Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-08-2014, 20:58   #39
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Elissa, Twem, Litwor

Ciemność nocy w połączeniu z trupami, które zaścielały drogę w stronę lasu biegnącą nijak nie były w stanie umilić wyprawy ratunkowej. Na dodatek psy uparcie próbowały zawrócić swych właścicieli, a to ciągnąć za nogawki, a to znowu zastępując drogę czy kładąc się pod nogami. Blask pochodni nie dawał też wystarczająco wiele światła by dało się dostrzec każdą króliczą dziurę czy wystający korzeń. Tych zaś zdawało się być więcej niż powinno, zupełnie jakby uparcie pragnęły zatrzymać śmiałków na ich drodze.

Do lasu dotarli bez większych szkód. Psy zrezygnowały w końcu, widząc że ich starania były stratą czasu. Miast więc próbować zatrzymać nierozważnych ludzi, wlekły się za nimi z podkulonymi ogonami i pyskami nisko przy ziemi.
Śladów Irata nie było nigdzie widać. Szczęściem nie było też widać atakujących, których truchła skończyły się jakąś chwilę przed linią lasu. Yura prowadziła ich pewnie, nie zatrzymując się pod drodze ani nie szukając śladów. Zupełnie jakby wiedziała gdzie Irat się znajduje.
Sam las wyglądał przeciętnie. Pierwsze promienie porannego słońca zabłysły na kroplach rosy. Zielone liście zalśniły pełnią swej barwy. Brąz pni zdawał się połyskiwać złotem. Nie było jednak słychać ani ptaków ani drobnych zwierząt, które zazwyczaj dość głośno witały nastanie nowego dnia. Miast tego panowała martwa cisza, która chłodem wnikała w kości i wraz z krwią docierała do serca mrożąc je trwogą. Zdecydowanie nie było to miejsce do którego wybiera się na grzybobranie.

W samym lesie było chłodniej niż poza jego granicami. Światło dnia przenikało przez korony drzew rozjaśniając drogę pod nimi. Pochodnie nie były już zatem potrzebne.
Po mniej więcej godzinie dotarli do polany. Była to całkiem zwyczajna polana, może tylko trochę większa, skąpana w słońcu, ze strumieniem biegnącym wzdłuż jej granic i wierzbą płaczącą moczącą liście w jego wodach. Na środku zaś stała skała, a w owej skale ział otwór który swobodnie był w stanie zmieścić dorosłego człowieka.
- Teraz powinniśmy poczekać na pozostałych - zasugerowała Yura.
Nim jednak jej słowa przebrzmiały rozległo się wycie, na które psy towarzyszące grupie zaskomlały i obnażyły zęby.
- Nadchodzą wilki - oznajmiła spokojnie dziewczyna.



Hassan, Khaidar

Gdy większa połowa uczestników misji opuściła obóz zrobiło się w nim niezwykle cicho. Lorett uparcie próbowała postawić sama siebie na nogi co po pewnym czasie się jej udało. Khaidar oddaliła się do swego posłania zapewne po to by odpocząć chwilę nim przyjdzie im ruszyć dalej. Rena odzyskała przytomność tuż po tym jak grupa ratunkowa zniknęła w mroku za obozem. Nie była zbytnio zadowolona z ich decyzji, nie miała jednak dość sił by spróbować ruszyć ich śladem. Miast tego przy pomocy Nymphaei ułożyła się na kocu by pozwolić ciału na dojście do siebie. Sama dziewczynka zdawała się dziwnie milcząca w porównaniu do tego z czym wcześniej Hassan miał do czynienia. Nie uśmiechała się także, nawet złośliwie, co samo w sobie wydawało się nienaturalne. Przez dłuższą chwilę zabawiła przy posłaniu Reny po którym to czasie kobieta ponownie w sen zapadła. Sama Nymphaea zaś powróciła do ogniska.



Świt nastał w niespełna godzinę po tym jak drużyna się rozdzieliła. W złotych promieniach słońca trupy zalegające obóz wyglądały nawet gorzej niż w świetle księżyca. Lorett wraz z Reną uzgodniły iż należy je zebrać na jeden kopiec i spalić. Szczęściem, a właściwie cudem jakimś, Rena była w stanie pomóc w tym zadaniu. Czasem tylko zerkała przy tym podejrzliwie na Nymphaeę, jednak słowo z jej ust nie padło. Lorett z kolei podobne spojrzenia wysyłała w kierunku Hasana, ona również jednak postanowiła zachować milczenie. Gdy kopiec był ułożony verońska mistrzyni miecza zajęła się jego podpaleniem. Nie zajęło dużo czasu by po napastnikach został tylko popiół. Albo bowiem tak wielka moc tkwiła w kobiecie albo też jej nienawiść i złość dodała ogniu mocy.

Gdy wyruszyli słońce na dobre zagościło już na błękitnym niebie. Konie zostawili za sobą w padoku chronionym przez gęsto splecione ze sobą krzewy. Rena jak się okazało władało magią ziemi i stworzenie owej zagrody zajęło jej jedynie chwilę. Nymph zajęła się natomiast utworzeniem płytkiej sadzawki pełnej krystalicznie czystej wody, aby zwierzęta nie cierpiały z pragnienia.

Droga wiodąca w stronę lasu upstrzona była trupami, które raz za razem likwidowała Lorett. Szczęściem żaden z nich nie należał do członków drużyny pozwalając tym, którzy za nimi podążyli na odrobinę nadziei.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 15-10-2015 o 18:04.
Grave Witch jest offline