Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2014, 14:04   #5
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Widok zaistniałych wydarzeń całkowicie pochłonął Ivana. Zdawało się mu, że wszystko to jest jedynie bardzo kiepskim przedstawieniem dramatycznym, w którym biorą udział abstrakcyjne istoty. Chciał odwrócić wzrok, jednak nie był w stanie. Zdawał się przez nich zahipnotyzowany. A najgorsze, że czuł się w pewien sposób do nich podobny.

Przedstawienie dobiegło końca, a on nadal spoglądał na scenę. Niewiele strasznych wydarzeń z jego życia mogło przebić to, co teraz widział. Z transu wyrwało go nagle pytanie Mathiasa. Przez moment nie był w stanie w żaden sposób odpowiedzieć. Głos uwiązł mu w gardle, pot spływał z czole. Przez moment naprawdę zapomniał, kim jest.

Dopiero widok spokojnie spoglądającego nań wielkiego psa, jakby wyrwał Ivana za szponów obłędu. Szybko przetarł czoło prawą ręką. Bandaż dobrze zaabsorbował wszystkie stróżki potu. Następnie starannie odgarnął jego długie brązowe włosy na boki, tak by nie zasłaniały mu widoku, wziął głęboki oddech i uśmiechnął się ponownie.

Po krótkiej dyskusji był gotowy, podążyć za jego kompanem. Najchętniej wróciłby w rodzinne strony, które bardzo dobrze znał. Jednak nie miał zamiaru odłączać się od grupy, a zwłaszcza od maga, z którym przez kilka ostatnich tygodni zdążył się zaprzyjaźnić. Obaj mieli podobne gusta i zainteresowania. To znaczy oboje lubili piękne kobiety i uwodzenie ich. Dlatego jeszcze przed dołączeniem do karawany, wspólnie spędzali wiele czasu w różnych tawernach, pijąc, śmiejąc się i podrywając każdą napotkaną kobietę.

Gdy upewnili się, że tamci oddalili się już wystarczająco, Ivan podniósł się z zarośli. Wraz z resztą ruszył w stronę zdewastowanej karawany. Gdy przypomniał sobie o łańcuchu niewolników, który stoczył się w przepaść jego duma nakazała mu ich uratować. Jednak, gdy zbliżył się na skraj skarpy, natychmiast zbladł, a jego bohaterskie chęci stopniały równie szybko jak się pojawiły.

Ze znalezisk zainteresował go jedynie złoty medalionik w kształcie serca. Taka błyskotka z łatwością mogła zawrócić nie jednej kobiecie w głowie. Poza tym i pieniędzmi, którymi się podzielili, wziął jeden miecz i kołczan z bełtami. Znalezione ubrania może i by pasowały do jego wysokiej i barczystej postury, ale były jak dla niego zbyt odpychające w wyglądzie. Dużo lepiej czuł się w swojej ćwiekowanej zbroi.

Ze spokojem przyjął zaczepkę krasnoluda. Nie miał zamiaru się z nim przecież kłócić. Bowiem miał już z nim wcześniej do czynienia i darzył go ogromnym szacunkiem. Głównie dlatego, że gdy Ivan pracował jeszcze w wojsku, Roran wypił z nim parę kolejek. A gdy młody wojak nie był już w stanie chodzić, krasnolud zaprowadził go do baraków.

-Rozumiem twe pragnienie zemsty. Jednak przysłania ono twój zdrowy rozsądek. Było ich zdecydowanie zbyt wielu i nawet z tobą, wielkim pogromcą mutantów, nie dalibyśmy im rady. – Zwrócił się ostrożnie do krasnoluda. – Zróbmy tak jak poradził Mathias. Innym razem porachujemy się z tamtą szumowiną.
 
Hazard jest offline