Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 11:21   #389
Manji
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
3 Vharukaz, czas Aurazytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Obóz w ruinach, poranek



Gdy tylko Detlef oddalił się od pozostałych, Dirk wymknął się i ruszył w ślad za Zhufbarczykiem. Upewniwszy się, że nie idzie nikt z oddziału za nim, oraz rozglądając się do okoła, czy nikt obcy nie obserwuje oddział, przyśpieszył by dogonić Detlefa. Gdy już się z nim zrównał zastąpił mu drogę i się zatrzymał.
Dirk obserwował mowę ciała, postawę oraz gotowość do walki Detlefa. Sam stanął tak aby błyskawicznie móc dobyć sztyletu. Przez chwilę obaj khazadzi stali i patrzyli sobie w oczy.
- Co sądzisz o szybkim wypuszczeniu z paki Rorana? I generalnie o jego dzisiejszej wypowiedzi? - Dirk czujnie rozglądał się, było ogromne prawdopodobieństwo, że są obserwowani.

- Mówisz o tym starym capie? - Detlef zapytał retorycznie. Zauważył nerwowość rozmówcy, jednak jedyną reakcją na to była podniesiona prawa brew. - Zaiste dziwne. Każdy z nas po próbie zabójstwa królewskiego trafiłby do kazamatów na długie miesiące, jeśli nie lata. A ten stary piernik lata wolny po całym Azul i próbuje na nowo formować oddział w imię… no właśnie, w imię czego? - Pytanie zawisło w powietrzu. I tam miało pozostać, bo ani on, ani, jak sądził, Dirk nie znał na nie odpowiedzi. - Nie mam pojęcia kto za nim stoi i wyciąga go z szamba, do jakiego sam się co rusz ładuje. Nas też przy okazji. W każdym razie nie przemawia do mnie ta bzdura o gwiazdach i woli bogów, bowiem bogowie mają nas głęboko w życi, a cała reszta to pieprzenie jakiegoś przyjaciela elfów. - Skrzywił się z niesmakiem. [i]- Zdaje się, że on albo w to naprawdę wierzy, albo odgrywa przed nami jakąś rolę, tylko nie wiem co chciałby w ten sposób osiągnąć… Ronagaldson wybrańcem bogów i nadzieją Azul na odepchnięcie zielonej hordy spod murów miasta? Prędzej zacznę srać złotymi monetami, niźli w to uwierzę.

Dirk wciąż się bacznie rozglądając, przybliżył się do Detlefa by móc zniżyć głos.
- Gdy służyłem u kapitana Karguna Storrinsona, czasem zdarzało się nam przewerbować wojaków z przeciwnej frakcji. Obawiam się, że Rorek jest przewerbowany. Rozmawiając z Thorinem zwróciłem uwagę na ukryte podejrzenia co do Rorana. Tłumaczył swoje podejrzliwe zachowanie dziwnymi zdarzeniami. Teraz to się układa w jedną całość. Obawiam się, że Bonarges przewerbowało Rorana. - Szeptał Dirk.

- To nawet możliwe… - roześmiał się. - Tylko ciekawym, czy sam Ronagaldson jest tego świadomy, czy po prostu tańczy tak, jak mu zagrają?
- Mam pewien specyfik, którym moglibyśmy go nieco nastraszyć i przepytać, ale to byłaby ostateczność. - Zasugerował Urgrimson

- Tylko, że to mogłoby zadziałać jedynie wtedy, gdy świadomie sprzyja temu całemu Bonarges. Jeśli jest nieświadomym pionkiem, to będzie święcie wierzył w te swoje gwiazdy i przeznaczenie. Biedny dureń… - Podsumował Detlef. - Myślę, że nie ma co robić szumu do czasu, gdy zdradzi się czymś… Poczekajmy jeszcze, może jest zwykłym szaleńcem… - Zhufbarczyk znowu się uśmiechnął.

- Więc będziemy go obserwować, a może nawet warto byłoby go karmić fałszywymi informacjami. Na pewno należy powstrzymać dzielenia się z nim ważnymi informacjami, tak jak było to do tej pory. On wszystko wiedział. - Młody Urgrimson wciąż mówił szeptem. Następnie normalnym głosem dodał - Na rynku pokazałeś, że świetnie miotasz. Posiadam broń masowego rażenia, ale trzeba nią celnie miotać. Mógłbyś tym dla mnie cisnąć - - Dirk wydobył z torby gliniany garnek - na przykład w tamtą beczkę - po czym wskazał cel ręką.

- Czemu nie. - Odparł po chwili namysłu. Nie bardzo rozumiał po co miałby rzucać skorupą w beczkę, ale co tam. Wziął pocisk od Dirka, zważył w dłoni i zamachnął się celując w sfatygowaną beczkę stojącą nieco dalej.

Garniec wypełniony był wodą. Dirk chciał sprawdzić jak celnie nim miota Detlef. Było to dla niego obecnie istotne. Bo wyposażony był w śmiertelne bąby, które dodatkowo po pewnych usprawnieniach stały się jeszcze bardziej groźne. Martwiło go jedynie to, że sam słabo miotał.
- Spreparowałem ładunki zapalająco eksplodujące, którymi należy miotać w grupę wrogów. Płomień jest w stanie częściowo stopić pancerz metalowy. - Tłumaczył Dirk, a choć nie szeptem to wciąż dość cicho.

Detlef tylko potakiwał. Niewiele rozumiał z tego inżynierskiego żargonu. Ale rozumiał, że toto mogło stanowić narzędzie niosące śmierć, a takie zabawki lubił.

- Myślę, że to nam nieco pomoże przetrwać na zewnątrz. Czy ktoś jest jeszcze w oddziale co potrafiłby celnie tym miotać? Ilu potrafi postawić ścianę tarcz? Czy jest z nami jakiś skaut? Czy strzelcy maja swoich ładowniczych? - Pytał konspiracyjnie Dirk.

- Eee tam… dupa nie oddział. - Detlef nie lubił tego tematu, bo od początku gryzła go niska dyscyplina i brak ćwiczeń mających stworzyć z tej bandy indywidualistów jeden organizm. Śmiertelnie groźny dla swoich wrogów.

- Dupa to nasz samozwańczy sierżant. Nie obrażaj proszę fachowców

- To nie tak. Każdy z nich jest dobrym krasnoludem. Zawziętym, bitnym i honorowym. Ale za grosz nie potrafią współdziałać - głównie dlatego, że dotąd nikomu na tym nie zależało…

- Więc nie ma co z nimi gadać, a należy działać. Zbierzmy się wszyscy ci co się znają na wojaczce i stwórzmy oddział w oddziale Rorana. Ja zawsze walczyłem w tyłach ściany tarcz, wyrzynając tych co nas obchodzili, albo przedarli się przez czoło kolumny, a gdy nie było wroga w pobliżu ładowałem kusze i podawałem strzelcom. Potrafię strzelać z kuszy, ale też nie obca mi walka w pierwszej lini ściany tarcz. - Dirk mówił tak jakby składał raport.

Detlef długo milczał, patrząc tylko na Dirka. Kiedy wreszcie się odezwał, w głosie zabrzmiała jakaś stalowa nuta:
- Nim wyruszymy będzie trzeba ustalić szyk wedle przydatności i wyszkolenia. Nie zamierzam ginąć, ani nawet walczyć nieprzygotowany. A co do oddziału… wszystko jeszcze może się zdarzyć. Naprawdę wiele.

- nie wiem co nas czeka, ale wiem, że jeśli czegoś sami nie zrobimy, zamiast narzekać na Rorana, to wszyscy zapłacimy najwyższą cenę. Trzeba po prost zdecydować kto nada się do ściany tarcz. Liczę na Twoją opinię, Detlefie. W końcu to Ty będziesz nami dowodził, jeśli się zgodzisz. Ja osobiście nie znam się na taktyce czy strategii, ale za to sprawnie idzie mi logistyka. - Dirk nie przestawał być ostrożnym cały czas wypatrywał potencjalnych szpiegów.

- Uzbrój się w cierpliwość, Dirku Urgrimsonie. Jeszcze nie wyruszyliśmy… - odpowiedział. - Chodźmy, czas wracać i szykować się do drogi. - Dodał na zakończenie.

Racja. Ruszajmy więc. - Idąc patrzył po dachach domostw, po oknach, zaglądał do bocznych uliczek.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline