Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2014, 12:46   #24
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Niedziela, 15 października 2006, godz. 18:00

Jesienne słońce na dobre zniknęło już za horyzontem, ustępując miejsca nieśmiałemu księżycowi, dość zamglonemu o tej porze roku. Po intensywnym dniu pełnym wrażeń wszyscy marzą już tylko o odpoczynku. Mnisi marzą o wspólnym zjedzeniu kolacji w odbezpieczonej kuchni, Anna marzy o tym, by wydostać się z upiornych murów i w końcu się wyspać w zachęcająco brzmiącym z nazwy pensjonacie „Villa Lawenda”, Paweł chce wrócić do mieszkania i zacząć pisać artykuł, a Jarosław pragnie pozbyć się przysłanej mu ze stolicy pani konsultant i na własną rękę rozwikłać tajemnice opactwa. Być może pomyślne rozwiązanie sprawy poprawiłoby jego reputację i dało mu jakiś powód do dumy, tak potrzebny po tym wszystkim, co go ostatnio spotkało. Julia zaś ma ochotę rzucić to zlecenie w cholerę, skoro traktowana jest jak persona non grata. Nie będzie się przed nikim poniżać, ani nikomu wchodzić w tyłek. Ma swoją godność, swoją reputację i osiągnięcia, i naprawdę nie musi marnować swoich najlepszych szpilek na łażenie po brukowanym dziedzińcu.

Paweł, aby zachować wiarygodność co do zepsutego auta i mieć pretekst, aby wrócić w te okolice, wyjął ze swego pojazdu komórkę, zamówił taksówkę i po pół godzinie był już w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu. Karolina wysłała mu sms, że poza faktem, iż w okresie II wojny światowej klasztor służył za szpital polowy, nic innego się nie dowiedziała. Zresztą jej zdaniem zamierzchłe legendy i historia opactwa nie muszą być powiązane z obecnymi wydarzeniami – w końcu do tej pory był spokój, a jedynie niechęć do obecnego przeora wywołała całą tę serię niefortunnych zdarzeń.

Julia stała jeszcze chwilę patrząc na oddalające się plecy Borsuka po czym wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy wyszła za furtę zadzwoniła od razu do Brunona. Odebrał po trzecim sygnale.

- Wracam – rzuciła krótko – Chrzanić to, mam lepsze rzeczy do roboty. Prześpię się gdzieś w Bańkowie i rano jadę do Warszawy. Nie, nie obchodzi mnie co powie „góra”. Tutejszy posterunkowy sam sobie świetnie poradzi.

Po krótkiej rozmowie z Arkiem [możecie ją zawrzeć w swoich następnych postach] Anna zauważyła, jak klasztorna furta się otwiera i wychodzi przez nią Julia. Obie panie nie miały jeszcze ze sobą styczności, jednak wiedziały o swoim istnieniu. Julia zaproponowała Annie podwiezienie do Bańkowa, z czego dziewczyna skwapliwie skorzystała. Siedząc w aucie Julii obie milczały, każda ze swoich powodów. Obie też zatrzymały się w „Villi Lawenda”, chyba jedynym pensjonacie w okolicy.





Ku radości Anny „Villa” prezentowała się bardzo przytulnie. Pensjonat utrzymany był w stylu rustykalnym, a na dodatek przybytek dysponował sauną i salą kominkową z biblioteką. Czyż może być lepsze miejsce do relaksu po kilku dramatycznych dniach? Podziękowała za klucz i pokonując kilkadziesiąt schodów znalazła się w przytulnym pokoju na poddaszu.



„Bor” z niejaką ulgą zauważył, że Julia jednak za nim nie poszła. Wkroczył do klasztornej kuchni, gdzie technicy streścili mu swoje odkrycia i zostawili samego. Kuchnia wyłożona była białymi kafelkami, jedną ze ścian zajmował duży, kaflowy piec opalany węglem lub drewnem. Na ścianach suszyły się zioła i warkocze czosnku, na hakach i belce zwisającej z sufitu wisiały garnki i patelnie. Bardzo przytulna, staroświecka kuchnia.



Borsuk skanował pomału pomieszczenie, próbując sobie wyobrazić, co zaszło owego feralnego wieczoru. Miał nadzieję, że technicy zdjęli odciski palców. Na stole, oprócz porzuconej deski do krojenia i noża, zauważył rozsypaną mąkę. Gdy podszedł bliżej zauważył, że z mąki faktycznie usypany jest napis „Dies Irae”, tak, jak zeznał to brat Mateusz. Najwyraźniej ktoś dostał się do kuchni tylnym wejściem i w krótkim czasie zdążył zostawić po sobie pamiątkę oraz dosypać czegoś do jednego z talerzy. Musiało to być w czasie, gdy brat Mateusz zaniósł już pierwsze trzy talerze do jadalni. „Bor” przeszedł przez kuchnię i otworzył drzwi od podwórza. Mimo rozmokłego po wczorajszej ulewie gruntu dostrzegł odcisk buta. Wyjął podręczny centymetr i zmierzył. Na jego oko był to rozmiar 44. Powrócił do środka i przyjrzał się uważnie stojącemu na kuchence garnkowi. Powąchał jego zawartość. Nie wyczuł jednak nic podejrzanego. Za to na pobrudzonym stole widać było ślady po zastosowanych przyprawach. Ktoś musiał się spieszyć otwierając wieczko słoika i rozsypał odrobinę obok talerza. Na wszelki wypadek Borsuk zawołał jednego z techników i nakazał zapieczętowanie nowych śladów oraz porównanie znalezionej przyprawy z substancjami znalezionymi na talerzu Krzysztofa. Swoją rolę uznał dziś za zakończoną. Musiał natychmiast przejrzeć pozostałe raporty i nabrać sił przed kolejnym dniem. Krąg podejrzanych zawężał się. Nie może jednak nikogo aresztować bez wyników analiz technicznych. Dobrze, że jutro poniedziałek.

Wychodząc nakazał odblokowanie kuchni i przekazał ojcu Aleksemu i bratu Mateuszowi, że pomieszczenia jadalne są gotowe do użytku. Brat Mateusz przyjął to z wyraźną ulgą. Od razu poleciał do kuchni szykować dla pozostałych spóźnioną kolację. Godzinę później dwunastu mnichów i jeden nowicjusz zasiedli przy wspólnym stole.

Julia Kwaśniewska, z brodą wspartą na ręce, przeglądała w komputerze policyjne akta. Niedzielny wieczór na komisariacie w Bańkowie upływał leniwie. Większość załogi była w terenie, na posterunku została tylko ona i dyżurny Malinowski. Gdyby nie pilne wezwanie od komendanta, który praktycznie wywołał ją z urlopu zasłaniając się nagłą sytuacją i brakami kadrowymi, wróciłaby do pracy dopiero jutro. Niestety - służba nie drużba. I tak udało jej się przez ostatnie dwa tygodnie zebrać siły i energię. Miała nadzieję, że uda jej się wkręcić w "pilną sprawę", czyli podejrzane i tajemnicze morderstwo w pobliskim opactwie. Nic tak nie motywuje do pracy jak nietuzinkowa zbrodnia. Znając jej kompetencje komendant nie powinien się sprzeciwiać jej udziałowi w śledztwie. Na razie jednak nie chciała wchodzić w paradę posterunkowemu Borsukowi. Dzisiaj spokojnie przejrzy akta i zeznania, a jutro dopyta "Bora" o postępy w śledztwie.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 26-08-2014 o 13:34. Powód: dodanie nowego członka drużyny :)
Ribesium jest offline