Chociaż w swoim życiu Bradock doświadczył już niejednego, to obecne przebudzenie z pewnością głęboko wryje mu się w pamięć. Przez dłuższy czas jedynie trząsł się na podłodze zwinięty w kłębek, z całej siły próbując zapanować nad swoim ciałem i przeklinając własne łakomstwo które kazało mu przed lotem opychać się słodyczami.
Gdy wreszcie doszedł jako tako do siebie, wstał ślizgając się na obrzydliwej mazi rozlanej po podłodze, i wciąż drżącymi rękoma zaczął wycierać ciało. Jeden ze stojących w pobliżu trepów nadawał jakiś komunikat, więc skupił na nim swoją uwagę, jednocześnie doprowadzając się do porządku.
Gdy tylko ogarnął sytuację i wydobył swoje osobiste rzeczy, odwrócił się do faceta w pancerzu bojowym który stał przy zdeformowanych wrotach.
- Śluza czy prostowanie wrót, panowie? –zapytał.
- Dasz radę gołymi rękoma? – zdziwił się Bradock, nawet w pancerzu ta opcja wydawała mu się mało realna.
- Jeżeli tak to myślę że powinniśmy spróbować je otworzyć – zdecydował po chwili namysłu i z pewnym wahaniem, skoro coś walnęło w nie od zewnątrz, to może oznaczać że z drugiej strony nie jest zbyt bezpiecznie – powinniśmy jak najszybciej odnaleźć kogoś kto wie co tu się właściwie wyrabia, a nie sądzę by ktoś ważny włóczył się po hangarze. A wy jak sądzicie panowie?