Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 15:48   #390
Coen
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Thorin z zaciekawieniem spojrzał na Dirka i zastanawiał się przez chwile po czym wzruszył ramionami. - Nie mam wcale takiej pewności czy nie potrafił pisać, myślę że nie każdy z nas chwali się wobec innych całym swym wachlarzem umiejętności, to raczej wychodzi z czasem. Być może komuś go podyktował. Nie wiem, wiem iż wręczył mi go osobiście , przy Grundim, prosząc abym go przeczytał gdy sam się oddali, zakładam więc że znał zawartość listu, zwłaszcza że dość ostrożnie wypowiadał się w nim unikając imion czy rodów. Jak zauważyłeś jest możliwość spotkania się z nim i rozmowy, choć raczej nie będzie to już nam dane z uwagi na wymarsz. Kronikarz nie silił się na szeptanie. Powrócił natomiast do palenia fajki, nieco ciężki aromatyczny khazadzki dym unosił się wokół mieszając z dymem paleniska i innymi “zapachami”. Thorin skupił się bardziej na Detlefie i Roranie. Tylko w jednym momencie całej przemowy Detlefa skrzywił się nieznacznie z pewnym niedowierzaniem. Wyczekał jednak do końca przemowy by odnieść się do opinii Detlefa, była ona zwyczajnie szkodliwa gdyż mogła niejednego utwierdzić w przekonaniu, że nic mu w Azul nie grozi. - Twierdzenie iż oddział nie narobił sobie poważniejszych wrogów jest zwyczajnie nieprawdziwe. Nie przypuszczam byś miał Detlefie tak słabą pamięć, lub byś zwyczajnie lekceważył Bonarges , ród Hazzarów, inne wielkie rody które miały interes w pozbyciu się niewygodnych świadków podmiany “rekrutów” z Czarnego Sztandaru, całkiem możliwe że do grona nieprzychylnych zaliczyć można służby Vareka w końcu nie bez powodu zamknięto posterunek po pierwszej inspekcji. Rozmiar błędów i uchybień kwalifikował nas do grona nieudolnych jeśli nie zdrajców i wątpliwym jest czy Varek tolerowałby nas tu dłużej mając możliwość wykończenia wszystkich. Plotki o czarnych Vareka nie biorą się znikąd, ludzie zabierani już nie wracali a o to co się z nimi działo nikt raczej nie śmiał pytać. Jednym słowem mamy wrogów z każdej strony, być może tylko król jest nam jakoś przychylny, jednak jeśli wierzyć opowieścią o jego szaleństwie, dobra karta może się w każdej chwili odwrócić. Co do reszty muszę się już jednak zgodzić, wspominałem o tym wczoraj niektórych niebezpieczeństw można by zwyczajnie uniknąć przy lepszym zaplanowaniu i zadysponowaniu środkami w których posiadaniu byłeś Roranie. Nie mówię tylko o nas, ale o możliwościach jakie dawał posterunek i władza nam powierzona. Jestem za tym by opuścić Azul i cieszę się że dajesz nam ta możliwość, jednak poza murami twierdzy gdy nikt nie będzie już czuł śmierdzącego oddechu spiskowów, Bonarges, Klanów i czego tam jeszcze, nie wystarczy rzec że mamy się gdzieś udać bo mamy. Detlef wyraził zapewne wątpliwości i pragnienia które siedzą w większym lub mniejszym stopniu w nas wszystkich i tak właściwie od twojej odpowiedzi zależeć będzie jak to się wszystko dalej ułoży.

Wszyscy mówili i mówili. Roran stał spokojnie słuchając kolejnych zabierających głos, rozglądając się wkoło. Co ciekawe, poza najbardziej niezadowolonymi czyli Thorgunem i Dirkiem no i teraz Detlefem reszta na razie milczała.
-Detlefie, jeśli uważasz że nie jesteś mi nic winien ani nie masz ani obowiązku ani potrzeby wysłuchać mych rozkazów w tym ostatnim zadaniu, możesz zostać. W końcu, najwyraźniej nic ci nie grozi. Mówisz bym cię poprowadził do wolności i was pozostałych i tak zamierzam. Ale dlaczego przypuszczasz że miałbym to zrobić inaczej niż na swoich zasadach. Gdy byliśmy milicją zaczynaliście dysputy w najgłupszych momentach. I ja miałbym uwierzyć że pozwolenie wam na swobodę nie zabije nas? Toż z tego co wiem wasze swobodne działania stanowią całe oskarżenie jakie na was spłynęło. Pytasz czy zastanawiałem się czy może to wszystko być pułapką czy mistyfikacą, wcześniej Dirk pytał czy rozważałem że mogą kłamać. Co dowodzi że obaj macie mnie za durnia. Dobrze więc, miejcie mnie za durnia. Róbcie co uważacie. Lecz ja mam zamiar donieść co mam, a gdy skończę wypełnić to co zesłano mi przed oczy. Jak rozumiem Thorin i Grundi ruszyć na pewno chcieli ze mną, zdaje się i Ergan chciał zobaczyć Wielki Las. Nie Detlefie, szanuje cię i nie grożę. Jeno powtarzam, to twój wybór co zrobisz, lecz jeśli wyjdziesz z twierdzy, za wolność zapłacić musisz wykonując pod moją komendą ostatnia misję. To nie jest do dysputy, to warunek. Ty zaś Thorinie masz po części racje, lecz łatwo mówić tak po czasie. Nie każda z podjętych decyzji była dobra, lecz każda miała coś na uwadze i żadna nie stanowiła przypadkowej. Choćby ta buda. Nie sądziłem że się zawali lecz musieliśmy tu zostać. Tam gdzie trudniej będzie o spiski, szpiegów i zabójców mogę oczywiście szerzej wyjaśnić powody gdzie ruszymy lecz nie będę o nich dysputował gdyż to nie kwestia wyboru a woli bogów i gwiazd i tylko tego zakończył w końcu powoli acz pewnie Roran.

Grundi przyjął cynowy medalion i uśmiechnął się lekko. Kiedy to ostatnio dostał coś innego niż wpierdol? Może szczytem sztuki rzemieślniczej nie można było tego nazwać, ale lepsze to niż nic. Ważąc medalion w dłoni i przesuwając kciukiem po jego powierzchni przysłuchiwał się rozmowie.

- Roranie, jak mówiłem idę z Tobą. Jeśli mamy mieć jakiekolwiek szanse poza twierdzą, musimy działać jako oddział. Z dowódcą, kapralami i całą resztą. Bez struktury będziemy jak ta sterta gruzu - wskazał na zawaloną ruinę - w porównaniu do murów trzymających te twierdze przy życiu. Zrobił pauzę.

- Skoro ceną za wolność ma być wykonanie tego zadania to niech i tak będzie. To jedno i żadne inne. A co dokładnie mamy przenieść do tej strażnicy? To chyba możemy wiedzieć? Zapytał na koniec Fulgrimsson.

- Tą oto metalową rurę. odparł Roran pokazując im ją, acz pobieżnie i szybko chowając. -Lepiej nie dotykać bez potrzeby, w razie próby otwarcia ponoć ucina rękę a w nieawaryjność to ja akurat nie wierzę

- Niech i tak będzie. Z chęcią zajmę miejsce na szpicy oddziału kiedy wyruszymy. Powiedział Grundi.

-Dobrze. A później, gdy wykonamy misję sprawdzę kilka rzeczy i ruszamy wykonać wolę bogów, spełnić nasze przeznaczenie i zdobyć bogactwo odparł z dumą sierżant.

- Zatem nie jesteś gotowy... - westchnął Detlef, po czym zamilkł na chwilę, jakby coś rozważając. - Niechaj będzie. - Zdecydował wreszcie. - Pójdę na twoich warunkach do Południowego Fortu. I tam najpewniej nasze drogi się rozejdą. - Dodał ciszej i beznamiętnie, co kontrastowało z rozczarowaniem, które dało się słyszeć wcześniej w jego głosie.
Zhufbarczyk nie ukrywał niezadowolenia. Ten stary dureń najwyraźniej niczego się nie nauczył. Nie podobały mu się dyskusje w najmniej odpowiednich momentach? Pewnie, ale to on przecież był ich przyczyną. I wszystko wskazywało na to, że dalej będzie. Widać rola "wybawiciela" niewdzięcznej grupy krasnoludów tak mu przypadła do gustu, że nie potrafił inaczej. Nie potrafił zachęcić, by szli z nim z własnej woli. By mieli go za przywódcę, którego szanują i któremu ufają. No i do znudzenia powtarza te swoje dyrdymały o bogach i gwiazdach. Jak jakiś klecha chędożony. Ale o ile wiarę w bogów potrafił zrozumieć, o tyle gwiazdy były dla niego jakąś.. fanaberią. Elficką fanaberią. A żaden porządny syn gór nie zadaje się z tymi dymanymi w zadki drzewolubami. I taki szaleniec ma im przewodzić?
- Hmmmpfff... - porcja irytacji opuściła bulwiasty nochal Detlefa.
- Droga do Południowego Fortu zajmie ze 3 dni. Z czego ostatnie pół na powierzchni. Będę gotowy za pół klepsydry.

Roran skinął głową. Liczył że Detlef zrozumie błąd swego rozumowania ale nie zapowiadało się. -Jeszcze jakieś pytania? Czy się zbieramy?. Tymczasem rozłożył na ziemi przed sobą swą tarczę i zapalił łojową świeczkę. wiedział że kiedyś do czegoś mu się przyda. Czekał, czy ktoś potrzebuje czegoś jeszcze nie wiedząc czy może zająć się swymi sprawami.

A po kiego pytać skoro nie udzielasz odpowiedzi na nasze pytania? Ruszajmy więc i róbmy swoje. - Dirk był z pozoru spokojny. Roran swymi wymijającymi wypowiedziami jedynie utwierdził Dirka w przekonaniu, że Thorin miał rację podejrzewając Rorana o zdradę.

Thorgun milczał wciąż, spokojnie ćmiąc fajeczkę. Nie zamierzał na razie się udzielać, ani kłócić. Po prostu jeśli jakaś decyzja Rorana wyda mu się z chuja wzięta, albo będzie równie poważna co zaproszenie goblina na kolację przez krasnoluda, każe mu się pierdolić. A jak będzie się rzucał, Thorgun po prostu zamierzał rozjebać mu ten głupi ryj. Na razie jednak, z beznamiętnym wzrokiem, jakby ćmienie fajeczki było jedynym co go interesowało, Tułacz po prostu siedział spokojnie. Powiadają, że ludzie są głupią rasą, bowiem nigdy nie uczą się na błędach swoich przodków, a tylko na swoich samych. Niestety nie byli tak długowieczni, jak jego rasa, stąd ich przeważnie nie mieli już szansy, nie powielania ich. Pokręcił tylko głową….lecz dalej bardziej go absorbowało przyglądanie się reakcjom jego dawnych kompanów, niż wypowiadanie się. Wiedział jedno, jeśli dożyją końca tej misji, jego drogi z Roranem rozejdą się. Nic nie trwa wiecznie, a kto z głupcem się zadaje, głupcem może się stać.
Gęsty dym wydobył się z jego ust, tworząc kółeczka.

Roranie, w drodze do wyjścia trzeba jeszcze zaprowadzić Dorrina do medyka, znam jednego któremu wyświadczyłem przysługę, może nie weźmie zbyt wiele. Po drodze wstąpię na chwilę do gildii inżynierów, sprawa jest już obgadana więc zajmie to tylko chwilę a także dokupię prowiantu, trzydniowe racje to ewidentnie za mało. - Rzekł gotując się do drogi,

-Wszystko co mówisz zalatuje chujem - w końcu i Khaidar postanowiła dołączyć się do rozmowy. Z kwaśną miną obróciła się w kierunku brata, a broń w jej dłoni zadrżała. Im dłużej słuchała tego pierdolenia, tym większej nabierała ochoty, by rozwalić Roranowi łeb. Nie pomogły tortury, areszt, wygnanie i bogowie raczyli jedynie wiedzieć co jeszcze - syn Ronagalda nadal uważał siebie za kogoś lepszego i inteligentniejszego od całej reszty. Miał swój własny, zamknięty świat, pełen elfów i jednorożców, do którego nie zamierzał wpuścić nikogo więcej. Władza wyraźnie mu się podobała, lecz bycie dobrym dowódcą stanowiło nie lada sztukę...w której Rorek nie sprawdzał się wcale, a wcale. Khazadka nigdy mu nie ufała, a ostatnie wydarzenia tylko utwierdziły ją w przekonaniu, że czyni słusznie.
- Wplątałeś nas w nie lada kabałę, mało tego, chciałeś pytań które teraz zbywasz jakimiś mistycznymi pierdami i próbami szantażu. Cokolwiek byśmy nie powiedzieli nie dotrze to do twojego kutasiego łba...i jeszcze się dziwisz, że nie lecimy za tobą z wywieszonymi ozorami. Zastanów się kurwa choć przez chwilę, wysil te resztki mózgu, które telepią ci się pod kopułą i pomyśl: ile dałeś nam powodów do tego, by nie darzyć cię zaufaniem?

Wskazała na medale, kręcąc z pogardą poparzonym łbem. Mówiła coraz szybciej i coraz bardziej warkotliwym tonem:
-[/i] Naprawdę, kurwa? Chcesz nas przekupić tym cynowym szajsem? Widać za co nas wszystkich masz. Niestety nie jesteśmy najtańszymi, pokręconymi syfilisem dziwkami, coby dać się nabrać na błysk tandetnej monety. Wsadź se głęboko w dupę swoje krążki i trzymaj je tam na czarną godzinę. Będą stanowiły piękny komplet z naszymi obiekcjami i wzajemnym szacunkiem, które są tam już od bardzo dawna. Żyj sobie w swoim własnym świecie, zresztą do ciężkiej kurwy jakiekolwiek próby utrzymania dialogu są nieopłacalne. I tak chuj nam powiesz. Postawmy więc sprawę jasno: albo się ogarniesz i zaczniesz zachowywać jak na dowódcę przystało, albo się pożegnamy i jebie mnie to jaki ogon za mną wyślą. Ważne, że przed pożegnaniem zdążę rozpierdolić ci ten głupi łeb [/i] - wyszczerzyła zęby w drapieżnym uśmiechu, chowając broń za pas i zaczęła odchodzić od zgromadzenia.
- Trzy dni...zobaczymy co los zgotował dla nas w tej cholernej strażnicy - rzuciła jeszcze przez ramię i zniknęła między cieniami.
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."
Coen jest offline