Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-08-2014, 21:21   #51
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Część pierwsza


Pierwszy zabrał głos Quelnatham:
- Sądzę, że najpierw powinniśmy rozważyć kilka możliwości działania. Wehlyrd’tarze myślisz, że infiltracja obozowiska od wewnątrz mogłaby być dobrym działaniem? Mam przygotowane pewne zaklęcie, które pozwoli mi zmienić wygląd. Przyszlibyśmy do obozu jako ich pobratymcy. Jeśli nie zaatakowaliby nas od razu moglibyśmy zdobyć pewną przewagę, nawet jeśli tylko rozproszylibyśmy ich rozmową.
Ocero potrząsnął głową, aby rozjaśnić myśli. Już kiedy się kładł jedna myśl nie dawała mu spokoju. Teraz w sumie był chyba dobry moment na jej wygłoszenie.
-A właściwie… ktokolwiek wie: W którą stronę jest to wejście? Jak głęboko w Podmroku znajduje się ten obóz? I w którą stronę wewnątrz Podmroku się on znajduje? Bez urazy, ale ja nie posiadam dokładnej mapy tuneli pod Srebrnymi Marchiami, więc plan jest, że wchodzimy na ślepo do najniebezpieczniejszego miejsca w Faerunie?
- Czcigodny, pamiętając gdzie natknęliśmy się na na drowa możemy określić mniej więcej gdzie znajduje się jaskinia. Zaś jeśli idzie o głębokość na jaką musimy się zapuścić… - Erilien odruchowo przegryzł suchara, wszak potrzebował sił na nadchodzącą wyprawę. - O ile się nie mylę grupa zabójców zmierza na powierzchnię by mordować. Jeśli zaś jestem w błędzie wówczas wystarczy zniszczyć wejście do Podmroku.

- To ja zadam inne pytanie.. - mruknął Aeron po przełknięciu kęsa suszonej wołowiny. - Kto, prócz Sevotara, jest w stanie widzieć poprzez mroki podziemi?
- Zważając, że tyle we mnie krwi drowa, co smoka. Przyznam, że nie potrafię.- Ocero wyjął żywność ze swojego plecaka i rozpoczął konsumpcję.
- Ja posiadam taką zdolność. - Wyznał Erilien odrobinę niechętnie.
- Ja… - zawahał się Aeron spoglądając nieco podejrzliwie na Eriliena. - … jestem w stanie sobie dać radę - odparł wymijająco, po czym spojrzał twardo na paladyna, ale nic nie powiedział.
Kolejny element układanki - zanotował w myślach Quelnatham. Cieszył się, że Erilienowi wystarczało zniszczenie wejścia. Być może szaleństwo było tylko przejściowe. Może ujawniało się tylko w chwilach wielkiego napięcia?
- Bardzo dobrze. Zawalimy wejście do groty i wracamy na szlak. Nie mamy tropiciela, ale myślę, że moja magia może pomóc nam znaleźć drowy, jeśli tylko nie są zbyt daleko.
Selunita wyjął napierśnik swojej zbroi z worka i rozpoczął jej nakładanie.
- Mnie pasuje. Jeżeli niedługo będziemy jechać, to któryś z was powozi. Mnie zostało jeszcze przynajmniej 4 godziny snu, żeby myśleć na tyle trzeźwo, że nie widzę nic złego w pójściu mordować drowy w Podmroku. W sumie wygodnie, że istnieje tylko jedno wyjście z Podmroku.

Aeron machnął ręką.
- Podmroku na pewno nie zwojujemy. Może innym razem, co? - uśmiechął się ironicznie pół elf. - Może po tym wszystkim będę w takim stanie, aby radośnie i w podskokach iść zniszczyć wszystkie dzieci Lolth. Na razie mam sił tylko na ten jeden wypad. - wzruszył ramionami i przysunął się do Quelnathama, po czym wyszeptał. - Nie widziałeś może… Żeby ten drow… Miał jakieś symbole przy sobie?
- Czemu pytasz? Erilien - tu wskazał na niego - być może przeszukiwał jego zwłoki, ja nie zauważyłem.
- Bez znaczenia - mruknął Aeron i zerknął na Eriliena, ale wyraźnie nie chciał się zwrócić do niego z pytaniem.
- Czcigodny Ocero ciągle jest w posiadaniu sztyletu tego drowa, być może na nim znajdują się jakieś symbole.
Ocero wyciągnął sztylet zabrany świętej pamięci drowowi i zaczął się przyglądać broni w poszukiwaniu czegoś co by wyglądało na symbol religijny boga skrytobójców. Niestety niczego takiego nie zauważył, coś jednak przykuło jego uwagę.
- Symbolu nie ma, chociaż pewnie bym go nie rozpoznał. Tutaj jest jakaś runa… chyba. Znacie się na tym? - podał ostrze Aeronowi.

[media]http://fc04.deviantart.net/fs27/f/2008/076/d/9/Red_Rune_by_GravityGlitch.jpg[/media]

Aeron chwycił sztylet i zaczął mu się uważnie przyglądać. W pewnym momencie wstał i odszedł kawałek wciąż oglądając broń. Po chwili wrócił do towarzyszy i podał sztylet Quelnathamowi.
- Nie znam tego. Na pewno nie jest to typowa elfia runa. - wytłumaczył krótko ucinając temat. Erilien jednak spostrzegł, że coś było nie tak… a Sevotar poprzez fakt, że przebywał wśród swoich pobratymców był w stanie wyczuć, że gdzieś tutaj czai się kłamstwo. Czarodziej zmarszczył brwi. Co ten młodzik mógł wiedzieć o elfiej kaligrafii i tajemnych znakach? Obejrzał uważnie sztylet. Musiał przyznać, że nie była to żadna znana mu runa, jednak… miał wrażenie, że już gdzieś ją widział w Cormanthorze. Na ruinach? Z tego, co pamiętał jej znaczenie nie zostało rozszyfrowane. Przybrał jeszcze poważniejszy wyraz twarzy. Na pewno czarcia w takim razie. Rzucił proste zaklęcie wykrycia magii, choć był prawie pewien, że sztylet jest bez wartości. Faktycznie, magii w tej broni nie było.
Aeron niby bez zainteresowania spoglądał na to, co robił Quelnatham, ale coś w zachowaniu młodzika mówiło mu, że nie jest tak do końca. Czarodziej miał jeszcze jeden sposób, by się czegoś dowiedzieć. Wyprostował palce lewej dłoni spoglądając na pierścień. Prosta obrączka z białego złota, a jednak można było na niej dostrzec subtelne pismo. Inne w zależności od padającego światła. Niestety… potężna magia nie była prędka. Ale wracając do Aerona…
- Widziałeś tę runę we śnie? - zapytał nagle czarodziej.
Aeron wahał się, ale odparł skrzywiony.
- Widziałem… Widziałem ją na żywo - mruknął niechętnie. - Może dajmy temu spokój?
-Być może… -odparł elf. - Wydaje mi się, że widziałem ten znak, ale nie wiem co on oznacza. Oczywiście mogę użyć magii poznania, ale zajmie to trochę czasu. Chcecie poczekać? Czy może najpierw zakończymy sprawę przejścia? - zwrócił się do wszystkich.
- Ale naprawdę nie ma sensu, to raczej nic takiego… - przekonywał Aeron trochę poddenerwowany. - Powinniśmy iść do tych tuneli i zająć się tym obozem, jako że później i tak wylezą…
- Kiedy można rozjaśnić drogę tylko głupiec brnie przez mrok. - Erilien zacytował stare przysłowie. - Poczekamy.
- Bezpieczna droga nie zawsze dobrą jest…- zawtórował mu Ocero.
Kąciki ust czarodzieja się uniosły się odrobinę. “Co za zmiana…”- myślał - ”nie trzeba być jasnowidzem, żeby zobaczyć, że coś jest nie tak z dzieciakiem”. Pokiwał głową paladynowi i kapłanowi.
- Nie przeszkadzajcie mi przez chwilę. - powiedział wieszcz po czym położył lewą dłoń na runie i przymknął oczy.

Aeron parsknął zirytowany i mruknął coś, co brzmiało “Pierdoleni wyznawcy Corellona”. Złożył ręce na piersi próbując się powstrzymać przed komentarzem.
Czarodziej otworzył oczy i spojrzał nieprzyjaźnie na młodzika. Miał już dość tego podłego zachowania.
- Aeronie przez wzgląd na swoją krew powinieneś okazać Seldarine choć trochę szacunku.
Aeron uśmiechnął się krzywo.
- Moja krew nie ma tu nic do mówienia. - wzruszył ramionami. - Czy to taki grzech, że nie przepadam za waszymi Seldarine, a tym bardziej za ich królem?
Ocero spojrzał na pólelfa.
-Nie znamy twej historii, więc nie dziw się, że ta dwójka jest zdziwiona twoim podejściem.- Selunita spojrzał na Quelnathama - Podążając tą logiką powinien też okazać szacunek Chauntei, Selune… bogom furii… sporo tego. - jeszcze raz zerknął na Aerona - Jeżeli chcesz, aby dali ci “spokój” może opowiedz im o swoich doświadczeniach z corellonitami.
Mieszaniec parsknął.
- Nie. - po czym spojrzał hardo na Quelnathama. - Czemu niby zasługują na mój szacunek?
- Ponieważ dzięki nim będziesz się cieszył długim życiem i powoli przychodzącą starością. Ponieważ, o ile dobrze pamiętam, Selune, którą jak sądzę cenisz zabiega o pokój i szacunek między rasami. - odparł od razu elf.
Ocero uniósł brew na wypowiedź Quelnathama. Podejrzewał, że Aeron może być wyznawcą… lub chociaż wspierającym Selune, zważając na jego obecność w świątyni. Postanowił na razie nie interweniować i pozwolić dwóm spiczastouchym wymienić się poglądami religijnymi.
- Będę się cieszył życiem, które dla was będzie małym wycinkiem waszego i tą powolną starością, dlatego że mój ojciec i moja matka nie uważali, najpewniej oddając się żarowi nocy. - wzruszył ramionami.
Quelnatham zaczął się zastanawiać czy chłopak umyślnie nie rzuca oszczerczych uwag. Elfia seksualność była o tyle bardziej wysublimowana…
- Jednak ta długowieczność, którą przekazał ci rodzic nie jest darem od niego samego, a od naszych bogów. Pamiętaj, że… - zaczął, ale zobaczył niecierpliwą minę Eriliena. Rzeczywiście, nie był to czas na dyskusje o wierze, szczególnie, że pozbawionemu snu Ocero co chwilę opadała głowa. - to nie czas na takie rozmowy. Uszanuj naszą wiarę tak jak i my szanujemy twoją.

Wyprostował się i odwrócił w kierunku innych towarzyszy. - Moja magia niewiele pomogła. To z pewnością symbol związany z Zinzereną. Używany przez jej wyznawców, choć możliwe, że przyjęli ją od czcicieli demonów.
- Mówiłem. Nie było po co szukać -
mruknął mieszaniec. - To zwykły symbol je… - ugryzł się w język i zamilkł.
- “Zwykły symbol je..” - Ocero wykonał ręką ruch ponaglający pól-elfa do kontynuacji - Już tyle wygadałeś…
- Czcigodny nie naciskajcie. Wierzę, że nie wpłynie to na naszą misję inaczej Aeron powiedzial by wszystko. - Po czym paladyn zwrócił się do półelfa - Prawda?
Aeron spojrzał butnie na Eriliena.
- To są moje sprawy, a i nie sądzę, aby ukrywanie ich miało nas zabić.
- Każdy ma swoje sekrety, nie mamy prawa żądać byś je wyjawiał. - Erilien był w wyjatkowo ugodowym nastroju, czyżby miało się na zmiane pogody? - Jeśli będziesz chciał sam nam o tym opowiesz.
- Jasne. - mruknął pół elf. - I tak sądzę, że będę chciał z wami dwoma, corellonitami, wyjaśnić pewne kwestie…
- Bardzo słusznie. - odparł Quelnatham łagodnym tonem, chociaż gotował się z gniewu. Bezczelny gówniarz ukrywa przed nimi... co? Był kultystą demonów? Wzywał Demogorgona czy może po prostu wstąpił do sekty Bhaala? W każdym razie chłopak musi się wytłumaczyć skąd znał ten znak. - Załatwmy szybko nasze sprawy. Porozmawiamy w drodze.
- Słusznie. - Przytaknął Erilien szykując się do drogi. - Nie zwlekajmy dłużej niż jest to konieczne.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 06-08-2014 o 21:55.
Quelnatham jest offline  
Stary 06-08-2014, 22:34   #52
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
CZĘŚĆ DRUGA
__________________________________________________

Ruszyli przez las pograżony w mroku przedświtu. Paladyn objął miejsce na czele grupy, prowadząc towarzyszy do miejsca w którym razem z kapłanem spotkali drowa.
Las był niezwykle cichy, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że większość zwierząt chroniła się w swych norach przed deszczem. Jakby cały świat wstrzymywał oddech czekając na wynik tej prowizorycznej krucjaty. A może było w tym coś więcej? Nie po raz pierwszy Erilien przyłapał się na mysli, że oddał by naprawdę wiele by znów poczuć znajoma obecność, boski płomień ogrzewający duszę. Obejrzał się by zobaczyć jak radzą sobie jego kompani. Jego pobratymiec szedł powoli, wyraźnie strapiony. Po głowie wieszcza krążyły czarne myśli. Czarcie runy i wizje ruiny. Od czasu do czasu on też spoglądał po innych. Czy nie ufał im za bardzo? Wszak wiedział o nich bardzo niewiele.
Erilien zobaczył, że Aeron podążą niedaleko za nim z zaciętą miną, trzymając dłoń na rękojeści przytroczonego do pasa miecza. Półelf był wręcz potwornie poważny i skupiony.
Ocero szedł na tyłach grupy, jego masa oraz zbroja i reszta ekwipuneku nie pomagały mu przemieszczać się po grząskim gruncie. Spojrzał na przewodzące mu elfy. W sumie dobrze będzie ustalić chociaż odrobinę strategii.
- Jeżeli dojdzie do starcia i usłyszycie jak krzyczę “Na światło Selune” oznacza to jedno. Zamknijcie oczy. Moja tarcza jest zaklęta, aby emitować oslepiające światło kiedy wypowiem te słowa. Może dać nam to przewagę.
- Bardzo dobrze. Ja też przygotowałem zaklęcia światła. Miejmy nadzieję, że nie trzeba ich będzie używać. Aeronie, gdyby było niebezpiecznie… - zaczął Quelnatham. Szybko jednak pomyślał, że ciągłe strofowanie może tylko pogorszyć sprawę. - uważaj. Masz miecz? Może chcesz mój łuk?

- Mam miecz… - wskazał na broń. - Nie martw się. Wbrew pozorom umiem sobie poradzić…
Sevotar, czy Wehlryd’tar jak ponoć się nazywał, szedł pomiędzy nimi w ciszy. Jednak im bardziej zbliżali się do swojego celu, tym bardziej wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć… Alż wreszcie się przełamał.
- Jedna drobna sprawa, Czcigodny - zwrócił się do Eriliena i brzmiał, jakby z całej siły powstrzymywał się przed włożeniem w swoje słowa jadu - Jak mam wam pomóc, skoro nie chcesz, żebym czarował? Czy nie mógłbyś uchylić mi tego zakazu, abyśmy wszyscy nie zginęli w brutalny i widowiskowy sposób?
Paladyn zlustrował drowa wprawnym okiem doświadczonego wojownika, westchnął ciężko jakby mu wszelkie cierpienia Illmatera nagle spadły na duszę.
- Odwrócisz ich uwagę. - Zdecydował w końcu nie widząć innego zastosowania dla Sevotara.
- Mógłbym uczynić to wszystko dużo łatwiejszym - skrzywił się drow - Ale ty i tak będziesz szedł swoją kamienistą ścieżką… Równie dobrze mogę tutaj zostać, bez swojej magii i tak na wiele wam się nie przydam. Ale niech ci będzie.
Uśmiechnął się pod nosem, upewniając się wcześniej, że paladyn nie dostrzeże tego grymasu.
- To co mnie martwi to dla kogo było by to łatwiejsze.
Mizerny był ten ich duch bojowy ale przynajmniej był a to się liczyło w nadchodzącej potyczce. Nie krążyli zbyt długo, zanim dotarli do miejsca, w którym Ocero i Erilien napotkali drowa, co u kapłana mogło powodować uścisk w żołądku, bo wątpliwe, aby się z tym wszystkim pogodził. Kiedy się tam znaleźli musieli jednak ustalić co dalej. Rozglądali się po otoczeniu zastanawiając, z której strony przyszedł ów wyznawca Zinzereny. Na szczęście kapłan i paladyn pamiętali jak drow leżał, więc mieli pewne pojęcie, z której strony nadszedł.
- Co zatem dalej? Wiecie jak iść czy mam użyć zaklęcia?- zapytał Quelnatham.
Erilien w milczeniu skinął głową czarodziejowi, więc ten śpiewając cicho splótł czar poszukiwania. Miał obawy, czy zaklęcie zadziała. W końcu mieli tutaj jednego drowa i liczył, że nie jest on jednak wyznawcą Zinzereny… albo Aeron nim nie jest. Niemniej po chwili zyskał nadnaturalne przeczucie kierunku, w którym znajdował się ów okaz… tylko czy to był ten konkretny okaz? Należało spróbować.
- Tędy - rzekł stanowczo i z jedną ręką wyciągniętą przed siebie, jakby niedowidział, zaczął prowadzić grupę. Zaczęli poruszać się w kierunku, w którym prowadził ich wieszcz. Ledwo weszli pomiędzy linię krzewów, gdy Erilien zobaczył coś, co inni przeoczyli. Na ziemi, pomiędzy trawami, leżał niewielki sztylet do rzucania ubrudzony ledwo zauważalnie krwią. Przywodziło to na myśl opowieść drowa, chociaż znajdował się on… blisko. Pospiesznie rzucił prosty czar by sprawdzić czy broń nie jest obłożona jakimś szkodliwym zaklęciem.Ale broń nie była obłożona żadną klątwą czy czarem, który sprawiłby, że oczy b wyparowały dzierżącemu.Schylił się i podniósł ostrożnie sztylet, uważał przy tym aby się nie zranić. Nie wiadomo czy ostrze w dalszym ciagu nie było zatrute. Przyspieszył kroku i juz w drodze obłozył sie zaklęciem pancerza.
- Ostrożnie, mogą być blizej niż nam się wydawało. - Zwrócił się do Quelnathama ściszając głos.
- Czekaj… rozejrzyjcie się po okolicy, może mamy kolejnego trupa.- Selunita podszedł do Eriliena - Dziwnie blisko ten sztylet jest, co nie? Być może szef tego drowa go nie dobił, bo sam był już martwy? Gorzej jeżeli nie i widział nas… oznacza to, że mogą się nas spodziewać.
- Gdyby nas widział zaatakowali by kiedy odpoczywaliśmy. Sadzę, że o nas nie wiedzą. Martwi mnie jednak co innego, to, że mialem rację i wyszli na powierzchnię mordować. - Paladyn pozwolił by pełnia grozy w jego słowach dotarła do selunity. - Musimy ich znaleźć nim oni znajdą ofiary i poświęcą je Zinzerenie.
Quelnatham w tym czasie uważnie oglądał ostrze. Szukał na nim demonicznego znaku, ale go nie znalazł. - Ciekawe - powiedział. - na tym nie ma runy. Ruszajmy dalej. Ostrożnie.
Selunita ruszył za resztą.
- Oni “poświęcają” ofiary swych morderstw, czy poprostu zabijają? Bogini assassynów nie wygląda mi na kogoś, kto by się spodziewał odprawiania rytuałów przy zabójstwach.
- Gdy walczę w imieniu Corellona nie muszę odprawiać dodatkowych rytuałów by poświecić mu bitwę, to ona jest rytuałem. - Oświecił kapłana Erilien.
- Dobrze dla ciebie… - mruknął Aeron i zerknął na Eriliena. - To Ocero i Quelnatham będą szli ze światłem?
- Drowi panteon raczej wyznaje skuteczność nad skomplikowaniem, chociaż nie ukrywam, że nigdy nie byłem specjalnie obeznany z Zinzereną - wtrącił Wehl, człapiąc bez większego entuzjazmu obok nich.
Aeron przygryzł wargę na słowa Sevotara, ale mruknął cicho.
- Chodzenie ze światłem w poszukiwaniu drowów to debilizm… Chodzi tylko o dwie osoby, więc mógłbym… im pomóc.
Ocero spojrzał na Aerona.
- Na czym miałaby polegać ta… “pomoc”?
Półelf westchnął.
- Na niczym, czego sami nie moglibyście mieć. - wyciągnął z sakiewki przytroczonej do pasa małą butelką z jakąś cieczą w środku.
-Mikstura? Nie mam nic przeciwko… Quel? - spojrzał na elfa.
- Eliksir widzenia w mroku? - zapytał ten. Spojrzał w górę na księżyc. - Noc jest jasna, wystarczy mi to. Poza tym nie liczcie, że podejdziemy tego zabójcę. W piątkę robimy taki hałas, że słychać nas na strzał z łuku. - krytycznie popatrzył na zbroję kapłana. - Światło może go spłoszyć, ale może dać nam przewagę. Zresztą nie wiemy, czy nie wrócił pod ziemię. Chodźmy dalej, zobaczymy gdzie on jest. - stwierdził i kontynuował prowadzenie grupy.
- To mikstura na wypadek, jeżeli byśmy jednak mieli schodzić do Podmroku. - wzruszył ramionami Aeron. - Wątpię, aby trzymanie was za ręce i prowadzenie ślepymi przez mroki podziemi było da was komfortowe i zwiększało naszą skuteczność jako grupy. Do tego już widzę uśmiechy tych drowów, jak zobaczą dwójkę całkowicie ślepych idących wprost w ich łapy. Na pewno to, co im zafundujecie to krucjata czystej radości. Dla nich.
Quelnatham prowadził dalej grupę. Im silniejsze było wrażenie kierunku, tym większą mag miał pewność, że są coraz bliżej. W końcu wrażenie stało się tak silne, iż odczucia kierowały go… w dół Kategorycznie w dół. Pewne było jedno- obiekt poruszał się coraz niżej i niżej, chociaż początkowo zdawał się być jeszcze na Powierzchni. Słoneczny elf czuł jednak, że udało mu się zlokalizować moment, w którym osobnik zaczął schodzić pod poziom gruntu… i było to niedaleko… Bardzo niedaleko, jak się okazało, gdy przeszli jeszcze kilkanaście metrów i stanęli przed jaskinią, zapewne połączoną tunelami z Podmrokiem.
- Drow zszedł pod powierzchnię niedawno. Zamykamy przejście, czy ktoś chce go gonić? - Quelnatham spojrzał po towarzyszach.
Paladyn rozważał pytanie czarodzieja przez chwilę.
- Muszę się upewnić, że nie zabiera w Mrok niewolników. Jeśli chcecie Czcigodni możecie tu poczekać, to nie potrwa długo. - Taką przynajmniej miał nadzieję a nie chciał psuć morale oddziału podejrzeniami.
Aeron pokręcił oczami.
- Przecież powiedziałem, że też idę.
Ocero spojrzał na Eriliena, czy ten elf poprostu wymyśla na poczekaniu co robią drowy, aby usprawiedliwić swoją chęć zabicia ich?
- Myślałem, że oni zbierają “ofiary na poświęcenie”, nie ważne. Nie puscimy cie samego. Jeszcze się zgubisz.
- Tego pytajcie Czcigodny jakie tradycyjne rozrywki urządzaja sobie drowy na powierzchni. - Paladyn wskazał stojacego niedaleko Sevotara.
- To się pewnie nazywa wycieczki turystyczne. - wzruszył ramionami Aeron. - Ale, paladynie, sugeruję jednak, żebym ja szedł pierwszy… chyba, że zwiad to twoja druga skóra.
- Podejrzewam, ze jego druga skóra to zbieranie drwa na opał…- Ocero spojrzał na miskturę i nie zauważył morderczego spojrzenia paladyna. - Ile trwa działanie tego specyfiku?
- Wystarczająco - oparł poważnie Aeron. - To będą długie godziny. - spojrzał krytycznie na napierśnik Ocero. - Umiesz się w tym poruszać cicho?
- Erm kapłani Selune nie słyną ze skradania się.. wątpię, abym był wstanie poruszać się cicho gdybym biegał tak jak matka mnie wydała na swiat…. pewnie by było jeszcze głośniej bo bym klął na kamienie.
Aeron zakrył dłonią oczy i westchnął głośno.
- To już wiemy, kto będzie robił za odwracacza uwagi - mruknął. - Tam na dole nie ma śpiewu ptaszków czy pędzących koni, aby zakryć twoją obecność…
- To zgaduje… mogę iść na przedzie i ściągnąc ich uwagę na siebie. Lub z tyłu dalej od was, aby ich zmylić co do waszej pozycji.

- Z przodu odpada, bo spierdoliłbyś cały zwiad, a bez tego nie będziemy wiedzieli w co się pchamy. Z drugiej strony, jeżeli nam się zgubisz w mrokach i spanikujesz, to będzie zabawnie…
- Spanikujesz? Słuchaj Aeronie, staram się traktować cię z szacunkiem… pomimo, że kilka twoich wypowiedzi, poważnie każe mi się nad tym zastanowić. Więc jeżeli naprawdę uważasz, że kapłan w zbroi jest bardziej prawdopodobny do wykrycia przez obóz WYTRENOWANYCH ZABÓJCÓW, niż mag, paladyn i bard, które to zawody jak wszyscy wiemy słyną z cichego zachowania, to proszę powiedz mi.
Aeron przetarł oczy panując nad irytacją. Nie zaczął jednak mówić jadowitym tonem, a odezwał się całkowicie opanowanym głosem.
- Tak, spanikowany. Bo to jest możliwość i bez złośliwości to mówię. Byłeś kiedyś w tunelach Podmroku? Zakładam, że nie. Więc nie wiesz jak się tam będziesz czuł, bo to inny świat. Wyobraź sobie, że się zgubiłeś. Nie wiesz gdzie jesteś, ale za to, wiesz że gdzieś czają się drowy, które znają ten teren lepiej od ciebie. Nie możesz nas zawołać, idziesz coraz bardziej zaniepokojony...
- Jeżeli się zgubię mam zaklęcie, które wydostanie mnie na powierzchnię.. - Ocero westchnął - Aeronie… ile ty masz do cholery lat i skąd tyle wiesz o podmroku, drowach i bogowie wiedzą czym jeszcze? Ja podchodzę powoli pod 40, a podejrzewam, że nie doświądczyłem tyle co ty…
- Ucinam temat - mruknął zirytowany Aeron. - Trzeba się ruszyć. - zerknął na Sevotara i Quelnathama. - Podtrzymujecie chęć wyruszenia z nami?
- A i owszem - Sevotar skinął głową, przygląjąc się Aeronowi z nieco większym zaciekawieniem - Warto jednak zaznaczyć, że cała ta sytuacja zaczyna mnie coraz bardziej bawić. Zastanawiam się, czy ten świat opuścili bogowie, czy zdrowy rozsądek.
Zachichotał pod nosem, ale zaraz uniósł dłonie w obronnym geście.
- Ale bez urazy oczywiście. Rozumiem nerwy i stres. I jeśli mogę zaproponować równie szaloną myśl… Może mógłbym jednak rzucać zaklęcia? Bo widzicie kochani, ja nie umiem się skradać ni w ząb. Znaczy, mogę próbować, ale prawdopodobnie ten pan tutaj w wielkiej zbroi zrobi to nie gorzej ode mnie. Z Podmroku wydostałem się dzięki swojej magii i urokowi osobistemu, nie zwinnym nogom.

- Na uroku osobistym daleko nie zajdziesz w tej sytuacji. Sądzę, że zabójcy nie będą tak ufni przybyłemu znikąd, nawet drowowi. Umiesz chociaż walczyć? Bez magii? Bo nie wiem co powie nasz paladyn. - wzruszył ramionami.
- Jestem bardem na litość boską - drow rozłożył ramiona bezradnie i przewrócił oczyma - Zdołałem przeżyć długie lata w Menzoberranzan uwalniają niewolników pod nosami kapłanek Lolth, grupa paranoicznych zabójców to przy tym pikuś. Umiem walczyć, nieźle strzelam, ale cóż… Czekamy co powie nam nasz zacny przywódca.

Założył dłonie na pierś i wlepił spojrzenie w paladyna. I nie było to przyjemne spojrzenie.
- Więc, o Najwyższy? - zapytał go - Co sądzisz na temat mojego prostego pomysłu? Czy lud, który wybrał cię do władzy może skorzystać na moim “uwolnieniu” czy może twoja nieskończona intuicja widzi we mnie zło, którego nawet ja nie zauważyłem?
Aeron po usłyszeniu, że Erilien jest przywódcą ledwo opanował skrzywienie. Zauważając to, czekający na odpowiedź elfa drow tylko uśmiechnął się szerzej.
Półelf spojrzał jeszcze na Eriliena.
- Daj spokój z tym całym zakazem. Nie pora na to, jeżeli mamy skutecznie dobrać się do tych drowów. - mruknął. - Ale to w sumie twoja decyzja.
Paladyn milczał, w tej sprawie nie miał nic wiecej do powiedzeia, póki co Sevotar za ratunek na trakcie odwdzięczał się tylko złośliwościami i bluźnierstwami pod adresem Seldarine. Gdyby byli na Evermeet już dawno jego niepokorny język spłonąłby w oczyszczajacych płomieniach ale Erilien nie był u siebie. Czasami, w takich chwilach jak ta, bardzo tego żałował.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 06-08-2014, 22:49   #53
 
Ferr-kon's Avatar
 
Reputacja: 1 Ferr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znany
Część trzecia



Quelnatham uniósł oczy ku niebu, ale żaden bóg się nie ozwał. Westchnął ciężko. Teraz już wiedział co tak nie podobało mu się w Erilienie. Fanatyzm nie przystoił elfiemu rodzajowi. Tylko upadłe, mroczne elfy kultywowały swą ohydną teokrację. Po raz kolejny zaczął zastanawiać się nad poczytalnością paladyna.
- Zastanów się Erilienie. W promieniu wielu mil nie mijaliśmy żadnego osiedla. Nawet jeśli ryzykowali podróż w taką noc jak ta nie mogli zdążyć tu wrócić. Drow, którego czułem zszedł pod powierzchnię niedawno, już po deszczu. Musiał zostawić jakieś ślady w tym błocie. Aeronie nasz zwiadowco poszukaj tropów. - dodał w kierunku młodzika zapalając światło na czubku podniesionego z ziemi patyka. Gotował się cały słysząc jak szczyl ich poucza, ale z drugiej strony zadawał sobie te same pytania co Ocero. Skąd on to wszystko wie? Nic to, trzeba było zapanować nad tym poronionym przedsięwzięciem.
- Nie będę bazował tylko na twoich paranoicznych przywidzeniach Erilienie. Przyszedłem tu po to by zawalić to wejście i nie mam żadnego powodu sądzić, że mroczni zdołali kogoś porwać.
- Czcigodny zapominacie się. Nie moim pomysłem było ciagnąć was za sobą i nie zmuszam was byście brnęli dalej w mrok. Ja przysięgałem, wy nie. Moj honor wymaga bym dotrzymał ślubów, wasz nie. - Paladyn miał juz zdecydowanie dość marudzenia kompanów. - Zostańcie tutaj jeśli taka wola. A jeśli nie wrócę w ciągu trzech godzin uznajcie, że poległem i zawalcie tunel.
Aeronowi wyraźnie nie podobały się argumenty Quela, ale wziął od niego ten patyk i zaczął się rozglądać… Praawdopodobnie tylko dlatego, żeby nie powiedzieć czegoś jeszcze.
Selunita westchnął.
- Wybacz, ale moje śluby kapłańskie nie pozwalają mi zostawić potrzębujęgo. Nawet jeżeli potrzebujący jest idiotą i/lub chorym na zabijanie fanatykiem. Dlatego pójdę z tobą, ale ostrzegam, jeżeli przez twoją głupotę i zawiść do drowów ja zginę, to znajdę po tamtej stronie naszego wspólnego znajomego i oboje nie damy ci żyć.
- Czcigodny doceniam intencje ale mylnie osądzasz sytuację. Nie jestem “potrzebującym”, jeśli siły przeciwnika okażą się zbyt wielkie wówczas odejdę. - I jeszcze go będzie to dziecko obrażało, do czego zmierza świat. Chyba tylko do upadku.- Może człowiekowi trudno jest w to uwierzyć ale walczę z drowami niemal dwukrotnie dłużej niż wy żyjecie waleczny Ocero.
Ocero wykrzywił usta w grymasie.
- Mądry człowiek raz powiedział “Nie ten żył więcej, co żył dłużej, lecz ten co więcej zrobił z czasem mu danym”. Czy robiłeś coś oprócz bicia drowów?
- Czcigodny zapewniam was, że na studiowanie mej biografii będziecie mieli jeszcze sporo czasu acz ten moment nie jest ku temu najszczęśliwszy.
- Mieliśmy zniszczyć wejście, nie ścigać każdego drowa osobno. - wtrącił się czarodziej.
- Zniszczycie, Czcigodny.
- Zatem do dzieła. - poweidział i rozprostował palce.
- Istotnie, czas ruszać. - Oznajmił paladyn po czym szybkim krokiem podążył w ciemności jaskini. Quelnatham chciał jeszcze coś powiedzieć, ale otworzył tylko usta i zmienił zdanie. Nie chciał uczestniczyć w kolejnej dyskusji o drowach. Wyciągnął tylko dłoń do młodego pół-elfa.
- Znalazłeś coś Aeronie? Jak nie to daj mi ten eliksir i chodźmy.
Aeron pokręcił głową.
- Tylko to, co może świadczyć, że niedawno ktoś tędy przechodził, ale stare ślady pewnie zostały zatarte przez burzę. - puścił patyk i podał Quelnathamowi miksturę. - Dobrze się czujesz?
Elf zignorował te słowa. - Jeśli zacznie się walka trzymaj się blisko. Osłonię cię swoimi zaklęciami. - pouczył go tylko i wypijając miksturę podążył za paladynem w mrok.
- Zobaczymy jak to będzie… - szepnął półelf.
 
Ferr-kon jest offline  
Stary 07-08-2014, 18:20   #54
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Część czwarta


Kiedy Erilien na moment zniknął z pola widzenia, Sevotar stanął z tyłu, złapał Quelnathama i Aerona (gestem brody wskazując Ocero, bo niestety brakowało mu trzeciej ręki) by skorzystać na tym, że paladyn poszedł przodem na spotkanie ze swoim przeznaczeniem.
- Ten cholerny fanatyk chce dokonać rzezi, na kimś, kto może nie być naszym wrogiem… Przynajmniej w tym momencie. - powiedział do nich tak cicho, jak mógł, by nie przyciągnąć uwagi Eriliena. - To zorganizowany kult, mogą wiedzieć coś więcej o milczeniu bogów, mogą mieć informacje. Naprawdę chcecie mu pozwolić na rozlewanie krwi tylko dlatego, że poświęcił całe życie na zabijanie drowów? Co jeśli tam są niewolnicy? Co jeśli tam są drowi niewolnicy? Co jeśli tam są tacy jak ja, szukający tylko okazji, by wyrwać się z tego świata?
Aeron spojrzał lodowato na Sevotara.
- Co jeżeli się mylisz? - warknął poirytowany. - Nie idziemy tam zabijać niewolników. A ten kult? Zaczęli mordować się nawzajem, świetna organizacja. I uwierz mi - przybliżył twarz do twarzy Wehla. - U nich na pewno nie ma nikogo, takiego jak ty.
- Są bardziej zorganizowani niż my - odpowiedział mu nie mniej poirytowany drow - A co jeśli się nie mylę? Ja nie mówię, by przyjść i dawać im pokłony. Uważam, że powinniśmy spróbować podejść do tego ostrożnie.
- Zobaczę co się tam dzieje najpierw, ale nie sądzę, aby mi się to spodobało. - mruknął młodzik. - Ale więcej nie mam co gadać, jestem tylko dzieckiem. - odparł i i ruszył, aby zrównać się z Erilienem. Wehlyrd’tar zmarszczył czoło i otworzył usta zdziwiony tą reakcją. Nigdy nie nazwałby Aerona dzieckiem.

- Umiesz się skradać? -
wyszeptał pół-elf do paladyna.
- Skłamałbym nazywając się mistrzem w tej dziedzinie, co najwyżej potrafiłem podbierać łakocie kucharce kiedy byłem dzieckiem. - Wyznał szczerze Erilien.
- Sądzę, że najpierw powinno się rozeznać w sytuacji, aby nie wpaść na batalion. Wtedy nici z celu… Zgodzisz się?
- Trudno się nie zgodzić. Przewaga jaką daje wiedza jest trudna do zlekceważenia. - Erilien spojrzał prosto w oczy pół-elfa. Nie było sensu go powstrzymywać tylko dlatego, że paladynowi nie uśmiechało się narażać młodzika. Mimo wszystko to Aeron posiadał największe doświadczenie w pozostawaniu niezauważonym. - Jeśli chcesz iść, bądź ostrożny i wołaj jeśli będziesz potrzebował pomocy. Przybedę najszybciej jak się da.
- Też mam swoje sztuczki… -
uśmiechnął się Aeron. - Poczekajcie przy pierwszym rozwidleniu na mnie, abyśmy się nie pogubili.
- Powodzenia Aeronie.
Półelf skinął głową, po czym założył na głowę kaptur i ruszył korytarzem przed siebie.

Mijały minuty, a czas zdawał się dłużyć tym, którzy nie byli zaznajomieni z Podmrokiem. Niemniej czekali cierpliwie, aż powróci Aeron, który wszak twierdził, że posiada niezbędne umiejętności do poruszania się po Podmroku.
Ale czy to była prawda? Czy może dumny mieszaniec mówił tak tylko, aby wyjść na użytecznego?
Nie od razu wszyscy to spostrzegli, ale nikt nie usłyszał, że nie są już w czwórkę, a w piątkę. Tylko Sevotar i Erilien dostrzegli powracającego w ciszy Aerona.
- Znalazłem drowa - oznajmił cicho, kiedy zbliżył się do nich. - Zabitego. I to nie przeze mnie. Tam się wywiązała dramatyczna walka.
- A więc mamy do czynienia z trzecim aktorem na tej scenie, chyba że to efekt ich wewnętrznych walk - Wehlyrd’tar westchnął ciężko i odbił się plecami od ściany, by podejść do pół-elfa i z uśmiechem położyć mu dłoń na ramieniu - Dobra robota, przyjacielu. Zaczęliśmy się o ciebie martwić. Przynajmniej ci z nas, którzy jeszcze mają serce.
Selunita spojrzał na Aerona.
- Co masz na myśli przez “dramatyczna walka”?
- Wyglądało na to, że ciosy były zadawane w ten sposób, żeby śmierć była bolesna, a nie szybka. Jakby jakaś kara… - zerknął na Sevotara. - Mało zrobiłem… To był tylko prosty zwiad. - wzruszył ramionami. - Chcecie zobaczyć to miejsce? Wydaje mi się, że ten drow uciekał skądś, może z tego obozu.
- Ja bym się przyjrzał - Wehlyrd wzruszył ramionami - Nie wiem jak wy. I nie bądź taki skromny, nie znamy tego terenu, może tu być sporo pułapek.
- Na razie żadnej nie widziałem ani na żadną nie wpadłem - oparł krótko Aeron.
- Zaprowadź nas tam. - Poprosił pół-elfa Erilien. - Być może wspólnymi siłami uda nam się odnaleźć sens tego zajścia.

Aeron skinął głową i zaczął prowadzić towarzyszy poprzez kręte tunele. Przemierzali je dość sprawnie, chociaż czasami Aeron musiał się zatrzymać przy rozwidleniu, aby przypomnieć sobie drogę. Niemniej w ostatecznym rozrachunku doprowadził ich do niewielkiej jaskini, z której odchodziły dwie odnogi, a na środku leżał w dość świeżej krwi drow chroniony przez prostą skórznię i znoszony płaszcz. W pewnej odległości od niego leżał miecz, zapewne należący do zmarłego, ale… najciekawsze były jego rany.
Nikt nie mógłby powiedzieć, że śmierć była “miłosierna”. Ktokolwiek okaleczał mrocznego elfa robił to z premedytacją, zostawiając na jego ciele rany, które miały sprawiać cierpienie, nie zaś doprowadzić do śmierci. Wyjątkiem była ta, zadana już na końcu, która znaczyła głębokim cięciem gardło.
- Jak tak dalej pójdzie to wyrżną się nawzajem zanim ich odnajdziemy…- Ocero podszedł do lerzącego niedaleko miecza i dokonał oględzin broni. Miecz był wyraźnie drowiej roboty, ale prócz tego niczym szczególnym się nie wyróżniał.
- Słusznie zauważyłeś Aeronie, to nie była zwykła walka. - Paladyn przyglądał się ofierze. Zauważył dlaczego nie miała ona wielkich szans na obronę. Jedna z nóg była wykręcona w kolanie, zaś obie ręce połamane. Poruszanie się w tym stanie samo w sobie powinno sprawiać ogromny ból.
- Zatem drow nie kłamał. Być może milczenie bóstw wywołało wojnę wewnątrz sekty. Chodźmy dalej to sprawdzić - orzekł Quelnatham. Nie miał zamiaru patrzyć na wykręcone zwłoki dłużej niż to konieczne. Ocero podniósł miecz z ziemi i schował go do magicznego worka, który miał ze sobą. Spojrzał na resztę drużyny.
- Zakładamy, że ten nieboszczyk skrzywdził innych. Wątpię jednak, aby ktokolwiek zasługiwał na taką śmierć. Mam zamiar dostarczyć odrobinę poetyckiej sprawiedliwości i wepchnąć go winnemu gdzie światło...no wiecie.
Aeron przykucnął przy zwłokach i zaczął oglądać rany, po czym się skrzywił zaciskając zęby.
- Możesz spalić ciało? - Erilien zwrócił sie do Quelnathama. - Nie ma tu innego sposobu by zapewnić mu godny pochówek.
Czarodziej skrzywił się i odpowiedział: - Nie jestem bojowym magiem. Wolałbym zachować ofensywne zaklęcia na później. Możemy “pochować” go w drodze powrotnej.
Selunita uniósł brwi na propozycje Erilienia.
- Poza tym dym ze zwłok mógłby przyciągnąć drapieżniki, lub ostrzec resztę drowów… lub nas zadusić.
- Mistyczne płomienie nie dymią. - Rzucił odruchowo Erilien. - Faktycznie, możemy zająć się tym nieszczęśnikiem wracając.
- Bogowie wiedząc, że my nie moglibyśmy liczyć na podobną litość z ich strony. - wzruszył ramionami Aeron.
- Nie jesteśmy nimi Aeronie. - W głosie paladyna brzmiała surowa nagana. - Nie zapominaj o tym.
- Nie zapominam… Po prostu stwierdzam fakt. - zgodził się półelf, tym razem bez kłótni.
“Nie jesteśmy nimi” pomyślał Selunita… a jednak idziemy ich wyrżnąć w pień, zupełnie tak jak oni by zrobili.
- Masz rację, nie uczynili by nam takiej łaski. - Paladyn kontynuował wyjaśnienia. - Dlatego właśnie nie mogę pozwolic by ich zaraza dotknęła powierzchnię. Dlatego muszę zamknąć litość w okowach żelaznej woli i dlatego najlepszym co mogę zrobić dla naszych zbłąkanych kuzynów jest szybka litościwa śmierć.
Ocero już się cisnęło na ustach, że na powierzchni istnieją przedstawiciele innych ras, którzy dokonują równie dużych okrucieństw, a jakoś nie słyszy się, aby pojedynczy paladyn organizował krucjaty na nich… no przynajmniej żadne, które coś osiągnęły.
Aeron wstał od ciała.
- Ja też na pewne rzeczy pozwolić nie mogę. - ruszył powoli w kierunku odnóg badając je, szukając śladów.
Wehlyrd’tar skrzywił się po ostatnich słowach Eriliena, nie rozumiejąc jakim cudem znalazł się w tym miejscu. Ciało drowa przywołało u niego pewne wspomnienia dawnych dziejów i jeszcze bardziej poszerzyło grymas.
- Albo walczą między sobą, albo część z nich się zbuntowała - założył ręce na piersi i spojrzał w głąb korytarza, ruszając za Aeronem - Ale nie, od razu wyciągnijmy wnioski…
Aeron nabrał głęboko powietrza próbując się uspokoić.
- To nie jest takie proste…
- Ależ mi nie musisz tego tłumaczyć - mruknął pod nosem Sevotar, naciągając bełt na swoją kuszę.
- Zostań jeszcze, proszę. - rozglądał się uważnie. - Daj mi znaleźć, który z tych korytarzy nas doprowadzi do czegoś. - W końcu wybrał dwie odnogi, jedną odrzucając po chwili zniknięcia w niej. Wahał się przez moment, gdy coś przyciągnęło jego uwagę. Uśmiechnął się do siebie.
- Ktoś tu jest bałaganiarzem… - szturchnął nogą skryty za kamieniem zakrwawiony sztylet do rzucania, prawie że niewidoczny. - Jak dla mnie tędy. - stwierdził, po czym bez dalszego wyjaśniania zniknął w tunelu.
Ocero spojrzał na sztylet zastanawiając się, czy jego brata znaleźli we krwi na powierzchni. Jeżeli tak, to musiał sobie wyobrażać strach i desperacje uciekającego wyznawcy Zinzereny.

Szli w całkowitej ciszy. Tunel zwężał się, zniżał, aby w końcu powrócić do swoich oryginalnych rozmiarów. Prowadził Aeron, co pewien czas znikając na przedzie, aby sprawdzić korytarz. Dziwne było, że przed długi czas nie natrafili na nic, co chciałoby im odebrać życia, torturować czy wydrzeć duszę. Nie chodziło tu nawet o same drowy, ale także o inne niebezpieczeństwa Podmroku. Było to… osobliwe.
Aeron wydawał się być szczególnie wyczulony na wszelkie dźwięki. Kiedy rozległ się w korytarzu jakiś odgłos pół-elf potrafił się nim zupełnie nie przejąć tłumacząc, że “To nie było nic ważnego”, albo “pochodziło z innej drogi, niż zmierzamy”. Również zdarzało się, że jakiś dźwięk szczególnie go zaniepokoił i wtedy, prawie że instynktownie, zwracał się w stronę, z której jego zdaniem on pochodził.
W końcu ponownie zniknął w tunelu, a gdy powrócił miał nowe wieści, które przekazał szeptem:
- Wcale nie byli tak głęboko w podziemiach. Sądzę, że ich znalazłem. Wraz z pułapką.Na szczęście była prosta, a jedynie miała zaalarmować o nieproszonych gościach. - spojrzał po towarzyszach. - Słyszałem ich… Są niedaleko, właśnie w tamtą stronę. Tylko obawiam się, że im bliżej obozu, tym gorsze mogą być pułapki… I pewnie strażnicy.
- Jeśli ktoś z was umie szukać i rozbrajać pułapki, miło byłoby, gdyby się przyznał - Wehlyrd’tar westchnął ciężko - Ewentualnie wyczarowanie trzymetrowej tyczki też byłoby mile widziane. Ewentualnie mogę zamieni siebie (albo kogoś, w końcu jestem takim złym drowem) w jaszczurkę, żeby przejść po ścianie i ewentualnych strażników zajść od tyłu.
- To niegłupi pomysł. Aeronie nie wiem skąd tak dobrze znasz Podmrok i wiesz jak unikać drowich pułapek, ale trzeba to wykorzystać - powiedział Quelnatham ściągając buty i wręczając je chłopakowi. - Na słowo rozkazu pozwolą ci wspinać się po ścianach i suficie. Wystarczy, że wypowiesz - tu nachylił się i szepnął mu zaklęte hasło. - Rzucę na ciebie czar niewidzialności, będziesz mógł pójść dalej i powiedzieć nam więcej.
- Nie ma sensu marnować zaklęcia - odparł Aeron zmieniając buty i uśmiechnął się. - Mam zastępstwo - wyjaśnił wyciągając zza pasa niewielką różdżkę.
- Bardzo dobrze - ucieszył się mag. - Idź i uważaj. - klepnął chłopaka po ramieniu.
- Zawsze uważam - odparł najwyraźniej trochę zaskoczony słowami Quela, ale nie skomentował ich. Zerknął jeszcze na resztę. - Coś mam wam przynieść? Jakąś pamiątkę? - uśmiechnął się do siebie i narzucił kaptur na głowę.
-Słyszałem, że drowie kobiety bywają naprawdę urodziwe…- rzucił żartem Selunita - Jeżeli jakąś znajdziesz… nie będe zły.
Sevotar westchnął ciężko na wspomnienie o pięknych drowych kobietach.
- Nie masz pojęcia...
- Wystarczy jeśli wrócisz w dobrym zdrowiu z informacjami jakich potrzebujemy. - Paladyn był znacznie mniej wymagający od Ocero, po części dlatego iż znał ponurą sławę jaką cieszyły się kobiety drowów.
Aeron skinął głową.
- Więc do zobaczenia - odparł i aktywował różdkę, po której dotknięciu półelf znikł z ich oczu. Nie usłyszeli także, żeby się przemieszczał pod osłoną niewidzialności, co mogło oznaczać tylko dobrze dla niego. Pozostało czekać… Ponownie.

Czas mijał, ale tym razem szczególnie wolno się ciągnął. Nie dochodziło jednak z korytarza wołanie o pomoc czy odgłosy walki, ale to nie musiało oznaczać, że wszystko jest dobrze. Co mieli zrobić? Czy należało czekać dłużej?
Nie wiedzieli ile czasu minęło, ale zakładali, że długie minuty, tylko… czy niewidzialność nie powinna już zniknąć z Aerona? Ocero delikatnie stukał palcami o swoje ramię wyraźnie się niecierpliwiąc. Teoretycznie różdżki są wielorazowego użytku więc może, rzucił zaklęcie na siebie jeszcze raz… Quelnatham też zaczynał się niepokoić. Szczególnie, że to on był odpowiedzialny za bezpieczeństwo chłopaka. Powiedział mu wszak, że zaprowadzi go do Waterdeep.
- Powinniśmy zobaczyć co się stało. Ostrożnie. - Popatrzył na Ocero w jego zbroi i powiedział: - Poczekaj na nas. Zawołamy, gdy będziemy w potrzebie.
- Na pewno was usłyszę z odległości tylu metrów...
Kąciki ust czarodzieja uniosły się do góry. - Zapewniam cię, jeśli wywiąże się walka usłyszysz nas. Dźwięk niesie się daleko w tych korytarzach. - odpowiedział. Zaraz po tym położył palce na swoich powiekach i wyszeptał zaklęcie. Wyciągnął przed siebie lewą dłoń i rzekł: - Idźcie powoli za mną. Moimi śladami. Wehlryrd’tarze jeśli możesz wspomóc moje umiejętności zrób to teraz. Byle tylko nie zaklętą muzyką.
- Wybaczcie Czcigodni jednak muszę pozostawić was samych na czas tej drogi. Dołączycie do mnie kiedy znajdę Aerona. - Po czym Erilien dokończył czar a chwilę później nie było już elfiego paladyna lecz niewielki szary skrzydlaty diablik. - Polecę przodem. - Odezwało się stworzenie piskliwym głosikiem lecz z łatwością można było rozpoznać pompatyczny sposób mówienia paladyna. Wieszcz zrobił wielkie oczy i stłumił atak… kaszlu. Szybko jednak doszedł do siebie i machnął innym na znak by za nim szli.
Tymczasem paladyn w zmienionej formie wyskoczył w górę i po chwili wzbił się w powietrze z cichym szelestem skrzydeł. Zatoczył koło nad towarzyszami by przyzwyczaić się do tej formy i ruszył w głąb tunelu z nadzieją, że pułapki wymagały aktywacji dotykiem.
Ok… drowy przebierają się za elfy, mieszańce elfów i ludzi wiedzą więcej o Podmroku niż drowy, a elfy zmieniają się w pozaplanarne skrzaty… Ocero nauczył się dużo na tej wyprawie, zaczynając od “nie wstawaj z łóżka… nigdy”. Chyba tylko Wehlryd’tar nie wydawał się specjalnie wzruszony tą przemianą, jakby i tak od dawna tak właśnie postrzegał Eriliena.
- Świetnie, mogę zatem czarować… Ale póki chcecie, żebym był cicho, będę tylko uroczo się uśmiechał - wyszczerzył swoje zabawnie kontrastujące z jego skórą białe zęby - Ale przy pierwszych kłopotach zadbam o wasze zgrabne zadki.

Powoli przemierzali korytarze rozglądając się bacznie za Aeronem. Co pewien czas musieli zawrócić, bo natrafili na ślepą odnogę. W jednej z nich wpadli na sporych rozmiarów pajęczynę, nienaruszoną. Zaplątali się trochę w nią, ale ostrożne ruchy wystarczyły, aby się z niej wydostać bez alarmowania nikogo… chyba.
Quelnatham z irytacją dostrzegał, że jest tu spora ilość bocznych korytarzy, z czego spora część nie prowadziła do niczego konkretnego. Natrafili oczywiście na walające się kości humanoidów, dawno odarte ze swojego ekwipunku. Część z nich miała nawet uszkodzenia od zębów.
W korytarzach rozległo się ciche otarcie o skałę. Elf zamarł, położył palec na ustach i obrócił się. Co to mogło być? Wzmógł czujność i czekał czy dźwięk się powtórzy. Dźwięk powtórzył się dopiero po kilkudziesięciu uderzeniach serca, kiedy grupa zaczęła znowu się przemieszczać. Od strony pozostawionego z tyłu Ocero. Quelnatham nie odezwał się. Trudno, i tak prędzej czy później czeka ich walka. Ruszyli dalej w poszukiwaniu Aerona.
Nie uszli daleko, gdy tym razem przed nim nastąpiło poruszenie. Tym razem nie zaalarmowało go szurnięcie, ale stłumione warczenie. Wieszcz żałował teraz, że nie zna słynnego migowego języka drowów. Bez słowa nałożył czar zbroi i nachylił się do “Sevotara”:
- Wiesz co to może być?
Na usłyszenie hałasu za sobą Ocero odwrócił się przodem do jego źródła i dobył broni. Przemieszczał się dalej w stronę swoich towarzyszy, ale wolniej tym razem. Rozglądał się również po ścianach i suficie. “Nie cierpię pająków” pomyślał Selunita.
- Tu, na granicy Podmroku? - odpowiedział drow, łapiąc oburącz swoją kuszę - Jeśli warczy a nie skrzypi, to na pewno nie pająk. Jakiś jaszczur? Ale równie dobrze nie jest zbyt głęboko, więc może nawet niedźwiedź.
- Nic co hodują drowy? Zatem nie ma co tracić czasu. To nie ta ścieżka. Jeśli nas nie atakuje nie mamy po co być agresywni. - stwierdził Quelnatham wycofując się.
- Wiesz co chłopie? - Wehlyrd zachichotał pod nosem - Gdyby Corellonici byli bardziej jak ty, może sam bym się nawrócił.
- Jakie zatem bóstwo jest twoim opiekunem Wehlyrd’tarze? Eilistraee? - odpowiedział zaciekawiony w drodze powrotnej do ostatniego rozwidlenia.
Na twarzy drowa pojawiła się swego rodzaju wątpliwość, ale po chwili na jego usta wystąpił łagodny uśmiech. Chyba pierwszy raz odkąd ujawnił swoją prawdziwą naturę.
- Tak, tak mi się wydaje - powiedział z przekonaniem - Wiesz… Ostatnią rzeczą o jakiej myśli drow po opuszczeniu Podmroku, są boskie sprawki. W Menzoberranzan ma się za dużo… Życia duchowego.
Quelnatham odpowiedział uśmiechem.
- Rzeczywiście… jednak niewiasty w służbie twej Pani, które kiedyś miałem okazję poznać, wybitnie kontrastowały z tym co słyszy się o waszych podmrocznych kapłankach. Nieważne, porozmawiamy później. - docierali do skrzyżowania i tym razem czarodziej liczył, że trafią na odpowiednią drogę.
Wracając dwójka elfów natrafiła na Ocero. Selunita podskoczył kiedy poczuł obecność elfów za sobą.
- Na Łzy Selune… chcecie mnie zabić? Coś jest w stronę, z której przyszliśmy.
Wieszcz zastanowił się chwilę jak źle niewyspanie działa na ludzi.
- Co jest w stronę, z której przyszliśmy?
Ocero wzruszył ramiona.
- Usłyszałem dźwięk szurania o kamień za sobą… i zanim zaczniesz, wątpię abym ja był jego źródłem. Chyba, że w Podmroku dźwięk przemieszcza się wolniej niż jego źródło.
Czarodziej przytaknął. Jeśli to nie zbroja kapłana…
- Jesteśmy otoczeni. Lepiej pokonać to co nas śledziło. Zwierzę… nie musi być agresywne. Ktoś kto za nami podąża z pewnością nie życzy nam dobrze. - oznajmił.
- Cokolwiek to jest, pozwólcie, że najpierw spróbuję zamienić to w żabę - Wehlyrd’tar uśmiechnął się szerzej.
W tym momencie rozległo się już głośne, bliskie warczenie od strony, w którą zmierzali wcześniej. Quelnatham odwrócił się tam i początkowo wydawało mu się, że obraz mu się rozmywa, jakby potrzebował okularów… a jednak okazało się, że to nie była ułuda jego oczu. Przed nimi stało… głównym założeniu zwierzę, jakby czarna pantera o mackach… Głodna czarna pantera o mackach i sześciu łapach, której pozycji ciężko było określić...

[media]http://1.bp.blogspot.com/-tOa9ILlJF80/T4959oiG-RI/AAAAAAAACfA/dNFxdnudTKI/s1600/D&D+Displacer+Beast.jpg[/media]


A zza Ocero rozległo się kolejne warknięcie.
Selunita minął elfy i wymierzył dwa ciosy bestii, jego broń delikatnie błyszczała w mroku. Ciosy sunity nie były co prawda dokładnie wymierzone w bestię gdyż tak naprawdę nie był pewien gdzie ona się znajduje.
O dziwo pomimo warunków oba ciosy Ocero były skuteczne. Uderzenia rozległy się odgłosem przywodzącym na myśl starcie kości z buławą. Bestia zaryczała z bólu, wyraźnie rażona z odpowiednią siłą i cofnęła się kilka kroków gotując na skok, chociaż widać było, że trochę kuleje.
Sevotar opuścił kuszę i odetchnął błyskawicznie, szepcząc pod nosem kilka słów otuchy… Dla samego siebie. Jego własna magia przepełniła go, gdy przesuwając się odrobinę bliżej Ocero poczuł inspirację dla kolejnych słów.
- Nie lękajcie się- powiedział do nich, a jego słowa przepełniała wiara w ich możliwości - To tylko wygłodzone kocięta!
Bestia obrała za cel najbliższego niej Ocero. Zaatakowała mackami, którymi uderzyła w ręce kapłanka, które wszak trzymały broń… Selunita poczuł, jak dłonie mu mdleją, ale opanował to i utrzymał buławę. Atak może nie był mocny, ale jednak bolesny. Quelnatham rozpostarł dłonie i wokół niego pojawiło się pięć sfer o różnej barwie rozświetlając mroczny korytarz. Nie czekając posłał zieloną i przeźroczystą w potwora.
Bestia instynktownie skoczyła w bok, omijając prawie całą siłę zielonej sfery, jednak i tak została przezeń zraniona, kiedy kwasowa kula przetoczyła się po jej futrze. Z drugą nie poszło jej już tak łatwo, jako że oberwała całą siłą przeźroczystej, dźwiękowej sfery. Odrzuciło ją kawałek, ale nie powaliło, chociaż chyba zmniejszyło jej pewność, co do wykonania następnego ataku.
Dla pewności czarodziej poprawił jeszcze dwoma sferami. Wokół jego głowy krążyła już tylko ognista.
Nie tak jakby miał więcej opcji. Ocero wymierzył kolejne ciosy w abominacje.. jego szanse na trafienie równie wielkie co wtedy. Najwyraźniej były lepsze niż się spodziewał gdyż po pierwszym ciosie bestia padła martwa nie wydając z siebie nawet jęku. Ocero kiwnął głową elfom i spojrzał w kierunku, z którego dobiegało drugie warczenie.
Zza załomu wyłoniły się jeszcze dwie bestie lustrując intruzów. Wyglądały na raczej młode i na pewno głodne. Korytarz im niekoniecznie sprzyjał, jako że nie były w stanie otoczyć elfów i człowieka. Quelnatham na ten widok rzucił ostatnią, ognistą kulę w bardziej cherlawą bestię.
Bestia warknęła, gdy kula uderzyła w jej cielsko i wycofała się o kilka kroków najwyraźniej rozważając kto będzie następny, bo nie wyglądało na to, aby miała się poddawać. Sevotar wycofując się jeszcze trochę wycelował kuszą i wystrzelił w kierunku rannej bestii. Kiedy nacisnął spust, błyskawica z trzaskiem przeszła przez całą broń i oplotła wystrzelony bełt, który w locie rozjaśnił się, zostawiając po sobie jasną łunę. Bełt trafił bezbłędnie w bestię, która wydała z siebie żałosny skowyt i zawarczała, ale postanowiła się wycofać zamiast walczyć, pozostawiając swoich towarzyszy samych. Najwyraźniej uznała, że to jedzenie nie jest warte trudu.
Ocero trochę podbudowany swoim szczęściem w trafianiu kotów tempym narzędziem postanowił powtórzyć poprzednie działania i wymierzył ciosy w ostatnią z bestii. Były zabójczo precyzyjne. Potwór nie zdołał ich uniknąć, a siła z jaką zostały wyprowadzone musiała być kierowana ręką samej Selune. Bestia padła na ziemię, krwawiąc i drżąc z wszechogarniającego bólu. Jej towarzyszka będąca za Quelnathamem również zauważyła, że to gra niewarta świeczki i czym prędzej się wycofała.

Sevotar opuścił kuszę i zagwizdał pod nosem przeciągle.
- Sroga łapa - pokiwał z uznaniem głową, patrząc na Ocero.
- Świetnie. Chodźmy dalej. - Quelnatham nawet jeśli był pod wrażeniem siły kapłana nie dał tego po sobie poznać.
- Jasne, chodźmy, jeszcze Erilien zabije wszystkie drowy i nic nam nie zostawi - Wehl westchnął pod nosem i naciągając kolejny bełt na kuszę ruszył dalej.
Nie musieli iść daleko, gdy dotarli do kolejnego rozwidlenia, ale tym razem oznaczonego runą, najwyraźniej przez Eriliena. Kierowała ona w prawo. Tam podążyli. Szybko natrafili na rozbrojoną pułapkę, a za nim truchło jakiegoś podróżnika. Był martwy nie od tak dawno, ale nie zginął niedawno.
Ocero przykucnął przy denacie starając się ustalić przyczynę zgonu.
Ilość ran kłutych mówiła sama za siebie. Nie można tak krwawić i przeżyć tego. Wydawało się, że mężczyzna raczej kierował się z tego tunelu, nie zaś wgłęb niego.
Selunita wstał.
- Chyba idziemy dobrze.
 

Ostatnio edytowane przez Quelnatham : 07-08-2014 o 18:35.
Quelnatham jest offline  
Stary 08-08-2014, 15:27   #55
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Część Piąta



Szli dalej wgłąb, długą i krętą drogą, która wiła się niemiłosiernie, ale nie spotkali Aerona czy Eriliena. Raz czy dwa na rozwidleniu wybrali ślepą uliczkę, ale nigdzie już więcej nie zauważyli znaku od paladyna. Pułapki,na które natrafili były jednak rozbrojone… w sposób bardzo toporny. Metodą na taran. Sądząc po zakrzepłej krwi nieszczęśnik, który w nie wpadł dobrym taranem nie był… Pułapki w większości polegały na dużej ilości ostrych narzędzi, z czego część mogła być zatruta. Żadna z nich nie miała za zadanie zabić od razu, raczej spowolnić i wymęczyć- aż do śmierci.
Dotarli do sporej ściany pajęczyn, rozciętej chaotycznie, jakby ktoś chciał się za wszelką cenę wydostać z nich. W tym samym momencie usłyszeli także wściekłe, trochę paniczne, słowa dochodzące zza tej plątaniny.
- Xsa, xsa… Vith!
- Drowie przekleństwa - wyszeptał do Ocero Quelnatham. - Pewno walczą! Szybko!
Mag przestąpił przez sieci i …
Ciężko było się przez nie przedostawać, jako że okazały się grubsze, niż się wydawały. Niemniej Quelnatham za pierwszą warstwą zobaczył niewielką jaskinię, od której odchodził jeszcze jeden korytarz po przeciwnej stronie, niż oni byli. Zobaczył też dość konkretnie poranionego drowa, który się w owe pajęczyny zaplątał i próbował się uwolnić. Kiedy zauważył on elfa mina zrzedła mu jeszcze bardziej i zadrżał.
Złoty wyjął miecz i przypadł do mrocznego.
- Jesteś wyznawcą Zinzereny? Gdzie jest wasze obozowisko? - zapytał w podwspólnym trzymając przed nim ostrze.
Drow patrzył przybity na Quelnathama, co chwilę zerkając na ostrze.
- Dajcie mi odejść żywym… - wydusił z siebie w podwspólnym.
Sevotar podszedł bliżej opuszczając kusze i przyjrzał się drowowi, szukajac u niego jakichlolwiek symboli przynaleznosci.
- Mów prawdę, a nic ci się nie stanie.
Drow spojrzał wystraszony na Sevotara, ale zawahał się.
- Wy… wy mi i tak nie dacie wiary…
- Ja dam - uśmiechnął się ciepło drow - Widziałem naprawdę dziwne rzeczy.
- Ale to on ma miecz… - zerknął na Quelnathama.
- Czekam na odpowiedzi. Ocenimy sami czy dać im wiarę. - czarodziej opuścił nieco ostrze. Rzeczywiście nie było potrzeby go używać skoro drow nie mógł nawet się ruszyć.
- Tak… Jestem wyznawcą Zinzereny… - odpowiedział ostrożnie drow. - Ale… Mój obóz już nie istnieje! - zadrżał. - Wpadł tam najpierw wężowy stwór, który zmienił się w elfa, aby po tym zmienić się w smoka i w owada i… i… i nie wiem co jeszcze. Był chaos, zabijał nas, a jakiś gówniarz zabił naszego maga… Dorwali się do naszego głównego kapłana… Gówniarz nas przymroził, ten wariat nas poparzył… Uciekłem. To był zmiennokształtny demon! - wydusił z siebie wyraźnie wystraszony, że nie dadzą mu wiary.
Quelnatham miał nadzieję, że Sevotar nie zauważy jak powstrzymuje uśmiech. Oczywiście wierzył w słowa mrocznego. Cieszył się, że jego towarzysze żyją, a także że zabójcy umierają.
- Sevotarze, zwiąż go proszę. Erilien może jeszcze potrzebować pomocy - powiedział we wspólnym czarodziej, ze wszystkich sił starając się zachować poważny, stanowczy ton.
Ocero westchnał.
- Kolejnego zostawiamy na pastwę naszego paladyna? Co zmajstrował, że ten tu się przebija przez pajęczyny?
- Ach tak, zapominam się ciągle - westchnął Quelnatham i przetłumaczył kapłanowi wyznania drowa.
Ocero zamrugał kilka razy oczami.
- Że co zrobił?
Sevotar westchnął ciężko, ale co się stało to się nie odstanie. Wyciągnął że swojego plecaka linę i zdejmując drowa z pajeczyny, zaczął go niezwykle biegle wiązac. - Bardziej interesuje mnie skąd on umie zmieniać kształty. Tak biegle.
- Nie czas na to. Chodźmy! - Quelnatham już biegł w stronę rozbitego obozu.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 08-08-2014, 19:55   #56
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Tak… Proszę usiąść.- odparł Gaspar sam również siadając przy najbliższym stoliku. Obecności dwóch ochroniarzy, dramatopisarz uprzejmie “nie zauważył”.
-Sprawa rozbija się o bezpieczeństwo mojej i mojej trupy. Dotarcie do pana przybytku jest niebezpieczną przygodą. Podobnie potencjalnie niebezpieczni mogą być klienci. Nie chciałbym by któryś, porwał jedną z moich aktorek… w celu spoufalenia się z nią.- wyjaśnił swe obawy.
- Rozumiem te obawy odparł mężczyzna. - Ale proszę się nie martwić. Moi goście wiedzą, że moi aktorzy i muzycy są nietykalni i nigdy się nie zdarzył żaden incydent. Co zaś się tyczy dotarcia do restauracji… - zamyślił się. - Zawsze byłaby możliwość, abyście zostali… odeskortowani.
-Skąd ta pewność, jeśli można spytać?-
zapytał ostrożnie Gaspar.
- Na tę kolację zaproszone zostały tylko wybrane osoby - wyjaśnił. - I naprawdę, mamy swoje dziewczyny, które umieją rozładować napięcie.
-Czyżby jakaś specjalna okazja? Jaki repertuar byłby do niej odpowiedni?-
zapytał zaciekawiony pisarz.
- Okazja do świętowania. Interesy tych osób ostatnio układają się znakomicie, a i część z nich ze sobą nawiązała sojusze. Chcą po skończonej ciężkiej pracy zażyć trochę rozrywki.
-Czyli komedyja jakaś.-
zamyślił się Wyrmspike.- A jakich tematów unikać?
- Raczej bez gloryfikacji stróżów prawa i tak zwanej “Sprawiedliwości”. Rozumie pan.
-Zobaczę co da się zrobić.-
odparł wymijająco Wyrmspike.
- W takim razie mamy zgodę? Jesteśmy gotowi podpisać umowę? Takie papierki są jednak ważne…
-Zatrudnia pan mnie i… cóż, ja zapłacę grupie aktorskiej ich należności. Być może część z nich będzie musiała zatrudniona przez pana. Poinformuję zawczasu w twej kwestii.
-stwierdził po krótkim namyśle Gaspar.
- Chciałbym mieć po prostu pewność, że nie zostanę pozostawiony sam z rozczarowanymi gośćmi, bo jeśli przedstawienie nie dojdzie do skutku… a kilku z nich fascynuje wasza sztuka.
-Nie mogę gwarantować satysfakcji… ale przedstawienie na pewno do dojdzie do skutku i sztuka zostanie odegrana.-
odparł Wyrmspike dumnym głosem.- Ile mam czasu na przygotowanie? I będziemy potrzebowali całego dnia na próbę generalną.
- Czy pięć dni wystarczy?
-Tak. Myślę że tak.
- stwierdził po dłuższym zastanowieniu Wyrmspike.
Astan splótł palce przed sobą.
- Więc rozumiem, że chcielibyście eskortę przez Skullport?
-Dyskretną, ale dość liczną.-
potwierdził Wyrmspike.
- Zrozumiałe. - uśmiechnął się Astan. - Za pięć dni przyjdziemy w południe, sztuka ma się odbyć pod wieczór.
-Będę gotowy.. . tak sądzę.-
uśmiechnął się Gaspar.



Zebranie Gaspar planował krótkie. Gdy zeszła się cała trupa, od razu przeszedł do sedna sprawy relacjonując to co widział w lokalu, ale też i opowiadając o samym Skullport i zagrożeniach tego miejsca. Na koniec wspomniał o eskorcie i innych ustaleniach jakie poczynił z panem Astanem. Potem przyglądając się swym podwładnym czekał na ich pytania i decyzje.
Nastąpiły gorączkowe dyskusje między członkami trupy, do których jednak nie przyłączała się ani Dulcimea, ani Amelia. Pierwszy do Gaspara po opanowaniu tego chaosu zwrócił się Leano.
- Czyli już zdecydowałeś. Skullport? To na pewno dobry pomysł?
-Hmm.. Nie wiem. Dlatego daję wam szansę odmówić. Dobiorę wtedy aktorów z miejscowych.-
stwierdził po namyśle Wyrmspike.
- Ale co cię przekonało, aby wejść do tego miasta karaluchów? - zapytała Gortha. - Kto tam ma niby mieć ochotę na wyższą sztukę?
-Osoby pociągające ze sznurki w tej dzielnicy. I nie ma co tu ukrywać… powód jest jeden. Odpowiednio duże honorarium.-
wyjaśnił pisarz.
- Ale jednak jest ryzyko… - odezwał się Volframo. - Kto powiedział, że będą chcieli nas puścić po występie?
-To prawda…
- stwierdził Gaspar zamyślony.- Jest ryzyko.Dlatego sami musicie zdecydować czy chcecie je podjąć.
Zaczęła się kolejna dyskusja. Trupa wyrzucała z siebie za i przeciw i nie było wiadomo tak naprawdę kto pójdzie za Gasparem. Jedynie Dulcimea z Amelią siedziały cicho czekając na rozwój wypadków. W końcu w imieniu grupy zabrała głos Gortha.
- To niebezpieczny krok, ale sam o tym wiesz - stwierdziła. - Ale sprawa jest prosta. Jeżeli ty chcesz się w to pakować, to droga wolna, ale… My pakujemy się w to z tobą.
Właściwie… Gaspar przyjął tą odpowiedź z mieszanymi uczuciami. Sam nie był pewien jak powinien zareagować. Czy się ucieszyć, czy zmartwić? Bądź co bądź… teraz nie ryzykował własnego życia, ale także swoich przyjaciół.
Wycisnął na swych ustach uśmiech, wznosząc kielich do toastu.-Więc wypijmy za powodzenie!
Wszyscy unieśli kielichy do toastu, tylko Dulcimea spojrzała zbolała na Gaspara.
- Ale Amelia nie będzie mi znowu robić tego “makijażu”?
-Nie.. ale też stroje będą na wszelki wypadek musiały być stonowane.-
wyjaśnił Wyrmspike.
- Bogowie… - jęknęła Dulcimea. - Oby ta kasa była tego warta. Nie wiem jak mieszkańcy mogą się godzić na takie warunki…
-Pewnie mają ku temu jakieś powody.-
odparł dyplomatycznie Gaspar uznając, że tak skomplikowanych spraw jak istnienie Skullport nie jest w stanie wytłumaczyć.
- Więc.. Co to będzie za sztuka? - zapytał Leano.
-Nic nowego. Wystawimy Kupca… może z nieco przerobioną tu i ówdzie fabułą.- zdecydował Wyrmspike.
- Kiedy zaczynamy próby?
-Hmmm.. jutro rano. Dziś wieczór… zajmę się przeróbkami w scenariuszu. Jutro zaczniemy próby. Kostiumy i dekoracje wszak już są gotowe i leżą w magazynie.
- zadecydował Gaspar.
- Dobrze - zgodzili się aktorzy. Amelia nie odzywała się, bo w sumie nie wiedziała czy jej to też się tyczy.


Noc już otuliła ulice Waterdeep, gdy niebieska postać przemykała wśród zaułków miasta, kierując się do Świątyni Sharess. Niczym złodziej, Azul Gato wkradł się tylnym tajnym przejściem znanym tylko najbardziej oddanym wyznawcom i ruszył na poszukiwanie kapłanki Orissy.
Szybko ją odnalazł przed ołtarzem, dość zmartwioną, ale odwróciła się i uśmiechnęła na widok Azul Gato.
- Ach, moje kocię…
-Miło cię widzieć… moja Pani.-
mruknął Azul Gato kłaniając się kobiecie.- Jak się sprawy świątyni mają?
- Trochę jesteśmy niepokojeni.
-westchnęła. - Ale to nic,czego nie da się przeżyć.
- Na pewno? Jakież to niepokoje?-
dopytywał się Gato.
- Ech… Białe Kruki ostatnio kręcą się w pobliżu.
-I… mają powód by się tu kręcić? Coś związanego ze świątynią, czy też może Kocur powinien poszukać dachów z dala od przybytków Sharess?
- zamyślił się mężczyzna rozważając różne opcje.
- Sądzę, że te gołębie zaczęły składać kota z kotką - odparła Orissa. - Może szukają na ślepo powiązań,może ktoś im poddał taki pomysł…
-Będę się musiał przenieść więc. Może do Skullport . Jest tam dużo przestępców, którym trzeba utrzeć nosa.- zaproponował Gato.
- Nie wiem czy Skullport nie należy pozostawić samemu sobie… To gniazdo os, mój kotku.
- A czy można zostawić to gniazdo os w spokoju? W końcu się wyroją na Waterdeep.-
stwierdził po namyśle Gato.- Co więc proponujesz?
- Dowiedziałabym się czegoś o samym Białym Kruku… czy on w ogóle ma jakąś władzę, czy to tylko już nazwa. W kociej formie lub nie.
-Dobrze… uczynię tak. A czy do twoich ślicznych uszek dotarło nazwisko Astan?-
dopytał się Azul Gato.
- Dobrze ustawiony facet w Skullporcie i dość czysty jak na tamtejsze warunki. Rozkręcił niezły interes, trzeba przyznać i nie musi sobie brudzić rączek. Czemu pytasz?
-Ostatnio zainteresował się teatrem i Wyrmspike’m przy okazji. Wynajął go.-
rzekł w odpowiedzi Azul Gato.- I nie bardzo wiem czemu.
- Ma swoją scenę… - zamyśliła się. - Może to nie być nic, może być wszystko. Co zamierzasz z tym zrobić?
-Aktor musi grać swoją rolę, nie odkryję sekretu jeśli nie ucieknę, prawda?-
spytał retorycznie Kot.
- Zrobisz jak zechcesz, ale pamiętaj- zawsze tutaj jest twoje schronienie.
-Uważaj… bo uznam to za przyzwolenie na wślizgnięcie się pod kocyk.-
zagroził żartobliwie Gato.
- Kicia chce być niegrzeczna? - pogłaskała Gato po głowie. - Powodzenia mój bohaterze.
-Kotek zawsze jest niegrzeczny.-
odparł z uśmiechem Azul Gato, skłonił się kapłance i ruszył w mroki nocy. W końcu rzezimieszki nie mogą działać bezkarnie, nie gdy on czuwa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 09-08-2014, 12:47   #57
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu Aerona
Część pierwsza.


~~Muzyka~~
Już w drodze paladyn splótł czar wykrywania magii by ten zaalarmował go jeśli znajdzie się w pobliżu magicznych przedmiotów lub zaklęć. Te pierwsze mogły mu wszak wskazać miejsce w którym był Aeron. Chłopak miał przecież sporo magicznych zabawek.
Minął dość szybko pułapkę, o której wspominał Aeron, całkowicie rozbrojoną. Dalej korytarz się jednak rozwidlał w dwie strony… Z żadnego nie dochodziła aura magii, która pomogłaby zdecydować, chociaż pewnie trzeba było się bardziej zagłębić.
Nie było wiele czasu więc nie bawił sie w półśrodki. Kolejnym ze swych zaklęć pozostawił mały lecz widoczny znak dla tych którzy przyjdą za nim. Niewielka elfia runa lekko świecaca zielonym blaskiem wskazywała prawy korytarz i to właśnie tam skierował sie Erilien.
Erilien leciał powoli przez mrok tuneli rozglądając się uważnie. Nie musiał jednak zajść daleko, aby wypatrzeć wzmocnioną aurę magiczną. Jedna rozchodziła się w linii po powierzchni skały, zaś druga zdawała się leżeć na ziemi tuż za pułapką. Zobaczył nieruchomą sylwetkę, która delikatnie emanowała magią.
Nie odważył się wylądować w obawie iż jest to jakiś rodzaj magicznej pułapki. Obniżył jednak lot i zawisł w powietrzu tuż nad tą postacią.
Zaisł w powietrzu tuż nad postacią, ale nie była to wielka różnica, jako że ten tunel do strasznie wysokich nie należał. Zobaczył człowieka około czterdziestki, którego rany wyraźnie wskazywały, że już jakiś czas temu się wykrwawił. Z taką ilością obrażeń kłutych nie dało się długo przeciekać i przeżyć. Wyglądało na to, że nie aktywował żadnej pułapki, bo rany wydawałyby się być zadane zwykłą bronią białą. Miał na sobie ubranie podróżnika, chociaż zostawało pytanie czemu podróżował sam przez Podmrok?
- Kimkolwiek jest bóg tego nieszczęśnika niechaj przyjmie jego duszę w swej krainie i da mu zaslużony odpoczynek. - Wyszeptał cicha modlitwę. Skupił swe zmysły na magicznyej aurze próbując się dowiedzieć z niej czegoś więcej o zaklęciach jakie tu działały.
Pułapka zdawała się aktywować jakieś zaklęcie, ale Erilien nie do końca był jego pewny. Na pewno jednak mogło być wybuchowe… Co zaś tyczyło się nieszczęśnika…. zauważył, że ten posiadał przy sobie kilka magicznych przedmiotów, z których jeden był silny. Erilien sądził, że może się w nim (w pierścieniu jak się okazało) kryć zaklęcie niewidzialności. Prócz tego przy pasie miał kilka różdżek, w tym magicznych pocisków i leczenia ran, chociaż nie było pewności ile ładunków w nich pozostało.
Jednego paladyn był pewien, swych umiejętności w szkole odrzuceń i z nich własnie zamierzał skorzystać. Skupił uwagę na pułapce po czym wypowiedział swłowa zaklecia rozpraszającego magię.
Zaklęcie “zaatakowało” magiczną pułapkę czyniąc ją bezbronną i pozbawiając magii.
Teraz mógł już bezpiecznie wyladować, tak przynajmniej sądził.
- Wybacz mi przyjacielu lecz tobie te rzeczy już się nie przydadzą a mi moga pomóc ocalić czyjeś życie. - Mówił do nieboszczyka ściagając z niego magiczny pierścień i płaszcz. Nie zapomniał też o różdżkach i miksturach. Całość zaś zawinął w zgrabny tobołek zrobiony z magicznego płaszcza. - Przynajmniej mam pewność, że Aeron tędy nie szedł. - Powiedział do siebie i znów wzbił się w powietrze. Zawrócił i postanowił sprawdzić tym razem lewy korytarz. Tobołek odrobinę mu ciążył w trakcie drogi ale wolał nie pozostawiać go w tym miejscu. Niewiadomo czy zabójca nie bedzie chciał wrócić po łup. Srogo wie wówczas zawiedzie.
Drugi kortarz prezentował się podobnie nijako na początku. Kiedy Erilien zapuścił się weń zobaczył po kilkunastu metrach “szczątki” pułapki. Lot jednak okazał się być dobrym pomysłem, bo zdołał dostrzec blade aury nekromantycznej magii, którymi emanowały pochowane pułapki. To oczywiście mogło po prostu znaczyć, że Aeron wolał je ominąć, niż się z nimi bawić…
Uleciał jeszcze kilka minut, kiedy do jego uszu dptarł strzępek rozmowy:
- Dos kyor ukta? uk loril og tir.
- Usstan talinth uk zhah alus ushdui nau byr ilhyrr ulu vel'bol uk xunus ulu ukt dalharuk.
Rozmawiający byli blisko.
Ostrożnie złozył swój tobołek w szczelinie skalnej i podleciał jeszcze trochę bliżej. Starał się przy tym być jak tylko mógł najciszej a fakt iż przybral taką postać jedynie w tym pomagał. Gdy był już zbyt blisko by móc dalej bez szansy wykrycia lecieć, opadł na ziemie i wykozystujać niski wzrosty podkradał się dalej do czasu aż mógł zobaczyć rozmawiające drowy..
Dwa rozmawiające drowy siedziały na ziemi przy broni, co jakiś czas spoglądając wgłąb korytarza, którym przyszedł Erilien.
- Xun dos tnhik uk noamuth ukt elamshinae?
- Lu'vel'bol mzild? Ril m'thain noamuth Zinzerena elamshinae? Usstan xuat z'reninth nindel zhah p'wal nindol lotha mal'ai. - kontynuowały drowy. Erilien widział, że obaj są niespokojni i równie często, jak patrzyli w stronę, z której przyszedł, patrzyli też w stronę, z której oni zapewne przyszli.
Gorączkowo zastanawiał się czy lepiej będzie podkraść się za tymi dwoma czy raczej siłą wydusić z nich gdzie jest Aeron. Z jednej strony spryt zawsze wygrywał z siła z drugiej Erilien nie był zbyt dobry w podchodach, nawet w zmienionej postaci. W końcu zwyciężyło rozwiazanie niebojowe, przynajmniej o ile podejrzenia paladyna co do pierścienia okażą się słuszne. Najszybciej i najciszej jak potrafił wrócił do miejsca w którym zostawił tobołek. Wydobył z niego pierscień i nasunał na palec.
Nie stało się jednak nic. Magia zawarta w pieścieniu nie obmyła elfa, więc najwyraźniej trzeba było czegoś więcej. Erilien gorączkowo próbował znleźć sposób, co zajęło mu całkiem sporo czasu. W końcu jednak pierścień usłuchał jednego słowa-rozkazu, dość typowego. Drowy jednak najwyraźniej nie miały zamiaru nigdzie się ruszać. Spojrzał na swoja dłoń i niczego nie zobaczył, co znaczyło, że albo właśnie jest pod działaniem niewidzialności albo stracił dłoń. Drugą opcje natychmiast wykluczył. Czyli przyszła pora na trudniejszą część planu. Wzbił się z powrotem w powietrze i ruszył z pełna prędkością chcąc jak najszybciej przelecieć nad drowami i ruszyć do miejsca z którego przyszli. Tam właśnie spodziewał się znaleźć Aerona, bo, że chłopak tędy przechodził nie ulegało wątpliwościom, już same rozbrojone pułapki o tym świadczyły.
Erilien czuł jak serce wali mu jak młotem ze zdenerwowania, kiedy tak leciał ponad głowami drowów. Modlił się do Corellona, aby mroczni byli zbyt zajęci rozmową, abyy nie zwrócić uwagi na niego. W końcu Aeron też się przedostał… prawda?
Władca Seldarine mógł milczeć, ale nie opuszczał swoich wyznawców.
Erilienowi udało się przedostać na drugą stronę i dotrzeć do dalszej części tunelu, chociaż w pewnym momencie wydawało się, że mógł zwrócić uwagę jednego z tych drowów, jednak alarm nie został wszczęty.
Kliknij w miniaturkę
Paladyn leciał dalej, w swojej formie mefita nasłuchując i rozglądając się za pułapkami. Minął kilka rozbrojonych, aury kilku aktywnych i bogowie wiedzą ile jeszcze innych, których nie spostrzegł. W końcu jednak jego uwagę przykuło poruszenie w jednym wgłębieniu w ścianie. Zobaczył Aerona, który trzymał drowa przy ścianie przyciskając mu boleśnie sztylet do gardła i szepcząc po elfiemu:
- Gdzie jest Vyr'detral? Gdzie on jest?
Erilien lekko wyladował starając się nie przerywać Aeronowi. Czegokolwiek ten próbował się dowiedzieć musiało być naprawdę ważne. Paladyn ciągle niewidzialny wrócił do swej naturalnej postaci i najciszej jak mógł zbliżył sie jeszcze bardziej. Powoli i ostrożnie stawiając stopy by nie wydać nawet najcichszego dźwieku. Nie był w tym jednak mistrzem i miał nadzieję, że rozgniewany Aeron nie poświeca tyle uwagi ile powinien otoczeniu.
W momencie, gdy Erilien zaczął się zbliżać drow jakby na zawołanie dał mu osłonę.
- Spierdalaj, durny półczłowieku. - warknął głośno, co się skończyło tym, że sztylet Aerona został mocniej przyciśnięty do jego gardła.
- Gdzie. On. Jest. - warknął poważnie rozeźlony półelf.
- Vyr'detrala chcesz? Mogę cię nawet do niego zaprowadzić… - ściszył głos, gdy Aeron “poinstruował go” szyletem. - Ma ostatnio świetny humor. A ty kto, jego znajomy? Pewnie się ucieszy.
W tym momencie Aeron uderzył drowa w brzuch nie przejmując się tym, że zwijający się mroczny elf głębiej tylko się zaciął o ostrze.
- Jak do niego dotrzeć?
- Kim jesteś? - syknął drow.
Aeron nachylił się do ucha drowa i szepnął:
- Jego śmiercią.
- Cho’Tel’Quess, chyba czas byś wyjawił prawdę. - Odezwał się Erilien kończac tym samym czar niewidzialności który go okrywał.
Aeron odwrócił nagle głowę w stronę Eriliena, ale szybko zaskoczenie przeszło w rozdrażnienie.
- Kto tu jeszcze jest?
- Na razie tylko my dwaj. Długo nie wracałeś Quelnatham postanowił Cię szukać a ja wolałem ich nie narażać. - Przyznał otwarcie Erilien. - Czy teraz możesz już podzielić się ze mną prawdą? Bo mam nieprzemożne wrażenie, że będziesz potrzebował pomocy.
- To naprawdę było niepotrzebne. Radziłem sobie, tylko bliżej ich obozu dostać się nie mogłem… - westchnął i skrzywił się. - Nie ma tu nic co tłumaczyć. Nie potrzebuję pomocy. Radzę sobie sam.
- Gdybym to nie był ja byłbyś już martwy lub znacznie gorzej. - Wytknął bolesną prawdę Aeronowi. - I obawiam się, że nie wspomniałeś wcześniej o tym Vyr’detralu ani o powodach twojej do niego nienawiści.
- Nie jestem zdrajcą - wysyczał. - A i czemu miałbym się z tego tłumaczyć?
- Nigdy nie twierdziłem, że jesteś. - Westchnął paladyn. Dzieciak wyraźnie miał spory problem. - A tłumaczyć się powinieneś gdyż albo zabiorę Cię z powrotem i przerwę twoje samobójcze plany albo sprawię, że będziesz miał szansę je zrealizować z moją pomocą. Tak czy inaczej nie pozwolę Ci tutaj umrzeć Aeronie. Nawet pomijając sympatię jaką Cię darzymy, jesteś dla nas zbyt cenny.
- Nic nie możesz o tym wiedzieć. - warknął półelf i przez chwilę jeszcze siłował się z drowem. - To moja droga i muszę sam ją przejść, bo tylko tak… zadośćuczynię.
- Nie zadośćuczynisz jeśli zginiesz na marne. - Paladyn nie przebierał w słowach, nie mógł jeśli miały dotrzeć do Aerona. Musiały być twarde niczym klinga miecza Corellona. - Sprawisz tym tylko ból wszystkim którym na tobie zależy. Czy tego właśnie chcesz Aeronie, zaciągnąć większy dług? Chcesz aby Namena żyła z żalem w sercu po twej śmierci? Pozwól sobie pomóc skoro już los chciał abym stanął na twej drodze.
- Widzę, że jednak nic nie zrozumiesz… - mruknął. - Odkąd zobaczyłem ten symbol wiedziałem, że on tu musi być… i pewnie też jego zinzerenowe pieski.
- Istotnie, niewiele rozumiem bo niewiele powiedziałeś. Widzę jednak ciężar w twoim sercu i lękam się, że pociągnie Cię ku zgubie. Proponuje ci swoją pomoc mimo iż sens twego zadania mi umyka. Nie odrzucaj tego co ofiaruje ci los. Nie odrzucaj dłoni którą podaje Ci ten kto uważa Cię za przyjaciela.
Aeron spojrzał zaskoczony i początkowo wyraźnie nie wiedział co powiedzieć. W końcu odezwał się niepewnie.
- Przyjaciela? Nic o mnie nie wiesz, a ja nie szanuję twojego boga. A jakie to będzie odkupienie, jeżeli sam nie załatwię sprawy?
- Mylisz się sadząc, że nic o tobie nie wiem. Ty jako pierwszy pospieszyłeś by pomóc Namenie, Ty przekonałeś wieszczów by użyli swej mocy niezwłocznie. I tobie obiecałem pomoc w potrzebie. - Przypomniał półelfowi. - Jak widzisz to twoje czyny sprawiły iż pragnę Ci pomóc. Możesz przyjąc mą pomoc gdyż sam na nią zapracowałeś, nie umniejszy to twej pokuty. A co do szacunku, cóż być może kiedyś zmienisz zdanie. Być może zasłużę nawet byś i Ty nazwał mnie przyjacielem.
Aeron mruknął coś niezrozumiale i powoli, acz niechętnie, skinął głową.
- Tylko co z resztą?
- Ja minąłem dwu drowów niewidzialny, być może Quelnatham również by mógł lecz reszta… Myślę, że nie predko tu dotrą.
- Ten obóz… - zaczął Aeron. - Jest dość spory. I jeżeli dużo się nie zmieniło, to nie są to nowicjusze… A na pewno Vyr’detral nie jest. Był silny już kiedyś… - szepnął. - Nie wiem czy chcę narażać kogokolwiek jeszcze.
- Twe słowa potwierdzają tylko iż nie myliłem się co do Ciebie. - Paladyn usmiechnął się szczerze do Aerona. - Jeśli jest ich wielu musimy sprawić aby nie była to dla nich korzystna sytuacja. Być może… - Erilien zadumał się. - Być może wiesz czy w tych tunelach nie ma czegoś co chętnie zapolowało by na drowy?
- Tu jest dość płytko… Sądzę, że jakiekolwiek drapieżniki byłyby jednak zbyt słabe na drowy i pewnie nie zapuściłyby się do ich obozu…
- Czyli pozostaje nam jedna opcja. Wiesz może czy znają się na magii?
- Na pewno mają kilku kapłanów.. z tego, co pamiętam. I chyba przynajmniej jednego czarodzieja. - zamyślił się.
- To nastręcza pewnych trudności ale jeśli potrafiłbyś zajść tego maga od tyłu…
- Potrafiłbym. I miałbym dla niego niespodziankę. - spojrzał na Eriliena. - Nie umiesz przypadkiem wyczarowywać iluzji, które mogłyby odwrócić uwagę?
- Obawiam się, że iluzje to nie moja specjalność. - Uśmiecnął się przepraszająco paladyn. - Niemniej zorganizuję dywersję.
- Erilienie… - szepnął półelf ponownie uderzając drowa, który się szarpał. - … mogę z dywersją pomóc, bo widzisz… Znam pewną iluzję…
- Wówczas mamy szansę podzielić ich siły. - Przytaknął elf. - Lecz potem będziesz musiał od razu zająć się czarownikiem. Nie wytrzymam naporu magii i mieczy na raz. Najwyżej jedno z dwu.
Półelf milczał przez chwilę bijąc się z myślami.
- Na pewno… Skoro i tak się wydało… Nie chcesz poczekać na resztę? Zwiększy to twoje szanse, a tamtymi dwoma można łatwo się zająć… Nie darowałbym sobie, jakbyś wpadł w większe kłopoty przeze mnie…
- Dotrą kiedy usłyszą dzwięki bitwy. - Paladyn wydawał się nie przejmować zbytnio. Ogarnął go stan jakiego wyuczył się przez lata walki. Nie było miejsca na strach czy wahanie, za chwilę zacznie się bitwa i tylko myśli które pomoga ją wygrać się liczyły. - Przyznam szczerze iż jeśli to możliwe wolałbym ich nie narażać. Quelnatham nie jest magiem bojowym a Ocero zdecydowanie ma zbyt miekkie serce by móc walczyć w takiej bitwie. Co zaś tyczy Sevotara… nie jestem pewien po której stronie on by walczył i wole się o tym nie przekonać w trudnej sytuacji.
- Jeżeli tak sądzisz… I tak moim planem było udać się tam samemu. - wzruszył ramionami i spojrzał na drowa. - A co z tym tutaj? - potrząsnął mrocznym elfem.
- Lepiej nie pozostawiać za sobą wrogów gdy idzie się w bój.
Aeron spojrzał na Eriliena, później na drowa, nie do końca pewny co powinien, i czy powinien, zrobić.
- Oni by nam litości nie okazali, ale jak to było? My nie jesteśmy nimi? Widzę tu sprzeczność.
- Są sytuacje gdy litością jest szybka śmierć. Walka to jedna z takich sytuacji. Spójrz na to z szerszej perspektywy. Czy mozemy pozwolić by odszedł wolny?
- Tutaj wiem, że to ma sens, ale nie miało wcześniej - mruknął Aeron, ale odwrócił drowa i odsunął sztylet od jego gardła, tylko po to, aby po sekundzie wahania zatopić ostrze w jego plecach. Drow szarpnął się, ale szybko zastygł, po czym Aeron położył go na ziemi.
- Ruszajmy. - Paladyn nie marnował czasu, skoro mieli zrobić to co należało mogli równie dobrze zacząć od razu.
Kliknij w miniaturkę
Aeron prowadził Eriliena, co pewien czas przystając, aby rozbroić jakąś pułapkę. Był milczący i bardzo ponury, chociaż jednocześnie skupiony. Zaprowadził paladyna do rozgałęzienia, w którym wybrał inną drogę, niż ta, która wyraźnie prowadziła do obozu. Wyprowadził ich na niewielkie wzniesienie, z którego można było zobaczyć część obozu.
Krzątało się po nim sporo drowów, z czego Erilien zobaczył już stąd dwóch kapłanów i maga. Działo się tam jednak coś nieoczekiwanego. Wyłonił się z namiotu kapłan, który podszedł do klęczącego, spętanego pobratymca, trzymanego przez dwóch innych. Zaczął coś do niego mówić wściekłym tonem, ale Erilien nie wiedział o co chodzi. Tamten wyraźnie próbował się bronić, jednak na nic to nie nie zdawało. Podnieśli nieszczęśnika ,a główny kapłan jednym cięciem zrobił ogromną szramę na jego twarzy… później była druga, przez klatkę piersiową i trzecia…
Aeron wpatrywał się pełnym nienawiści wzrokiem w tego kapłana.
- Nadszedł czas by okazać im litość. - Wyszeptał paladyn. - Domyślam się, że ten - wskazał kapłana dokonujacego egzekucji, bo iż jest to ten sam rytuał na którego ofiarę natknęli się przy wejściu nie miał wątpliwości - jest celem twej pokuty.
- Tak… To właśnie jest Vyr’detral. - wyjaśnił. - Nie tak łatwo będzie mi się do niego dobrać. - spojrzał po całym obozie.
- Zatem niechaj Ci szczęsci sprzyja. - Rzucił paladyn w stronę Aerona. - Czas zobaczyć czy bogowie nam sprzyjają.
I nie było już odwrotu, przynajmniej nie dla Eriliena, miał dodatkowy powód by oczyścić to miejsce z zarazy i zamierzał tego dokonać. Rozpoczął inkantacje, pierwsze by otoczyć się magicznymi osłonami nastepna przemieniła go w stworzenie niespotykane na tym planie egzystencji.
[media]http://www.wizards.com/dnd/images/MM35_gallery/MM35_PG214a.jpg[/media]
~~Muzyka~~

Kolejna rozpaliła klingę jego miecza a ostatnia wzmocniła siły paladyna. Tak przygotowany ruszył frontalnym atakiem na pozycje drowów. W jedynej obecnie dłoni dzierżył płomienne ostrze. Za cel obrał najbliższego drowa i czym prędzej zaatakował. Jedynie cien zaskoczenia zdążył obmalować się na twarzy nieszczęsnego mrocznego gdy ulatywało z niego życie. Miecz paladyna nie pozostał jednak w bezruchu szukając kolejnej ofiary. Krople krwi na łusce pokrywającej ciało Eriliena nadawały mu teraz znacznie groźniejszego wygladu.
Wijąca się śmierć pełzła po kolejną ofiarę a jej tańczace ostrze niemal hipnotyzowało swoją gracją.
Drowy odwróciły się totalnie zaskoczone nie tylko atakiem, ale przede wszystkim tym, co ich zaatakowało… i najwyraźniej nie byli tak skorzy do podejmowania bezpośredniej walki z wężowatą bestią. W Eriliena poleciał grad bełtów, ale odbijały się one nieszkodliwie od łusek przemienionego paladyna, były odtrącane przez bariery czy unikane po prostu. Na razie zaatakowały tylko najbliższe drowy, te dalej zaczęły zajmować pozycje i obserwować Eriliena. Kapłan powalił nieszczęsnego pobratymca i najwyraźniej gotował się do splecenia czaru…
W tym momencie na pole bitwy wyszła… bestia podobna do Eriliena, co spowodowało jeszcze większy zamęt.
Paladyn przyjął, ze była to dywersja którą zapowiedział Aeron więc nie tracac czasu, bo i miał go niewiele, zaatakował kolejnego mrocznego. Tym razem efekt nie był natychmiastowy lecz i tak drow odniósł ranę na ciele i być może również na odwadze kiedy jego miecz ześliznął się po łuskach paladyna nie wyrządzając żadnej szkody. Widać jednak duch mrocznych nie został jeszcze złamany skoro jeszcze nie uciekali. Czas to zmienić. Erilien znów natarł na przeciwnika wymierzając mu dwa szybkie lecz niestety nie śmiertelne. Jego przeciwnik zaczął się wycofywać co Erilien wykorzystał by zadać mu kolejny cios płonacym mieczem.
Drow krzyknął i upadł ciężko raniony. Zaczął odsuwać się do Eriliena zakrywając się mieczem, ale jego mina zżedła, gdy zobaczył, że jest sam. W tym momencie bez ostrzeżenia na Eriliena spadł inny atak. Uderzył w niego słup ognia raniąc boleśnie Ravida i jednocześnie zabijając drowa. Erilien kątem oka zobaczył, że drugi słup spadł na iluzję, która się natychmiastowo rozpłynęła. Uderzenie płomieni sprawiło, że wypuscił na chwilę miecz jednak oparzenia już po chwili zaczęły się leczyć, spalone luski zastąpiły nowe świeże i zdrowe. “Aeronie pospiesz się teraz nim splotą kolejne zaklęcia.” Przemknęło paladynowi przez myśł. Wysyczał zaklecie, złapał wypuszczony miecz i ruszył dalej na pozycje drowów, nie w pełni wyleczony ale tyle muaiało na razie wystarczyć.
W tym momencie zobaczył dość niedaleko jednego z czarodziejów drowów, który powoli zaczynał splatać zaklęcie. Erilien je rozpoznał. Najwyraźniej po ogrzaniu, chcieli nagle go ochłodzić, jak hartowanie stali. Zanim jednak Erilien zdążył zareagować cios sztyletem w plecy nie pozwolił dokończyć zaklęcia magowi. Paladyn zobaczył za nim uśmiechniętego Aerona, szczególnie z czegoś zadowolonego. Wlało to w jego serce nową siłe, ruszył przed siebie z wielka szybkością niczym atakujący wąż wbił w drowa swój płomienny kieł. Mroczny nie miał szans już uciec znalazł się wpół drogi do swej bogini. Tym razem jednak paladyn nie miał czasu by okazać mu łaskę i skrócić cierpienia.
- Uciekają… Nie długo. - mruknął Aeron i zaczął splatać czar, który z zaskoczeniem Erilien rozpoznał jako... Czarne Macki Evarda. Nie wyjął jednak żadnego komponentu, a jedynie dość prostymi gestami wywołał moc zaklęcia. Macki wyłoniły się pod nogami wycofujących się drowów, i większa część z nich została przezeń pochwycona. Tego losu ominęły trzy drowy, które nie patrząc na towarzyszy dobiegły do stojących kapłanów.
- Miłej zabawy - dodał Aeron i ponownie użył różdzki osłaniając się niewidzialnością.
Nie byli daleko więc paladyn podpełzł bliżej i z ssykiem wytworzył między drowami ognistą kulę. Nim dotarł na odległość miecza powtórzył ognisty atak widząc w tym swoistą ironię. To przecież przed chwilą jego chcięli spalić. Teraz sami konali w ogniu.
W tym momencie Vyr’detral postanowił włączyć się do walki. Erilien zobaczył, jak drow kończy zaklęcie i po chwili część terenu, który został opleciony mackami, oraz i on sam, obmyci zostali magią, która miała rozpraszać magię…
Erilien poczuł jak powraca do elfiej postaci. Uśmiechnął się do siebie i odpowiedział własną magią. Otoczył się także dodatkową osłoną magiczną. I ruszył wprost na Vyr’detrala.
- Zaciągnąłeś dług głupcze. Pora go spłacić.
Vyr’detral warknął poirytowany na pszczołę, ale nie wydawał się zbytnio zmartwiony Erilienem. Krzyknął coś do pozostałych pięciu drowów, dwóch, którzy uciekli, trzech, co zostali uwolnieni magią z macek i ci niepewnie zaczęli podchodzić do Eriliena, chociaż z większą pewnością, odkąd zmienił formę. Elf zobaczył, że jeden z kapłanów stał trochę oddalony od reszty i po chwili i on padł ofiarą ataku Aerona. Co osobliwe, sam atak niewielką mu wyrządził szkodę, ale wredny uśmiech Aerona wskazywał na to, że coś mu się udało. Erilien uśmiechnął się tylko pod nosem i już w drodze wyciągnął z sakiewki kamyk by dokończyć kolejne zaklęcie.
Vyr’detral został rozproszony przez pszczołę, kótra krążyła wokół jego głowy, uniemożliwiając mu dokończenie zaklęcia. Spojrzał wściekle w bok i zauważył Aerona, który właśnie wyciągał sztylet z kapłana. Zaskoczenie malowało się na jego twarzy, ale zanim ruszył na półelfa narzucił na siebie zaklęcie ochronne.
Zanim Erilien zdołał dotrzeć do kapłana rzuciły się na niego pozostałe przy życiu drowy, ale nie były one w stanie przebić ochronnej magii paladyna.
Pozbawiony mozliwości natarcia Erilien uciekł się do kolejnego z repertuaru swych zaklęć, choć to bylo mu wyjatkowo nie w smak. Postać jego znów się zmieniła, skóra pociemniała i pokryła się łuska, na plecach wyrosły mu nietoperze skrzydła zaś na głowie zmienionej w jaszczurzy pysk rogi.
[media]http://www.locusinn.com/games/pst/characters/images/BlackAbishai.jpg[/media]
~~Muzyka~~

Drowy napierały, ale nie były w stanie nic zrobić Abishaiowi. Dwa z nich spanikowane swoją bezsilnością zaczęły się wycofywać, trzy jeszcze próbowały swoich sił. W pewnym jednak momencie Erilien poczuł, jak jeden cios w jego plecy przebił się przez jego ochronną warstwę,znacząc je krwawą raną.Było to niespodziewane i dość bolesne. Kiedy odwrócił łeb zobaczył jednego z tych strażników, których minęli odsuwającego się od niego.
Erilien nie miał na to czasu ani nie palił się by poznać sposób jakim udało się twmu mrocznemu przedrzeć przez jego bariery. Wyskoczył w powietrze rozwijając swe błoniaste skrzydła. Już będąc w górze posłał swym wrogom kolejna ognistą eksplozję.
Zakończyła ona ten etap walki. Przy życiu prócz tych, co uciekali, zostało dwóch strażników.
Aeron właśnie kończył walczyć z kapłanem. Erilien w sposobie, w jakim on walczył widział coś znajomego, co pamiętał jeszcze z czasów własnego treningu… Do tego pod sam koniec półelf dotknął drowa, przez którego ciało przetoczyła się energia, zabijając kapłana na miejscu
Wtedy Erilien poczuł, jak bełt przeszywa jego łuski, a w dole zobaczył wychodzących z innego korytarza jeszcze pięciu drowów, którzy już tak mikro nie wyglądali,jak ich poprzednicy…
Vyr’detral uśmiechnął się do Aerona kończąc ledwo rzucone zaklęcie na siebie.
- Zapomniałeś, co ci obiecywałem, jeżeli wrócisz?
“Wszyscy będa teraz dziurawić biednego elfa?” Pomyślał paladyn wyciągając z boku bełt a rana w mig się zaleczyła. Mimo to niewiele brakowało by stracił równowage i runął w dół na kamienne podłoże jaskini. Splótł szybko zaklęcie, to jednak nie miało, żadnego widocznego efektu.
W tym momencie drugi kapłan, prócz Vyr’detrala, przeżyły ten chaos odsunął się od Aerona i spojrzał na Abishaia. Wiedział już, że to zwykły elf przemieniony w bestię i chciał coś na to zaradzić. Splótł zaklęcie, którego energię posłał w Eriliena. Elf natomiast….poczuł, jak jego forma nagle ulega zmianie… w powietrzu. Szczescie, że nie wznosił się zbyt wysoko więc udało mu się zachowac równowage po upadku. A fakt, ze pomógł sobie zanikającymi skrzydłami tylko pomógł. Westchnął ciężko na takie traktowanie elfiej Sztuki. Nie mniej miał teraz drogę wolną, rzucił się z mieczem na Vyr’detrala.
Vyr’detral spojrzał w stronę paladyna i uśmiechnął się okrutnie. Erilien zaatakował, ale ku jego zaskoczenia oba ciosy nie zrobiły krzywdy kapłanowi, który za to wyprowadził własne ataki. Jeden z nich był bliski udanego trafienia i zanużenia się w ciało elfa, drugi zaś drugi zupełnie spudłował. Aerona paladyn nigdzie nie widział, zaś drugi kapłan starał się kontrolować sytuację.
A piątka drowów zbliżała się…
Nie wygladało to wesoło lecz Erilien wierzył w Aerona. Wierzył w siebie. I przede wszystkim wierzył w swego boskiego patrona który w takiej chwili choćby i tylko drobna iskrą swej boskiej istoty na pewno był przy nim.
- Corellonie mój miecz i moje zycie zawierzam tobie! Niechaj ma dłoń prowadzi twe światło i rozproszy mrok tu zalegajacy! - Z tymi słowy siegnął po raz kolejny po magię i zaatakował z całą mocą.
Czar dopiął swojego, a moc którą otoczył się Vyr’detral uleciałą. Za toatakinie miały jużtyle szczęścia. Pierwszy przesunąłjedynie po zbroi kapłana, zaś drugi… Aż Erilien się zdziwił, jak mógł popełnić taki błąd, za który sam by strofował uczniów. Vyr’detral również zaatakował rozeźlony, ale oba jego ataki także chybiły.
- Aeron tak tchórzy,że potrzeba mu nianiek? - warknął drow do Eriliena. W tym momencie kątem oka paladyn zauważył, jak pojawia się za stojącym z boku kapłanem Aeron i wyprowadza mało honorowy atak z tyłu. Kapłan sapnął, ale wyglądało na to, że nic wielkiego mu sie nie stało… A półelf i tak był zadowolony.
- Zasłuzył by walczyć w jego imieniu! - Paladyn złapał drugi oddech. - Czas byś posmakował mojego żądła. - Nie miał wielkich nadzieji iż uda mu się walczyć skutecznie w obecnej formie, na szczescie miał jeszcze w zanadrzu kilka sztuczek. Ta przemiana była inna od dotychczasowych, erilien przybrał kształt ogromnej mrówkopodobnej istoty. Ciało pokrył mu brunatny chitynowy pancerz a dłonie przekształciły się w owadzie odnóża zdolne jednak nie tylko utrzymać broń lecz również sprawnie nia władać.
[MEDIA]http://img.4plebs.org/boards/tg/image/1383/94/1383949295621.jpg[/media]
~~Muzyka~~

W takiej postaci poczuł się trochę pewniej, dysponował teraz owadzią siłą a to stanowiło potężną przewagę.
Vyr’detral z pewnymi kłopotami splótł kolejne zaklęcie, ale ono nie uczyniło szkody Erilienowi. Kapłan warknął i spojrzał na gotowych do ataku dodatkowych swoich sojuszników.
Erilien mógł zacząć się zastanawiać czy Aeron bawi się z tym kapłanem. Wydawał się go wręcz prowokować, co dało w końcu skutek. Modlitwa kapłana sprawiła, że jego dłonie rozbłysły energią. Udało mu się dotknąć młodzika, ale czar nie przyniósł najwyraźniej zamierzonego skutku. Aeron się skrzywił boleśnie, ale zwinnie przesmyknął się tak, aby złapać kapłana nieprzygotowanego na ten atak, po czym wyprowadził morderczy cios kończąc życie kapłana. Spojrzał na swoje dłonie uśmiechając się z podekscytowaniem.
“Ha! Młodzik zasmakował wojny, oby tylko potrafił również z niej zrezygnować. Bliżej mu do Corellona niż sądzi.” Myśli te choć przyjemne nie trwały długo, widać, że kapłan próbował czegoś wrednego skoro tak go rozeźliło niepowodzenie. Tym lepiej, że nie wyszło. Tym czasem korzystając z nowego kształtu Erilien przeprowadził kolejne ataki. Z wielką nadzieją iż te w końcu dotrą do celu. A jeśli nie to przynajmniej kupią kolejną chwile Aeronowi.
Piątka drowów zamknęła Eriliena w półkolu i rozpoczęła atak. Miecze i sztylety poszły w ruch, ale ku ich zdziwieniu, żaden z nich nie dotarł do celu, a raczej odbił się od naturalnych osłon formy paladyna.
Tym razem jednak to Vyr’detral był pierwszy Zaatakował paladyna z furią, ale jego ataki ponownie nie sięgnęły celu… podobnie jak jego kamratów. Jednak pierwszy atak paladyna wreszcie przeszył obronę kapłana, wydobywając z niego przeciągły jęk i zmuszając go do odsunięcia się odrobinę.
Aeron w tym czasie najwyraźniej ponownie stał się niewidzialny, bo Erilien nigdzie nie mógł go dostrzec.
- Corellon prowadzi mój miecz! A ciebie kto wspiera? - Szczękoczułki paladyna wydawały suche szeleszczące ale nie trudne do zrozumienia dźwięki.
Kapłan zawahał się na moment, ale butnie odparł.
- Zinzerena, głupcze. - warknął.
Zgromadzone drowy nie wiedziały co zrobić. Kilku spróbowało ponownie ataku, ale na nic im się te próby nie zdały.
- Twoja pani milczy jak i ty zamilkniesz za chwilę! - Erilien natarł ponownie. Wiedział, ze w końcu przełamie wolę Vyr’detrala a wtedy zwycięstwo będzie jego. - Módl się by przyjęła twą duszę.
Tym razem pierwszy atak nie posmakował krwi, zaś drugi nieznacznie. Vyr’detral zaatakował z furią, ale ta furia obróciła się przeciwko niemu. Jeden cios nie trafił tak fatalnie, że pewnie zostałby wyśmiany przez swoich uczniów. Drugi ponownie uniknął celu.
- Moja dusza jest bezpieczna! - warknął. - Nie waż się mnie pou…
W tym momencie Erilien zobaczył za kapłanem Aerona, który jedynie dotknął jego pleców.Ten zawył, gdy energia magiczna wgryzła się w jego ciało.
- Dokąd trafiają wyznawcy martwych bóstw? - Paladyn nie przestawał, rozumiał, że tej walki nie wygra się tylko mieczem. Mimo wymiany ciosów to był pojedynek woli. Pojedynek wiary. Który z nich okaże się godny by stanąć przed swym bogiem z podniesionym czołem? Który wierzy prawdziwie i szczerze? Erilien nie wątpił ni w siebie ni w Corellona. Wiedział, że choć tego nie doświadcza jak przedtem to jego patron jest przy nim i wspiera go w walce. Wyprowadził kolejne potencjalnie śmiertelne ciosy. Niechaj bogowie rozstrzygną który z nich dwu jest godny!
- MOJA BOGINI NIE ZGINĘŁA! - wrzasnął kapłan uchylając się przed ciosami. Aeron również zaatakował, ale nie był w stanie nic zrobić, ku swojej wściekłości. Vyr’detral w końcu zdołał się trochę opanować i jego ataki zaczęły być bardziej wyważone, a jednemu z nich udało się trafić celu. Rana zadana Eriienowi była dość bolesna, a miecz zdawał się sam w sobie dyszeć z nienawiści do elfa.
“ Weź się w garść, znosiłeś już gorsze razy i to całkiem niedawno!.” Instynktownie wykonał unik i splótł dwa czary.
Drowy zobaczyły, że Aeron się trochę odsunął i zaatakowały młodzika. Ten, gdy tylko zobaczył pierwszego przeciwnika narzucił na siebie zaklęcie ochronne, które tak dobrze znał Erilien i bez wahania zaatakował błyskawicznie przeciwnika. Pierwszy cios nie trafił, jednak drugi zakreślił długą bruzdę na klatce piersiowej drowa. Kontratak był okrutny. Miecz ze wściekłością właściciela wbił się głęboko w ramię pół-elfa, który tylko zacisnął zęby gotując się do następnego etapu starcia.
Vyr’detral uśmiechnął się, ale zaczął się jednocześnie wycofywać uważnie lustrując Eriliena.
Z wyrazu twarzy paladyna nie dało się odczytać jego zamiarów. Nawet jeśli ktoś potrafiłby rozpoznać emocje malujące się na jego owadzim obliczu. Ponownie otoczył się osłona magii i szybkim ruchem doskoczył do kapłana Zinzereny. Plan Eriliena jednak się nie powiódł. Vyr’detral zareagował szybko i zdołał zranić elfa, zanim ten zdążył wykonać cały manewr. Ostrze zagłębiło się w ramieniu paladyna, na szczęście niezbyt głęboko, ale jednak zrobiło swoje…
Aeron natomiast miał dość nacierających na niego przeciwników. Splótł kolejne zaklęcie, to samo, którym chciano ”ochłodzić” Abishaia. Stożek mrozu zaatakował drowy. Jeden z nich dzięki swej wrodzonej odporności na magię wyszedł z tego bez szwanku, dwaj zdołali uniknąć głównego impetu, ale dwaj posmakowali całej furii zaklęcia. Ranni i przemarznięci wycofali się odrobinę.
Erilien od razu skorzystał z okazji po raz kolejny próbując pochwycić swego przeciwnika w uścisk morderczych owadzich szponów. Może nie przyzwyczajony do tej formy a może dlatego iż kapłan był wyjątkowo śliskim draniem, plaladyn nie zdołał go pochwycić.
Vyr’detral rozejrzał się po otoczeniu i mina mu zrzedła. Widział możliwość własnej śmierci i zaczęło go to przerażać, szczególnie kiedy Aeron zakończył żywot kolejnego drowa. Spojrzał na Eriliena i zmrużył oczy. Paladyn widział, że kapłan się boi tym bardziej, iż jego bogini milczała.
- Następnym razem… - zerknął na Aerona. - Obaj…
W tym momencie wykazał się iście tchórzowską zagrywką. Wypowiedział jedno, drowie słowo, które spowodowało, że zniknął w blasku magicznej energii. Aeron rzucił się w tamto miejsce, ale po drowie nie było już śladu.
Paladyn zaś od razu zrozumiał, ze kości w tej rozgrywce były znaczone a najwiekszy szuler nie był głupcem i przygotował się na podobna ewentualność. Pocieszała go tylko myśl, ze zużył część swej mocy kapłańskiej i zapewne jak Ocero nie będzie w stanie szybko jej odnowić. Nie tracił dalej czasu na rozważania rzeczy które nie miały sensu. Z braku Vyr’detrala skupił swoje ataki na najbliższym drowim wojowniku. Jego miecz jeszcze nie skończył dzieła.
Jeden,który bez szwanku przeżył lodowy atak Aerona zaczął po prostu uciekać, ale w końcu nie zdało mu się to na wiele, jako że Erilien ruszył zanim i… dopadł go. Potężny cios przeszył nieszczęsnego drowa głęboko zatapiając się w jego plecach, zaś drugi przeciął mu nogę, przez co mroczny padł na ziemię.Odwrócił głowę, aby z przerażeniem spojrzeć w ślepia owada.
Dwaj ranni,którzy mogli się poruszać spojrzeli po sobie i postanowili spróbować swojego szczęścia w ucieczce, kierując się do przejścia z dala od Eriliena. Aeron natomiast podszedł do jednego z ciężej rannych i wbił mu sztylet w bark, po czym kręcąc nim warknął z furią:
- GDZIE JEST TEN PIES?!
Tym czasem paladyn odwrócił głowę w stronę kolejnego z uciekających a powietrze przy tamtym przeszyła kolejna ognista eksplozja. Wybuch był dość silny by obalić mrocznego lecz niestety zbyt słaby by spopielić go na miejscu. Trudno, Erilienowi pozostał jeszcze jeden drow i jego właśnie postanowił dobić.
-Nie… Nie… - wyjąkał drow, ale to nie sprawiło, że Erilien zmienił zdanie. Szybkim cięciem, litościwym oczywiście, pozbawił mrocznego elfa życia.
Ciągle w owadziej postaci ruszył paladyn po dwu niedobitych drowów by przenieść ich bliżej Aerona. Chłopak miał swoje powody by nienawidzić tych mrocznych konkretnie. Czas wiec by nauczył się wybaczać. Choć to może jeszcze zbyt trudna lekcja jak dla młodzika którym był.
- Zdradził coś? - Zapytał Aerona taszcząc dwa drowie ciała, nie do końca pozbawione życia.
- Nie. - mruknął Aeron. - Zaklina się, że nie ma pojęcia gdzie mógł się udać Vyr’detral.
- Może jeden z tych. - Wskazał na swój żywy, jeszcze, bagaż. - Skróć jego cierpienia Aeronie, niech rusza do swej bogini i odbierze zasłużona nagrodę.
Aeron wciąż wściekły przyłożył sztylet do gardła drowa i wysyczał mu w twarz:
-Nic cię nie czeka po śmierci. Twoja bogini nie żyje. - po czym głęboko pociągnął sztyletem przez gardło przerażonego drowa.
- Nie musiałeś mu tego mówić przed śmiercią, nie pozwól by nienawiść Cię zaślepiła i zmieniła w Vyr’detrala. Przekuj ja w słuszny gniew który spadnie niczym grom na tego który pławi się w niegodziwości lecz oszczędza i chroni niewinnych. - Paladyn nie przestawał pouczać Aerona w nadziei, iż ten zrozumie lekcję. - Okaż litość pokonanym, nie poniżaj ich i nie dręcz bardziej niż jest to konieczne a będziesz mógł kroczyć z dumą.
- Na co mi tu duma, no na co? - złapał drugiego drowa. - Gdzie jest Vyr’detral?!
Zastraszony drow milczał.
- Na co? Byś mógł spojrzeć w oczy tym których szanujesz, tym których kochasz. Byś mógł spojrzeć w swe odbicie i nie widział tam potwora. I w końcu byś u kresu życia mógł odejść bez żalu. - Po czym zwrócił się do drowa. - A ty jeśli pragniesz lekkiej śmierci postaraj się odpowiedzieć. Mój przyjaciel wiele przeszedł i jego cierpliwość się skończyła a i ja nie będę go powstrzymywał. Zrobi co uważa za słuszne. Jak myślisz co to będzie?
- B-błagam… Darujcie nam życia… - spojrzał błagalnie nie na Aerona, ale właśnie na paladyna. Który w tym właśnie momencie powracał do swego przyrodzonego kształtu.
- Nie zrozumiałeś, możesz tylko kupić lekką śmierć, nie życie.
- Nie wiem, gdzie może być… - wydusił z siebie drow. - Nie wiem, nie wiem, nie wiem…
- Ale domyślasz się, prawda? - Erilien nie ustępował a jego łagodny głos kontrastował z brutalnością całej sceny.
- Nie chcę umierać.. Skoro moja bogini nie żyje… Nie chcę się błąkać… Nie chcę trafić do Lolth… - szeptał przerażony Ilithiiri.
- To na nic Aeronie, strach przesłonił mu zmysły.
Aeron złapał drowa i warknął do niego.
- Wolisz pójść do Pajęczycy w spokoju czy w bólu?
Drow spojrzał nienawistnie na pół-elfa i splunął mu w twarz.
- Nie obchodzi mnie już to.
W tym momencie Aeron wbił mu w brzuch sztylet i zaczął powoli go przesuwać w górę rozcinając ciało drowa i sprawiając, że ten szarpał sie, ile miał sił i krzyczał z bólu.
- Dość! - Rzekł twardo paladyn i ciosem miecza w serce pozbawił drowa tchu i życia. - Wystarczy tyle. Jest jeszcze jeden… Przepytaj go ja tymczasem rozejrzę się po jaskini. Może uda mi się znaleźć jakieś wskazówki. - Ruszył do miejsca gdzie zostawił zdobyczny magiczny tobołek.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 09-08-2014 o 15:51.
Googolplex jest offline  
Stary 09-08-2014, 12:48   #58
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu Aerona
Część druga.

~~~Muzyka~~

Kiedy Quelnatham, Ocero i Sevotar wreszcie dotarli jednym z korytarzy prowadzącym do obozowiska zobaczyli pogrom. Około kilkunastu drowów leżało w całej jaskini poparzonych, przeciętych lub po prostu zmasakrowanych. Na wzniesieniu przy namiocie zobaczyli Eriliena i Aerona, z czego ten pierwszy zmierzał w sobie znanym kierunku, zaś pół-elf wyraźnie próbował coś wydobyć z ledwo żywego drowa… dość brutalnie.
Obaj byli ranni, chociaż bardziej Aeron, niż paladyn.
Sevotar wypuścił kuszę, która okręciła się na jego ramieniu, ale chyba sam drow wolałby, by dramatycznie uderzyła o ziemię. Otworzył lekko usta i rozejrzał się wokół wzrokiem pełnym niedowierzania i obrzydzenia. Prawie można było usłyszeć jego bijące się ze sobą myśli, ale jedno można było usłyszeć na pewno.
- I TO MNIE PODEJRZEWASZ O BYCIE ZŁYM?!
Drow ruszył pomiędzy ciałami wołając za odchodzącym paladynem. Jego głos grzmiał niczym grzmot, zaś na twarzy malowała się niezwykłą wściekłość.
- To jest rzeź, nie bitwa! To mordownia! To jest szybkie i sprawne niszczenie zła!? Rozpruwanie żywych, czujących istot!? Aeronie, zostaw go!
- Na strzały Czarnego Łucznika - wyszeptał wstrząśnięty czarodziej widząc pobojowisko. Zakrył dłonią usta i ostrożnie by nie nadepnąć na żadne szczątki wspiął się na wzniesienie.
- Może to jednak nie najgorszy pomysł, z tą wycieczką do Thay…- Selunita ruszył za magiem, uważając na ciała pod nogami.
Aeron puścił drowa i spojrzał na Sevotara, a w jego oczach widać było nienawiść.
- Jakoś nie pamiętam, aby inny drow stawał tak w mojej obronie. Nie wiesz o co chodzi.
Quelnatham bez swej magii widział jak drow i Aeron zaraz rzucą się sobie do gardeł.
- Nie wiemy o co tu chodzi - bardzo głośno i stanowczo oznajmił czarodziej. Zdążył już schować miecz i wyciągał ręce jakby chciał powstrzymać strony od walki - ale oczekujemy, że nam wyjaśnicie.
Sevotar jednak nie bawił się w subtelności i podszedł do Aerona jeszcze bliżej, tak by ten wystarczająco dobrze przyjrzał się jego gniewowi.
- Widziałem jak moja rodzina odrywa dzieci od matek, żeby nakarmić nimi bydło! Widziałem jak całe pokolenia ludzi są kupowane jak marchewki, żeby ginąć w intrygach o to, która z kapłanek ma ładniejsza suknię! Widziałem całe klany powierzchniowcow, zgwałconych, okaleczonych, pozbawionych rodziny, uwięzionych pod ziemia bez woli, bez nadziei, bez niczego I TO TEŻ NIE USPRAWIEDLIWIA RZEŹNI! - ryknął mu prawie że prosto w twarz i pół-elf mógł dostrzec łzy w jego oczach - WIĘC PROSZĘ, CZEKAMY!
- A myślałeś, że jak miało to wyglądać? Mieliśmy każdą ich ranę oddawać swoją własną, aby było sprawiedliwie? - warknął Aeron i spojrzał na Quelnathama. - To ja chciałem tu przyjść. Erilien nie chciał mnie zostawiać samego.
Ocero odsunął Sevotara od pól-elfa po czym sam zwrócił się do mieszańca.
- Dobrze więc, czego chciałeś się dowiedzieć, że było to warte cierpienia…- spojrzał na rannego drowa i dwa trupy obok niego - Trzech mrocznych elfów?
- Nie twój interes.
- Jeśli mamy ze sobą podróżować to JEST nasz interes - Sevotar stanął obok Ocero wpatrując się uważnie w Aerona wzrokiem pełnym zawodu. Od początku ogromnie szanował pół-elfa, ale teraz to uznanie kompletnie zniknęło.
Ten właśnie moment wybrał, przypadkiem lub nie, paladyn na powrót. Przez ramię miał przerzucony płaszcz zaś za pasem zatknięte różdżki których wcześniej u niego nie widzieli.
- Cieszę się, że widzę was w dobrym zdrowiu Czcigodni.
-O, przyszła nasza zmiennokształtna bestia. - Ocero przyjrzał się łupowi paladyna - Wiesz, gdybym wiedział, że umiesz zmieniać się w smoka, nie kupowałbym wozu i bylibyśmy pewnie w Waterdeep dwa dni temu.
- Smoka? - Erilien był szczerze zaskoczony. - Skąd wam Czcigodny przyszedł do głowy taki pomysł?
- Kolejny skurwysyn - Sevotar splunął - Tyle, że ten nie ma rozumu tylko traumy i dogmaty.
- Milcz drowie. - Rzucił paladyn automatycznie, trochę zmęczony ostatnimi wydarzeniami.
Aeron spojrzał na Sevotara.
- Ci mroczni i tak by zginęli - mruknął wyraźnie rozstrojony. - A co było warte? Te drowy NIE BYŁY dobre. Te drowy ZASŁUGIWAŁY na ten los, znałem je.
- O, to ciekawe. - wtrącił się Quelnatham pozornie obojętnym głosem. Zaraz jednak zmienił ton na surowy: - Będziesz musiał skończyć ze swoimi tajemnicami Aeronie. Źle jednak kłócić się nad konającym. Czym sobie na to zasłużyłeś? - ostatnie zdanie, w podwspólnym skierował do rannego drowa.
- Czcigodny, później. - Erilien bezceremonielnie rozepchnął towarzyszy by móc podejść do Aerona. - Podejrzewam, że tą różdżką bedziemy mogli coś poradzić na twoje rany.
Aeron uśmiechnął się blado do Eriliena i wskazał na różdżkę uczepioną jego pasa.
- Nie trzeba, sam mogę…
- NIE, TERAZ - Sevotar zagrzmiał i zacisnął jedną z dłoni na rapierze, uważnie wlepiając spojrzenie w Eriliena, ale trzymając Aerona w zasięgu wzroku - Po pierwsze, ty Erilienie, skończysz mnie traktować jak szmatę. Och, jesteś tak bardzo zmęczony dokonywaniem bezlitosnej rzezi, korzystając z magii o której nie powinieneś mieć pojęcia, och jak bardzo jesteś zmęczony drowem, który ośmielił się mieć własne zdanie… Tak bardzo jest mi ciebie żal.
Sevotar znowu skrzywił się nieprzyjemnie.
- Po drugie, Aeronie, jeśli mamy podróżować razem, wiedząc co dzieje się na świecie, nie możemy ukrywać takich rzeczy - jego głos złagodniał odrobinę, gdy mówił do pół-elfa, ale to nie zmieniło gniewu, jaki bił już nie od jego oczu, ale od całej jego sylwetki - Nie po to uciekłem ze świata przepełnionego okrucieństwem i złem, by podróżować z nie mniejszymi okrutnikami, ukrywającymi za słowami o obowiązku zwykłą żądzę krwi i zemsty. Bo to…
Zamachnął się dłonią, wskazując na pole bitwy, a raczej masakry.zdali
- Nie jest sprawiedliwość, ani dobro, ani jakakolwiek idea może wam przyświecać - Wehlryd’tar zacisnął usta i wycedził kolejne słowa przez zaciśnięte zęby - To jest prezent dla Lolth.
- Po pierwsze odpieprz się od Eriliena. Przyszedł tu, aby mnie chronić. - warknął Aeron. - Po drugie jak sobie wyobrażasz bitwę? Było nas DWÓCH, a ich KILKUNASTU. Jak ty byś to przeprowadził? Pytał każdego czy chce się nawrócić?
Paladyn zdębiał z zaskoczenia. Czyżby to był jeden z tych drowów które w podmroku cierpią na ostry atak klaustrofobii? Bo normalnym jego zachowanie nie było na pewno. Spojrzał po twarzach Ocero i Quelnathama.
- Czcigodni… wszystko z nim w porządku? Nie uderzył się aby w głowę?
- Mogliśmy po prostu tu nie przychodzić! Zostawić ich, niech się wyrżną nawzajem, zostałoby ich pięciu, dwóch, nic nikomu by nie zrobili! - drow otworzył szerzej oczy, wlepiając je w Eriliena, który wyraźnie ani myślał traktować go jako równą siebie jednostkę - Jestem tutaj, nie wiem czy zauważyłeś.
Ocero miał już poważnie dość tego gdzie to zmierza.
- Dosyć tego. Na światło Selune! - momentalnie tarcza kapłana zabłysła oślepiającym światłem, na szczęście każdy z rozmawiających zdołał odwrócić wzrok nie wyrządzając im szkody - Czy wy widzicie jak się zachowujecie? Jak banda dzieciaków strzelająca fochy bo on zrobił coś na przekór mnie. - Selunita spojrzał na drowa- Sevotarze czy jak ci tam, Erilien wypełniał tylko obowiązek swojej religii i swojego zakonu. Nie zgadzam się oczywiście z jego… chęcią wykonywania tego, ale nie możesz mu wytykać, że zabił drowy, które z tego co wiem, nie są tak wiele lepsze od Lolthian. Nie istnieje coś takiego jak “czysta walka”, gdzie każdy skończy z ciosem w serce i umrze bez boleści. -następnie spojrzał na paladyna - Erilienie, gratuluje dokonania swojej powinności, ale nie masz prawa traktować Sevotara jako kogoś gorszego tylko dlatego, że jest drowem. Nie zachował się najlepiej ani tu, ani na powierzchni, ale twoje zachowanie też ma wiele do życzenia. - ostatnie słowa skierował do pól-elfa - Aeronie, czy tego chcesz czy nie podróżujesz z nami na własne życzenie, zobowiązuje to do czegoś. Żadnych niebezpiecznych tajemnic, żadnych półsłówek. Chcemy ci pomóc, ale musisz chociaż powiedzieć w czym.
- On traktuje mnie jak śmiecia tylko za kolor mojej skóry i “jego zachowanie…” Nie, dobrze. Rozumiem. Ja nie mam do niego pretensji za to, że zabił te drowy, kiedy dla kogoś zdolność do podejmowania decyzji zastępuje dogmat, nie można mieć do tej osoby pretensji. Już po prostu jestem takim chorym idealistą, że wolę nie dokonywać paskudnych mordów w imię bogów czy ideałów jak moi pobratymcy, ot tyle - drow wzruszył ramionami i spojrzał na Ocero - Uważam, że można to było zrobić lepiej. Chociaż poczekać na nas. Mam pretensje o to, że traktuje mnie jak psa, który nie ma głosu, a jak robi coś, co mu się nie podoba, to może mi przypalić ogon i iść dalej. Fakt, że wy mu na to pozwalacie też mówi swoje, ale cóż… Nie wybrałem urodzić się drowem. Nawet gdy ma się dobre intencje, czasem nie można walczyć z tym, co siedzi innym w głowach, czy to wiedzą czy nie.
Puścił rapier i założył ręce na piersi, przyglądając się dychającemu jeszcze drowowi, jakby zaczął coś rozważać, lecz na razie nie mówił więcej.
Erilien słuchał tego monologu z uwagą a kiedy drow skończył sięgnął po miecz.
- Dość tego, moja cierpliwość się wyczerpała. - Mówił spokojnie, powoli cedząc słowa. - Traktowałem cię lepiej niż na to zasługiwałeś niewdzięczny psie. Nie oczekiwałem podziekowania za uratowanie twego nedznego życia i dobytku lecz ty odpłaciłeś mi bluźnierstwami i zniewagami. Znosiłem je z pokorą jak na rycerza przystało. Dość tego! Jeśli jest w tobie choć odrobina honoru stawaj! Wyzywam cię na święty pojedynek w imieniu szlachetnego rodu Treves.
Sevotar pokiwał z uznaniem głową i nawet uśmiechnął się na moment, by uznanie przemieniło się w niedowierzanie, a uśmiech w wyraz szczerego smutku.
- A mogliście władać elfami. Ostatecznie jesteś tutaj i chcesz zabijać się z krewniakiem o coś, czego nie zrobił. Podziękowałem ci, nazywasz mnie niewdzięcznikiem. Znieważasz mnie, a to mi odbierasz głos. Nie będę się z tobą zabijał, wystarczająco dużo walczyłem w swoim życiu, by wiedzieć, że nie każda walka warta jest krwi. Wyraźnie nie jesteś w stanie ze mną podróżować, więc nie będę skazywał cię na swoje towarzystwo. Ocero, Quelnathamie, wybaczcie, ale tak jak powiedziałeś mój ludzki przyjacielu, to stało się… Nadmiernie niedojrzałe. Chciałbym was wspomóc, ale jak powiedziałem, dogmatu nie pokonasz, nie chcę być dla was ciężarem. Postaram się zrobić co mogę dla waszej misji - bard skłonił się lekko i wyciągnął z kieszeni pierścień, który naciągnął na palec znowu stając się białowłosym, księżycowym elfem.

W ciągu całej tej dyskusji Quelnatham bardziej był zainteresowany konającym drowem. Niestety, ten nie miał zamiaru odpowiadać na jego pytania. Czarodziej skrócił jego męki i zamknął mu oczy, po czym przeszedł do oględzin obozowiska. Obawiał się, że Aeron nie będzie skłonny do zwierzeń, a potrzebował informacji. Znaki, runy, zapiski mogły mu powiedzieć więcej niż niewdzięczny i kłótliwy chłopak.
Quelnatham spodziewał się, że znajdzie jakieś notatki czy dokumenty, cokolwiek, co pozostawiłby po sobie przywódca tego obozu. Zaskoczyło go, że nic takiego nie znalazł, chociaż MUSIAŁO coś takiego istnieć.
Znalazł umagicznioną broń, ale żadna nie miała na sobie tej tajemniczej runy. Mimo to, zabrał ją do późniejszego zbadania. Wracając czarodziej zdążył posłyszeć ostatnie wymiany zdań. Jego imię zwróciło jego uwagę.
- Przykro mi, że nie umiecie zachować się jak elfy. - zwrócił się do kłócących się. - Aeronie pamiętaj, że to ty trzymasz nas razem i ty chciałeś naszej eskorty. Tylko ja dałem ci moje słowo. Wy - popatrzył po reszcie - jesteście wolni w swych wyborach. Jeśli odchodzisz Wehlyrd’tarze wiedz, że zawsze możesz znaleźć schronienie w Cormanthorze. Wystarczy, że powołasz się na moje imię.
Drow w skórze powierzchniowego elfa uśmiechnął się szerzej i położył dłoń na ramieniu Quelnathama, wreszcie odzyskując swój łagodny i przyjazny wyraz twarzy.
- Nikt nie korzysta na milczeniu bogów. Dziękuję ci za zaufanie, Quelnathamie. Jeśli dowiem się czegoś więcej, przybędę do Cormanthoru i znajdę tam kogoś, kto będzie miał z tobą kontakt. Ale schronienie… - zaśmiał się lekko - To słowo jakoś do mnie nie pasuje. Zasiedziałem się swoje w Menzoberranzan.
Ocero pokręcił głową, ale tak chyba było lepiej. Alternatywą byłoby, że do tego stosu ciał dołączy jeszcze jedno.
- Uważaj na siebie, niech światło Selune oświetla ci drogę.
Erilien milczał lecz schował broń. A jedynie jego spojrzenie mogło zdradzać co myślał o drowie:“Zbyt dumny by się ukorzyć, zbyt tchórzliwy by walczyć.”
- Na to liczę - odpowiedział Wehl i położył dłoń również na ramieniu kapłana - O ile Olath Wenress ciągle słyszy moje słowa, będę ją prosił o tyle światła Selune, ile tylko będzie mogła mi dać. Dziękuję wam. Aeronie…
Drow kucnął przy pół-elfie i spojrzał na niego z powagą.
- Nie daj się niszczyć wewnętrznym demonom. Jesteś dobrą osobą, mądrą osobą. I masz niezwykły dar. Mam nadzieję, że kiedy nasze drogi znowu się przetną, będziesz cały i zdrów.
- Zazwyczaj wychodzę cały - mruknął Aeron. - A moje wewnętrzne demony… Na nie potrzeba czegoś więcej. - skinął głową. - Nie ujawniaj się tak chętnie. I… - zerknął naniego z ukosa. - … dobre rady sobie możesz wsadzić. Ja wiem czemu co robiłem i jakie miałem powody. Radzę sobie sam i nie zamierzam tego zmieniać. A na pewno nie z powodu kogoś, kto drze na mnie ryja.
Sevotar wzruszył ramionami.
- Uczciwie - wstał, rozumiejąc, że Aeron i tak nie ma ochoty z nim rozmawiać, po czym poprawiając swój plecak i kuszę i odwrócił się w stronę wyjścia. Już miał wyjść, ale obrócił się do reszty, patrzą na nich z ogromnym smutkiem.
- Żałuję. Ale tak będzie lepiej - ostatni raz zawiesił wzrok na Erilienie, po czym skinął mu głową bez słowa. Może i był na niego wściekły, może i uważał go za niegodnego zaufania, ale mimo wszystko go szanował. Sam chciałby mieć tak twarde poglądy. Sam chciałby móc tak łatwo podejmować wybory. Ale podjął swoją decyzję i teraz musiał się liczyć z konsekwencjami tego wyboru, nawet, jeśli przez chwilę, przez krótką chwilę, uznał, że popełnił głupstwo. Ale tak będzie lepiej.
- Powiedziałem trochę niemiłych słów - przerwał milczenie, a słowa skierował do Eriliena - Za co przepraszam. Do widzenia.
I wyszedł.
Erilien odprowadzał drowa spojrzeniem.
- Czcigodni mam tu jeszcze sporo do zrobienia. Aeronie zajmijmy się w końcu twoją raną nim osłabniesz i trzeba Cię będzie nieść.
- Dobrze, dobrze… - Aeron rozpoczął leczenie przy pomocy różdżki, której magia obmywała ranę. Spojrzał w pewnym momencie na Quelnathama.
- Quelnathamie… Może ci się to przydać. Tam - wskazał na kolejne wzniesienie. - Leży drowi mag, pewnie ma swoją księgę zaklęć.
- Ach tak, mroczny mówił, że był mag. Dziękuję. - odpowiedział odchodząc, ale odwrócił się i dodał: - Zabierzmy co potrzebne i wracajmy na powierzchnię. Wciąż zamierzam zasypać to wejście.
Ocero spojrzał na czarodzieja.
- Przypominam, że zostawiliśmy jednego drowa w jednym z tuneli. O ile nie jestem fanem zabijania bezbronnych, zostawienie kogoś aby zczezł z głodu nie podoba mi się tym bardziej.
- Czcigodny a jak uważacie czy ten drow zasługuje by odejść wolnym? - Zapytał po czym ściszonym głosem dodał. - No i Aeron będzie miał do niego kilka pytań.
Ocero westchnął.
- Poddałem się, jeżeli chodzi o ratowanie drowów przy tobie, Erilienie.
- I tak nie wiem czy odpowie… - mruknął Aeron.
- Zobaczymy. - Paladyn zamyślił się. - Jeśli dobrze liczę to naszym uciekinierem jest jeden z bliższych Vyr’detralowi kultystów. Może jednak zechce mówić. - Teraz jednak były ważniejsze sprawy i Erilien zwrócił się do Qulnathama.
- Czcigodny zechcecie zbadać ten płaszcz i pierścień? - Podał mu oba artefakty.
- Bliższy komu? - Ocero doszedł do wniosku, że obecnie przechodzą przez etap zbierania skarbu, nigdy nie sądził, że faktycznie tak to wygląda. Zaczął sam rozglądać się po obozie w poszukiwaniu jakiś świecuszek.

- Myślisz, że będzie chciał mówić? - zapytał nieprzekonany Aeron i rozejrzał się. - Co z tym wszystkim robimy?
- Pogrzebać ich nie ma jak, będziemy musieli spalić ciała. Teraz już możemy sobie pozwolić na użycie magii. - Paladyn rozejrzał się po polu walki. - A wasz więzień Czcigodni… zniszczymy to wejście do podmroku a on niech wraca do swoich. Zaniesie im przesłanie.
Quelnatham używając telekinezy ułożył przeszukane już ciała w stos i kolejnym zaklęciem obrócił je w proch.
Zebrawszy wszystkie znalezione dobra - bo przecież wojownikom o dobro i sprawiedliwość w Krainach bardziej się one przydadzą - towarzysze ruszyli do tunelu. Gdzie oczekiwał ich, z braku możliwości ucieczki, spętany drow.
Drow na początku był tylko zdenerwowany widząc Quelnathama i Ocero, co przeszło w panikę, kiedy pojawił się Aeron i w przerażenie, gdy dołączył do niego Erilien. Więzień zaczął się szarpać.
- Nie, nie, nie,nie….
- Tak. - Poprawił go paladyn. - Co wiesz o miejscu do którego udał się Vyr’detral? - Zapytał w szlachetnej mowie, a nuż mroczny zrozumie.
- Vyr’detral? Vyr’detral? - odezwał się spanikowany kuląc się w sobie przed Erilienem. - On ma inny obóz… Swój!
- Gdzie? - warknął Aeron.
- Nie wiem, nie wiem, gdzieś w Dolmroku, dajcie mi odejść!
Corellonita dobył miecza lecz zwrócił się do towarzyszy. A może juz przyjaciół? Później się bedzie zastanawiał.
- Odebraliście mu broń? - Zapytał we wspólnym.
- Nie mieliśmy na to czasu.- Ocero spojrzał z politowaniem na mrocznego elfa.
- I dobrze, nikt nie powie, że był bezbronny. - Podszedł do jeńca. I ku zaskoczeniu lub rozczarowaniu swych kompanów przeciął linę krępującą tamtego. - Przekaż swoim, żeby się nie zbliżali do powierzchni jeśli im życie miłe. Tu nie znajdą dla siebie ofiar. Precz!
Drow nie wierzył we własne szczęście, ale nie miał zamiaru ryzykować. Tylko przebrzmiało ostatnie słowo paladyna zerwał się do ucieczki i za chwilę zniknął w mroku.
- Czemu go nie zabiłeś? - zapytał Aeron.
- Powie innym, że powierzchnia to niebezpieczne miejsce a będzie miał sporo do powiedzenia. Może zastanowią się dwa razy nim wrócą.
Ocero ziewnął.
- Czy możemy już wracać na górę? Mam dość jaskiń na najbliższy dekadzień.
- Tak, możemy Czcigodni. Ostatnie dwie sprawy załatwimy po drodze. - Rzekł paladyn i ruszyli ku powierzchni. Po drodze pogrzebali w ogniu ciało nieszczęsnego awanturnika i nie mniej szczęśliwego drowa.
Droga powrotna nie obfitowała w niespodzianki, przynajmniej dla Ocero i Quelnathama. Oni wszak wiedzieli, że gdzieś tu czają się głodne, i poirytowane, złudne bestie. Na szczęście i tym razem nie stanowiły one żadnego zagrożenia dla grupy, ale nachodziły dwa pytania: Jak sam Sevotar sobie z nimi poradził, o ile je spotkał, oraz jak poradził sobie drow wypuszczony z rąk śmierci… czyli rąk paladyna.
Im bardziej zbliżali się do Powierzchni tym lżej się czuli. Ocero wręcz nie mógł się doczekać opuszczenia jaskiń i mimo zmęczenia spowodowanego brakiem snu szedł prawie na przedzie. A kiedy wreszcie opuścili jaskinie…
To było warte przeżycia.
Delikatny, ciepły wietrzyk obmył ich twarze, gdy tylko postawili pierwszy krok na świeżej ziemi. Słońce rozświetlało las i było jak stary przyjaciel, o którym się nie zapomniało, ale tęskniło. Cisza została zastąpiona szumem traw i drzew, świergotem ptaków. Zupełnie jakby trafili do innego świata i… może tak faktycznie było?
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 09-08-2014 o 14:06.
Googolplex jest offline  
Stary 10-08-2014, 02:56   #59
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
ROZDZIAŁ I :Szaleństwo kapłanów

Quelnatham Tassilar, Ocero, Erilien en Treves



[media]http://hdwallpaper.freehdw.com/0004/3d-abstract_widewallpaper_afternoon-sunlight_35905.jpg[/media]

Pozostawili za sobą pokonane drowy, pozostawili za sobą Sevotara, który odszedł z własnej decyzji. Mogli jechać dalej, wprost do Waterdeep, w którym według wizji Aerona coś miało się stać… lub coś się stało. Nie ujechali jednak daleko, jako że Quelnatham i Erilien postanowili zrobić postój, aby napełnić żołądki i… może trochę sobie wyjaśnić.
Ocero z Aeronem, jak tylko zniszczone zostało wejście do Podmroku i dotarli do wozu, który (o dziwo) czekał na nich wraz z końmi, stwierdzili, że idą spać i żadna siła ich przed tym nie powstrzyma. Aeron ułożył sobie prowizoryczne posłanie na wozie i zwinął się w kłębek, zaś Ocero po uwolnieniu się z napierśnika zwalił się na swoje miejsce.
Faktycznie, nic ich nie mogło dobudzić.
Elfy zatrzymały powóz pomiędzy drzewami Wysokiego Lasu. Niespodziewanie Erilien zaoferował się, że zajmie się przygotowaniem posiłku w odmianie od sucharów i suszonego mięsa. To zadeklarowawszy zaczął przeglądać zapasy, jakie zgromadzili na podróż w wozie. Quelnatham natomiast zabrał się za przeglądanie zgromadzonych “łupów”. Chciał jak najszybciej zbadać je i ocenić wprawnym okiem maga, żeby móc zabrać się za zdobyczną księgę zaklęć. Obowiązki najpierw, przyjemności później.
Kiedy przeglądali ekwipunek po poległych dokonali zastanawiającego odkrycia. Najwyraźniej nie zadbano wystarczająco o magiczne zaplecze obozu. Także samo wyposażenie wojowników nie było imponujące. Prócz tego znaleźli także trochę drowich ksiąg, ale bardzo niewiele zapisków, też w języku mrocznych elfów. Najwięcej najpewniej zabrał ze sobą sam Vyr’detral, który najwyraźniej jako jedyny z tego obozu miał realną szansę na ucieczkę. I wykorzystał ją.
Tylko dlaczego ten kapłan nie zadbał o wszystkie potrzeby obozu?
Paladyn nie śpieszył się zbytnio z gotowaniem. Przygotowywał gulasz z kaszą starannie i z łatwością. Wieszcz nie patrzył na niego większość czasu, aż nie doleciał do niego zapach, który sprawiał, że żołądek skręcał się… z głodu. Kiedy spojrzał na towarzysza zobaczył go siedzącego przy ciepłym jedzeniu, a i tak kończącego przeżuwać suszone mięso. Quelnatham zastanawiał się ile tego mięsa najpierw trafiło do brzucha elfa, a ile ostało się na obiad.
Aeron nie spał już od jakiegoś czasu i jedynie leżał na posłaniu w wozie z zamkniętymi oczyma wsłuchując się w szum lasu i śpiew ptaków. Kiedy usłyszał, że Erilien wreszcie zaprasza na ten wspaniale pachnący posiłek potrząsnął Ocero i sam zeskoczył z wozu zajmując miejsce dla siebie przy Ouelnathamie i z pewną ciekawością obserwując jego oględziny zdobycznego ekwipunku.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 10-08-2014 o 03:01.
Zell jest offline  
Stary 11-08-2014, 02:12   #60
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
PROLOG (II): Zemsta i sprawiedliwość

Theodor Greycliff


Trzy kufle…
Cornelus…
Tylko te dane Theodor otrzymał. Nie wiedział o jakim dniu może spotkać tego osobnika ani o jakiej porze. Nie znał jego prawdziwego imienia (bo wątpił, aby to było prawdziwe) ani nie wiedział jak on wygląda. Jaki jest z charakteru, czy cechuje go wybuchowość, a może jest wcielonym bóstwem spokoju i opanowania. Szedł na ślepo i bynajmniej mu się to nie podobało. Palcami przesuwał po krawędzi monety z wizerunkiem Pani Szczęścia oddając się tym samym w całości w jej opiekę. Oby tylko Beshaba nie postanowiła wyrwać jego losu swojej siostrze…
Może nie będzie tak źle…
Do karczmy przyszedł dość wcześnie uznawszy, że lepiej teraz, niż przegapić możliwość zobaczenia się z danym mężczyzną. W razie czego mógł spokojnie poczekać, zjeść coś, odpocząć, przejść się po mieście, a przynajmniej mieć pewność, kiedy może się widzieć ze swoim kontaktem. Wszedł do środka, aby zobaczyć, że karczma dopiero budzi się do życia po całonocnych godzinach intensywnego natłoku gości. Dziewki służebne sprzątały, ale nie zwróciły większej uwagi na nowego gościa. Także ochroniarze jedynie zmierzyli go wzrokiem i przepuścili do karczmarza stojącego już za szynkiem. Kiedy Theodor zapytał o Cornelusa wskazał on na schody na piętro i powiedział który pokój. Wszystko poszło zadziwiająco sprawnie.
Może aż zbyt sprawnie?
Zawahał się jednak tuż przed wejściem. Co jeżeli to pułapka? Czy to możliwe, żeby jego pracodawcy go zdradzili? Czy to możliwe, aby zrobił to Elerdrin? Może go złapali i torturowali? Nie… Przecież on nie znał tej lokalizacji, a może… może to sam Macha...
STOP!
Chyba popadał w paranoję…
Zapukał do drzwi i odpowiedział mu delikatny kobiecy głos. Zaskoczony otworzył drzwi i znalazł się w niczym nie wyróżniającym się pokoju karczemnym. Przy stoliku siedziała czarnowłosa, drobna kobieta wpatrująca się spojrzeniem swoich piwnych oczu w Theodora z nutką rozbawienia.
- Witaj, Moneto.

[media][/media]



Gaspar Wyrmspike


To w końcu musiało nadejść… Spotkanie, które zdarzało się cyklicznie. Spotkanie dwóch dramaturgów, które jednak nie należało do typu tych, jakie zamykają się w wymianie uwag dwóch profesjonalistów. Och, nie.

Kliknij w miniaturkę

Amandeus Wildhawk, popularny (z jakiegoś powodu) młody dramatopisarz specjalizujący się w wystawianiu ckliwych romansideł na scenie zapowiedział się, że przyjdzie do miejsca pracy Gaspara. Szlachecki dzieciak o zbyt wielkim mniemaniu o sobie miał znowu stanąć w szranki słowne z Wyrmspikiem.
Młody mężczyzna o chłopięcej urodzie, która przyciągała niektóre kobiety wszedł do budynku, w którym mieściła się scena Gaspara. Widząc go właściciel od razu polecił zaprzestać próby i dał aktorom trochę wolnego. Wszak nie będzie się odsłaniał przed rywalem.
- Gaspar! - odezwał się widząc Wyrmspika rozkładając ręce w geście powitania. Jak zawsze ubrany był z klasą i drogo, chociaż kontrastowały z tym jego specjalnie ułożone w lekkim nieładzie włosy.
W pewnej chwili zauważył Amelię, która właśnie schodziła ze sceny, ale nic nie powiedział.



Azul Gato


Pieprzone Białe Kruki…
Azul Gato dowiedział się, że ta grupa planuje coś większego i gonił ich już połowę nocy po całym mieście, jednak nie tylko on był postawiony na nogi. Straż poszukiwała porywaczy wieszcza, ucznia Asdenera Lathera, jednego z bardziej wpływowych wieszczów Waterdeep. Obu tych mężczyzn Gato kojarzył dość dobrze, także z widzenia. Nie miał dowodów, że to właśnie Białe Kruki są za to odpowiedzialne, ale miał przeczucie, a Orissa od zawsze mu mówiła, że należy ufać kocim instynktom. Straż najwyraźniej go nie posiadała, bo miotała się bez celu po ulicach polując na wiatr.
Ale nie Azul Gato.
Od kilkunastu minut śledził jednego z członków Kruków, który niczym nic nie świadoma mysz prowadził kota do swoich krewnych. Gato mógł mieć tylko nadzieję, że prowadzi w odpowiednim kierunku…
W końcu mężczyzna wszedł do jednego z domów, w którym jedyne światło sączyło się z jednego okna. Azul Gato podszedł cicho pod owo okno z zatrzaśniętą na głucho okiennicą i zaczął nasłuchiwać. Do jego uszu dotarł niski, męski głos.
- Wizje, mów o wizjach, łasico!
- Nie. - odpowiedział mu stanowczo młody głos, choć w tonie słychać było kiełkujący strach.
Irien Lather. Syn i uczeń wpływowego wieszcza.
Gato usłyszał szczęk stali i ponownie niski głos.
- Jeżeli nie chcesz gadać z nami, to pogadasz ze stalą.
Głosy umilkły, za to rozległy oddalające się kroki i skrzypienie schodów. Zabierali go na górę.
Nie wiedział ilu ich jest. Nie wiedział czego się spodziewać, ale… czy był czas na straż?
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 23-08-2014 o 02:30.
Zell jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172