Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-08-2014, 18:24   #384
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
- Jestem tu Ronagaldson. Gotowy jesteś by podjąć się wyzwania? Mam nadzieję że tak bo czasu mamy mało. Chodź za mną, musimy porozmawiać z dala od uszu twej śpiącej kompanii, źle by było gdyby któryś z nich się przebudził i wyciągnął ostrze przeciw mnie. Wiedzieć ci trzeba że nie jestem tu sam dlatego nie troskaj się o towarzyszy, są bezpieczni a nasza rozmowa potrwa tylko krótką chwilę. - Khazad w głowie skrytej pod żelazną maską, która zniekształcała jego głos w dziwny sposób, machnął ręką w bardzo niechlujny sposób, tym samym dał znak Roranowi by ten podążył za nim w mroki ruin.

- Czy jestem? Bardziej nie będę odparł krótko Roran, ruszając za dziwnym osobnikiem. Coraz gorzej mu się to wszystko widziało, coraz gorzej. Thorgun, reszta. Miał przeczucie, że daleko się to nie pociągnie. Jedyne co działało na jego korzyść to, o czym tamci zapominali, że on trzymał nić ich życia, choć dość nietrwale. - Prowadź

- Sprawy przyjęły dziwny obrót muszę przyznać, jednak nic takiego się nie stało na co nie bylibyśmy gotowi. Posłuchaj uważnie Ronagaldson. Nie będzie żadnego przewodnika, za to sprawa jest prosta, zadanie banalne, nim jednak wytłumaczę o co w tym chodzi powinieneś wiedzieć kim jesteśmy, ah i nie myśl sobie że cię okłamuję lub że mówię to każdemu kto dla nas pracuje, co to to nie, po prostu wierzę że jeśli dostrzeżesz naszą ideę wtedy i cel jaki przed tobą postawię będzie klarowny. - Khazad w żelazne masce westchnął i rzucił kamykiem przed siebie, wciąż szedł mając u swego boku Rorana, był w zasięgu ręki długobrodego widać więc nie bał się lub był głupcem.

- Mówią o nas Żelazny Fundusz i pracujemy tylko dla jednej frakcji, dla całej krasnoludzkiej rasy, tak by była ona wciąż silna, tak by liczył się z nami każdy. Ku chwale i sławie khazadów. Nasza organizacja jest gotowa zrobić wszystko co trzeba by pokonać wrogów naszej rasy, nawet jeśli czasem stanąć musimy przeciw swoim braciom i siostrom. Czyż to nie szczytny cel, powrót chwały naszej ojcowizny? Co o tym myślisz, nie chciałbyś aby postrzegano nas znów jako panów tego świata, by nas szanowano i byśmy zajęli należne nam miejsce na tronie mając w dłoniach korony ludzi i elfów? Sam powiedz… jak można być przeciw nam, przecież to jak wydać wojnę samemu sobie. Powiedz mi Ronagaldson, jak ty widzisz takie sprawy? - Rozmówca Rorana zatrzymał się i spojrzał uważnie na niego zza otworów wyciętych w żelaznej masce, jego oczy lśniły jak dwa czarne opale… czekał odpowiedzi.

Nie był to czas na nieostrożne słowa, o nie. Dlatego z namysłem dopiero khazad odparł: - Trudno zaprzeczyć waszym celom, zwłaszcza żę siły nasze przez stulecia osłabły. Tak wiele czeka miast na podniesienie z gruzów i odbudowę. Podniesienie naszych miast, obrona przed wrogami i utrzymanie szacunku jaki mamy jest bezwzględnie słuszne…. przerwał na chwilę, by dodać -Lecz przyznam szczerze, nie uważam by jakakolwiek rasa powinna panować nad innymi, nie wierze by coś dobrego miało to przynieść. Zresztą dość celów przed nami, gdy połowa naszych twierdz upadła a inne królestwa wciąż są odcięte

Tajemniczy krasnolud machnął jedynie ręką zupełnie niezadowolony z odpowiedzi Rorana. - Już miałem powiedzieć że ciesze się że nas rozumiesz, a tu taka niespodzianka. - Rozmówca Rorana mówił tak jakby nie byli właśnie w zrujnowanej części miasta, tak jakby nie byli wrogami i jakby trzy dni wcześniej nie więził Rorana w lochu… dziwaczny to był osobnik. - W innych okolicznościach mógłbym rozmawiać z tobą godzinami o tym i ukazywać ci wyższość naszej wizji nad twoją czy innymi jeszcze, ale nie czas na to i miejsce teraz, może kiedyś będzie ku temu okazja. Zatem wiesz już kim jesteśmy i co robimy, mniej więcej, teraz do rzeczy. Mamy rozległe kontakty i wpływy dzięki którym możemy oczyścić konto twoje i twoich towarzyszy, sprawić że wszystko co przeskrobaliście odejdzie precz i zostanie zapomniane na zawsze, oczywiście nie za darmo. Wiedzieć ci też trzeba, choć już pewnie tego się domyśliłeś że wielu mamy takich jak wy, nazwijmy was może współpracownikami. Jedni robią dla nas to a inni co innego, a jeszcze inni szukają i eliminują tych którzy nas zawiedli, rozumiesz do czego zmierzam, prawda? Właśnie. - Krasnolud w żelaznej masce zatrzymał się.

- Jutro o świcie wyruszycie w głąb miasta, zejdziecie do katakumb, później przejdziecie przez kopalnie, zresztą znasz tę drogę… waszym zadaniem będzie wydostać się z miasta, uniknąć patroli wroga i dotrzeć do południowego fortu. Gdy się tam już znajdziecie musicie odszukać człowieka imieniem Landro, będzie tam na was czekał. Sposobu by go nie poznać nie ma bo gdy wspomnisz o pełni księżyca, on ukaże ci gwiazdozbiór który ma wytatuowany na piersi. Wtedy gdy ujrzysz już owe malowidło wręczysz mu to. - Rozmówca Rorana zdjął z ramienia torbę i podał mu ją. - Proste zadanie zdaje się, ale w czasach pokoju, no a teraz wyjść z miasta jest trudno, później przetrwać i wrócić doń, ciężka sprawa na te ostatnie dni. Spokojnie, spokojnie, zajrzyj do torby, nic co tam jest nie gryzie. - Zachęcał tajemniczy zleceniodawca, po jego głosie zdawać się mogło że sytuacja trochę go bawi.

-Uznałem że uczciwa odpowiedź będzie właściwsza, nie sadzisz? odparł Roran nim zajrzał do torby, bo cóż, był ciekaw. Zresztą, pozwoliło mu to zyskać chwile na zebranie myśli. Nie bardzo wiedział co dalej. Co miał powiedzieć swym kompanom. -Tylko tyle, przekazać paczkę? Za takie wynagrodzenie prosta jakby rzeczy. ni to rzekł ni to zapytał. -Zanieść, wrócić i tyle?

- Masz prawo do własnego zdania, zresztą w twoim wypadku nie ma żadnego znaczenia jakie masz poglądy polityczne, znasz swe zadanie i to się na obecną chwilę liczy. Co do samego zadania zaś, to tak, to wszystko, dość proste z założenia, prawda? Czyżbyś spodziewał się czegoś innego, wielkiego spisku, mistyfikacji, zabójstw wśród głów klanów czy czego tam jeszcze?! - Bardziej stwierdził niż zapytał zamaskowany rozmówca. - Uwierz, to i tak jest bardzo trudne zadanie w obecnych czasach. Ciesze się też że zdołałeś przekonać swych towarzyszy by ruszyli z tobą, w innym wypadku musiałbym podesłać ci innych, podobnych wam którzy są nam winni przysługi, a tak to ze swoimi zawsze raźniej ci będzie i jako byli milicjanci z całą pewnością macie już wypracowane sposoby działania. Dobre też jest to że nie będziemy musieli osadzić ich w koloniach karnych lub stracić po wojnie… tak to macie szanse, uda się wam to dobrze, tak dla was jak i dla nas, a jak wam się nie uda to przynajmniej próbowaliście. Jedyne czym to wszystko się różni to fakt iż my dajemy wam jakąś szansę na przyszłość bo kłopotów to narobiliście sobie sami więc nawet nie staraj się obwiniać nas za gówno w którym się umoczyliście. - Krasnolud znów ruszył przed siebie i kontynuował wypowiedź, Roran zaś z torby wyciągnął spory miedziany cylinder, był wspaniale zdobiony i miał ruchome części, był dość ciężki i z całą pewnością był on tylko pojemnikiem.


- To cenna rzecz ta tuba. Pamiętaj Ronagaldson, nie próbuj jej otwierać, potrzebny jest do tego klucz który posiada tylko Landro i ja. W środku tego pojemnika jest zapłata za usługi tego człeczyny na rzecz naszej sprawy. Jeśli będziesz chciał to otworzyć to specjalny mechanizm nie tylko utnie ci dłoń ale i zniszczy zapłatę na jaką zasłużył Landro, a wtedy będzie to równe temu że nie wykonasz zadania. Rozumiesz? Myśl logicznie. - Zamaskowany khazad zatrzymał się ponownie i postukał palcem w swą żelazną maskę dokładnie w momencie gdy mówił do Rorana by ten myślał.

- Ja tam się w inżynierkę nie bawię, nie moja rzecz odparł tylko. -Co gdy to dostarczymy?

- Zupełnie nic. Zrobicie co będziecie uważali za słuszne. Chcesz wrócisz, a jak nie to nie. - Wzruszył ramionami tajemniczy jegomość. - Zapewniam cię że jeśli wrócicie to my z pewnością się o tym dowiemy i zapewniam cię że wasze przewiny zostaną zapomniane a wszelka dokumentacja spalona. Rozumiem że umowa stoi?

-Stoi. Swoje zrobimy. Wątpię by większość zamierzała wrócić ale to już nie moja decyzja. Powinniśmy jeszcze coś wiedzieć? Albo orientujecie się może na których kierunkach zaobserwowano najwięcej zielonych? zapytał jeszcze tylko Ranagaldson.

- Owszem. Mamy na ten temat sporo doniesień. Południe wciąż wolne jest od orczej hordy, co nie znaczy że nie ma tam ich oddziałów, dla was nawet dwudziesta zielonych to problem, zatem takich sił możecie się spodziewać na drodze, większych grup tam być nie powinno, ale kto to może potwierdzić z całą pewnością… nawet do nas te informacje docierają z pewnym opóźnieniem. Północ jest pełna zielonego ścierwa, podobnie wschód, ja wybrałbym południe albo zachód, jednak dziś nic nie jest pewne. Powtarzać mi się nie chcę wszystkiego i ostrzeżeń i gróźb, po prostu nie uciekajcie, zróbcie swoją robotę i tyle, wtedy będziemy kwita. - Khazad westchnął, dał sygnał że już męczy go i późna pora a i pewnie cała ta historia. Przez chwilę Roran mógł mieć wrażenie że gdzieś już takie westchniecie kiedyś słyszał w przeszłości, ale może to tylko ułuda, jakiś zbieg okoliczności.

- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc Ronagaldson? - Zapytał całkiem poważnie, nie było to wypowiedziane z przekąsem.

- Dziękuje ale obawiam się że jedyne w czym trzeba to nikt pomóc nie zdoła. Życz nam szczęscia, ruszymy bez zwłoki. odparł tylko długobrody

- Doskonale. Posłuchaj, jeszcze jedną rzecz muszę ci powiedzieć. Ta tuba, to bardzo ważne, ona musi dostać się w ręce Landro. Wyobraź sobie że to najważniejsza sprawa jaką kiedykolwiek miałeś zrobić w życiu… jeśli zaś wrócisz i zadanie wykonasz, wtedy nagroda cię nie minie. Za nic mam tę twoją hołotę i oni nic nie dostaną ode mnie, ale tobie jednemu mogę obiecać solidny, pełen złota trzos. Niech me słowa wyryją się w twym umyśle niczym runy w kamieniu. Tymczasem życzę ci powodzenia. - Zakończył zamaskowany pracodawca, odszedł kilka kroków i odwrócił się by spojrzeć raz jeszcze na Rorana, później ruszył dalej, po następnych kilku krokach raz jeszcze się zatrzymał i spojrzał, zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał, jakby może zapomniała o czymś powiedzieć i chciał coś dodać. W końcu zniknął gdzieś za załomem, a Roran pozostał w mrocznych, podziemnych ruinach sam, stał tam z dziwną, ciężka miedzianą tuba w dłoni. Okazało się ze wszystko było jasne, wystarczało teraz jedynie ruszać w drogę.
 
vanadu jest offline