Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2014, 20:40   #92
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Pewność siebie bierze się z sukcesu - wjeżdżając do Ybn ze zwycięskimi paladynami Tibor przypomniał sobie jedną z nauk Runy. On również odczuł na własnej skórze prawdziwość tego stwierdzenia. Przez tych kilka strasznych nocy coraz wyraźniej czuł dotyk Pana Poranka i zastanawiał się czy również wiara Runy w obliczu niebezpieczeństwa rozkwitała i dojrzewała.

Oczywiście, była również druga strona tego medalu - łatwo było upaść na duchu, odnosząc porażki raz po raz. To jak rosomak zmasakrował młodego kapłana było dobitnym ostrzeżeniem na przyszłość. Nie zawsze się wygrywa, nie sztuką jest pałać przekonaniem gdy wszystko idzie jak po maśle, a porażka - przekornie - czasami jest dobrą nauczką. Mentorka Tibora o tym nie wspominała i chłopak zastanawiał się czy sama była tego świadoma i tylko pozwalała mu samemu dość do własnych wniosków, czy jednak nie. Miał nadzieję na to pierwsze, ale znając ją tego drugiego nie mógł wykluczyć.

Wyszeptał modlitwę polecając kobietę opiece Pana Poranka i za orszakiem paladynów podążył w głąb miasta. Musiał znaleźć dla siebie miejsce, i to w niejednym znaczeniu. Zdjął szczeniaka z siodła przed sobą i z trudem się schylił by postawić go na bruku. Zaklął w duchu gdy żebra zaprotestowały pod takim traktowaniem.

Jeden z paladynów zażartował wcześniej że psy zwykle korzystają z własnych łap, a nie podróżują wierzchem.
- Zgadza się, panie - przyznał wtedy Tibor uprzejmie - obawiam się jednak że Fereng nabiegał się dość przez ostatnie dni i jego stawy mogą ucierpieć od nadmiaru wysiłku. To jeszcze szczenię.

Po prawdzie z hodowlą mabari naprawdę mało kto miał w Oestergaard i Cadeyrn do czynienia, ale młody kapłan przypuszczał że gatunek niewiele różnił się od kundli i brytanów. Choć z drugiej strony, gdy przypomniał sobie OKOLICZNOŚCI w jakich znalazł Ferenga i dwa pozostałe szczeniaki…

Teraz pożegnał się uprzejmie z paladynami, znajdując ich nieco innymi od słyszanej o nich opinii. “Paladyni do błyszczenia, kapłani do prawdziwej roboty” - mawiała z przekąsem Runa i jeśli nawet ironia była subtelna, to i wyczuwalna.

Ciekawe z jakiego powodu.

Odprowadził wierzchowca do kupca, by ostatecznie rozliczyć się z nim za wynajem. A potem na ostatnich nogach powlókł się do Werbeny.


Od samego rana Oestergaard pomagał jak umiał w świątyni Helma przy leczeniu i doglądaniu rannych. W nocy spał jak kamień - wyczerpanie i rany zmogły go do szczętu i nawet usłyszane w Werbenie rewelacje “drużyny Ybnijczyków” nie zapobiegły temu że gdy padł na posłanie, to podniósł się dopiero o świtaniu. Choć, co prawda, koszmary dręczyły jego sny, pełne wyszczerzonych w upiornym uśmiechu czaszek, martwych dłoni sięgających ku niemu, czarnej tarczy przesłaniającej słońce i spowitej żywym pierścieniem ognia, kłów i pazurów drapieżników które rozrywały jego ciało, nienazwanej grozy która zalęgła się na farmie Vasilescu… Nawet teraz, w świetle dnia, blaknące wspomnienie nocnych mar sprawiało że czuł dreszcze, porównywalne z niechęcią do ziejących rozpadlin i skalnych nawisów…

Dławił to i siłą z tym walczył, pochylając się nad potrzebującymi pomocy, uśmiechając się do dzieciaków bawiących się z zawsze chętnym do psot Ferengiem, rozmyślając nad tym co wczoraj usłyszał w Werbenie. No i to ostatnie… Prawda, zastanawiał się nad tym by wyruszyć z “Ybnijczykami” do źródła, do Doliny Lodowego Wichru … ale odwrócić się i zostawić na wiele tygodni Cadi, rodzinę, sąsiadów? Jakąś wskazówką była determinacja Burro Butterbura, który mimo lęku miał opuścić bliskich. Stateczny niziołek musiał wielką wiarę pokładać w swych towarzyszach i Tibor nawet trochę im zazdrościł - najwidoczniej sprawdzili się już i byli w stanie sobie zaufać. Czy się bali? Zapewne przynajmniej niektórzy.

Kapłan skończył zmieniać opatrunek na rozszarpanym pazurami ramieniu miejskiego strażnika i na chwilę podszedł do drzwi świątyni by spojrzeć na szalejącego w zadymce Ferenga i dzieciarnię. Oparł się o masywne odrzwia. Czy sam się bał?

Uderzył pięścią w grube drewno i metal.
- Nie przestraszę się niczego co los ześle przeciwko mnie - szepnął. - Niczego. Przeżyłem konanie i strach nie będzie miał do mnie przystępu. Żyję tylko dzięki łasce Pana Poranka, ponad czas który był mi przeznaczony.

Podjął decyzję i zawrócił do rannych. Miał zamiar rozmówić się z Ybnijczykami, ale musiało to poczekać na lepszy moment.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline