MAARIN I HARP
-
No to mamy chwilę czasu zanim wrócą - stwierdziła spokojnie
kapłanka. -
Ma ktoś z was klepsydrę? - zapytała pozostałych.
-
Klepsydrę? -
Quentin uniósł głowę znad swojej księgi i wyginając usta pokręcił głową -
Nie, nie mam, niestety… Ale wystarczy… O.
Wyciągnął ze swojego kołczanu jeden bełt, po czym wbił go w ziemię. Sprawdził cień i drugim bełtem zaznaczył miejsce, gdzie cień sięgał najdalej.
-
Ha - uśmiechnął się zadowolony mag - Magia.
Maarin uśmiechnęła się lekko.
-
Mam nadzieję, że po ciemku też działa. Ściemnia się - dziewczyna spojrzała w niebo. Pomarańczowo-czerwona łuna zachodzącego słońca sygnalizowała nadejście nocy. Może i nie powinni nocować w tym miejscu ale czasu też wiele nie mieli. Po ciemku większość z nich byłą bezradna, a robienie obozu na otwartej przestrzeni wydawało się kapłance niebezpieczne.
-
Jak się czujecie? - rzuciła pytanie do wszystkich, którzy pozostali.
-
Daj mi wroga, kapłanko! - rzucił buńczucznie
Harp -
A tak poważnie, to zdrowy i wypoczęty. Tempo mamy lekkie, obciążenie niewielkie. Myślę, że dopóki nie idziemy nigdzie, powinienem się zdrzemnąć. Gustaw mawiał że jeżeli jest możliwość spać i jeść to należy to robić, bo później może być tak że będzie brakować jednego i drugiego - dodał poważnie chłopak.
-
Nawet jeśli oni zaraz wrócą? - zapytała kapłanka. Pominęła uwagę o lekkim tempie. Wciąż miała ochotę usiąść i zasnąć. -
Nie będziesz się czuł niewyspany jeśli trzeba będzie ci tę drzemkę przerwać?
Harpagon sięgnął wspomnieniami do szkolenia i przypominał sobie słowa mentora.
-
Nawet jeżeli zaraz wrócą. Dwa pacierze snu to dwa pacierze snu. Umiejętność spania krótko, często i w każdych warunkach bardzo się żołnierzowi przydaje. Nawet jeżeli na początku jest ciężko, z czasem warto się tego nauczyć. Mogę zacząć choć i zaraz! - i położył się na ścieżce, kładąc tobołek pod głowę. -
Prawie jak łoże! - i zaczął się śmiać -
No to chyba już nie zasnę.
Maarin popatrzyła w milczeniu na poczynania chłopaka. Spojrzała na Quentina potem na Milly i znów wróciła wzrokiem do Hapragona. Podeszłą do niego i przykucnęła.
-
Jeśli coś cię gryzie Harp możemy o tym porozmawiać - powiedziała ciszej.
-
Krucza zawsze mówiła, że mam wszystkie uczucia wywalone na wierzch jak ogar jęzor w słoneczny dzień - rzekł lekko wzdychając Harp wciąż leżąc i patrząc się w niebo. Uśmiechał się, ale wzrok miał smutny, tęskniący.
-
Nie widzę w tym nic złego - łagodny choć zmęczony uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny. Podniosła się.
- C
hodź możemy odejść kawałek jeśli nie chcesz się tym dzielić z resztą. Ze swojej strony zapewniam, że nic nie powiem.
-
Może innym razem. Powinienem iść z nimi - powiedział nagle i z zupełnie innej beczki -
Na zwiad. Jeżeli spotkają coś groźnego, mogą sobie nie poradzić.
Harpagon zaczął powoli wstawać, chrzęszcząc łuskami zbroji. Otrzepał się z kurzu i zaczął się wpatrywać w ścieżkę, na której zniknął Val i reszta.
-
Zaufaj im Harp, poradzą sobie. Jest z nimi Bayle, który również potrafi dobrze walczyć. Valerius posiada moc magiczną, Dia świetnie się skrada a Elin ma niezwykłe umiejętności. Poradzą sobie. Gdybyś teraz chciał do nich dołączyć tylko byśmy się pogubili. Spocznij żołnierzu jeszcze będziesz mógł się wykazać - słaby uśmiech znów zawitał na twarzy kapłanki.
-
Tak jest m'am! - postawa zasadnicza mówiła, że szeregowy Harpagon wziął sobię ową radę do serca.
Swoją reakcją chłopak rozbawił kapłankę, która teraz uśmiechała się szeroko.
-
Wybacz - powiedziała jak lekko ochłonęła. -
Na razie powinniśmy odpocząć jak mówiłeś. Być może będziemy musieli po nich pójść, chociaż bardzo bym tego nie chciała.
Maarin westchnęła również chwilę wpatrując się w drogę, odwróciła wzrok na strażnika i powiedziała.
-
Pamiętaj, że ze mną możesz porozmawiać o tym co leży ci na sercu. Pomogę ci jak tylko będę mogła.
Kiwnął głową, na znak że rozumie. Oczywiście, że rozumiał, znali się nie od dziś. W zasadzie to od zawsze.