Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-08-2014, 22:02   #11
 
Irethyo's Avatar
 
Reputacja: 1 Irethyo nie jest za bardzo znany
Rosalie kierowała wzrok a to na toczącą się w jej stronę gumową piłeczkę, a to na chłopca, który ewidentnie czegoś szukał. Rozglądał się we wszystkie strony, ale nie mógł znaleźć swej zguby. Kobieta podniosła piłeczkę z ziemi i obejrzała ją na dłoni. “To musi być jego” - pomyślała.W prawdzie nie miała ochoty na żadną interakcję z ludźmi, tym bardziej z małymi dziećmi, ale musiała oddać ten przedmiot, skoro już go podniosła.

- Hej! - krzyknęła w stronę malca - Wydaje mi się, że coś zgubiłeś, prawda? Czy to nie twoje? - zapytała i skierowała doń dłoń z zabawką.

Po niespełna minucie od podniesienia piłeczki, stało się coś niesamowicie dziwnego. Mianowicie, obraz przed oczami Rosalie zaszedł lekko mgłą, a ten w głowie bardziej się wyostrzył, przyszedł w najmniej oczekiwanym momencie. Dziewczyna widziała to samo miejsce, w którym była, tylko, że w wizji było już ciemno na dworze. Chłopiec, do którego piłeczka prawdopodobnie należała, bawił się nią w tym samym parku, pilnujący go ojciec właśnie rozmawiał przez telefon, był to Andrzej Wauch, nie bardzo zwracał uwagę na swojego podopiecznego. W pewnej chwili Rosalie ogarnął prawdziwy strach, odczuła wielki strach dziecka. Zobaczyła przesuwający się cień między drzewami. Dziecko pytało:

-Tato… boję się… chodź do mnie…

-Cicho, rozmawiam teraz!- gasił go ojciec.

Cień zbliżał się coraz bardziej do chłopca, bezradne dziecko nie wiedziało gdzie uciekać, gdzie szukać schronienia. Kolejna scena była niezmiernie drastyczna. Leżało martwe we krwi, na zimnej ziemi, w parku.

-Tak, to moje, dziękuję.- chłopiec stał teraz naprzeciw Rosalie, wyciągając z wyczekiwaniem rękę po swoją własność. Na jego twarzy malował się wesoły uśmiech.

Rosalie cała zesztywniała i zbladła, a od środka zaczęło ją nieco mdlić. Oddała chłopcu przedmiot z wymuszonym, krzywym uśmiechem na twarzy. Jeszcze nigdy nie miała tak drastycznej wizji… Jeśli oczywiście była to wizja. Ale cóż innego, jeśli nie to? Czyżby ta piłeczka sprawiła, że zobaczyła coś, czego być może nigdy nie powinna widzieć? Już od jakiegoś czasu czuła, że w powietrzu unosi się dziwna, niespotykana atmosfera przepełniona magią. Magią inną niż ta, z którą dotychczas się spotykała. W tym momencie przez jej ciało przebiegły dreszcze. Miała silne przeczucie, że to, co zobaczyła… to zdarzenie… naprawdę do niego dojdzie, jeśli nie spróbuje mu zapobiec. Cień, który widziała - czyżby to był demon? Nieczysta siła? Mogłaby to sprawdzić w księdze! Że też nie zabrała jej ze sobą... Ale w tym momencie nie mogła opuścić parku. Czuła się odpowiedzialna za to dziecko i zdawało jej się, że jeśli je zostawi, stanie się coś złego. A może powinna je po prostu ostrzec? Och, nie… Przecież ono mogło mieć tylko co najwyżej pieć lat… A co z jego ojcem? Postanowiła poczekać na ławce i obserwować wszystko, co dzieje się wokół niej. Stała się czujna i uważniejsza. Ta wizja nie była przypadkowa. Nie może być na nią obojętna i tak po prostu ją zignorować. Przemknęła jej też myśl o tym, że powinna również powiadomić Jerycha, iż w Namowicach dzieje się coś bardzo niepokojącego i ma przeczucie, że niedługo może tu dojść do okropnych rzeczy. Oby tylko nic się mu nie stało… I oby ona sama sprostała zadaniu, które najprawdopodobniej miało ją niedługo spotkać.
Dziecko chciało pobawić się piłką, ale wpadł jego wiecznie zapracowany ojciec, oczywiście z telefonem przy uchu.

-Misiek, chodź, tata teraz jest zajęty, musimy wracać. Zajdziemy tu jeszcze wieczorem, ok?

Dzieciak ze zrezygnowaną miną przystał na propozycje ojca, dobrze wiedział, że nie ma co negocjować. Kiedy Rosalie pomyślała o Jerycho, akurat zadzwonił jej telefon, a ona już dobrze czuła kto to mógł być, nawet zanim wyciągnęła go z kieszeni.

- Cześć Rosalie - przywitał się półPolak dosyć niemrawo - Masz chwilkę?

- Cześć - odpowiedziała niespokojnym głosem kobieta - Oczywiście, że tak. Przed chwilą myślałam właśnie o tym, żeby się z Tobą skontaktować...

- Bo wiesz… wpakowałem się zdziebko. Generalnie mam tu jakiegoś ducha ledwo-co-narodzonej dziewczynki o twarzy chochlika i już zdążyłem zadeklarować pomoc jej matce… masz czas wysłuchać tej krótkiej historii i doradzić?

- Ciekawe… Dziewczynka o twarzy chochlika, gdzieś już to słyszałam… W porządku, opowiedz mi o tym, co się przytrafiło i co widziałeś. Chcę wiedzieć wszystko. I czy Tobie nic się nie stało?

- Jestem cały. Przemarznięty, ale cały. Generalnie zbieg okoliczności. Szedłem ulicą do siebie, gdy z domu wybiegła krzycząca kobieta. Myślałem, że przemoc domowa i będzie trzeba jakieś pijaczydło do pionu ustawić, ale w domu nie było nikogo. Kobieta była przerażona, a jej córka mówiła o siostrze. Wszedłem do środka i zobaczyłem w kuchni dzieczynkę. Generalnie jak w horrorach. Głęboki półmrok i dziecko z pluszakiem, na środku pomieszczenia, z opuszczoną głową. Nie wiedziałem jeszcze, że to duch. Pogadałem chwilkę. Zaproponowałem, że zabiorę ją do mamy. Wspomniała też, że boi się zostać sama. Zawołałem do siebie i dopiero wtedy dostrzegłem jej twarz i, że z lekka prześwituje. Mimo to zawołałem ją do siebie. Gdy złapała mnie za rękę poczułem zimno. Wrażenie jak by sięgało szpiku. Ona wyraźnie odczuła dotyk jako ciepły. Zacisnałem zęby, wziąłem ją na ręce i chciałem zanieść matce, ale w pewnym momencie mi zniknęła. Nie zauważyłem kiedy dokładnie. Tak czy siak dogadałem się z matką, Olga ma na imię, tak swoją drogą i teraz wiezie ona córkę do swoich rodziców, a ja siedzę w kuchni, czekając na nią. Będzie za jakieś dwie godziny. Z dyskusji wynikło, że dziewczynka urodziła się dwanaście lat temu, ale prawie bez czaszki i umarło po kilku godzinach. Może stąd wygląd twarzy? Poza nią wyglądała normalnie… jak na ducha… wiesz o czym mówię. Ma bądź miała na imię Anastazja. Jakieś rady, czy coś? To dziecko chyba cierpi. Na pewno marznie.

- Dobra, daj mi chwilę… Przeanalizuję w głowie to, co powiedziałeś o dziewczynce.

- A… jeszcze co ważne… chyba. Gdy wziąłem ją na ręce to czułem jej dotyk, czułem chłód, no i, że tam cholera jest, ale nie czułem jej ciężaru. A teraz się zamykam i daje ci myśleć. Mam czas.

- Więc dziewczynka umarła jakieś 12 lat temu, niemalże zaraz po narodzinach, gdyż nie miała większej części czaszki… I lekko prześwitywała i mimo, że czułeś jej dotyk, chłód od niej bijący, nie czułeś ciężaru… Coś mi to mówi… Dziadek kiedyś mi opowiadał o pewnego rodzaju duszkach i opis częściowo pasuje. Nazywają się bożki czy coś takiego… Nie, moment. Nie bożki... Bożątka! Tak. Bożątko. To słowiański duch, który powstaje z nienarodzonych dzieci bądź zmarłych zaraz po porodzie, z tego, co pamiętam. Duszki te nie zaznały nigdy miłości ani ciepła matki, dlatego są jej spragnione… Wydaje mi się, że Bożątka są dobrymi stworzeniami, bo pomagając im, odwdzięczały się ochroną domostwa, ale jedna rzecz mi tutaj nie pasuje. Jeśli dziewczynka, o której mówisz, to faktycznie Bożątko… Czemu dopiero teraz pojawiło się w domu? Przed dwanaście długich lat nie dawało o sobie znać, aż nagle, znikąd, jak gdyby nigdy nic, zjawia się w jednym z pomieszczeń? No cholera, to mi nie pasuje… Nie wiem, co o tym myśleć. Może w mojej księdze znalazłabym jakieś dokładniejsze informacje na ten temat, ale niestety nie mam jej przy sobie. Jeśli dziewczynka jest faktycznie słowiańskim duszkiem - nic ci nie zrobi, nawet powiedziałabym, że potrzebuje okazania jej ciepła i dobroci, ale co, jeśli się mylę i jest to jakieś niebezpieczne stworzenie?

- Pewnie sie nie pojawiła. Była, ale ignorowano ją. Amelia, druga córka Olgi, wspomniałam, że się już zaprzyjaźniła z Anastazją. Kobieta pewnie ją ignorowała przez dłuższy czas, rzadko widząc jakiekolwiek znaki jej bytności, a te pojedyncze jakoś sobie tłumacząc. Uparciuch który nie wierzy w zjawiska paranormalne czasem potrafi długo opierać się faktom - w głosie Jerycho zabrzmiała nuta rozbawienia, bo on sam był długo takim uparciuchem i Rosalie o tym wiedziała.

- Okej, rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, ale w dalszym ciągu nie mam pewności, czy Anastazja jest Bożątkiem. Od jakiegoś czasu czuje w powietrzu dziwną atmoferę, czuję, że dzieje się coś niepokojącego… Duch może być równie dobrze jakąś nieczystą siłą, która tylko podszywa się pod dobrego duszka, a ty chyba uparcie chcesz w to wierzyć. Nie chciałabym, żeby coś ci się stało, ale wiem, że skoro już się w to wplątałeś i chcesz pomóc temu stworzonku, to łatwo z tego nie wyjdziesz… - zamyśliła się Rosalie i po chwili dodała szybko - Och, zapomniałam o jednej rzeczy! To powinno dać nam również do myślenia. Bożątek już od dawna nie widuje się w naszym świecie. Ich aktywność bardzo spadła i żaden dawno się już nie pokazywał… Na pewno chcesz mieć do czynienia z tą sprawą? Może powinnam do ciebie przyjść?

Jerycho kilkukrotnie otworzył usta gdy Rosalie mówiła, ale ostatecznie dał jej dokończyć.

- Właśnie miałem zapytać, czy nie jesteś bardzo zajęta. Jeśli możesz to będę wdzięczny jeśli przyjedziesz. Przeszło mi przez myśl, że to może jednak być coś mroczniejszego, ale w tym temacie nie jestem w stanie podjąć działań zaradczych. Dlatego dzwonię.

- Okej, więc przyjdę jak najszybciej. Jestem teraz w parku i miałam nieco mroczną, przerażającą wizję, która najprawdopodobniej wypełni się dzisiejszego wieczoru, ale to może jeszcze poczekać. Opowiem ci zresztą na miejscu. Mam nadzieję, że zdążymy ze wszystkim. Możesz mi powiedzieć jeszcze raz, gdzie dokładnie jesteś?

- To nie daleko. Kameliowa 15. Zaraz za skrzyżowaniem z Paprykową. Wolno stojący domek. Wybacz, ale nie wyjdę po ciebie, bo właścicielka nie zostawiła mi kluczy.

- Wiem, gdzie jest Kameliowa. Myślę, że trafię. Co najwyżej spytam kogoś. Więc będę niedługo. Do zobaczenia! - powiedziała Rosalie na pożegnanie.

- Cześć. Czekam.

Rosalie schowała książkę do swej torby i wstała z ławki. Rozejrzała się jeszcze i przeszył ją ponownie dreszcz. Co za dziwny dzień... I niepokojący. Ciekawe, jakie zdarzenia ze sobą jeszcze przyniesie. W końcu to dopiero jego początek - pomyślała i skierowała się w stronę wyjścia z parku.
 
Irethyo jest offline  
Stary 29-08-2014, 12:08   #12
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
Amélie włóczyła się między uliczkami i straganami, pisząc sms’y, rozmawiając z niektórymi znajomymi. Wadim najpewniej już skończył pomagać panu na rynku. Spędzała spokojnie, całkiem przyjemny dzień. Sama nie wiedziała ile to już godzin minęło zanim wyszła z domu. W końcu, ku swemu zdumieniu, zobaczyła nieopodal stojącą Milenę. Stała pod drzewem. Cała była umorusana, w ręku trzymała czarną reklamówkę z najprawdopodobniej jakimś pudłem. Była bardzo zamyślona, oddychała szybko.


- Wszystko w porządku? - zapytała podchodząc powoli do kobiety. - Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła i uśmiechnęła się przyjaźnie.

-Amelia? Nie wierzę… jak dobrze, że tu jesteś.- kobieta widocznie odetchnęła z ulgą, jakby gorąca, gęsta para uleciała z przegrzanej maszyny- Znasz jakieś ustronne miejsce?- kiwnęła ukradkiem głową na ciężką torbę, którą trzymała w rękach. Na dłoniach i na torbie były gdzie nie gdzie ślady i grudki ziemi.
-Nie wiem, czemu ciągle myślę o tobie, ale to naprawdę może cię zainteresować, tylko dobrze, żeby nikt nas nie widział, kiedy będziemy to oglądały- dodała szeptem.


Wadim wrócił do siebie, umył się, przekąsił coś i przebrał się.
Spotkał dwie siostry zakonne. Mówiły, że ksiądz był bardzo zadowolony i wdzięczny za uczynność Wadima i chciałby, żeby Wadim został tu tyle ile tylko ma ochotę. Poszedł z nimi do kuchni i pomagał trochę w przygotowaniach do obiadu.
-Jakie masz dziś plany Wadimie? Ty tak wszystko po polsku rozumiesz?- zapytała jedna z sióstr.
Druga kroiła warzyła i skaleczyła się w palec.
-Aa..aa! Au, auć, a…-
-Szybko, pod zimną wodę!- druga siostra odkręciła zimną wodę i wzięła rękę drugiej- Poczekaj, pójdę po jakieś plastry. Ah, niezdaro.


Gdy Rosalie dotarła na miejsce, wcześniej upewniając się, czy aby na pewno trafiła pod właściwy numer, z czujnością weszła do środka i nie naszukała się długo, kiedy trafiła na Jerycho siedzącego w kuchni i czekającego na nią. Atmosfera w mieszkaniu była faktycznie ciężka, dziewczyna od razu wyczuła niestandardowy przepływ energii magicznej. Olga wysłała sms’a do Jerycha. Napisała w nim, że przeprasza, ale spóźni się kilka minut, bo musi jeszcze odwołać wizytę księdza i postara się przyjść jak najszybciej.


Jan czekał w swoim przybytku na umówioną klientkę. Dzisiaj faktycznie zbyt wielu klientów nie było, ze względu na to, że ich uwaga skupiona była na festiwalu.
Kaśka nie spóźniła się nawet o sekundę. Weszła z impetem do środka.
-Dzień doberek! To co? Co pan poleca?- zamknęła drzwi za sobą- Coś dla tej cichej ślicznotki, tylko nic perwersyjnego! Jest strasznie poukładana, ale chyba to w niej lubię.- w tym momencie dziewczyna zaczerwieniła się- Ah! Czuję, że będzie się cieszyć, a nawet jeszcze nic nie wybrałam! Haha!
 
Koinu jest offline  
Stary 29-08-2014, 21:20   #13
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Satori&MistrzTrzechMieczy&Viv

- Co to jest? - spytała automatycznie.

- Naprawdę… - powiedziała przeciągłym, cichym głosem - lepiej by było obejrzeć to na spokojnie.- przybliżyła usta do ucha Amelii - Interesowałam się tym starym pałacem już od dłuższego czasu. Znalazłam to tam. Wydaje mi się, że skrywa on jakąś wielką tajemnicę.- na jej twarzy pojawiły się rumieńce- No dawaj, tylko tobie mogę zaufać. Chcesz zobaczyć co znalazłam?- zapytała rozentuzjazmowana.

Przepuszczenie takiej okazji byłoby nie w jej stylu. Uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Jasne, że chcę zobaczyć! - powiedziała podekscytowana.
Nie znała tej kobiety, wzbudzała w niej pozytywne emocje, ale przecież nie może ufać każdej przypadkowo poznanej osobie. Zwłaszcza tak specyficznej jak Malwina. - Może chodźmy do mnie? To jakieś 15 minut spacerkiem.

- Cieszę się, że podzielasz mój entuzjazm!- zacisnęła pięści i prawie podskoczyła ze szczęścia. -To prowadź!- uśmiechnęła się, ukazując wszystkie swoje zęby.

- Zatem za mną - uśmiechnęła się i ruszyła przez rynek. - Odpiszę tylko na wiadomość - powiedziała, sięgnęła po telefon i szybko wybrała numer Wadima.

“Mam nadzieję, że nikt nie obrazi się, jeśli litanie odmówisz w innym czasie. Bądź u mnie jak najszybciej. Jestem z Mileną. P. S. byliśmy umówieni

- Jak weszłaś do tego pałacyku?- spytała chowając telefon do kieszenie swetra.

Dziewczyny ruszyły w drogę a Milena zaczęła mówić:
- Oh… ja już od dawna czułam, że z tym pałacem jest coś nie tak. Wiesz, nie tak ciężko się tam dostać. Porzeczka często coś tam organizuje, to taki dom kultury. Należy do Andrzeja Waucha. Ale ostatnio przybyła do miasta ta dziwna, szykowna dama, nie pamiętam jak się nazywa. Ubiega się o “odzyskanie” prawa do tego pałacu. Uważa, że jej rodzina, a dokładniej, jej… chyba babka, posiadała go i niesłusznie został przez rodzinę utracony. Jest o to trochę zamieszania. No, ale kiedyś błąkałam się po terenie pałacu. Widziałam gdzie nie gdzie pewien charakterystyczny symbol. No i zobaczyłam go też na kamieniu za pałacem. Poszłam tam i trochę pokopałam, nie musiałam kopać długo. I była tam ta dziwna skrzynka, bez namysłu ją zwędziłam i tak oto tu jestem. Ciekawe co tam jest w środku. Nie mogłam jej otworzyć, ale ma ten sam symbol wyryty, o którym mówiłam wcześniej. To nie może być zwykła skrzynia! Myślę, że to magiczne symbole.

Po plecach Amelii przebiegł zimny dreszcz. Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale nie miała dobrych przeczuć. - A nie boisz się, że to może być coś… złego? - spytała nie umiejąc dobrać lepszego słowa.

Milena głośno przełknęła ślinę.
-Tak… też może być, prawda? Nie wiem… ale wiem na pewno, że umarłabym z ciekawości, gdybym tego nigdy nie otworzyła.

- Podejrzewasz co tam może być? I co to za symbole, o których mówiłaś? - spytała gdy były już daleko od gwarnego rynku.

Kobiety dotarły już na miejsce.
-Zaraz ci pokażę, tylko wejdźmy spokojnie do bezpiecznego środka.
Milena wyciągnęła ciężką, brązową skrzynię, widniał na niej symbol dziwacznie zakręconej róży.

Skorajev-Grossmann już z oddali widział obie kobiety i kiedy rozpoznał tam sylwetkę tej dziwaczki, mina nieco mu zrzedła.
- Pochwalony… - rzucił niezbyt ambitnie i powitał Amelię przyjaznym uśmiechem. - Mam nadzieję, że to coś naprawdę ważnego, skoro uważasz, że przekładam litanię nad “wasze” towarzystwo - dodał cierpko, spoglądając na kobietę w dredach.

Amelia przewróciła oczami i postanowiła w duchu, że musi mu wytłumaczyć, że jeśli kobieta pisze “P.S. jesteśmy umówieni” to znaczy, że ma udawać, że są umówieni! Ech, nic nie wie o życiu.
- Witaj - powiedziała dość oschle wciąż zła na to, że teraz będzie musiała tłumaczyć się przed nowo poznaną kobietą. - Milena ma mi do pokazania coś ciekawego - poinformowała go uśmiechając się do kobiety.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że napomknęłam o tym koledze? Mam do niego pełne zaufanie - dodała szybko. I wiesz, gdyby to było coś niebezpiecznego, to mężczyzna może nam się przydać - puściła do niej oczko.

- Cześć!- uśmiechnęła się Milena, jakby w ogóle nie przyjmując do świadomości chłodu bijącego do niej od Wadima.
- Ale, czy aby jesteś pewna…? Dobra, ufam, że wiesz co robisz. To prowadź do środka! Nie mogę się już doczekać!

- Zapraszam za mną. - Otworzyła ciężkie stare drzwi kamienicy przy ulicy Wrzosowej 13 i ruszyła wąskimi, krętymi schodami na drugie piętro. - Nie spodziewałam się dziś gości, przepraszam za bałagan - uśmiechnęła się do znajomych przekręcając klucz w zamku. - Witam w moich skromnych progach.
Kawalerka Amelii była niewielka, ciepła i przytulna. Małym, ciemnym korytarzem wchodziło się do saloniku połączonego z kuchnią. Było to widne, nieco zagracone świeczkami i książkami pomieszczenie, którego centralną częścią był niewielki, okrągły stolik i trzy wygodne, kolorowe krzesła stojące obok. W mieszkaniu znajdowała się jeszcze ciasna łazienka oraz oddzielona od saloniku kotarą z frędzli i koralików sypialnia.


- Napijecie się czegoś? - spytała zabierając ze stołu filiżankę po porannej kawie i zganiając czarną kotkę z jednego z krzeseł.

Wadim, który dotychczas trzymał się z tyłu, wyszedł przed Milenę i zajął miejsce przy stoliku.
- Może być herbata. Dla mnie nigdy za wiele - uśmiechnął się, spoglądając zaciekawiony na pupilka Amelii. Ona wiedziała, iż Grossmann zawsze lubi zwierzęta.

Milena poczekała, aż Amelia zabierze rzeczy ze stołu i położyła ciężkie pudło na samym środku.
Zdjęła buty, zajęła jedno z trzech miejsc, rzuciła okiem na zwierzę.
- O, jaki śliczny! - wyszeptała zadowolona.
- Ja też poproszę herbatę, jeśli można - poprosiła potulnym głosikiem i skupiła wzrok na skrzynce.
- Jaki mamy plan? Kombinujemy, czy ją roztrzaskujemy? Wcześniej się trochę męczyłam i nie dałam sobie rady - przejechała dłonią po powierzchni skrzynki i zatrzymała ją przez chwilę na wyrytym symbolu.

- Szczerze, to jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałem - mówił jakby sam do siebie. Również skupił wzrok na przedmiocie i obserwował, jak dłoń Mileny po nim wędrowała.
- Gdzie to znalazłaś? - zapytał, przerzucając spojrzenie na samozwańczą wróżkę.

Amelia siedziała na blacie jednaj z kuchennych szafek czekając aż zagotuje się woda na herbatę. - Mam czarną i zieloną. Kto, co? - powiedziała, najpierw zajmując się obowiązkami gospodarza, o skrzynce zacznie myśleć później. - Ktoś słodzi? A co do skrzynki, najpierw chciałabym zobaczyć te znaki.

- Znalazłam ją zakopaną na terenie pałacu. W całym pałacu są takie same symbole jak ten tutaj. Ee… - spojrzała zakłopotana na Amelię- ja poproszę zieloną, bez cukru - odchrząknęła cicho. - Może po prostu ukradłam jakiś skarb rodzinny dawniej zamieszkujących tam ludzi? Ale coś nie pozwala mi myśleć o tym jak o zwyczajnej skrzynce.

Kiedy Amelia i Wadim przyglądali się jej, mogli stwierdzić, że ten symbol przypomina symbol rodowy starych, magicznych rodzin. Rodzice im mogli o tym wspomnieć, bądź sami mieli swoje. Niezależnie od tego to było pierwsze co przychodziło im na myśl.

- Dla mnie czarna. Dwie łyżeczki, proszę - odpowiedział głucho, niemal w całości pochłonięty znaleziskiem. Siedział niemal nieruchomo. W tym czasie towarzyszący mu zapach wody kolońskiej rozniósł się po pomieszczeniu.

- A jeśli to faktycznie jakieś rodzinne skarby? - myślała na głos podchodząc do stolika i stawiając na nim kolorowe kubki nie od kompletu. - Komuś cytryny? - ruszyła do kuchni, umyła jabłka i zaczęła kroić je w ósemki. - Jeśli to kosztowności to możemy mieć poważne problemy. - Wróciła do stołu i postawiła na nim talerzyk z owocami. - To zamiast ciastek - uśmiechnęła się i usiadła na ostatnim wolnym krześle, tym między gośćmi.

- Ja poproszę. Może masz rację, Amelio. Nadal jednak nie rozumiem jednego. Czego szukałaś na tamtej posiadłości, hm? - spojrzał podejrzliwie na Milenę.

-Ja bez cytryny, dziękuję.- spojrzała następnie na Wadima - Wiesz… już mówiłam to Amelii. Od dawna węszyłam w tym pałacu. Zawsze wydawał mi się jakiś podejrzany i na pewien sposób ciekawy. Takie stare budowle, z taką bogatą historią mogą skrywać wiele tajemnic! - Wzięła kubek z herbatą, podmuchała kilka razy i siorbnęła odrobinę. W kąciku jej oka pojawiła się łza.
-Oh… głupia ja… - powiedziała załamującym się głosem - się poparzyłam. - Łza spłynęła jej po policzku, a ona szybko wstała i podeszła do okna i wzięła głęboki oddech, założyła ręce, wytarła szybkim ruchem twarz i spojrzała na nowych przyjaciół.
- Jeśli to faktycznie skarb… to będzie można oddać, no chyba, że zdecydujemy inaczej - zaśmiała się.

- Ciekawe jak wytłumaczysz to właścicielom? - gospodyni skarciła ją wzrokiem - tej elegantce z czerwonymi szponami na przykład. Jak jej tam było?

- Erst besinn's dann beginn's. Najpierw pomyśl, później zrób - ponownie powiedział sam do siebie. - Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tym rodzie. Myślicie, że znajdziemy tu jakieś informacje w lokalnych kronikach?

- Biblioteka? Antykwariat? - spojrzała na znajomych - powinno coś być. Proponuję, żeby tego nie otwierać, a na pewno nie na siłę - zastanowiła się chwilę - i może jutro poszperać i dowiedzieć się czegoś o tym domu? I zapytam babci ona mieszka tu od hmm jakichś 40 lat.

Milena wypuściła z siebie powietrze, trochę była zawiedziona.
- Eh, macie racje. Lepiej być ostrożnym. Nie wiadomo nigdy co się czai w tajemniczych skrzynkach, prawda? Może… mogłabym ją zostawić tu u ciebie, dopóki się czegoś więcej nie dowiemy? Tylko obiecajcie, że nie otworzycie jej beze mnie!

- Wybacz, ale nie che mieć w domu czegoś, co nie należy do mnie - uśmiechnęła się przepraszająco, po czym spojrzała na Wadima szukając w nim wsparcia.

Czarodziej patrzył na nią w skupieniu, jakby dopiero docierał do niej sens jej słów oraz spojrzenia. - Nie ma mowy! Zapomnij! Myślisz, że jak to będzie wyglądało, jak będę znosił na plebanię jakieś podejrzane skrzynie? Poza tym ja się na to nie pisałem. Mi tam nie przeszkadzało, kiedy ta skrzynia była zakopana w ziemi, a ja nie wiedziałem o jej istnieniu.

- Czy ktoś Cię prosi żebyś zaniósł to na plebanię?! - niemal krzyknęła zanim Milena zdążyła dojść do głosu i zapewne poprosić go o to. I tak za nią nie przepadał. - Cóż, chyba sama musisz się nią przez jakiś czas zaopiekować - spojrzała na przedmiot dyskusji.

- Rozumiem, rozumiem! Nie ma powodu do unoszenia się! - Milena starała się uspokoić wszystkich i opanować sytuację. - Mogę to wziąć ze sobą. Chodziło mi o to, że po prosto to ciężki kloc i wolałam wymigać się od dźwigania tego, ale nie szkodzi! Mam jeszcze trochę siły!- zaśmiała się nerwowo i wzięła plasterek jabłka z talerzyka.

- To co robimy? Rozumiem, że dowiadujemy się szczegółów na ten temat i dopiero potem decydujemy co robić, tak?

- Tak będzie najlepiej. Pogadam jutro rano z babcią i z rodzicami. Podpytam ich, może coś wiedzą. Trzeba jeszcze przeszperać antykwariat i bibliotekę, może mają tam jakieś archiwum. Hmm i może ksiądz? - spojrzała pytająco na mężczyznę - jest dość leciwy, poza tym przez plebanię przelatują pewnie wszystkie plotki, co?

- Podpytam kogo zdołam. Zwykle kościelne kroniki zachowywały się najlepiej. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć - zapewnił, również częstując się kawałkiem owocu.

- A więc ja jutro skoczę do biblioteki i przejrzę masę książek. Mają tam bardzo sympatyczny personel, na pewno pomogą jak tylko będą potrafili. Na dziś mam chyba już dość wrażeń, za 15 minut się zbieram, wracam do siebie i walnę się spać - ziewnęła na myśl o śnie w ciepłym łóżku.

- Tak wcześnie? - Amelia zdziwiła się. - Nie masz ochoty iść już na rynek? O, właśnie! - niemal krzyknęła - mówiłaś, że Pani Rzodkiewka organizuje tam różne rzezy… może ona będzie wiedziała coś o tym dworku?

Milena wybuchła śmiechem, prawie zachłysnęła się herbatą. Kiedy się już uspokoiła, otarła czoło i poklepała delikatnie Amelię po ramieniu.
- Nazwij ją Rzodkiewka a nic ci nie pomoże. Tak, Porzeczka może coś na ten temat wiedzieć, ale wolę z nią nie rozmawiać. Od kiedy widuje mnie ciągle w okolicach pałacu, dziwnie na mnie patrzy.

- Rzodkiewka, Porzeczka, nieważne - zaśmiała się. - Jeśli niczego się nie dowiemy postaram się ją jakoś podejść. Chyba, że - kiwnęła głową w stronę Wadima i uśmiechnęła się porozumiewawczo do kobiety. - Może młody mężczyzna wydusiłby z niej więcej? - zachichotała krótko.

Czarodziej tylko uśmiechnął się gorzko. - Prędzej ja cię uduszę. Nie wrobicie mnie w szpiegostwo. Nie znam się na tym i nijak bym wam nie pomógł.

- Jakie szpiegostwo? Wystarczy użyć trochę uroku osobistego i pogawędzić z Porzeczką. Nie mów, że nie umiesz - półfrancuska wyszczerzyła zęby.

- Jesteś niemożliwa… - zamyślił się, bębniąc palcami o swój kubek z herbatą. - Nic nie obiecuję - odpowiedział po chwili milczenia - Mogę do niej zagadać, jeśli ją gdzieś spotkam. Ale na pewno nie potrafię, jakby to ująć, bajerować kobiet, więc nie oczekuj po mnie zbyt wiele.

- Yhmm na pewno nie umiesz - uśmiechnęła się nieco prowokacyjnie zapominając na chwilę, że jest tu Milena. - No to chyba wszystko ustalone - klasnęła w dłonie.

- Em… masz może łazienkę? Ah…! Oczywiście, że masz, bo wspominałaś! Tzn. nie, że i bez tego miałabym myśleć, że jej nie masz. Ahaha… - wstała zmieszana - to ja… zaraz wracam, ok? - i poszła powoli w kierunku łazienki.

- Nigdzie ci nie uciekniemy - rzucił w jej kierunku. Kiedy oddaliła się wystarczająco, spojrzał stanowczo w oczy swojej przyjaciółki. - W co ona cię wpakowała? I dlaczego właśnie my bierzemy w tym udział?

- Pojęcia nie mam - powiedział szeptem i wzruszyła ramionami. - Ale nie mów, że to nie jest interesujące - uśmiechnęła się jak dziecko, które właśnie coś przeskrobało.

- Amelia - uniósł nieco głos i delikatnie zacisnął dłoń na jej przedramieniu. - Amelia - dodał już spokojnie, cofając dłoń i opierając o nią czoło. - Nie o to chodzi. Wiem, że lubisz wściubiać nos w nie swoje sprawy, ale to jest za głębokie szambo. Nawet jak na nas dwoje. Ten ród… Ta cała pani Porzeczka, czy jak jej tam… To nie jesteś jakiś bazarowy przygłup, któremu można wykręcić figla. Mój instynkt podpowiada mi, że gdyby była niezaradna, nie znajdowała by się tutaj. Wygląda mi na dość wpływową i przebiegłą osobę. Choć pozory mogą mówić inaczej. W każdym bądź razie, nie powinniśmy się w to pakować - umilkł i ponownie skupił się na kubku herbaty.

- No ale Wadimmm - znów zrobiła minę dziecka, tym razem proszącego o coś, co niekoniecznie jest dla niego dobre. - Przecież nie robimy nic złego… jeszcze. Trochę poszperamy i najwyżej wycofamy się, co?

- Eh… Kiedyś myślałem, że da się coś w tobie zmienić… No ale najwidoczniej pan stworzył cię taką, jaką jesteś i lepiej być nie może. No dobrze - dodał po chwili, wypuszczając powietrze. - Zbieranie informacji to jeszcze nie wykroczenie. Jeśli okaże się, że faktycznie ta… Milena wykopała rodowe pamiątki, to skrzynia wróci na swoje miejsce.

- Nie każdy może być taki święty jak Ty mój drogi, nie byłoby się o kogo martwić - ponownie się uśmiechnęła. - I możesz sobie o mnie myśleć różne złe rzeczy, ale serio, mam jakiś instynkt samozachowawczy.

- Wielokrotnie mnie o tym zapewniałaś. No cóż, może faktycznie bywam nieco, hmm, mało dynamiczny.

- No właśnie - szturchnęła go lekko w ramię, cudem unikając wylania herbaty - jesteśmy młodzi, trzeba się bawić!

- Dobrze, że cię mam - uśmiechnął się do niej już bardziej rozluźniony. - Może to jednak przez tę Milenę. Wolałem, jak działaliśmy w dwójkę.

- Nie wiem co do niej masz, wydaje się być bardzo ciekawą osobą - spojrzała w stronę drzwi od łazienki. - Coś długo jej nie ma.

- Ty się lepiej znasz na takich indywiduach - mrugnął do niej. - Sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku?

W tej chwili otworzyły się drzwi łazienki. Milena jeszcze przez sekundę wycierała o swoje ubrania nie do końca wysuszone ręce.
- Dobra, kochani. To ja się będę zbierać- podeszła do stołu i wzięła swoją torbę. - Pomożecie mi wsadzić tu tę skrzynkę? - rozdziawiła ją i czekała na pomoc.

Bez ociągania Wadim pomógł kobiecie zapakować skrzynkę do torby.

Kiedy dotknął dotknął skrzynię, ta zaczęła się trząść, można było usłyszeć jej zawartość obijającą się o ścianki. Kiedy odsunął rękę, skrzynia “uspokoiła się”.

- Łoł, łoł, łoł! - Milena odskoczyła na pół metra od skrzyni. - Co to, kurde, było?

- Co zrobiłeś? - Amelia spojrzała w stronę mężczyzny.

- Kompletnie nic! Dotknąłem tylko. - Wzorem reszty zrobił kilka kroków w tył.

- Wygląda na to, że trzeba to schować w jakimś bezpiecznym miejscu i naprawdę nie otwierać póki niczego się nie dowiemy - powiedziała udając, że wcale nie ruszył jej widok ożywającej skrzyni. - Masz jakąś piwnicę czy coś, prawda - zwróciła się do Mileny.

- Mam, mam… chętnie to tam wrzucę, dopóki czegoś się nie dowiemy. To teraz się naprawdę wystraszyłam… - gęsia skórka przeszła po całym ciele kobiety. - Wiecie… ostatnio tyle dziwnych i w większości złych rzeczy dzieje się wśród ludzi w tym mieście. Może ta skrzynia jest powodem tego? Albo… może to klucz do rozwiązania problemów? Wiem, że możecie pomyśleć, że jestem szalona… inni właśnie mają mnie za wariatkę. Po raz pierwszy od tak dawna posiedziałam sobie z kimś w ciepłym domu znajomego. W każdym razie… ja wierzę w magię! Albo coś podobnego do niej… dobrze, zajmijmy się tym a jutro dowiemy się wszystkiego co trzeba… mam nadzieję.

- Nikt nie ma Cię za wariatkę - Amelia a uśmiechnęła się ciepło do kobiety - a już na pewno nie my - przy tych słowach wolała nie spoglądać na Wadima. - Chowasz skrzynię do piwnicy i jutro zaczynamy rozwiązywać zagadkę. Ok? I musisz mi zostawić swój numer telefonu.

- Tak, to dobry pomysł. - Milena podyktowała Amelii swój numer telefonu - zwłaszcza teraz powinniśmy mieć do siebie kontakt. A teraz już naprawdę muszę się zbierać.
Jakoś udało się zapakować skrzynię i Milena, trochę wystraszona, ruszyła do siebie do domu, obiecując, że jak coś będzie nie tak, to od razu da znać.

Amelia odprowadziła kobietę do wyjścia i gdy zamknęła za nią drzwi odetchnęła głośno. To było dziwne. Wróciła do saloniku połączonego z kuchnią i ciężko opadła na zajmowane wcześniej krzesło. - Nie chciałam trzymać tej skrzyni u siebie - zaczęła - rano, kiedy poszedłeś do swojego znajomego poprosiłam Mileny żeby jeszcze mi powróżyła. Wiem, że to mogą być brednie, ale wolę dmuchać na zimne… - powiedziała.

- Taak, zakładam, że jej wywód musiał być bardzo interesujący.
Wadim nawet nie zauważył, kiedy w jego kubku skończyła się herbata. Odsunął go więc od siebie zawiedziony i osunął się na siedzeniu, układając głowę na oparciu krzesła. Co jakiś czas przymykał oczy. Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jednak wciąż coś mogło na niego czekać. Mimo to w salonie Amelii odczuł jakiś błogi spokój. Chwilową przystań od zwykłego zgiełku i harmidru.

- Śmiej się, proszę bardzo - powiedziała szorstko. - Miewam wizje i z mojego doświadczenie wynika, że nie powinno się ich ignorować. Zwłaszcza kiedy nie są przyjemne.

- Masz rację. Ostatnio za bardzo zamykam się w swoim światku. Co poradzisz, taki już jestem. Ale trzeba się otworzyć na okazje. Zwłaszcza, że jak przyjeżdżałem do Polski, to czułem w sobie ten zapał. To miejsce jest po prostu… senne.

- Świetnie, właśnie próbuję ci powiedzieć, że według Mileny jakieś złe rzeczy wiszą mi nad głową, powinnam na siebie uważać, i nie być sama a ty przysypiasz. Przyjaciele - westchnęła, wstała szybko, i zaczęła zbierać kubki ze stołu.

- A kiedy to był taki czas, że miałaś na siebie nie uważać? Poza tym masz mnie na wyciągnięcie ręki. Z doświadczenia wiem, że nie boisz się nieznanego.

- Z doświadczenie wiem, że nie można ignorować przepowiedni - była lekko poirytowana.

- No już dobrze. Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym, żeby stało ci się coś złego. Opowiesz mi w końcu coś więcej o tej wizji, czy będziesz tak krążyć wokół tematu, narzekając przy tym na mnie?

- Przecież ci powiedziałam - skończyła myć kubki i wróciła do stolika. - Powiedziała mi, że czyje, że może mi się stać coś złego i że nie powinnam być sama. Nie wie dokładnie co, ale jak to mówiła była bardzo wystraszona. To tyle - wzruszyła ramionami.

- Rozumiem - zapatrzył się w jakiś odległy punkt. - Naprawdę uważasz, że jej zdolności mogą być prawdziwe?

- A dlaczego miałaby zmyślać? Może to błąd, ale ufam ludziom. Zazwyczaj - dodała po chwili. - W każdym razie nie będę zgrywać bohaterki, trochę się boje - mówiąc to spojrzała na swoje stopy jakby się czegoś wstydziła. Zauważyła, że założyła skarpetki nie do pary.

- Każdy się czegoś boi. Normalna rzecz - mówiąc to wyprostował się w końcu na krześle i spojrzał na swoją rozmówczyni. - Więc co zamierzasz z tym zrobić? Całe dnie będziesz teraz spędzać w parku? - zapytał żartobliwie, acz przyjaźnie.

- Nie, przecież pracuję i w ogóle. Poza tym powiedziała, że nie powinnam być sama zwłaszcza po zmroku. Może prześpię się u rodziców. Nie wiem - wciąż wpatrywała się w swoje stopy.

Grossmann przetarł dłońmi zmęczoną twarz i rozejrzał się wokół, jakby szukał miejsca do spania. Następnie spojrzał na zegarek.
- O, już po piątej. Myślałem się jeszcze wybrać, nad jezioro, ale po dzisiejszych wrażeniach nie chce mi się już nigdzie ruszać - jakby na potwierdzenie ziewnął i przeciągnął się na krześle.
- Co do nocowania u rodziców, to naprawdę dobry pomysł. Na będziesz sama, a przynajmniej spędzisz z nimi więcej czasu.

- Jakbym narzekała na to że spędzam z nimi mało czasu - powiedziała pod nosem. - No nic, nieważne. Może nie zje mnie potwór spod łóżka - zaśmiała się, choć śmiech był trochę wymuszony. - Co z Toją litanią?

- Każdy dzień jest na nią odpowiedni. Jak to mówią, co odwlecze to nie uciecze. - Wcisnął do ust ostatni plasterek jabłka. Po chwili zapytał - Przejdziesz się do nich jeszcze dziś?

- Raczej nie - przyznała szczerze i aż podskoczyła, kiedy coś dotknęło jej nogi. - Mam kota, może mnie obroni - powiedziała, gdy zorientowała się, że to tylko czarna kotka Mamba.

- Dopóki Twój napastnik nie nakarmi jej jakimś przysmakiem - roześmiał się przyjaźnie. - Eh. Naprawdę mnie zmartwiłaś i nie wiem, jak mógłbym ci pomóc - spojrzał na nią bezradnie. Wyglądała niewinnie, ale wiedział, że potrafiła być nieugięta. A przynajmniej nigdy nie widział, żeby ktoś ją skrzywdził.

- Nie miałam zamiaru Cię martwić, po prostu musiałam się tym z kimś podzielić a dobrze wiesz, że nie każdemu można powiedzieć o czymś takim. No i jakoś sobie poradzę, będę spała przy zapalonym świetle, czy coś - uśmiechnęła się blado.

- Mógłbym u ciebie zostać. Dopóki nie zaczniesz sypiać u rodziców. Tylko nie wiem, jak wygodną masz podłogę no i poza tym muszę dać znać na plebanii, żeby się o mnie nie martwili - wpatrywał się w nią, oczekując jej reakcji.

- No nie wiem co na to ksiądz proboszcz - zaśmiała się - a tak serio to nie chcę robić problemów.

- Żaden problem, tylko skoczę po świeżą parę skarpetek - mrugnął do niej. - No i nie wiem, czy masz coś w lodówce na kolację.

- Pewnie coś się znajdzie, chyba, że masz jakieś specjalne wymagania?

- Dopóki nie przymieram głodem, wszystko jest w jak najlepszym porządku - roześmiał się. - No dobra, to ja się chwilowo zbieram i wpadnę za jakieś pół godziny. Ty w tym czasie zobacz, co tam znajdziesz w tej lodówce i sprawdź program telewizyjny. Zgoda?

- Tak jest! - odpowiedziała szybko. - Nie bardzo wierzysz w tą całą wizję Mileny, prawda? - spytała po chwili.

- W jej wizję? - odpowiedział stojąc już pod drzwiami. - Nie, nie wierzę. Ale wierzę tobie - uśmiechnął się do niej. - Najlepiej nigdzie się stąd nie ruszaj! - wołał już do niej z klatki schodowej.

- Nie mam zamiaru - powiedziała i zamknęła drzwi.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline  
Stary 01-09-2014, 21:25   #14
 
Gorgmon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodzeGorgmon jest na bardzo dobrej drodze
Witam, witam serdecznie! - aż zatarł z radości dłonie na widok wchodzącej do sklepu dziewczyny, a jego twarz przybrała najbardziej promienny wyraz na jaki tylko było go stać. I chociaż mięśnie twarzy nienawykłe do tak wielkiej dziennej dawki uprzejmości wydawały się cierpnąć, to nie dał niczego po sobie poznać. Wyszedł zza kontuaru i zamaszystym ruchem dłoni wskazał na regały.
Sam antykwariat był raczej średniej wielkości, i chociaż wysprzątany to z powodu wielkiej ilości towarów i wszelkiego rodzaju babilotów ciasno poupychanych na ladach, półkach i regałach wydawał się nieco zagracony. Wrażenie to potęgował staromodny wystrój wnętrz, ciężkie, grube kotary w oknach o krwisto-czerwonym odcieniu, oraz masywne, drewniane, sprawiające wrażenie zabytkowych meble.
- To musi być coś wyjątkowego! - Oznajmił stanowczym głosem powtarzaną wielokrotnie niemal każdego dnia kwestię.
- Czy twoja znajoma interesuje się literaturą? Mam tu prawdziwe białe kruki, w sam raz dla panny z dobrego domu - wskazał na jedną z szafek - a może jakaś niebanalna ozdoba pokoju? Sprowadziłem właśnie wiele niezwykłych gadżetów, zarówno orientalnych, jak i tych które są prawdziwymi hitami w największym metropoliach świata! - Obwieścił z dumą nie do końca zgodnie z prawdą.
- Zresztą rozejrzyj się sama, i daj znać jeżeli będziesz potrzebowała pomocy - Jan uczynił zachęcający gest wskazując gdzie powinna zajrzeć w pierwszej kolejności.

-Dzięki! Jesteś zajebiście miły! Takich ludzi w Polsce potrzeba.- zaśmiała się dziewczyna i puściła mu oczko- Spoko, to ja się rozejrzę, a jak się zgubię, albo w coś zaplączę to będę wołać.- rzuciła i ruszyła w głąb antykwariatu Jana. W tym momencie drzwi po raz kolejny się otworzyły. Weszła przez nie niedawno przybyła, niezwykle szykowna i elegancka kobieta, o której ostatnio głośno, że chce odzyskać prawo do pałacu. Identycznie jak na placu festynu, przywdziana była w piękną, czerwoną suknię, których na co dzień nie widuje się na ulicach.
-Dzień dobry.- rozejrzała się po przybytku- Szukam konkretnej rzeczy. Czy… ma pan tu jakieś szkatułki, stare skrzynie- podniosła ręce i zaczęła machać palcami, aby poprzez żart przekazać tajemniczość przedmiotu, którego szukała- najlepiej jakieś ładnie ozdobione. A może zdobył pan jakąś? Np. przez przypadek znalezioną w okolicy?- zapytała z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry - Janowi wystarczył szybki rzut oka by ocenić zamożność klientki, i bardzo mu się spodobało to co widział.
- Całkiem możliwe, ludzie często przynoszą do mnie znalezione w okolicy antyki - pospiesznie szukał w pamięci podobne sytuacji, nie mógł sobie jednak przypomnieć aby kupował ostatnio jakieś pudełko od tutejszych mieszkańców - pozwoli pani że pokaże co mam na stanie - dodał prowadząc ją do odpowiedniego regału - kilka ciekawych sztuk znajduje się też na zapleczu, jeżeli nic nie przypadnie pani do gustu.
-Dziękuję…- powiedziała zupełnie bez entuzjazmu. Zaczęła się dokładnie rozglądać. Jan przyuważył kątem oka, że przez chwilę coś szeptała sama do siebie, poczuł też w tym momencie aktywność magiczną. Kobieta Rozejrzała się po raz ostatni , zarzuciła swoimi pięknymi, prostymi włosami i spojrzała na mężczyznę.
-Jeśli pan wejdzie w posiadanie brązowej skrzyni z symbolem róży, proszę dać znać. Ja mogę obiecać, że na pewno pan poczuje się usatysfakcjonowany ceną, którą jestem gotowa zapłacić.- powiedziała, głębokim, aczkolwiek ponętnym głosem. Wydawała się bardzo kobieca, a jednocześnie niesamowicie silna.

-Myślę, że wezmę to, ile za to pan chce?- usłyszał zachrypnięty i tak bardzo kontrastujący głos Katarzyny z głosem eleganckiej kobiety. Dziewczyna przyniosła starą grę planszową i książkę.
- Oczywiście, jeżeli tylko uda mi się taką zdobyć odłożę ją dla pani - powiedział w stronę kobiety, nie dając nic po sobie poznać. Doskonale znał ten typ kobiet, a co gorsza ten typ czarodziejek i miał z nimi jak najgorsze doświadczenia, wiedział że powinien mieć się na baczności.
Następnie odwrócił się do dziewczyny - trzydzieści złotych - odparł z uśmiechem, świadom że cena którą podał jest nieco zaniżona, bardzo mu jednak zależało aby transakcja ta doszła do skutku.
- To jak, kupujesz? - Zapytał podchodząc do kasy. Dyskretnie przygotował malutkie pudełeczko z drewnianym totemem, który wyrzeźbił przed jej przybyciem.
Elegancka kobieta uśmiechnęła się pod nosem, podziękowała i wyszła. Miało się wrażenie, że dokładnie opracowała wcześniej każdy krok, jaki z uwagą stawiała przed sobą.
-Naprawdę? To ja częściej będę pana odwiedzała! Biorę!- dziewczyna była bardzo zawodolona i rozpromieniona, widocznie nie miała żyłki do targowania się.
- Pozwolisz że zapakuje, to w końcu prezent, musi się odpowiednio prezentować - powiedział biorąc od niej zakupy i zręcznymi ruchami pakując je w ozdobny papier. Następnie nabił całość na kasę, jednak zanim je podał wyciągnął uprzednio przygotowaną ozdobę zawieszoną na cienkim żelaznym łańcuszku, uważając starannie aby nie dotknąć palcami symbolu baranka.
- A to drobny upominek dla ciebie - powiedział podając go w ten sposób aby przy chwyceniu w dłoń znak baranka dotknął skóry dziewczyny - promocyjny naszyjnik ze sklepu, tylko dla najlepszych klientów - dodał mrugając zawadiacko okiem co w jego wykonaniu wypadło dosyć żałośnie.
-Dzięki! Ale bajer!- niemalże wykrzyczała zadowolona dziewczyna i niczego nieświadoma, przyjęła prezent.
-Myślę, że Elizka się naprawdę ucieszy. Dziękuję panu.- powiedziała i ostatni raz jeszcze posłała uśmiech w stronę Jana, po czym pożegnała się i wyszła tanecznym krokiem.
 
Gorgmon jest offline  
Stary 04-09-2014, 16:05   #15
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Po dzisiejszym dniu Grossmann miał okazję zawiązać nowe znajomości, które w przyszłości mogły owocować profitami. Dlatego też całkiem zadowolony ze swojej działalności wrócił na plebanię. Liczył na ciepły prysznic i równie ciepły posiłek. Poza tym kolejny raz miał możliwość komuś pomóc, tym razem siostrom zakonnym.

Wadim błyskawicznie odwrócił się od blatu, wierzchem dłoni wycierając łzy, który cisnęły mu się do oczu podczas krojenia cebuli.
- To nic poważnego - powiedział uspokajająco i nachylił się nad siostrą. Delikatnie schował skaleczony palec w swojej dłoni i jedynie poruszając ustami, wymawiał słowa jakiejś modlitwy. Po chwili siostrze zakonnej mogło się wydawać, iż dłoń mężczyzny emituje jakieś białe światło, ale nie była pewna, czy działo się to naprawdę.
Po skończonej operacji czarodziej wypuścił rękę kobiety i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Gotov. Mówiłem, że nie ma się co martwić. Pan stworzył nasze ciała w taki sposób, iż potrafią zasklepiać fizyczne rany. Wystarczy tylko chwila modlitwy i skupienia.
Faktycznie krew jakby przestała się już sączyć z rany, a na skórze zostały tylko zaschnięte bruzdy.
Siostry rozdziawiły usta ze zdziwnienia.
-Wadimie, jesteś niesamowity! Jak to się dzieje, że zawsze najprostsi ludzie mają najpotężniejsze serca…?
Siostry zaczęły ze sobą rozmawiać przyciszonymi głosami.

W tym samym momencie w kuchni rozległ się przeciągły sygnał, czy raczej dźwięk imitujący kościelne dzwony. Był to telefon Wadima.

Grossmann spojrzał tylko na kobiety ukradkiem, nie dodając już nic do ich wywodu i sięgnął po swoją komórkę. Czytając odebraną wiadomość, nieprzerwanie uśmiechał się pod nosem. Nie myśląc za wiele, rzucił okiem na zegarek, który tym razem miał założony na ręce, zamiast sprawdzić godzinę w telefonie. Zacmokał, jakby się nad czymś zastanawiając, a następnie pośpiesznie schował telefon do kieszeni.

- Muszę przeprosić siostry, ale mam do załatwienia ważną sprawę. Nie wiem, czy wyrobię się na wieczorną mszę, więc niech siostry dadzą znać ministrantowi, żeby pomagał przy nabożeństwie.
Odbijemy sobie na Jutrzni - uśmiechnął się do nich przelotnie - Miłego dnia życzę. Z Bogiem!
Gdy Wadim wyszedł, mógł jeszcze usłyszeć ożywioną rozmowę sióstr.
-Ah… gdybym nie pełniła służby i była nieco młodsza… to…
-Siostro!
Obie wybuchły śmiechem i wróciły do swoich codziennych obowiązków.
Nie czekając już więcej, opuścił budynek plebani, po drodze zdejmując z wieszaka letnią skórzaną kurtkę. Nie miał już na sobie ogrodniczek, ale dżinsy. Umorusane buciory zastąpiły brązowe adidasy, a przepocony podkoszulek całkiem świeży.
Lewą ręką przerzucił kurtkę przez bark, natomiast prawą wystukiwał odpowiedź w sms’ie zwrotnym.
“W drodze, sestra

Już po paru minutach był na miejscu.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172