Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2014, 12:50   #375
Manji
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
1 Vharukaz, czas Hyrvelitu, roku Drum - Daar 5568 KK,
przeprowadzka z posterunku do domu Ergana Erganssona


Dirk pakował na wóz cały swój dobytek w postaci skórzanych kufrów, sakw, worków i kilku mniejszych beczek. Podczas załadunku minę miał ponurą, a zapytany odpowiadał na temat w kilku słowach. I gdy tak szli ulicami Azul, Dirk i Ergan, prowadząc wóz zaprzęgnięty w dwa osły. Niezręczne milczenie narastało. Dirk miał świadomość, że się zwyczajnie wprosił do domu Ergana, jak i to, że Ergan jedynie dzięki poprawności moralnej nie odmówił mu miejsca na laboratoryjne akcesoria.
- Erganie Ergansson, jeszcze raz dzięki za udostępnienie mi kąta na mój ekwipunek. - Zagaił Dirk.

Ergan zerknął na Dirka. Praktycznie się nie znali, no może poza kilkoma plotkami krążącymi po posterunku. Krasnolud nie miał jednak jakiś uraz do Dirka tak jak miał prawie na każdym kroku do rodziny Ronagalda. Ergansson sam do końca nie wiedziała czym się kierował pozwalając chemikowi złożyć swój sprzęt w jego rodzinnym domu. Może to była zasługa właśnie tego czym Dirk się zajmował? Ergan sam lubi wszelkie nauki wymagające liczenia, proporcji i bystrego umysłu. A może chodziło o to aby nadarzyła się okazja do takiej właśnie rozmowy, wymiany poglądów lub nawet projektów badawczych? W tym momencie Ergan tłumaczył sobie całą sytuację dobrocią serca. Ot impuls krasnoludzkiego braterstwa. Dokładając do tego ciężkie czasy krasnolud nie mógł zareagować inaczej.
- Nie ma za co...Tak miało być. A tak w ogóle to czym ty sie zajmujesz poza wytwarzaniem leków i ..no ten...grzebaniem w szczurach… - Ergan próbował dobrać odpowiednie słowa.

- Przed wstąpieniem na drogę miecza, byłem pracownikiem i uczniem w szkole alchemicznej mojego klanu. Tam to doskonaliłem umiejętności w wytwarzaniu mikstur alchemicznych oraz zdobywałem wiedzę o naturze metali i minerałów. - Dirk mówił spokojnym głosem.
- Natomiast jeśli chodzi o Skavena. Tam skąd pochodzę wiedza o skaveńskim ścierwie przekazywana jest w rodach. Jako ciekawostkę mogę rzec, że większość ludzi drwi sobie gdy słyszy o skavenach. I mimo, że w większości ludzkich miast żyją skaveni, ludzie w nich nie wierzą. - Dodał Dirk z nie dowierzaniem w głosie.

Ergan rzucił okiem na prawo i lewo upewniając się ,że żadne postronne uszy ich nie słyszą. Szkoła alechemiczna to nie było coś o czym można rozmawiać wszędzie, byłą prawie jak runy, przynajmniej w mniemaniu Ergana. Krasnolud dla dodatkowej pewności zniżył głos.
- Szkoła alchemiczna? Taka z mocą? No wiesz zaklinanie mocy w butelce i tym podobne? Zamiana ołowiu w złoto , niezniszczalny metal...Czy też skomplikowane ale w całości naturalne procesy i reakcje między różnymi substancjami i materiami? Hmm jak ktoś taki jak ty trafił do milicji? Mnie na ten przykład zagonili prawie ,że przymusem. Z obrony murów przenieśli mnie na komisariat i już. Moim jedynym uczynkiem było podpisanie papierka...Miała to być chwalebna służba na rzecz mieszkańców Azul a wyszło sam widzisz co… Ergan jakby się trochę wzburzył na samą myśl o tym. Tak naprawdę czuł ulgę, że to się już skończyło.

Dirk słuchając pierwszych słów Ergana uśmiechnął się od ucha do ucha. Jednak gdy kompan przeszedł do rzeczy, sam również spoważniał, bo rozmowa zaczynała przybierać ciekawą formę.
- W szkole alchemii klanu Lisa nie naucza się panowania nad wiatrami magii. Choć kapłani Morgrima owszem są. I oni potrafią zaklinać magię w miksturach. Jednak procesy termiczne, chemiczne, mechaniczne są główną przyczyną formowania się nowych mikstur o różnorakim zastosowaniu. I choć nie wykluczam możliwości zostania kapłanem Morgrima, jednak nie ode mnie to zależy. - Dirk zrobił krótką pauzę, tak by spokojnie móc udzielić odpowiedzi na kolejne pytanie Ergana. - Do Azul dotarłem jako najemnik i ochrona kupieckiej karawany. Miałem możliwość z kompanią wracać, ale bez kontraktu. Ja natomiast wolałem poczekać na kupca z którym do Azul przybyliśmy. Miał on sprzedać towary i ruszyć w powrotną drogę. W związku z tym zarobiłbym podwójnie. A tu nagle sruu! I zielone ścierwo oblega mury miasta. Nająłem się do obrońców, a stamtąd skierowano mnie do oddziału Rorana. Do tego taszczę ze sobą cały mój majdan. A musisz wiedzieć, że to nie byle co. Za pomocą mojego ekwipunku, zresztą pomysłu mego Dziadka, mogę dokonywać bardzo precyzyjnych experymentów. I choć głównie specjalizuję się w medykamentach to gdybym nieco uzupełnił swą wiedzę o ładunkach wybuchowych, z pewnością mógłbym zmajstrować niezłe cacka.

Jak tylko Dirk wspomniał o materiałach wybuchowych oczy Ergana rozbłysły. Krasnolud zatrzymał się a potem znów podjął krok.
- Jak dobrze znasz się na materiałach wybuchowych? Wiesz, ja też trochę się poduczam w tej kwestii. Eksperymentuje nawet. Gdybyśmy połączyli swoją wiedzę i wysiłki może razem osiągnęlibyśmy coś konkretnego szybciej i taniej. Nie ukrywam , że mój pierwszy projekt pochłonął całkiem sporo złota nie mówiąc o sprzęcie jaki musiałem specjalnie zakupić. Ale niebawem zakończe badania z sukcesem. Potem wezmę się za poprawki , ulepszenia i takie tam . No ale to wymaga czasu i złota. A obie te rzeczy wolałbym ograniczyć do minimum jeśli tylko się da.
Droga ubywała całkiem szybko na interesujęcej rozmowie. Ergansson już widział z daleka warsztat i dom swoich rodziców. Drogę znał na pamięć i nawet na ślepo by tam trafił. Krasnolud spojrzał na Dirka poważnie.

- Na materiałach wybuchowych się nie znam, ale znam się na procesach alchemicznych, które wybuch inicjują. Znam także przepis na bombę zapalająco-wybuchającą. I oczywiście z chęcią pomogę jeśli tylko będę potrafił - W głosie Dirka dało się dosłyszeć ekscytację wywołaną poruszonym tematem. Nie omieszkał pochwalić się dotychczas zdobytą wiedzą, o szczegółach reakcji jakie zachodzą podczas detonacji ładunku i innych detalach, które przez większość populacji były niezrozumiałe i nazbyt zawiłe. Ergan zdawał się rozumieć to co Dirk do niego mówił, przez co nie mógł się oprzeć pokusie rozmowy z nim.

Ergan pokiwał głową z zadowoleniem. Właśnie dotarli na miejsce, a z solidnego budynku dobiegały odgłosy kucia, przyjemne ciepło pieca i zapach rozgrzanej stali połączony z aromatem świeżego chleba.
-Jesteśmy na miejscu. Jeśli będę potrzebował pomocy na pewno wrócimy do tej rozmowy. Przedstawie ci teraz domowników i możesz złożyć swoje rzeczy tam gdzie ojciec mój Ergan senior pozwoli.

Dirk zgodził się na to potakującym kiwnięciem głowy. - To dla mnie będzie zaszczyt, Erganie Erganssonie.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
2 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Podbramie, Złoty Trakt, plac rynkowy, popołudnie


W magazynku gdzie syn Urgrima zostawił cały sprzęt laboratoryjny, wszystko zdawało się być na swym miejscu. Trzeba było jednak zrobić coś z tym całym bałaganem… trzeba było szykować się do drogi. Jak się też okazało Ergana nie było w domu, ponoć pracował w hucie stali i wracał zazwyczaj z wieczora, tyle tylko przekazała Dirkowi matka Ergana, gdy zaś Dirk zajął się pracą miał on niezapowiedzianego gościa w magazynku. Asta wkroczyła do pomieszczenia dumnie lecz cicho jak myszka, było w jej ruchach coś mistycznego, twardego acz kobiecego zarazem. Gdy już znalazła dla siebie miejsce by usiąść, spojrzała na Dirka wesołym, maślanym wzrokiem i uśmiechnęła się.

- Mam przeczucie że nigdy już się nie spotkamy mój miły. Odchodzisz. Prawda? - Zapytała swym słodkim głosem który miała zarezerwowany tylko dla Dirka, a którego ojciec jej czy bracia na uszy nigdy nie słyszeli. Choć słowa zdawały się być spokojne i podane w niby spokojny sposób to widać było po twarzy krasnoludzkiej kobiety że ta jest przepełniona żalem. Oczy Asty zaszły mokrym szkłem, a czoło jej ukazało kilka stroskanych bruzd… na swój sposób Asta żegnała się z Dirkiem.
Dirk przyglądał się Ascie, jej sylwetce, sposobowi poruszania się, aż w końcu gdy jego wzrok napotykał jej, czas się zatrzymywał na chwilę. Dirk odnalazł najpiękniejsze klejnoty jakie istniały, kamień filozoficzny, i wieczny klejnot w jednym, oczy Asty. Córa Ergana seniora stała przed Dirkiem, ale dla Dirka stała tam bogini Valaya we własnej osobie. I tak syn Urgrima wpatrzony w boginię zapomniał o całym świecie. Dirk czuł jak jego ciało drętwieje, jak odmawia posłuszeństwa, jak kolba trzymana wyślizguje się z dłoni i z ogłuszającym brzękiem londuje na podłodze. Nim przebrzmiało echo, Dirk zaczynał odzyskiwać świadomość, miedziana kolba wyrwała go spod uroku. W innych okolicznościach zganiłby sam siebie za upuszczenie cennej kolby. Zanim Dirk poznał Astę, jego akcesoria alchemiczne były dla niego bezcenne.
Dirk podszedł do Asty, szedł stanowczym krokiem. Z każdym pokonanym metrem nieco zwalniając, aż w końcu stanął przy niej tak blisko, że niemal dotykali się ciałami. Następnie powoli splótł dłonie Asty ze swoimi. Patrzył jej w oczy pełen zachwytu. Był szczęśliwy, chciał by ta chwila trwała już na zawsze. Jednak piętno i ciężar Azul wisiało nad Dirka głową i nie dawało o sobie zapomnieć. Nie miał dobrych wieści dla Asty, dlatego wolał milczeć i radować się tą wspaniałą chwilą przed obliczem bogini Asty.
Po dłuższej chwili milczenia, Dirk w końcu postaanowił powiedzieć co miał do powiedzenia.
[i] – Wyruszam w drogę, prawda to. Jednak nie znaczy to wcale, że nie wrócę. Mam wiele powodów by tu wrócić.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
2 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Dom i warsztat rodziny Ergana Erganssona, późny wieczór


Dirk po wizycie Asty zabrał się do pracy. Musiał w końcu poukładać jak należy alchemiczne akcesoria. Część z tych rzeczy miała wartość sentymentalną inne ogromną praktyczność, tak jak miedziane butelki, które się nie rozsypią w drobny pył. Część alembików chciał zabrać ze sobą, a pozostałe sprzedać. Podobnie na sprzedaż przeznacza część eliksirów, maści i balsamów, także część narzędzi oraz odczynników.
Poza tym miał jeszcze trochę składników do uszlachetnienia nafty i miał zamiar zużyć je. Nauczył się tego zupełnie przypadkiem, z dobrej woli pomagając swym kuzynom. Kuzyni Dirka, jak większość z lini Garila Thorinsona ( w prostej lini pradziadka Dirka), parali się alchemią experymentalną w szkole alchemicznej klanu. Otóż obaj kuzyni oraz khazad z innego rodu starali się o względy pięknej i wciąż młodej wdówki. Dodatkowo gra toczyła się również o pokaźny posag jaki owa wdówka wnosiła. Niestety mimo wysiłków Dirkowych kuzynów wdowa wybrała khazada spoza klanu Lisa. Olin i Dolin, kuzyni Dirka, ciężko znieśli ową porażkę, jednak pewnego dnia radośni przybiegli do laboratorium swym entuzjazmem zarażając ciekawskiego Dirka. I tak oto okazało się, że ów khazad przybłęda śmiało poczyna sobie marnotrawiąc cały majątek jaki wdowa w wianie wniosła. Najbardziej rozwścieczyła Olina i Dolina wieść o tym, że ów khazad kupił sobie ładny domek na podbramiu, gdzie raz w miesiącu sprowadza sobie dziwki. Olin i Dolin postanowili rozpieprzyć mu ten domek, ciesząc się na myśl jak głupią będzie miał minę gdy przyprowadzi sobie kolejną panienkę a tu zamiast pięknego domku czarna dziura w ziemi. Dirk asystował starszym od siebie kuzynom, dzięki czemu nauczył się jakie składniki, w jakim stanie je dodawać, w jakich proporcjach oraz w jakiej kolejności. Co prawda kuzyni Dirka ostatecznie nie wysadzili domu, ale bezcenna wiedza pozostała.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline