Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2014, 18:20   #54
Quelnatham
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Część czwarta


Kiedy Erilien na moment zniknął z pola widzenia, Sevotar stanął z tyłu, złapał Quelnathama i Aerona (gestem brody wskazując Ocero, bo niestety brakowało mu trzeciej ręki) by skorzystać na tym, że paladyn poszedł przodem na spotkanie ze swoim przeznaczeniem.
- Ten cholerny fanatyk chce dokonać rzezi, na kimś, kto może nie być naszym wrogiem… Przynajmniej w tym momencie. - powiedział do nich tak cicho, jak mógł, by nie przyciągnąć uwagi Eriliena. - To zorganizowany kult, mogą wiedzieć coś więcej o milczeniu bogów, mogą mieć informacje. Naprawdę chcecie mu pozwolić na rozlewanie krwi tylko dlatego, że poświęcił całe życie na zabijanie drowów? Co jeśli tam są niewolnicy? Co jeśli tam są drowi niewolnicy? Co jeśli tam są tacy jak ja, szukający tylko okazji, by wyrwać się z tego świata?
Aeron spojrzał lodowato na Sevotara.
- Co jeżeli się mylisz? - warknął poirytowany. - Nie idziemy tam zabijać niewolników. A ten kult? Zaczęli mordować się nawzajem, świetna organizacja. I uwierz mi - przybliżył twarz do twarzy Wehla. - U nich na pewno nie ma nikogo, takiego jak ty.
- Są bardziej zorganizowani niż my - odpowiedział mu nie mniej poirytowany drow - A co jeśli się nie mylę? Ja nie mówię, by przyjść i dawać im pokłony. Uważam, że powinniśmy spróbować podejść do tego ostrożnie.
- Zobaczę co się tam dzieje najpierw, ale nie sądzę, aby mi się to spodobało. - mruknął młodzik. - Ale więcej nie mam co gadać, jestem tylko dzieckiem. - odparł i i ruszył, aby zrównać się z Erilienem. Wehlyrd’tar zmarszczył czoło i otworzył usta zdziwiony tą reakcją. Nigdy nie nazwałby Aerona dzieckiem.

- Umiesz się skradać? -
wyszeptał pół-elf do paladyna.
- Skłamałbym nazywając się mistrzem w tej dziedzinie, co najwyżej potrafiłem podbierać łakocie kucharce kiedy byłem dzieckiem. - Wyznał szczerze Erilien.
- Sądzę, że najpierw powinno się rozeznać w sytuacji, aby nie wpaść na batalion. Wtedy nici z celu… Zgodzisz się?
- Trudno się nie zgodzić. Przewaga jaką daje wiedza jest trudna do zlekceważenia. - Erilien spojrzał prosto w oczy pół-elfa. Nie było sensu go powstrzymywać tylko dlatego, że paladynowi nie uśmiechało się narażać młodzika. Mimo wszystko to Aeron posiadał największe doświadczenie w pozostawaniu niezauważonym. - Jeśli chcesz iść, bądź ostrożny i wołaj jeśli będziesz potrzebował pomocy. Przybedę najszybciej jak się da.
- Też mam swoje sztuczki… -
uśmiechnął się Aeron. - Poczekajcie przy pierwszym rozwidleniu na mnie, abyśmy się nie pogubili.
- Powodzenia Aeronie.
Półelf skinął głową, po czym założył na głowę kaptur i ruszył korytarzem przed siebie.

Mijały minuty, a czas zdawał się dłużyć tym, którzy nie byli zaznajomieni z Podmrokiem. Niemniej czekali cierpliwie, aż powróci Aeron, który wszak twierdził, że posiada niezbędne umiejętności do poruszania się po Podmroku.
Ale czy to była prawda? Czy może dumny mieszaniec mówił tak tylko, aby wyjść na użytecznego?
Nie od razu wszyscy to spostrzegli, ale nikt nie usłyszał, że nie są już w czwórkę, a w piątkę. Tylko Sevotar i Erilien dostrzegli powracającego w ciszy Aerona.
- Znalazłem drowa - oznajmił cicho, kiedy zbliżył się do nich. - Zabitego. I to nie przeze mnie. Tam się wywiązała dramatyczna walka.
- A więc mamy do czynienia z trzecim aktorem na tej scenie, chyba że to efekt ich wewnętrznych walk - Wehlyrd’tar westchnął ciężko i odbił się plecami od ściany, by podejść do pół-elfa i z uśmiechem położyć mu dłoń na ramieniu - Dobra robota, przyjacielu. Zaczęliśmy się o ciebie martwić. Przynajmniej ci z nas, którzy jeszcze mają serce.
Selunita spojrzał na Aerona.
- Co masz na myśli przez “dramatyczna walka”?
- Wyglądało na to, że ciosy były zadawane w ten sposób, żeby śmierć była bolesna, a nie szybka. Jakby jakaś kara… - zerknął na Sevotara. - Mało zrobiłem… To był tylko prosty zwiad. - wzruszył ramionami. - Chcecie zobaczyć to miejsce? Wydaje mi się, że ten drow uciekał skądś, może z tego obozu.
- Ja bym się przyjrzał - Wehlyrd wzruszył ramionami - Nie wiem jak wy. I nie bądź taki skromny, nie znamy tego terenu, może tu być sporo pułapek.
- Na razie żadnej nie widziałem ani na żadną nie wpadłem - oparł krótko Aeron.
- Zaprowadź nas tam. - Poprosił pół-elfa Erilien. - Być może wspólnymi siłami uda nam się odnaleźć sens tego zajścia.

Aeron skinął głową i zaczął prowadzić towarzyszy poprzez kręte tunele. Przemierzali je dość sprawnie, chociaż czasami Aeron musiał się zatrzymać przy rozwidleniu, aby przypomnieć sobie drogę. Niemniej w ostatecznym rozrachunku doprowadził ich do niewielkiej jaskini, z której odchodziły dwie odnogi, a na środku leżał w dość świeżej krwi drow chroniony przez prostą skórznię i znoszony płaszcz. W pewnej odległości od niego leżał miecz, zapewne należący do zmarłego, ale… najciekawsze były jego rany.
Nikt nie mógłby powiedzieć, że śmierć była “miłosierna”. Ktokolwiek okaleczał mrocznego elfa robił to z premedytacją, zostawiając na jego ciele rany, które miały sprawiać cierpienie, nie zaś doprowadzić do śmierci. Wyjątkiem była ta, zadana już na końcu, która znaczyła głębokim cięciem gardło.
- Jak tak dalej pójdzie to wyrżną się nawzajem zanim ich odnajdziemy…- Ocero podszedł do lerzącego niedaleko miecza i dokonał oględzin broni. Miecz był wyraźnie drowiej roboty, ale prócz tego niczym szczególnym się nie wyróżniał.
- Słusznie zauważyłeś Aeronie, to nie była zwykła walka. - Paladyn przyglądał się ofierze. Zauważył dlaczego nie miała ona wielkich szans na obronę. Jedna z nóg była wykręcona w kolanie, zaś obie ręce połamane. Poruszanie się w tym stanie samo w sobie powinno sprawiać ogromny ból.
- Zatem drow nie kłamał. Być może milczenie bóstw wywołało wojnę wewnątrz sekty. Chodźmy dalej to sprawdzić - orzekł Quelnatham. Nie miał zamiaru patrzyć na wykręcone zwłoki dłużej niż to konieczne. Ocero podniósł miecz z ziemi i schował go do magicznego worka, który miał ze sobą. Spojrzał na resztę drużyny.
- Zakładamy, że ten nieboszczyk skrzywdził innych. Wątpię jednak, aby ktokolwiek zasługiwał na taką śmierć. Mam zamiar dostarczyć odrobinę poetyckiej sprawiedliwości i wepchnąć go winnemu gdzie światło...no wiecie.
Aeron przykucnął przy zwłokach i zaczął oglądać rany, po czym się skrzywił zaciskając zęby.
- Możesz spalić ciało? - Erilien zwrócił sie do Quelnathama. - Nie ma tu innego sposobu by zapewnić mu godny pochówek.
Czarodziej skrzywił się i odpowiedział: - Nie jestem bojowym magiem. Wolałbym zachować ofensywne zaklęcia na później. Możemy “pochować” go w drodze powrotnej.
Selunita uniósł brwi na propozycje Erilienia.
- Poza tym dym ze zwłok mógłby przyciągnąć drapieżniki, lub ostrzec resztę drowów… lub nas zadusić.
- Mistyczne płomienie nie dymią. - Rzucił odruchowo Erilien. - Faktycznie, możemy zająć się tym nieszczęśnikiem wracając.
- Bogowie wiedząc, że my nie moglibyśmy liczyć na podobną litość z ich strony. - wzruszył ramionami Aeron.
- Nie jesteśmy nimi Aeronie. - W głosie paladyna brzmiała surowa nagana. - Nie zapominaj o tym.
- Nie zapominam… Po prostu stwierdzam fakt. - zgodził się półelf, tym razem bez kłótni.
“Nie jesteśmy nimi” pomyślał Selunita… a jednak idziemy ich wyrżnąć w pień, zupełnie tak jak oni by zrobili.
- Masz rację, nie uczynili by nam takiej łaski. - Paladyn kontynuował wyjaśnienia. - Dlatego właśnie nie mogę pozwolic by ich zaraza dotknęła powierzchnię. Dlatego muszę zamknąć litość w okowach żelaznej woli i dlatego najlepszym co mogę zrobić dla naszych zbłąkanych kuzynów jest szybka litościwa śmierć.
Ocero już się cisnęło na ustach, że na powierzchni istnieją przedstawiciele innych ras, którzy dokonują równie dużych okrucieństw, a jakoś nie słyszy się, aby pojedynczy paladyn organizował krucjaty na nich… no przynajmniej żadne, które coś osiągnęły.
Aeron wstał od ciała.
- Ja też na pewne rzeczy pozwolić nie mogę. - ruszył powoli w kierunku odnóg badając je, szukając śladów.
Wehlyrd’tar skrzywił się po ostatnich słowach Eriliena, nie rozumiejąc jakim cudem znalazł się w tym miejscu. Ciało drowa przywołało u niego pewne wspomnienia dawnych dziejów i jeszcze bardziej poszerzyło grymas.
- Albo walczą między sobą, albo część z nich się zbuntowała - założył ręce na piersi i spojrzał w głąb korytarza, ruszając za Aeronem - Ale nie, od razu wyciągnijmy wnioski…
Aeron nabrał głęboko powietrza próbując się uspokoić.
- To nie jest takie proste…
- Ależ mi nie musisz tego tłumaczyć - mruknął pod nosem Sevotar, naciągając bełt na swoją kuszę.
- Zostań jeszcze, proszę. - rozglądał się uważnie. - Daj mi znaleźć, który z tych korytarzy nas doprowadzi do czegoś. - W końcu wybrał dwie odnogi, jedną odrzucając po chwili zniknięcia w niej. Wahał się przez moment, gdy coś przyciągnęło jego uwagę. Uśmiechnął się do siebie.
- Ktoś tu jest bałaganiarzem… - szturchnął nogą skryty za kamieniem zakrwawiony sztylet do rzucania, prawie że niewidoczny. - Jak dla mnie tędy. - stwierdził, po czym bez dalszego wyjaśniania zniknął w tunelu.
Ocero spojrzał na sztylet zastanawiając się, czy jego brata znaleźli we krwi na powierzchni. Jeżeli tak, to musiał sobie wyobrażać strach i desperacje uciekającego wyznawcy Zinzereny.

Szli w całkowitej ciszy. Tunel zwężał się, zniżał, aby w końcu powrócić do swoich oryginalnych rozmiarów. Prowadził Aeron, co pewien czas znikając na przedzie, aby sprawdzić korytarz. Dziwne było, że przed długi czas nie natrafili na nic, co chciałoby im odebrać życia, torturować czy wydrzeć duszę. Nie chodziło tu nawet o same drowy, ale także o inne niebezpieczeństwa Podmroku. Było to… osobliwe.
Aeron wydawał się być szczególnie wyczulony na wszelkie dźwięki. Kiedy rozległ się w korytarzu jakiś odgłos pół-elf potrafił się nim zupełnie nie przejąć tłumacząc, że “To nie było nic ważnego”, albo “pochodziło z innej drogi, niż zmierzamy”. Również zdarzało się, że jakiś dźwięk szczególnie go zaniepokoił i wtedy, prawie że instynktownie, zwracał się w stronę, z której jego zdaniem on pochodził.
W końcu ponownie zniknął w tunelu, a gdy powrócił miał nowe wieści, które przekazał szeptem:
- Wcale nie byli tak głęboko w podziemiach. Sądzę, że ich znalazłem. Wraz z pułapką.Na szczęście była prosta, a jedynie miała zaalarmować o nieproszonych gościach. - spojrzał po towarzyszach. - Słyszałem ich… Są niedaleko, właśnie w tamtą stronę. Tylko obawiam się, że im bliżej obozu, tym gorsze mogą być pułapki… I pewnie strażnicy.
- Jeśli ktoś z was umie szukać i rozbrajać pułapki, miło byłoby, gdyby się przyznał - Wehlyrd’tar westchnął ciężko - Ewentualnie wyczarowanie trzymetrowej tyczki też byłoby mile widziane. Ewentualnie mogę zamieni siebie (albo kogoś, w końcu jestem takim złym drowem) w jaszczurkę, żeby przejść po ścianie i ewentualnych strażników zajść od tyłu.
- To niegłupi pomysł. Aeronie nie wiem skąd tak dobrze znasz Podmrok i wiesz jak unikać drowich pułapek, ale trzeba to wykorzystać - powiedział Quelnatham ściągając buty i wręczając je chłopakowi. - Na słowo rozkazu pozwolą ci wspinać się po ścianach i suficie. Wystarczy, że wypowiesz - tu nachylił się i szepnął mu zaklęte hasło. - Rzucę na ciebie czar niewidzialności, będziesz mógł pójść dalej i powiedzieć nam więcej.
- Nie ma sensu marnować zaklęcia - odparł Aeron zmieniając buty i uśmiechnął się. - Mam zastępstwo - wyjaśnił wyciągając zza pasa niewielką różdżkę.
- Bardzo dobrze - ucieszył się mag. - Idź i uważaj. - klepnął chłopaka po ramieniu.
- Zawsze uważam - odparł najwyraźniej trochę zaskoczony słowami Quela, ale nie skomentował ich. Zerknął jeszcze na resztę. - Coś mam wam przynieść? Jakąś pamiątkę? - uśmiechnął się do siebie i narzucił kaptur na głowę.
-Słyszałem, że drowie kobiety bywają naprawdę urodziwe…- rzucił żartem Selunita - Jeżeli jakąś znajdziesz… nie będe zły.
Sevotar westchnął ciężko na wspomnienie o pięknych drowych kobietach.
- Nie masz pojęcia...
- Wystarczy jeśli wrócisz w dobrym zdrowiu z informacjami jakich potrzebujemy. - Paladyn był znacznie mniej wymagający od Ocero, po części dlatego iż znał ponurą sławę jaką cieszyły się kobiety drowów.
Aeron skinął głową.
- Więc do zobaczenia - odparł i aktywował różdkę, po której dotknięciu półelf znikł z ich oczu. Nie usłyszeli także, żeby się przemieszczał pod osłoną niewidzialności, co mogło oznaczać tylko dobrze dla niego. Pozostało czekać… Ponownie.

Czas mijał, ale tym razem szczególnie wolno się ciągnął. Nie dochodziło jednak z korytarza wołanie o pomoc czy odgłosy walki, ale to nie musiało oznaczać, że wszystko jest dobrze. Co mieli zrobić? Czy należało czekać dłużej?
Nie wiedzieli ile czasu minęło, ale zakładali, że długie minuty, tylko… czy niewidzialność nie powinna już zniknąć z Aerona? Ocero delikatnie stukał palcami o swoje ramię wyraźnie się niecierpliwiąc. Teoretycznie różdżki są wielorazowego użytku więc może, rzucił zaklęcie na siebie jeszcze raz… Quelnatham też zaczynał się niepokoić. Szczególnie, że to on był odpowiedzialny za bezpieczeństwo chłopaka. Powiedział mu wszak, że zaprowadzi go do Waterdeep.
- Powinniśmy zobaczyć co się stało. Ostrożnie. - Popatrzył na Ocero w jego zbroi i powiedział: - Poczekaj na nas. Zawołamy, gdy będziemy w potrzebie.
- Na pewno was usłyszę z odległości tylu metrów...
Kąciki ust czarodzieja uniosły się do góry. - Zapewniam cię, jeśli wywiąże się walka usłyszysz nas. Dźwięk niesie się daleko w tych korytarzach. - odpowiedział. Zaraz po tym położył palce na swoich powiekach i wyszeptał zaklęcie. Wyciągnął przed siebie lewą dłoń i rzekł: - Idźcie powoli za mną. Moimi śladami. Wehlryrd’tarze jeśli możesz wspomóc moje umiejętności zrób to teraz. Byle tylko nie zaklętą muzyką.
- Wybaczcie Czcigodni jednak muszę pozostawić was samych na czas tej drogi. Dołączycie do mnie kiedy znajdę Aerona. - Po czym Erilien dokończył czar a chwilę później nie było już elfiego paladyna lecz niewielki szary skrzydlaty diablik. - Polecę przodem. - Odezwało się stworzenie piskliwym głosikiem lecz z łatwością można było rozpoznać pompatyczny sposób mówienia paladyna. Wieszcz zrobił wielkie oczy i stłumił atak… kaszlu. Szybko jednak doszedł do siebie i machnął innym na znak by za nim szli.
Tymczasem paladyn w zmienionej formie wyskoczył w górę i po chwili wzbił się w powietrze z cichym szelestem skrzydeł. Zatoczył koło nad towarzyszami by przyzwyczaić się do tej formy i ruszył w głąb tunelu z nadzieją, że pułapki wymagały aktywacji dotykiem.
Ok… drowy przebierają się za elfy, mieszańce elfów i ludzi wiedzą więcej o Podmroku niż drowy, a elfy zmieniają się w pozaplanarne skrzaty… Ocero nauczył się dużo na tej wyprawie, zaczynając od “nie wstawaj z łóżka… nigdy”. Chyba tylko Wehlryd’tar nie wydawał się specjalnie wzruszony tą przemianą, jakby i tak od dawna tak właśnie postrzegał Eriliena.
- Świetnie, mogę zatem czarować… Ale póki chcecie, żebym był cicho, będę tylko uroczo się uśmiechał - wyszczerzył swoje zabawnie kontrastujące z jego skórą białe zęby - Ale przy pierwszych kłopotach zadbam o wasze zgrabne zadki.

Powoli przemierzali korytarze rozglądając się bacznie za Aeronem. Co pewien czas musieli zawrócić, bo natrafili na ślepą odnogę. W jednej z nich wpadli na sporych rozmiarów pajęczynę, nienaruszoną. Zaplątali się trochę w nią, ale ostrożne ruchy wystarczyły, aby się z niej wydostać bez alarmowania nikogo… chyba.
Quelnatham z irytacją dostrzegał, że jest tu spora ilość bocznych korytarzy, z czego spora część nie prowadziła do niczego konkretnego. Natrafili oczywiście na walające się kości humanoidów, dawno odarte ze swojego ekwipunku. Część z nich miała nawet uszkodzenia od zębów.
W korytarzach rozległo się ciche otarcie o skałę. Elf zamarł, położył palec na ustach i obrócił się. Co to mogło być? Wzmógł czujność i czekał czy dźwięk się powtórzy. Dźwięk powtórzył się dopiero po kilkudziesięciu uderzeniach serca, kiedy grupa zaczęła znowu się przemieszczać. Od strony pozostawionego z tyłu Ocero. Quelnatham nie odezwał się. Trudno, i tak prędzej czy później czeka ich walka. Ruszyli dalej w poszukiwaniu Aerona.
Nie uszli daleko, gdy tym razem przed nim nastąpiło poruszenie. Tym razem nie zaalarmowało go szurnięcie, ale stłumione warczenie. Wieszcz żałował teraz, że nie zna słynnego migowego języka drowów. Bez słowa nałożył czar zbroi i nachylił się do “Sevotara”:
- Wiesz co to może być?
Na usłyszenie hałasu za sobą Ocero odwrócił się przodem do jego źródła i dobył broni. Przemieszczał się dalej w stronę swoich towarzyszy, ale wolniej tym razem. Rozglądał się również po ścianach i suficie. “Nie cierpię pająków” pomyślał Selunita.
- Tu, na granicy Podmroku? - odpowiedział drow, łapiąc oburącz swoją kuszę - Jeśli warczy a nie skrzypi, to na pewno nie pająk. Jakiś jaszczur? Ale równie dobrze nie jest zbyt głęboko, więc może nawet niedźwiedź.
- Nic co hodują drowy? Zatem nie ma co tracić czasu. To nie ta ścieżka. Jeśli nas nie atakuje nie mamy po co być agresywni. - stwierdził Quelnatham wycofując się.
- Wiesz co chłopie? - Wehlyrd zachichotał pod nosem - Gdyby Corellonici byli bardziej jak ty, może sam bym się nawrócił.
- Jakie zatem bóstwo jest twoim opiekunem Wehlyrd’tarze? Eilistraee? - odpowiedział zaciekawiony w drodze powrotnej do ostatniego rozwidlenia.
Na twarzy drowa pojawiła się swego rodzaju wątpliwość, ale po chwili na jego usta wystąpił łagodny uśmiech. Chyba pierwszy raz odkąd ujawnił swoją prawdziwą naturę.
- Tak, tak mi się wydaje - powiedział z przekonaniem - Wiesz… Ostatnią rzeczą o jakiej myśli drow po opuszczeniu Podmroku, są boskie sprawki. W Menzoberranzan ma się za dużo… Życia duchowego.
Quelnatham odpowiedział uśmiechem.
- Rzeczywiście… jednak niewiasty w służbie twej Pani, które kiedyś miałem okazję poznać, wybitnie kontrastowały z tym co słyszy się o waszych podmrocznych kapłankach. Nieważne, porozmawiamy później. - docierali do skrzyżowania i tym razem czarodziej liczył, że trafią na odpowiednią drogę.
Wracając dwójka elfów natrafiła na Ocero. Selunita podskoczył kiedy poczuł obecność elfów za sobą.
- Na Łzy Selune… chcecie mnie zabić? Coś jest w stronę, z której przyszliśmy.
Wieszcz zastanowił się chwilę jak źle niewyspanie działa na ludzi.
- Co jest w stronę, z której przyszliśmy?
Ocero wzruszył ramiona.
- Usłyszałem dźwięk szurania o kamień za sobą… i zanim zaczniesz, wątpię abym ja był jego źródłem. Chyba, że w Podmroku dźwięk przemieszcza się wolniej niż jego źródło.
Czarodziej przytaknął. Jeśli to nie zbroja kapłana…
- Jesteśmy otoczeni. Lepiej pokonać to co nas śledziło. Zwierzę… nie musi być agresywne. Ktoś kto za nami podąża z pewnością nie życzy nam dobrze. - oznajmił.
- Cokolwiek to jest, pozwólcie, że najpierw spróbuję zamienić to w żabę - Wehlyrd’tar uśmiechnął się szerzej.
W tym momencie rozległo się już głośne, bliskie warczenie od strony, w którą zmierzali wcześniej. Quelnatham odwrócił się tam i początkowo wydawało mu się, że obraz mu się rozmywa, jakby potrzebował okularów… a jednak okazało się, że to nie była ułuda jego oczu. Przed nimi stało… głównym założeniu zwierzę, jakby czarna pantera o mackach… Głodna czarna pantera o mackach i sześciu łapach, której pozycji ciężko było określić...

[media]http://1.bp.blogspot.com/-tOa9ILlJF80/T4959oiG-RI/AAAAAAAACfA/dNFxdnudTKI/s1600/D&D+Displacer+Beast.jpg[/media]


A zza Ocero rozległo się kolejne warknięcie.
Selunita minął elfy i wymierzył dwa ciosy bestii, jego broń delikatnie błyszczała w mroku. Ciosy sunity nie były co prawda dokładnie wymierzone w bestię gdyż tak naprawdę nie był pewien gdzie ona się znajduje.
O dziwo pomimo warunków oba ciosy Ocero były skuteczne. Uderzenia rozległy się odgłosem przywodzącym na myśl starcie kości z buławą. Bestia zaryczała z bólu, wyraźnie rażona z odpowiednią siłą i cofnęła się kilka kroków gotując na skok, chociaż widać było, że trochę kuleje.
Sevotar opuścił kuszę i odetchnął błyskawicznie, szepcząc pod nosem kilka słów otuchy… Dla samego siebie. Jego własna magia przepełniła go, gdy przesuwając się odrobinę bliżej Ocero poczuł inspirację dla kolejnych słów.
- Nie lękajcie się- powiedział do nich, a jego słowa przepełniała wiara w ich możliwości - To tylko wygłodzone kocięta!
Bestia obrała za cel najbliższego niej Ocero. Zaatakowała mackami, którymi uderzyła w ręce kapłanka, które wszak trzymały broń… Selunita poczuł, jak dłonie mu mdleją, ale opanował to i utrzymał buławę. Atak może nie był mocny, ale jednak bolesny. Quelnatham rozpostarł dłonie i wokół niego pojawiło się pięć sfer o różnej barwie rozświetlając mroczny korytarz. Nie czekając posłał zieloną i przeźroczystą w potwora.
Bestia instynktownie skoczyła w bok, omijając prawie całą siłę zielonej sfery, jednak i tak została przezeń zraniona, kiedy kwasowa kula przetoczyła się po jej futrze. Z drugą nie poszło jej już tak łatwo, jako że oberwała całą siłą przeźroczystej, dźwiękowej sfery. Odrzuciło ją kawałek, ale nie powaliło, chociaż chyba zmniejszyło jej pewność, co do wykonania następnego ataku.
Dla pewności czarodziej poprawił jeszcze dwoma sferami. Wokół jego głowy krążyła już tylko ognista.
Nie tak jakby miał więcej opcji. Ocero wymierzył kolejne ciosy w abominacje.. jego szanse na trafienie równie wielkie co wtedy. Najwyraźniej były lepsze niż się spodziewał gdyż po pierwszym ciosie bestia padła martwa nie wydając z siebie nawet jęku. Ocero kiwnął głową elfom i spojrzał w kierunku, z którego dobiegało drugie warczenie.
Zza załomu wyłoniły się jeszcze dwie bestie lustrując intruzów. Wyglądały na raczej młode i na pewno głodne. Korytarz im niekoniecznie sprzyjał, jako że nie były w stanie otoczyć elfów i człowieka. Quelnatham na ten widok rzucił ostatnią, ognistą kulę w bardziej cherlawą bestię.
Bestia warknęła, gdy kula uderzyła w jej cielsko i wycofała się o kilka kroków najwyraźniej rozważając kto będzie następny, bo nie wyglądało na to, aby miała się poddawać. Sevotar wycofując się jeszcze trochę wycelował kuszą i wystrzelił w kierunku rannej bestii. Kiedy nacisnął spust, błyskawica z trzaskiem przeszła przez całą broń i oplotła wystrzelony bełt, który w locie rozjaśnił się, zostawiając po sobie jasną łunę. Bełt trafił bezbłędnie w bestię, która wydała z siebie żałosny skowyt i zawarczała, ale postanowiła się wycofać zamiast walczyć, pozostawiając swoich towarzyszy samych. Najwyraźniej uznała, że to jedzenie nie jest warte trudu.
Ocero trochę podbudowany swoim szczęściem w trafianiu kotów tempym narzędziem postanowił powtórzyć poprzednie działania i wymierzył ciosy w ostatnią z bestii. Były zabójczo precyzyjne. Potwór nie zdołał ich uniknąć, a siła z jaką zostały wyprowadzone musiała być kierowana ręką samej Selune. Bestia padła na ziemię, krwawiąc i drżąc z wszechogarniającego bólu. Jej towarzyszka będąca za Quelnathamem również zauważyła, że to gra niewarta świeczki i czym prędzej się wycofała.

Sevotar opuścił kuszę i zagwizdał pod nosem przeciągle.
- Sroga łapa - pokiwał z uznaniem głową, patrząc na Ocero.
- Świetnie. Chodźmy dalej. - Quelnatham nawet jeśli był pod wrażeniem siły kapłana nie dał tego po sobie poznać.
- Jasne, chodźmy, jeszcze Erilien zabije wszystkie drowy i nic nam nie zostawi - Wehl westchnął pod nosem i naciągając kolejny bełt na kuszę ruszył dalej.
Nie musieli iść daleko, gdy dotarli do kolejnego rozwidlenia, ale tym razem oznaczonego runą, najwyraźniej przez Eriliena. Kierowała ona w prawo. Tam podążyli. Szybko natrafili na rozbrojoną pułapkę, a za nim truchło jakiegoś podróżnika. Był martwy nie od tak dawno, ale nie zginął niedawno.
Ocero przykucnął przy denacie starając się ustalić przyczynę zgonu.
Ilość ran kłutych mówiła sama za siebie. Nie można tak krwawić i przeżyć tego. Wydawało się, że mężczyzna raczej kierował się z tego tunelu, nie zaś wgłęb niego.
Selunita wstał.
- Chyba idziemy dobrze.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 07-08-2014 o 18:35.
Quelnatham jest offline