- Ja nie zamierzam iść z tobą do świątyni, to po pierwsze. Nie ufasz mi tak samo, jak ja tobie. To oczywiste. Masz jednak wobec mnie dług i musisz go jakoś spłacić. Jeśli tego nie zrobisz źle to się dla ciebie skończy. Obiecuję. - rzekł spokojnie elf, ale jego głos był zimny i pełen ukrytej agresji - Moja propozycja jest uczciwa. Gdybym chciał zabrać ci amulet mogłem zrobić to w trakcie drogi. Kazać cię zabić, albo uwięzić. Tak się jednak nie stało, więc musisz zaufać, że nie ucieknę z twoim wisiorem, gdy mi go oddasz w zastaw. Nie znasz widzę templariusz, a zwłaszcza tych służących Tectuktitlay'owi. To istoty nie tylko potężne, ale przede wszystkim pozbawione wszelkich skrupułów. Jeżeli udasz się do świątyni na spotkanie grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. Również ucieczka i nie stawienie się jest ryzykowne, ale przynajmniej masz jakieś szanse. Nawet jeżeli są one bardzo niewielkie. Tyle moich dobrych rad. - zakończył elf i usiadł na drewnianym zydlu.
Widać było po nim, że intensywnie o czymś myśli.
__________________ Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor |