Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2014, 14:51   #21
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anna dopakowała swoje rzeczy i smętnie przeżuła obiad, gotowany ewidentnie w pośpiechu i na kostkach rosołowych. W sumie nawet żałowała, że nie zje wspólnie z mnichami na stołówce; może z ich zachowania wywnioskowałaby czy Borsuk mocno ich przemaglował i z którego mógł coś pożytecznego wyciągnąć. Czyżby odzywała się w niej tęsknota za dawną pracą? Nie. Ten rozdział miała już za sobą. Nie miała zamiaru ani wtrącać się w śledztwo, ani myszkować na własną rękę. Była pewna, że nie skończyłoby się to dobrze.

Z niechęcią spojrzała na wpół opróżnione talerze. Co powinna z nimi zrobić? Może na zewnątrz będzie jakiś wózek czy coś... I tak musiała opuścić pokój; miała dość gapienia się w ścianę. Zabrała naczynia, a po pozbyciu się ich ruszyła w stronę gabinetu przeora. Po drodze spotkała Borsuka; skupiony niemalże do granic opryskliwości maszerował z jakąś rudowłosą kobietą w średnim wieku. Zapytany o obiecany nocleg pokierował Annę do pensjonatu "Villa Lawenda" w Bańkowie i tyle go widziała.

Opat również nie był rozmowny co nieco zaskoczyło Annę. Widać było, że mimo wizyty policji kamień spadł mu z serca - pewnie cieszył się, że ktoś przejął dowodzenia nad jego małym męskim burdelem. Gorąco przepraszał dziewczynę za wszystkie niedogodności - co brzmiało dość szczerze - i nie robił problemów ze zwrotem pieniędzy za pobyt, kierując ją do brata Eustachego. Pobrawszy tam należne jej pieniądze w gotówce (nie chciała ryzykować, że w Lawendzie nie będzie mogła zapłacić kartą) podpisała co trzeba, pożegnała się i poszła po swoje rzeczy, a potem na podwórze. Teraz pozostawało jej tylko czekać aż któryś z policjantów będzie wracał do miasteczka; nie uśmiechało jej się dylać na piechotę osiem kilometrów. Spojrzała jeszcze raz na opactwo i w stronę stajni. Jednak koników to jej będzie brakować...
 
Sayane jest offline  
Stary 23-08-2014, 08:49   #22
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Przez chwilę trwała niezręczna cisza, którą wreszcie zdecydował sie przerwac Borsuk.
-Proponuję aby ojciec poszedł już odpocząć - powiedział zwracając się do Aleksego - Dziś już raczej się nam nie przydacie.- Teraz przeniósł wzrok na Julię lustrując ją uważnie wzrokiem.
-A co do pani- zaczął zmieniając ton na zdecydowanie bardziej oficjalny.- Prosiłbym o okazanie legitymacji, tak aby procedurom stało sie za dość.
Julia uniosła brew, a potem podała swoja legitymację.
- To nie jest dla mnie komfortowa sytuacja - powiedziała. - Podobnie, jak dla pana, jak widzę. Proszę nie traktować mojej obecności personalnie.
“Bor” tylko rzucił na nią okiem nie wgłębiając się w szczegóły.
-No to faktycznie jest nas dwoje.-mruknął z lekką nutą zrozumienia w głosie, oddając jej legitymację. Następnie nastąpiła chwila milczenia, w której starszy posterunkowy zastanawiał się co zrobić z nowo przybyłą “towarzyszką”, jak bardzo ją wtajemniczyć. Ostatecznie uznał, że skoro i tak musi tu być to może na coś się przyda. Jednak pod żadnym pozorem nie miał zamiaru jej niczego ułatwiać.
-Cóż, więc sprawa wyglada następująco- powiedział rzeczowym tonem. -W teczce mam wszytskie raporty z przesłuchań. Ja wstępnie się z nimi zapoznałem, mogę je przekazać Pani. Teraz udaję się do sprawdzenia jadalni i kuchni, ponieważ chciałbym je udrożnić jak najszybciej to możliwe.- Tutaj zatrzymał się na chwilę, kładąc aktówkę na stole i podsuwając ją w strone Julii. -Decyzję co do dalszych poczynań zostawiam Pani.- rzucił i nie czekając na jej reakację ruszył w stronę wyjścia z kaplicy.
 
Aronix jest offline  
Stary 23-08-2014, 14:56   #23
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Zmierzchało, gdy Arkadiusz obudził się z krótkiej drzemki w swoim łóżku. Brata Cyrusa nie było już w celi. Najwyraźniej dopił swoją herbatę i poszedł do siebie. Zgodnie z umową pozostawił tacę z naczyniami po obiedzie pod opieką nowicjusza. Arkadiusz spojrzał odruchowo na zegarek na dłoni i zerwał się na równe nogi. Krótka drzemka okazała się być dłuższa, niż przypuszczał. Było dwadzieścia po siódmej, a to oznaczało, że zaspał i nie poszedł na nieszpory. Ale chyba jego nieobecność nikogo nie zmartwiła, skoro nikt po niego nie przyszedł. Widocznie braciszkowie mieli ważniejsze sprawy na głowie, takie jak dalszy ciąg przesłuchań, zorganizowanie i zjedzenie obiadu. Albo stwierdzili, że po prostu nie było konieczności go budzić. Niech się wyśpi, skoro się zdrzemnął.

Poniuchał swój habit, by stwierdzić czy aby nie zaczyna już nieco śmierdzieć potem. Miał co prawda drugi, zapasowy... zdaje się, że wszyscy braciszkowie mieli w swym posiadaniu dwa habity, z których jeden zawsze nosili, a drugi zwykle był w tym czasie w praniu... ale nie było tragicznie; ubranie które nosił nie śmierdziało... jeszcze.

Wyjrzał przez okno. Słońce schowało się już za horyzont. Malowniczą okolicę rozświetlały promienie odbite od chmur, które tym sposobem zyskały swoją ciemno-pomarańczową barwę. Na podwórzu pośród zaparkowanych radiowozów policyjnych dostrzegł jakąś kobietę siedzącą na plecaku. Była to Anna, która z tego co się zdążył już zorientować, była turystką. Postanowił wyjść przewietrzyć się, zaczerpnąć nieco świeżego jesiennego powietrza, a przy okazji porozmawiać z nią na temat śmierci niejakiego Krzysztofa.



Rozmowa Arkadiusza z Anną

Dostrzegła go od razu i z ciekawością przyglądała mu się, gdy mijał zaparkowane samochody policyjne - Dobry wieczór Panience. Ładną mamy pogodę, nieprawdaż? Panna Anna jak mniemam? - Zapytał ze stoickim spokojem w głosie…
- A pan to…? - Anna zawiesiła głos. Pierwszy raz dobrowolnie odezwał się do niej inny mieszkaniec klasztoru niż opat, więc wzbudził jej zaciekawienie. Czego mógł od niej chcieć, skoro w zasadzie już wyjeżdżała? Wybadać co wie? W końcu wcześniej braciszkom nie zbierało się na pogaduszki, a czasu na to mieli aż za dość.
- Jestem tu nowy. Braciszkowie mnie przygarnęli. Mam na imię Arkadiusz. Na razie nie wiem, czy już jestem tutejszym nowicjuszem, czy nadal jeszcze pijakiem z Bańkowa. A Pani jest, o ile wiem, turystką i była pani świadkiem śmierci… - Nie wiedział jak dokończyć zdanie. Nie był pewny, czy niejaki Krzysztof był jej przyjacielem, czy tylko krótko-trwałym znajomym. Na wszelki wypadek złożył jej kondolencje widząc, jak wsiadała do samochodu… zdaje się że jakiejś pani policjantki po cywilu. - Szerokiej drogi - Dodał zauważywszy, że przy takim jak to jego szczęściu do kobiet, równie dobrze mógł od razu pójść się przejść w stronę rzeki.

- Aha… dziękuję… - Annę nieco zatkało. Czego on właściwie chciał? Wzruszywszy ramionami wsiadła do auta Julii i zapięła pasy. - Do widzenia. “Oby nie rychłego”, dodała w myślach.

Samochód odjechał. - Cóż - pomyślał sobie Arkadiusz - Nie tak krótkie dialogi się w życiu prowadziło. - Poprzedni dialog z kobietą; jego byłą partnerką był jeszcze krótszy i ograniczył się z jej strony do jednego tylko słowa: Spieprzaj. Arkadiusz podrapał się w plecy, zakręcił na pięcie, upewnił się, czy nikt mu się nie przyglądał i… wykonał sobie dla rozgrzewki 20 pompek. Po czym wstał i wrócił do swojej celi. Zrzucił z siebie habit i bluzę z kapturem. Zmienił koszulkę na czystą, wziął tacę z naczyniami po obiedzie i powędrował do kuchni.
 
__________________
Jeśli w głosowaniu wybierasz jakąkolwiek osobę, która będzie potem miała dzięki temu prawo tobą sterować, to nie miej pretensji, że jesteś sterowany.

Ostatnio edytowane przez Mal : 26-08-2014 o 18:55.
Mal jest offline  
Stary 26-08-2014, 12:46   #24
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Niedziela, 15 października 2006, godz. 18:00

Jesienne słońce na dobre zniknęło już za horyzontem, ustępując miejsca nieśmiałemu księżycowi, dość zamglonemu o tej porze roku. Po intensywnym dniu pełnym wrażeń wszyscy marzą już tylko o odpoczynku. Mnisi marzą o wspólnym zjedzeniu kolacji w odbezpieczonej kuchni, Anna marzy o tym, by wydostać się z upiornych murów i w końcu się wyspać w zachęcająco brzmiącym z nazwy pensjonacie „Villa Lawenda”, Paweł chce wrócić do mieszkania i zacząć pisać artykuł, a Jarosław pragnie pozbyć się przysłanej mu ze stolicy pani konsultant i na własną rękę rozwikłać tajemnice opactwa. Być może pomyślne rozwiązanie sprawy poprawiłoby jego reputację i dało mu jakiś powód do dumy, tak potrzebny po tym wszystkim, co go ostatnio spotkało. Julia zaś ma ochotę rzucić to zlecenie w cholerę, skoro traktowana jest jak persona non grata. Nie będzie się przed nikim poniżać, ani nikomu wchodzić w tyłek. Ma swoją godność, swoją reputację i osiągnięcia, i naprawdę nie musi marnować swoich najlepszych szpilek na łażenie po brukowanym dziedzińcu.

Paweł, aby zachować wiarygodność co do zepsutego auta i mieć pretekst, aby wrócić w te okolice, wyjął ze swego pojazdu komórkę, zamówił taksówkę i po pół godzinie był już w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu. Karolina wysłała mu sms, że poza faktem, iż w okresie II wojny światowej klasztor służył za szpital polowy, nic innego się nie dowiedziała. Zresztą jej zdaniem zamierzchłe legendy i historia opactwa nie muszą być powiązane z obecnymi wydarzeniami – w końcu do tej pory był spokój, a jedynie niechęć do obecnego przeora wywołała całą tę serię niefortunnych zdarzeń.

Julia stała jeszcze chwilę patrząc na oddalające się plecy Borsuka po czym wzruszyła ramionami i ruszyła w kierunku wyjścia. Gdy wyszła za furtę zadzwoniła od razu do Brunona. Odebrał po trzecim sygnale.

- Wracam – rzuciła krótko – Chrzanić to, mam lepsze rzeczy do roboty. Prześpię się gdzieś w Bańkowie i rano jadę do Warszawy. Nie, nie obchodzi mnie co powie „góra”. Tutejszy posterunkowy sam sobie świetnie poradzi.

Po krótkiej rozmowie z Arkiem [możecie ją zawrzeć w swoich następnych postach] Anna zauważyła, jak klasztorna furta się otwiera i wychodzi przez nią Julia. Obie panie nie miały jeszcze ze sobą styczności, jednak wiedziały o swoim istnieniu. Julia zaproponowała Annie podwiezienie do Bańkowa, z czego dziewczyna skwapliwie skorzystała. Siedząc w aucie Julii obie milczały, każda ze swoich powodów. Obie też zatrzymały się w „Villi Lawenda”, chyba jedynym pensjonacie w okolicy.





Ku radości Anny „Villa” prezentowała się bardzo przytulnie. Pensjonat utrzymany był w stylu rustykalnym, a na dodatek przybytek dysponował sauną i salą kominkową z biblioteką. Czyż może być lepsze miejsce do relaksu po kilku dramatycznych dniach? Podziękowała za klucz i pokonując kilkadziesiąt schodów znalazła się w przytulnym pokoju na poddaszu.



„Bor” z niejaką ulgą zauważył, że Julia jednak za nim nie poszła. Wkroczył do klasztornej kuchni, gdzie technicy streścili mu swoje odkrycia i zostawili samego. Kuchnia wyłożona była białymi kafelkami, jedną ze ścian zajmował duży, kaflowy piec opalany węglem lub drewnem. Na ścianach suszyły się zioła i warkocze czosnku, na hakach i belce zwisającej z sufitu wisiały garnki i patelnie. Bardzo przytulna, staroświecka kuchnia.



Borsuk skanował pomału pomieszczenie, próbując sobie wyobrazić, co zaszło owego feralnego wieczoru. Miał nadzieję, że technicy zdjęli odciski palców. Na stole, oprócz porzuconej deski do krojenia i noża, zauważył rozsypaną mąkę. Gdy podszedł bliżej zauważył, że z mąki faktycznie usypany jest napis „Dies Irae”, tak, jak zeznał to brat Mateusz. Najwyraźniej ktoś dostał się do kuchni tylnym wejściem i w krótkim czasie zdążył zostawić po sobie pamiątkę oraz dosypać czegoś do jednego z talerzy. Musiało to być w czasie, gdy brat Mateusz zaniósł już pierwsze trzy talerze do jadalni. „Bor” przeszedł przez kuchnię i otworzył drzwi od podwórza. Mimo rozmokłego po wczorajszej ulewie gruntu dostrzegł odcisk buta. Wyjął podręczny centymetr i zmierzył. Na jego oko był to rozmiar 44. Powrócił do środka i przyjrzał się uważnie stojącemu na kuchence garnkowi. Powąchał jego zawartość. Nie wyczuł jednak nic podejrzanego. Za to na pobrudzonym stole widać było ślady po zastosowanych przyprawach. Ktoś musiał się spieszyć otwierając wieczko słoika i rozsypał odrobinę obok talerza. Na wszelki wypadek Borsuk zawołał jednego z techników i nakazał zapieczętowanie nowych śladów oraz porównanie znalezionej przyprawy z substancjami znalezionymi na talerzu Krzysztofa. Swoją rolę uznał dziś za zakończoną. Musiał natychmiast przejrzeć pozostałe raporty i nabrać sił przed kolejnym dniem. Krąg podejrzanych zawężał się. Nie może jednak nikogo aresztować bez wyników analiz technicznych. Dobrze, że jutro poniedziałek.

Wychodząc nakazał odblokowanie kuchni i przekazał ojcu Aleksemu i bratu Mateuszowi, że pomieszczenia jadalne są gotowe do użytku. Brat Mateusz przyjął to z wyraźną ulgą. Od razu poleciał do kuchni szykować dla pozostałych spóźnioną kolację. Godzinę później dwunastu mnichów i jeden nowicjusz zasiedli przy wspólnym stole.

Julia Kwaśniewska, z brodą wspartą na ręce, przeglądała w komputerze policyjne akta. Niedzielny wieczór na komisariacie w Bańkowie upływał leniwie. Większość załogi była w terenie, na posterunku została tylko ona i dyżurny Malinowski. Gdyby nie pilne wezwanie od komendanta, który praktycznie wywołał ją z urlopu zasłaniając się nagłą sytuacją i brakami kadrowymi, wróciłaby do pracy dopiero jutro. Niestety - służba nie drużba. I tak udało jej się przez ostatnie dwa tygodnie zebrać siły i energię. Miała nadzieję, że uda jej się wkręcić w "pilną sprawę", czyli podejrzane i tajemnicze morderstwo w pobliskim opactwie. Nic tak nie motywuje do pracy jak nietuzinkowa zbrodnia. Znając jej kompetencje komendant nie powinien się sprzeciwiać jej udziałowi w śledztwie. Na razie jednak nie chciała wchodzić w paradę posterunkowemu Borsukowi. Dzisiaj spokojnie przejrzy akta i zeznania, a jutro dopyta "Bora" o postępy w śledztwie.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 26-08-2014 o 13:34. Powód: dodanie nowego członka drużyny :)
Ribesium jest offline  
Stary 26-08-2014, 14:05   #25
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Anna przyjęła wyjazd z opactwa z nieskrywaną ulgą, a pensjonat pozytywnie ją zaskoczył. Więcej nawet; zauroczył. To było miejsce gdzie powinna spędzić urlop, a nie jakiś zatęchły klasztor. Jeśli tylko okaże się, że jedzenie jest dobre, a opłaty na jej kieszeń to zostanie tu chyba do końca pobytu. No, o ile się nie okaże, że w tutejszych szafach również są szkielety. Na razie nie miała zamiaru się tym martwić. A może jednak powinna?
- Słyszałam policyjne syreny od strony klasztoru. Coś się stało? - zagadnęła kobietę, która zajęła się meldunkiem jej i Julii; oczywiście gdy policjantka już poszła. - Z daleka klasztor wygląda całkiem ciekawie, czy można go zwiedzać? - zapytała jeszcze niezobowiązująco. Sama nie wiedziała czy chce słuchać plotek, czy raczej powinna się już odciąć od tamtych spraw i zająć wreszcie sobą. Kręcąca się po pensjonacie policjantka zapewne nie da jej o tym zapomnieć, więc równie dobrze może przygotować się do rozmowy - choćby tym, że będzie miała wiedzę na temat klasztoru większą od niej czy od Borsuka. Pani z recepcji, kobieta w średnim wieku, spojrzała na Annę szybko i dość konspiracyjnym szeptem powiedziała:
- Trudno było nie słyszeć. Pędzili, jakby się paliło! Zapytałam po mszy żonę komendanta, cóż takiego się stało. Ponoć w klasztorze znaleźli trupa! Wyobraża pani sobie? Tego jeszcze w Bańkowie nie było, a mieszkam tu przeszło 40 lat! Oczywiście, że samo opactwo jest piękne. Położone na malowniczym wzgórzu, z pięknymi widokami na rzekę i łąki… Nawet stadninę mają, czasem prowadzą z dziećmi z Bańkowa i Sankowic taką terapię zajęciową z wykorzystaniem zwierząt. No ale teraz to strach tam będzie pójść -
widać, że mocno się zasępiła.
- Nigdy nie było z nimi problemów? Takie rzeczy zwykle nie dzieją się same z siebie…
- Nie, skąd - recepcjonistka wglądała na szczerze zdziwioną - Wszyscy tu szanujemy mnichów i ich wkład w życie Bańkowa. Wie pani - pomoc ubogim, aukcje charytatywne, darmowe obiady dla bezdomnych, no i ta terapia zajęciowa… Nowy opat ma sporo ciekawych pomysłów. Można powiedzieć, że powrócił do idei Tomasza z Akwinu - oddaje innym wszystko co sam ma. Doprawdy nie wiem, dlaczego w klasztorze o tak długiej tradycji i nieposzlakowanej opinii zdarzyło się coś takiego - rozłożyła ręce w bezradnym geście - No ale to już nie moja sprawa tylko policji.
- Faktycznie aktywista. - “A nie wyglądał”, pomyślała Anna. No cóż, bądź co bądź nie każdy dobrze znosi sytuacje stresowe. Miała nadzieję, że Borsuk szybko upora się z problemem, ale nie łudziła się, że to koniec. Jeśli to faktycznie morderstwo (czy też nawet kradzież ciała, która mogłaby pewnie na upartego podchodzić pod zbezczeszczenie), to pewnie jeszcze nie raz ją wezwą na przesłuchanie, o ewentualnej rozprawie nie wspominając. Ale się wpakowała… Ciekawe czy policja zawiadomiła już rodzinę Damiańczuka. Jeśli tak, pewnie zjedzie tu jutro i… no cóż, zatrzyma się zapewne w Lavendzie. Brr! - Można u państwa zostać ewentualnie na dłużej, a jeśli tak, to za ile? - spytała. Co prawda była końcówka sezonu - a raczej już po sezonie - ale niektórzy zamykali wtedy hotele na cztery spusty.
- Ależ oczywiście, oczywiście - widać było, że recepcjonistka jest szczerze ucieszona - Miejsca jest pod dostatkiem. Jak pani widzi nie mamy dużego obłożenia o tej porze roku - wysiliła się na fachowe określenie - Cena za dobę ze śniadaniem to będzie… - zerknęła gdzieś w papiery leżące na biurku - 50 zł. W to wchodzą oczywiście wszelkie udogodnienia, jak telewizor, parking czy sauna i biblioteka w sali kominkowej. Aaaa, jeśli będzie więcej turystów możemy też zorganizować wspólne ognisko oraz wycieczkę w pobliskie góry. Dam znać, jeśli byłaby pani zainteresowana.

Anna skinęła głową w podzięce, maskując zadowolenie. Cóż, to czy zostanie czy nie będzie w głównej mierze zależeć od rozwoju wypadków, nie od uroków Villi - choć te były niezmiernie kuszące.

Po rozmowie z recepcjonistką i załatwieniu wszystkich formalności dziewczyna wreszcie odetchnęła. Zjadła obfitą kolację i dopchnęła deserem (na prawdę pysznym czekoladowym sufletem). Wymoczyła się w wannie i odwiedziła saunę, choć miała (zapewne słuszne) wrażenie, że włączono ją specjalnie dla niej. Rozgrzana i rozleniwiona patrzyła potem przez okno na jesienny krajobraz, nieśpiesznie przerzucając kartki książki, którą wzięła z biblioteki i popijając zakupione w barze słodkie czerwone wino. "Wilk i gołębica", lekkie historyczne romansidło, w sam raz na relaks. Przecież po to właśnie tu przyjechała!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-08-2014 o 12:52.
Sayane jest offline  
Stary 28-08-2014, 13:33   #26
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Drzwi od kuchni były już otwarte. Wewnątrz Arkadiusz zastał grupę policjantów z dochodzeniówki. Jeden z nich pędzelkiem i w gumowych rękawiczkach starannie zgarniał z blatu mąkę do płaskiej przezroczystej torebki foliowej. Drugi, a właściwie druga, klęczała tuż za progiem drzwi prowadzących z kuchni na podwórze i również zabezpieczała jakieś materiały dowodowe. Kręcił się tam także "Bor" i wskazywał swoim podwładnym palcem, co mają robić.

Dostęp do zlewu był udrożniony, więc Arkadiusz mógł nie przeszkadzając nikomu zmyć naczynia po obiedzie zjedzonym z bratem Cyrusem. Zmył tylko dwa kubki po herbacie i aluminiowe sztućce. Pozostawił je w suszarce do naczyń. Styropianowe talerze wylądowały w znajdującym się pod zlewem śmietniku. Tacę przetarł tylko ścierką i położył na blacie obok zlewu.

- I jak tam śledztwo panie władzo? - Zaczepił Borsuka minąwszy go, gdy opuszczał już kuchnię. Borsuk obrzucił go swoim niewzruszonym badawczym wzrokiem nic nie mówiąc. - Tak sobie myślę, że o ile nikt z tutaj przebywających osób, z wyjątkiem turystów i opata, nie opuszczał klasztoru, to ciało tego niejakiego Krzysztofa chyba nadal musi gdzieś tutaj być. - Rozpoczął swój ideologiczny wywód zupełnie nie proszony o zdanie. - No i zastanawiałem się... - Kontynuował wcale nie śpiesząc się do wyjścia z kuchni - ... gdzie by to ciało mogło być. Na pewno panowie policjanci zauważyliście tą dziurę w murze i urwisko nad rzeką. Może tam ktoś powinien poszukać jakichś śladów ciała. - Borsuk zaczął w tym momencie przyglądać się mu z coraz większą profesyjną ciekawością, choć równie dobrze mógł w myślach szukać odpowiedzi na pytanie, skąd się biorą tacy gadatliwi osobnicy. Arkadiusz oparł się plecami o framugę drzwiową. Wielce prawdopodobne było, że zostanie pouczony, by nie utrudniał śledztwa. Z drugiej strony Bor mógł okazać się fachowcem, który jak serialowy detektyw Columbo wykorzystuje każdą nawet zupełnie przypadkową sytuację, żeby pozyskać jakieś poszlaki. - Tylko że jeśli ktoś wrzucił ciało z urwiska do rzeki, to o tej porze Ś.P. Krzysztof pewnie dopływa już do Warszawy... - dodał jeszcze Arkadiusz, zanim wreszcie przestał trajkotać i oczekiwał na reakcję Borsuka.
 
__________________
Jeśli w głosowaniu wybierasz jakąkolwiek osobę, która będzie potem miała dzięki temu prawo tobą sterować, to nie miej pretensji, że jesteś sterowany.
Mal jest offline  
Stary 31-08-2014, 11:29   #27
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Ołówek wędrował miedzy palcami lewej dłoni, raz szybciej, raz wolniej, podczas gdy czarnowłosa dziewczyna, która się nim bawiła, spoglądała na ekran monitora. Monitor był ulokowany po lewej stronie biurka, zaś akta leżały po jego prawej stronie. Julia pochyliła się lekko ku ekranowi, zaś prawa ręka podniosła się i zaczęła wodzić dłonią w powietrzu, na wysokości monitora. Po chwili wróciła do swej poprzedniej pozycji. Zanim zerknęła na stos papierów minęło trochę czasu. Czasu, który poświęciła na stukanie palcami o drewniany blat biurka. Czym pewnie denerwowała Malinowskiego, ale nie miała najmniejszej chęci przejmować się takimi drobiazgami. Teraz były ważniejsze sprawy. Taka jak to w opactwie.
A mnie tam nie ma.- pomyślała, zacząwszy przeglądać akta. Już przegląd w komputerze pozwolił jej jako tako rozeznać się w sytuacji, ale nic nie zastąpi szelestu papieru i spojrzeniu na sprawę przez papier.- Zobaczmy…
Następne pół godziny spędziła czytając akta, oraz robiąc sobie odręczne notatki w czerwonym notatniku. Gdy skończyła, zamknęła akta, wstała z krzesła i ruszyła korytarzem do gabinetu komendanta. Gdy tylko stanęła przed drzwiami zapukała. Czekając na zaproszenie, poprawiła szybkim ruchem włosy, ale i tak parę kosmyków spadło jej na oczy.
- Proszę! - zakrzyknął komendant tubalnie, bardziej odruchowo niż życzliwie. Julia weszła do pokoju. Sprawiał on dość posępne wrażenie, jak wszelkie zabytki PRLu. Sądząc po bałaganie na biurku komendant skupiony był bardzo nad jakąś sprawą. Nawet kawa w kubku już dawno wystygła pozostawiając czarny osad na brzegach szklanki. Kątem oka policjantka zauważyła smętną paprotkę na parapecie, którą zdecydowanie wypadałoby podlać.
-A, to ty. Siadaj, siadaj - gestem wskazał jej krzesło - I jak tam wakacje? - spytał w ramach wymiany uprzejmości, bez cienia skruchy, że wezwał dziewczynę do pracy ostatniego dnia jej urlopu.
- W sumie szefie nie było źle.- odparła, siadając na wyznaczonym jej miejscu, skończywszy obserwacje prawie uschniętej paprotki. Eh… faceci. O nic nie potrafią zadbać. Pewnie w domu ma tak samo.- rzuciła jeszcze w myślach. Po chwili kontynuowała.
- Prawie dwa tygodnie nad morzem. A pogoda dopisała. Zresztą, widać po mnie.
Fakt, Julia siedząc przed komisarzem, była cała brązowa. Gdyby nie była policjantką, mogłaby zapewne z dość dużym powodzeniem, robić kariere modelki. Twarz, karnacja, włosy, nienaganna figura. Na pewno mogła się podobać.
- Szefie jest sprawa- rzuciła. - Chodzi o to w opactwie. Chciałabym wziąć w tym udział.
Komendant Zbigniew z trudem oderwał spojrzenie od biustu pani detektyw, z czym nawet specjalnie się nie krył. Julia była wysportowana, zadbana i taka pełna energii… Obecna opalenizna tylko podkreślała jej walory. Chrząknął znacząco i podniósł ze stołu jakiś papier. Dziewczyna mogłaby przysiąc, że był to pierwszy lepszy świstek, byleby stworzyć pozory profesjonalizmu.
-Dobre wieści szybko się roznoszą, co? - mruknął bardziej do siebie niż do niej - Osobiście nie mam nic przeciwko. Sprawa wydaje się dość skomplikowana, a do tego delikatna - w końcu mamy do czynienia z męskim zakonem o nieposzlakowanej dotąd opinii. Na razie śledztwo prowadzi Jarosław. Jeśli uważasz, że nie pozagryzacie się nawzajem, możesz dołączyć do jego zespołu - komendant oderwał wzrok od kartki i ponownie zagapił się na policjantkę. Uśmiech jaki jej posłał, zdawał się mówić jedno, choć rozmówca na pewno skrzętnie próbował ukryć swoje myśli.
Julia przytaknęła. Cieszyła się z nowego przydziału, w końcu, kto by się nie cieszył. Jednak pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Trzeba będzie skontaktować się z Bosukiem. Oby jak najszybciej.
- Dziękuje za pozwolenie na udział w tym, panie komendancie- powiedziała, posyłając komendantowi lekki uśmiech. Może zapraszający, może tylko jako podziękowanie. Nie można było wyrokować.- Wieści jakieś już są z opactwa? Starszy posterunkowy Borsuk przekazał jakieś informacje?
- Na razie wiemy tylko, że “Borowi” udało się przesłuchać wszystkich 12 mnichów i jakiegoś nowicjusza, o którego obecności nikt nie miał pojęcia. W sumie powinien już być w drodze powrotnej na komisariat, no chyba że pojechał od razu do siebie. Najlepiej łap go na komórkę, jeśli nie masz numeru to Malinowski na pewno ci da. Wiemy też, że dziś przyjechała z centrali jakaś panienka, niby cywilny konsultant, która pojechała do opactwa przeszka… to znaczy.. pomagać w śledztwie. No ale lepiej pytaj Jarka o szczegóły - komendant wstał dając do zrozumienia, że rozmowę uznaje za zakończoną - No to powodzenia koleżanko - wyciągnął w stronę Julii rękę - Mam nadzieję, że twoje kobiece podejście do sprawy i perspektywa pomogą w pomyślnym rozwiązaniu klasztornych zagadek
Skinęła głową.
- Postaram się. Udam się zatem zadzwonić do “Bora”, panie komendancie. Nie będę już zajmowała czasu.
To powiedziawszy wstała i wyszła z pokoju. Gdy tylko to zrobiła wzięła głęboki oddech i dodała do siebie, bardzo cicho, sprawdziwszy czy nikt nie usłyszy wpierw:
- A to…
Komendant stał jeszcze przez chwilę gapiąc się w ślad za Julią. Kiedy jej ponętna osoba zniknęła za drzwiami z wyraźną ulgą upadł na krzesło. Sięgnął do szafki pod biurkiem i wydobył z niej dzisiejszy prezent od dziennikarza Wilamowskiego. Nie bacząc na to, że ktoś może wejść do pokoju, nalał sobie kieliszek i wypił go jednym chaustem.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 31-08-2014 o 11:33.
RyldArgith jest offline  
Stary 02-09-2014, 16:43   #28
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
Starszy posterunkowy jeszcze patrzył na pustą już jadalnię. Ostatni technicy zwinęli swoje sprzęty chwilę temu. Wszyskie polecenia zostały wydane, newralgiczne pomieszczenia sprawdzone, mnisi przesłuchani. Wszystko co należało zrobić z marszu zostało już zrobione i teraz można było nieco zwolnić. Choć akurat to określenie w odniesieniu do „Bora” nie było zbyt trafne. Chodziło tutaj raczej o to, iż nie musiał się już martwić kilkoma różnymi sprawami na raz. Teraz w końcu mógł w pełni się skupić na raportach z przesłuchań i przeanalizować je na spokojnie u siebie w mieszkaniu.
Kolejną informacją, która przyczyniał się do poprawy humoru Borsuka, był fakt iż Julia raczej na dobre opusciła klasztor oraz okolicę. Chyba zrozumiała, że nie warto mu wchodzić w paradę, a zwłaszcza jeżeli pierwszy raz od dawna dzieje się coś więcej niż ściganie małolatów, którzy wybijali szyby kamieniami. Myśląc o tym starszy posterunkowy pozwolił sobie na lekki uśmiech, rzucił ostatnie spojrzenie na stół po czym zabrał z niego teczkę z raportami, które dostarczył mu Cieślak wraz z informacją o odejściu „warszawianki”.

Przy wyjsciu z klasztoru powitał go przenikliwy ziąb, wzmagany jeszcze przez ostry wiatr wiejacy bezposrednio na niego. Przycisnął teczke mocniej do siebie i ruszył w kierunku samochodu, kiedy to usłyszał dzwonek swojego telefonu. Z poirytowaniem spojrzał na wyświetlacz komórki, na którym wyswietliło sie imię Julii. Gdyby nie to, że w sumie na dziś skończył w klasztorze, zapewne by nie odebrał. Stał juz przy samochodzie, zerknął jeszcze na zarys ceglanej konstrukcji, po czym nacisnął zielona słuchawkę.
-Nie mam czasu- rzucił, już tradycyjnie, na przywitanie. -Co się stało?-
-Też sie ciesze, że cię słysze- lekko uśmiechnęła się, oddalając od gabinetu komendanta.- Dzwonię by spytać kiedy będziesz w komendzie. Szef przydzielił mnie do sprawy opactwa.
Oparła się o ścianę, czekając na odpowiedź po drugiej stronie słuchawki.
-Lepsze to niż warszawianka, która się tutaj kręciła.- skwitował informację o przydzieleniu.
-Na samym posterunku raczej nieprędko sie pojawię. Teraz już praktycznie wyjeżdzam z klasztoru i wracam do siebie trochę pomyśleć. Kopię raportów z przesłuchań pierwszych świadków powinien mieć komendant, resztę dam Ci jutro. Bądź w klasztorze koło 9-10 rano.
- Nie ma sprawy. Stawie się skoro świt.
To powiedziawszy wyłączyła telefon i schowała go do kieszeni, a następnie ruszyła do swego biurka.


"Jak na złość kiedy jest odpowiednia okazja to nie ma dobrego alkoholu." Narzekał w myślach starszy posterunkowy jadąc nie w stronę Bańkowa, ale Sankowic. A wszystko z powodu tego, że w właśnie tam był jego ulubiony sklep z alkoholami. W Bańkowie można było dostać co najwyżej wódkę średniej jakości, już nie wspominając o dobrej whisky. Oczywiście Borsuk nie stronił od tańszych alkoholi, wręcz przeciwnie, jednak okazja pierwszej poważnej sprawy na jego zesłaniu (bo tak określał swoje przeniesienie) w Bańkowie wymagała czegoś nadzwyczajnego.

Zdążył jeszcze przed zamknięciem.
-To co zwykle panie władzo?- powitał go przyjaznym uśmiechem właściciel przybytku. Borsuk lubił tu przychodzić, nie tylko ze względu na asortyment ale również ze względu na własciciela. Drobny 70cio latek zawsze potrafił zagaić ciekawą rozmową, zarówno o trunkach, jak i wydarzeniach w okolicy. Był żywym przykładem subiekta starej daty, który szanował sprzedawany towar, a przede wszystkim klienta. Był tez głównym dostawcą okolicznych plotek i „newsów”, bardzo użyteczna persona z punktu widzenia funkcjonariusza miejscowej policji.
-Dziś nie do końca- odpowiedział rozgrzewając ręce.- Poproszę tę 20sto letnią.
-No no. Jakaś szczególna okazja?- Wrodzona ciekawość właściciela już dała o sobie znać
-Można tak powiedzieć. Związana ze sprawą morderstwa...na pewno o tym słyszeliście.
-Ah, tak tak. Zaskakująca sprawa to prawda. Jak idzie śledztwo?
-Cóż nie mogę udzielać niestety żadnych informacji. Musze tylko powiedzieć że to bardzo interesująca sprawa.- Jarosław specjalnie nie spieszył się z przekazaniem większej ilości informacji chciał sobie zapewnić dobrą kartę przetargową.
Właściciel monopolowego spojrzał na niego z ciekawością.
- No ja myślę, że ciekawa. Nikt by nie podejrzewał naszych braciszków o takie zapędy. Morderstwo? I to jeszcze na turyście? - pokręcił głową z niedowierzaniem. Wyszedł na chwilę na zaplecze, skąd przyniósł butelkę 21letniego Glennfiddicha.
- To najlepsza, jaką obecnie posiadam - zarekomendował - Zapakować? - spytał wbijając cenę na kasie fiskalnej - Ja tam, prawdę mówiąc, nie wierzę w to morderstwo - powiedział dość konfidencjalnie dając Borsukowi torebkę i paragon - A mój kumpel, prowadzący sklep spożywczy w Bańkowie też uważa, że był to nieszczęśliwy wypadek, przy czym powiedział mi, że jest tego pewny. Ale skąd ma taką pewność to trzeba by jego pytać. Mogę zapisać adres.- Borsuk tylko porozumiewawczo skinał głową,
-Gdyby to był zwykły wypadek to nie byłoby powodu aby ukrywać ciało, ale rozważę każdą mozliwość- powiedział wpatrując się w staruszka i zabierając kartkę z adresem, ukłonił sie lekko po czym opuścił sklep.
Droga powrotna zleciała mu szybko, do własciciela spożywczaka postanowił pojechać jutro z rana. Teraz chciał juz tylko rozłozyć się w swoim fotelu i przeanalizować dokładnie wszytskie fakty w towarzystwie whisky z lodem.
 
Aronix jest offline  
Stary 03-09-2014, 18:30   #29
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Poniedziałek, 16 października 2006 roku, godz. 08:00

Anna Wierzbowska przeżyła bardzo miłą i regenerującą noc w bezpiecznym i przytulnym zaciszu Villi Lawenda. Łóżko okazało się nadzwyczaj wygodne, a brak lęków i stresów związanych z miejscem noclegu sprawiły, że obudziła się w wyjątkowo dobrym humorze. Mimo iż jej pokój znajdował się na pierwszym piętrze, przez lekko uchylone okno doleciał ją zapach świeżo parzonej kawy i szczęk sztućców. Najwyraźniej w stołówce zaczęto już wydawać śniadanie. Dziewczyna przeciągnęła się ziewając i podłożyła obie dłonie pod głowę. Miała nadzieję, że dzisiejszy dzień będzie bardziej pozytywny niż poprzednie. Powylegiwała się jeszcze chwilę, aż w końcu z westchnięciem opuściła ciepłe pielesze, aby się umyć i ubrać. Było już bliżej dziewiątej kiedy zeszła na dół. Przy recepcji na stojaczku znalazła mapki turystyczne okolicy, a na tablicy korkowej dostrzegła informację o planowanym na wieczór grillu w ogródku. Towarzyszyć miał mu recital gitarowy w wykonaniu lokalnego celebryty. Na myśl o gitarze Anna zasępiła się, przypominając sobie o Krzysztofie. Czy naprawdę minęły dopiero dwa dni?

Noc upłynęła Arkadiuszowi dość niespokojnie. Parę razy wybudzał się ze snu – było mu raz zimno, raz gorąco. Do tego miał wrażenie, że po północy ktoś kręcił się w magazynie, znajdującym się między pralnią a punktem medycznym. Wyraźnie słyszał szuranie obuwia i jakieś szepty. Kiedy jednak wstał i wyjrzał na korytarz nie dostrzegł nikogo. W zaspanym umyśle zakołatała mu myśl, że przecież dzisiaj poniedziałek – dzień przyjazdu samochodu dostawczego z Bańkowa. Być może bracia Cyrus i Metody robili spóźnioną inwentaryzację. Ponieważ nic więcej się nie działo, Arkadiusz z powrotem rzucił się na łóżko i tak dotrwał do rana. Przy śniadaniu zastanowił go brak obecności obu braci. Czyżby zjedli śniadanie wcześniej, albo postanowili je opuścić? Po posiłku postanowił zajrzeć do ogrodu i piwniczki. Ogród był spokojny, senny i zamglony, jak to o jesiennym poranku. Jedynie w kącie ogrodu, tuż przy budce narzędziowej Arkadiusz dostrzegł świeżo wykopany dołek. W pierwszej sali piwniczki nie zastał nikogo. W beczkach spokojnie leżakowało sobie i dojrzewało wino. Zapukał do drzwi spiżarni, w której przechowywane były pozostałe przetwory. Odpowiedziała mu cisza. Gdy nacisnął klamkę, okazało się, że drzwi są otwarte. Było to dość dziwne zważywszy na to, że brat Cyrus zawsze pamiętał o ich zamykaniu. Pomieszczenie nie wzbudzało jakichś większych emocji. Na półkach piętrzyły się słoiki i butelki z kolorowymi etykietkami. Jedynie dywan leżący na podłodze wydawał się nieco przekrzywiony. O ile zawsze nie był tak niedbale rzucony, tego Arkadiusz nie mógł przecież wiedzieć.

Jarosław „Bor” Borsuk zaspał. Była prawie druga, kiedy w końcu, po trzeciej szklance whisky, zasnął nad papierami. Śniły mu się dziwne rzeczy – widział zakapturzonych mnichów idących klasztornym dziedzińcem. Nieśli oni kadzidło i śpiewali jakiś chorał gregoriański. On sam szedł za nimi w pewnej odległości. Nagle jednak jego uwagę przykuła studnia na dziedzińcu. Na jej daszku siedziała wrona i krakała dość donośnie. Klasztorne echo potęgowało jej głos. „Bor” podszedł do studni. Wrona odleciała. Posterunkowy dotknął korby i zaczął wyciągać z głębi wiaderko. Nienaoliwiony łańcuch skrzypiał przy każdym obrocie. Jeszcze kilka ruchów i wiadro znalazło się na wysokości torsu mężczyzny. Chwycił je obiema dłońmi i zajrzał do środka. To co zobaczył sprawiło, że omal nie wypuścił go z powrotem. W środku była odcięta głowa Krzysztofa Damiańczuka. Dokładnie w tej samej chwili usłyszał jak przez mgłę dźwięk dzwonka. Czy to dzwonią na mszę? Z trudem otworzył oczy. Telefon komórkowy rzucony niedbale na biurko terkotał bezlitośnie. Klnąc pod nosem na czym świat stoi Borsuk spojrzał na wyświetlacz. Laboratorium.
- Borsuk – rzucił krótko do słuchawki pocierając obolałe oczy i tłumiąc ziewnięcie.
- Dzień dobry panu, tu Alicja. Mamy już pierwsze wyniki analiz, o które pan prosił. Myślę, że to ważne. – kobieta na chwilę zawiesiła głos, czekając na jakąś reakcję. Wobec braku takowej podjęła wątek - W próbce pokarmu znaleźliśmy dość spore ilości cykutoksyny. Rozumie pan – cykuta. Ta sama, która ponoć zabiła Sokratesa. Jej pochodzenie w jedzeniu jest wyraźnie roślinne. Podejrzewamy, że to sproszkowany szalej jadowity.

Julia Kwaśniewska od godziny była już na nogach. Zrobiła rano dla zdrowia małą przebieżkę po okolicznych łąkach i teraz, zdrowo zdyszana, wzięła prysznic i przebrała się w policyjny mundur. Posterunkowy Borsuk kazał jej przybyć do opactwa między 9 a 10. Mając więc chwilę czasu postanowiła spotkać się z Anną Wierzbowską. Co prawda dziewczyna została już przesłuchana, ale mogła przecież sobie coś przypomnieć, albo zwyczajnie woleć nie mówić o niektórych przypuszczeniach. Przede wszystkim należało się upewnić, czy turystka nie potrzebuje pomocy psychologicznej. W końcu bycie świadkiem zabójstwa to nie lada przeżycie. Policjantka zastanawiała się też, czy w tym ferworze śledztwa ktokolwiek pamiętał o powiadomieniu o śmierci Krzysztofa jego rodziców. Przelała jeszcze kawę do kubka termicznego i pięć minut później parkowała swój motor pod pensjonatem Villa Lawenda. Okazała na recepcji legitymację i została skierowana do pokoju, w którym przebywała Anna.

Paweł Wilamowski, jak zawsze o tak wczesnej porze, pogrążony był we śnie. Brak jakichkolwiek nowych tropów od Karoliny nieco ostudził jego początkowy zapał. Nie liczył jednak na łatwe i szybkie wyjaśnienie sprawy. Przede wszystkim musi dziś odzyskać zaparkowane pod klasztorem auto. Może Zbyszek będzie też miał już jakieś nowe wieści. No ale na razie trzeba zebrać siły. Podrzemie jeszcze z godzinkę.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 03-09-2014 o 19:42.
Ribesium jest offline  
Stary 04-09-2014, 16:31   #30
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Po nienajlepiej przespanej nocy Arkadiusz był, że tak powiem, nie w sosie. Raz, że było mu na przemian zimno i gorąco i w pewnej chwili obawiał się nawet, że może jest podtruwany. Możliwość taką szybko wykluczył, bo fizycznie nic mu nie dolegało. Dwa, że wyraźnie słyszał, jak w nocy ktoś, co najmniej dwie osoby, kręciły się po opactwie szepcząc i szurając obuwiem. Mimo wszystko postanowił tego nie sprawdzać. Po śniadaniu chciał porozmawiać o tym z Bratem Cyrusem, albo z Bratem Antonim, których spodziewał się znaleźć w piwniczce albo w ogrodzie, ale ich tam nie zastał. Drzwi od spiżarni o dziwo były otwarte, ale wewnątrz nie zobaczył nic, co mogło go zdziwić bądź szczególnie zainteresować. W ogrodzie co prawda zauważył jakąś świeżo wykopaną dziurę w ziemi, ale nawet do niej nie zajrzał. Może jeden z braciszków sadził jakieś krzaki, albo potrzebna mu była ziemia do doniczki, albo wykopał robaki i poszedł nad rzekę na ryby... Mogło być wiele powodów do wykopania w ogrodzie dziury, a Arkadiusz nie był detektywem, żeby dochodzić "kto napluł na firanki".

Idąc korytarzem czuł się nieszczególnie. Miał wrażenie, że wszyscy go niejako omijali. Na przykład Anna... zamieniła z nim w sumie może jedno zdanie, po czym wsiadła w samochód i tyle ją widział. Borsuk był rozmowny tylko w czasie przesłuchania. Jak go później Arkadiusz zagadnął w kuchni, Borsuk dosłownie go olał. Braciszkowie ogólnie rzecz biorąc nigdy nie byli gadatliwi, a już szczególnie w trakcie dzisiejszego śniadania, przy którym Bracia Cyrus i Metody byli nieobecni. Nawet opat, który nie wezwał go do siebie na rozmowę, a przecież Arkadiusz spędził już w klasztorze kilka dni, też zaczynał wydawać się jakiś nietypowy. Dosłownie nie było w tym klasztorze do kogo gęby otworzyć.

Korytarz był pusty. Dochodzeniówka nie pozostawiła po sobie ani śladu. Przed budynkiem nie było już żadnych samochodów. Poranek zapraszał piękną pogodą i świeżym powietrzem. Nie było najmniejszego sensu, żeby go przebimbać w murach klasztoru.

Arkadiusz, tak jak stał na klasztornym podjeździe, tak raptem namyślił się i ruszył przed siebie w pieszą podróż do Bańkowa na skróty przez las. Znał tą dróżkę doskonale. Wąska, wydeptana dróżka prowadziła najpierw w dół do rzeki. Potem do ściany lasu szło się około kilometra przez pastwiska i łąki. Kolejne 5 kilometrów szło się cały czas prosto niejako z górki bardzo łagodnym zboczem, przez las, aż do zabudowań miejscowości Bańków. Ulica z kostki brukowej zaczynała się dopiero za budynkiem apteki. Arkadiusz wszedł do środka budynku. Od wejścia aż do okienka mimowolnie pozostawił ślady z obłoconych butów. Kupił witaminy. Kobieta po drugiej stronie aptecznej szyby była równie gadatliwa co braciszkowie w opactwie.

6 kilometrów na piechotę było odczuwalne w łydkach. Na szczęście do miejsa, w którym obecnie mieszkał, miał z apteki niedaleko. Wysłużony dziesięcioletni Opel Vectra, którego Arkadiusz był szczęśliwym posiadaczem, nadal stał przed domem na ulicy Jeziornej, jak nazwa wskazuje sąsiadujacej z pobliskim jeziorem, a właściwie płytkim stawem pełnym karasi. Przed złodziejami kołpaków samochód chroniła stalowa brama. Arkadiusz otworzył bramę kluczami i wszedł na posesję swojego szefa. Następnie otworzył drzwi domu i stwierdził, że wewnątrz było pusto. Szef, jak to zwykle w poniedziałek, był najprawdopodobniej w pracy. Arkadiusz pozostawił mu na kuchennym stole kartkę następującej treści "Wszystko u mnie w porządku. Byłem rano. Wziąłem samochód. Jakby co, można mnie znaleźć w opactwie w Lesznikowie. Wracam w środę. Pozdrowienia. Arkadiusz."

Zamknął dom upewniwszy się, że zrobił to dokładnie. Wsiadł do swojego Opla. Nawet nie się spojrzał we wsteczne lusterko, gdy na luzie wytoczył się samochodem z garażowego podjazdu na ulicę. Standardowo, wysiadł i zamknął za sobą bramę posesji. Słońce prażyło przyjemnie w plecy. Pogoda była niesamowita, idealna na wycieczkę. Raz jeszcze usadowił się wygodnie za kierownicą i uruchomił pojazd. Silnik zagrał znanym, nieskazitelnie czystym tonem.

Chwilę później Arkadiusz mknął od lat nie remontowanymi drogami zadupia, jakim bez cienia wątpliwości był Bieńków. Mijał domy, stodoły, zagrody. Na najbliższym skrzyżowaniu droga w lewo prowadziła do Lesznikowa. Arkadiusz skręcił w prawo w stronę, że się tak wyrażę, centrum miasteczka. Centrum stanowiła droga przelotowa z Sankowic do trasy E77 prowadzącej do odległej o jakieś 30 kilometrów Warszawy. Zatrzymał się na kolejnym rozwidleniu dróg i zjechał w prawo na parking przed restauracją "Ratuszowa". Ratusz znajdował się na tym samym rozwidleniu dróg, ale po drugiej stronie ulicy. Był to stary, przedwojenny jeszcze budynek z czerwonej cegły, ze stalowymi drzwiami zamkniętymi na cztery spusty. Restauracja zaś mieściła się w budynku postkomunistycznym koloru brudno kremowego. Przed restauracją stały dwa samochody, niebieski Peugot i czarne Audi, obydwa na warszawskich rejestracjach. Arkadiusz zaparkował pomiędzy nimi i trzasnąwszy pieszczotliwie drzwiami samochodu, wszedł do budynku.

Wewnątrz było przytulnie. Na stolikach bieliły się obrusy i zieleniły kwiatki w wazonach. Na ścianach wisiały popularne ostatnimi czasy ogromne zdjęcia Mostu Brooklynskiego i Nowojorskich drapaczy chmur, bardzo kontrastujące z tym, co można było zobaczyć za niestarannie pomalowanym oknem. Ale ogólnie było miło, a krzesła wyglądały na wygodne. Przy jednym z takich stolików siedziała para w podeszłym wieku. Cicho konsumowali gołąbki z ziemniakami. Przy drugim stoliku w kącie sali siedział wysoki mężczyzna w czarnym garniturze, najprawdopodobniej właściciel czarnego Audi stojącego przed restauracją. Spojrzenie miał jak by go właśnie z więzienia wypuścili. Arkadiusz postanowił usiąść w przeciwległej części sali, która to część była blisko baru.

Wkrótce podeszła doń miła, młoda kelnerka w wieku studenckim i zapytała co podać. Arkadiusz nie zdążył się jeszcze zapoznać z leżącą na stole kartą dań. Zapytał więc wprost - Schabowe są? - Uśmiechnęła się z przekąsem i odparła - Niestety, to jest restauracja wegetariańska. Arkadiusz był na te słowa niemile zaskoczony, ale przypomniał sobie, że przecież para starszych ludzi siedzących przy stoliku nieopodal jadła właśnie gołąbki. - A tamci państwo... - Zapytał - ...jedzą gołąbki, czyż nie? - Tak, proszę pana, - odparła - ale te gołąbki są bezmięsne; z kaszą gryczaną i z grzybami. - Uśmiechnęła się jeszcze przekorniej. Dało się zauważyć, że było dla niej wszystko jedno, co zamówi i czy w ogole coś zamówi klient. Pod koniec dnia podliczała swój przychód i raz na kilka tygodni dostawała od właściciela/właścicielki wynagrodzenie. Tylko to się dla niej liczyło, dlatego nie wpadła na pomysł, żeby zakłopotanemu Arkadiuszowi zaproponować jakieś pożywne danie spośród tych wegetarianskich. - A niech sobie sam poszuka - pomyślała i poprawiła swój fartuszek.

Arkadiusz poprosił o chwilę do namysłu. Przez jego umysł przeleciała myśl, żeby po prostu wstać i wyjść, ale jakoś nie wypadało. Towarzystwo na sali z ciekawością oczekiwało na jego dalszą reakcję. Wstrzymał się do czasu przeczytania treści karty. Jak na złość otworzył folder na stronie z trunkami i zamaszyście cofnął kilka kartek do dań głównych, a młoda kelnerka w tym czasie wywędrowała gdzieś na zaplecze. Gdy wróciła, zamówił dla siebie naleśniki ze szpinakiem, polane dodatkowo sosem grzybowym z borowików i szklankę soku jabłkowego. Okazało się, że nie musiał długo czekać na zrealizowanie zamówienia, a danie było wybornie przyrządzone i na prawdę satysfakconujące w stosunku do ceny 15 złotych.

Po lunchu w "Ratuszowej", Arkadiusz postanowił jeszcze zatankować bak samochodu. W tym celu był zmuszony przejechać kilka kilometrów do trasy E77. Tam znajdowała się stacja Orlenu. Zatankował bak do pełna. Kupił też sobie kilka Snickersów i butelkę wody mineralnej. Tak zaopatrzony wrócił do opactwa w Lesznikowie. Zaparkował na podjeździe, w cieniu drzewa, z dala od głównego wejścia do opactwa i kościoła, by nie tarasować dojazdu innym samochodom. Dopiero teraz dostrzegł stojące w tym miejscu auto dziennikarza. Oczywiście nie mógł wiedzieć, czyj to był samochód.

Wziął z siedzenia reklamówkę z butelką wody mineralnej i batonikami, zamknął drzwi na klucz i już miał udać się w kierunku opactwa, gdy dałby sobie rękę uciąć, że usłyszał jakieś głuche odgłosy dobiegające z bagażnika samochodu Pawła Wilamowskiego.

Z zaniepokojeniem podszedł do Nissana i pochylił się nieco, by raz jeszcze coś usłyszeć. Początkowo nic nie usłyszał i bardzo był z tego faktu zadowolony. Stał tak pochylony przez około dziesięć sekund z jednym uchem niemalże przytulonym do klapy bagażnika. Tylnie szyby Nissana Patrol były zaciemnione i Arkadiusz zupełnie nie mógł dostrzec, co znajdowało się w jego wnętrzu. Raptem ponownie usłyszał jakieś ciche odgłosy, jakby stukanie. Odskoczył od maski samochodu i ze strachem w oczach pobiegł do drzwi opactwa kurczowo trzymając w garści reklamówkę. - Tam ktoś jest w bagażniku! - Ta jedna myśl w głowie Arkadiusza zagłuszyła wszystkie inne myśli.
 
__________________
Jeśli w głosowaniu wybierasz jakąkolwiek osobę, która będzie potem miała dzięki temu prawo tobą sterować, to nie miej pretensji, że jesteś sterowany.

Ostatnio edytowane przez Mal : 08-09-2014 o 15:03.
Mal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172