Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2014, 01:57   #17
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Myślałem, że panienka... - znów przestała słyszeć Kanto, bo jej narzeczony najwyraźniej uporał się ze swoimi sprawami i ruszył ku niej. Z nagła różowe, piękne płatki wiśni zaczęły jawić się Sumiro jako czerwone jako krew... jakby ich płatki zabarwiła jej krew dziewicza wsiąkająca w miękką ziemię.

Z początku – szybko dorysowując linię na którymś ze skrawków ryżowego papieru – łudziła się, że może nie przyjdzie do niej, tylko zboczy z drogi... ale nie, minął jej yoriki, wyprzedził ich, i był coraz bliżej. Zatrzymał się dopiero dwa kroki przed Sumiro.

- Mogę spojrzeć, Shosuro-sama? - I jakby nie bacząc na to, że ją zapytał, już wyciągnął szyję, żeby spojrzeć na jej pracę.

Z początku ze wstydem zakryła plik papierów, nie chcąc, by ktokolwiek zobaczył, co Pani Sumiro rysuje. Następnie uświadomiwszy sobie, że stawianie oporu Panu Shinjo i tak nie ma najmniejszego sensu zabrała dłonie, i podała mu rysunki.

Były proste, rysowane niecierpliwą ręką, lekko kanciaste, niedokładne. A przy tym piękne i charakterystyczne, jak sama Pani Sumiro. Najpiękniejszy zdał się Panu Shinjo lis uchwycony w osobliwie misternie nakreślonym listowiu. Zobaczył go dopiero po chwili przyglądając się precyzyjnie nakreślonym roślinom.

Dziwne, bo zdawało się Kanto, że Pani Sumiro wcale nic takiego nie rysowała.

- Piękne. - Długo potem spoglądał na jej prace w milczeniu, zginając lekko plecy, by się im lepiej przyjrzeć.

- Ale jednego nie rozumiem, Shosuro-sama – Wreszcie przejechał długimi palcami po wyschniętej na papierze, lisiej kitce. - Dlaczego, kiedy jest wiosna i kwitną wiśnię, malujesz lisa w opadłym listowiu?

Nie spodziewał się rumieńca, który wykwitł na jej bladej twarzy. I pokornie spuszczonej głowy.

-Wybacz Shinjo-sama. To tylko nieudolne bazgroły, i marnotrawstwo twojego papieru. Zaprzestanę tych praktyk, gdyż nie przynoszą one pożytku. - Sięgnęła po kartki, chcąc je schować, bądź podrzeć, ale Shinjo chwycił za ją dłoń.

- Nie, Shosuro-sama. – Uśmiechał się dobrotliwie... z jakąś dumą?, gdy unieruchamiał jej rękę. - Poczekają aż, przyjdzie jesień, kiedy będą godną ozdobą jurty albo podarunkiem godnym Żurawi.

Wzdrygnęła się, gdy jej dotknął, jednakże nauczona doświadczeniem nie cofnęła ręki. Bała się na niego spojrzeć. Pani Sumiro widocznie nie była wyjątkiem, i tak jak pozostałe klany brzydziła się dotyku. Zauważył to już przedtem, gdy unikała nawet przypadkowego kontaktu fizycznego z kimkolwiek. I tym razem nie udało jej się ukryć wyrazu obrzydzenia jaki wykwitł na jej twarzy.

- Shosuro-sama. - Przysunął się, żeby spojrzeć na nią lekko z góry. Mówił głośniej: jakby miał wygłosić proklamację dla obecnych. - Twojemu talentowi należy się uznanie i pochwała. Ta osoba uważa, że Shosuro-sama przynosi chlubę jej ułusowi.

Patrząc po bushi – swoich yoriki, jego samurajach – Sumiro zaciskała zęby. Widziała, czemu to robił: nie tylko, aby ją pochwalić, ale również żeby pokazać, że może naruszać jej zwyczaje, jeśli tylko chce (w końcu wszyscy widzieli, jak Sumiro nie w smak dotyk!), i że panuje nad Shosuro.

Nie poruszyła się, i słowem nie zdradziła swego niezadowolenia. Już nie śmiała tego uczynić. Jednkaże kontynuowała rozpoczętą przez narzeczonego grę, udając, przed swoimi podwładnymi, że wszystko dzieje się w tym momencie zgodnie z jej wolą.

- Shinjo-sama jest zbyt łaskawy i raczy żartować… -W końcu odważyła się spojrzeć na niego spod spuszczonej głowy. Chociaż wymizerowana i blada, z sińcami pod oczyma nadal miała w sobie coś pięknego. A rozpuszczone włosy spływały gładką kaskadą po jej kimonie sięgając ziemii.

- Ta osoba uważa, że Shosuro-sama jest ozdobą dla ułus – przesunął rękę. Już nie ściskał jej nadgarstka, tylko nakrywał jej dłoń swoją. Oczy mu prawie błyszczały tym drobnym triumfem: w tej chwili przypominał jej kocura zadowolonego, że złapał myszkę. - Ta osoba pragnie wyrazić swoje uznanie. Ta osoba chce podarować Shosuro-sama konia, gdy tylko Shosuro-sama będzie dość silna, aby na nim jeździć. – Wygiął wargi w wilczym uśmiechu.

Miała delikatną skórę, i bardzo zimne dłonie, nie nawykłe zupełnie do pracy, czy miecza, kości miała drobne, a dłonie kruche, jak z porcelany. Drżała, gdy jej dotykał, chociaż dobrze panowała nad sobą. Mówiła patrząc na swoje stopy.

- Shinjo-sama rozpieszcza tą osobę…. i prosi by nie rozdzielać jej z Akai Usagi - uśmiech przemknął po jej wargach, gdy wymawiała imię ukochanego zwierzęcia.

Rozszerzyły mu się lekko oczy. Nie zrozumiał. A potem błysk zrozumienia przemknął mu przez oczy.

- Ta osoba nie rozumie, dlaczego Shosuro-sama miałaby rozstawać się z koniem. - Spojrzał na nią z góry, marszcząc brwi marsowo – jakby nie podobało mu się, jak go widzi Sumiro. - Ta osoba nie chce pozbawiać Shosuro-sama ogiera. Ta osoba nalega, aby Shosuro-sama przyjęła konia, aby łatwiej podróżować.

- Dziękuję Shinjo-sama. Jesteś nazbyt łaskawy… Jednak to zbyteczne, gdyż Akai nie sprawia te osobie problemów i nie utrudnia podróży. - Zakończyła z błyskiem w oku.

- Ta osoba nalega.
-Dziękuję Shinjo-sama, będzie zgodnie z twoim życzenie.
-Pokłoniła mu się dotykając twarzą suchej trawy. Zachowywała się zgodnie z etykietą, jednakże nie potrafił jej przejrzeć. Twarz miała w tym momencie kamienną. Ale zdążył już zaobserwować, że jego narzeczona oscylowała nieustannie pomiędzy napadami szaleńczego gniewu, kamiennym spokojem… widział też jak bardzo zdołał ją przerazić.

- Shosuro-sama – zaczął, płynnie nachylając ją, żeby położyć jej dłoń na głowie. Shosuro musiała przyznać, że przy całej prostackości tutejszych zwyczajów, Shinjo miał surową charyzmę. Nie wahał się nawet na chwilę: gdy jej dotykał, miała wrażenie, że dotknąłby jej nawet, gdyby z Tengoku spadły na niego Fortuny. Teraz jego gesty wyglądały po ojcowsku: jakby strofował ją szczekliwym tonem, ale miękko, z dłonią uspokajająco położoną na czubku głowy; tak, jak strofować można ulubione małe dziecko. - Nie wiem, czego Shosuro-sama uczyli Jitsuyoteki, ale tak winni kłaniać się moi bushi, a nie moja narzeczona.

Nie uniosła się, nie wiedziała jak odebrać ten gest. Zaprzeczył sam sobie strofując jej poddańczy ukłon, a jednocześnie kładąc jej rękę na głowie jak zwierzęciu, które chce się zatrzymać na miejscu.

- Ta osoba jest winna Shinjo-sama szacunek, i nie jestem na tyle wysoko urodzona, by móc mu się nie kłaniać. - Powiedziała zmienionym tonem. Tocząc dookoła wzrokiem. Obserwowali ich jej służący, a sytuacja zaczynała się robić coraz bardziej niezręczna i dziwniejsza.

Skinął jej tylko głową. Oszczędnym, szybkim i prawie niezauważalnym gestem.

- Porozmawiamy, Shosuro-sama – bliżej było temu do rozkazu niż prośby. - Ta osoba chciałaby, żeby Shosuro-sama pojechała z nią przez pola, gdy tylko odzyska siły.

Zmieszała się i zbladła, gdy to powiedział.

- Czuję się dobrze… Mogę pojechać z Shinjo-sama, kiedy tylko sobie zażyczy… - niemalże wyszeptała. Sumiro zdawało się, że wszyscy kpią z niej wiedząc dokładnie, po co jej narzeczony chce się z nią oddalić jedynie we dwoje.

Bała się tego co miało nastąpić, a jednocześnie niepokoiła się nadmierną pewnością siebie Pana Shinjo. Nie zapomniała o zamachu na swe życie, ani o zaginięciu siostry. Miała nieprzyjemne przeczucie, że w jakiś sposób te wydarzenia o sobie przypomną.

Wsłuchała się w odpowiedź Shinjo mając wielką nadzieję, że ten odmówi, i odroczy przejażdżkę choćby o parę dni.

- Przygotuj konia. Chcę wyjechać, kiedy skończy się godzina Akodo. - Kolejne krótkie, pewne skinięcie głową. I już żadnej nadziei.

Skinęła tylko głową, nagle pobladła…

Kanto w milczeniu wcierał w jej ciało kremy i wonności przyniesione przez ludzi Shinjo, próbował też wmusić w panią Sumiro chociaż odrobinę jedzenia, jednakże odmawiała odznadzając się godnym podziwu uporem.

Gdy przyszło do ponownego czesania włosów, oraz nacierania ich wonnościami przełamała się jednak i zjadła kilka owoców pokrojonych na bardzo drobne kawałki. Żuła je długo pod czujnym okiem Kanto.

Przyniesiono jej ubranie do konnej jazdy w barwach Shinjo. Chociaż było to zniewagą, nie miała innego wyboru, a jazda w kimonie byłaby śmieszna i niepraktyczna. Zastanawiała się nad zabraniem lisiego tanto, jednakże nie czuła się na siłach, by walczyć z Shinjo, i nawet ona zdawała sobie sprawę, z tego, że nie ma szans się od niego oddalić.

Również koń jakby wyczuwając jej zdenerwowanie zrobił się nerwowy, i doprowadził ją do rozpaczy wiercąc się i wierzgając przy siodłaniu.

I taką ujrzał ją pan Shinjo, w złocie i fioletach, w kunsztownie upiętych włosach siedzącą na czerwonym, ognistym koniu. Była blada i zarumieniona od wysiłku i emocji, zapewne nie pozwoliła się służącemu upudrować., Czekała.
 
Velg jest offline