Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2014, 19:47   #30
KurtCH
 
KurtCH's Avatar
 
Reputacja: 1 KurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skał
Krasnoludzki medyk bardzo długo był nie swój. Ciągle milczał i nawet jego zwyczajowe narzekanie zdawało się być jakieś bez polotu i zwyczajowej mocy. Sam khazad swoją dziwną niechęć do czegokolwiek tłumaczył zmęczeniem po długiej jeździe konnej. Teraz jednak mieli za sobą trochę wiorst pokonanych pieszo i medyk pomimo zdawałoby się okropnego bagiennego klimatu począł odzyskiwać rezon. Po tym wszystkim co zobaczył w obu wsiach odczucia miał podobne do tych elfowych. Wiele słyszał i czytał o takich dotkniętych przez chaos kreaturach. Ba! Bywało, że spędzał płody z łona matki poczęte przy pełni Morrslieba, a które jak się okazało były równie odrażające jak Ci nieszczęśnicy tutaj. Jednak co innego taki martwy zarodek, a co innego zobaczyć całe liczne społeczności żyjące ze sobą wbrew przykazaniom Bogów. Khazad niezbyt ucieszył się na tak ochocze pójście na bagna z dziewczęciem. Ale z drugiej strony byli tutaj całkowicie obcy i innego punktu zaczepienia chwilowo nie mieli.

- Pódźmy za nią twarzysze. Yno miejmy oczy dookoła głowy bo niy wiymy cóż tam może czaić się we tej śmierdzącej siarką i bulgoczącej brei.

Krasnolud ruszył na końcu pochodu. Wspaniały miecz z Nawiedzonego Domu miał włożony za pasem, a w prawej ręce dzierżył swoją poszczerbioną lagę - w razie jakiejś walki wolał nie ryzykować utopienia drogocennego przedmiotu. W końcu przy każdym przejechaniu językiem po niekompletnym uzębieniu przypominał sobie, że ten piękny miecz to tak naprawdę nie jest broń, a jego nowe złote zęby… Oczywiście jeśli tylko trafią na jakiś cywilizowany obszar z uzdolnionym kolegą po fachu.

Słysząc odpowiedź elfa i krasnoluda dziewczynka radośnie klasnęła w dłonie.

-Zwę się Minne. To świetnie, że chcecie się ze mną bawić. Ludzie w wiosce są tacy ponurzy. Bawię się tylko z Ryszardem, moim przyjacielem. Zobaczycie jaki jest cudowny.

Dziewczynka cały czas trajkocząc zaczęła prowadzić was w sam środek bagna. Musieliście cały czas uważać, żeby nie wpaść do jakiegoś wypełnionego szlamem i wodą dołu. Po mniej więcej pół godzinie Minne się zatrzymała i triumfalnie oświadczyła:

- Oto Ryszard!

Mówiąc wskazała niewielki wzgórek na gładkiej powierzchni bagna. Gdy zbliżyła się do niego, nagle się poruszył i podniósł.

https://lh6.googleusercontent.com/-j...eenShot006.jpg

Stwór mierzył około dwóch metrów i wydawał się być zrobiony z bagiennego szlamu. Gdy ujrzał stojących obok Minne wędrowców zawył dziko i rzucił się do ataku.

Minny krzyknęła przerażona i zaczęła biegać wokół walczących.

- Przestańcie, przestańcie natychmiast. Ryszard słyszałeś? Przestań.

Nikt jej jednak nie chciał słuchać. Trudno się było dziwić wedrowcom. próbowali uratować swoje życie. Stwór nie żartował, zdawał się całkowicie szalony. Na szczęście nie był dość zręczny. Zanim się zebrał do ataku zaatakowali już Degnir, Torstem i Felix. Torsten wypalił do stwora z obu pistoletów z czego jeden strzał trafił, wyrywając w potworze sporą dziurę. Krasnoludzki medyk zaatakował zdobycznym mieczem, raniąc bardzo ciężko przeciwnika w nogi, lub coś co było nogami. Felix zaatakował mieczami. Z licznych cięć i pchnięć jedno trafiło nieznacznie raniąc przeciwnika. Dzieła zniszczenia dopełnił Maas Mourria. Elfi mag splótł zaklęcie i cisnął magicznym żądłem we wroga. Siła uderzenia rzuciła wroga do tyłu w bagno. Padł jak długi i przestał się ruszać. Walka była skończona.

Minne widząc jak jej przyjaciel pada porażony magiczną energią Grima gwałtownie się rozpłakała i puściła się biegiem w głąb bagna. Wkrótce zniknęła wam z oczu w bagiennej mgle. Jeszcze długo brzmiały wam w uszach jej krzyki: “Mordercy, mordercy!”

-Teraz nie ma po co wracać do wiochy. Jeszcze nas ukamieniują. Możemy spróbować podejść ich nocą, albo odpuszczamy tę całą maciorę i jakoś inaczej znajdziemy tego zbója.

- Dobrze gadasz Felixie. Nie som my żodnymi tęgimi rębajłami, ani najemnymi zbirami co by tam z butami włazić i ubijać ta maciora. Jedyno szansa żeby tego dokonać widza - tu wyraźnie medyk się zająknął jakby słowa utknęły mu w gardle - we czarach elfona. Jeśli on uzno, że nawet z maguństwem niy ma w stanie tego dokonać to jo w pełni popra odwrót. Jeśli dziecko tukej ma takich sojuszników jak tyn ubity przed chwilą to nie chca wiedzieć do czego bydą zdolni rozsiedzreni chłopi we pościgu...

Mógłbym spróbować zakraść się tam - zasugerował Berwik - chociaż w sumie zakraść się to jedno a zwiać stamtąd to coś innego… macie chyba racje nie wracajmy już do tej wioski. Tylko co powiemy teraz tym z Craecheur?

- Pojęcia niy mom. Zaroz bydą się o to wypytywać i na poczekaniu napewno nic nie wymyślymy… Elfon, a co Ty myślisz? Łodezwiesz się co, czyś je na coś obrażony i już nie bydziesz nic godoł?

Grim uśmiechnął się tajemniczo.

- Obrażony? Stanowczo nie Degnirze. Po prostu myslałem jak rozwiązać nasz problem. Zabicie maciory nie jest niemożliwe. Mogę uśpić strażników a wy wtedy zrobicie co trzeba. Oczywiści nie dwóch na raz. Może gdybyście zajęli czymś jednego z nich udało by mi się rzucić i drugie zaklęcie. Zastanawiam się jedynie czy warto. Ci wioskowi głupcy mogą wywołać tu prawdziwą wojnę o swinię. Będą się chcieli prawdopodobnie mścić a to oznacza niepotrzebny rozlew krwi. Zastanawiam się czy nie zostawić ich samym sobie. Może zamiast zabijać świni mocniej przyciśniemy tych z Cracheuer?

Mag zrobił zamysloną minę i powiódł wzrokiem po towarzyszach.

- Teroz toś mie yno upewnił Grimie w tym, że tej świni nie powinni my tykać. Po cóż niepotrzebnie ryzykować bitkę z plebsem? Jak wrócymy to weznymy na spytki tego Marfe i odbijemy se te niepotrzebne deptanie po bagnach. A wieśniaki jak radzili se wcześniej bez naszej pomocy tak i teroz se poradzom

Felix się na chwilę zamyślił, po czym rzekł:

- Zastanawia mnie, co jeśli ten cały le Beau nie przechodził przez Cracheuer tylko tędy? My zaczynamy błądzić, a patrząc, że tamten zmierza w tylko sobie znanym kierunku, to nabieramy dystansu. Jeśli nie ma, gdzieś jakiejś kryjówki w której chce przycupnąć to raczej go nie dogonimy. Hmm.. Kurwa czemu o tym wcześniej nie pomyślałem. Trzeba było tamtych od razu przycisnąć, zamiast się tu pchać.
 
KurtCH jest offline