Bradock siedział znużony w kącie stołówki zajadając się swoimi ulubionymi cukierkami, podczas gdy jego oczy błądziły niewidzącym wzrokiem po ścianach i suficie.
Nie da się ukryć że był w kiepskim nastroju, jak zwykle zresztą odkąd przybył do bazy Fundacji.
Zupełnie inaczej wyobrażał sobie początki swej osadniczej kariery, i chociaż wizja budowy nowego, lepszego świata początkowo mocno działała na jego wyobraźnię, to zapał szybko ostygł stłumiony biurokratycznym bełkotem, z którego i tak w większości niewiele rozumiał, oraz mnóstwem nikomu niepotrzebnych informacji.
- Nikt normalny w życiu nie zapamięta całego tego szajsu – burknął sam do siebie ze złością sięgając do torebki.
W ostatnim czasie przeczytał więcej niż przez całe swoje życie, a od nauki wszelkiej maści regulaminów, norm i zasad nabawił się migreny. Do tego wszystkiego urządzali egzaminy niczym w szkolę, i to takiej normalnej, nie jednej z tych które funkcjonują na ojczystej planecie.
Swego czasu Bradock żałował że edukacja którą przeszedł była nią właściwie tylko z nazwy, teraz jednak bogatszy o nowe doświadczenia musiał zweryfikować swój osąd.
Tymczasem jego dłonie zamiast na oczekiwany smakołyk trafiły w próżnię, więc z ciężkim sercem zwlókł się z siedzenia i udał do najbliższego automatu.
Właśnie zastanawiał się, na jaki smak ma ochotę, gdy do jego uszu dotarła upragniona informacja o odlocie.
Wiadomość nieco poprawiła mu humor, obecnie wszystko wydawało mu się lepsze od tej przeklętej stacji.
Odruchowo, jak zawsze przed robotą, poprawił niechlujnie założony kombinezon, i już sięgał po broń aby sprawdzić jej umocowanie, gdy przytomnie zreflektował się gdzie jest.
Jego uwaga ponownie skupiła się na automacie, by po chwili z uśmiechem zdecydować się na nasiona papoa w czekoladowej polewie.
Gdy tylko otrzymał to za co zapłacił, jednym zręcznym ruchem wyciągnął z kieszeni wysłużoną paczkę kart i żwawym krokiem ruszył ku centralnej części pomieszczenia. Zgromadziła się tam spora grupka ludzi, więc z nadzieję że znajdzie chętnych na partyjkę przysiadł się do jednego ze stolików, po czym uśmiechając uroczo zapytał - może zagramy?
Ostatecznie wciąż miał trochę czasu, postanowi więc spożytkować go najlepiej jak potrafi.