Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2014, 22:23   #96
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ybn Corbeth
Dzień piąty




Minął piąty dzień miesiąca Tarhsach, który nieoczekiwanie okazał się dla mieszkańców podnóża Grzbietu Świata tak brzemienny w skutkach. Grupa śmiałków, którzy nie mieli zamiaru czekać aż problem rozwiąże się sam spędziła go na odpoczynku, zakupach i załatwianiu ostatnich spraw i sprawunków.

Po zakończeniu posługi w świątyni oraz krótkiej rozmowie z Malekiem Tibor rozmówił się z “ybnijczykami”, jak ich w myślach nazywał, po czym wsadził swój obity już nieco zadek na siodło, które wraz z koniem otrzymał od Helmitów i pognał do domu, by poinformować rodziców i narzeczoną o swoim rychłym wyjeździe do Doliny Lodowego Wichru. Skóra mu cierpła zwłaszcza na myśl o rozmowie z Cadi; zgodnie z oczekiwaniami nie była ona przyjemna. Zresztą i sam kapłan nie był zachwycony perspektywą wyjazdu, lecz w głębi duszy czuł niezachwianą pewność, że postępuje słusznie. Zanocował w Oestergaard, po czym rankiem kolejnego dnia ruszył na trakt by w umówionym miejscu zaczekać na przyjazd reszty nowych kompanów.

Burro, podobnie jak Var i Kostrzewa spakował się całkiem sprawnie, choć na widok wielgachnego plecaka obwieszonego kucharskim sprzętem Kostrzewa pokręciła tylko głową mrucząc niepochlebne opinie na temat niziołka i wyrazy współczucia dla jego konia. Var za to obniuchał plecak i zadumał się na temat pysznych potraw, które Butterbur mógłby przygotować z żyjących w tundrze stworzeń. Na przykład pieczeń z yeti,albo marynowane…

Mara wyrwała goliata z zamyślenia. Dziewczynka po maściach i czarach półorkini czuła się o wiele lepiej i chciała się wreszcie spotkać z ojcem, który - czego była pewna - zamartwiał się o nią na śmierć. W końcu widziała go ostatni raz kilka dni temu. Var ani myślał puszczać jej samej, więc koniec końców ruszyli razem - z braku lepszych pomysłów do świątyni gdzie faktycznie zastali Olafa grzejącego się przy kuchennym piecu. Ku niewymownej uldze Mary Livii nie było. Grzmot dyskretnie się oddalił, więc mogła w spokoju porozmawiać z tatą. Nie wiedziała ile zrozumiał z tego, co mu powiedziała, ale przynajmniej jej samej ulżyło. Była też wdzięczna Kostrzewie za leczenie - Olaf nielicho by się przeraził widząc ją siną jak dojrzała śliwka.
- Maro? - cichy głos wyrwał dziewczynę z zamyślenia. Może to i dobrze, bo już-już miała się rozpłakać. W progu stała Arla, trzymając w rękach niedużą skrzyneczkę. - Widziałam pana Kalumovugię; powiedział mi, że cię tu znajdę. Nie chcę przeszkadzać, ale… - gestem pokazała, że wolałaby rozmawiać na osobności. Marę zdziwiło to nieco; w końcu co można było ukrywać przed nierozumnym Olafem? Posłusznie jednak poszła za paladynką. Głębokie cienie pod oczami Arli i opuszczone ramiona świadczyły o tym jak ciężkie były dla niej ostatnie dni. Nawet ideały nie mają łatwo, przemknęło Marze przez głowę.
- Chciałam ci coś przekazać - zaczęła Arla gdy już usiadły w ustronnym miejscu. - Gdy… gdy sprzątaliśmy komnatę Grimaldusa znaleźliśmy to - wyciągnęła w stronę Mary skrzyneczkę. Była przybrudzona i dość zniszczona, ale kunszt wykonania świadczył o jej dużej wartości. - Otwórz - gdy Mara spełniła prośbę paladynki jej oczom ukazał się prześliczny pierścionek, kilka kamieni szlachetnych i mały woreczek z monetami. - Grimaldus miał ci to podobno dać gdy osiągniesz pełnoletność, ale myślę, że teraz jest lepszy czas. Livia twierdzi, że należało do twojej matki. Zobacz - paladynka wskazała na inicjały ukryte w roślinnych ornamentach. - Należy do ciebie - uśmiechnęła się blado, po czym wymieniła kwotę - zawrotną kwotę - jaką, według kapłanów, był wart ten skarb. - Zostawię cię samą - rzekła Arla gdy milczenie sie przedłużało, po czym cicho opuściła pomieszczenie. Marze w głowie kłębiło się wiele pytań - tylko czy miała odwagę je zadać?

Ze stuporu wyrwał ją w końcu Grzmot, któremu znudziło się patrzenie na buszującego w zadymce mabari. Trochę żałował, że pies Tibora nie jest większy; raz widział te bestie w akcji i wiedział, że dorosły Fereng byłby w walce nieocenioną pomocą. Ale jak się nie ma co się lubi…
- To co, wracamy do Werbeny? - spytał, ale Mara, ku jego zdziwieniu, pokręciła głową i otuliwszy się szczelniej płaszczem, pod którym ściskała pudełko, pociągnęła zdumionego goliata w stronę szkoły magii. Był tam, podobnie jak dziewczynka, po raz pierwszy i podobnie jak wcześniej Shando oboje w pierwszej chwili z zaskoczeniem przyglądali się oryginalnemu wystrojowi holu - jeśli można tak nazwać rosnące na środku posadzki drzewo. Mara jednak szybko otrząsnęła się ze zdumienia i podeszła do kontuaru. Siedzący za nim mag spojrzał z niechęcią na obdarte dziecko i jeszcze większą na stojącego u jej nogi wilka, lecz obecność goliata powstrzymała jego cięty język.
- Chciałabym się dowiedzieć jak się tym posługiwać - rzekła Mara kładąc na ladzie prezent od Nauta.
- Identyfikacja potencjalnie magicznego przedmiotu kosztuje sto sztuk złota lub dobrej jakości perłę - rzekł sztywno Kurt. Mara bez słowa położyła na ladzie odliczoną kwotę, a czarodziejowi mało oczy nie wyszły na wierzch. Zaiste, ostatnie dni przynosiły magowi same niespodzianki. Wyciągnął spod lady odpowiedni zwój i wyrecytował zaklęcie. Mara ze skrywanym zainteresowaniem patrzyła jak litery wykaligrafowane na cielęcej skórze rozbłyskują magicznym światłem, a potem blakną i znikają zupełnie. - To perła mocy - rzekł wreszcie, niechętnie oddając osobliwemu gościowi naszyjnik. - Raz dziennie możesz zakląć w nią dowolny prosty czar, na przykład Magiczny Pocisk, który aktywujesz potem tak samo, jakbyś go miała w głowie. Oczywiście jeśli potrafisz czarować. Chcesz ją odsprzedać? - spytał z nadzieją, wymieniając kwotę jeszcze bardziej zawrotną niż ta, jaką wart był marowy “spadek”. Z żebraczki w królewnę - dziewczynka potrząsnęła głową; nie nadążała już za przewrotnymi kolejami swojego losu.
- Shando! - tubalny krzyk Vara ponownie wybił ją z rozmyślań. Na schodach pojawił się właśnie calistyta w towarzystwie Elethieny Froren, a mina Kurta wydłużyła się jeszcze bardziej. Zresztą Shando też nie miał za wesołej miny, gdyż czarodziejka dość obcesowo wyprosiła go z biblioteki mówiąc, że w tym tempie prędzej zamarznie w górach niż wyuczy się nowego zaklęcia.
- Idź do domu, panie, przygotuj się do drogi, kup prowiant i wypocznij. Albo postrzelaj sobie do nieumarłych, skoro cię tak na mury ciągnęło. Ja zobaczę co da się zrobić - oświadczyła tonem nie znoszącym sprzeciwu i wkrótce zarówno Shando, Mara jak i Var patrzyli na zamknięte drzwi Szkoły Magii. Wishmaker mógł się zżymać na zachowanie wychowanków arcymagini Springflower, lecz posłaniec, który przybył wieczorem do Werbeny wraz z krótkim listem od Elethieny oraz gotowymi do przepisania zwojami z zaklęciami “Ochrony przed Złem” oraz “Światłem Lunii” znacznie poprawił mu humor.

Jehan również nocował w Werbenie; uznał, że dobrze będzie nieco poznać nowych towarzyszy i zbratać się z nimi przy kufelku czy dwóch. Wierzył mocno w swój czar osobisty, okazało się jednak, że nie ma za bardzo kogo czarować. Niziołek był zajęty swoją rodziną. Var oraz calisthyta nie wydawali się rozmownymi kompanami, półorkini tym bardziej, a nie będzie przecież emablował dziecka! Skończyło się więc głównie na grzecznościowych rozmowach i Jehan zatęsknił za domostwem Colbertów. Debra pożegnała go cała we łzach, ale Lahance nie mógł przeoczyć ulgi Jona na wieść o tym, że Wróbel wyjeżdża. Cóż, z pewnością więź tych dwóch mężczyzn wykraczała poza sprawy zawodowe, jednak mimo że Jon miał wobec młodego oszusta nieco ojcowskie uczucia, to jeśli miał wybierać między bezpieczeństwem jego a swojej rodzonej córki to decyzja była prosta. Colbert dał Jehanowi kilka dobrych rad i garść informacji na temat Dziesięciu Miast, po czym pożegnał chłopaka - jak przypuszczał na długo, jeśli nie na zawsze.




Nad południowym stokiem Grzbietu Świata zapadła noc dając wytchnienie od zmartwień tym, którzy niechętnie ruszali w świat i skracając oczekiwanie tym, którzy wracali do domu.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-08-2014 o 10:45.
Sayane jest offline