Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-08-2014, 18:46   #102
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
O ile Estel i Dotian odczuwali już zmęczenie po wielu godzinach spędzonych nad księgami, przez co i tak nie byliby w stanie wytrzymać dłużej w bibliotece, Garion takich problemów nie miał. Podwodna medytacja zregenerowała go na tyle, że niczym nie niepokojony mógł spokojnie spędzić w czytelni całe dni. Ogrom dostępnego w budynku materiału z całą pewnością to ułatwiał. I tak to księga po księdze, pergamin po pergaminie czarodziej znosił w jedno miejsce wszelkie źródła, które mogłyby mu podpowiedzieć jak najlepiej walczyć z mchem, a co najważniejsze – jak nie dać mu się dobrać do własnych wspomnień. Wspomnienia Kanciastego i tak były już wystarczająco niepełne, by nie chciał tracić dalszych.
Przez kolejne godziny odsiewał bzdury od faktów i udało mu się zdobyć sporo cennej wiedzy. Przede wszystkim mech był szalenie zróżnicowanym organizmem. Głównym szczepem było coś, co księgi nazywały mistrzem umysłu. To właśnie ta odmiana rośliny potrafiła wysysać pamięć swych ofiar z pomocą potężnej psioniki, a co prawdopodobnie najgroźniejsze – potrafiła nawet pożreć wspomnienia o samej sobie. W efekcie ofiara była zupełnie nieświadoma krzywdy, która jej się działa, napaść bowiem na bieżąco znikała z jej mózgu! Każdy mistrz musi jednak mieć swoje sługi, a ich odmian mech miał istne zatrzęsienie. W zależności od tego, jakie myśli udało mu się w swym życiu wchłonąć, potrafił tworzyć własne kopie z umiejętnościami wyżartymi ofiarom. Istniał zatem mech walczący niczym wytrawny wojownik, podstępny jak wyszkolony zabójca, miotający zaklęcia jak czarodziej. Zasadniczo, jeśli daną umiejętność dało się zdobyć poprzez naukę, mech umiał ją skopiować. Talenty bardów, zaklinaczy czy kapłanów były wrodzone, a tym samym niemożliwe do skopiowania (choć same zjedzenie słów pieśni albo zaklęć mogło skutecznie takiego dzierżyciela magii unieszkodliwić). Oprócz sług o tak groźnych i aktywnych zdolnościach, istniały także pasywniejsze odmiany. Szybko rosnące szczepy mogły w mig pokryć całe pole walki, utrudniając poruszanie się ofiarom, lub uzupełniając wypalone, albo wyrąbane części swego mistrza. Utrudnianie ofiarom poruszania się było zresztą dla mistrza umysłu kluczową taktyką, bowiem źródła podawały, iż w przeciwieństwie do swych sług, sam był bardzo, ale to bardzo powolny. Gdyby udało się zachować od niego kilkudziesięciometrowy dystans, nie byłby pewnie w stanie nawiązać niezbędnej dla swych ataków psionicznej więzi. Kiedy jednak już to następowało... Cóż, nic co odnalazł w bibliotece odłamek nie dawało nadziei na całkowite uchronienie się przed pożarciem wspomnień. Mech niepamięci był naturalnym psionikiem. Równie dobrze Garion mógł szukać sposobów na całkowite uchronienie się przed Sztuką. Pisane źródła doradzały jedynie, by obłożyć się magią chroniącą przed czarami zaklinania. Dzięki takim barierom, mech był zmuszony zwalczać zaklęcia obronne, zamiast bezpośrednio atakować umysł. Inną radą było skorzystanie z mikstur chroniących przed psychiczną ingerencją. Jak każda inna mikstura, jej działanie było zasadniczo jednorazowe, ale przynajmniej nie pozwoliłaby na atak z zaskoczenia. Być może psioni posiadaliby lepsze rady, w końcu kto inny mógłby, lecz jak na złość na żadną taką książkę Kanciasty nie natrafił. Ostatecznie fey były raczej istotami magicznymi, to i autorzy ich ksiąg skupiali się na Sztuce, zamiast magii umysłu. Garion musiał w tym zakresie ufać, że kapłanka odnajdzie kogoś, kto był zorientowany w takiej materii.



Przed Estel stało bardzo trudne zadanie. Widziała w swoim życiu wiele różnych istot o rozlicznych talentach. Słyszała pieśni bardów, widziała pierwotny szał barbarzyńców, była świadkiem tanecznego stylu walki Dotiana i spektakularnych zaklęć Gariona. Poznała niziołki, centaury i całą zgraję innych istot. Ale nie psiona. Nie wiedziała o tym, bo i nigdy jej taka wiedza nie była potrzebna, że na większości planów materialnych psionika była rzadkim talentem. Jedynie Athas było światem bogatym w psychiczną energię. Arvandor, Ostępy Fey, czy nawet Toril, w którym swego czasu gościła, nie mogły pochwalić się wieloma magami umysłu. Ha! Nawet sam termin „mag umysłu” był niepoprawny, bowiem psionika z magią miała w gruncie rzeczy niewiele wspólnego. Przez to wszystko Aedd'aine miała problem ze znalezieniem jakiegoś punktu zaczepienia. Jako kapłanka doskonale znała Dwór Seldarine, lecz i to jej specjalnie nie pomagało. Kogo bowiem mógł czcić psion? Corellona? Przecież był bogiem magii, a psionikom czary nie były do niczego potrzebne. Angharradh? Owszem, była boginią mądrości, lecz także płodności zarówno fauny jak i flory. Jakoś to razem do siebie nie pasowało. Garl był przede wszystkim bóstwem gnomów. Erevan, choć Estel miała powody go lubić, nie przywodził na myśl myślicieli. Baervan był bogiem podróżników, Callarduran górników, Sashelas żeglarzy, Shevarash mścicieli, Solonor myśliwych i łuczników a Sehanine księżyca. Któż zostawał? Fenmarel, bóg wyrzutków i Labelas, bóg historii. Żaden z tych wyborów nie jawił się jako specjalnie obiecujący, lecz od czegoś trzeba było zacząć.
Padło na wyznawców Labelasa, ich przynajmniej dało się znaleźć w Faen Verdaya. Miasto samo w sobie było praktycznie księgą o historii fey, znalezienie właściwych wyznawców pośród ruesti nie było dla eladrinki dużym problem, szczególnie że z racji swego pochodzenia cieszyła się należytym szacunkiem i posłuchem wśród ziomków. Tyle tylko, że jeden wyznawca kierował do drugiego, drugi do trzeciego, a ze wszystkich rozmów wyłaniała się nie za ładna całość. Wśród ruesti panowała opinia, że psioni są czymś nienaturalnym. Fakt, że wśród fey posługujących się psioniką były takie istoty jak mech niepamięci albo nocne wiedźmy nie dawały Estel dobrych kontrargumentów. A gdy już padały porównania do łupieżców umysłów, kapłanka była pewna, że trafiła pod zły adres. Z drugiej strony, skoro psionicy byli wśród fey pariasami, to przygarnąć mógł ich jedynie Fenmarel Mestarine. Kłopot w tym, że Estel nie łudziła się, że odnajdzie jego wyznawców na Estairze. Musiałaby przeszukiwać Zielone Wyspy, a to zajęłoby mnóstwo czasu i wcale nie dawało gwarancji sukcesu. W Sigil psionów pewnie było sporo, lecz w raju magicznych istot psionika nie była mile widziana.



Szczerze mówiąc, Dotian nie był zachwycony pomysłem rozdzielania się. Nie chodziło tutaj o to, że nie ufał w swoje możliwości znalezienia portalu. Po prostu coś mu podskórnie nie pasowało w Arvandorze. Czuł się w nim obco, a większość mijanych przez niego na ulicach Faen Verdaya istot to uczucie potęgowało. Nie rozchodziło się o to, że wyglądały jakoś wyjątkowo obco i nienaturalnie. Twinklestar spędził dość czasu w Żywiołowym Chaosie by trudno było go pod takim względem zaskoczyć. Arvandor po prostu sugerował mu, że tutaj nie pasuje. Elfy jak plany długie i szerokie były istotami wyniosłymi. I choć istniały jednostki takie jak Estel, to przypadało na nie przynajmniej trzech eladrinów zadzierających nosa. Fey w swoim raju mową ciała dawały wojownikowi do zrozumienia, że jest poniżej ich zainteresowania. Wrażenie to nie towarzyszyło Dotianowi jedynie na Księżycowej Wyspie, gdzie Wspaniały Gon z otwartymi ramionami przyjąłby każdego sprzymierzeńca. Na pozostałych wyspach jednak... Umarli odnosili się do Aedd'aine ze stosownym kapłance szacunkiem, Garion wzbudzał zainteresowanie, ale Twinklestar czuł się prawie jak powietrze. I jako powietrzu trudno było mu zaciągnąć opinii od przypadkowych przechodni. Na szczęście Faen Verdaya była miastem, a one niezależnie od tego gdzie je zbudowano, zachowywały spójną logikę. W każdym mieście istniał handel, a informacja w Multiwersum była równie dobrym towarem, jak każdy inny. Zamiast liczyć na łaskę kapryśnych ruesti, Dotian wolał zdać się na nieubłagane prawa rynku i liczyć na to, że cena jaką musiałby zapłacić za lokację portalu nie będzie wygórowana.



1

Poszukiwania wojownika przyniosły obiecujące owoce dopiero po wielu godzinach, gdy stanął przed imponującym kramem w sercu metropolii. Ze zdawkowych rad, które udało mu się otrzymać na ulicach wynikało, że sklep zajmował się sprzedażą różnorakich map i podróżniczych akcesoriów. W samym sercu Arvandoru spokojnie można było liczyć, że owe mapy jak i akcesoria nie sprowadzały się jedynie do pergaminów, lin i czekanów. Zresztą zaraz po przekroczeniu progu wszędzie w koło Twinklestar widział dziwaczne rzeźby i przedmioty, których przeznaczenia mógł się jedynie domyślać. Nie, żeby dano mu do namyślania dużo czasu. Zaraz bowiem usłyszał świst i łopotanie malutkich skrzydeł, a przed jego nosem pojawiła się malutka, skrzydlata istotka.



2

- Szuka tu czego, czy tylko przylazł oglądać? - pisnęła zawadiacko wróżka, nie zatrzymując się nawet na chwilę w swym locie. Kręciła się wkoło Dotiana trochę jak irytująca mucha, a jej głosik wyrzucał słowa, które każdy kupiec określiłby jako „marketingowo nietrafione”. - Języka jeszcze w gębie zapomniał, gapi się jeno jak na jakim pokazowisku – i nie przeszkadzał jej fakt, że zwyczajnie nie dawała dojść wojownikowi do słowa. Uspokoił ją dopiero dobiegający z głębi kramu męski, głęboki bas.
- Różyczko, klient nic nie może mówić, bo go zagłuszasz - po prawdzie, to głos wróżki, której imię Twinklestar właśnie poznał, był dość cichy, lecz dziewczę na pewno nadrabiało zapałem.
Donośny bas należał zaś do satyra, który wyłonił się zza półek i wyglądał tak groźnie, że Dotian prawie sięgnął do swych mieczy. Odziany w czarny pancerz z jakiegoś egzotycznego metalu z miejsca przywodził na myśl diabła z najstraszniejszych rycin, którymi kapłani straszyli czasem wiernych na mszach.



3

Wygląd nierzadko bywa zwodniczy i w obejściu satyr okazał się być raczej rozleniwionym capem, niż potworem z koszmarów. Nazywał się Dantes i był przeciwieństwem swej wspólniczki. Grzeczny, cierpliwy i ospały wysłuchał w jakim celu człowiek odwiedził jego przybytek. Poskubał się po brodzie, po czym poprosił Różyczkę, aby przyniosła stosowny pergamin. Kiedy jednak wróżka wróciła, dźwigając z wielkim trudem skórzaną tubę, ani myślała po prostu ją Dotianowi wręczyć.
- Wszystko w tym sklepie, to moje skarby, a ja nie oddam swoich skarbów byle knypkowi - oznajmiła w sposób, który w jej mniemaniu był zapewne groźny. - Skarby wymagają królewskiego wykupu, albo bohaterskich czynów. I jak niby chcesz mi go wynagrodzić? - Dantes tylko przewrócił oczami, ale nie protestował. Targowanie się było obowiązkiem klienta.


_______________________________________________
1 - Dziwny sklep autorstwa e-will
2 - autora nie znam, chętnie poznam
3 - grafika satyra z podręcznika Heroes of the Feywild
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 16-04-2016 o 16:37.
Zapatashura jest offline