Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2014, 22:53   #385
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
2 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Ruiny starego dystryktu handlowego Izor, popołudnie



Wizyta w ludzkim obozowisku nie była najprzyjemniejsza. Obraz nędzy i rozpaczy, na który ludzie nie zasłużyli ali i nie mieli wielkiego wpływu. Oblężenie coraz to kolejnych przyciskało do ziemi i spychało w nędzę. Lecz niewiele można było na to poradzić. Grundi postanowił ulżyć choć trochę głodującym i przekazał kobietom trochę prowiantu. Nie było to wiele, lecz przynajmniej dawało nadzieję na najbliższe dni.
Przynajmniej udało im się złapać jakiś trop. Szczególnie pomocna okazała się matka pacholęcia, obozująca zresztą ludzi. Gdy już odchodzili dogoniła ich...

- Dziękuję ci czcigodny panie, ja i moje dziecko nigdy ci tego nie zapomnimy. Ta strawa pozwoli na przeżyć kilka dni. - Kobieta miała łzy w oczach i z pewnością wspominała jadło którym Grundi się z nią podzielił kilka chwil wcześniej. [i]- Ci którzy was obrabowali… oni wspominali o kimś o imieniu Teodor, choć nie mówili o nim wczoraj to wiem że to u niego od dawna sprzedawali zrabowane rzeczy. Nie wiem jednak kim jest ów Teodor lub gdzie go szukać. Mam nadzieję że jakoś wam to pomoże w odszukaniu waszej własności. Bywaj synu gór, niech bogowie się tobą opiekują.[i] - Pożegnała się, a łza popłynęła po jej brudnym policzku tym samym rzeźbiąc, na jej ślicznym niegdyś licu niewielki kanion.

Grundi skinął jej głową. - Zwe się Grundi Fulgrimsson, bywaj i Ty. Trzymaj się ze swymi, szanuj prawo i honor, bez tego nawet Bogowie nie pomogą. Powiedział na koniec i odwrócił się aby odejść z kompanami. Zza pleców usłyszał jeszcze imię kobiety i pomimo obcego brzmienia postanowił je zapamiętać. Być może i jemu ktoś kiedyś poda pomocną dłoń w potrzebie? Zastanawiał się.

Na spojrzenia towarzyszy odpowiedział wzruszeniem ramion. - Wrogów mamy aż nadto... - i nie ciągnął dalej tematu.


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
2 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Podbramie, Złoty Trakt, popołudnie



Kiedy się rozdzielili w okolicach rynku, Fulgrimsson zaszedł do Igura Fergala, kowala u którego zamawiał pancerz i korzystał z kuźni. Udało mu się dowiedzieć kolejnych interesujących faktów. I coraz bardziej cała ta sprawa zaczynała się gmatwać. Niby trop był, lecz im więcej mieli informacji o pancerzu, tym odzyskanie zguby zdawało się trudniejsze i wiązało się z coraz większym ryzykiem, a przecież czekąła ich misja od której zależeć miała przyszłość byłych członków Czarnego Sztandaru. Trzeba było opowiedzieć o tym Dorrinowi i dokładnie przemyśleć dlasze ruchy, albo ich brak.

Natomiast odejście Malwiona i wiadomość którą pozostawił była wielce zaskakująca. Słuchając jej Fulgrimsson to patrzył na Thorina, to zerkał w kierunku w którym oddalił się ich dotychczasowy kompan. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Lecz każdy musiał obrać swoją ścieżkę i tak też postąpił Malvion, tedy Grundi uszanował to i nie wspominał o tym już więcej, mając nadzieję że droga byłego kompana jakoś się naprostuje i oczyści on swój honor.

- Thorinie, jako że czas nas goni jak dziki i swoimi sprawunkami nam zająć się trza, w swoją stronę musimy iść. Dorrinowi się powie wieczorem co ustaliliśmy i pomyślimy nad tym co dalej. Zakończył Grundi i po chwili skierował swoje kroki w stronę targowiska w celu doprowadzenia się do łądu i uzupełnienia zapasów.

***


Łaźnia miejska o tej porze nie była zatłoczona. Ot parę osób odpoczywało, pewnie po nocy na murach albo przy innej pracy. Szwaczka z niezadowoloną miną przyjęła zniszczone ubrania, lecz garść srebrników poprawiła jej nastrój. Ostatnim co zostało to gorąca kąpiel która, jak nic, rozluźniała mięśnie i koiła umysł. Oczywiście nie można było zapomnieć o wyczyszczeniu zapylonego pancerza i ekwipunku, uzupełnienia zapasów i całej masie rzeczy, lecz musiało to chwilowo zaczekać... do popołudnia miał jeszcze sporo czasu, który zamierzał poświęcić na odpoczynek i zebranie sił na dalszą tułaczkę z tą grupą straceńców z którą związał go los. A może lepiej było ich nazywać szaleńcami... - Jeden pies.. Pomyślał na koniec.

W drodze powrotnej odwiedził jeszcze znajomy posterunek straży i swego znajomka Tyrusa. Skoro musieli opuścić twierdzę to należało przeganiać się chyba z jedyną osobą spoza oddziału którą poznał bliżej. Starszy topornik nigdy nie odmówił mu gościny i zawsze gotowy był do kufla i kości. Być może Fulgrimsson stawał się sentymentalny, lecz nie miało to znaczenia. Towarzyszy broni nie można zapominać.
Może na komisariacie miał spokój, lecz lubił tu przychodzić od czasu do czasu. Zapalić ziele, napić się i posłuchać co dzieje się na mieście. W sumie nie była to zła praca i gdyby życie potoczyło się inaczej to mógłby odnaleźć się właśnie w podobnym miejscu.

Kiedy syn Fulgrima doprowadził już do ładu siebie i ekwipunek, pożegnał się z chyba jedynym znajomkiem w mieście wiedział ze musi załatwić jedną, ostatnią rzecz zanim będzie mógł bez oglądania się za siebie ruszyć w nieznane.

***


Świątynia Grimnira wyglądała majestatycznie jak zwykle, a jej wielkie wrota były otwarte w zapraszającym geście.
Po dłuższej wspinaczce schodami, Grundi zatrzymał się na chwilę obok podobizny krasnoludzkiego Boga i spojrzał w jego gniewne oblicze. Następnie wrzucił srebrnika do otwartych w niemym krzyku ust w charakterze ofiary. Nie było to wiele. Tak jak jeden wojownik tak jeden srebrnik nie znaczy wiele. Lecz cała armia gotowa obalać twierdze i rozbijać plugawe hordy.

We wnętrzu u stóp Zdobywcy, wciąż płonął wieczny ogień jego gniewu. Fulgrimsson zbliżył się. Jego ostatnie przyrzeczenie, że powróci kiedy będzie gotów było wykute w duszy niczym runy w najtwardszym kamieniu węgielnym.
Lecz czy był już gotów? Któż mógł wiedzieć. Grundi wiedział natomiast że może być to ostatni raz kiedy ma szansę zawitać w świątyni i po raz ostatni złożyć należyty hołd poległym przodkom. Zadumał się...

Po chwili z zadumy wyrwał go odgłos kroków. Okazało sie że to Islejfur wypatrzył znajomego mu już wojownika i postanowił zagadnąć. Po wymienienu zwyczajowych grzeczności i ponażekaniu kapłana na brak tatuważy na wygolonej czaszce Fulgrimssona, ton rozmowy zmienił się diametralnie. Kapłan wyraźnie spoważniał i powiedział Grundiemu że ma do niego ważną sprawę i chce aby ten przysiągł że nigdy nikomu nie wyjawi tematu ich rozmowy. Choć było to podejżane, to Islejfur w końcu był świętym mężem i Grundi nie miał powodu aby nie dażyć go zaufaniem. Kiedy już złożył przysięgę, kapłan oznajmił że wie o rozwiązaniu milicji politycznej i zaproponował aby Fulgrimsson przysłużył się świątyni pracą dla niej.
Na pytania odnośnie powodów rozwiązania politycznych, Grundi odpowiedział ogólnikami, że to pewnie przez brak wyników i całe to zamieszanie z konfiskatami. Wojownikowi i tak wydawało się że powołani ich tylko w charakterze kozłów ofiarnych, ale cóż było wtedy robić? Rozkaz jest rozkaz. Powiedział że każdego z nich oskarżono o jakąś przewinę. Jego samego o szpiegowanie na rzecz świątyni, co było jawnym łgarstwem, lecz oskarżyciele ni twarzy nie posiadali, ni prawda nie była im potrzebna do niczego.

Słowa te poruszyły kapłana okrutnie i pytania posypały się niczym lawina po górskim stoku. Grundi żadnych konkretów nie wiedział i nie mógł zbytnio rozwinąć tematu, lecz po żywiołowej rozmowie Islejfur zadumał się na dłuższą chwilę i nakazał zjawić się Grundiemu tuż przed wieczornym dzwonem, wtedy też miał poznać on szczegóły swej przyszłej posługi dla świętego domu.


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
2 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Wieczór, Świątynia Grimnira



Gdy w końcu stanęli w niedużym, skrytym połowicznie w mroku pomieszczeniu, Grundi był zaciekawiony, lecz w momencie kiedy Islejfur klęknął przed siedzącą postacią zbiło to Fulgrimssona z tropu. Chyba przez chwilę zapomniał nawet o ciekawości... Może i nie był najbystrzejszy i nie rozróżniał większości niuansów dworskiego zachowania, ale pierwszy raz na oczy widział khazada klękającego przed kimś innym. Nawet nie starał się ukryć zdziwienia.
Lecz skoro szanowny kapłan Grimnira klęknął przed kimś, to kim musiała być ta osoba?! Stał tak chwilę nie wiedząc jak powinien się zachować, lecz kiedy Woda przemówiła skłonił nisko głowę.
- Witaj również Wodo. Pozdrowiona bądź Ty i klan Twój. Zwe się Grundi syn Fulgrima z klanu T'had Grungaz z Karak Kadrin. Przedstawił się chyba najbardziej oficjalnie jak potrafił, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Po chwili podniósł wzrok i rozejrzał się za krzesłem dla niego. Skoro Islejfur usiadł po prawicy Wody, Grunidi postanowił zasiąść z lewej strony, tak by będąc nieznacznie obróconym w siedzisku, móc widzieć rozmówców. Nie wiedział co czynić dalej więc czekał w ciszy.

- Islejfur powiedział mi kim jesteś. Bądź zatem pozdrowiony i ty. Witam cię więc w mych progach i pozwól że przejdę od razu do rzeczy i odpowiem na pytanie które pewnie dla mnie już szykujesz. Otóż tak, jak najbardziej interesuje mnie to że oskarżono cie o szpiegostwo na rzecz świątyni. Widzisz, świątynia to nasz dom, a o swój dom musimy dbać i jeśli ktoś nastaje na nasze bezpieczeństwo to zmuszeni jesteśmy sprawę zbadać i zażegnać owe zagrożenie. Jestem pewna że mnie rozumiesz synu Fulgrima, z Karak Kadrin. - Woda mówiła spokojnie, ale dało się wyczuć że była to osoba która nawykła do wydawania poleceń, jej ton był też odrobinę matczyny, zupełnie jakby tłumaczyła coś dziecku, może działo się tak ze względu na jej rozległą wiedzę lub mocno zaawansowany wiek albo dlatego że była osobą wyniosłą… któż to mógł wiedzieć, wszak poza obrysem sylwetki Wody i jej starczą dłonią, nie widać było zupełnie nic.

- Powiedz mi synu Fulgrima, któż cię o to posądził, skąd to wiesz, w jakich okolicznościach miało to miejsce? Niczego nie pomiń, każdy szczegół może mieć znaczenie, pamiętaj też że to dom Grimnira i kłamstwo zawsze wyjdzie tu na jaw. - Dodała Woda i zakończyła swą wypowiedź przestrogą. Grundi zauważyć też mógł że Islejfur, choć siedział spokojnie i wpatrywał się jedynie gdzieś w mrok, to dłoń miał w pobliżu zatkniętego za pas topora i od czasu do czasu obracał głowę w dziwny sposób, zupełnie jakby czegoś nasłuchiwał.

- Więc po kolei, nie zwykłem łgać. Grundi mówił spokojnie, dokładnie wypowiadając słowa. - Wiele nie wiem sam. Nie wiem kto rzuca to oskarżenie, a powiedział mi o tym mój sierżant Roran. Po tym zamieszaniu z konfiskatami na podbramiu pojmali mojego dowódcę i niedługo potem rozwiązali milicję, a nas rozgonili przydziałami po twierdzy. Spodziewać można by się było że nie puszczą go szybko, jeśli w ogóle, lecz o dziwo po niedługim czasie Roran wraca z wieściami. Powedzieli mu że szpiegowałem dla świątyni, a dowodem na to ma być nowy napierśnik który niedawno od kowala odebrałem. Że niby zapłaciłem za niego złotem zarobionym tu. Z tego co wiem to na każdego z nas coś mają. Czy oskarżenia względem innych są prawdziwe nie wiem, ale te rzucane pod moim adresem to łgarstwa. Zaczerpnął powietrza i zamyślił się na chwilę.
- Okazuje się że Ci którzy nas oskarżają, mają jakieś zadanie dla Rorana i jeśli je wykonamy to zapomną o naszych przewinach. Nie wiem kto to. Varek? Ktoś od niego? Ale na wieść o tym mój nowy dowódca mnie zluzował i znów trafiłem pod Czarny Sztandar. Nie idzie przeca towarzyszy broni w biedzie ostawić. Ci co nas oskarżają nie potrzebują prawdy żeby kogoś skazać, odrzeć z honoru czy po prostu zabić. Po tych słowach Grundi zamyślił się znów na krótką chwilę. - No i to chyba tyle, więcej nie wiem.

Po pierwszym zdaniu Grundiego, kapłan Islejfur pokiwał głową jakby potwierdzając zapewnienie byłego milicjanta, tak jakby faktycznie mógł wiedzieć czy ten kłamie czy mówi prawdę. Gdy zaś Grundi począł opowiadać kawałek swej najnowszej historii, tak Woda jak i Islejfur zaczęli słuchać bardzo uważnie. Po chwili zapanowała cisza, wszyscy jakby trawili opowieść Fulgrimssona, pomieszczenie wypełniło się wątpliwościami, czas jakby się zatrzymał… głos Wody jednak zburzył ten ustanawiający się porządek.

- Islejfur powiedział mi że masz dług wobec Grimnira, powiedział że pokutujesz za jakieś przewiny. - Grundi mógł poczuć niemalże jak włosy rosną mu na głowie, nie był już łysy i owłosienie które ściął w symbolu kajania się miało na tę chwilę już prawie pół cala długości. Oczywiście włosy rosły już od kilku dni i mowa Wody nie miała z tym nic wspólnego ale jej słowa przypomniały Grundiemu o przysiędze którą złożył i o pokucie jaką sobie zadał.

- Z pewnością bogowie spojrzą na twe próby i prośby przychylniej synu Fulgrima, jeśli pomożesz nam w pewnej sprawie. Jako były podkomendny Vareka Ciernia, nie jesteś byle kim i komuś takiemu możemy powierzyć pewne zadanie, nie będziesz mógł o tym jednak mówić nikomu poza mną i Islejfurem, zapewniam też że to o co cię poprosimy nie jest trudne - tak przynajmniej nam się wydaje na obecną chwilę. Czy jesteś gotów by usłyszeć więcej? - Zapytała Woda a jej pomarszczona dłoń odwróciła się wnętrzem w stronę Grundiego, ten mógł zauważyć kolejne malowidła skórne, serię trójkątów i kół opisujących przedziwne znaki. Islejfur spojrzał na Grundiego i zatrzymał na nim swój stalowy wzrok… czekali na decyzję Grundiego.

Grundi odruchowo przejechał dłoną po głowie, przyglądając się dokładniej tatuażom na dłoni Wody. Jako że nic konkretnego mu one nie mówiły, nie zwlekał z odpowiedzią. - Oczywiście. Pomoc świątyni sama w sobie jest wielkim honorem i wyróżnieniem. Powiedział z pewnością w głosie.

- Dobrze. - Odezwał się nagle Islejfur. - Pamiętaj że twój honor i przyszłość zależą od dotrzymania tej obietnicy i utrzymania sekretu. Od wielu tygodni nasza świątynia wysyła umyślnych tunelami pod Azul, by ci wydostali się z miasta i… by ukryli pewne przedmioty, tak ważne dla nas i dla potomnych. Samo to zdarzenie wiąże się z tobą na swój sposób. - Mlasnął Islejfur i wyjął coś z kieszeni, po czym nieoczekiwanie włożył to do ust i zaczął przeżuwać.

- Stary manuskrypt, bardzo stary, spisany na ni to papierze ni materiale, na czymś czego sami nie potrafimy ocenić, to jednak ważne jest gdybyś go odnalazł, bo będzie to coś czego jeszcze twe oczy nie widziały wcześniej a pewnie i nie zobaczą później. Ów manuskrypt zamknięty jest w miedzianym cylindrze i oznaczony podobizną Grimnira, pamiętaj że gdyby trafił on w te ręce to nie możesz go nawet próbować otworzyć, to ważne. - Zaznaczył Islejfur, a gdy tylko skończył mówić, prym w rozmowie wzięła Woda.

- Manuskrypt ruszył tunelami do miejsca swego przeznaczenia i wiemy już że nie dotarł gdzie powinien, zatem zaginął po drodze. Jesteśmy pewni że opuścił miasto bo stało się to w naszej obecności. Zrozum też synu Fulgrima, choć to kim byłeś i jesteś sprawia że jest w tobie iskra rzadko spotykana, to za owym manuskryptem wysłaliśmy już trzech innych wojowników i będziemy wciąż to robić póki pismo nie trafi tam gdzie powinno lub nie wróci do nas. Wiemy że opuszczasz Azul, i że podróżował będziesz tunelami na zewnątrz, wszak innej drogi nie ma obecnie by wyjść za mury twierdzy. Jeśli spodziewałeś się gwiazdy gromrilu z nieba to się rozczarujesz, nie prosimy cie o nic więcej niż o to byś był uważny, byś rozglądał się i gdybyś trafił na ślad manuskryptu, zrobił wszystko by go odzyskać i przynieść nam. Czy wszystko jak na razie jest dla ciebie zrozumiałe? - Ocenić co myślał czy jaki grymas miała na twarzy Woda sposobu nie było, jednak Islejfur był widocznie podekscytowany, widać było że niechętnie dzieli się sekretami świątyni.

- Odnaleźć i przyniesć na powrót miedziną tubę do świątyni. Poświęcę całą moją uwagę na poszukiwania, lecz tunele pod twierdzą rozległe. Dobrze było by wiedzieć którędy zwój ruszył za pierwszym razem. Dało by to jakiś punkt zaczepienia. No i opis jakiś tego kto go niósł był by wielce pomocny. Skoro i tak będziemy musieli opuścić twierdzę to można by skorzystać z tej samej drogi. Lecz powiedziałaś o miejscu w które ma trafić ten zwój, jeśli nie wróci do świątyni. Czy wolno mi wiedzieć gdzie to jest? Gdyby bezpieczniej było go tam donieść, niż wracać tu. Zakończył Grundi wpatrzony w sylwetkę Wody.

- Powiedz mu. - Woda przemówiła do Islejfura, ten spojrzał na nią i pokłonił się lekko, wciąż siedział na krześle.

- Tak też z tą opowieścią łączysz się ty Grundi Fulgrimssonie. Skorzystaliśmy z informacji zdobytych przez ciebie i członków oddziału w którym służyłeś, a który to przemianowano na polityczną milicję Azul. Otworzyliście Runiczne Wrota, pokonaliście trzykrotnie drogę na Skaz i wróciliście zdrowi… wiemy też że sama droga nie jest tak niebezpieczna jak się mawia, a dopiero samo Skaz to fontanna pełna zła i zepsucia. Dlatego właśnie tamtędy ruszył nasz brat, jego celem była niewielka osada górnicza na północnym wschodzie od Azul, miejsce owe zwane jest Stacją Złotej Pięści, to nic wielkiego ale jeśli bliżej by ci z jakichś względów było tam niż do Azul to tam donieś manuskrypt. Ową osadą zawiaduje Throbbin, syn Sugnara którego zwą Złotą Pięścią, wystarczy że powiesz iż przysyła cię Woda, resztą już zajmie się on sam. - Kapłan wziął głęboki oddech i znów włożył coś do ust.

- Co do tego kto niósł ów tubę, możesz mówić o nim Vonar, to jeden z naszych braci, który podobnie jak ty, pochodzi z Karak Kadrin. Jak sam widzisz, więcej cię łączy z tą sprawą niż myślisz. - Islejfur może by się zaśmiał albo dodał więcej komentarzy, wtrąciła się jednak Woda.

- Konkrety kapłanie! - Powiedziała surowo.

- Co do tego zaś którędy ruszył. Znasz się na mapach? Potrafisz odcyfrować pismo? - Zapytał Islejfur.

- Niestety nie, ale proste plany nie stanowią większego problemu. Mapami głównie zajmuje się nasz skryba, choć ostatnimi czasy starał się mnie uczyć tego i owego i chcę poświęcić każdą wolną chwilę na te nauki. Zafrasował się Grundi.

- No cóż to może być trudne. Dam ci prostą mapę. - Powiedział kapłan po dłuższej pauzie. - Wytłumaczę jak z niej korzystać. Tam zaznaczę ci drogę jaką podążył Vonar. Jeśli będziesz miał okazję rusz nią i spróbuj odszukać manuskrypt, a najlepiej żywego Vonara. Po drodze możesz też napotkać innych którzy ruszyli tropem naszego brata, nie zdziw się jeśli ktoś ruszy także za tobą. Tak długo będziemy próbować odzyskać ten pergamin jak długo to będzie możliwe. To pismo… ono musi wrócić tutaj lub dostać się w ręce Złotej Pięści. Rozumiesz synu Fulgrima? - Islejfur był śmiertelnie poważny.

- To prawda. - Dodała tajemnicza stara khazadka. - Świątynia nie może cie nagrodzić za twój trud, ale ja sama postaram się byś został sowicie nagrodzony jeśli przyniesiesz nam manuskrypt lub w jakikolwiek sposób pomożesz nam go odzyskać. - Zakończyła, a Grundi mógłby przysiąc że kobieta świdrowała go wzrokiem tak mocno że gdyby to tylko było możliwe to by wypaliła dziurę w głowie wojownika… a kto wie, może takie coś było możliwe.

- Uczynie co w mojej mocy aby wrócić zaginione pismo do prawowitych rąk. Bogowie mi świadkami, a możliwość oddania tak ważnej przysługi świątyni zdaje się nagrodą samą w sobie. Odpowiedział Grundi, prostując nieznacznie plecy.

- Doskonale. Jesteś prawdziwym synem swego ojca i krwią z krwi synów gór. Twa gotowość do służby bogom nie zostanie zapomniana, masz na to moje słowo. - Kapłan wojny wstał z krzesła gdy to mówił.

- Ten manuskrypt ma wielką wartość dla świątyni i kapłanów, pamiętaj o tym. To nie jakiś tam wyssany z palca relikt jakich wiele znajdziesz w świątynnych nawach. To prawdziwy dar dla tych murów. Odzyskaj go, strzeż jak własnej krwi, doprowadź do miejsca jego przeznaczenia. Teraz idźcie już. - Enigmatycznie powiedziała Woda, a słowa jej były tak niebywałe że nawet Islejfur spojrzał na nią zdziwiony.

Kapłan ruszył do drzwi i skinął głową na Grundiego, oczywistym było że koniec spotkania właśnie nadszedł, nie było pożegnań ani kolejnych ukłonów czy klękania przed starowiną, jedynie cisza którą burzyły kroki Islejfura. Kapłan otworzył drzwi i spojrzał wymownie na Fulgrimssona.

Gdy Islejfur ruszył w stronę drzwi, Grundi wstał i ruszył za nim. Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz po słowach Wody zrezygnował, skłonił głowę i wyszedł za kapłanem.

Idąc korytarzem, mijając kolejne drzwi po bokach, dochodząc do spiralnych schodów, a później kolejno kierując się ku górze, zachodząc w tunel, przez bramy i w aleje obok świątyni… Islejfur szedł w zupełnej ciszy. Dopiero gdy znalazł się za murami świątyni, odetchnął i wyciągnął zza pazuchy jakiś kawałek zdobionego materiału. Na owym kawałku tkaniny skreślona była bardzo prosta mapa i choć Grundi nie znał się na tym to dostrzegł kilka zaznaczonych tam ważnych punktów odniesienia i skojarzył je z topografią terenu. Wielkie Schody Azul, kazamaty, dystrykt mieszkalny, zejście do kopalni i poziomu hut, wszystko to Islejfur opisał w kilku słowach, pobieżnie, byle tylko Grundi wiedział na co patrzy, większą uwagę przyłożył dopiero gdy palec pokazywać zaczął punkty które były oznaczone w tunelach poza Runicznymi Wrotami.

- To zachodnie jaskinie, tędy łączą się z głównym tunelem na Skaz, tędy zaś dojdziesz do samych Wrót, ta trasa wiedzie do Lodowego Mostu, a tędy do południowego fortu. - Kapłan pokazywał i tłumaczył. - Vodan ruszył tędy, ale nie mógł zejść na samo dno jaskiń bo te zostały zalane, a do tego wszystkie windy uszkodzone i szyby wentylacyjne zawalone. Dlatego też przedostał się tędy. - Tu święcony mąż o łysej czaszce wskazał na most który narysowany był nad czymś co mogło być rozpadliną, za mostem była droga, ale Islejfur skreślił ją szybko przy użyciu kawałka kredy i wyraźnie wskazał na coś co zdawało się być drzwiami. - Tu są wrota, gdy tam dotrzesz będą otwarte, trudno je znaleźć ale nie poddawaj się, po przekroczeniu ich zatrzaśnij je za sobą, to skomplikowany mechanizm który… mniejsza o to, jest skomplikowany na tyle że ważne by drzwi zostały zatrzaśnięte, to niezbędne by ponownie je otworzyć. Za tymi drzwiami idź prosto, tunel skręci na południe, na Skaz prowadzi zaś tunel wschodni. Do tych wrót droga twoja i Vodana powinna się pokrywać, później nie wiemy co się stało. Bądź uważny. Czy wszystko jest zrozumiałe jak na razie? - Oczy kapłana wbiły się we wzrok Grundiego, szukały choćby cienia wątpliwości.

Grundi bardzo dokładnie słuchał kapłana i wpatrywał się w mapę. Pzypominał sobie znane mu punkty orientacyjne, zapamiętywał nieznane. W drodze powrotnej do obozu miał zamiar powtarzać instrukcje niczym modlitwę. Musiał zapamiętać najdrobniejsze szczegóły.
- Zrozumiałem. Odpowiedział tylko, nie chcąc się rozpraszać zbędnym gadaniem.


- To wszystko co widzisz na mapie to najniższy obecnie poziom jaskiń, kilka metrów nad poziomem zalewowym. Czarna linia oznacza drogę na Lodowy Most, jeśli będziecie mieli opuścić Azul to tędy pewnie ruszycie. Czerwonym atramentem oznaczyłem ci trasę którą obrał Vodan… żółty znak oznacza runę którą wyryłem na ścianie, odnajdziesz runę to odnajdziesz drogę. Przeszukaj ścianę w pobliżu runy, być może w niszach odnajdziesz jakieś wskazówki które ktoś tam zostawił, mogą tam być także zapasy wody lub jedzenia, to dość powszechne by przy takich oznaczeniach zostawić coś dla podróżników którzy mogą potrzebować czegoś na trasie. Prosić cię Fulgrimssonie nie mogę byś wyprawił się po manuskrypt i boczył z trasy jaką już obrałeś by odkupić swój honor, jednak jeśli będziesz mógł to zrób wszystko by odzyskać święte pismo. Być może i tak że nie trafisz nawet w te okolice, ale będziesz wiedział kiedy użyć mapy jeśli tylko twoje oczy ujrzą owy podziemny most nad rozpadliną. Czy masz jakieś pytania? - Islejfur aż sapnął głośno, nagadał się mocarnie i żyła mu na skroń wystąpiła gruba na palec.

- Jeśli przyjdzie nam opuścić jaskinie to może uda się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W końcu ukryta ścieżka również na zewnątrz prowadzi no i mniejsza szansa ogry tam napotkać czy inne cholerstwo pałętające się po tych tunelach. Ostatnimi czasy jak tam bywałem to gdzie się nie obrócisz to dupą otrzesz o jakieś plugastwo. Z pytań chyba tylko jedno. Jak wygląda ta runa co to ma być drogowskazem? W zamyśle sprawa jest prosta. Udać się do tuneli pod miastem, sprawdzić zaznaczoną ścieżkę w poszukiwaniu zaginionego Vodana i tuby, a następnie powrócić jeśli udało by się odnaleźć poszukiwany przedmiot. Nie otwierać pakunku, strzec go bardziej niż oka w głowie i nie mówić nikomu o tym zadaniu. Pominąłem coś? Podsumował Grundi.

- Wszystko się zgadza. - Odparł kapłan i podrapał się po podbródku. - Runę poznasz bez trudu, to dwie krzyżujące się linie, na dole będzie także duży okrąg a i po prawej od krzyża mniejsze koło. - Islejfur mówiąc, rysował niby palcem po ścianie znak.

- Cieszę się że przystałeś na naszą propozycję synu Fulgrima. Honoru w tym nie będzie wielkiego, sławy także nie uraczysz bo nigdy nikt się nie dowie o tym co dla nas postanowiłeś uczynić… jednak spraw się dzielnie a ofiara dla naszego boga zostanie uiszczona i zgodnie z obietnicą daną ci przed świętem Królewskiego Zmierzchu, wprowadzę cię w arkana sztuki tajemnej dostępnej tylko kapłanom wojny. Pamiętaj też że służba bogu jest wieczna i robiąc coś ku chwale Grimnira ten widzi twe starania i przeszkody jakie pokonujesz. Tak też błogosławię cię w imieniu naszego Pana, Grimnira, Boga Wojny i Wiecznego Wojownika który pokonał demony północy i dostąpił boskich mocy. - Islejfur obnażył topór i uderzył nim w ramiona Grundiego, raz na stronę… nie były to mocne ciosy ale nie należały też do tych z rodzaju defiladowych, Islejfur miał siłę a Grimnir niczego innego nie szanował ponad moc i wojenny kunszt.

- Jeśli uda ci się powrócić, z manuskryptem czy też bez, przyjdź do mnie tutaj, bez trudu tego dokonasz jeśli Azul będzie tu gdzie jest a ja nie polegnę w boju. Wody nie szukaj, nikomu o niej nie mów… zresztą i tak jej nie znajdziesz jeśli ona sama tego nie chce. Pamiętaj, pod żadnym pozorem nie czytaj manuskryptu, jeśli złamiesz ten zakaz wtedy już nikt ci nie pomoże, więcej powiedzieć nie mogę, ale miej na uwadze tę przestrogę. - Kapłan położył dłoń na ramieniu Grundiego i lekko potrząsną jego barkiem. - Jeśli nie masz już pytań to bywaj zdrów i uważaj na siebie. - Zdawało się że czeka jeszcze on na reakcję lub słowa Grundiego… jeszcze przez krótką chwilę.

- Bądź zdrów Islejfurze i jak Bogowie pozwolą to do rychłego zobaczenia. Grundi skinął głową kapłanowi. Kiedy ten się odwrócił i wracał do świątyni, Fulgrimsson wyciągnął fajkę i odpalił ją. Kapłan zniknął i należało wracać do obozu, powtórzyć jeszcze raz wszystkie instrukcje, postarać się zapamiętać mapę. Dużo myśli zaprzątało umysł Grundiego, ale przynajmniej ziele tliło się w fajce, a brukowany trakt przesuwał się pod stopami.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline