Miczek, Frygwork: Przekraczając próg tego przybytku ogarnął was chłód. Posadzka była porwana lejami po eksplozjach min, a z sufitu zwisały przerdzewiałe łańcuchy, które niegdyś były zakończone hakami. Wielka wyrwa na środku pomieszczenia prowadzi do podziemnego parkingu o ile ktoś odważyłby się schodzić do miejsca opanowanego przez roślinność mroku i grzyby. Dzięki latarkom widać, że jeden wielki pies już rozkłada się na grzybowym podkładzie. Ominęliście to i ruszyliście naprzód do korytarza. W jednym z pomieszczeń (duży pokój z filarami, sufit i podłoga nie są zarwane, z pomieszczenia można wyjść przez kilka drzwi - drzwi nadal stoją jak stały ponad sto lat temu) był Mariusz, trzymał w jednym ręku latarkę, a w drugim nóż. Drugi chłopak był wyższy, mógł mieć najwyżej 18 lat. Był przestraszony i mówił coś w bełkotliwym języku. Jego ubranie nie było nadzwyczajne - powojenne szmaty wszędzie są takie same. Nie był uzbrojony. Próbował coś wyjaśnić.