arcymagini wie o wszystkim co tu się dzieje. Po prostu nie wszyscy są tego świadomi - puściła do Shando oko i poprowadziła na drugie piętro; przesunęła dłonią po ochronnych glifach na futrynie i weszła do środka.



NARESZCIE W BIBLIOTECE!

Ybn Corbeth, Szkoła Magii - Hol

Biblioteka Szkoły Magii była pokaźnych rozmiarów jak na zbiór zgromadzony przez jedną osobę. Z pewnością było z czego się uczyć; czarodziej mógłby spędzić tu całe życie jeśli tylko zawartość odpowiadałaby jego zainteresowaniom. Shando podejrzewał, że tutejsze zbiory nie obejmują tak wielu aspektów czarnoksięstwa jak te w oficjalnych bibliotekach wielkich szkół; mogły być za to lepiej ukierunkowane odnośnie rzeczy interesujących calisthytę, jeśli plotki o elfce były prawdziwe. Niestety nie miał czasu by to sprawdzić.


Elethiena drobnym gestem rozpaliła magiczne świece wokoło i bez ceregieli postawiła wyładowaną jedzeniem tacę na pustym stoliku.
- Jakich zaklęć chcesz się nauczyć? Ile masz na to czasu? Masz wszystkie składniki potrzebne do ich zapisania? - zasypała maga pytaniami.
- Chcę zakończyć badania nad przyzwaniem Gradu Kamieni, mam dopięte niemal wszystko, brakuje mi tylko sylab łączących, chcę wykorzystać analogiczne z innych zaklęć. Większa Ręka Maga jest niemal ukończona, ale nie działa. Muszę mieć inne inwokacje do porównania by znaleźć błędy w zapisie. Do tych dwóch brakuje mi tylko wiedzy. Jeżeli pójdzie mi tak szybko jak zakładam, powinienem mieć czas, by nauczyć się i przepisać jeszcze jedno zaklęcie, ale tu już mam tylko wolne miejsce w księdze i nic więcej. Dobrze byłoby poznać coś przydatnego w górach lub przeciwko nieumarłym.
Wishmaker zastanowił się chwilę, jakby szykając w pamięci. - Mój mistrz mówił mi kiedyś o zaklęciu zwanym Porannym Rozblaskiem, całkiem skutecznym przeciwko nieumarłym na sporym obszarze, ale też mogącym ukazać schowanych i niewidzialnych. Może to, jeżeli będzie w bibliotece? Światło Lunii byłoby też ciekawym wyborem. Ochrona przed złem także. I Śniegodryf. I wyjście na mury, aby pociskać ogniem w truposzy... - Calimshanin usmiechnął się do Elethieny w swój zwykły, nieprzyjemny sposób, który - niestety i mimo szczerych wysiłków - nie zjednywał mu przyjaciół.
- No dobrze, z pierwszymi dwoma nie będzie problemu; resztę też tutaj mamy, ale sam wiesz, że to nie takie proste opanować nowe zaklęcie nawet na poziomie wpisania do księgi. - Elethiena zjadła nieśpiesznie, a potem wgryzła się w jabłecznik z wyraźną przyjemnością. Chwilę zajęło jej wypytanie Shando o specyfikę reszty czarów, gdyż tłumaczenia smoczego z Calimshanu różniły się nieco od północnych. - Widzę, że chciałbyś tu spędzić wiele dni; nie wiem czy arcymagini na to zezwoli bez opłaty - czarodziejka zignorowała uwagę o murze uznając ją za żart. - Pokaż mi jeszcze składniki, jakie przygotowałeś by umieścić je w księdze. Wolałabym się upewnić, że nie różnią się od tych, których my używamy.
- Mam jeden dzień - skwitował ponuro Wishmaker - muszę go więc mądrze wykorzystać. Jakaś porada od koleżanki po fachu? W podzięce udam się z tobą na mur i opróżnię swoją pulę czarów w trupy, nie zajmie mi to dużo czasu. Zdążę z zaklęciami... no i zobaczę damę przy pracy - dodał już nieco weselej.

Elethiena przestała jeść i spojrzała uważnie na gościa. Nie umknęło jej, że calishyta unika odpowiedzi na pewne pytania, a nie wszystkie jego wypowiedzi miały dla magini sens. Może nie był tak biegły we wspólnym jak jej się wcześniej wydawało?
- Jesteś pewien, że pani Dai’nan nie przysłała cię tu na stałe nauki zamiast szybkiego skorzystania ze zbiorów? - spytała, starając się brzmieć uprzejmie.

- Nie wybieram się na mury; jestem zmęczona po całodzienniej podróży a większość zaklęć zużyłam na Blackwooda - odparła krótko. - Przeciętnie doba wystarcza na zrozumienie jednego zaklęcia; masz mniej, a chcesz więcej. Nie można być wprawnym czarodziejem łapiąc wielu srok za ogon. Jeśli nie jesteś wybitnie uzdolniony, co sam stwierdziłeś wcześniej, to moja pierwsza rada jest następująca: zostań w szkole.
- Nie marnuj na niego czasu, Elethieno - w drzwiach biblioteki pojawił się “odźwierny” Kurt, z którym Shando rozmawiał wcześniej. Sądząc po jego bezczelnym uśmieszku musiał czaić się przy wejściu już dobrą chwilę i podsłuchiwać. Jego sowa siedziała mu na ramieniu kiwając się sennie. - Przecież widzisz, że nie ma pojęcia o samodzielnym poszerzaniu wiedzy, nawet o najprostsze czary. Pewnie umie tylko tyle co go w szkole wbili do głowy, bo na więcej go nie stać - tu zmierzył calishytę wzrokiem i Shando był pewien, że mówi nie tylko o jego zasobach mentalnych, ale i materialnych. - Poza tym nawet nie wiemy czy to na prawdę arcymagini go przysłała
- Skończyłeś już zaklinać moją szarfę? - Elethiena zignorowała uwagi Kurta, wstała i spojrzała na niego chłodno. Ten się zmieszał, a Wishmaker odniósł wrażenie, że ta dwójka nie pała do siebie sympatią.
- Jeszcze nie, ale już kończę. Ktoś mi przeszkodził - dodał w natchnieniu patrząc na calishytę. - Poza tym mam też inne obowiązki; wiele osób kupuje teraz zwoje i magiczne przedmioty; to przynosi szkole zyski - rzekł z dumą.
- Dopóki szkoła stoi - uzupełniła Elethiena. - Arcymagini prosiła byś dał szarfie priorytet - Shando był dziwnie pewien, że nie była to prośba. - Więc nie przeszkadzaj sobie w pracy mało znaczącymi sprawami.

Kurt zacisnął szczęki i wyszedł bez słowa, odwracając się tak gwałtownie, że jego sowa omal nie spadła mu z ramienia. Elethiena usiadła i bez słowa dokończyła zimną już szarlotkę.
- Skorzystam z dobrej rady i wykorzystam ten czas na naukę - Shando odprowadził Kurta wzrokiem pełnym dezaprobaty - Dodam tylko ciekawostkę Elethieno, że nie uczyłem się w szkole. Niedawno opuściłem mojego mistrza, który był magiem wojennym i najemnikiem, dlatego moje nauki są nieco... ekscentryczne. Mistrz Brimstone wierzył w naukę praktyczną, dlatego gdy osiągnąłem poziom, który umożliwiał mi dalszy samodzielny rozwój, wykopał mnie, bym szukał własnych zleceń.

Nieodgadniony wzrok Elethieny nasunął Shando przypuszczenie, że ma poważne wątpliwości co do stopnia samodzielności rozmówcy w kwestii dalszego nabywania wiedzy. Czarodziej zastanowił się chwilkę.
- Coś jest w tym posiłku? Nie pamiętam bym był tak rozmowny od wesela mojego brata...
- Przyprawy
- uśmiechnęła się oszczędnie i ziewnęła, po czym wstała od stolika i przyniosła dwie księgi. - Tutaj znajdziesz pierwsze dwa interesujące cię zaklęcia, panie. Nikt cię w nocy nie wypuści z biblioteki, ale tam jest wygodny fotel, w który można się przespać - wskazała wgłąb pomieszczenia. - Rano przyjdę cię odwiedzić. Potrzebujesz jeszcze czegoś?
- Dam sobie radę - odrzekł czarodziej. - I dziękuję.




NOCNE KOMPONOWANIE ZAKLĘĆ
Ybn Corbeth

Wkrótce Shando zagłębił się w pracy. Jego starannie wykonany rękopis Gradu Kamieni był niekompletny, co wyraźnie było widać w strugach magii, krążących po postawionych znakach. Już na statku, gdy płynął ku północy znalazł przyczynę - chodziło o złe łączące przyimki, w przypadku których smoczy był bardziej intuicyjny niż logiczny. Jednak tutaj - w bibliotece arcymistrzyni - mógł znaleźć rozwiązanie. Może nie oryginalne, jednak z dużym prawdopodobieństwem skuteczne.
W bibliotece znalazł kopalnię wiedzy, nawet w księgach o podstawowym poziomie wynalazł mnóstwo zaklęć, których mógł się nauczyć choćby i od razu... tyle że nie miał na to czasu. Miał jednak czas by skopiować pewne rozwiązania.
Wstępne słowa kreacji i kształtu połączyły sylaby wzięte żywcem z Lodowego Sztyletu, o naturze którego znalazł całą rozprawę, której - mimo szczerych chęci - nie mógł zgłębić. Późniejsze działanie zaklęcia mógł połączyć sylabami z popularnego Dysku Tensera, ale ostatecznie użył Burzogłowy, mniej popularnego czaru zawieszającego nad oponentem miniaturową chmurę błyskawic. Magia mogła nieprzerwanie płynąć przez ciąg znaków, a samemu uzupełnianiu towarzyszyły efektu rzucania czaru. Została jeszcze próba polowa - ale Wishmaker był pewien wyniku.


Drugie zaklęcie było nieco bardziej skomplikowane - mimo iż naprawdę było rozwinięciem idei prostej Ręki Maga, której nauczył się jako uczeń. Szkoła Przemian była przezeń traktowana nie do końca tak dobrze jak na to zasługiwała i zwyczajnie formuła kryła błędy. Jej naprawa wymagała tylko żmudnego ślęczenia ze słownikami i wyszukania pomyłek, które Shando uczynił.
Na końcu jednak tak jak i w przypadku Gradu Kamieni, tak i tutaj pismo ożyło, dotknięte strumieniem magii, co oznaczało, że zaklęcie Większej Ręki Maga zadziała.
Dumny ze swoich dokonań czarodziej zobaczył jednak, że zegar wodny stojący w rogu wskazuje ledwie trzy godziny do świtu. Niewystarczająco, by nawet próbować przepisać nowe zaklęcie.
Ale wystarczająco by się przespać.




DAR ARCYMAGINI

Kilka godzin i wiele chrapnięć później...

Poranek zastał Shando śpiącego nad księgami. Udało mu się zapisać dwa podstawowe zaklęcia w swojej księdze i był z tego bardzo zadowolony. Jednak oceniając ile czasu mu to zajęło z rozpaczą stwierdził, że jeśli burmistrz i drużyna nie będa skłonni poczekać na niego kolejny dzień to nie zdoła zapisać nawet ułamka tego co sobie wymarzył. Z tą ponurą myślą zasnął nad ranem, a pojawienie się Elethieny zbudziło go o wiele za wcześnie; przynajmniej wyczerpane zarwanymi nocami ciało zaprostestowało szerokim ziewnięcie, które czarodziej stłumił z wielkim trudem.

- Dzień dobry. Jak poszło? Zejdzesz do kuchni na śniadanie? - czarodziejka zneutralizowała runy przy wejściu i niemal wbiegła do biblioteki. - Arcymagini powiedziała mi, że wybierasz się wraz z towarzyszami na Północ i że to wy odkryliście domostwo Blackwooda - przy ostatnich słowach głos jej lekko zadrżał. Po sekundzie odzyskał jednak zwykły lekki ton. - Zezwoliła bym ci pomogła. Poleciła też przekazać ci to - podała calishycie pięknie oprawiony zwój. - Znajdują się tutaj trzy zaklęcia komunikacyjne zsynchronizowane z panią Dai’nan. Gdy się dowiecie czegoś ważnego natychmiast przekażcie wiadomość. Nie wyrzucaj potem pergaminu; można go użyć ponownie. Potrafisz je odczytać? - jeszcze senny i oszołomiony słowotokiem dziewczyny Shando posłusznie pochylił się nad pergaminem. Smoczy alfabet tańczył mu przed oczami nie chcąc układać się w sensowną całośc.


- Z trudem - odparł uczciwie. - Z pomocą zaklęcia na pewno, lecz teraz chciałbym zachować je na czas nauki.
- Hm… - widać było, że Elethiena była nieco rozczarowana. - Gdyby się nie powiodło to może znajdziecie jakiegoś czarodzieja w Dekapolis. Albo po prostu wrócicie z wieściami i już - rozchmurzyła się. - A to co? - bezceremonialnie sięgnęła po pergamin z zaklęciem od Albusa leżacy na stole obok ksiąg. - Co to za bzdury? To znaczy… - zreflektowała się podejrzewając, że to wcale nie ćwiczenia któregoś z uczniów, a nieudolne próby gościa. Shando poczuł wpełzający na szyję rumieniec.
- Próbowałem skopiować zaklęcie od Albusa, ale nie było wystarczającej ilości czasu… - wyjaśnił niechętnie.
- Co to miało być? Wywołanie Strachu? - Elethiena obracała pergamin wte i wewte, jakby do góry nogami miał stać się czytelnieszy. Gdy Shando potwierdził westchnęła i umoczyła pióro w kałamarzu. Najpierw zaczęła poprawiać błędy, ale potem zamamrotała coś zirytowana i zaczęła na drugiej stronie zapisywać zaklęcie od nowa - z pamięci. Czas mijał, obojgu burczało w brzuchach coraz głośniej, a obstalowane pióro nieprzerwanie śmigało po cielęcej skórze. Dziewczyna miała ładny, elegancki charakter pisma i Shando odkrył, że nowa towarzyszka budzi w nim zarówno podziw jak i lekką niechęć. Wydawała się zbyt idealna, dużo młodsza od Shando, a mimo to o wiele bardziej uzdolniona, z rozległą - jak podjerzewał - praktyczną i teoretyczną wiedzą. W końcu to ona została wysłana przez arcymaginię do pokonania Albusa. I Blackwood został pokonany. Czarodziejka sprawiała wrażenie jak gdyby wszystko przychodziło jej bez najmniejszego trudu.
- No, gotowe - Elethiena zamachała pergaminem by wysuszyć atrament. Nie lubiła sypać piaskiem w bibliotece; od tego było skryptorium. - To chodźmy na śniadanie.
- Z przyjemnością - odparł Shando - Nie było chyba aż tak źle? Przynajmniej poznałaś, co to miało być...
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 09-08-2014 o 11:59. Powód: Dodanie paru(nastu...dziesięciu..) linijek z Doc'a
TomaszJ jest offline