Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 21:35   #391
blackswordsman
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Thorgun jak milczał tak teraz nie wytrzymał. Zaczął się śmiać… słowa siostry Rorka...trafiły dobitnie, wypowiadać to co zostało przemilczane. Gdy Khazadka wstała, wstał i Tułacz, który ćmiąc swoją fajeczkę, udał się powoli za kobietą. Sam nie wiedział czemu, choć wiedział też, że to nie była prawda. Szedł powoli. Spokojnie, wręcz nie spiesząc się. To co Khaidar rzekła, było mocne i trafne, i chyba nawet sam ex sierżant nie spodziewał się takiego wystąpienia swojej własnej siostry. Chciał jeszcze bardziej wkurwić Rorana...i pewien pomysł zaczął mu świtać po głowie. Uśmiechnął się szeroko na samą myśl.

Roran tylko westchnął. Kolejna co nie rozumiała.

Detlef wrócił po rozmowie z Dirkiem i zdążył załapać się na sporą porcję wyrzutów, jakie Khaidar czyniła Roranowi. Jej rozmówca najwyraźniej dalej nic sobie z tego nie robił. Pochodzący z twierdzy Zhufbar krasnolud patrzył na odchodzącą gdzieś Khaidar, na Thorguna idącego za nią, na kwaśne miny tych, którzy zabrali głos i próbowali przemówić Ronagaldsonowi do rozumu. Detlef patrzył na rozpadający się oddział, scalony pierwotnie przez włodarzy Azul, a którego teraz nie trzymało razem już nic. Patrzył i było mu najzwyczajnie żal tych dobrych i dzielnych krasnoludów, z którymi przynajmniej kilkakrotnie już stawał ramię w ramię przeciwko wrogowi. Mogło się ziścić krakanie Rorana i przyjdzie im zginąć gdzieś w zapomnieniu i bez honoru. Dlatego, że nie potrafili działać razem. Wspólnie. Patrzył i czuł narastającą w nim wściekłość.

- Dosyć tego błazeństwa! - Zaryczał nagle do reszty rozeźlony Detlef. - Tłumaczymy ci jak małemu dziecku, skąd to całe niezadowolenie i niechęć do twojego przewodnictwa, a ty z kamienną twarzą powtarzasz te same dyrdymały! Proponujemy rozwiązanie, które powinno zadowolić wszystkich, ale ty niczym głuchy na rady dureń wciąż powtarzasz, że wcale nie musimy z tobą iść, a jeśli już dostąpimy tego zaszczytu, to tylko na twoich zasadach! Dość tego przedstawienia! Chcesz udawać, że jesteś naszym wybawieniem? Zatem powodzenia, bo ja nie zamierzam brać w tej błazenadzie udziału. Uważasz, że tylko ty potrafisz nas wyprowadzić z Azul? Cóż, wolę zginąć próbując na własną rękę, niźli iść jako baran na rzeź, którą przez swój ośli upór i umiłowanie przeklętych elfów niechybnie nam urządzisz. Bywaj zdrów! - zakończył dysputę z byłym sierżantem.

- Słuchajcie mnie wszyscy, jako tu jesteście! - Zwrócił się do reszty, ignorując już Ronagaldsona. - Zamierzam znaleźć wyjście z Azul przez najniżej położone tunele. Nie wiem, czy mi się uda, czy raczej przyjdzie zginąć gdzieś po drodze. Ale możecie być pewni, że zabiorę ze sobą tak wiele szczurzego i orczego tałatajstwa, jak to tylko możliwe. Jeśli zginę, to zginę z uśmiechem na ustach i z toporem w dłoni. A już na pewno nie zamierzam czołgać się u stóp tego, który kiedyś nami dowodził i prosić, by zabrał mnie ze sobą nie wiadomo dokąd i w jakim celu, wciąż wysłuchując jaką wielką przysługę nam wszystkim uczynił i, że za to winniśmy mu być dozgonnie wdzięczni i wykonywać każdy rozkaz bez szemrania. - Zhufbarczyk nawet nie spojrzał w kierunku Rorana. - Za to ja, Detlef Thorvaldsson, obiecuję wam, że dla tych, którzy pójdą ze mną, dla tych, którym razem ze mną się uda czeka tyle piwa i gorzałki, że przez tydzień nie będą wiedzieli gdzie góra, a gdzie dół, a żarcie będzie wychodziło uszami! - Zarechotał. - Kto idzie ze mną!? - Zawołał, rozglądając się wokoło.

- Detlefie - rzekł spokojnie Thorin , niemal bez emocji te już w nim dawno wybrzmiały - dokończmy najpierw to co zaczęliśmy. Zostałem wyciągnięty z służby medycznej w której bym siedział do końca wojny i kto wie co potem, być może zrealizowano by to co uwidziało się Varekowi lub jemu podobnym. Tak czy inaczej przyszedł Roran, dał mi szarfę i mogłem stamtąd wyjść. Nie ty, nie nikt inny, tylko własnie Roran. Jeżeli nie pójdziemy z nim do fortu wówczas nasze przewiny, choćby i wymyślone zostaną utrwalone, nasze rody i my sami okryci hańbą przestępców, wygnani i z zakazem wejścia do którychkolwiek twierdz krasnoludzkich. W co jak co ale w skuteczność służb specjalnych i agentów wszelkiej maści jacy tu żyją to wątpić nie zamierzam. Jednych przekonają wyrokami, innych zastraszą czy zaszantażują, albo zwyczajnie przekupią, tak czy siak ja chce jeszcze kiedyś móc wrócić do domu i nie martwić się czy mnie przyjmą czy przegnają jak przestępcę… Dlatego dojdźmy do tego pieprzonego fortu, a potem … a potem Roranie - zwrócił się już do przywódcy, - Obawiam się że Detlef ma rację. Mimo iż chciałbym zwiedzić różne krainy to nie zamierzam tego robić w dwójkę, wolę pozostać z resztą kamratów i wspólnie szukać przygód i złota. Jeśli coś okaże się opłacalne wówczas tego się podejmiemy. Jako drużyna, jako druhowie, a nie dla tego, że komuś z przywództwa coś się zamyśliło, lub że został przez kogoś do czegoś zmuszony. Na moich oczach sypie się ekipa która wspólnie przelewała krew i wspólnie dbała o siebie ryzykując własnym życiem. Niestety sypie się przez twój upór w kontrolowaniu spraw tak jak do tej pory, a najwyraźniej tak się już nie da, nikt dobitniej jak twoja własna rodzina ci tego lepiej nie powiedział. Jeżeli Detlef będzie chciał nas poprowadzić gdziekolwiek… gdziekolwiek, to ruszę z nim kontynuując kronikę oddziału, jakikolwiek by nie przybrał on kształt czy nazwę, lub nawet gdyby żadnej nie przybrał… choć powinien. - Thorin westhnął , ratowanie oddziału było trudnym zadaniem a miał wrażenie że nielicznym na tym jeszcze zalezało.
- Detlefie zgodzisz się z uwagi na możliwość wymazania naszych przewin - Thorin wskazał ręką wszystkich siedzących i tych którzy już odeszli - by dokończyć tą jedną misję? Tu sprawa jest ważniejsza od złota czy pełnych brzuchów, tu chodzi o nasz honor , o to czy będą nas traktować jak wolnych khazadów z czystym kontem, czy jak pospolitych przestępców ściganych listami gończymi. - spojrzał poważnie na Detlefa, zapewne ostatnią deskę ratunku dla oddziału jako takiego.

- Pójdziemy do fortu. - Odpowiedział już spokojny Detlef. - Ale nie na zasadach Rorana. - Dodał. - Proponuję wam stworzenie najemnej grupy. Będziemy podróżować razem, razem walczyć, a może nawet razem umierać. Jednak w odróżnieniu do tego, co było wcześniej będziemy wspólnie ustalać nasz cel. O ile w czasie walki powinniśmy działać pod jedną komendą, o tyle nikt nikomu nie będzie nic kazał w innej sytuacji. Zawsze też będzie można odejść. Będziemy dzielić się łupami i zarobionym złotem po równo, będziemy też ustalać co robić z przedmiotami, których podzielić nie można. Oferuję wam także moje wsparcie w zakresie uzupełnienia prowiantu, odzieży i innego wyposażenia potrzebnego do tej wyprawy. A tobie Roranie Ronagaldsonie - zwrócił się do byłego sierżanta - Tobie oferuję nasze usługi. Będziemy cię eskortować do Południowego Fortu, a twoją zapłatą dla nas będzie wyprowadzenie wszystkich tu obecnych z Azul. Wiesz dobrze, że sam nie masz szans na dotarcie do Fortu żywy, a my nawet bez twojej pomocy w końcu znajdziemy kogoś, kto nas wyprowadzi z twierdzy. Proponuję ci układ. Dobry układ. Co ty na to? Co wy wszyscy na to?

Thorin skinął głową i wyciągnął prawicę do Detlefa. - Masz mój topór i moje umiejętności Detlefie. Pokazałeś, że potrafisz przewodzić tej ekipie, a pomysł jaki przedstawiłeś z organizacją oddziału jest przedni. Kierunek będziemy wyznaczać wspólnie, w boju jednak będziesz decydował co by chaosu nie było. Pisze się na to mówiąc krótko.

- Doceniam twe słowa i wierzę, że pozostali także przystaną na moją propozycję. - uścisnął dłoń Thorina.

Krzyki Detlefa było słychać z daleka, więc Thorgun zatrzymał się nagle i spojrzał na niego. Gdy tylko ich wzrok się spotkał, strzelec kiwnął mu głową, że i ma jego osobę po swojej stronie. To powinno wystarczyć. Roran jak się będzie rzucał...cóż...spuszczą na niego Khaidar. Będzie ciekawe widowisko.

- Zmiany są potrzebne i te o których prawi Detlef wydają się właściwe. Grundi skinął głową Detleofowi.- Ale Thorin dobrze mówi. Nie możemy zapomnieć o tym ostatnim zadaniu. Zakończył Fulgrimsson i czekał na decyzję reszty.

Dirk wstał, przeciągnął się jak kot. Dobył tarczę, wyjął miecz z pokrowca. Trzykrotnie uderzył głownią w żelazną tarczę, trzy krotnie wezwał imię Morgrima. - Bracia broni aż po grób Detlefie Thorvaldssonie. Sława Bogom! Sława Przodkom! Sława Nam!

Roran stał wpatrując się w tą...ha, gromadę w ciszy. Nie wiedzieli w co się pakują. Głupcy. No ale widać tak miało być. W końcu rzekł:

- Nie rozumiecie ale wam to zostawiam. Skoro tak chcecie, niech będzie...uważam że czynicie głupio i sami to odkryjecie. Życzyć zostaje szczęścia, zwłaszcza tobie Detlefie...sam się przekonasz jaki łatwy chleb na swe barki bierzesz odparł Roran ze sztucznym widocznie uśmiechem -Ale życzę ci by ci się wiodło dokończył spokojnie. -Wasza wola...W takim razie muszę udać się w jedno miejsce. Zbierzemy się ponownie za trzy na ten przykład godziny i uczynimy wedle planów. Grundi, wyświadczysz mi łaskę? Musze porozmawiać z zaufanym jakimś kapłanem dokończył ciszej.

- Czyż nie każdy święty mąż bądź córa są godni zaufania? Ale jeśli pytasz to osobiście polecić mogę wielką świątynię Grimnira Zdobywcy. Jeśli spotkasz tam Islejfura to z pewnością możesz mu zaufać. Odpowiedział Grundi.

- Grundi...pamietaj tunele rzekł tylko Roran.

- Pamięć mam dobrą. Lecz to jedna z największych świątyń w mieście. Jeśli w nich wiary nie pokładać to w kim? Zakończył Fulgrimsson.

-Rozumiem. Dzięki ci. głośno zaś dodał Roran -Tak więc za trzy godziny

Thorin musiał zakończyć kilka spraw. Niektóre był w stanie załatwić po drodze jak leki czy zakupy, inne nie - a należały do nich choćby sprawa chłopaka z obcięta ręką i jego dwóch opiekunek.- Też wrócę za trzy godziny. Mój honor nakazuje mi doprowadzić pewne rzeczy do końca. Gdybym wiedział wcześniej, że ruszamy z samego ranka, to załatwił bym sprawę wcześniej - rzekł zarówno do Detlefa jak i Rorana. Nie ociągając się ruszył pozałatwia sprawy na mieście i w obozie ludzkim.
 
blackswordsman jest offline