Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-08-2014, 06:52   #101
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post TomaszaJ i Asderuki, z niewielką pomocą Ferr-kona



MAARIN I HARP


- No to mamy chwilę czasu zanim wrócą - stwierdziła spokojnie kapłanka. - Ma ktoś z was klepsydrę? - zapytała pozostałych.
- Klepsydrę? - Quentin uniósł głowę znad swojej księgi i wyginając usta pokręcił głową - Nie, nie mam, niestety… Ale wystarczy… O.
Wyciągnął ze swojego kołczanu jeden bełt, po czym wbił go w ziemię. Sprawdził cień i drugim bełtem zaznaczył miejsce, gdzie cień sięgał najdalej.
- Ha - uśmiechnął się zadowolony mag - Magia.
Maarin uśmiechnęła się lekko.
- Mam nadzieję, że po ciemku też działa. Ściemnia się - dziewczyna spojrzała w niebo. Pomarańczowo-czerwona łuna zachodzącego słońca sygnalizowała nadejście nocy. Może i nie powinni nocować w tym miejscu ale czasu też wiele nie mieli. Po ciemku większość z nich byłą bezradna, a robienie obozu na otwartej przestrzeni wydawało się kapłance niebezpieczne.
- Jak się czujecie? - rzuciła pytanie do wszystkich, którzy pozostali.
- Daj mi wroga, kapłanko! - rzucił buńczucznie Harp - A tak poważnie, to zdrowy i wypoczęty. Tempo mamy lekkie, obciążenie niewielkie. Myślę, że dopóki nie idziemy nigdzie, powinienem się zdrzemnąć. Gustaw mawiał że jeżeli jest możliwość spać i jeść to należy to robić, bo później może być tak że będzie brakować jednego i drugiego - dodał poważnie chłopak.
- Nawet jeśli oni zaraz wrócą? - zapytała kapłanka. Pominęła uwagę o lekkim tempie. Wciąż miała ochotę usiąść i zasnąć. - Nie będziesz się czuł niewyspany jeśli trzeba będzie ci tę drzemkę przerwać?

Harpagon sięgnął wspomnieniami do szkolenia i przypominał sobie słowa mentora.
- Nawet jeżeli zaraz wrócą. Dwa pacierze snu to dwa pacierze snu. Umiejętność spania krótko, często i w każdych warunkach bardzo się żołnierzowi przydaje. Nawet jeżeli na początku jest ciężko, z czasem warto się tego nauczyć. Mogę zacząć choć i zaraz! - i położył się na ścieżce, kładąc tobołek pod głowę. - Prawie jak łoże! - i zaczął się śmiać - No to chyba już nie zasnę.

Maarin popatrzyła w milczeniu na poczynania chłopaka. Spojrzała na Quentina potem na Milly i znów wróciła wzrokiem do Hapragona. Podeszłą do niego i przykucnęła.
- Jeśli coś cię gryzie Harp możemy o tym porozmawiać - powiedziała ciszej.
- Krucza zawsze mówiła, że mam wszystkie uczucia wywalone na wierzch jak ogar jęzor w słoneczny dzień - rzekł lekko wzdychając Harp wciąż leżąc i patrząc się w niebo. Uśmiechał się, ale wzrok miał smutny, tęskniący.
- Nie widzę w tym nic złego - łagodny choć zmęczony uśmiech pojawił się na twarzy dziewczyny. Podniosła się.
- Chodź możemy odejść kawałek jeśli nie chcesz się tym dzielić z resztą. Ze swojej strony zapewniam, że nic nie powiem.
- Może innym razem. Powinienem iść z nimi - powiedział nagle i z zupełnie innej beczki - Na zwiad. Jeżeli spotkają coś groźnego, mogą sobie nie poradzić.

Harpagon zaczął powoli wstawać, chrzęszcząc łuskami zbroji. Otrzepał się z kurzu i zaczął się wpatrywać w ścieżkę, na której zniknął Val i reszta.
- Zaufaj im Harp, poradzą sobie. Jest z nimi Bayle, który również potrafi dobrze walczyć. Valerius posiada moc magiczną, Dia świetnie się skrada a Elin ma niezwykłe umiejętności. Poradzą sobie. Gdybyś teraz chciał do nich dołączyć tylko byśmy się pogubili. Spocznij żołnierzu jeszcze będziesz mógł się wykazać - słaby uśmiech znów zawitał na twarzy kapłanki.
- Tak jest m'am! - postawa zasadnicza mówiła, że szeregowy Harpagon wziął sobię ową radę do serca.
Swoją reakcją chłopak rozbawił kapłankę, która teraz uśmiechała się szeroko.
- Wybacz - powiedziała jak lekko ochłonęła. - Na razie powinniśmy odpocząć jak mówiłeś. Być może będziemy musieli po nich pójść, chociaż bardzo bym tego nie chciała.
Maarin westchnęła również chwilę wpatrując się w drogę, odwróciła wzrok na strażnika i powiedziała.
- Pamiętaj, że ze mną możesz porozmawiać o tym co leży ci na sercu. Pomogę ci jak tylko będę mogła.

Kiwnął głową, na znak że rozumie. Oczywiście, że rozumiał, znali się nie od dziś. W zasadzie to od zawsze.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-09-2014 o 13:32.
TomaszJ jest offline  
Stary 27-08-2014, 19:43   #102
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Budowla nad którą natknęli się wyglądała bardzo złowieszczo. Upiornie wręcz. Także i w zaklinaczu budziła dreszcze wędrujące wzdłuż kręgosłupa. Valerius spoglądał na ruiny w zamyśleniu, po czym rzekł.
- Duchy. Lan mógł widzieć duchy… na przykład. Wszystko by się zgadzało. Duchy pojawiają się w nocy i nie opuszczają miejsca które przyszło im nawiedzić. I są groźne.
Takie były zresztą podejrzenia zaklinacza od początku.
- Proponuję więc wrócić do reszty i jak najszybciej spróbować się przeprawić na drugą stronę tych ruin. Nie ma co ryzykować noclegu w ich pobliżu. Póki dnia, póty powinniśmy być bezpieczni.
Zdawał jednak sobie sprawę, że dzień się już powoli kończył.
- Nie wiemy ile zajmie nam wciągnięcie wierzchowców - Bayle zgodził się z resztą propozycji Valeriusa. - musimy spróbować, jeśli są tu duchy, zwierzęta nie będą bezpieczne same.
- Możemy też się cofnąć -
Elin wzruszyła ramionami, rzucając propozycję i kierując się już z powrotem ku pozostawionym kompanom. - Będziemy musieli nocować na wąskiej ścieżce, ale tam dalej wcale nie musi być lepiej. Dalej przeprawimy się po świcie.
- Ja i tak bym zajrzała do środka -
westchnęła Dia, zerkając na wieżę, lecz tym razem nie forsując tej propozycji. Nawet ona miała obawy.
-Domyślam się.- uśmiechnął się Valerius i przyjacielsko potarmosił dłonią czuprynę złodziejki.- Ale najpierw obozowisko. Możemy rozbić kilkaset metrów z dala od samych ruin i poczekać do rana z przeprawą przez nie.Ewentualnie później sprawdzić same ruiny. Ale wpierw obowiązek potem przyjemności.
Zaklinacz spojrzał po Bayle’u i Elin dodając.
-To wracamy do pozostałych?
Nie padły ustne odpowiedzi, ale skinięcia głowy były wystarczającym potwierdzeniem. Bayle zresztą ruszył pierwszy w drogę powrotną, a reszta za nimi.


Podczas powrotu Valerius na moment zrównał się z Elin i rzekł z uśmiechem.
-Dobrze widzieć jak i siły i humor ci wracają.
- Zrobiłam rachunek sumienia -
skinęła głową poważnie, posługując się terminologią rodem z Klasztoru. - Nie czuję się może tak dobrze jak za bezpiecznymi murami, ale nie mogę się poddać.
-To samo mówił mi mój sensei, gdy na treningach wbijał mnie pięściami w glebę.
- zaśmiał się Valerius.- To o nie poddawaniu się i… żebym wyżej trzymał gardę… i o dyscyplinie. Do tego ostatniego jakoś nigdy nie miałem zacięcia.
- To raczej nie chodzi o dyscyplinę, nie u mnie -
odpowiedziała po krótkim zastanowieniu. - Prędzej o samoświadomość - dotknęła palcem swojej głowy.
-Nie bardzo rozumiem. Ale cieszę się, że…- zamyślił się Valerius.- ...czujesz się lepiej. Nie zmartwi mnie jednak, jeśli podczas następnej walki, też będziesz trzymała się za mną. Miło rycersko nadstawiać pierś w obronie nadobnej niewiasty. Nawet jeśli ta niewiasta jest się sama w stanie obronić.
- I potem będę musiała patrzeć na twoje paskudne rany -
skrzywiła się, ale w pogodny sposób. - Wybacz Val, ale jednego mnie nauczyli: czarodzieje, zaklinacze i wszyscy wam podobni nie nadają się do tego, by się za nimi kryć - przyjacielskim gestem uderzyła go w ramię.
-Umiem walczyć na pierwszej linii. Nie tak dobrze jak Harpagon, ale lepiej od Quentina.- odparł w odpowiedzi zaklinacz, a z jego palców wysunęły się długie szpony… które pokazał Elin.
- Nie twierdzę, że nie umiesz - odpowiedziała mu drapieżnym uśmiechem. - Mówię, że nie nadajesz się na tarczę. A teraz cicho, to zejście jest paskudne - wskazała na pochyłość terenu, do której wrócili.
I zaklinacz postąpił zgodnie z jej wskazówkami, zamykając swoje usta. A wysunięte szpony wykorzystując przy wspinaczce.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 28-08-2014, 12:18   #103
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Quentin nie wtrącał się w tę konwersację, tylko notując coś z księgi w swoim dzienniku. Po tych kilku dniach podróży, towarzysze mogli zauważyć, że Quentin albo robi coś przy ognisku, albo siedzi w księgach, albo okazjonalnie zamieni z kimś parę słów, ale głównie rzucał na lewo i prawo spojrzeniami. To unikał Mill’yi, to gapił się głupio na Maarin, myśląc, że nikt tego nie zauważy, to rzucał zmęczone spojrzenia na Vala, to z zazdrością patrzył na wojowników w drużynie. Każdy czymś zasłużył na spojrzenie, ale mag częściej mamrotał coś pod nosem, niż odzywał się do reszty, chociaż to nie znaczyło, że unika towarzystwa. Bo zawsze słuchał i czasem mimo wszystko się udzielił.
- No nie, w nocy to nie - mruknął do siebie, patrząc na bełt, po czym zaczął intensywnie się na czymś zastanawiać, zezując na czubek wbitego w ziemię bełtu.
Kapłanka w końcu postanowiła sobie usiąść i zrobiła to obok Quentina. Zaczęła mu się przyglądać i obserwować co robi. Przede wszystkim zaczęła go jednak słuchać.
Mag nie zauważył, że dziewczyna poświęciła mu uwagę, był czymś zajęty. Uniósł pióro, łaskocząc się nim delikatnie w nos i przymrużył oczy, ciągle patrząc na bełt, po czym zanużył czubek swojego pisadła i zaczął coś notować, mamrocząc jak to on pod nosem.
- Może… Trzeba złapać kontekst. Słońce? Ciężko. Selune? Może. Przydałby się kapłan… Nie nie, nie mieszać tego, chodzi o cykliczność. Cienie? Dobre, ale nie na noc… Kontekst, kontekst… - zacisnął usta na piórze, mrużąc oczy jeszcze mocniej, aż nagle otworzył je szerzej i zaczął intensywnie notować - Intuicja! Kontekst wewnętrzny, jakbym zaczął mierzyć na ile mogę… Wtedy… Woda, woda, trzeba zrobić…
Uniósł spojrzenie znad swojego dziennik i spojrzał na Maarin z lekko otwartymi ustami. Dopiero w tym momencie zorientował się, że myśli na głos i do tego ktoś go słucha.
Maarin uśmiechnęła się szeroko.
- Pomóc ci?
- Y - wydusił z siebie i otworzył, po czym zamknął usta kilkakrotnie - Ja ja ja, ja zazwyczaj robię to sam, wiesz… Znaczy… Wiesz… Bycie czarodziejem jest dość nudne. Znaczy, wiesz, nie jak jest się Eliminsterem czy coś, wtedy to jest najbardziej fascynująca rzecz na świecie. Ale jak się uczysz? O rany. Wiesz, znaczy, wiesz, wy chociaż macie modlitwy, historie, nie? Emocje… A ja… No to.
Uniósł swój notatnik i pokazal jej mnóstwo różnych formułek w smoczym, pozakreślanych, pomazanych, do tego jakies szkice, których nie byłaby w stanie zrozumieć, bo prawdopodobnie nie były żadnym usystematyzowanym językiem, lecz tym, jak Quentin rozumiał manipulację splotem.
- Widzisz, taki Val, nie? On ma to we krwi. Improwizuje. On może sobie coś wyobrazić i wie jak mniej więcej może to zrobić. Ja muszę… Eksperymentować. Teoretyzować. Lata musiałem się nauczyć, jak wyczarować komuś monetę zza ucha. Zwykłe zaklęcie sprawdzenia czasu wymaga ode mnie zrozumienia praw, o których nikt nie napisał księgi… I w sumie muszę to robić sam, bo jeśli nie zrozumiem każdego fragmentu procesu, mogę albo nie móc rzucić zaklęcia, albo… Co gorsza… Zrobić coś innego.
- Hmm… Wydawało mi się, że nauczyciel zostawił ci jakieś wskazówki. Znaczy myślałam, że dał ci jakieś rady i przekazywał wiedzę. Mimo wszystko chciała bym ci jakoś pomóc. Ilmater pozwala zrozumieć języki tego świata, muszę go tylko o to poprosić. Ale i bez tej łaski znam jeden język. Kołacze mi się od dawna gdzieś z tyłu głowy.
- Ależ oczywiście, dał! - Quentin zarumienił się nieco, bojąc się, że został źle zrozumiany - Ja nie narzekam, w żadne sposób. Nie mogę być czarodziejem bez ciężkiej pracy, ot co mam na myśli… Ej, tak sobie myślę, bo chciałem… Chciałem zrobić zaklęcie do sprawdzenia czasu. I przydałoby mi się do tego zrobienie jakiejś… Maszyny, albo czegoś w tym rodzaju, która by przelewała wodę regularnie, żebym mógł sprawdzić, czy jestem w stanie spojrzeć odrobinę w przyszłość, by policzyć ile kropel się przelało, wtedy mógłbym… Nabrać intuicyjnego zrozumienia czasu. Czy, ten…
Mag uśmiechnął się nieco zakłopotany.
- Nadążasz?
- Woda spływa z góry na dół z jedna prędkością. A przynajmniej tak sądzę. Nie wydaje mi się abyśmy mieli tutaj odpowiednie narzędzia aby zrobić taki przyrząd. Jednak jeśli miałbyś świeczkę można ją zapalić. Jak zrobisz podziałkę na nich będziesz mógł zobaczyć jak szybko się spalają. W klasztorze takie były.
Quentin spojrzał na nią z niedowierzaniem, po czym rozpromienił się jak nigdy dotąd.
- Tak! Świeczka! To takie proste! Och, bogowie, to takie banalne! - zaczął coś niezwykle intensywnie notować - Wystarczy to zaobserować, może nawet nie będę musiał użyć magii, żeby… Maarin, jesteś cudowna!
Powiedział to z niezwykłym entuzjazmem i dalej skrobał w notatniku. Oczy zaświeciły mu się, jak dziecku które dostało nową zabawkę, a na ustach pojawił się dziwnie jadowity uśmiech, jakby odkrycie nawet tak banalnego zaklęcia było prawdziwym osiągnięciem.
- Czasami wartko spojrzeć co się dzieje dookoła - odparła undine. Podparła głowę na dłoni i rozejrzała się. Zerknęła w stronę ścieżki szukając nadchodzącej gromadki.
Pisząc w swoim dzienniku kolejne spostrzeżenia, Quentin na moment oderwał wzrok od kartki i spojrzał na rozglądającą się Maarin. Była taka… Inna. Nie, nie ona była inna. Jego spojrzenie na nią było inne. Zawsze była tą mądrzejszą, tą “starszą”, tą co zaganiała do spania, gdy zbyt długo zasiedział się nad księgami. A tutaj, w świetle ogniska, które stało się już mocniejsze niż każde inne, wydała mu się… Nawet nie tyle piękna. Jedyna w swoim rodzaju. I wtedy uświadomił sobie, że od dłuższej chwili zamiast notować cokolwiek mądrego, robił w dzienniku szlaczki.
- I co? Udało ci się dojść co czegoś? - kapłanka zapytała się wciąż wpatrując się w ścieżkę. Dopiero po chwili odwróciła się do maga.
Ten gwałtownie podskoczył na swoim posłaniu i wypuścił pióro z ręki, które zaplamiło mu szatę.
- P-przepraszam! - zawołał, chociaż ciężko było powiedzieć do kogo - To znaczy… Uch, rany…
Quentin podniósł pióro, po czym włożył je do kałamarza, marszcząc czoło. Nie jest ze mną dobrze, przeszło mu przez głowę, kiedy poczuł, jak się rumieni.
- Em… Tak, tak, ale chyba starczy myślenia, jak na jeden dzień - zaśmiał się nerwowo i spojrzał na nią, a oczy bezlitośnie zdradzały go, mówiąc, że nawet jeśli do czegoś doszedł, to raczej nie miało to związku z jego zaklęciem. Zamknął swój notatnik, gdzie ostatnie zdania w ogóle nie przypominały jakiegokolwiek języka.
Maarin była wyraźnie zaskoczona. Zaraz jednak się uśmiechnęła. Czasami Quentin denerwował się błachymi sprawami.
- No i poplamiłeś szatę - kapłanka ujęła w dłoń kawałek materiału. - Nawet jeśli bylibyśmy w klasztorze ciężko było by to wyprać. Tutaj nie ma szans. Będziesz musiał jakoś wytrzymać. No chyba, że znasz jakiś czar, który mógłby to wyczyścić.
- B-bez problemu - uśmiechnął się do niej, kiedy zbliżyła się do niego. Wziął od niej kawałek płaszcza i mruknął pod nosem krótkie słowo w smoczym, pstrykając palcami. Plamka zniknęła, a właściwie wyglądało to, jakby wsiąkła w materiał - Patrz, magia! Hej… Lubisz ciasteczka, nie?
Widząc zdenerwowanie maga Maarin postanowiła pójść za ciosem i pomóc mu się rozluźnić.
- Lubię, aczkolwiek dawno nie jadłam. Zdarzało mi się je robić dzieciakom na urodziny, ale sama ich specjalnie nie jadłam.
Quentin uśmiechnął się szeroko i zaskakująco złowieszczo. Sięgnął do swojej torby, wyciągając suchara, który był częścią ich codziennych racji żywnościowych. Położył go sobie na dłoni i spojrzał na niego tak intensywnie, jakby probował go spalić wzrokiem. Po kilku sekundach uśmiechnął się szerzej i podsunął jej suchar pod nos.
- Masz - wyszczerzył się. Kiedy wzięła od niego suchar, był zaskakująco ciepły, jakby całkiem niedawno wyjęto go z pieca.
- Dziękuję - Maarin ciężko było nie zwrócić uwagi, że mag się popisuje. Spróbowała sucharko-ciastka i popiła wodą z bukłaku. Nie oszczędzała jej.
- Dobre. Wody? - podsunęła ją do maga.
- Chcesz, też mogę ją ulepszyć - uśmiechnął się do dziewczyny, wyraźnie zadowolony, że jej zasmakowało i wziął od niej bukłak - Chociaż efekt nie utrzyma się dłużej niż godzinę, niestety.
- Woda jest w porządku. Nie trzeba - z tymi słowami kapłanka przysunęła się bliżej maga i oparła głowę o jego ramię. Tak przy pozostałych. Zmęczenie wciąż malowało się na jej twarzy.
Mag był odrobinę zawiedziony, ale kiedy oparła się o niego, wszelkie negatywne uczucia zniknęły z niego, jak za dotykiem jego czyszczącego zaklęcia. Łyknął odrobinę wody z bukłaka i podał go Maarin, obejmując ją ramieniem, przytulając do siebie. Poczuła, jak odetchnął głęboko, wyraźnie uspokojony jej bliskością i miłym gestem.
- Cieszę się, że… - odchrząknął - Wyjaśniliśmy sobie parę spraw.


Z powrotem razem

Valerius szedł w sumie na czele grupy, bowiem Dia nie miała się już do czego spieszyć, a ciężej opancerzony Bayle osłaniał tyły. Nieco optymistycznym tonem Valerius zakomunikował.
- Ruiny za dnia są bezpieczne, więc możemy dotrzeć w ich pobliże. Jakieś kilkanaście metrów od nich. Zanocować w ich pobliżu i wyruszyć z rana. A wy co żeście robili przy lawinie?
- A co mieliśmy robić Valeriusie? Nie odrzucilibyśmy tego kiedy dwójka z nas jest bardzo zmęczona
- powiedziała spokojnym chociaż zmęczonym głosem kapłanka.
- Dodatkowo większość tych kamieni to kawałki muru. Osuwisko nie mogło powstać samo - przekazała informacje do jakich wspólnie doszli.
-To brzmi… niepokojąco, nieprawdaż?- zamyślił się zaklinacz i dodał.- To co robimy? Bierzemy za urwisko i jego uporządkowanie, czy nocujemy w bezpiecznej odległości od ruin, by następnego ranka przejść przez nie?
- Im dalej zajdziemy teraz, tym mniej czasu stracimy jutro - Bayle podrapał się po policzku. - Nie podoba mi się pomysł obozowania pod ruinami, ale ktoś już to robił, a i tak stracimy sporo czasu na wciągnięcie zwierząt po tym zboczu. Uważam, że powinniśmy się pospieszyć.
- Możemy wystawić podwójne warty. Mi też się to jednak nie podoba - Elin patrzyła zamyślona na coraz słabiej widoczne ruiny.
- Skoro kamienie zrzucono, by zmusić nas do pójścia jedyną ścieżką, z pewnością to zasadzka. - Harpagon miał skupiony i poważny wzrok - Ten, kto ją zastawił, raczej jest bystrzejszy niż koboldy... co nie zmienia faktu, że możemy go zrobić na ten sam sposób co one. Pójdę, wpadnę w zasadzkę, dam nogę... i wciągnę ich w naszą zasadzkę!
- Chyba żart…- słysząc słowa Harpagona załamany nimi Valerius uderzył swą dłonią we własne czoło. Po chwili jednak zastanowienia uznał, że wojownik ma całkowite prawo tak sądzić. Został zaatakowany w klasztorze i nadal nie był znany powód tej napaści. Dlatego miał prawo pomyśleć, że wszystko kręci się wokół niego i że lawinę zrzucono właśnie po to, by wciągnąć ich w pułapkę, a może nawet właśnie jego osobiście. Mimo, że nie miało to zbyt wiele sensu i zamiast zrzucać lawinę zanim tu przybyli, przeciwnik powinien poczekać z głazami, aż cała drużyna wkroczy na wąską ścieżkę… i wtedy zarzucić ich głazami sprowadzając pewną śmierć na całą grupę. Ale… Valerius wziął głęboki oddech i wzruszł ramionami dodając.
- Jasne… zróbmy jak chcesz. Możesz iść pierwszy i… Nie jestem twoim nauczycielem, ni niańką. Chcesz testować swoje szczęście, to proszę bardzo. Miejmy nadzieję że Tymora cię lubi. Tylko nie leź prosto w ruiny. Co innego pułapka, a co innego… ściąganie na siebie kłopotów, własną nadmierną pewnością siebie.
W przeciwieństwie do Harpa, Valerius nie widział siebie w roli pępka świata… a całej drużyny w sumie niedoświadczonych młodzików, jako jakiegokolwiek dużego zagrożenia dla sił zła. Zwłaszcza, że omal nie stracili Elin podczas ostatniej potyczki z paroma koboldami. Nie wierzył też w kolejną pułapkę i uważał, że kolejne zagrożenie sprowadzą na siebie sami, swoim brakiem doświadczenia, którego wyraźnie brakowało całej drużynie włącznie z samym zaklinaczem.
- W tej chwili nie odkryliśmy nikogo przy ruinach - Bayle odniósł się do pomysłu Harpagona ze sceptycyzmem. - Nie jest rozważne się rozdzielać, noc blisko. Jeśli to zasadzka, przygotujmy się do niej bez takich szaleńczych pomysłów.
- Raz ci się udało
- Dia wzruszyła ramionami. - Miałeś szczęście, bo koboldy nie umiały strzelać. Nie rób tego ponownie, jesteś sztywniakiem, ale nie chciałabym by coś ci się stało - uśmiechnęła się.
- Nie ma co dyskutować, spróbujmy wciągnąć konie i przenocować już na górze, ale jak najdalej ruin - Elin także nie podobał się pomysł Harpa, ale pokazała to tylko miną.
Quentin słuchał ich z uwagą i tylko kiwał głową, nie udzielając się, przynajmniej póki co. Mag był zaabsorbowany obserwowaniem otoczenia i zastanawianiem się, czy jego magia cokolwiek zdziała w tych okolicznościach.
Harpagon wzruszył ramionami, rozpoznając z góry przegraną batalię. I zapewne kłopoty w przyszłości. Dlatego tylko upewnił się że zbroja jest dobrze dopięta, a miecz ostry i gładko wychodzi z pochwy.
- W takim razie proponuję aby ci co mają jeszcze siłę pomogli zwierzętom, a reszta będzie robić za ich obstawę - odezwała się kapłanka.
 
Asderuki jest offline  
Stary 03-09-2014, 18:17   #104
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zmierzchało już, nie dyskutowali więc dłużej nad dalszymi poczynaniami. Wąska ścieżka nie była przyjemnym miejscem na nocleg, noc miała pokazać, czy okazałaby się bezpieczniejszym. Nie musieliby się zatrzymywać na szczycie, tak blisko ruin, gdyby nie zwierzęta, nie potrafiące samodzielnie pokonywać takich podejść. Musieli zdjąć z nich cały ekwipunek i ciągnąć go na górę. To samo zrobili z końmi, pomagając im za pomocą lin i popychając od tyłu, co wyglądało trochę komicznie i wywołało chichot Dii, kiedy Bayle wywrócił się i zsunął na dół, pociągając za sobą Harpagona. Trwało to prawie godzinę, zanim wszyscy i wszystko znalazło się przy ognisku, rozpalonym przez cichą Mill’yę z pozostawionych w okolicy gałązek. Nazbieranie większej ilości drewna w tych warunkach wymagałoby wejścia dalej za zniszczony mur, od którego woleli trzymać się z daleka.
Ogień był więc malutki, a kolacja prawie zimna.
Ciemność nadawała wszystkiemu nowego wymiaru.



Noc


Czerń nocy narastała, otulając ich ciała i pogłębiając uczucie znalezienia się na szczycie świata. Góry nie były tu tak wysokie jak w najwyższych partiach pasma, ciemność jednak niwelowała to zupełnie. Słaby płomień ogniska zezwalał na spoglądanie dwa metry w każdą stronę. Namioty nie chroniły przed tym niezwykłym wrażeniem, ciężkie płótno nie odgradzało od rzeczywistości pomieszanej z wrażeniem błądzenia we śnie.
Czuli to wszyscy: ci stojący na warcie i ci próbujący odpocząć przed następnym trudnym dniem wędrówki.
Każdy krok przybliżał do wpadnięcia w przepaść, przepaść czarnej duszy. Zapytani następnego ranka, prawdodpodobnie nie umieliby wyrazić tego zrozumiałymi słowami. Coś ciągnęło ich ku sobie. Wszystkich, bez wyjątku.
Niektórych być może nieco bardziej.

Maarin śniła, że się topi w czarnej, gęstej niczym smoła, gorącej wodzie.
Valerius widział piękną twarz ujeżdżającej go w łożnicy niewiasty, zamieniającą się w największy koszmar o ociekających jadem kłach.
Queintin raz za razem oblewał egzamin, nie umiejąc wyczarować najmniejszej nawet kuli światła. Wszyscy dookoła śmiali się do rozpuku.
Wreszcie Harpagon, obserwujący jak Kruczowłosa oddaje się innemu. Sparaliżowany zupełnie, mógł na patrzeć na rozkosz malująca się na twarzy dziewczyny.

To co mieszkało w ruinach nie było dobre. Nie teraz i nie wcześniej.
Obudzili się. Jak żołnierze słysząc wezwanie.
Oni też usłyszeli w swoich głowach. Poczuli obecność.

Bayle stał wtedy na warcie, wraz z Dią. Rudowłosa wydawała się całkowicie blada w świetle trzymanej przez mężczyznę pochodni. W drugiej dłoni trzymał obnażony miecz. Patrzyli się oboje w kierunku ruin. Bardzo powoli zbliżało się z tamtego kierunku niewielkie, czerwone światełko, niczym zawieszony na łańcuchu kaganek, poruszający się w rytm czyichś powolnych kroków. Zatrzymał się na granicy, w zniszczonej bramie. Płomień nie oświetlał zupełnie stojącej tam postaci. Widzieli tylko zarys przygarbionej, ubranej w długie szaty istoty. Zarys pochłaniający światło. Cienie poruszały się w tańcu.

- Czekałem na was - nieznajomy odezwał się. Było coś dziwnego w tym głosie. Elin nagle jęknęła i opadła na kolana.
- Nie, odejdź z mojej głowy! - krzyknęła, dźwięk rozwiał się w mocnym wietrze. Powietrze poruszało się gwałtownie, jakby szykowało ich na dotarcie burzy.
- Czekałem na was - powtórzyło czarne widmo. - Na krew mojego pana. Czy wróciliście tu odebrać co wam należne? Sięgnąć po jego dziedzictwo? Przywrócicie wielkość jego imieniu!
Wiatr szarpnął ich ubraniami, pochodnia zasyczała i zgasła. Na tę chwilę widzieli niemal wyłącznie płonący na czerwono kaganek.
- Lub swojemu - niosło to obietnicę, słyszeli to w tym głosie-nie głosie, bezpośrednio w swoich głowach. - Ktoś musi po to sięgnąć. Dobro i zło nie mają znaczenia. Bądźcie jak on, lub jak Kelemvor jeśli wolicie. Tu stawiacie pierwszy krok. Pan zasiał swoje nasienie w wielu, lecz cząstka jego jestestwa czeka tu na pierwszych gotowych sięgnąć po nią...
 
Lady jest offline  
Stary 06-09-2014, 13:14   #105
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
POST WSPÓLNY - Harpagon, Valerius, Quentin i MG


Paraliżujący i osłabiający lęk nie był niczym nowym dla Harpagona - jego mentor przygotowywał go do walki ze strachem rzucając go w różne kabały niespodziewanie i zmuszając by ciało walczyło niezależnie od poziomu strachu... jednak teraz to było coś innego. Zło była namacalne, jak zimna, oślizgła larwa pełzająca w trzewiach. Jednak był żołnierzem. Polegali na jego odwadze - niezależnie od "dziwności" postaci w aurze czerwieni...
- Nie takich rzeczy się bałem! - warknął ulubione powiedzonko Gustava do swoich towarzyszy. - Maarin, Quentin, rozumiecie coś z tego bełkotu? - strażnik starał się nadać słowom lekki ton, mimo iż czuł powagę sytuacji. A skoro ją czuł, to nie spuszczając intruza z oczu założył hełm, zapiął tarczę i pas z bronią i dał krok naprzód, by wraz z Baylem odgrodzić resztę towarzyszy od ewentualnego zagrożenia.

-To miłe…- Valerius z trudem zachowywał pozory nonszalanckości. Aż go świeżbiło, by stwora potraktować magicznym pociskiem, a potem dać drapaka jak najdalej stąd. To miejsca, ta postać, ten sen… to wszystko działało mu na nerwy. Ale póki co… strach który odczuwał, wydawał się nieadekwatny do sytuacji. Nieumarły, jakkolwiek złowróżbny, nie zachowywał się złowrogo. Zaklinacz miał nadzieję go… spławić.-To dziedzictwo to jest jakieś namacalne, czy… wystarczy deklaracja słowna i… już po sprawie? Ty wrócisz do swoich zajęć, my do swoich?

Quentin zacisnął dłonie na swojej kuszy i zaczął pospiesznie ładować do niej bełt. Czuł się jeszcze odrobinę roztrzęsiony po tym nieprzyjemnym śnie, mimo pełnej świadomości, że to był tylko sen. Był w stanie odkrywać nowe zaklęcia, rzucenie światła nie byłoby dla niego żadnym kłopotem… Ale poczucie bycia wyrzutkiem, znowu, było dla niego paraliżujące.
- Nie wiem co ten szaleniec ma na myśli - powiedział do Harpagona, powoli podchodząc do Elin i nie spuszczając spojrzenia z zakapturzonego - Cokolwiek mówi jest albo bełkotem wariata, albo oszustwem, albo bardzo czarną magią. Elin, wszystko w porządku?
Położył dłoń na jej ramieniu.
Półelfka potrząsnęła głową.
- Siedzi w mojej głowie, prawie go czuję! To dla mnie jak...jak… gwałt, może nie do końca, ale… - syknęła, bardziej wściekła niż dosłownie zraniona. Istota przed nimi stała ciągle w tym samym miejscu, przemawiając w ich głowach.


- Musicie po to sięgnąć.
Ktoś to zrobi, a następnie zniszczy pozostałych. W tym was.
Czuję krew pana, rozrzedzona, ale ciągle obecna.
Wiem, że jest was więcej, nie wszyscy nosicie jednak ten dar.
Jedno, może dwa.

Bayle wpowiedział coś cicho a następnie szepnął do pozostałych.
- Nie odczuwam go jako konkretnej osoby. Nie ma tu ani zła, ani dobra…
- Może to po prostu… wspomnienie -
wtrąciła cichutko Mill’ya.
Brzmiało to co najmniej złowrogo… słowa widma budziły ciarki na grzbiecie Valeriusa. I najchętniej zaklinacz by się pozbył tego typka jak najszybciej. Ale jak na złość, nieumarły wciąż trwał przy nich, zamiast powrócić w niebyt. Więc…
-Krew jakiego Pana?- zapytał Valerius, choć tak naprawdę nie był ciekaw. A i słowa o zdradzie i zniszczeniu nie brzmiały dobrze. Nadal nie wiedział, po co niby mieli sięgnąć.

- "Pan Mordu zginie, ale przed śmiercią spłodzi legion śmiertelnych potomków.
A ślady ich przejścia znaczyć będzie Chaos."

Głos ich w głowie roześmiał się złowieszczo.
- Od was zależy, czy sięgniecie czy zginiecie.
Portal świątyni was poprowadzi, pozwoli postawić pierwszy krok ku wielkości!


- powiedział jeszcze i zaczął się oddalać, równie powoli, jak przyszedł. W kierunku wejścia do wieży, zaokrąglonego na kształt portalu właśnie.

- Dosyć tego! - krzyknął Harpagon. - W imieniu Straży Klasztoru Ilmatera rozkazuję Ci natychmiast wycofać swoją świadomość z naszych głów! Masz także rzucić broń, unieść ręce i wejść w zasięg światła. Użycie magii i pokrewnych środków zostanie uznane za akt agresji karany śmiercią! Liczę do trzech! - W głosie Harpa zadźwięczała stal, pewność siebie i charakter hartowany treningiem. - Rozproszyć się. Napiąć kusze. - cicho rozkazał towarzyszom. Dobył miecza i zimnym beznamiętnym głosem rzekł:
- Jeden.

Valerius zignorował krzyki i polecenia Harpagona. Położył dłoń na ostrzu jego miecza.
-On się oddala, czy tego nie widzisz?-rzekł spokojnym głosem.- Nie znam potworów, które potrafią wchodzić do głów i nie chcę się przekonać co jeszcze potrafią uczynić w swej samoobronie, więc nie rób nic głupiego.
- Powiedz to Elin - syknął strażnik. - Dwa!
-Elin jest wrażliwa… a on sobie idzie, ty tłumoku. Jak się oddali to jej przejdzie. A jeśli ty zaatakujesz, to ona może zginąć jako pierwsza.-Valeriusowi zaczęły puszczać nerwy.
A "Tłumok" rzeczywiście się przestraszył, nie pomyślał o tym aspekcie sprawy. Kiwnął głową zaklinaczowi i odszepnął - Racja. Dzięki Val. "Trzy" będzie, jak już wlezie w ten cholerny portal.

Kiedy istota nie “przemawia” nie czuli w swoich głowach żadnej obecności. Na dodatek Harp został całkowicie zignorowany, ciemna postać weszła w przejście i przeszła pod portalem, znikając we wnętrzu wieży.
Elin wyprostowała się, oddychając głośno. Położyła dłoń na barku strażnika.
- Nie czuję już go. Nic mi nie będzie.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 06-09-2014 o 13:41.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-09-2014, 22:26   #106
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Quentin opuścił kuszę, zaciskają usta i nie wierząc w to co zobaczył. Cały czas trzymał się blisko Elin, gotów wesprzeć ją, gdyby coś się stało, ale nie zmieniało to faktu, że w głowie rozbrzmiewały mu słowa widma. Mag mimo wszystko czytał swoje… Był opiekunem biblioteki, bądź o bądź, a przynajmniej tak lubił się nazywać.
- Pan mordu… Alaundo. Przepowiednia Alaundo. - mag przełknął głośno ślinę.

-Powinniśmy odpocząć. Przed nami długa droga w pogoni za relikwią.- rzekł cicho Valerius niepewnie zerkając na portal, w razie coś miało stamtąd wyjść.-Może to była świątynia Bhaala, kiedyś? Stąd to widmo?
Obrócił się plecami do budynku. Ciekawość co kryje się za portalem, była pokusą. Ale też strach co kryje się w wieży dość skutecznie tą pokusę hamował.

Harp odpalił pochodnię od ogniska i rzucił płonącą w stronę portalu, by rzucić trochę światła na miejsce, gdzie zniknął... no właśnie - kto? Lub co? Mag, upiór?
- To, że światełko zgasło, nie znaczy że wciąż tam się nie czai. On lub jego pomagierzy. - stwierdził ponuro - Bądźmy czujni, zwłaszcza z drugiej strony. To mógł być podstęp, by odwrócić naszą uwagę od wroga zachodzącego nas od… - nagle Harpagon zdał sobie sprawę, że przesadza. Ale z drugiej strony, jak mawiał jego mentor: "Nawet paranoicy czasem mają wrogów".

Maarin ciężko się było przebić przez zamęt, dezorientacje i trwogę jaka zapanowała pomiędzy jej towarzyszami. Prawdą było, że nie starała się. Jej słowa nie miały dotrzeć do nich lecz do kogoś zupełnie innego, jej boga. Maarin gdy tylko zdała sobie sprawę o kogo chodzi i o czym mówi widmo przestraszyła się nie na żarty. Nie mogła jednak panikować, jeśli miała utrzymać resztę w spokoju. Potrzebowała jednak siły i spokoju, a te przynosiła jej modlitwa. Ściskając w dłoniach znak Ilmatera szeptała słowa modlitwy. Szukała równowagi, spokoju i mądrości. Nikt nie przygotował ją na takie rewelacje, ani nie pokazał jak należy z nimi postępować. Mimo to powoli zaczynała rozumieć co powinna zrobić i gdzie skierować swoje myśli. Wizja jaka jej się objawia podczas snu podpowiedziała jej, że powinni się trzymać razem. Tam była sama i podatna.
- Spokojnie - przemówiła wreszcie, a jej głos zdał się lekko drżeć. - Nie panikujmy. Nie ma już widma - pierwsze niezdarne słowa wyszły z ust kapłanki.
- Valerius ma rację jesteśmy zmęczeni i potrzeba nam odpoczynku. Obawiam się, że będziemy musieli porozmawiać o tym nad ranem, kiedy uda się pozbierać myśli. Teraz nie powinniśmy robić żadnych pochopnych rzeczy, ani podejmować decyzji. Chciałabym jakoś pomóc nam wszystkim, ale sama jestem odrobinę roztrzęsiona. Przepraszam.

-Odpoczniemy trochę i ruszymy dalej. Za kilka nocy to miejsce będzie tylko niemiłym wspomnieniem.- rzekł Valerius starając się brzmieć pocieszająco. Sam bowiem… nie był pewien, czy tak będzie.

Harpagon z tym czasie schował miecz i zapalił kolejne łuczywo. Ciepłe, pomarańczowe płomienie oświetliły jego hełm i zbroję. Uniósł tarczę tak, by kryła niemal całą jego sylwetkę i tylko oczy były widoczne.
- Osłaniajcie mnie, ale z dystansu - powiedział, i czując zdziwiony wzrok towarzyszy za plecami ruszył powoli tam, gdzie znikło widmo, oświetlając sobie drogę płonącą pochodnią. Stawiał ostrożnie kroki i rozglądał się uważnie. Wolał być pewny że ów twór odszedł, ani że nie zostawił po sobie niespodzianek.

-Maarin, możesz uprosić Ilmatera, by unieruchomił jego ruchy?- zapytał wprost Valerius.-Nie zamierzam zginąć, przez jego brawurę.

- Nie, nie mogę - odpowiedziała a na jej twarzy pojawił się grymas gniewu. Zamiast jednak stać i patrzeć jak Harp odchodzi, albo szukać pomocy w czarach kapłanka najdzwyczajniej w świecie pospieszyła za człowiekeim aby go zatrzymać.
- Harp! Stój! - rzuciła ostro idąc pospiesznie. Miała w pamięci co powiedziało widmo. Nie chciała aby zginął ktokolwiek z nich, ale również wolała aby żadne z nich nie przeszło przez portal jak sugerowało widmo. Podążenie ścieżką zła wychodziło poza jakąkolwiek dyskusję. Czy to z własnej woli czy nieumyślnie.

- Będę ostrożny, Mari - odpowiedział. - Nie zamierzam podchodzić zbyt blisko, a tym bardziej przechodzić. Ale trzeba się tam rozejrzeć, a nie sądzę by Quentin miał akurat jakąś zwiadowczą wróżbę na podorędziu.
Maarin tym razem się rozgniewała nie na żarty. Podbiegła do wojownika.
- Harpagonie! - podniosła głos. - Nie interesuje mnie twoja brawura. Bezpieczni będziemy z dala od tego miejsca - złapała go mocno za ramię.

- Chcę żebyś zrozumiał, że wystawianie siebie na jawne niebezpieczeństwo nikogo nie zbawi ani nie pomoże nam w rozwikłaniu sprawy. Nie po to ustawiliśmy obozowisko i wystawiliśmy warty aby pozwoli aby coś nas zaszło znienacka. Idąc tam jest bardziej niż pewne, że robisz dokładnie to co chce widmo. Pomyśl trochę!

Harp zatrzymał się, przykucnął za tarczą.
- To nie brawura, raczej przeciwnie, ostrożność - ponownie zganił się za to, że jego towarzysze nie rozumieją tego, że lepiej poświęcić jedną osobę niż wszystkie. Ale rozumiał ich, sam nie pozwoliłby na to komukolwiek z przyjaciół. Innym strażnikom - tak, do tego byli szkoleni, wiedzieli że mogą zginąć, jeżeli będzie taka potrzeba i wyrok losu. Oni nie rozumieją, pomyślał Harp, i nie ma co ich ganić. Jeszcze zrobią coś głupiego...
"Głupszego niż ty?" diabełek z drugiej strony ucha Harpa, wytwór imaginacji zmęczonego i przestraszonego umysłu zarechotał złośliwie i zniknął.
- Dobrze, niech będzie. Wracam.

- Ostrożność by była gdybyś ciągle nie próbował wszystkiego sam zrobić. Ciągle starasz się ściągać na siebie największe niebezpieczeństwa. Przy koboldach postanowiłeś wystawić się na zasadzkę, to samo chciałeś zrobić ponownie a teraz sam bez namysłu idziesz dokładnie tam gdzie chciało tego widmo - odpowiedziała kapłanka spokojniej chociaż zmarszczka na jej czole wcale się nie zmniejszyła. - Ty nawet nie rzucasz propozycji, ty idziesz nie zastanawiając się.

- BO STARAM SIĘ WAS CHRONIĆ! - wybuchnął nagle Harpagon, a jego głos poszedł echem w góry - Nie rozumiecie tego? A kto ma iść w niebezpieczeństwo? Val? Quentin? Może ty Maarin? Ja umiem o siebie zadbać, na rany Ilmatera, szkolono mnie w zbroi i broni! - strażnik zrobił się czerwony na twarzy. Jego przyjaciele nie pamiętali kiedy ostatnio stracił nerwy. - Tak, wystawiłem się koboldom i wystawiłem je wam jak na strzelnicy! Sami widzieliście co się działo jak walczyliśmy z nimi na ich warunkach. Tak, ściągnąłem na siebie pająka i znów nikomu nic się nie stało! A gdyby bestia poszła na Elin, to co by było, hę!?
Teraz strażnik zaczął dyszeć, ale w końcu mięśnie szczęk puściły, a czerwona twarz zbladła, jedynie rumieńce widoczne przez szczeliny hełmu pokazywały że jeszcze przed chwilą Harp wybuchnął gniewem.
- Przepraszam - powiedział cicho do przyjaciół - nie wiem co we mnie wstąpiło. To chyba to miejsce...

- NIE jesteś jedynym, który był szkolony w walce bronią. Nie dość, że ja przeszłam przeszkolenie to jest jeszcze z nami Bayle. Są jeszcze inne sposoby niż szarżowanie zbrojnie do przodu o czym zapewne może powiedzieć ci Dia. Nie jesteś sam Harp i wypadałoby abyś o tym pamiętał. WSZYSCY idziemy i NIKT nie chce oglądać krzywdy drugiej osoby. Musimy się zgrać jako drużyna i takie rzeczy jak teraz nie pomogą nam w tym - zmarszczka na czole kapłanki złagodniała po ostatniej wypowiedzi. - Rozumiem, że nie lubisz bierności Harpagonie. Akcje trzeba podejmować mądrze inaczej może stać ci się krzywda, kiedy wcale nie musi.

- Nie chcę stacić nikogo z Was - cicho powiedział Harp, nawet nie wiedząc, czy ktokolwiek go usłyszy - Jesteście moją rodziną. Jedyną jaką mam.
Milczał chwilę, trawiąc słowa i uczucia. Złość już wyparowała, zastąpiona smutkiem i żalem. I strachem.
- Wiem, że umiesz walczyć Maarin, ale to nie to samo. Nie masz za sobą aż tylu treningów, w różnych warunkach, w różnym stopniu zmęczenia i przy zróżnicowanych przewagach po obu stronach. Po prostu umiesz walczyć, ale czy kiedykolwiek ćwiczyłaś walkę na skalnym żwirze, przeciwko dwóm przeciwnikom nad tobą? Ja tak. W deszczu i w śniegu. Mam za sobą dużo tego i wiele innych sytuacji, niełatwo mnie pokonać. Naprawdę. Nie jestem już małym Harpem, który bawił się w żołnierza.
Westchnął. Ciężko.
- Ja tylko idę za radami bardziej doświadczonych ode mnie. "Lepszy średni plan wykonany natychmiast, niż perfekcyjny za klepsydrę", mawiają w koszarach. Po prostu... chyba chcę wziąć wszystko na siebie. Czuję się za Was odpowiedzialny. Technicznie nawet jestem za was odpowiedzialny jako strażnik za wychowanków, ale nawet nie o to chodzi.
Harpagon spojrzał na wszystkich - na Maarin, na Quentina, na Valeriusa, na Diję i na Elin.
- Wiem że są inne sposoby walki. Naprawdę. Ale właśnie dlatego idę w największy ogień walki i ściągam na siebie najwięcej niebezpieczeństwa, byście wy wszyscy mogli swobodnie korzystać z tych sposobów. Bo one nie zadziałają, gdy dyszący żądzą mordu wróg stanie nad wami machając żelazem. To umiem i do tego mnie szkolono. Nie do czarów, nie do modlitw i nie do subtelności podchodów. Gdy zaczyna się bagno, idę się bić za Was. I nie możecie mnie przed tym chronić, tak jak nie możecie chronić Quentina przed zaczytywaniem się na śmierć. - Po chwili uśmiechnął się jednak. Smutno, co prawda, ale zawsze - Przed głupotą jednak zawsze możecie i nawet powinniście mnie chronić. W końcu każdy czasem bywa idiotą...

- Wydaje mi się, że reszta się ze mną zgodzi jeśli powiem, że nie o to w tym wszystkim chodzi. Skoro tak mocno cię uczyli jak walczyć, pewnie powiedzieli ci, że nie wszystko samemu da radę wygrać i współpraca popłaca. Nie byłeś sam w klasztorze i nie sam miałeś ćwiczenia. Wspólnie byliście skuteczniejsi niż osobno. Chyba, że się mylę to mnie popraw. Ale właśnie o to się gniewam Harp. Nie współpracujesz, a ja bym chciała jednak abyś to robił, bo tak jak ty ja też mam swoją rolę, która nie mniej opiera się na ochronie innych niż twoja. Nie mogę tego robić jeśli nie dajesz mi nawet szansy - głos kapłanki odrobinę złagodniał.

Wśród wielu treningów, które Harp mozolnie przechodził nie brakowało niczego... może z wyjątkiem takiego pod tytułem "Współpraca z przyjaciółmi na polu walki". Przyjaciele nie byli po to, by walczyć razem z nimi... tylko po to by ich chronić, walczyć za nich. To była droga żołnierza i strażnika. Ale... czy takie było przeznaczenie Harpagona?
Oczywiście Harp nie myślał o przeznaczeniu, ani innych filozoficznych zagadnieniach, które w klasztornej bibliotece można by znaleźć w pozycjach "Studium Psychologiczne Poszukiwacza Przygód" czy "Żołnierz a Wojownik. Podobieństwa i różnice". Po prostu walczył z natrętnymi myślami, które w tej chwili huraganem uderzały go w łeb, erodując powoli dotychczasowy światopogląd.
Chyba jedynie Elin zdawała sobie sprawę z tego co szaleje mu w głowie, bo dla reszty Harp zwyczajnie milczał.

Bayle przyglądał się tej dyskusji z bliska, ale bez wtrącania się, ciągle czujny i rozglądający się dookoła. Mill’ya próbowała podsycić żar w ognisku, jeszcze nie do końca wypalony i wkrótce pojawił się niewielki ognik. Ta dwójka była jakby poza ich grupą i być może dlatego nie wtrącili się do tej dyskusji. Elin zaś doszła do siebie, stając w środku grupy. Spojrzała w oczy Harpa, potem Maarin.
- Ja też zareagowałam zbyt gwałtownie. Nie było bezpośredniego niebezpieczeństwa - na pięknie skrojonych ustach półelfki pojawił się krótki, lekki uśmiech. -[i] Jak czuję coś w głowie, to… nie umiem powstrzymać emocji. To coś silniejszego ode mnie. Dlatego trochę rozumiem Harpa. Czasami trudno jest się…
- UWAGA! - jej słowa brutalnie przerwał krzyk paladyna, który rzucił się w bok i przewrócił Maarin. Kobieta usłyszała jęk bólu z jego ust. Z barku sterczał mu bełt. Drugi pocisk świsnął tuż obok ucha Harpagona. Przyleciały gdzieś od strony ruin.

Valeriusa drażniły te wypowiedzi, te hasła… o tym ile to Harp przeszedł treningów. Jakby on jeden ćwiczył, jakby on był jedynym kompetentnym wojownikiem na świecie. Jakby… idąc wprost na wroga mógł ochronić kogokolwiek. Jakby się nikt inny nie liczył w tej grupie. Obiecał sobie że stanie przeciw Harpowi, bez broni i bez zbroi… Pięść w pięść. I że wbije mu rozum do głowy… Ale nie teraz. Zostali zaatakowani. I to nie wiadomo przez kogo, na pewno nie przez duchy. Te nie używają kusz.
Zaklinacz pochwycił własną i pochylił się ruszając nieco w bok i ładując broń. Chciał zlokalizować wroga, by odpłacić im jednym za nadobne.

Harp wybiegł przed grupę, kierując się w kierunku strzelca. Przyklęknął za tarczą, osłaniając najbardziej wysuniętą osobę i zaczął. Znowu.
- Milya, zgasić ogień!, Quen, Val, chcę magiczne światło tam, skąd strzelają! Maarin, osłoń i postaw Bayla na nogi! Dia, Elin! Na tyły i patrzeć czy nas nie oskrzydlają! Ruchy!
Ukryty za tarczą Harp naciągnął tymczasem kuszę i oparł ją o szczyt tarczy, czekając na oświetlenie celu.

Maarin zaczęła się gramolić z ziemi.
- Dziękuję - powiedziała do paladyna i od razu przyjrzała się jego ranie. Nawet i bez krzyków Harpa by to zrobiła.
- Wytrzymasz? - zapytała się go będąc gotową od razu wspomóc. Chciała jednak też ochronić innych jeśli jej się uda.

Quentin natychmiast odbiegł, szukając szybko jakiejś zasłony i wiedział, że jeśli wyjdą z tego cało, będzie wdzięczny za te nieprzyjemne zdarzenie. Mówili o nim, jakby go tutaj nie było… Do tego Harpagon próbował czuć się za nich odpowiedzialny, mimo że nie powinien. I chociaż czuł się coraz bardziej wściekły na wojownika, jego uwaga o tym, że są jego jedyną rodziną mimo wszystko odjęła mu wszelkie nieprzyjemne uczucia, jakie mógł do niego żywić. Ale teraz i tak miał co innego do roboty.
- Robi się! - zawołał do Harpagona, po czym wyciągnął z kołczanu jeden z bełtów. Ściskając go mocno przejechał po nim palcami a ten zapalił się jasno niczym pochodnia. Naciągnął bełt na kuszę i wycelował w kierunku z którego nadleciały pociski, wystrzeliwując bełt, by dowiedzieć się kto do nich strzela
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 08-09-2014 o 22:31.
Asderuki jest offline  
Stary 11-09-2014, 21:37   #107
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Pierwsze piętro wieży zrujnowanego klasztoru rozjaśniło się słabym czerwonym światłem. Widmo wspinało się powoli na szczyt, ignorując toczącą się w ciemnościach potyczkę. Mill’ya uderzyła w ognisko, rozsypując drewienka i gałązki wszędzie wokół i gasząc je niemal od razu. Został żar, wyraźnie widoczny w ciemnościach, jakie zapadły. Wróg ich nie widział, o ile nie potrafił przenikać nocnej czerni. Oni nie widzieli wroga.
Mimo to Harp poczuł, jak pocisk wbija się w jego tarczę, chwilę po tym, jak się za nią schronił. Magowie ładowali jeszcze kusze. Zastano ich słabo przygotowanych, w środku nocy, wyrwanych ze snu i jeszcze czujących wytworzone przez gwałtowną dyskusję i niezwykłego gościa emocje.

Bayle zsunął się z undine, jako jednej z niewielu widzących trochę lepiej niż pozostali.
- Wyrwę go, by móc się ruszać. Wystarczy jak na razie zatamujesz krwawienie.
Szarpnął i cicho sapnął, podnosząc się na kucki i chwytając miecz.
- Rozproszyć się, pozostawać nisko i cicho! - syknął do wszystkich wokół, w naturalny sposób uzupełniając polecenia strażnika klasztornego. - Jak będziemy coś widzieć, nacieramy - szepnął do Harpagona, dokładając swoją tarczę do bardzo skąpego ich muru.

Dia gdzieś zniknęła. Elin przykucnęła, sięgając po swój krótki miecz. Valerius naładował kuszę, ale na tę chwilę nie miał celu, w który mógłby wypuścić swój pocisk. Dopiero oświetlony bełt Qeuentina, mknący w mrok i uderzający o resztki muru, pozwolił trochę bardziej zorientować się w sytuacji. Zaraz po tym, jak serce maga mocno zabiło. Pocisk wystrzelony przez napastników przeleciał tuż obok głowy. Wyczarowując światło sam się wystawił na strzał.
Noc ujawniła wielką, paskudną, orczą sylwetkę, stojącą tam, gdzie wcześniej widzieli widmo.


Wiedział, że go zauważono. Ryknął i uderzył mieczem w tarczę. Zaklinacz strzelił, ale widzący w mroku ork musiał zauważyć ten ruch, bo zasłonił się i bełt przebił się od tarczy z głośnym brzękiem. Obok niego pojawiła się druga bestia. Obie częściowo skryły się za kamieniami. Ktoś odezwał się w języku handlowym zza nich. Męski głos wydawał się być bliżej wieży niż zniszczonej bramy.
- Nie dostaniecie tego! Potęga naszego ojca jest moja i tylko moja! - roześmiał się. Nawet najlepiej widzący w ciemnościach nie dostrzegali mówiącego.
 
Lady jest offline  
Stary 12-09-2014, 14:32   #108
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że nie mieli wyboru. Musieli się włączyć w bitwę, by nie dopuścić owego.. kolejnego chętnego do mrocznego dziedzictwa. Valerius sięgnął po wrodzoną moc i posłał magiczny pocisk w kierunku jednego z orków. Tego znajdującego się bliżej niego. Dobrze rozumiał ich strategię. Orki miały ich trzymać z dala od wieży, by dać swemu panu czas na… cokolwiek planował.
Zaklinacz co prawda nie był ciekaw jego planów, ale nie zamierzał dopuścić do ich realizacji.
Skoro wróg zaatakował ich bez pytania, to co zrobi gdy już wyjdzie z wieży?
Po ciśnięciu pocisku zaklinacz bardziej zbliżył się do wieży… zdeterminowany powstrzymać plany owego przeciwnika.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-09-2014, 19:45   #109
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Maarin skinęła głową na słowa paladyna. Normalnie nie pozwoliła by na tak niebezpieczna akcję. Trzeba rozciąć ciało i dopiero wyjąć strzałę bo inaczej może ona rozerwać mięśnie. Teraz jednak nie było czasu. Należało zdać sie na łaskę bożą i jej leczącą moc.

Undine zaczęła wypowiadać słowa modlitwy. Gdy Bayle wyrwał strzałę przyłożyła dłonie do rany kończąc inkantacje. Rozejrzała się po polu walki. Harp był za daleko, a Dia znowu gdzieś znikła.
- Wstrzymaj się - rzuciła do Paladyna i ponownie zaczęła recytować słowa modlitwy. Jej ręka spoczywała na ramieniu mężczyzny przewodząc moc zaklęcia w jego ciało. Bayle mógł poczuć jak oplata go aura odganiająca zło.

Kapłanka kiwnęła głową potwierdzając paladynowi, że może pomóc Haprowi. Ona sama dobyła buławy i pozostała na miejscu aby w razie czego bronić Quentina i resztę.
 
Asderuki jest offline  
Stary 16-09-2014, 21:52   #110
 
Ferr-kon's Avatar
 
Reputacja: 1 Ferr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znanyFerr-kon wkrótce będzie znany
Byli za daleko. Sytuacja była dość ciężka, a on musiał zacząć się przemieszczać, jeśli chciał to przeżyć, więc szybka kalkulacja podpowiedziała mu, że musi zacząć działać w tym momencie. Nie przejmując się podbiegającą Maarin przeturlał się w bok i zaczął po cichu przemieszczać się do przodu, korzystając z osłony ciemności, a po przesunięciu się na tyle, by nie mogli już go trafić tak łatwo korzystając z zauważenia jego poprzedniej pozycji i coraz głośniejszych hałasów bitwy, rzucił na siebie zaklęcie Tarczy.
 
Ferr-kon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172