Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2014, 20:01   #32
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Hassan obudził się wypocząty, wyspany i na wpół klejący. Sianko było dobre, ale dni drogi które miał za sobą dawały się w znak. Przeciągnął się leniwie, senne wspomnienie wczorajszego dnia powracało do niego powoli i dotarło do niego, że skoro mieli tak dobrze zaopatrzoną piwniczkę z medykamentami może i mają coś co zwiększy ich szanse na przetrwanie w tej samobójczej wręcz misji. Wstał więc, pozbierał swoje rzeczy i ze spokojnym uśmiechem ruszył w kierunku sali gdzie wszyscy się zebrali wczorajszego wieczoru zastanawiając się czy jest jedynym który już się przebudził. Miał pytania i potrzebował odpowiedzi. Obrał więc na cel dziewczynkę z którą dane mu było rozmawiać dnia poprzedniego. Najbezpieczniejszą zdawało się opcję.
- Nie wiem czy dosłyszałem Twoje imię wczoraj, byłem już mocno zmęczony, jestem Hassan.
- Nymphaea - przedstawiła się uprzejmie, ręce przy tym założywszy za plecami i ciekawie na kapłana zerkając. - Gotowy na śmierć?
- Gdybym nie był gotowy miłościwy pan Sylef by mnie nie wybrał do tego zadania. - odpowiedział ze spokojem i lekkim uśmiechem kapłan - Jednak zastanawia mnie coś. Czy do naszej dyspozycji świątynia dała coś jeszcze oprócz zapasów medykamentów? Przyznam, że cokolwiek zwiększyłoby nasze szanse było by wielkim atutem. Choć mogę być gotowy, to mi nie śpieszno. Martwy nie wykonam swojej misji.
- A czegóż ci trzeba? Wszak twój Sylef jest dość wszechpotężny by podążać z tobą i ratować cię z każdej opresji w jaką niewątpliwie wpadniesz. Rzeczy ludzkie nie mogą wszak równać się z łaską wielkiego Władcy Wiatrów. - Mimo iż uśmiech nie znikał z jej ust, to jednak słowa aż ociekały sarkazmem i złośliwością.
- Wiesz dobrze, że tam gdzie wyruszamy Odwieczni nie będą w stanie nam pomóc. - odpowiedział z uśmiechem, rzeczowo - Poza tym, jeżeli mam Ciebie ochraniać gdy przyjdzie na to i poskładać was do kupy po bitwie, wolałbym być wśród żywych. Szkoda by było patrzeć jak ktokolwiek z was umiera.
Nymphaea roześmiała się słysząc owe słowa.
- O nie, mój kapłanie, to ja ciebie mam ochraniać w owej beznadziejnej misji. Nie miej tak wielkiego o sobie mniemania gdyż jak nic los ci nosa utrze wcześniej niż zdołasz zauważyć.
- W takim przypadku czuję się bezpieczny - stwierdził z uśmiechem kapłan, po czym się zaśmiał - Dobrze już, dość żartowania, mogę nie przetrwać tej samobójczej misji, a chciałbym jeszcze pożyć. Jest jakaś możliwość by zwiększyć na to szanse?
- Niewielka - oznajmiła dziewczynka, poważniejąc nagle. - Jeżeli jednak chcesz możesz odwiedzić zbrojownię. Z pewnością znajdzie się tam coś czym potrafiłbyś władać, a być może także coś co będzie miało w sobie dość mocy by uchronić twą skórę przed zakusami sług Darkara. - Co mówiąc wskazała odpowiednią niszę, za którą kryła się wspomniana zbrojownia.
- Jeżeli zbrojownia jest choć w połowie tak pokaźna jak sala z medykamentami to będzie to jak szukanie igły w stogu siana, a co dwie głowy to nie jedna. Pomożesz mi dobrać to co przydatne? Od razu powiem, że ogień… cóż, nie lubimy się z wzajemnością i przydałoby się coś chroniącego myśli.
Nie wyglądając na szczególnie zadowoloną, Nymphaea skinęła głową po czym ruszyła w kierunku, który chwilę temu wskazała.
- O ogień nie musisz się martwić, chyba że Avaron wyjątkowo na ciebie patrzeć nie może i zapragnie twej śmierci. Szanse zaś na to są dość niewielkie skoro znajdujesz się w grupie wybrańców. Z chronieniem myśli będzie jednak pewien problem. Przed kim konkretnie chcesz je skryć? - Zapytała tuż po przekroczeniu progu zbrojowni, która do wielkich nie należała, zdawała się jednak kryć w sobie wszystko co mogłoby okazać się przydatne w owej wyprawie.
- Przed Darkarem i jego sługami. Już raz próbowali mnie złamać i musze przyznać, że są biegli w sztuce wpływania na myśli. - odpowiedział szczerze kapłan - Zapewne całkowitej ochrony tu nie znajdziemy, ale cokolwiek co kupi choć trochę czasu byłoby dobre. Natomiast co do Avarona… heh, mamy długą historię… nie moja wina akurat, ale co począć?
Nim odpowiedziała na jego słowa, ruszyła wgłąb pomieszczenia przyglądając się przedmiotom i od czasu do czasu podnosząc jakiś, po czym go odkładając.
- Przed Darkarem nic Cię nie uchroni. Jego moc jest zbyt wielka by rzeczy stworzone ręką ludzką zdołały się jej przeciwstawić. Co do jego sług, sytuacja ma się nieco lepiej. Weź to - mówiąc wyciągnęła w jego kierunku medalion na złotym łańcuchu, którym się od chwil kilku bawiła. - Nie sprawi że będziesz w pełni bezpieczny przed urokami łatwego życia jakie zostaną ci objawione, jednak powinien pozwolić ci zachować wolną wolę, a to wszak najlepszy sposób by trwać przy własnych przekonaniach i nie dać się złu.
Mężczyzna przyjął medalion i go założył mówiąc
- Oddałem swoje życie Sylefowi. To ciężka ścieżka pełna wyrzeczeń. Nie tak łatwo mnie zmamić luksusem. Jest coś jeszcze co byś mi poleciła? Ochrona przed obrażeniami, bariery ochronne, zwodniki… cokolwiek?
Dziewczynka, która przerwała swój spacer tylko na tak długo by ów medalion kapłanowi podać, właśnie rzuciła w jego stronę krótkim mieczem. Szczęściem był on bezpiecznie skryty w skórzanej pochwie.
- Weź to - doradziła, uśmiechając się złośliwie. - Może ci się także przydać zbroja, jednak nie widzę tu tej najlepszej, która była tu gdy Twem wybierał swoje rzeczy. Widać ktoś zdążył już się do niej dobrać. Myślę jednak iż nie zaszkodziłby ci tamten płaszcz. - Dłonią wskazała szary, całkiem zwyczajnie wyglądający płaszcz rzucony na kosz pełen kul do proc. - Nie podziała na maga, jednak dla oczu niewtajemnionej osoby pozostaniesz niewidoczny. Oczywiście czar ów nie będzie działał w przypadku, w którym osoba ta znała będzie twoje imię i je głośno wypowie. Nie sądzę jednak by sługi Darkara mieli aż taką wiedzę o tej grupie. Na koniec zaś przyda ci się coś na istoty nieumarłe i te, które przyzwane zostaną przez moc przeklętą. W końcu skoro masz nas wszystkich ratować… - Mówiąc ruszyła w kierunku wieszaków ze zbrojami. Nie sięgnęła jednak po żadną z nich, miast tego ściągając pas skórzany, ozdobiony pięcioma czarnymi kamieniami. - To powinno wystarczyć.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Twem zdążył zabrać tą zbroję.. - powiedział Hassan zakładając płaszcz - ..i tak bym się czuł w niej nieswojo, wiesz nie nawykłem do ich noszenia. Z ciekawości, jakie jest działanie tego pasa?
- Twem jej nie zabrał - poprawiła go. - Pas zaś działa odpychająco na istoty nieumarłe, zawiera bowiem w sobie łzy Tahary.
- To nie Twem? Cóż, mój błąd. Tak czy inaczej najpewniej trafiła w odpowiednie ręce. - stwierdził po czym sięgnął po pas - Jest jeszcze pare drobiazgów które mi wpadły w oko. Poratujesz mnie swoją fachową wiedzą?
- I pomyśleć żeś kapłanem Sylefa… - Dziewczynka zdecydowanie nie wydawała się zachwycona jego osobą. - Pytaj, zobaczę czy mi się będzie chciało.
- Jestem zaledwie skromnym sługą… - odpowiedział pokornie - ..poza tym, zawsze miło słyszeć opinie drugiej osoby. Mniejsza szansa na błąd.
Po czym sięgnął do szkatuły i wydobył prosty, ciężki mosiężny pierścień, oraz cienką żelazną branzoletę zwieńczoną na końcach dwoma niewielkimi kulami. Skromne przedmioty.
- Co o nich myślisz?
- Cóż, jeżeli chcesz miotać ogniem to z pewnością czar ukryty w tej branzolecie ci się przyda. Pierścień zatrzymaj. Ma w sobie ukryte dość specyficzne zaklęcie pozwalające odsiać prawdę skrytą za kłamstwami. Od dość dawna takiego nie widziałam.
Hassan zamrugał oczami z mieszanką uczuć zakładając pierścień.
- Cóż, nie wierze... W takim razie bransoleta idzie do skrzynki. - stwierdził z pewnością szybko odkładając dany przedmiot i wydobył drobny kryształ górski, nie większy niż mały palec, na rzemieniu. - Co o tym myślisz?
- W skrzynce musi być drugi - padła jej odpowiedź.
Mężczyzna mruknął porozumiewawczo i zaczął szukać brata bliźniaka naszyjnika z nieoszlifowanego kryształu górskiego, by po chwili go znaleźć i pokazać oba dziewczynce.
Nymphaea znalazła się przy kapłanie szybciej niżby można przypuszczać po dziecku, czy też w ogóle po człowieku.
- Kryształ przywiązania - oznajmiła chwytając oba w swoje dłonie jednak nie wyrywając rzemieni z dłoni Hassana. - Wiedziałam że im na was zależy ale żeby aż tak? - Mówiąc sięgnęła po niewielki nóż, który leżał pomiędzy sztyletami, na tym samym stole co szkatułka. Zrobienie nacięcia na skórze nie zabrało wiele czasu. - Kryształy należy połączyć z krwią, by obudzić ich moc. - Wyjaśniała równocześnie przykładając krwawiącą rankę do jednego z kamieni. - Zrób to samo - nakazała Hassanowi, nie odrywając spojrzenia od kryształu, który zdawał się wchłaniać krew, zmieniając przy tym kolor na soczyście czerwony.
Kapłan nie zwlekał i pochwycił nóż czyniąc ranę na wewnętrznej stronie dłoni którą trzymał nad kryształem pozwalając by krew ściekała na niego. Miał dziwne przeczucie. Nie wiedział jeszcze czy dobre czy złe, ale skoro z ogółu niewzruszona dziewczynka nagle się podekscytowała to musiało to być coś naprawdę ważnego.
Oba kryształy, gdy tylko całe ich wnętrze wypełniło się krwią zaczęły lśnić, wypełniając zbrojownię upiornym, czerwonym blaskiem. Szczęściem nie trwało to długo i najwyraźniej nikt nie zauważył, aczkolwiek przez chwilę czuć było chłód, który zniknął równie nagle jak się pojawił.
- Dopełniło się - wyszeptała Nymphaea, na wpół podekscytowana, na wpół zatrwożona. - Oni musieli oszaleć by coś takiego dawać wam do dyspozycji. Nie zamierzam jednak narzekać. Pilnuj tego kryształu, a gdy uznasz że jesteś gotowy by umrzeć, zwyczajnie go rozbij. Póki tego nie uczynisz nie zestarzejesz się, nie rozchorujesz. Wciąż będziesz mógł zginąć od ostrza jednak nie z przyczyn naturalnych. Nigdy…
- Powiedziałaś, że jest to kryształ przywiązania to znaczy, że jesteśmy jakoś ze sobą powiązani od tego momentu?
Pokręciła przecząco głową, jednocześnie zaborczym ruchem wyrywając rzemień w jego dłoni.
- Nie my, a nasze dusze, nasze życie. Te kryształy zawsze są razem, bliźniacze fragmenty. Powiada się iż zostały stworzone z esencji Tahary i Darkara. Dzięki nim możesz żyć wiecznie nie będąc zmuszony do picia krwi, unikania słońca czy pożywiania się ludzkim mięsem. Nie musisz też odnawiać swego ciała przy użyciu magi, co narazić może maga na śmierć od jego własnej mocy. Nie, to jedyny sposób by nie narażając się w żaden sposób na gniew Odwiecznych i nie ryzykując własnej mocy i życia, istnieć po wieki.
- Brzmi jak plan - odpowiedział z zadziornym uśmiechem młody kapłan opcja rośnięcia w siłę, wiecznego życia i stania się wiecznym arcykapłanem Sylefa… tak, chyba część z mroku zagościła w jego sercu. Potrząsnął głową. - Zdaje się, że Odwieczni dali Tobie prezent o którym zawsze marzyłaś.
- Nawet nie masz pojęcia - odparła zawieszając kryształ na szyi. - Wciąż jednak będą mieli pokaźny dług do spłacenia. Cóż takiego Tobie obiecano? - Dodała gdy upewniła się iż jej skarb jest bezpieczny i nikt jej go nie zamierza odebrać.
- Jestem tylko pokornym sługą Sylefa - powiedział formułkę Hassan lecz dało się wysłyszeć w jego słowach coś więcej - Nie spocznę na laurach nawet jak stanę się samym arcykapłanem. Masz moje słowo. Coś czuję, że jak się dotrzemy to być może, być może, choć niekoniecznie, ta chwila będzie początkiem pięknej współpracy.
- Do tego potrzeba by było wiele docierania - oznajmiła z kpiną w głosie. - Zbyt zadufany w wierze jesteś byśmy mogli ze sobą współpracować. To jednak ulec zmianie może, a to co chwilę temu uczyniłeś to całkiem dobry krok ku temu.
Hassan się zaśmiał.
- Rivoren potrzebuje silnych przywódców.. - oznajmił - ..a jestem jeszcze młody, młody i otwarty na idee, i nie mam zamiaru umierać.
- Uważaj jednak by swego podejścia zbyt głośno nie objawiać bo wkrótce z towarzysza staniesz się wrogiem, a wtedy nawet ten kryształ nie ocali twego marnego żywota. Nie próbuj również stawać mi na drodze. Jak sam rzekłeś, młody jeszcze jesteś. - Groźba była wyraźna, bez słodkiej otoczki żartu czy chociażby sarkazmu który mógłby ułatwić jej przełknięcie. Dziewczynka najwyraźniej nie żartowała, zaś blask w jej oczach pozwalał przypuszczać iż nie są to czcze pogróżki małego dziecka.
- Nie wiem które to Twoje ciało i mnie to nie interesuje. Masz doświadczenie i obiecaną nagrodę. Mamy misję do spełnienia. Jak będzie taka potrzeba nasze drogi rozejdą się po wykonaniu zadania. Puki co musimy jednak przeżyć.
- Ja… Ja muszę przeżyć i tylko to się dla mnie liczy. W przeciwieństwie do was mam szansę na istnienie w wypadku waszej porażki i zwycięstwa Darkara. To, że jest mi ono nie na rękę, to już inna sprawa i tylko ona sprawia że tu jestem. Jeżeli przez ciebie zaistnieje ryzyko mojej śmierci bądź pewien że postaram się byś ruszył przodem w objęcia Tahary. Masz jednak rację co do jednego. Zadanie należy wykonać. Do tego czasu uznać mnie możesz za sprzymierzeńca. Później… Z później poczekamy, aż stanie się pewne, że istnieje dla nas jakieś jutro.
- Rozumiem Ciebie doskonale Nymphaeo. Mamy wspólnego wroga i nie może on zwyciężyć. Musimy zachować status quo. Porażka jest… nieopłacalna dla nas wszystkich. Jednak zawsze będę otwarty podczas naszego zadania na Twoje rady i doświadczenie. Jesteś cennym sprzymierzeńcem dla nas wszystkich. Twoje słowo będzie bardzo ważne.
- Kto by pomyślał, masz jednak coś co można określić mianem rozumu. - Mówiąc wyciągnęła w jego stronę dłoń. - Dopóki nie wykonamy zadania, lub do chwili kiedy staniesz mi na drodze.
Mężczyzna uścisnął jej dłoń i powiedział.
- Dopóki nie wykonamy zadania, bo nie obchodzi mnie to co podczas jego realizacji będziesz robić, o ile będzie to służyć jego szczęśliwemu zakończeniu i mojemu przetrwaniu.
Po czym założył naszyjnik na szyję skrywając go głęboko pod ubraniami tak, że spoczywał na jego nagiej skórze dzięki czemu miał z nim stały kontakt i mógł go czuć.
- Chodźmy już dołączyć do reszty. Zbyt długo nas nie było.
- Wątpię by ktoś zauważył - odparła, jednak ruszyła za nim.
- Swoją drogą, jest tutaj jakaś łaźnia, lub miejsce w którym można by się obmyć przed drogą? - zapytał swobodnie w drodze powrotnej.
- Tam - wskazała mu to samo miejsce, w które wieczorem wysłała Twema. - Łaźnia to nie jest, ledwie balia którą można wodą napełnić.
- Jak najbardziej wystarczy. - stwierdził kapłan - Wiesz skąd wziąć wodę w tych podziemiach? Nie widziałem tu strumyczka czy czegokolwiek.
- Wystarczy że o nią poprosisz. Póki tu jesteśmy zdaje się iż jest to jedyna rzecz do jakiej się przydaję. Poza, oczywiście, oprowadzaniem po zbrojowni. - Odrzekła kierując swe kroki w kierunku łaźni.
- Jestem pewny, że niedługo będziesz miała możliwość rozwinąć skrzydła. Jak byś była taka łaskawa pomóc mi z wodą, byłbym zobowiązany.
Najwyraźniej była, sądząc po tym w jakim tempie napełniła się balia.
- Nie jest gorąca, ale nie powinna też być zbyt zimna. Będziesz musiał sobie poradzić.
Hassan sprawdził wodę dłonią wykonując kilka wolnych ruchów.
- Jest idealna. - stwierdził - Dzięki, jak coś niedługo powinienem skończyć.
- Jedzenie znajdziesz tam gdzie wczoraj. Spotkamy się zapewne dopiero przy koniach - dodała, kierując swe kroki w stronę głównej sali.
 
Dhratlach jest offline