Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2014, 12:48   #58
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
W poszukiwaniu Aerona
Część druga.

~~~Muzyka~~

Kiedy Quelnatham, Ocero i Sevotar wreszcie dotarli jednym z korytarzy prowadzącym do obozowiska zobaczyli pogrom. Około kilkunastu drowów leżało w całej jaskini poparzonych, przeciętych lub po prostu zmasakrowanych. Na wzniesieniu przy namiocie zobaczyli Eriliena i Aerona, z czego ten pierwszy zmierzał w sobie znanym kierunku, zaś pół-elf wyraźnie próbował coś wydobyć z ledwo żywego drowa… dość brutalnie.
Obaj byli ranni, chociaż bardziej Aeron, niż paladyn.
Sevotar wypuścił kuszę, która okręciła się na jego ramieniu, ale chyba sam drow wolałby, by dramatycznie uderzyła o ziemię. Otworzył lekko usta i rozejrzał się wokół wzrokiem pełnym niedowierzania i obrzydzenia. Prawie można było usłyszeć jego bijące się ze sobą myśli, ale jedno można było usłyszeć na pewno.
- I TO MNIE PODEJRZEWASZ O BYCIE ZŁYM?!
Drow ruszył pomiędzy ciałami wołając za odchodzącym paladynem. Jego głos grzmiał niczym grzmot, zaś na twarzy malowała się niezwykłą wściekłość.
- To jest rzeź, nie bitwa! To mordownia! To jest szybkie i sprawne niszczenie zła!? Rozpruwanie żywych, czujących istot!? Aeronie, zostaw go!
- Na strzały Czarnego Łucznika - wyszeptał wstrząśnięty czarodziej widząc pobojowisko. Zakrył dłonią usta i ostrożnie by nie nadepnąć na żadne szczątki wspiął się na wzniesienie.
- Może to jednak nie najgorszy pomysł, z tą wycieczką do Thay…- Selunita ruszył za magiem, uważając na ciała pod nogami.
Aeron puścił drowa i spojrzał na Sevotara, a w jego oczach widać było nienawiść.
- Jakoś nie pamiętam, aby inny drow stawał tak w mojej obronie. Nie wiesz o co chodzi.
Quelnatham bez swej magii widział jak drow i Aeron zaraz rzucą się sobie do gardeł.
- Nie wiemy o co tu chodzi - bardzo głośno i stanowczo oznajmił czarodziej. Zdążył już schować miecz i wyciągał ręce jakby chciał powstrzymać strony od walki - ale oczekujemy, że nam wyjaśnicie.
Sevotar jednak nie bawił się w subtelności i podszedł do Aerona jeszcze bliżej, tak by ten wystarczająco dobrze przyjrzał się jego gniewowi.
- Widziałem jak moja rodzina odrywa dzieci od matek, żeby nakarmić nimi bydło! Widziałem jak całe pokolenia ludzi są kupowane jak marchewki, żeby ginąć w intrygach o to, która z kapłanek ma ładniejsza suknię! Widziałem całe klany powierzchniowcow, zgwałconych, okaleczonych, pozbawionych rodziny, uwięzionych pod ziemia bez woli, bez nadziei, bez niczego I TO TEŻ NIE USPRAWIEDLIWIA RZEŹNI! - ryknął mu prawie że prosto w twarz i pół-elf mógł dostrzec łzy w jego oczach - WIĘC PROSZĘ, CZEKAMY!
- A myślałeś, że jak miało to wyglądać? Mieliśmy każdą ich ranę oddawać swoją własną, aby było sprawiedliwie? - warknął Aeron i spojrzał na Quelnathama. - To ja chciałem tu przyjść. Erilien nie chciał mnie zostawiać samego.
Ocero odsunął Sevotara od pól-elfa po czym sam zwrócił się do mieszańca.
- Dobrze więc, czego chciałeś się dowiedzieć, że było to warte cierpienia…- spojrzał na rannego drowa i dwa trupy obok niego - Trzech mrocznych elfów?
- Nie twój interes.
- Jeśli mamy ze sobą podróżować to JEST nasz interes - Sevotar stanął obok Ocero wpatrując się uważnie w Aerona wzrokiem pełnym zawodu. Od początku ogromnie szanował pół-elfa, ale teraz to uznanie kompletnie zniknęło.
Ten właśnie moment wybrał, przypadkiem lub nie, paladyn na powrót. Przez ramię miał przerzucony płaszcz zaś za pasem zatknięte różdżki których wcześniej u niego nie widzieli.
- Cieszę się, że widzę was w dobrym zdrowiu Czcigodni.
-O, przyszła nasza zmiennokształtna bestia. - Ocero przyjrzał się łupowi paladyna - Wiesz, gdybym wiedział, że umiesz zmieniać się w smoka, nie kupowałbym wozu i bylibyśmy pewnie w Waterdeep dwa dni temu.
- Smoka? - Erilien był szczerze zaskoczony. - Skąd wam Czcigodny przyszedł do głowy taki pomysł?
- Kolejny skurwysyn - Sevotar splunął - Tyle, że ten nie ma rozumu tylko traumy i dogmaty.
- Milcz drowie. - Rzucił paladyn automatycznie, trochę zmęczony ostatnimi wydarzeniami.
Aeron spojrzał na Sevotara.
- Ci mroczni i tak by zginęli - mruknął wyraźnie rozstrojony. - A co było warte? Te drowy NIE BYŁY dobre. Te drowy ZASŁUGIWAŁY na ten los, znałem je.
- O, to ciekawe. - wtrącił się Quelnatham pozornie obojętnym głosem. Zaraz jednak zmienił ton na surowy: - Będziesz musiał skończyć ze swoimi tajemnicami Aeronie. Źle jednak kłócić się nad konającym. Czym sobie na to zasłużyłeś? - ostatnie zdanie, w podwspólnym skierował do rannego drowa.
- Czcigodny, później. - Erilien bezceremonielnie rozepchnął towarzyszy by móc podejść do Aerona. - Podejrzewam, że tą różdżką bedziemy mogli coś poradzić na twoje rany.
Aeron uśmiechnął się blado do Eriliena i wskazał na różdżkę uczepioną jego pasa.
- Nie trzeba, sam mogę…
- NIE, TERAZ - Sevotar zagrzmiał i zacisnął jedną z dłoni na rapierze, uważnie wlepiając spojrzenie w Eriliena, ale trzymając Aerona w zasięgu wzroku - Po pierwsze, ty Erilienie, skończysz mnie traktować jak szmatę. Och, jesteś tak bardzo zmęczony dokonywaniem bezlitosnej rzezi, korzystając z magii o której nie powinieneś mieć pojęcia, och jak bardzo jesteś zmęczony drowem, który ośmielił się mieć własne zdanie… Tak bardzo jest mi ciebie żal.
Sevotar znowu skrzywił się nieprzyjemnie.
- Po drugie, Aeronie, jeśli mamy podróżować razem, wiedząc co dzieje się na świecie, nie możemy ukrywać takich rzeczy - jego głos złagodniał odrobinę, gdy mówił do pół-elfa, ale to nie zmieniło gniewu, jaki bił już nie od jego oczu, ale od całej jego sylwetki - Nie po to uciekłem ze świata przepełnionego okrucieństwem i złem, by podróżować z nie mniejszymi okrutnikami, ukrywającymi za słowami o obowiązku zwykłą żądzę krwi i zemsty. Bo to…
Zamachnął się dłonią, wskazując na pole bitwy, a raczej masakry.zdali
- Nie jest sprawiedliwość, ani dobro, ani jakakolwiek idea może wam przyświecać - Wehlryd’tar zacisnął usta i wycedził kolejne słowa przez zaciśnięte zęby - To jest prezent dla Lolth.
- Po pierwsze odpieprz się od Eriliena. Przyszedł tu, aby mnie chronić. - warknął Aeron. - Po drugie jak sobie wyobrażasz bitwę? Było nas DWÓCH, a ich KILKUNASTU. Jak ty byś to przeprowadził? Pytał każdego czy chce się nawrócić?
Paladyn zdębiał z zaskoczenia. Czyżby to był jeden z tych drowów które w podmroku cierpią na ostry atak klaustrofobii? Bo normalnym jego zachowanie nie było na pewno. Spojrzał po twarzach Ocero i Quelnathama.
- Czcigodni… wszystko z nim w porządku? Nie uderzył się aby w głowę?
- Mogliśmy po prostu tu nie przychodzić! Zostawić ich, niech się wyrżną nawzajem, zostałoby ich pięciu, dwóch, nic nikomu by nie zrobili! - drow otworzył szerzej oczy, wlepiając je w Eriliena, który wyraźnie ani myślał traktować go jako równą siebie jednostkę - Jestem tutaj, nie wiem czy zauważyłeś.
Ocero miał już poważnie dość tego gdzie to zmierza.
- Dosyć tego. Na światło Selune! - momentalnie tarcza kapłana zabłysła oślepiającym światłem, na szczęście każdy z rozmawiających zdołał odwrócić wzrok nie wyrządzając im szkody - Czy wy widzicie jak się zachowujecie? Jak banda dzieciaków strzelająca fochy bo on zrobił coś na przekór mnie. - Selunita spojrzał na drowa- Sevotarze czy jak ci tam, Erilien wypełniał tylko obowiązek swojej religii i swojego zakonu. Nie zgadzam się oczywiście z jego… chęcią wykonywania tego, ale nie możesz mu wytykać, że zabił drowy, które z tego co wiem, nie są tak wiele lepsze od Lolthian. Nie istnieje coś takiego jak “czysta walka”, gdzie każdy skończy z ciosem w serce i umrze bez boleści. -następnie spojrzał na paladyna - Erilienie, gratuluje dokonania swojej powinności, ale nie masz prawa traktować Sevotara jako kogoś gorszego tylko dlatego, że jest drowem. Nie zachował się najlepiej ani tu, ani na powierzchni, ale twoje zachowanie też ma wiele do życzenia. - ostatnie słowa skierował do pól-elfa - Aeronie, czy tego chcesz czy nie podróżujesz z nami na własne życzenie, zobowiązuje to do czegoś. Żadnych niebezpiecznych tajemnic, żadnych półsłówek. Chcemy ci pomóc, ale musisz chociaż powiedzieć w czym.
- On traktuje mnie jak śmiecia tylko za kolor mojej skóry i “jego zachowanie…” Nie, dobrze. Rozumiem. Ja nie mam do niego pretensji za to, że zabił te drowy, kiedy dla kogoś zdolność do podejmowania decyzji zastępuje dogmat, nie można mieć do tej osoby pretensji. Już po prostu jestem takim chorym idealistą, że wolę nie dokonywać paskudnych mordów w imię bogów czy ideałów jak moi pobratymcy, ot tyle - drow wzruszył ramionami i spojrzał na Ocero - Uważam, że można to było zrobić lepiej. Chociaż poczekać na nas. Mam pretensje o to, że traktuje mnie jak psa, który nie ma głosu, a jak robi coś, co mu się nie podoba, to może mi przypalić ogon i iść dalej. Fakt, że wy mu na to pozwalacie też mówi swoje, ale cóż… Nie wybrałem urodzić się drowem. Nawet gdy ma się dobre intencje, czasem nie można walczyć z tym, co siedzi innym w głowach, czy to wiedzą czy nie.
Puścił rapier i założył ręce na piersi, przyglądając się dychającemu jeszcze drowowi, jakby zaczął coś rozważać, lecz na razie nie mówił więcej.
Erilien słuchał tego monologu z uwagą a kiedy drow skończył sięgnął po miecz.
- Dość tego, moja cierpliwość się wyczerpała. - Mówił spokojnie, powoli cedząc słowa. - Traktowałem cię lepiej niż na to zasługiwałeś niewdzięczny psie. Nie oczekiwałem podziekowania za uratowanie twego nedznego życia i dobytku lecz ty odpłaciłeś mi bluźnierstwami i zniewagami. Znosiłem je z pokorą jak na rycerza przystało. Dość tego! Jeśli jest w tobie choć odrobina honoru stawaj! Wyzywam cię na święty pojedynek w imieniu szlachetnego rodu Treves.
Sevotar pokiwał z uznaniem głową i nawet uśmiechnął się na moment, by uznanie przemieniło się w niedowierzanie, a uśmiech w wyraz szczerego smutku.
- A mogliście władać elfami. Ostatecznie jesteś tutaj i chcesz zabijać się z krewniakiem o coś, czego nie zrobił. Podziękowałem ci, nazywasz mnie niewdzięcznikiem. Znieważasz mnie, a to mi odbierasz głos. Nie będę się z tobą zabijał, wystarczająco dużo walczyłem w swoim życiu, by wiedzieć, że nie każda walka warta jest krwi. Wyraźnie nie jesteś w stanie ze mną podróżować, więc nie będę skazywał cię na swoje towarzystwo. Ocero, Quelnathamie, wybaczcie, ale tak jak powiedziałeś mój ludzki przyjacielu, to stało się… Nadmiernie niedojrzałe. Chciałbym was wspomóc, ale jak powiedziałem, dogmatu nie pokonasz, nie chcę być dla was ciężarem. Postaram się zrobić co mogę dla waszej misji - bard skłonił się lekko i wyciągnął z kieszeni pierścień, który naciągnął na palec znowu stając się białowłosym, księżycowym elfem.

W ciągu całej tej dyskusji Quelnatham bardziej był zainteresowany konającym drowem. Niestety, ten nie miał zamiaru odpowiadać na jego pytania. Czarodziej skrócił jego męki i zamknął mu oczy, po czym przeszedł do oględzin obozowiska. Obawiał się, że Aeron nie będzie skłonny do zwierzeń, a potrzebował informacji. Znaki, runy, zapiski mogły mu powiedzieć więcej niż niewdzięczny i kłótliwy chłopak.
Quelnatham spodziewał się, że znajdzie jakieś notatki czy dokumenty, cokolwiek, co pozostawiłby po sobie przywódca tego obozu. Zaskoczyło go, że nic takiego nie znalazł, chociaż MUSIAŁO coś takiego istnieć.
Znalazł umagicznioną broń, ale żadna nie miała na sobie tej tajemniczej runy. Mimo to, zabrał ją do późniejszego zbadania. Wracając czarodziej zdążył posłyszeć ostatnie wymiany zdań. Jego imię zwróciło jego uwagę.
- Przykro mi, że nie umiecie zachować się jak elfy. - zwrócił się do kłócących się. - Aeronie pamiętaj, że to ty trzymasz nas razem i ty chciałeś naszej eskorty. Tylko ja dałem ci moje słowo. Wy - popatrzył po reszcie - jesteście wolni w swych wyborach. Jeśli odchodzisz Wehlyrd’tarze wiedz, że zawsze możesz znaleźć schronienie w Cormanthorze. Wystarczy, że powołasz się na moje imię.
Drow w skórze powierzchniowego elfa uśmiechnął się szerzej i położył dłoń na ramieniu Quelnathama, wreszcie odzyskując swój łagodny i przyjazny wyraz twarzy.
- Nikt nie korzysta na milczeniu bogów. Dziękuję ci za zaufanie, Quelnathamie. Jeśli dowiem się czegoś więcej, przybędę do Cormanthoru i znajdę tam kogoś, kto będzie miał z tobą kontakt. Ale schronienie… - zaśmiał się lekko - To słowo jakoś do mnie nie pasuje. Zasiedziałem się swoje w Menzoberranzan.
Ocero pokręcił głową, ale tak chyba było lepiej. Alternatywą byłoby, że do tego stosu ciał dołączy jeszcze jedno.
- Uważaj na siebie, niech światło Selune oświetla ci drogę.
Erilien milczał lecz schował broń. A jedynie jego spojrzenie mogło zdradzać co myślał o drowie:“Zbyt dumny by się ukorzyć, zbyt tchórzliwy by walczyć.”
- Na to liczę - odpowiedział Wehl i położył dłoń również na ramieniu kapłana - O ile Olath Wenress ciągle słyszy moje słowa, będę ją prosił o tyle światła Selune, ile tylko będzie mogła mi dać. Dziękuję wam. Aeronie…
Drow kucnął przy pół-elfie i spojrzał na niego z powagą.
- Nie daj się niszczyć wewnętrznym demonom. Jesteś dobrą osobą, mądrą osobą. I masz niezwykły dar. Mam nadzieję, że kiedy nasze drogi znowu się przetną, będziesz cały i zdrów.
- Zazwyczaj wychodzę cały - mruknął Aeron. - A moje wewnętrzne demony… Na nie potrzeba czegoś więcej. - skinął głową. - Nie ujawniaj się tak chętnie. I… - zerknął naniego z ukosa. - … dobre rady sobie możesz wsadzić. Ja wiem czemu co robiłem i jakie miałem powody. Radzę sobie sam i nie zamierzam tego zmieniać. A na pewno nie z powodu kogoś, kto drze na mnie ryja.
Sevotar wzruszył ramionami.
- Uczciwie - wstał, rozumiejąc, że Aeron i tak nie ma ochoty z nim rozmawiać, po czym poprawiając swój plecak i kuszę i odwrócił się w stronę wyjścia. Już miał wyjść, ale obrócił się do reszty, patrzą na nich z ogromnym smutkiem.
- Żałuję. Ale tak będzie lepiej - ostatni raz zawiesił wzrok na Erilienie, po czym skinął mu głową bez słowa. Może i był na niego wściekły, może i uważał go za niegodnego zaufania, ale mimo wszystko go szanował. Sam chciałby mieć tak twarde poglądy. Sam chciałby móc tak łatwo podejmować wybory. Ale podjął swoją decyzję i teraz musiał się liczyć z konsekwencjami tego wyboru, nawet, jeśli przez chwilę, przez krótką chwilę, uznał, że popełnił głupstwo. Ale tak będzie lepiej.
- Powiedziałem trochę niemiłych słów - przerwał milczenie, a słowa skierował do Eriliena - Za co przepraszam. Do widzenia.
I wyszedł.
Erilien odprowadzał drowa spojrzeniem.
- Czcigodni mam tu jeszcze sporo do zrobienia. Aeronie zajmijmy się w końcu twoją raną nim osłabniesz i trzeba Cię będzie nieść.
- Dobrze, dobrze… - Aeron rozpoczął leczenie przy pomocy różdżki, której magia obmywała ranę. Spojrzał w pewnym momencie na Quelnathama.
- Quelnathamie… Może ci się to przydać. Tam - wskazał na kolejne wzniesienie. - Leży drowi mag, pewnie ma swoją księgę zaklęć.
- Ach tak, mroczny mówił, że był mag. Dziękuję. - odpowiedział odchodząc, ale odwrócił się i dodał: - Zabierzmy co potrzebne i wracajmy na powierzchnię. Wciąż zamierzam zasypać to wejście.
Ocero spojrzał na czarodzieja.
- Przypominam, że zostawiliśmy jednego drowa w jednym z tuneli. O ile nie jestem fanem zabijania bezbronnych, zostawienie kogoś aby zczezł z głodu nie podoba mi się tym bardziej.
- Czcigodny a jak uważacie czy ten drow zasługuje by odejść wolnym? - Zapytał po czym ściszonym głosem dodał. - No i Aeron będzie miał do niego kilka pytań.
Ocero westchnął.
- Poddałem się, jeżeli chodzi o ratowanie drowów przy tobie, Erilienie.
- I tak nie wiem czy odpowie… - mruknął Aeron.
- Zobaczymy. - Paladyn zamyślił się. - Jeśli dobrze liczę to naszym uciekinierem jest jeden z bliższych Vyr’detralowi kultystów. Może jednak zechce mówić. - Teraz jednak były ważniejsze sprawy i Erilien zwrócił się do Qulnathama.
- Czcigodny zechcecie zbadać ten płaszcz i pierścień? - Podał mu oba artefakty.
- Bliższy komu? - Ocero doszedł do wniosku, że obecnie przechodzą przez etap zbierania skarbu, nigdy nie sądził, że faktycznie tak to wygląda. Zaczął sam rozglądać się po obozie w poszukiwaniu jakiś świecuszek.

- Myślisz, że będzie chciał mówić? - zapytał nieprzekonany Aeron i rozejrzał się. - Co z tym wszystkim robimy?
- Pogrzebać ich nie ma jak, będziemy musieli spalić ciała. Teraz już możemy sobie pozwolić na użycie magii. - Paladyn rozejrzał się po polu walki. - A wasz więzień Czcigodni… zniszczymy to wejście do podmroku a on niech wraca do swoich. Zaniesie im przesłanie.
Quelnatham używając telekinezy ułożył przeszukane już ciała w stos i kolejnym zaklęciem obrócił je w proch.
Zebrawszy wszystkie znalezione dobra - bo przecież wojownikom o dobro i sprawiedliwość w Krainach bardziej się one przydadzą - towarzysze ruszyli do tunelu. Gdzie oczekiwał ich, z braku możliwości ucieczki, spętany drow.
Drow na początku był tylko zdenerwowany widząc Quelnathama i Ocero, co przeszło w panikę, kiedy pojawił się Aeron i w przerażenie, gdy dołączył do niego Erilien. Więzień zaczął się szarpać.
- Nie, nie, nie,nie….
- Tak. - Poprawił go paladyn. - Co wiesz o miejscu do którego udał się Vyr’detral? - Zapytał w szlachetnej mowie, a nuż mroczny zrozumie.
- Vyr’detral? Vyr’detral? - odezwał się spanikowany kuląc się w sobie przed Erilienem. - On ma inny obóz… Swój!
- Gdzie? - warknął Aeron.
- Nie wiem, nie wiem, gdzieś w Dolmroku, dajcie mi odejść!
Corellonita dobył miecza lecz zwrócił się do towarzyszy. A może juz przyjaciół? Później się bedzie zastanawiał.
- Odebraliście mu broń? - Zapytał we wspólnym.
- Nie mieliśmy na to czasu.- Ocero spojrzał z politowaniem na mrocznego elfa.
- I dobrze, nikt nie powie, że był bezbronny. - Podszedł do jeńca. I ku zaskoczeniu lub rozczarowaniu swych kompanów przeciął linę krępującą tamtego. - Przekaż swoim, żeby się nie zbliżali do powierzchni jeśli im życie miłe. Tu nie znajdą dla siebie ofiar. Precz!
Drow nie wierzył we własne szczęście, ale nie miał zamiaru ryzykować. Tylko przebrzmiało ostatnie słowo paladyna zerwał się do ucieczki i za chwilę zniknął w mroku.
- Czemu go nie zabiłeś? - zapytał Aeron.
- Powie innym, że powierzchnia to niebezpieczne miejsce a będzie miał sporo do powiedzenia. Może zastanowią się dwa razy nim wrócą.
Ocero ziewnął.
- Czy możemy już wracać na górę? Mam dość jaskiń na najbliższy dekadzień.
- Tak, możemy Czcigodni. Ostatnie dwie sprawy załatwimy po drodze. - Rzekł paladyn i ruszyli ku powierzchni. Po drodze pogrzebali w ogniu ciało nieszczęsnego awanturnika i nie mniej szczęśliwego drowa.
Droga powrotna nie obfitowała w niespodzianki, przynajmniej dla Ocero i Quelnathama. Oni wszak wiedzieli, że gdzieś tu czają się głodne, i poirytowane, złudne bestie. Na szczęście i tym razem nie stanowiły one żadnego zagrożenia dla grupy, ale nachodziły dwa pytania: Jak sam Sevotar sobie z nimi poradził, o ile je spotkał, oraz jak poradził sobie drow wypuszczony z rąk śmierci… czyli rąk paladyna.
Im bardziej zbliżali się do Powierzchni tym lżej się czuli. Ocero wręcz nie mógł się doczekać opuszczenia jaskiń i mimo zmęczenia spowodowanego brakiem snu szedł prawie na przedzie. A kiedy wreszcie opuścili jaskinie…
To było warte przeżycia.
Delikatny, ciepły wietrzyk obmył ich twarze, gdy tylko postawili pierwszy krok na świeżej ziemi. Słońce rozświetlało las i było jak stary przyjaciel, o którym się nie zapomniało, ale tęskniło. Cisza została zastąpiona szumem traw i drzew, świergotem ptaków. Zupełnie jakby trafili do innego świata i… może tak faktycznie było?
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 09-08-2014 o 14:06.
Googolplex jest offline