Potomek rodu deVall większość swojego czasu na stacji spędził przy załadunku zapasów i towarów na statek, a była to nie mała robota pilnować biurokratów by nie zawalili sprawy. Ze swoim ręcznym komputerem więc pilnował by każdy najmniejszy sprzęt i zaopatrzenie bezpiecznie zostało złożone w trzewiach "Nadzie Albionu". Wszak nigdy nie było wiadomo co może się przydać, a jakiekolwiek zaniedbania mogłyby mieś niepożądane skutki na samą wyprawę. Nie raz dane mu było opierniczyć dokerów za lenistwo. Czasu mieli niewiele, a on miał zamiar jeszcze się napić w barze. Tak trwało paru godzinne nadzorowanie kontenerów z zapasami i prowiantem, beczek z petrochemikaliami i innych dobroci kiedy w końcu przyszła pora na wisienkę na szczycie lukrowanego tortu. Ciężki, opancerzony i robiony na zamówienie pojazd bojowy z wyglądu przypominający smoka wjeżdżał po rampie załadunkowej na głównym włazie wyryty herb jego rodu. Jawna przynależność do jego domu jaki i do Zakonu Drakena którego Sir Alain był członkiem. Odetchnął z ulgą, zdawało się, że wszystko było na miejscu. Ruszył więc nieśpiesznie do stacyjnej knajpy się napić.
Przy szklance mocniejszego trunku miał czas by rozmyślać i rozmyślał. Miał misję do wykonania, bardzo ważną misję której szanse na ziszczenie widział w tej ekspedycji. Co tu dużo mówić, jego doświadczenie mówiło samo za siebie, a długotrwałe, kilku tygodniowe negocjacje z przedstawicielami Fundacji zapewniły mu w końcu oficjalny status Gubernatora planetarnego. Dobry początek dobrego dnia można by powiedzieć. Zamówił jeszcze jedną kolejkę. Musiał się zapoznać z dossier każdego z członków ekspedycji, ale na to miał czas. Jak na tą chwilę mieli szanse nie najgorsze. Zostało tylko mieć nadzieję, że nowa planeta ugości ich w miarę przyjazny sposób. Jak by nie było nie przyznawało się drugiej kategorii bez powodu, ale nie było to zmartwienie na teraz. Poprawił więc kaburę przy pasie i dokończywszy łyk mocniejszego ruszył zwiedzać sam statek. Możliwe, że właśnie tam spotka Cathy. |