Skinął na nią niecierpliwie i wyjechał naprzód. Myślała, żeby poczekać na znak, ale gdy przejechał już kilkadziesiąt metrów, uznała, że polecenia nie będzie i powinna pojechać za nim. Pojechała. Jechali jak para szaleńców. Shinjo raz zwalniał, raz przyśpieszał. Kręcił się: raz jechali w stronę Słońca, raz przeciw, a raz ku Płonącym Piaskom, jakby zamierzał kogoś zgubić. Co jakiś czas ściągał wodze, zatrzymywał konia, unosił rękę i zatrzymywali się. Rozglądał się wtedy po okolicy, rzucał jastrzębie spojrzenie na Sumiro... ale nic nie mówił.
Nie wiedziała, co o tym myśleć: czy, że narzeczony również obawia się, że ktoś za nimi jedzie... czy tylko bawi się z nią, jak kot z myszką, tylko podsycając jej zdenerwowanie.
Godzina Konia skończyła się już, gdy Ryuunosuke znalazł miejsce, w którym mogli się zatrzymać i uwiązać konie. Tylko, że zrobił to wciąż w milczeniu. Z pełnych żądzy spojrzeń i wilczego uśmiechu w kąciku ust widziała, że podoba mu się to. Może nie to, że prawie serce jej stawało z trwogi, ale że miał nad nią przewagę: a Shosuro nie miała żadnego wpływu na to, co teraz zrobi.
- Podobało się, Sumiro? - zapytał wreszcie, gdy pomagał jej zsiadać z konia. I wtem! - ręka, którą lekko ujmował jej nadgarstek, przesunęła się wyżej w rękawie jej kimona, głaszcząc zimną, bladą skórę Shosuro.
Oblała się rumieńcem i szarpnęła, gdy jej dotknął. Oderwana od rozsiodływania konia, co czyniła powoli i z przesadną starannością. Upuściła z głośnym łomotem siodło na ziemię, a zaniepokojony Akai szarpnął się i wierzgnął omal nie trafiając Pana Shinjo. Na szczęście ze spętanymi nogami, nie mógł uciec Sumiro, która przerażona rzuciła się go uspokajać.
Trzęsła się pod dotykiem narzeczonego niczym przerażone zwierzątko, a nieposłuszeństwo zwierzęcia i własna niezdarność pogrążyły ją zupełnie.
- Sumiro. - Wyciągnął ku niej dłoń. Siodło leżało na ziemi, zapomniane, gdy dziewczyna cofała się tak energicznie, jakby ją yōkai goniło. Zatrzymała się dopiero krok dalej, kiedy drzewko wiśni ukłuło ją w plecy, zagradzając drogę.
Pisnęła ze strachu, jak młode dziewczę, gdy on również zrobił krok naprzód i osaczył ją przy tej jednej, samotnej wiśni na środku pola. Był zbyt blisko: pomiędzy nim i Sumiro z ledwością zmieściłaby się dłoń. Gdzieniegdzie czuła nawet nacisk smukłego ciała swojego narzeczonego.
- Chcę porozmawiać – powiedziały jego usta. Wzrok, którym spoglądał na jej twarz i niżej, na jej szaty, oraz ręka, którą lekko położył na jej karku, mówiły coś innego. Jakby się upił lekkim, wonnym zapachem kwiatów wiśni...
Wciągnęła brzuch i wspięła się na palce, by chociaż odrobinę się od niego oddalić, uniknąć dotyku jeszcze chociaż przez chwilę. Walka z dłońmi Pana Shinjo przypominała pozbywanie się rzepów z ubrania, gdy udawało się jej uwolnić, zaraz jego dłonie pojawiały się niespodziewanie gdzie indziej.
Oddychała ciężko dławiąc się oddechem po długim wysiłku, i z lęku przed narzeczonym, wdychała zapach jego potu, i końskiej sierści którą cały pachniał, wiatru i suchej trawy. Znajomy zapach.
-Może… usiądźmy? -zaproponowała próbując dyskretnie się odsunąć i zacieśnić rozluźnione podczas szaleńczego galopu szaty.
- Dobrze, Sumiro – czuła na twarzy jego ciepły oddech. I naraz poczuła, że wpycha swoje palce w jej zaciśniętą do białości dłoń. - Siądźmy tu, w cieniu. - Pociągnął ją za sobą, niby pomagając gotowej zasłabnąć Shosuro usiąść.
Myślała, że popełniła błąd: że teraz, gdy siedziała, oparta o wiśnie, Shinjo będzie poczynał sobie jeszcze śmielej. Ale nie: wstał, potoczył wzrokiem po horyzoncie i podszedł do swojego siodła, żeby poszukać czegoś w manatkach. Wrócił do niej już z bukłakiem. Siadł obok, tak, żeby mieć Sumiro po swojej prawicy.
- Lubię hanami – rzekł, ni z tego, ni z owego miękko. Myślała już, że się zatopił w myślach, gdy otoczył ją ramieniem ponad barkami. - Najlepsza pora na miskę sake. Chcesz? - Bukłak trzymał w tej ręce, którą ją obejmował. Musiała tylko sięgnąć się i nachylić, a >może< trunek zabiłby choć trochę wstydu, którym płonęła.
Chciała się napić, wbrew sobie i instynktowi, który nakazywał jej uciekać jak najdalej od Pana Shinjo. Zamierzała sięgnąć po sake, poruszyła się niespokojnie, i zaraz zrezygnowała, odsuwając usta od bukłaka.
- Jedziemy do zamku, w którym zaginęła twoja siostra, Shosuro Kasumi-sama – podjął wreszcie, zupełnie nieromantycznie... choć gdy przełożył bukłak do lewej ręki, by z niego pociągnąć, dotykał już nie jej barków, ale dolnych partii pleców. Niedługo miał chyba dojść do pośladków. - Postaram się, żebyś mogła po nim spokojnie spacerować. Dasz sobie radę, Sumiro.
-Czy ta osoba może spytać o cel wizyty w zamku Lwów? ta osoba chciałaby również podziękować za zaufanie jaką obdarza ją Shinjo-sama informując ją o swoich poczynaniach. -Skłoniła przed nim pokornie głowę, ale mógłby przysiąc, że dostrzegł na jej twarzy wyraz obłudy. Spojrzała gdzieś ponad nim wpatrując się w przestrzeń, lub wypatrując czegoś, błysnęło w świetle jej niebieskie oko, a promień słońca prześwietlił je upodobniając tęczówkę do lodowego kryształu.
Uśmiechnęła się smutno, gdy wspomniał o jej siostrze, jednakże nie poruszyła więcej tego tematu.
Nie spodziewał się takiego pytania, bo tylko zmarszczył brwi, nachylając się ku niej.
- Obiecywałem ci przecież, że pomogę, Sumiro – chuchnął jej w twarz ryżowym sake. A jego dłoń dotykała już jej pośladków... - Jeśli nawet słyszeli już o zaręczynach, powinni myśleć, że jestes mi wroga. Raczej nie, że chcę ci dać okazję, by się rozejrzeć po zamku.