Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 17:03   #33
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ansley Aldursdottir
Eresdur, trzynasty dzień jesieni, roku wielkiej gwiazdy.



Moda zielarka czuwała w przydzielonej Leonie izbie. Kobieta jęczała przez sen, jej usta poruszały się wypowiadają bezgłośne słowa. Krople potu spływały po czole, oraz zlepiały krótko obcięte włosy. Ansley uwijała się jak w ukropie, zmieniając kompresy na czole wojowniczki, oraz delikatnymi powolnymi ruchami pojąc ją przyrządzonym naparem.
Słyszała kręcącego się na zewnątrz Anzelma, któremu giermek wojowniczki nie pozwolił wejść.
- Moja Pani nie życzyłaby sobie by jakiś mężczyzna pomagał… – tłumaczył się młody sługa. Jednak po jego minie i głosie widać było, że sam denerwuje się stanem zdrowia swej seniorki.
Ansley nie wiedziała nawet kiedy nadeszła noc. Księżyc rzucał przez okno zimne światło, które spływało po ciele rycerza z rodu Mar.
Zielarka po raz kolejny zmieniła okłady, i zmęczona usiadła na prostym taborecie, obok łóżka poszkodowanej. Oparła głowę na ramionach, by chociaż na chwilę uciec od stresu, zmeczenia i przygnębienia…

Dziewczyna unosiła się w mroku, nie była to pustka czy bezmiar wszechświata, a zwykła ciemność. Czuła pewien ucisk, jak gdyby zamknięta była w czymś idealnie dopasowanym do jej rozmiarów. Nie mogła poruszyć żadną kończyną, jedyne co jej pozostawało to trwać w miejscu. Poczuła nagle jak coś chwyta ją za nogi, zimny metaliczny uścisk, objął jej kolana i szarpnął w górę.
Dziewczyna wyskoczyła z pojemnika, którym okazała się być pochwa od miecza. Leona de Mar ściskała jej nogi oburącz, trzymając sztywna Ansley blisko swej twarzy.
Z naprzeciwka nadleciał miecz, z którego unosił się gęsty czarny dym przepełniony czaszkami. Leona machnęła zielarką, odbijając cięcie, tak że posypały się iskry. Młoda kobieta poczuła lekki ból, ale wiedziała, że tak musi być. Do tego została wykuta, taki był cel jej egzystencji.
Z mroku nadlatywały kolejne ciosy, miecz okryte czaszkami i kośćmi nacierały na wojowniczkę, jednak Ansley nie pozwalała im się zbliżyć. Była mieczem w dłoniach swej wybawicielki, musiała jej bronić, w pełni zaufać jej ruchom, poddać się jej woli.
Z ciemności powoli kształtowała się sylwetka. Setki ostrzy zlewało się w jedno, dym formował pancerz. Czaszki, który niczym zawiesina w mętnym soku wirowały w powietrzu, utworzyły hełm. Mroczny rycerz, który na turnieju powalił Leone nacierał na nią coraz zacieklej. Jednak nie ważne jak bardzo się starał, nie mógł ominąć zapory stworzonej przez osstrze, którym stała się zielarka…


- Proszę Pani, proszę Pani… – głos giermka, połączony z lekkim potrząsaniem wyrwał dziewczynę ze snu.
Dziewczyna uchyliła zmęczone powieki, dalej trwała noc. Musiała zdrzemnąć się na nie dłużej niż pół klepsydry.
- Ma Panienka gościa. –obwieścił giermek, wskazując zakapturzoną postać, po czym pospiesznie opuścił pomieszczenie zamykając za sobą drzwi. Gdy drewno trzasnęło cicho o framugę, delikatne kobiece dłonie opuścił kaptur odsłaniając…


… twarz najwyższej kapłanki Lunary! Kobieta uśmiechnęła się lekko w stronę [b] Aldustotrri[/i] po czym delikatnym, wręcz śpiewnym głosem przemówiła.
- Ty jesteś zielarka Ansley Aldustotrri, mieszkająca koło wielkiej puszczy? –zapytała chyba przez grzeczność, bowiem wskazała fakty niemal idealnie.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline