Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-08-2014, 21:07   #126
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Epilog

1287 RK, Luna

Esteban Martinez ukończył drugi rozdział "Kroniki Żołnierzy Zagłady". Był tak zaangażowany w pisanie, że stracił rachubę czasu. W księżycowym mieście zapadła noc. Pieczołowicie owinął księgę materiałem, po czym włożył ostrożnie do skórzanej torby, którą przewiesił przez ramię. Od dawna nie powierzał owocu swej pracy zdradliwym szufladom. To już nie była samotnia skryby w dawnym, zakonnym archiwum...



Teraz zbyt wielu postronnych miało dostęp do nowoczesnej kancelarii. Znalezienie "Kroniki " oznaczałoby degradację i niemiłe spotkanie z Inkwizycją, zaś przede wszystkim niepowetowaną stratę. Opuszczając biuro, pogasił brzęczące światła. W recepcji pozdrowił Tannhera - byłego żołnierza Bauhausu, który pracował w ochronie, dorabiając do emerytury. - Nadgodziny... - usprawiedliwił mu się z posępną miną. Wyszedł z budynku. Ulica była pusta, rozświetlona tylko stylowymi lampami. Postanowił przespacerować się do stacji metra.

Już po chwili poczuł, że jest śledzony. Nie dał tego po sobie poznać, sondując możliwości ucieczki. Miał dobrze obliczoną drogę, wiedział o której skład wjedzie na stację. Tutejsze metro było punktualne niczym szybka kolej Mishimy. Celowo nawet zwolnił kroku. W odbiciu sklepowej witryny dostrzegł prześladowców. Elegancko odziani mężczyźni, zdawałoby się wracający z restauracji. Skręcił w Luterstrasse, by nieco skrócić drogę. Mimowolnie ścisnął torbę, powstrzymał by nie pobiec w stronę stacji. Nagle poczuł uderzenie, po którym oszołomiony upadł na chodnik. - Dawaj to! - warknął brodaty mężczyzna w kapturze, próbując wyrwać mu z rąk torbę. Esteban instynktownie bronił się przed oprawcą, błysnął nóż... - Nathanielu! - zawołał w akcie rozpaczy. Niespodziewanie przyszła odsiecz, usłyszał stłumiony jęk brodacza. Ktoś pomógł mu stanąć na nogi. Kronikarz zobaczył agresora rozciągniętego na ziemi. Mężczyzna obok niego poprawił mankiet koszuli. Drugi zaś uśmiechnął się do Martineza. - Niebezpiecznie jest chodzić samotnie nocą... Miałeś sporo szczęścia, przyjacielu... Esteban błogosławił w myślach opatrzność, która zesłała pomoc.
- Lepiej było jednak oddać torbę, nie warto ryzykować życia dla kilku dokumentów...
Skryba był innego zdania.

Następnego dnia rano, gdy zatłoczonym metrem jechał do pracy, zdawało mu się, że dostrzegł jednego z wybawicieli. W tygodniu miał jeszcze kilka takich momentów. Uświadomił sobie, iż obecność tych mężczyzn tamtej feralnej nocy nie była przypadkowa. Wtedy dopiero zaczął się bać... Zrozumiał, że zbyt ryzykownie nosić "Kronikę' do kancelarii. Sporządził pomysłową skrytkę we własnym mieszkaniu. To go nieco uspokoiło, ale nie wyzbyło obaw.

Czas pokazał, że słusznie...
 
Deszatie jest offline