Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 00:49   #18
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Otrzymawszy odpowiedzi na zadane pytania, Robin skinął doktor Alreunie głową na znak aprobaty za udzielone wyjaśnienia. Oczywiście nie przeszkadzał mu w tym fakt, że pani doktor w zasadzie nie odpowiedziała ani na pytania jego ani to które powtórzył po nim Peter. Robin umiał już wszak rozmawiać z personelem projektu. Te kilka lat dzieciństwa, które spędził w jego otoczeniu, doskonale go tego nauczyły.

- Czemu tu jesteśmy?
- Jesteście wyjątkowi.

- Gdzie są nasi tata i mama?
- Tu jest wasz dom.

- Czy to będzie bolało?
- Nie możesz się teraz ruszyć.


Oni tak już mieli. Zadawanie prostych pytań nigdy nie kończy się uzyskaniem odpowiedzi, które by do nich pasowały. Co nie oznaczało wszak, że odpowiedzi te pozbawiony były sensu. Były po prostu w innym języku. Szczęśliwie nauczył się go rozumieć. I tak na przykład gdy ktoś z personelu przychodził do nich i próbował objaśnić coś o czym sam nie miał pojęcia, wystarczyło przyjąć do wiadomości, że jedyne istotne treści kryją się na początku i końcu wypowiedzi. W wolnym zatem tłumaczeniu słowa doktor Alreuny oznaczały tyle co: “Popełniliśmy wiele błędów. Przykro mi.” I odpowiedź ta o tyle go satysfakcjonowała, że takiej właśnie się spodziewał.

Niewzruszony wieścią o unicestwieniu dotychczasowego personelu wrócił do jedzenia śniadania. Nie to, żeby z River nie mieli wśród tamtych ludzi tych, których lubili bardziej, czy mniej. Ale oni i tak często się zmieniali, a co ważniejsze Robin czuł, że przywiązywanie się do nich byłoby bardzo niewłaściwe. Co się tyczy tego co było wcześniej przed szkoleniem...

Tu pamięć go zawodziła. Pamiętał jakichś ludzi. Opiekunów? Rodziców? Bardzo dużo ludzi w każdym razie. I żadna z ich twarzy nie wydawała mu się bliska. Zupełnie żadna. No dobrze, prawie żadna. Ale lord de Abernathy z pewnością przeżył ten straszny koniec świata i nadal nad nimi czuwa. Inaczej by się nie obudzili tu wraz z River.

Podpatrzone u chińskiej dziewczyny z naprzeciwka i sprawdzone na swoim talerzu tosty z syropem klonowym okazały się bardzo słodkie. I bardzo dobre. Zwłaszcza z kakaem. A wiadomym jest, że dzień nie rozpoczęty kakaem jest dniem, który nie może sie odbyć.

Jadł więc, pił, jadł i z każdym kolejnym kęsem czuł, że jego organizm domaga się wciąż kolejnych, nowych bodźców smakowych. Folgując mu bez najmniejszego skrępowania, słuchał dalszej rozmowy. O tym, że Eden ich potrzebuje. O niewidzialnej Hillevi. O nieżywej Annie. O tym, że pada śnieg. O snach chińczyka Chenga. O supermocach. O mrówkach i żołnierzach. I wreszcie o wampirach…
Chińczycy okazali się bardzo rozmowni.

- Scooby dooby dooo…. where are you, we’ve got some work to do now… - zaczął w pewnym momencie cicho nucić pod nosem co jednak po części było zagłuszane jego nieustannie niemal pełną buzią. I wtedy właśnie River złapała go nagle, mocno za rękę i ścisnęła wpatrując się w niego z takim przestrachem jakby właśnie wampira zobaczyła. Aż go zabolało. Ale nim to odczuł, wpierw na chwilę porządnie zaniepokoił się o siostrę. Zaraz jednak uznał, że musiała odbyć kolejny spacerek. I pewnie szukała teraźniejszości. Uszczypnął ją w rękę. To czasem pomagało. Przerażenie zniknęło z jej twarzy niemal natychmiast. Choć nie miał pewności czy akurat przez uszczypnięcie bo ręki nie zabrała. Zamiast tego jej spojrzenie utknęło w jakimś niematerialnym punkcie tuż nad powierzchnią stołu. I tam już zostało.
- River? - zapytał siostry po czym gdy nie zauważył żadnej reakcji wywrócił oczami zniecierpliwiony - Riiiiiveeeer...
Nie szkodzi. Będzie musiał poprosić panią doktor, żeby zorganizowała posiłek dla niej w późniejszym czasie. Dopił kubek kakao obmyślając to co zaraz powie.
- Alreuno - powiedział swoim przerysowanie ładnym angielskim tonem gdy pożegnała się zaraz po tym jak wywołano ją przez głośnik - Moja siostra będzie potrzebowała posilić się w późniejszym czasie. Chciałbym, żeby ktoś przeniósł śniadanie dla niej do naszego pokoju. Lubi kakao. I naleśniki. Mogą być z tym dżemem jagodowym. Reszta… - wahał się przez chwilę szukając odpowiednich słów, które miał, a które przecież gdzieś mu umknęły - wedle uznania.
Skinął głową na znak, że w tej kwestii koniec, ale od razu też podniósł rękę, że co do reszty to ma jeszcze coś do zakomunikowania.
- Chciałbym też poinformować, że ja i River nie będziemy dalej uczestniczyć w tym nowym szkoleniu. Jego plan nie znajduje naszej aprobacji - Tu zrobił pauzę, ale chyba zdziwiony bardziej tym jak to zabrzmiało i do czego to czego chce może go doprowadzić. Szybko zatem dokończył - Możemy ostatecznie się zgodzić na kontynuowanie poprzedniego szkolenia.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline