Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2014, 23:52   #381
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK


Popijając ze swojego kufla wodę Galeb wpatrywał się w leżący na jego dłoni malutki amulet. Było to insygnium kaprala Czarnego Sztandaru. Kowal run miał już od dawn dość Milicji Vareka, choć nie mówił o tym i swojej niechęci nigdy nie uzewnętrzniał. Miał swoje sprawy i zajęcia, dużo ważniejsze od pacyfikacji bandziorów i nieposłusznych szlachetnie urodzonych. Jednak oto jak się okazało Azul było gniazdem żmij i było wielce prawdopodobne, iż podobnie było w prawie każdym Mieście-Twierdzy. Będąc krasnoludem z Gór Czarnych, “z prowincji” (bowiem jak można by nazwać strażnicę-browar miastem?) sądził iż Karaki są żywym dowodem potęgi jego ludu. To była prawda, jednak nie spodziewał się, że pomnik ten ma tak wiele skaz. Ale pomimo tego nie upadał on i nie przewracał się. Może taka jest kolej rzeczy? Może wszędzie gdzie jest władza, gdzie jest duży pieniądz gromadzi się czerń chciwości i zdrady nawet pomiędzy tak honorowym ludem jak krasnoludzki?
Kiedy Galeb dowiedział się że Milicja została rozwiązana miał ochotę rozedrzeć mundur i wypaczyć insygnium Milicji. Nie znajdował się już pod władzą Kazadora i mógł zajmować się tym co chciał, czyli runami. Jednak teraz kiedy Mistrz i jego Uczeń zaginęli Galeba nachodziły dylematy. Czy zginęli? Czy przeżyli? Dostali się do niewoli czy dostali się do tuneli Karak Ankor i teraz pracują w pocie czoła, aby zapieczętować tunele? Może już to uczynili i idą ku miastu? A może dopiero zjawią się na jednej z barykad? Tego Runiarz nie wiedział, ale było dla niego pewne, że nie może pójść na górę. Nie póki nie upewni się co do losu pozostałych rhunarki.
Jego myśli zaprzątała jeszcze jedna sprawa. Jego towarzysze z Czarnego. Co z nimi? Gdzie są teraz? Czy żyją? Nie będąc tego pewnym Galeb mógł co najwyżej zgadywać, jednak była rzecz, która pozostała i którą mógł jeszcze dla nich zrobić. Dla nich, dla siebie i tego co ich zjednoczyło. Co było przeklęte, ale w ich rękach miało odzyskać chwałę. Symbol, który miał przerażać wrogów, choć przez przyjaciół mógł być pogardzany. Symbol, którego w tej chwili Galeb był ostatnim powiernikiem.
Galeb wziął głęboki oddech. Dłoń zacisnęła się na odznace.



***

- Mógłbym was prosić o małą przysługę? Potrzebuję długiego kija albo włóczni. Trochę ponad mój wzrost. Będę potrzebował też kredy albo cokolwiek barwiącego na biało. - powiedział Galeb do dwójki żołnierzy, którzy czuwali w pobliżu jego legowiska.
Ci spojrzeli po sobie po czym zasalutowali.
- Zobaczymy co się da zrobić. - rzekł jeden z nich i skłonił się po czym ruszył w głąb obozowiska.
Galeb wrócił do przydzielonego mu namiotu i wyjął z plecaka mundur. Pomagając sobie sztyletem odpruł od kurty rękawy i postrzępił jej końce. Co pozostało to schował. Ciekawe ile król musiał wydać pieniędzy na te ciuchy dla milicjantów?
Pracował ostrożnie, aby doprowadzić do porządku swój przyodziewek. Strażnik powrócił niosąc jedną z włóczni jaką wbito w palisadę oraz kubek z białym mułem. Wyjaśnił że to kopalniany pył wymieszany z wodą i że powinien dać przynajmniej szary kolor. Wojownik spojrzał na Galeba zaciekawiony, kiedy ten przyjął obie rzeczy i ułożył obok swojego posłania. Runiarz dostrzegł to i usiadłwszy rzekł strudzonym głosem.
- Możesz powiedzieć pozostałym że zostaję. Nie mam sił na wędrówkę do góry, a mam przeczucie, że przy was przyniosę póki co więcej pożytku Azul. - rzekł Galeb i nieznacznie się uśmiechnął.
Wojak otworzył szerzej oczy i skłonił się znów po czym odszedł żwawym krokiem do swojego towarzysza. Galeb odprowadził go wzrokiem po czym wrócił do swojego zajęcia. Odetchnął ciężko. Podróż przez tunele wykończyła go i dalej czuł się osłabiony. Miał tylko nadzieję, że będzie w pełni sił, kiedy będzie trzeba walczyć.

***

Wszyscy jedli w milczeniu zerkając ukradkiem w stronę runotwórcy, który zasiadł w obozowisku przy garze razem z resztą. Większość z nich nie wiedziała jak się zachować, bojąc się urazić strażnika run. Ten jadł posiłek ze spokojem unosząc do ust łyżkę i powoli smakował danie. Oddziałowy kucharz ugotował coś co mogło być gulaszem. Dzień wcześniej dwóch zwiadowców udało się na teren na tyłach i zebrało trochę jaskiniowych grzybów oraz gryzoni czy innego podziemnego paskudztwa, które pomimo wszystko było jadalne. Potrawa choć niesmaczna, była gęsta i sycąca. Galeb popijał swoją porcję naparem z ziół, który przykazał mu zażywać oddziałowy cyrulik zwany Grzybiarzem. Wyglądem niczym się nie wyróżniał od pozostałych żołnierzy, prócz tego że roztaczał wokół siebie ciągle zapach górskich ziół i wydawało się że w plecaku nie ma nic poza suszonym zielskiem i grzybami. Galeb uśmiechał się pod nosem za każdym razem jak go widział. Z pewnością dogadaliby się z Thorinem.
- Szacowny synu Galvina. - rzekł w pewnym momencie dowódca oddziału, krasnolud o imieniu Frodrik o siwej brodzie zaplecionej w warkocz gruby niczym ramię - Jeżeli można spytać… Cóż to za czerń, którą na sobie nosicie? - twarz miał kamienną, lecz po spojrzeniach pozostałych wojowników można było poznać, że wszystkich ta kwestia nurtowała.
Galeb spokojnie przełknął zupę. Przed posiłkiem przebrał się w czarne ubrania, które miał schowane w plecaku, na wierzch zaś zarzucił czarną, skórzaną tunikę. Na piersi przypiął odznakę kaprala.
- To barwy Czarnego Sztandaru. - rzekł spokojnie i nabrał kolejną łyżkę gulaszu.
Frodrik nie poruszył się, ale zapadła momentalnie cisza, jakby runiarz wypowiedział coś bardzo niestosownego.
- Czarny Sztandar? Ten Czarny Sztandar? - zapytał z niedowierzaniem w głosie dowódca.
Skinieniem głowy Galeb potwierdził.
- Ten Czarny Sztandar. Sformowany z degeneratów i recydywistów, a przynajmniej taka jest oficjalna wersja… - powiedział.
Pomruki przeszły pośród zebranych. Wojownicy patrzyli na Galeba nie wiedząc co rzec. Jak się odnosić, z jednej strony do runotwórcy, z drugiej do kogoś kto przecież został wcielony do karnej kompanii.
- To prawda. Do Czarnych zaciąga się głównie tych którzy zalegają w lochach. Lecz nie raz nie są to degeneraci, a osoby które komuś podpadły. - rzekł Galeb po czym odłożył pustą miskę z miską.
Zapadła niezręczna cisza. Syn Galvina usiadł wygodniej po czym chwycił oburącz swój kufelek. Kiedy znów przemówił jego głos stał się niższy i poważniejszy.
- Prawda jest taka, że o Czarnych się nie mówi dobrze. Tylko źle. A jak się okazuje Czarni są zdolni do rzeczy przekraczających wszelkie pojęcie...
I Galeb zaczął opowiadać. O bohaterach Czarnego Sztandaru. O Durregarze Gorrinsonie, który dzięki sprytowi, woli przetrwania i wielkiej wytrwałości przeżył zasadzkę skavenów, aby przez całe tygodnie nawiedzać i szpiegować ich tunele co zaowocowało przejrzeniem ich planu i miażdżącym zwycięstwem sił Azul. O Rongu Baragonsrevie, krasnoludzie z Kislevu, który nie bojem, a nadkrasnoludzką wytrwałością i siłą woli uratował towarzyszy przed uduszeniem. O Thorinie Arliksonie, który zmuszony przez sytuację omal nie zginął samemu podpalając ogrzą prochownię. Opowiadał, a żołnierze słuchali. Kiedy zaś skończył rzekł tylko.
- Nie wiem gdzie teraz są moi towarzysze. Jestem jednak pewien, że jeżeli nie dane mi będzie już ich zobaczyć… to z pewnością przeczytam o nich w kronikach.

***

Z wielką ostrożnością runotwórca wyjął młot z ogniska. Nie było to łatwe, ale sytuacja była wyjątkowa. Czuł w kościach że nadchodzi bitwa i że pierwsza linia krasnoludzkiej obrony z którą postanowił pozostać potrzebuje wielkiej inspiracji. Historia o bohaterach były dobre, ale było coś namacalnego coś żywego czym mógł dopomóc nowym towarzyszom. Przyjrzał się głowni młota i czy gorąc przypadkiem nie zniekształcił nakreślonej na boku runy. Galeb pokiwał głową. Metal ładnie się nagrzał tylko z jednej strony, nie uszkadzając wykonanego już znaku. Ukończenie go byłoby zbyt czasochłonne, ale nic nie stawało na przeszkodzie, aby na młocie znalazła się mniej trwała runa.
Galeb zaczął cichymi pomrukami zaklinać rozgrzany metal, aby ten nie stwardniał w czasie obróbki. Chwycił za dłuto i młot kowalski i przystąpił do pracy. Wojownicy, którzy znajdowali się w pobliżu patrzyli oniemiali na to jak kowal run pracuje i jak z każdym kolejnym uderzeniem w obuchu pojawia się kolejna rysa. Jedna z wielu, które potem razem utworzą mistyczny znak. Długo trwało zanim Galeb ukończył pracę. Przyjrzał się swojemu dziełu krytycznie, po czym ruszył na skraj obozu. Dwóch wartowników ruszyło za nim, zapewne Frodik kazał im pilnować, aby nic się runiarzowi nie stało. Widząc to Galeb zatrzymał się i odwrócił. W jego głowie zaświtała pewna myśl, nieortodoksyjna co prawda, ale niewątpliwie ciekawa.
- Przywołajcie kogoś kto zna wiele wojennych historii. - rzekł.
Jeden z nich, zbrojny we włócznię i tarczę spojrzał zdziwiony na Galeba.
- Czemuż to… szacowny runotwórco? - zapytał
- Runy potrzebują odpowiedniej… otoczki. Pamięci, słów i wspomnień. - kowal uśmiechnął się i wrócił do swojego legowiska - Siądźcie tedy przy ogniu i niech opowiada. A jak skończą mu się historie, niech opowiada któryś z was. Niech będą o walce, o chwale, o zwycięstwach, o pojedynkach… Pomożecie mi w ten sposób niepomiernie. - powiedział poważnie.
Zaledwie kilka minut później do ogniska przysiadło się kilku żołnierzy i zaczęło opowiadać. A było o czym. Wydawało się, że każdy swoje historie opowiadał już wiele razy i że każdy słyszał je nie raz, lecz tym razem było w tym coś niezwykłego. W powietrzu wisiało coś nienazwanego. Coś co sprawiało, iż opowieści nabierały nowej mocy, nowego czaru. Wartownicy opowiedzieli o tym jak kiedyś bronili przed szczuroludźmi podziemnego przejścia blokując je tarczami, tak aby wróg nie mógł uciec przed głównym szturmem krasnoludów. Grzybiarz opowiedział natomiast o polowaniu na niedźwiedzia, w którym brał udział wraz ze swoimi braćmi. Inny tarczownik przysiadł się i opowiedział jak kiedyś jego siostra obrażona prostackim zachowaniem młodziana z innego klanu przywaliła mu w twarz wyzywając go na pojedynek, a kiedy przyszło co do czego stłukła go na kwaśne jabłko. Nawet Frodrik znalazł chwilę, aby opowiedzieć o ostatnich walkach ze skavenami pod Azul.
Historie przetaczały się leniwie w niezwykłej atmosferze. Galeb zaś siedział w kącie jaskini za parawanem z koców i czynił zawiłe gesty mamrocząc przy tym słowa mocy.

****

Już dawno Galeb nie był tak zadowolony ze swojej pracy.
Nie tylko udało mu się w końcu poczynić nieco rzemiosła, ale naprawił też swój bojowy ekwipunek, a i pomógł przy dalszym fortyfikowaniu tuneli, jak i zastawianiu pułapek. Czuł że musi pozostać w tym miejscu i że jeżeli tego nie zrobi to może stracić szansę na ponowne zobaczenie Hazgi i Jordiego.
- Mógłbyś coś jeszcze doradzić, Runotwórco? - zapytał Frodrik, kiedy pochylali się nad planami okolicznych tuneli.
- Toczyłem z nimi tylko dwie potyczki, ale za każdym razem szczury stosują podobną taktykę. Najpierw dywersja. Dwa razy już zetknąłem się z tym że użyli szklanych kul, które po rozbiciu uwalniały chmurę trującego gazu. W pierwszej nasi nie zdążyli zareagować i źle się to skończyło - szczury przejęły barykadę z marszu zanim zdołaliśmy je zepchnąć z pomocą Łamaczy. Za drugim razem mieliśmy szczęście bo akurat mieliśmy ogień i zanim się tego nawdychaliśmy gaz zapłonął i tylko nam osmalił brody. Mogą też na nas pognać kilku oszalałych straceńców, którzy będą próbowali wpaść między nas i zasiać zamęt. - Galeb opowiadał w wielkim skupieniu - Potem pójdzie drobnica, która będzie próbowała zalać nas swoją liczebnością i zmęczyć. Trzeba odstrzeliwać przede wszystkim tych którzy targają ze sobą te ich dziwaczne urządzenia, gdyż potrafią być piekielnie śmiercionośne. Po słabeuszach przyjdą silniejsi. O ile na słabszych wystarczą spokojnie bełty, o tyle na czarnych i pancernych dobrze by było zachować broń palną. Z nimi na pewno przyjdzie dowódca. Trzeba go ukatrupić wszelkimi możliwymi sposobami żeby załamać ich atak. Tyle mogę powiedzieć od siebie i mam nadzieję, że coś z tego pomoże…
Dowódca pokiwał głową i pogładził brodę. Galeb nie był pewien czy nie marnował czasu Frodrika, który o takich rzeczach mógł wiedzieć znacznie więcej niż runiarz.
- To tylko kilka z wielu paskudnych, skaveńskich sztuczek… - mruknął
- Cisza w obowize! - zawołał jeden z wartowników.
Momentalnie wszyscy ucichli i spojrzeli w stronę barykady. Kiedy echa ich rumoru ucichły usłyszeli inne dźwięki. Dochodziły tunelu po przeciwnej stronie barykady. Szczęk broni, piski i drapania.
- Wróg nadchodzi. Szykować się. - mruknął Frodrik, a wojacy bardzo karnie i sprawnie zaczęli się dozbrajać - Runotwórco… - dowódca zwrócił się do Galeba, ale tego już nie było.
Kuśtykając na swojej drewnianej nodze dopadł do swojego legowiska i zaczął naciągać na siebie kolejne elementy ekwipunku. Kolczuga, pas, czapa, szabla u boku, młot w ręku, tarcza na plecach. Została tylko jeszcze jedna rzecz.

***

Tarczownicy rozstąpili się widząc kroczącego Galeba. Ten szedł powoli przyodziany w rynsztunek żołnierza Czarnego Sztandaru. W prawej ręce dzierżył młot na którego obuchu świeciła słabym światłem runa. Jego głowę osłaniała czapka z uszami, wykonana z kolczugi i futra. Koszulka kolcza chroniła pierś, zaś wzmocniona skórznia ręce i nogi. Do tego tarcza na plecach, sztylet w bucie oraz niezawodna szabla przy pasie.
Jednak tym co najbardziej rzucało się w oczy była niesiona przez Galeba chorągiew.



Srebrzyte wąsiska Galeba poruszyły się, kiedy krasnolud spojrzał w głąb tunelu z którego nadchodził wróg.
- Nie mam wiele do powiedzenia. - rzekł głośno - Pamiętajcie tylko po co tutaj jesteśmy, po co walczymy i dla kogo. Naprzeciw nas nadciąga fala bezrozumnych bestii, które pragną zniszczyć wszystko co w naszych życiach ważne. Pragną zagłady naszej rasy. Pragną śmierci. - zatrzymał się na moment i dodał - Tylko od nas zależy czy to będzie śmierć nasza czy ich… No Bracia-w-Bitwie… kto ma ochotę posłać Gazulowi w prezencie kilka czarnych, skaveńskich duszy?!
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 29-08-2014 o 10:12.
Stalowy jest offline