Drugi nocleg
Dzień chylił się już ku nocy kiedy drużyna można by powiedzieć przypadkowych osób zatrzymała się na drugi nocleg. Yura jak poprzedniej nocy nie uczestniczyła w tym zebraniu, a konie gasiły pragnienie przy niewielkim strumyku biegnącym nieopodal obozowiska.
- Jest więcej co bym chciał wam powiedzieć, lecz najpierw mam pytanie - przerwał chwilę ciszy kapłan z Zakonu Wichru. - Co wiecie o naszym przeciwniku?
- A co tu o nim wiele wiedzieć trzeba. Jest zły, chce nas zabić, mamy się mu nie dać. Jeszcze dodać można, że ma nieprzyjemny zwyczaj mieszania ludziom w głowach i nasyłania swoich wynaturzonych ogarów na świątynie, w których niewinne kapłanki i kapłani próbują spokojnie snu zaznać. Jak dla mnie więcej nie potrzeba o nim wiedzieć. - Jako pierwszy swą opinię wygłosił Irat, który przez cały dzień był raczej w marnym humorze.
Kapłan pokiwał głową na znak zrozumienia stanowiska Irata
- Mam tylko nadzieję że Aria czuje się dobrze - mruknął do siebie po czym zwrócił się do towarzyszy
- Jednak nim się z wami podzielę chciałbym wiedzieć co wiecie. Nymphaea?*
- Pewnie że się dobrze ma i nawet podziękować kazała… - Odpowiedź Irata padła natychmiast, jednak bardziej była ona mruknięciem niż zabraniem głosu.
- Jesteś pewien że chcesz spędzić cały wieczór na wysłuchiwaniu tego, co wiem o Darkarze? Lepiej idź spać. - Również dziewczynka najwyraźniej szczęściem nie promieniowała. Czy to za sprawą zbliżania się do Sideł czy też z innych powodów, towarzysze wybrańców zdawali się wyjątkowo drażliwi i niechętni do rozmów.
- Podejrzewam, że wszyscy wiemy mniej więcej tyle samo, czyli niewiele - w głosie Elissy dało się wyczuć nutkę sceptyzmu. - Ja bym raczej zapytała o coś innego. Zastanawia mnie co powiedziano naszym Towarzyszom o tej wyprawie. I cóż to za moce, którymi dysponujecie, a które mają pomóc przeżyć przynajmniej jednemu z nas. Może pochwalcie się teraz, kiedy jest jeszcze cisza i spokój i nikt nas nie próbuje zabić? - Pytanie to nie było skierowane bezpośrednio do któregokolwiek z piątki Towarzyszy, jednak spojrzenie szamragdowozielonych oczu utkwione w Renie sugerować mogło, że to ona jest typowana na pierwszy ogień.
Rena zignorowała spojrzenie Elissy. Najwyraźniej takie zachowanie należało do normalnego w ich wspólnych relacjach. Zamiast niej głos zabrała Lorett.
- Nie licząc Yury i Nymphaei masz tu samych wojowników. Nie mamy w sobie nic specjalnego poza naszą wiedzą i doświadczeniem. Jesteśmy ludźmi takimi samymi jak wy, wybranymi by wspomóc was w walce o naszą krainę. Jeżeli spodziewałaś się cudów to przykro mi, my ich czynić nie potrafimy.
Nymphaea w odpowiedzi tylko prychnęła, jakby nie uważała, że te słowa jej się tyczą, nie sprecyzowała jednak, w którym miejscu Lorett błąd popełniła.
- Księżniczka ma rację - dodał swe trzy grosze Irat. - Mniejszych wersji Odwiecznych wśród nas, zwykłych mieczomachajów nie znajdziesz. Widać ci na górze postanowili, że to co potrafimy będzie musiało wystarczyć byście przeżyli i wykonali zadanie.
- Skoro zaś wiecie już co my potrafimy, a czego nie, to może sami się z nami podobną wiedzą podzielicie? - Rena najwyraźniej postanowiła odbić piłeczkę, spoglądając przy tym niemal wrogo na Elissę. Rudowłosa z wdziękiem zignorowała palące spojrzenie swej rodaczki.
- Podsumowując, mamy w drużynie czterech rębajłów, łącznie ze mną - stwierdziła rzeczowo. - Co z pozostałymi?
Litwor podniósł do góry nogę, zbyt zajęty dłubaniem źdźbłem trawy w zębach, i zbyt leniwy by podnieść rękę, którą miał pod głową.
- Rębajło, jeśli jeszcze ktoś nie zauważył - powiedział na tyle głośno, by wszyscy w obozowisku go słyszeli.
Nymphaea prychnęła po raz kolejny.
- To chyba dość jasne kogo w drużynie mamy, wystarczy trochę poobserwować. Przewaga mieczy jest dość wyraźna. Poza mną, Yurą i naszym wspaniałym kapłanem nikt raczej nie wybija się z rębajłowej grupy. Bez wątpienia Odwieczni uznali iż bardziej w owej misji przydatne będą mięśnie niż rozum.
- Nie bądź taka złośliwa Nymph, bo to się może nieprzyjemnie skończyć. - Lorett najwyraźniej ubodło że ktoś wrzucił ją do tego samego worka co Irata.
- Grozisz mi? - zapytała dziewczynka z błyskiem w oku i podejrzanie wyglądającym uśmieszkiem na ustach.
- Ostrzegam - sprostowała wojowniczka, wstając przy tym. - Nie widzę sensu tej całej debaty. Marnujemy czas który powinniśmy poświęcić na odpoczynek i zebranie sił. To kim kto jest i do czego się nadaje okaże się podczas pierwszego starcia. Słowa wszak nic nie znaczą. Dobrej nocy - rzuciła jeszcze, oddalając się od ogniska.
“Przyjemne towarzystwo, nie ma co” - westchnęła w myślach Elissa. Nie widząc sensu podtrzymywania przy życiu konającej w bólach rozmowy, oddaliła się, rzucając na odchodne lakoniczne słowa pożegnania.
- Moje drogie panie… - zaczął z uśmiechem kapłan - ...możemy poczekać do wspólnego zabijania się do zakończenia naszej misji składającej się jak wiecie, aż z pięciu etapów?
- To nie ja zaczęłam, tylko ona. - Nymphaea po dziecięcemu zaczęła się bronić. - Poza tym nie lubię głupich pytań. Każdy przecież widzi z kim ma do czynienia. Po co niepotrzebnie się produkować?
- Wiesz, może miała na myśli nasze… specjalne zdolności i nietypowe zainteresowania dodatkowe do tego czym widać, że się interesujemy i co umiemy? - zapytał z uśmieszkiem kapłan tak, że nie było do końca pewne co miał na myśli. Nie doczekał się jednak odpowiedzi.