Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-08-2014, 20:01   #111
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sophie Grey


Ruszyły razem samochodem, tym razem lepiej dostosowanym do bezdroży. Nie trzymały się mapy, bo jej nie miały. Ale też znaki które mijały raczej nie ułatwiały sytuacji. Nie było żadnych informacji, które pozwalały gdzie jadą albo skąd. Inne zaś...


… dawały jasny przekaz, by na takie informacje nie liczyć. Krajobraz zaś zmieniał się jak w kalejdoskopie. Z przedmieść dziewczyny wjeżdżały w podobne do brooklyńskich slumsy, by po chwili zjeżdżać ze wzgórz San Francisco. Co ulica inne miasto, prawdziwy patchworkowy chaos stylów. Jak w nim znaleźć Silver Ring? To wszystko stało się szybko drugorzędnym problemem. Drugim problemem zaś były zakorkowane wrakami ulice, których wymijanie zajmowało niemalże wieki.
Pierwszym zaś… potwory.
Jeszcze żadnych co prawda nie widziały, od czasu ucieczki przed rycerzami. Ale to nie znaczy, że w tym mieście ich nie było. Sophie i Susan dobrze wiedziały, że to tylko kwestia czasu.
Że muszą zdążyć do hotelu zanim jakiś pościg bestii wpadnie na ich ślad. Ale póki co nie mogły znaleźć nawet samego Silver Ring.
Aż w końcu… znalazły ślad.. o ile tak to można nazwać.


Zniszczona fontanna była prawie identyczna, jak ta przed posiadłością Fountebleu. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, bo tamta była zarośnięta bluszczem i sucha. Ta...była wyraźnie uszkodzona.
A gdy podjechały bliżej… poznały przyczynę uszkodzenia. Z ruin pobliskiego budynku wynurzył się ogr.


Bo jak inaczej nazwać opasłą dwumetrową postać opuchniętego opasłego humanoida, który z trudem przypominał człowiek. Zresztą nie mógł być też żywy z tymi szwami i rozprutym brzuchem.
Potwór ten ruszył do fontanny, blokując dziewczynom w jeepie dojazd do niej.

Teodor Wuornoos


Kocham cię… czuły pocałunek. Delikatne zapewnienie o swym oddaniu.


Dłoń sięgająca głębiej, żarliwie wodząca po jej skórze… w niemej prośbie o chwilę wspólnego zapomnienia.
Ciepła delikatna skóra… aksamitna niemal. Dłoń mężczyzny poczuła drżące, acz prężące się ciało. Teo całkowicie w tej chwili. Walcząc pomiędzy niecierpliwością, a pragnieniem drżącymi dłońmi rozpakowywał swój prezent z ciuszków i ustami wielbił odkrywany skarb.
Joan komentowała jego wysiłki zmysłowi pomrukami i delikatnymi pocałunkami. W końcu pisarz odkrył jej ciało i swoje odsłonił. Zatonęli w zmysłowym tańcu kochanków wijąc się na łóżku, gdy już się połączyli… gdy Teo przeszył jej bramy rozkoszy.
Melodię nocy wyznaczał rytm jego bioder, słodycz jej pocałunków rozpalała żar jego lędźwi i przyspieszała bicie jego serca. To była cudowna noc namiętności, ale…

...był w tym jakiś cierń, jakaś drzazga. Mimo cudowności tej chwili coś było nie tak. Może to był fakt, że Joan praktycznie się nie odzywała. Że mimo jej pocałunków, czuć było w niej jakąś… obojętność. Że gdy się kochali, w jej oczach była nieobecność. Samo spojrzenie oczu było jakieś takie mętne. Z początku tego nie zauważał. Za bardzo pochłaniała go jego własna przyjemność, którą Joan hojnie podsycała. Miała wszak piękne ciało i umiała z niego korzystać by sprawić mu rozkosz. Choć nie czyniła tego z olbrzymim entuzjazmem. Nie… właściwie… Minęła chwila nim Teodor zrozumiał co się stało. Chyba.
Joan co prawda nie oddała mu się z litości czy też z obowiązku, ale też nie kochała się z nim.
Kochała się z mężczyzną, czymś w rodzaju ucieleśnienie idei samca. W miejscu Teodora mógł być Fabio, Joe, Quasimodo, hydraulik, ktokolwiek...i Joan by się tym nie przejęła.
Po całym figlowaniu zaś Teodor zrozumiał czemu. Dopiero wtedy poczuł subtelny, acz znany mu zapaszek…haszyszu. La Sall dla uspokojenia nerwów wypaliła kilka skrętów i była tak naćpana, że reagowała czysto instynktownie.
Trochę mało romantycznie wyszło... ech. Z drugie strony, może to i lepiej. Joan potrzebowała chwili relaksu, a skoro ziółka jej to zapewniły... wraz z Teo oczywiście, to co w tym złego? Co z tego, że nie do końca panowała nad swymi czynami i nie do końca wiedziała z kim to robi? Oddała mu się z wyraźną chęcią, w ogóle nie protestowała.
Na pewno wszystko się jutro rano ułoży. Na pewno… Wyjadą do Silver Ring i… czy on zobaczył w oknie martwą sowę?!
Teodor wstał i ruszył do okna, by się przekonać że tak naprawdę się przewidział. Potarł podstawę nosa.
Może powinien wziąć przykład z Joan i też skombinować sobie skręta? Skąd ona go wzięła?
No tak. Gospodyni tego hotelu wspominała coś o lekkich prochach.

Niestety było już za późno na rozmowy z kimkolwiek. Joan już chrapała. Mary zapewne też w swym pokoju. Teo pozostało zaś położyć się do łóżka i zasnąć.

Krok za krokiem. Stukot obcasów. Szedł korytarzem szpitalnym. W ręku trzymał jakieś teczki i dokumenty.
Nie mógł odczytać liter. Obraz był zamazany, dźwięki przytępione, myśli… mętne.
Nie zastanawiał się gdzie był i dlaczego był w kitlu. Podchodził do recepcji przy której, jego asystent doktor… Nie.. Nie doktor… admini… tak… Księgowy Di’Marco, w nieodłącznej muszce rozmawiał z...

… znanymi mu osobami. Kto siedział w recepcji? Umykało to Teo. A oni się odezwali, oni oczekiwali od niego odpowiedzi. I odpowiedź otrzymali.Jaką?
Teo nie potrafił zapamiętać. Sedno rozmowy jednak utkwiło w postaci strzępków zdań… ofiara jeszcze nie splugawiona… naczynie czeka… zajmie się tym… wszystko będzie gotowe… zgodnie ze wskazówkami. Zadba o to osobiście.
Krótka, acz treściwa rozmowa.


Obchód...Był w szpitalu. Był doktorem. Sala 100, 102, 103… Izolatki obite pluszem. W środku ciężkie przypadki.Tak. Pamiętał.
Gdzieś tu było jego pies. Jego ulubiony ogar. W jednej z nich. Sala 113.


Przykuta do łóżka. Skrępowana. Przerażona. Błagająca.
Laura Clark.
Spoglądał na nią z obojętnością, po czym rozpiął spodnie i powoli wdrapał się na łóżko. Odsłonił dolne partie swego i jej ciała. Ona.. zaczęła wrzeszczeć. On się tym nie przejął, tylko dobrał się do niej. Wrzeszczała i krzyczała z bólu, przerażenia… Błagała. Ale był obojętny na jej krzyki.
W ogóle…. czuł obojętność. Laura nie budziła nim żadnej żądzy poza odruchem czysto fizycznym. Cały ten gwałt połączony z pozbawieniem jej dziewictwa, był zimny i mechaniczny. Bez emocji.
Jakby pielił grządki. Trzeba było to zrobić, nawet jeśli nie sprawiało przyjemności.
Dobrze, że Tom nie potrafił skupić myśli na wydarzeniach których był świadkiem i uczestnikiem jednocześnie. Dobrze, że obraz nie był ostry...bo mógłby nabrać obrzydzenia do samego siebie.

A wieczność później... kolejna cela. Pokryta jakimiś glifami i krzyżami. Strach czuł, gdy otwierał drzwi.
Strach czuł gdy się odzywał, strach czuł gdy siedzący na krześle pacjent obrócił się w jego kierunku.

Strach czuł, gdy usłyszał...z jego ust zimny głos.- Witaj doktorze.
Strach czuł, gdy zobaczył jego oblicze. Jamesa Spade’a.


Pobudka była nagła. Ranek. Serca biło jak młot. Ciało było spocone. Umysł starał się pochwycić resztki umykające wraz porankiem snu. Kobieta którą.. gwałcił w śnie, nie mogła być Laurą Clark. Była zdecydowanie za młoda. Tony… Di’Marco pracował w barze, ale… czy na pewno? Antony miał postur księgowego. Rola ze snu… pasowała do niego niczym druga skóra.James Spade… osoba która budziła w nim taki, osoba… która była jego więźniem. James był pastorem, człowiekiem Boga.
Nie nadawał się na… kim właściwie był?
Odruchowo sięgnął dłonią na lewo od siebie, by zbudził La Sall i opowiedzieć jej o śnie. Natrafił na pustkę. La Sall nie było w łóżku. W zasadzie nie było w pokoju, a panująca cisza pozwalała stwierdzić, że w łazience również jej nie było.
Pukanie do drzwi. Chrapliwy zmysłowy głos Mary.- Robię sobie śniadanie…jajecznicę. Jak chcecie wam też mogę zrobić. Nie musicie dopłacać za nią.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-08-2014 o 20:20.
abishai jest offline