Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2014, 00:50   #20
Iblisek
 
Iblisek's Avatar
 
Reputacja: 1 Iblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znanyIblisek wkrótce będzie znany
Szarpnęła się na nim gwałtownie, gdy nasadził ją na siebie. Knebel zdusił jej jęk i krzyk zaskoczenia, ale i tak krew się w nim zagotowała z pożądania, gdy ją usłyszał, już nie obojętną i zimną. Widział jej plecy i kształtne pośladki, gdy szarpała się z nim próbując się wyrwać z uścisku, na próżno. Poddała się prędko jęcząc tylko, gdy robił się niedelikatny. Próbowała siedzieć na nim prosto, ze związanymi rękoma, starając się nie stracić równowagi, i nie upaść na jego uda, oddając się przy tym pokornie poddając się swemu narzeczonemu. Kaskada jej czarnych włosów opadała aż na jego ciało przyjemnie je pieszcząc. Czuł jak gorącą ma skórę Pani Sumiro, gdy przesuwał dłońmi po jej ciele, jakby płonęła w ogniu gorączki.

Zaczął wolno. Dotykał nieśpiesznie jej pośladków: kreśląc na jej skórze krótkie linie i zataczając kółka, które potem piekły dziewczynę żywym płomieniem. I nie chodziło nawet o ból – już jej ani trochę nie kaleczył, ale o wstyd i nieczystość. Ciągnął ją do siebie powoli, nieśpiesznie, tak że jego przyrodzenie zagłębiało się w Sumiro równie powoli, jak sai, które wbija w ziemię zmęczony, spracowany heimin.

Przyzwyczaiła się. Nie bolało już tak, jak kiedyś. Bardziej martwiło ją, co czuła: że Shinjo chciał jej tak, jak dzikie drapieżniki pożądały mięsa. I gdyby nie... coś?! - pewnie bał się, że pani Shosuro go zabije, jeśli ją zbyt skrzywdzi, to nie sadzałby jej powoli, a wszedłby w nią z taką werwą, jak nieujarzmiona bestia. Dyszał prawie, choć trudno było to usłyszeć wśród hałasu czynionego przez konie. I – co? - kiedy Shosuro już myślała, że wszystko zniesie, przyśpieszył. Żeby jeszcze bardziej znękać dziewczynę, podniósł ręce i teraz miękko dotykał jej piersi…

Za szybko, za gwałtownie… jakby zapomniał jak nerwowa i pobudliwa jest jego narzeczona. Nie wytrzymała jego nacisku i rąk na swoim ciele. Gdy chwycił ją mocniej, a jej piersi niczym dojrzałe owoce wypełniły jego dłonie szarpnęła się z niespodziewaną siłą zrywając się z niego. Wciąż związana, gdy próbował ją chwycić kopnęła go, przetoczyli się razem po trawie, on dysząc z pożądania i z furii, ona spocona ze strachu i drżąca, przygnieciona przez niego do ziemi. Nawet zapach jej perfum i potu sprawiał, że krew się w nim gotowała z żądzy, pamiętał go od pierwszej nocy z nią spędzonej…
Patrzyła mu w oczy.

Przez chwilę macał ją i bawił się jej sutkami... ale potem zdjął z nich dłonie, ujął za nogi pod kolana narzeczoną i zarzucił sobie jej nogi na biodra. Naciskał lekko, ale stanowczo, przyciskając Shosuro do siebie. Potem wsunął prawą rękę pod jej kark, zamykając Shosuro w pewnym, mocnym uścisku. Sama objęła Ryuunosuke nogami, gdy lewą ręką ujął swoje przyrodzenie i ponownie włożył w nią główkę swojego penisa. Po chwili czuła go w sobie i czuła jak ich biodra się stykają. Czuła go przez mocny uścisk nóg. Czuła, że jej biust styka się z jego piersią. Wreszcie: czasami czuła lekki, łagodny nacisk jego ust i języka na swoich ustach, a czasami na płatkach swoich uszu.

Skuliła się najpierw pod jego naporem, ukrywając szyję, przyciskając mocno brodę do piersi.., następnie ugięła się pod ciężarem Shinjo otwierając się przed nim, nie była mu chętna, ale przestała walczyć i się opierać. Podążyła za jego ruchami układając się i dopasowując do Pana Shinjo, czuł jej drżenie, i gęsią skórkę, gdy muskał jej ciało wargami i napierał na nią przy coraz gwałtowniejszej penetracji. Drobna i delikatna, zniknęła niemal cała nakryta jego ciałem. Fascynowała go swoją delikatnością, białą porcelanową cerą, wreszcie dziwnymi oczami. A jej opór i dzikość tylko podsycały w nim żądzę. Pocałował ją, pieszcząc i przygryzając jej usta, uciekała przed nim, jednak zmiękła, a dręczone przez niego wargi stały się wilgotne i ciepłe, od jej gorącej śliny.

Na jedną chwilę przyłożył jej palce do twarzy. Przejechał po konturze jej ust, otarł pot z czoła, odgarnął włosy... i wreszcie wysunął jej knebel z ust. Niedługo trwało, zanim dłoń wróciła znów na jej pośladki, a Shinjo zaczął ją przyciągać z nową zaciekłością, jakby chciał, żeby przytwierdzić ją do siebie już na zawsze. Równie niewiele czasu minęło, zanim poczuła, że wpija się w jej usta. I tym razem poczuła w nich jego język, ze śliną i wszystkimi nieczystościami. Zrezygnowana, poddała się coraz szybszemu rytmowi, który wygrywał na niej pan Shinjo.

I wtem, nagle, poczuła, że jej więzy na rękach się rozsypują…

Z początku, gdy zyskała wreszcie okazję do obrony, wolne ręce, którymi chociażby mogła skrzywdzić dręczącego ją Shinjo, zadać mu ułamek bólu jaki jej sprawił pragnęła chwycić go za gardło, wydrapać mu oczy, by już nigdy na nią nie spojrzał, chwycić go za włosy i szarpać, zacisnąć ręce na pulsującej tętnicy. Wyczuł jej nagłe napięcie i gwałtowny ruch dłoni, które powinny byc związane. Spleciony ciasno z narzeczoną nie miał jak przed nią uciec i jej gniewem, jednak chociaż spodziewał się kolejnej walki i bólu, jaki oboje mieli sobie zadać, to dłonie Sumiro spoczęły na jego barkach, niewprawnie, delikatnie się po nich przesuwając, jakby prosiła go, by był dla niej równie delikatny. Pozwoliła się całować i, choć niechętnie niezdarnie odpowiedziała na tą pieszczotę splatając swój język z jego. Poczuła, że opuszki jego palców przesuwają się po jej pośladkach. Musnął rowek, ale potem cofnął rękę i wyciągnął ją spod niej, aby dotknąć jej dłoni. Myślała, że chwyci ją za nadgarstek, jak uprzednio, ale on tylko splótł jej palce ze swoimi obok ich głowy. Rozluźnił się, całując swoją narzeczoną... - na tyle, że wnet, po dziesięciu sekundach, oderwał swoje usta od niej i przetoczył się z nią na bok. Znów wylądowała na wierzchu, ale tym razem była wolna, oprócz tego, że mieli ze sobą splecione dłonie.

Mogła z łatwoscią wyszarpnąć palce z jego uścisku i go zaatakować, mogła mu wydrapać oczy... - niepokoił ją tylko lekki uśmiech, który czaił się w kącikach ust pana Shinjo. Zupełnie jakby specjalnie oddał jej pole, żeby tylko zobaczyć, czy Shosuro będzie się buntować.
Spojrzała na niego uważnie. Leżał pod nią spocony i podrapany, zraniła go wielokrotnie do krwi, która teraz rozmazała się po jego opalonej skórze. Patrzyła na lekko zarysowane mięśnie, teraz drżące z wysiłku, na żyły pulsujące pod jego skórą. Studiowała jego ciało z powagą shugenja zgłębiającej potężne zwoje, skupiona i poważna. Gdy narzeczona wyczuła, że patrzy na nią spłonęła szkarłatnym rumieńcem, a jej wzrok zeslizgnął się niżej, do miejsca, w którym się spletli. I niczym świeżo zajeżdżony koń, który poczuł zapach wolności, spróbowała wyrwać mu ręce i zerwać się z niego. Krzyknęła, gdy pociągnął ją mocniej ku sobie, gdy zabolało ją przy gwałtownym ruchu, i gdy uwięził ją na dobre.

Ciągnął ją ku sobie i od siebie, a ona za nim podążała, i tak się kochali. Cieszyła się przynajmniej, że dotykał ją już nie jak dzikiego rumaka, a jak dobrze oswojoną klacz. Nie ciągnął już jej z całej siły, tylko stanowczo dotykał, a ona ustępowała. Nie dlatego, że szczególnie ją bolało: ale dlatego, że pamiętała, że gdyby chciał, mógłby ją brutalnie a boleśnie zmusić do posłuszeństwa. I tak na przemian ciągnął ją i odpychał, czasami sięgając ku jej piersiom, aż wreszcie pośród jego dyszenia poczuła znajome ciepło…
Obserwowała jak zmieniała się jego twarz, na zęby błyskające w wilczym uśmiechu, gdy jęczał przyciskając ją do siebie. Czuła jak bardzo napięły się jego mięśnie, gdy obserwowała grę emocji na jego twarzy. Próbowała potraktować to jako doświadczenie, które mogło jej pomóc, ułatwić ucieczkę, lub życie w małżeństwie. Cokolwiek pożytecznego. Skończył w końcu, i Sumiro dopiero wtedy poczuła jak bardzo i ona jest zmęczona, i jak ciężko będzie jej utrzymać się na nogach. Odwróciła się plecami do narzeczonego unikając kontaktu z nim. Byli sobie zupełnie obcy.

- Śpij dobrze, Sumiro – usłyszała zbyt blisko, bo tuż przy swoim uchu. Pogniótł przez chwilę w ustach płatek jej prawego ucha – spięła się, ale to zlekceważył – po czym wsunął jej pod lewy policzek swoją dłoń, moszcząc się do snu tuż obok jej pleców. - Musimy dziś wrócić - napomknął jeszcze, przysuwając się do niej, tak, że czuła jego pierś na swoich plecach, a potem przyszedł po nią litościwy sen.

***



- Obudź się, Sumiro – szeptał jej do ucha. Ale Pani Słońce tak nielitościwie prażyła jej twarz, że nie chciała się obudzić. Nawet coś – ciężkiego?, ciepłego? - co spoczywało jej na piersi, nie mogło jej rozbudzić. - Obudź się. - Prawie zachichotała sennie, gdy poczuła śmieszne muśnięcie na czubku ucha... - Obudź, chcę, żebyśmy zrobili to... - I nagle Sumiro wróciła pamięć. Wtem! była już rozbudzona i z rozszerzonymi ze zdumienia, zaskoczenia czy oburzenia oczyma...

Otworzyła zapuchnięte powieki, tak bardzo chciała móc ponowne zasnąć i nie pamiętać tego co się stało. Spać i odpoczywać, gdy słońce tak rozkosznie przyjemnie wygrzewało jej bladą skórę.
Zamrugała, gdy oślepiło ją słońce, a oczy zaszły łzami. Otworzyła usta z oburzenia, gdy odzyskała wzrok, ale nie zdołała nawet jęknąć, zanim nie nachylił się nad nią Shinjo. Zanim zdażyła choć jęknąć, nakrył jej usta swoimi. Zanim zdołała go odepchnąć, lekko, ale stanowczo położył jej rękę na karku.

- Proszę - powiedział miękko, odrywając usta. - To rzadka szansa, byśmy mogli zrobić to sami, bez ułusu, bez świadków.

-Nie, nie, już wystarczy. To dość, by… bym mogła zapewnić ci potomka Shinjo-sama prawda? - Spojrzała na niego spłoszona wstydząc się, że musi mówić o takich rzeczach. - Dobry samuraj zachowuje rozsądek i umiar i nie zajmuje się dłużej niż trzeba TAKIMI sprawami. -Zadrżała z zimna, przy chłodniejszym powiewie wiatru, gdy nie ogrzewał jej już swym ciepłym ciałem narzeczony.
-To nie przystoi, by bushi zajmował się zaspokajaniem swych cielesnych żądz i je pielęgnował, przedkładając je nad gimnastykę umysłu i ciała jakimi są kaligrafia, prawo, strategia, szermierka i jazda konna. - Zakończyła Pani Sumiro surowym tonem.

- Sumiro... - w jego oczach, ciemniejszych niż jedwab, który miał na sobie, dostrzegła lekką kpinę. Jakby ona, która w środku dnia spała już przeszło godzinę, nie miała prawa mu tego wypominać! - Wrócimy konno, ale teraz jesteś zbyt zmęczona. Prawem, wojną i szermierką nie będziemy się tu zajmować... - dotknął ją delikatnie pod brodą, gładząc tam białą skórę pani Shosuro.

Dostrzegła dopiero teraz, że nadal jest naga, a on w pełni ubrany, czym prędzej przysłoniła swą nagość włosami, które sięgały w tym momencie aż do ziemi. Słońce stało w zenicie, a zasnęła w ramionach Shinjo jeszcze rankiem. Zarumieniła się na ten przytyk.
-Ubiorę się. -spróbowała wstać, gdy spostrzegła strzępy swego ubrania porozrzucane dookoła. Zamilkła nie wiedząc co powiedzieć.

- Ubierzesz – przytaknął jej, wstając z seizy i okrążając Sumiro, aby podejść do niej od tyłu, nachylając się nad jej skropionymi wiśniowym pachnidłem włosami. - Potem.- I wtedy delikatnie przeczesał jej włosy, by potem pocałował ją w skryty wśród nich tył szyi.

Zaczęła powoli i cicho, poważnym głosem, który znacznie go ostudził. -Ta osoba prosi Shinjo-sama, by ją zostawił. To co prawdopodobnie jest dla Shinjo-sama przyjemnością tą osobę bardzo boli, gdyż jest tylko słabą kobietą, nie mężnym bushi.

- Sumiro – powiedział jej, z głową opartą na jej karku. Czuła, jak jego rozwiązane włosy spadają jej na kark, i czuła ich miękki dotyk na swoim policzku. - Nie chcę, żeby sprawić ci ból. Nie chcę. - Znów musnął wargami jej kark... tak delikatnie, że prawie mu uwierzyła. - Będę delikatny, bo już nie muszę cię tak brać. I przestanę, jeśli zaboli. Tylko, proszę, się rozluźnij…

Twarz pani Sumiro zastygła w kamiennym wyrazie, przez co wyglądała jak noszone przez Skorpiony maski. Milczała długo i trwała równie nieruchomo swą zachowawczością wyprowadzając Pana Shinjo z równowagi. Nie potrafił przewidzieć jej zachowań, ani przejrzeć jej myśli.
-Ta osoba nalega. z pewnością mój nieżyjący ojciec, Pan Jitsuyoteki, gdy przegrał mnie w karty był pewien, że w rękach Shinjo skończę lepiej niż jakaś djoro. -Cała drżała z gniewu i upokorzenia, napastowana znowu przez Pana Shinjo, znowu go obraziła nie potrafiąc się odnaleźć w nowej sytuacji, i poskromić swego temperamentu.

Zaśmiał się gardłowo, rubasznie – trochę jak parskający śmiechem ogier - zupełnie jakby Sumiro opowiedziała koniuchom przedni dowcip. Nie tak, jakby próbowała go tu, pod wonnymi drzewami wiśni, urazić.

- Sumiro, nigdy nawet nie weszłaś do przybytku handlarek wiosną, ne? - zapytał ją, nachylając się, żeby móc spojrzeć wprost w jej twarz.

Butnie potrząsnęła głowę w zaskakującym jak na osobę o jej pozycji geście. -Byłam, Daisuke, mój yoriki bywa w t a k i c h miejscach. Niejednokrotnie ściągałam go z djoro siłą, i wypłaszałam wszystkich klientów. Nikt nie odważył się mnie wyprosić. -Znów zarzuciła głową jakby chcąc potwierdzić swoje słowa i nie stracić pewności siebie.

- Czy ta osoba zachowuje się tak, jak Sumiro w tym przybytku? - Zapytał ją, wykrzywiając wargi w ospałym, kpiącym geście opasłego kocura. Koniuch był spokojny, szczęśliwy... i czuł się zbyt dobrze, żeby dać się jej teraz sprowokować. - Czy ta osoba teraz chwyta Sumiro boleśnie, ciągnie, zmusza, jak bywalcy tego przybytku?


-Ta osoba nie wie gdzie Shinjo-sama chodził do handlarek wiosną, ale na ziemiach Shosuro takie rzeczy się nie dzieją. Straż wyrzuca brutalnych i gwałtownych klientów. A ta osoba dość płaci swym yoriki, by mogli chodzić…. do porządniejszych handlarek wiosną!
I Shinjo-sama nie musi już być brutalny, ta osoba wie, gdzie jest jej miejsce.

- Mm. - Ni to chrząknął, ni to burknął, ni to parsknął. - Więc musisz przypomnieć im o rozkoszach onsenu, Sumiro. Stać ich. – Zmarszczył nos, jakby czuł przy sobie pachnącego ziemią i słomą Daisuke.

Z ulgą westchnęła, gdy odsunął się od niej i spojrzał na pasące się nieopodal konie. Ale najwyraźniej przeniesienie uwagi było tylko pozorne, bo...

- Sumiro, chcę cię wziąć. Jak żonę – szepnął, obejmując ją ramieniem, by ją przyciągnąć do siebie.

Pozwoliła mu na to wykrzywiając wargi w jadowitym uśmiechu. Dreszcz przebiegł mu po plecach, chociaż nie potrafił dokładnie określi co wzbudziło jego niepokój. Pani Sumiro pozwoliła, by jej dotknął nie wykazała jednak przy tym żadnej inicjatywy. Być może powinien był się przedtem zastanowić jak bardzo Jednorożce i ich zwyczaje różnią się od innych krajów.
-Oczywiście Shinjo sama. Odparła pewnie, swoim niskim, głębokim głosem, jednak samo muśnięcie jego dłoni spowodowało u niej gęsią skórkę.

Znaczące spojrzenia, niechętne westchnięcia i subtelne gesty potrafiły zbić z pantałyku nawet starych dworaków... ale cóż miała zrobić Shosuro, jeśli była z gaijinem, który większość życia spędził nie na zimowych dworach w Kyuden: Kakita czy Seppun, ale w siodle? Lodowaty, kąśliwy uśmiech sprawił się tak samo dobrze, jak jej różnobarwne oczy czy zimne obejście: Jednorożec mrugnął. A potem pociągnął ręką wyżej, ku jej karkowi: jakby takie zimno było dla Shosuro zwyczajnym i zdołał przywyknąć…

Zmarszczyła brwi, w wyrazie niezadowolenia. Obce jej było tak wielkie prostactwo… i jakaś rozczulająca naiwność jednocześnie. Świat koni i stepów rządził się nieznanymi jej prawami, a Shinjo mądrze nie zbliżali się do szlacheckich dworów, gdzie zostaliby zmiażdżeni, niczym nieostrożny pasikonik pod racicami gnanego drogą bydła.
Usprawiedliwiając swój czyn poddała się narzeczonemu łagodnie i pokornie, upatrując w uśpieniu jego czujności jakieś przyszłe korzysci dla jej rodziny, której była całym sercem wierna. Nie potrafiąc odnaleźć się w obecnej sytuacji właśnie w tej lojalności poszukiwała siły i usprawiedliwienia.
-Czy Shinjo-sama często bywa u handlarek wiosną ? -Zapytała cicho.

- Sumiro – objął ją lekko, ciągnąc na dół, ku ziemi. Gdy nie opierała się, położył ją na ziemi, do góry brzuchem. I już był nad jej twarzą, tak blisko, że prawie stykali się nosami. - Miałem kilka kobiet. Teraz nie mam. Ale czy ta osoba wygląda, jakby zamierzała którejś za to płacić? - Pocałował jej czubek nosa i zaśmiał się gardłowo, gdy Sumiro wzdrygnęła się.

Umknęła przed jego spojrzeniem czerwieniejąc po jego wyznaniu. Otworzyła usta jakby chcąc coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła, rozmyśliwszy się. Panu Shinjo zdawało się jednak, że jego słowa sprawiły jej ulgę.
Nie cofała się już, gdy się ku niej nachylał prędko ucząc się nowej roli, jak każda Shosuro. Wydawał się być zadowolony z jej pokory i poddania się. Z biernej akceptacji tego co robił. Nie starała się więc bardziej, nie chcąc w swym mniemaniu jeszcze bardziej się zanieczyścić i splugawić tak ohydną czynnością w której mężczyźni znajdowali niezrozumiałe upodobanie.
Przypomniawszy sobie niespodziewanie swego przodka, który zdaje się opuścił ją na dobre spojrzała ponownie na narzeczonego zastanawiając się, czy aby powiedział jej prawdę. Uśmiechnęła się nieśmiało, widząc, że bawi go jej autentyczny wstyd.

Dotknął delikatnie jej łydki. Przez chwilę bawił się jej nogą: dotykał jej, jakby była uśmierzającym oparzenia lodem, przesuwał palcami po jej skórze, pieścił jej delikatną skórę... - ale wreszcie przesunął jednym palcem wzwyż jej nogi, kreśląc na udach niewidzialną linię. Wreszcie, dotarł do miejsca między nogami Shosuro. Spięła się wtedy. Spodziewała się, że będzie chciał kolejny raz ją wziąć prawie przemocą, rozewrzeć jej biodra z taką werwą, jakby wyszarpywał katanę z pochwy... - ale nie!, on tylko delikatnie wsunął palec między jej zwarte nogi, jedynie opuszkami palców delikatnie trąc o szparkę pomiędzy.

- Rozchyl nogi, Sumiro - szepnął. Nie szarpał się z nią: jedynie wsunął dłoń trochę mocniej, żeby jej pokazać, że będzie ją tam trzymał, aż dziewczyna wreszcie go posłucha…

Ustąpiła niemal natychmiast, a on płynnie wsunął się pomiędzy jej nogi. By nie patrzeć na narzeczonego oparła policzek na trawie i zamknęła oczy mając nadzieję, że na tym skończy się jej rola. Drżała lekko, gdy jej dotykał, łaskotał ją jego dotyk i nie potrafiła opanować chichotu i niekontrolowanych wzdrygnięć jakie targały jej ciałem. Było jej dobrze, mimo nagości słońce przyjemnie pieściło jej ciało, a delikatny wietrzyk leniwie je głaskał.

I tylko dotyk narzeczonego był inny. Pieścił jej uda i łono: opuszkami palców dotykał lekko jej łechtaczki, gładził krawędzi jej sromu, a potem, gdy chichotała tak, że myślała, że już tego nie zniesie, przerywał na chwilę, i leniwie – jakby był kotem bawiącym się z małą myszką – zaczynał dotykać jej ud i pośladków. Chwilami lekko je ściskał, chwilami tylko trzymał na nich palce... - aż wreszcie skończył. Przesunął się wyżej i naraz poczuła, że dotknął jej językiem!

A najgorsze, że po zachowaniu pana Shinjo wnioskowała, że obserwował ją... i czekał. Jakby jego barbarzyńskie postępki mogły ją rozluźnić!

Obojętnie znosiła jego pieszczoty leżąc pod nim spokojnie na trawie, z pewnością chociaż w ten sposób dalej próbowała z nim walczyć. Pani Sumiro nawet powieka nie drgnęła, gdy jej narzeczony wysilał się coraz bardziej, starając się obudzić w niej namiętność.
Osiągnął jednak coś, paniczny strach jaki najpierw w niej wzbudzał ustąpił, nie wiedzieć czemu Pani Shosuro zdawała się też czerpać spokój z jego obecności, jakby samotność ją przerażała. Spała przy nim dość spokojnie, a koszmary nękające ją przez ostatni tydzień zdawały się powoli ustępować, jakby Pan Shinjo odpędzał je samą swą osobą.
-Musimy dziś wrócić Shinjo-sama. -Jej kpiąca uwaga wyrwała go z kontemplacji jej nagości.

Jedynie z lekko przechylonej w jej stronę głowy wnioskowała, że w ogóle ją usłyszał. Bo leżał tak, jak leżał wcześniej: koło jej kolan, z językiem muskającym jej łono. Dobrą minutę jeszcze bawił się jej kobiecością, zanim podciągnął na łokciach się wyżej i spojrzał jej w oczy.

- Niedługo, Sumiro – szepnął jej do ucha. Rąk już nie trzymał przy jej kroczu, tylko łagodnie dotknął jej nadgarstka. - Coś ci pokażę... - lekko, ale stanowczo chwycił ją za palce i pociągnął w stronę swojego obi.

Spojrzała na niego uważnie, a pot perlił się na jej zmarszczonym czole, gdy za wszelką cenę utrzymywała powagę i obojętną minę. Nie zmieniła też miny, gdy pomagała Panu Shinjo się rozebrać. Obi było mocno zawiązane, i długo męczyła się z rozluźnieniem węzła doprowadzona do szału przez własną niezdarność, oraz złośliwy los. Delikatnie pomogła narzeczonemu zsunąć kimono, i przeczesała palcami jego gęste włosy, dużo krótsze jednak niż jej własna fryzura.

Byli tak samo blisko, jak wcześniej, ale teraz i on był nagi. Nie stykała już się z miękkim, gładkim jedwabiem, ale z ciepłą, aż nadto żywą skórą pana Shinjo... i dlatego wszystko stało się jeszcze okropniejsze niż wcześniej.

- Dotknij mnie. To będzie przyjemne. – Przystawił policzek do jej policzka. Czuła na uchu jego szybki, ciepły oddech. - Tam, na dole – szepnął, jakby obawiał się, że bardziej dosadne określenie spłoszy Shosuro.

Pogłaskał grzbiet smukłej dłoni Sumiro z góry na dół, zachęcając dziewczynę do przesunięcia jej.

Posłuchała go, i nieskończenie powoli opuściła rękę, by spełnić polecenie Pana Shinjo. Gładziła go delikatnie po aksamitnej skórce, próbując opanować zdumienie i przestrach, gdy przebudził się pod jej dotykiem. Nie wiedziała gdzie patrzeć, czy w twarz narzeczonego wykrzywioną w bezwstydnym uśmiechu, czy na dół, na swoją dłoń. Nie mogąc się zdecydować zamknęła oczy.

- Pogładź, lekko pociągnij, naciągnij - instruował ją pomiędzy gorącymi pocałunkami, którymi zasypywał jej czoło, nos, powieki, usta..., a ona mu ulegała, choć powoli i ospieszale, jakby inaczej męskość Jednorożca miała rozerwać się jak tanie kimono albo jakby narzeczony mógłby się rozmyślić.

Jęknęła boleściwie, gdy poczuła, że członek Ryuunosuke się zmienia z chyżością lisiego ducha. Przyrodzenie, które włożyło do ręki, było krótsze i bardziej miękkie. Ale teraz, kiedy mu uległa, było takie same jak członek, którego wkładał do jej łona.

- Jeśli chcesz, możesz się nim zabawić. Może je włożyć: na górze, do ust, na dole... - Czuła prawie fizyczne napięcie w jego dyszących przyzwoleniach. Było przynajmniej tyle dobrze, że jej niczego nie kazał: ale nieprzyzwoity ton, którym udzielał przyzwolenia, prawie zmroził jej krew w żyłach!

-”TO” nie służy do zabawiania się przemówiła tonem surowego nauczyciela. Jedynie zwierzęta mnożą się bez opamiętania lgnąc do siebie bezrozumnym instynktem.
- To się nie mnożymy – wpadł jej w słowo, odrywając usta od jej czoła. Nie musiała nawet otwierać oczu, żeby z sardonistycznego tonu wywnioskować, jak teraz patrzy na nią. - A jeśli jesteś brzemienna, następnego dziecka i tak ci nie zrobię. - I jakby nauki Sumiro nic nie zrobiły, wygiął lekko plecy, żeby pocałować jej piersi.
Panią Sumiro aż zatchnęło z oburzenia na to prostactwo i zepsucie. I jakby przypomniała sobie o cesarskiej służbie, którą przecież cały czas pełniła. -Ta osoba nie dziwi się, że ojciec Shinjo-sama oddalił go, by swym zepsuciem nie zanieczyścił jego ułusu!

- Sumiro, dlaczego to robisz? - fuknął na nią, patrząc jej prosto w rozwarte z oburzenia oczy. - Wiesz, że to nasz zwyczaj. A nie robię ci teraz niczego, czego bushi nie zrobiłby żonie... - czuła, że jest rozdrażniony. To jednak było ciche, spokojne zdenerwowanie: biorące się raczej z niezrozumienia niż furii na nią.

-Nie wiem jakie są zwyczaje Jednorożców, jestem Skorpionem wychowanym przez Yogo. Nie znam was. Zwyczaje twego ludu są mi obce i wstrętne. Ale jeśli moja rodzina sobie tego życzy zostanę Shinjo… i zrobię teraz to co mi rozkażesz Shinjo-sama.

- „Zwyczaje Skorpionów” i „mojego ludu”?, tak to nazywasz? - prawie prychnął ją w twarz. - I może jeszcze mi powiesz, że w domach gejsz i handlarek rodu Shosuro jedynie herbatę parzą?

-Żony powinny zajmować się rodzeniem dzieci i czekaniem w domu na męża…. zajmować się gospodarstwem i wychowywać potomstwo. Mąż prawie nie rozmawia z żoną i nie okazuje słabości, gdyż ma być podporą dla rodziny i ją utrzymywać… przyjaciółkami są dla niego gejsze… a od … przyjemności są kurtyzany. -Wyrecytowała mu.

- Więc mówisz, że powinienem iść do kurtyzan? - Uniósł wyzywająco podbródek. - I że to będzie lepsze?

Mówiła tak cicho, że musiał się ku niej nachylić, by usłyszeć.

- Obowiązkiem żony jest w razie potrzeby znaleźć mężowi kochanki… a nawet jeśli Shinjo-sama teraz twierdzi inaczej, to prędko się zestarzeję, a żądze Shinjo-sama dalej będą potrzebowały zaspokojenia. Mój ojciec również miał kochanki, i nikogo to nie dziwiło, ani nie gorszyło. Zazdrość jest grzesznym uczuciem.

- Będę już czcigodnym starcem, zanim osiwiejesz, Sumiro – parsknął śmiechem na jej argument. Przesunął się lekko, tak, że sterczący u dołu, zapomniany członek prawie wysunął się z dłoni Sumiro. - Chcę ciebie, nie kurtyzany. Lepiej, bym miał ciebie, czy żebym udawał, że ona jest tobą? - wyciągnął szyję. Trochę zaczepnie, a trochę, żeby łatwiej ją pocałować.

Uśmiechnęła się krzywo, najpewniej jednak była rada odpowiedzi jakiej jej udzielił. Mimo, iż wiedziała, że zazdrość jest okropną cechą i nie przystoi żonie bushi. -Dziękuję Shino-sama. -odparła miękko, a jej rysy nagle złagodniały jakby osłabło wypełniające ją napięcie.
-Wolałabym byś nie miał innych kobiet. -Szepnęła.

- To dobrze, Sumiro. – Znów był przy jej ustach, a ich twarze prawie się stykały. Pocałował ją, a potem szepnął. – Teraz zrób z nim, co chcesz – przypomniał Sumiro, że perorowała z jego członkiem w dłoni…

Puściła go, gdy to sobie uświadomiła, wciąż niechętna pocałunkom narzeczonego. Nie odsunęła się jednak, i nie próbowała zwiększyć dystansu pomiędzy nimi, zawiał chłodniejszy wiatr i przylgnęła do jego ciała drżąc z zimna, nieprzyzwyczajona do chłodniejszego klimatu.
-Ja… nie wiem… nie umiem Shinjo-sama, daj mi dziecko, to wszystko o co proszę.

- Sumiro, masz moje przyrodzenie – Nadal leżał na niej, ale dotknął jej twarzy. Pogładził jej policzek, próbując ją uspokoić. Nadal się uśmiechał, ale już nie kpiąco czy sardonistycznie. Uśmiech, który tańczył mu na cienkich wargach, przypominał jej uśmiechy, które młoda siostra rzucała Sumiro... - Co zrobiłaś, to było przyjemne. - Upewnił ją, całując ją lekko w zwrócony ku niemu policzek.


Przez chwilę tylko leżeli: on na wierzchu, próbujący jej dodać ducha, gdy wokół, wśród zielonych pól, dmiał wietrzyk, a ona pod nim, starając się patrzyć nie na niego, a na pasące się wokół konie. Nie było strachu, nie było przerażenia: ale była świadomość, że chwila musi się skończyć. I nadejdzie to, co później. I nadeszło.

- Ujmij je. - Spojrzał w dół, gdzie prawie wepchnął jej ponownie męskość do ręki. - Zrobimy to tak: będziesz musiała je włożyć. Potem unoś i opuszczaj biodra. Wtedy, kiedy będzie ci wygodnie. Nie chcę, żebyś cierpiała czy się bała. - Mówił cichym, kojącym szeptem: równie kojącym, jak zapach polnych traw. I wciąż ją głaskał. - Ale może być ci łatwiej zrobić to, jak wczoraj, Sumiro. - Po uniesionej brwi i pytającym spojrzeniu, które jej rzucił, poznała, że to jest pytanie.

Zarumieniła się jeszcze bardziej, gdy tak bezwstydnie mówił o t y c h sprawach, czuł jednak jak ciepła jest pod nim, jak poci się jej skóra, i jak Pani Sumiro drży pod jego dotykiem. Nie patrzyła na niego, jednak widział jak nerwowo przełykała ślinę, gdy musnął wargami jej usta poczuł jak gorące i wilgotne się stały.
-Wczoraj? Tak jak wczoraj? - spojrzała mu w oczy uważnie i z nagłą wściekłością. -Przytomność odzyskałam dopiero dzisiaj. Shinjo-sama musiał się pomylić prawda? I miał na myśli coś innego. - Podpowiedziała mu wyjście z sytuacji i patrzyła na niego hardo uwięziona w jego uścisku wiercąc się niespokojnie, by ich ciała się nie stykały tak ciasno splecione ze sobą.

- Oczywiście, Sumiro. - Spojrzał na nią bez wyrazu: jak bushi, którego przez całe życie uczono, jak powściągnąć własne emocje. Ale wszystko powiedział jej już już sam wybór formy: powłóczystego spojrzenia (jakby pustego!), metodycznego pietyzmu, z jakim odgarniał zieloną, świeżą trawę, by nie drażniła delikatnej skóry Sumiro, i lekkiego opóźnienia, z jakim artykułował słowa.

On chyba też zobaczył, że dziewczyna wie. I nagle przytknął usta do długiego pocałunku, najwyraźniej ażeby nie dać Shosuro możliwości odpowiedzenia.

Ugryzła go, a jej szeroko rozwarte oczy, jedno aksamitnie czarne, jak u sarny, drugie przeraźliwie jasne, rybie utwierdziły go w przekonaniu jak bardzo jest oburzona i rozgniewana jego zachowaniem.
-Jak… jak śmiesz?! -wydyszała szarpiąc się z nim znowu. Trzęsła się z gniewu i wiła pod jego natrętnymi dłońmi wzmagając jego pożądanie. Miała gładką i białą skórę, idealną, okrywającą delikatne i kształtne ciało, chociaż tak drobne i delikatne, jakby stworzone specjalnie dla niego.
Odepchnęła go oburzona, z obrażoną miną, gdy się na nią zapatrzył, jednak nie walczyła z nim zażarcie wiedząc, że i tak przegra.

Nie odpowiedział, ale przynajmniej miał tyle przyzwoitości, że nie odwrócił od niej wzroku. Miała przynajmniej pewność, że jej wściekłość będzie go raziła tak samo, jak promienie Pani Słońce, która wisiała nad nimi w zenicie.

- Musisz podnieść biodra, Sumiro – wyminął wreszcie jej pytanie, tonem tak zwyczajnym, jakby między nimi wszystko było dobrze. - I włożyć sobie go. Inaczej... - więcej już jej powiedzieć (z twarzą ledwie na dłoń od jej twarzy, z włosami opadającymi kaskadą na jej włosy) nie zdołał, bo grzmiącej jak letnia burza Sumiro jak najdalej było od spokoju!

Odwróciła się do niego plecami drżąc z gniewu, jednak zimno jej było bez dotyku gorącego ciała narzeczonego. I mimo wszystko bliskość jego ciała przynosiła jej spokój i ukojenie jakby odpędzał swą obecnością męczące ją złe sny. -Nie chcę Shinjo-sama. Zrób proszę to, co musisz… i wracajmy. Potrzebujesz zgody mej rodziny na ślub. I chcę dowiedzieć się, co z moją siostrą. - zamilkła czekając na jego reakcję. Gniew? Zniechęcenie? Czy też obojętność wobec jej uczuć, gdy znowu zaspokoi dzięki niej swoje żądze?

- Mówiłem: jedziemy tam, Sumiro – potrząsnął głową, marszcząc brwi marsowo. Usta tworzyły mu kreskę, tak prostą, jak ścieżki Niebiańskiego Porządku, i tak cienką, jak brwi arystokratek, ale słowem nie zająknął się, jak bardzo nie w smak była mu obstrukcjonistyczna odpowiedź Shosuro.- Nie wiem, co z nią. Może ktoś z nich wie – ściągnął rękę niżej, by ująć swoje nabrzmiałe przyrodzenie w dłoń…

-Do zamku Lwów, czy do włości mej rodziny? -Spytała by uściślić, i domyślając się jaki wyraz przybrała teraz jego twarz. - Z pewnością wiedzą… Wątpię, by ktoś porywał córkę Shosuro z łap Lwów, jedynie oni mają interes w zadaniu policzka mojej rodzinie. I jedynie ich nie obeszło by skrzywdzenie dziewczynki … -Wzdrygnęła się, gdy Pan Shinjo ją przygarnął, i skulila, gdy poczuła jego męskość prześlizgującą się po jej pośladkach, zacisnęła dłonie oczekując bólu.

- Lwów. Zgoda może zaczekać. Siostra nie. – Otarli się policzkami. Sumiro zastygła w miejscu, napięta jak zaciągnięta cięciwa. - Nie myślmy teraz o tym. To zbyt bolesne na taką chwilę. - Sam koniuszek penisa dotykał teraz jej warg sromowych. Myślała, że po prostu ją sobie brutalnie weźmie: ale nie, nie wziął. - Proszę, Sumiro? - Nie widziała jego twarzy, ale wyobrażała sobie, że przedrzeźnia ją, prosząc ją o zgodę, z sardonistycznym uśmiechem pariasa, który >wie<, że szlachetna panna Shosuro musi się na wszystko zgodzić. Tak, musiała być taka…
 
__________________
Ptaszki śpiewają. Wszyscy umrzemy.
Iblisek jest offline