Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2014, 22:02   #11
Irethyo
 
Irethyo's Avatar
 
Reputacja: 1 Irethyo nie jest za bardzo znany
Rosalie kierowała wzrok a to na toczącą się w jej stronę gumową piłeczkę, a to na chłopca, który ewidentnie czegoś szukał. Rozglądał się we wszystkie strony, ale nie mógł znaleźć swej zguby. Kobieta podniosła piłeczkę z ziemi i obejrzała ją na dłoni. “To musi być jego” - pomyślała.W prawdzie nie miała ochoty na żadną interakcję z ludźmi, tym bardziej z małymi dziećmi, ale musiała oddać ten przedmiot, skoro już go podniosła.

- Hej! - krzyknęła w stronę malca - Wydaje mi się, że coś zgubiłeś, prawda? Czy to nie twoje? - zapytała i skierowała doń dłoń z zabawką.

Po niespełna minucie od podniesienia piłeczki, stało się coś niesamowicie dziwnego. Mianowicie, obraz przed oczami Rosalie zaszedł lekko mgłą, a ten w głowie bardziej się wyostrzył, przyszedł w najmniej oczekiwanym momencie. Dziewczyna widziała to samo miejsce, w którym była, tylko, że w wizji było już ciemno na dworze. Chłopiec, do którego piłeczka prawdopodobnie należała, bawił się nią w tym samym parku, pilnujący go ojciec właśnie rozmawiał przez telefon, był to Andrzej Wauch, nie bardzo zwracał uwagę na swojego podopiecznego. W pewnej chwili Rosalie ogarnął prawdziwy strach, odczuła wielki strach dziecka. Zobaczyła przesuwający się cień między drzewami. Dziecko pytało:

-Tato… boję się… chodź do mnie…

-Cicho, rozmawiam teraz!- gasił go ojciec.

Cień zbliżał się coraz bardziej do chłopca, bezradne dziecko nie wiedziało gdzie uciekać, gdzie szukać schronienia. Kolejna scena była niezmiernie drastyczna. Leżało martwe we krwi, na zimnej ziemi, w parku.

-Tak, to moje, dziękuję.- chłopiec stał teraz naprzeciw Rosalie, wyciągając z wyczekiwaniem rękę po swoją własność. Na jego twarzy malował się wesoły uśmiech.

Rosalie cała zesztywniała i zbladła, a od środka zaczęło ją nieco mdlić. Oddała chłopcu przedmiot z wymuszonym, krzywym uśmiechem na twarzy. Jeszcze nigdy nie miała tak drastycznej wizji… Jeśli oczywiście była to wizja. Ale cóż innego, jeśli nie to? Czyżby ta piłeczka sprawiła, że zobaczyła coś, czego być może nigdy nie powinna widzieć? Już od jakiegoś czasu czuła, że w powietrzu unosi się dziwna, niespotykana atmosfera przepełniona magią. Magią inną niż ta, z którą dotychczas się spotykała. W tym momencie przez jej ciało przebiegły dreszcze. Miała silne przeczucie, że to, co zobaczyła… to zdarzenie… naprawdę do niego dojdzie, jeśli nie spróbuje mu zapobiec. Cień, który widziała - czyżby to był demon? Nieczysta siła? Mogłaby to sprawdzić w księdze! Że też nie zabrała jej ze sobą... Ale w tym momencie nie mogła opuścić parku. Czuła się odpowiedzialna za to dziecko i zdawało jej się, że jeśli je zostawi, stanie się coś złego. A może powinna je po prostu ostrzec? Och, nie… Przecież ono mogło mieć tylko co najwyżej pieć lat… A co z jego ojcem? Postanowiła poczekać na ławce i obserwować wszystko, co dzieje się wokół niej. Stała się czujna i uważniejsza. Ta wizja nie była przypadkowa. Nie może być na nią obojętna i tak po prostu ją zignorować. Przemknęła jej też myśl o tym, że powinna również powiadomić Jerycha, iż w Namowicach dzieje się coś bardzo niepokojącego i ma przeczucie, że niedługo może tu dojść do okropnych rzeczy. Oby tylko nic się mu nie stało… I oby ona sama sprostała zadaniu, które najprawdopodobniej miało ją niedługo spotkać.
Dziecko chciało pobawić się piłką, ale wpadł jego wiecznie zapracowany ojciec, oczywiście z telefonem przy uchu.

-Misiek, chodź, tata teraz jest zajęty, musimy wracać. Zajdziemy tu jeszcze wieczorem, ok?

Dzieciak ze zrezygnowaną miną przystał na propozycje ojca, dobrze wiedział, że nie ma co negocjować. Kiedy Rosalie pomyślała o Jerycho, akurat zadzwonił jej telefon, a ona już dobrze czuła kto to mógł być, nawet zanim wyciągnęła go z kieszeni.

- Cześć Rosalie - przywitał się półPolak dosyć niemrawo - Masz chwilkę?

- Cześć - odpowiedziała niespokojnym głosem kobieta - Oczywiście, że tak. Przed chwilą myślałam właśnie o tym, żeby się z Tobą skontaktować...

- Bo wiesz… wpakowałem się zdziebko. Generalnie mam tu jakiegoś ducha ledwo-co-narodzonej dziewczynki o twarzy chochlika i już zdążyłem zadeklarować pomoc jej matce… masz czas wysłuchać tej krótkiej historii i doradzić?

- Ciekawe… Dziewczynka o twarzy chochlika, gdzieś już to słyszałam… W porządku, opowiedz mi o tym, co się przytrafiło i co widziałeś. Chcę wiedzieć wszystko. I czy Tobie nic się nie stało?

- Jestem cały. Przemarznięty, ale cały. Generalnie zbieg okoliczności. Szedłem ulicą do siebie, gdy z domu wybiegła krzycząca kobieta. Myślałem, że przemoc domowa i będzie trzeba jakieś pijaczydło do pionu ustawić, ale w domu nie było nikogo. Kobieta była przerażona, a jej córka mówiła o siostrze. Wszedłem do środka i zobaczyłem w kuchni dzieczynkę. Generalnie jak w horrorach. Głęboki półmrok i dziecko z pluszakiem, na środku pomieszczenia, z opuszczoną głową. Nie wiedziałem jeszcze, że to duch. Pogadałem chwilkę. Zaproponowałem, że zabiorę ją do mamy. Wspomniała też, że boi się zostać sama. Zawołałem do siebie i dopiero wtedy dostrzegłem jej twarz i, że z lekka prześwituje. Mimo to zawołałem ją do siebie. Gdy złapała mnie za rękę poczułem zimno. Wrażenie jak by sięgało szpiku. Ona wyraźnie odczuła dotyk jako ciepły. Zacisnałem zęby, wziąłem ją na ręce i chciałem zanieść matce, ale w pewnym momencie mi zniknęła. Nie zauważyłem kiedy dokładnie. Tak czy siak dogadałem się z matką, Olga ma na imię, tak swoją drogą i teraz wiezie ona córkę do swoich rodziców, a ja siedzę w kuchni, czekając na nią. Będzie za jakieś dwie godziny. Z dyskusji wynikło, że dziewczynka urodziła się dwanaście lat temu, ale prawie bez czaszki i umarło po kilku godzinach. Może stąd wygląd twarzy? Poza nią wyglądała normalnie… jak na ducha… wiesz o czym mówię. Ma bądź miała na imię Anastazja. Jakieś rady, czy coś? To dziecko chyba cierpi. Na pewno marznie.

- Dobra, daj mi chwilę… Przeanalizuję w głowie to, co powiedziałeś o dziewczynce.

- A… jeszcze co ważne… chyba. Gdy wziąłem ją na ręce to czułem jej dotyk, czułem chłód, no i, że tam cholera jest, ale nie czułem jej ciężaru. A teraz się zamykam i daje ci myśleć. Mam czas.

- Więc dziewczynka umarła jakieś 12 lat temu, niemalże zaraz po narodzinach, gdyż nie miała większej części czaszki… I lekko prześwitywała i mimo, że czułeś jej dotyk, chłód od niej bijący, nie czułeś ciężaru… Coś mi to mówi… Dziadek kiedyś mi opowiadał o pewnego rodzaju duszkach i opis częściowo pasuje. Nazywają się bożki czy coś takiego… Nie, moment. Nie bożki... Bożątka! Tak. Bożątko. To słowiański duch, który powstaje z nienarodzonych dzieci bądź zmarłych zaraz po porodzie, z tego, co pamiętam. Duszki te nie zaznały nigdy miłości ani ciepła matki, dlatego są jej spragnione… Wydaje mi się, że Bożątka są dobrymi stworzeniami, bo pomagając im, odwdzięczały się ochroną domostwa, ale jedna rzecz mi tutaj nie pasuje. Jeśli dziewczynka, o której mówisz, to faktycznie Bożątko… Czemu dopiero teraz pojawiło się w domu? Przed dwanaście długich lat nie dawało o sobie znać, aż nagle, znikąd, jak gdyby nigdy nic, zjawia się w jednym z pomieszczeń? No cholera, to mi nie pasuje… Nie wiem, co o tym myśleć. Może w mojej księdze znalazłabym jakieś dokładniejsze informacje na ten temat, ale niestety nie mam jej przy sobie. Jeśli dziewczynka jest faktycznie słowiańskim duszkiem - nic ci nie zrobi, nawet powiedziałabym, że potrzebuje okazania jej ciepła i dobroci, ale co, jeśli się mylę i jest to jakieś niebezpieczne stworzenie?

- Pewnie sie nie pojawiła. Była, ale ignorowano ją. Amelia, druga córka Olgi, wspomniałam, że się już zaprzyjaźniła z Anastazją. Kobieta pewnie ją ignorowała przez dłuższy czas, rzadko widząc jakiekolwiek znaki jej bytności, a te pojedyncze jakoś sobie tłumacząc. Uparciuch który nie wierzy w zjawiska paranormalne czasem potrafi długo opierać się faktom - w głosie Jerycho zabrzmiała nuta rozbawienia, bo on sam był długo takim uparciuchem i Rosalie o tym wiedziała.

- Okej, rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale w dalszym ciągu nie mam pewności, czy Anastazja jest Bożątkiem. Od jakiegoś czasu czuje w powietrzu dziwną atmoferę, czuję, że dzieje się coś niepokojącego… Duch może być równie dobrze jakąś nieczystą siłą, która tylko podszywa się pod dobrego duszka, a ty chyba uparcie chcesz w to wierzyć. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało, ale wiem, że skoro już się w to wplątałeś i chcesz pomóc temu stworzonku, to łatwo z tego nie wyjdziesz… - zamyśliła się Rosalie i po chwili dodała szybko - Och, zapomniałam o jednej rzeczy! To powinno dać nam również do myślenia. Bożątek już od dawna nie widuje się w naszym świecie. Ich aktywność bardzo spadła i żaden dawno się już nie pokazywał… Na pewno chcesz mieć do czynienia z tą sprawą? Może powinnam do ciebie przyjść?

Jerycho kilkukrotnie otworzył usta gdy Rosalie mówiła, ale ostatecznie dał jej dokończyć.

- Właśnie miałem zapytać, czy nie jesteś bardzo zajęta. Jeśli możesz to będę wdzięczny jeśli przyjedziesz. Przeszło mi przez myśl, że to może jednak być coś mroczniejszego, ale w tym temacie nie jestem w stanie podjąć działań zaradczych. Dlatego dzwonię.

- Okej, więc przyjdę jak najszybciej. Jestem teraz w parku i miałam nieco mroczną, przerażającą wizję, która najprawdopodobniej wypełni się dzisiejszego wieczoru, ale to może jeszcze poczekać. Opowiem ci zresztą na miejscu. Mam nadzieję, że zdążymy ze wszystkim. Możesz mi powiedzieć jeszcze raz, gdzie dokładnie jesteś?

- To nie daleko. Kameliowa 15. Zaraz za skrzyżowaniem z Paprykową. Wolno stojący domek. Wybacz, ale nie wyjdę po ciebie, bo właścicielka nie zostawiła mi kluczy.

- Wiem, gdzie jest Kameliowa. Myślę, że trafię. Co najwyżej spytam kogoś. Więc będę niedługo. Do zobaczenia! - powiedziała Rosalie na pożegnanie.

- Cześć. Czekam.

Rosalie schowała książkę do swej torby i wstała z ławki. Rozejrzała się jeszcze i przeszył ją ponownie dreszcz. Co za dziwny dzień... I niepokojący. Ciekawe, jakie zdarzenia ze sobą jeszcze przyniesie. W końcu to dopiero jego początek - pomyślała i skierowała się w stronę wyjścia z parku.
 
Irethyo jest offline