Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2014, 13:23   #355
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
To, co powiedział Gomrund, niemal idealnie pasowało do myśli, które kłębiły się w głowie Konrada. Wittgenstein cały i żywy był śmiertelnie niebezpieczny dla wszystkich, którzy w taki czy inny sposób przyczynili się do upadku rodu. A szlachta zawsze się ze sobą potrafiła dogadać. Zniknięcie Gottarda rozwiązałoby znaczną część problemów. A gdyby jego ludzie wraz z nim zniknęli nocą bez śladu... Bez wątpienia zostali uwolnieni i uciekli sekretnym przejściem.
- Co ty na to, Czarny, żeby się pozbyć Wittgensteina? Nocą? Po nim i po jego ludziach zostaną tylko przecięte sznury. I kłopot zniknie wraz z nimi - dodał Konrad. - Odrobina sprawiedliwości, można by rzec.
Kowal spojrzał na Sparrena ponuro.
- Siegfried się nie zgodzi - powiedział. Przez chwilę milczał. - Trzeba by po cichu. Ale jak? Jak coś wymyślisz to ja pomogę. Ale na innych nie ma co liczyć...
- Wiem, że nikt się nie zgodzi - odparł Konrad. - Trzeba by, moim zdaniem, w środku nocy, zakraść się do jeńców tak, by nikt nas nie widział, i ogłuszyć strażnika. Wszyscy spać będą, to i nikt nie zauważy.
- Zatka się pyski Gottardowi i tamtej dwójce - mówił dalej - a potem zaprowadzi do mostu, da w łeb i zrzuci. A wiadomo, że ktoś jeszcze Wittgensteinom sprzyjać musi, bo ktoś strażników w przystani ubił i statki podpalił. No i przejście się otworzy, tajne, że niby tamtędy uciekli.

***

Kuno tylko westchnął widząc, a w jakim stanie jest Gomrund.
- Tam go połóżcie. - Pokazał na stojącą pod ścianą pustą pryczę, po czym wrócił do opatrywania Eckharta. - Zajmij się nim Hildo - dodał, nie tracąc czasu na ściąganie jego koszuli, tylko rozcinając ją.
W przeciwieństwie do Kuna dziewczyna nie ograniczyła się do dwóch zdań. Zajęła się co prawda ranami krasnoluda, ale co miała do powiedzenia, to powiedziała. Oberwało się Eckhartowi, Gomrundowi, Siegfridowi, Czarnemu. Ale najwięcej usłyszał Konrad.
Wnet okazało się, że to wszystko to jego wina - i pojedynek, i rany Eckharta, i obrażenia Gomrunda. Co prawda Hilda o Białych Dłoniach nie powiedziała dokładnie, co niby Konrad miałby zrobić (z paru rzuconych mimochodem słów wynikało, że własną piersią miał powstrzymać ścierające się ostrza), ale i tak Konrad był winny.
Czarny czmychnął, ledwo Hilda rozpoczęła przemowę, Ale Konrad dzielnie wytrwał na posterunku. Jakby nie było, musiał sprawdzić, jak się będzie czuł Gomrund po skończonych zabiegach.
No a poza tym nie da się ukryć, ze tu znajdowała się cała w zasadzie załoga Świtu. Pechowej zdaje się łajby. No, chyba że to Julita przynosiła wszystkim niesamowitego pecha, po prócz Konrada wszyscy znaleźli się w lazarecie w charakterze pacjentów. A jeśli plan Konrada się nie powiedzie...
Wolał nawet nie myśleć o takiej możliwości.

***

Rany Konrada, który również nie wyszedł ze starcia bez szwanku, zostały do końca opatrzone.
Gomrund spał, opatrzony. Dietrich leżał nieruchomo jak trup i ledwo dychał. Julita przewracała się niespokojnie z boku na bok. Sylwia leżała podobnie jak Dietrich, ale jej oddech był nieco głębszy.
Można było przystąpić do realizacji planu “Most”.

***

Obóz spał.
Dwóch wartowników, stojących przy bramie, rozmawiało o czymś szeptem.
Z lazaretu dobiegał jakiś głos.
Poza tym panowała cisza.

Strażnik, który miał pilnować jeńców, niezbyt się przykładał do swojej pracy. Prawdę mówiąc wcale się do obowiązków nie przykładał. Siedział oparty o drzwi prowizorycznego więzienia, z głową przechyloną na bok.
W pierwszej chwili Konrad pomyślał, ze ktoś był szybszy - utrupił strażnika i uwolnił więźniów. Wnet jednak okazało się, że strażnik po prostu śpi - na tyle twardo, że nawet nie zauważył podchodzących. I nie obudził się nawet wtedy, gdy Czarny zarzucił mu worek na głowę. A potem już było za późno - zakneblowany i związany jak baleron strażnik znalazł się pod boczną ścianą, zaś dwaj spiskowcy wślizgnęli się do środka.

Zgodnie z logiką na pierwszy ogień poszedł sam jaśnie wielmożny Gottard Wittgenstein. Nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś się niepotrzebnie obudzi, i pozbycie się najważniejszej persony zdało się tak Konradowi, jak i Czarnemu, najważniejszą sprawą.
Nikt nie zamierzał się z jaśnie urodzonym certolić.
Gottard dostał w łeb, zanim zdążył powiedzieć choćby słowo, a jego towarzysze niedoli zostali zakneblowani, by nie mogli podnieść alarmu.

Dwie osoby, niosące trzecią... to mogło się wydać podejrzane przygodnemu obserwatorowi. Co prawda pogoda sprzyjała spiskowcom, ale strzeżonego... Dlatego też Czarny i Konrad chwycili Gottarda pod pachy, tak jak poprzednio prowadzili Gomrunda. Wittgenstein był co prawda wyższy, ale za to lżejszy od dobrze zbudowanego krasnoluda, więc aż tak skomplikowane to prowadzenie nie było.
Po chwili znaleźli się przy moście.
W pierwszej chwili Konrad chciał po prostu zrzucić Gottarda, ale po sekundzie doszedł do wniosku, że nie będzie to najlepszy pomysł.
Mądrzy ludzie powiadają, że nic w przyrodzie nie ginie. Tak też i trup Wittgensteina mógł gdzieś tam w końcu wypłynąć. A gdyby go związanego czasem znaleźli, to kłopoty narobić by się mogły. A tak... trup z roztrzaskaną głową jest zdecydowanie mniej rozmowny, niż truposz związany.

Kark Gottarda trzasnął jak zapałka w mocarnych rękach kowala. Wittgenstein zwiotczał i osunął się na ziemię jak marionetka, której przecięto sznurki.
- W zasadzie od dawna chciałem to zrobić - powiedział Czarny
Konrad przeciął sznury, do tej pory krępujące szlachcica, rzucił knebel w przepaść, po czym przy pomocy Czarnego posłał truposza w ślad za kneblem.
- No to część kłopotu z głowy. - Czarny otrzepał ręce. - Chodźmy po pozostałych.
Konrad ruszył za nim, zabierając ze sobą resztki sznura.

Gdy ludzie Wittgensteina powędrowali w ślad za swoim panem i władcą, a leżące w składziku porozcinane sznury były ostatnim śladem po jeńcach, pozostało do zrobienia tylko jedno.
Potężny kawał pnia, którym Gomrund zablokował tajne wyjście, został po cichu odsunięty, by stanowić ewidentny dowód na to, że jacyś nieznani nikomu sojusznicy Gottarda uwolnili ostatniego z Wittgensteinów, który uciekł odkrytą przez Gomrunda i Konrada drogą.
- Dobra robota. - Konrad i Czarny uścisnęli sobie dłonie.

Co dalej robił Czarny, tego Konrad już nie wiedział. On sam rozłożył się w kącie i po paru chwilach zasnął.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 08-08-2014 o 14:50.
Kerm jest offline