Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2014, 01:27   #110
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://fc01.deviantart.net/fs71/i/2013/133/3/4/cave_by_nele_diel-d655qw5.jpg[/MEDIA]

Niziołek leżał na boku dysząc ciężko. Wciąż jeszcze bał się otworzyć oczy. Macał się więc rękami po całym ciele szukając złamań i ran. Bolało go wszystko, ale najbardziej otarte liną dłonie. W końcu zdecydował się otworzyć jedno oko i rozglądnął się. ~ Pieczara jakaś ~ skonstatował w końcu.

Wstał posykując, pozbierał swoje graty porozrzucane wokół przyświecając sobie sztuczką. Kostrzewa już pomagała rannym, nie chciał jej zawracać głowę, więc zamotał sobie bandaż na rękach sam. światełko powędrowało zgodnie z wolą Burra do góry, bo przecież tam został Var… Ale wielkolud umiał sobie radzić i Burro ujrzał jak goliat w ostatniej chwili prześlizguje sę przez szczelinę między zapadnią a sufitem i z łomotem uderza w ścianę. Kucharz wpatrywał się jeszcze chwilę w klapę szukając jakiegoś mechanizmu, który pozwolił by im wrócić na Drogę. Niestety widział tylko kamienny strop. Gdyby nie dyndający z niego fragment liny oraz fakt, że wiedział gdzie znajduje się zapadnia zapewne nigdy by się nie zorientował, że to miejsce ma połączenie z powierzchnią.

Var tymczasem spokojnie założył plecaki i poszukał swojego miecza. Byli w słabej sytuacji, ale w takich miejscach panoszyły się różne rzeczy. Najczęściej ścierwojady, a zdawało się że był w najlepszym stanie ze wszystkich. Grzmot i jego miecz.

Widok goliata bardzo ucieszył Marę, która wyrwała do przodu.
- Var! - krzyknęła obejmując chudymi ramionami olbrzyma gdzieś na wysokości jego pasa. - Myślałam, że cię tam zeżrą, dobrze że jesteś.
- Nie byłem pewien czy dożyję przejażdżki do krasnoludów i z powrotem, żeby otworzyć zapadnię, więc wskoczyłem do was. - olbrzym zwichrował dziewczynce włosy na głowie. Zawsze zastanawiało go, po co ludziom i reszcie człekokształtnych taka dziwna sierść, rosnąca jedynie kępkami.

Kucharz również ucieszył się wyraźnie. Już od paru dni traktował wielkoluda jako podporę ich wyprawy. Coś stałego i kogoś na kogo można liczyć w biedzie. Tedy jak Grzmot stoczył się do pieczary na łeb na szyję jak reszta, Burro pospieszył uściskać mu prawicę i sprawdzić czy nie potrzebuje czasem pomocy. Kiedy zaś upewnił się że kompanowi nic wielkiego się nie stało, zostawił go i zajął się pilnym rozglądaniem.

Jako najmniej poszkodowany i najmniej zajęty (bo przecież leczyć nie umiał), a nadto najbardziej ciekawski, ruszył zatem świecąc sztuczką w kierunku korytarza który najbardziej był zgodny z kierunkiem ich marszu po Drodze. Chciał rozejrzeć się tylko, nie odchodząc daleko od reszty drużyny. Po kilkudziesięciu krokach trafił na płytką niszę w ścianie i leżący tam szkielet. Burro rozglądnął się pilnie, szukając czy nisza kończy drogę, czy da się jeszcze przejść dalej. Przypatrzył się też dokładnie szkieletowi wyglądającemu na ludzki lub półludzki, po czym ruszył do towarzyszy i w drugą stronę. Ten korytarz był szerszy; opadał nieznacznie w dół a po kilkudziesięciu krokach rozgałęział się ponownie na dwa poszarpane tunele. Węgielek podejrzliwie obwąchał obydwa jeżąc sierść, przy czym niziołek miał wrażenie, że łasica z prawego wyczuwa wodę. Nie wydawała się jednak uradowana z tego powodu.
- No dobra, dość tego dobrego. Pora nam wrócić do reszty łachudro. Tak, tak wiem, mnie też nie podoba się ta cuchnąca woda. Kto wie co tam może żyć - Burro pociągnął nosem; zastałe powietrze wskazywało że pieczara była odseparowana od Drogi i od powierzchni. - No przecież myśmy zlecieli i przeżyli wszyscy a tam same szkielety. Brrr… Orki i inne. Musimy opowiedzieć reszcie cośmy wyszpiegowali.

Jak zamyślił tak zrobił. Zdał sumiennie relację, schował też w plecaku i po kieszeniach łupy znalezione wśród szkieletów a także prezent od Kostrzewy - kamień grzmotu i plączonorzny woreczek. By stratna nie była, dał jej zestaw leczących driakwi i bandaży, który wyjął z plecaka, z przerażeniem stwierdzając że część słoiczków z przyprawami potłukło się w drebiezgi. Ostrożnie i ze smętną miną przesypał część z tego co się dało uratować do woreczków. Ale mikstury z alchemicznym ogniem do plecaka nie włożył. Przecież jakby to diabelstwo pękło to cały dobytek poszedł by z dymem. A i praktyczniej chyba to przy pasie nosić by szybko dobyć.
Posmutniał jeszcze bardziej, kiedy uświadomił sobie jaki los może spotkać Myszatego. A konik przecież niczym i nikomu nie zawinił.

Po nastawieniu ramienia Jehana Oestergaard pomógł magią i bardziej przyziemnymi środkami komu jeszcze zdołał. Buzdygan miał pod ręką, a gdy skończył z Marą, Shando, Varem i Burro założył tarczę na plecy. Zastanawiało go dlaczego pajęczaki nie zaatakowały by dokończyć dzieła - mimo własnych strat mogły się spodziewać że po upadku z takiej wysokości z drużyny została miazga i łatwo byłoby im pomścić swoich. Wystarczyło popatrzeć na zaściełające ziemię szkielety by zorientować się jak śmiercionośna to była pułapka. Czyżby ktoś - może poprzedzające drużynę krasnoludy - usłyszał odgłosy walki i przegonił pajęcze potworności? Może pognały za wierzchowcami?

Zaklęcie druidki podziałało i choć ból nie ze wszystkim odszedł, Tibor niemal odzyskał pełną sprawność. Podszedł do odpoczywającego na jego płaszczu Ferenga i pogłaskał psiaka, szepnął mu kilka uspokajających słów. Potem przeszedł się po jaskini, wyławiając wzrokiem starą, opuszczoną broń poprzednich ofiar pułapki. Stanął pod zapadnią i starannie obejrzał sufit, szukając jakichś zawiasów czy innej maszynerii. Konkretne zadanie pozwalało mu zapomnieć o przytłaczającym ciężarze skał naokoło.
- Znacie jakiś sposób by dostać się tam - podniósł głos i wskazał ręką sufit - I spróbować uszkodzić mechanizm, albo chociaż go zaznaczyć byśmy mogli wziąć go na cel z dołu?
- Nie, zresztą na pewno nie założyłyby mechanizmu w tak widocznym miejscu, wszystkie odnogi już sprawdziliście tutaj? Trochę szkoda koni, pewnie już są przerobione na pasze dla pająka, albo czeka je taki los o ile nie dały mądrze drapaka. - Var rozglądał się dokładnie dookoła i we wszelkie zakamarki, gdzie nie sięgało magiczne światło. Kucharz pokiwał smutno głową i świecił sztuczką podczas oględzin, po czym opowiedział co odkryli z Węgielkiem podczas zwiadu.

Kostrzewa skończyła pakować swoje graty do plecaka i uniosła ucho, przysłuchując się rozmowie kapłana i goliata.
- Czniać tych zaplutych karłów i ich zdradziecką drogę! - warknęła, nielicho zdenerwowana “przygodą” z zapadnią - Niejedna dziura prowadzi na zewnątrz gór. Trza nam się tylko kierunku trzymać, a pewniakiem wyleziemy jakimś pajęczym czy goblińskim tunelem…
Oestergaard popatrzył na towarzyszy z niedowierzaniem.
- Ale dokąd wyleziemy? Nie możecie poświęcić pięciu minut na zastanowienie się jak przebyć kilkanaście kroków w górę i pokonać kamień gruby na łokieć, tylko wolicie z miejsca pchać się w środek góry?!
- Raczej nie budowali tego tak, żeby dało się otworzyć od środka. Na pewno jednak jest dojście do tego miejsca z zewnątrz, które pozwoli nam wrócić na drogę. Chyba. - To ostatnie stwierdzenie Vara może nie było pocieszające, ale nie miał zamiaru nikogo na siłę przy nadziei trzymać na chwilę obecną.
- Mogę poruszać przedmiotami na odległość - odezwał się czarodziej. - Mógłbym też podnieść Marę, ale chyba już jest za ciężka - zaklęcie nie udźwignie więcej niż półtora-dwa kamienie. Poza tym sto kroków temu widziałem dziurę. Może uda się nam znaleźć przejście tam prowadzące?
Czarodziej zrezygnował już z ruszenia natychmiast - nie wydawało się, by coś żyło z ofiar pułapki, więc nie było pośpiechu. Zgarnął więc kilka sparciałych strzępów z podłogi i odciął małą garść włosów z czapki i zapalił cuchnący i kopcący gałgan. Przyświecając sobie lampą obszedł pomieszczenie patrząc w którą stronę dym idzie. Po obejściu pomieszczenia rzucił tlącego się śmierdziucha na ziemię i przydeptał.
- Nic, dym ani drgnie.

A śmierdziało paskudnie, wszyscy krzywili nosy i nawet pokasływali. Wishmaker sięgnął więc pamięcią do wiedzy o tunelach i pułapkach, którą przekazał mu bardziej doświadczony wuj, jednak w głowie ziała pustka.
- Nic tu po nas.
Zdegustowany takim podejściem Tibor potrząsnął głową i spojrzał na pozostałych.
- Mara, Burro, Jehan, a wy?
- Umiesz to otworzyć? Wiesz jak choć się zabrać do tego? Zadziwisz mnie, serio. Bo i moją ulubioną linę odzyskam przyjacielu. - kucharz skrzywił nos, bo jego powonienie źle znosiło działania Shando. - Nie przypuszczam by ktokolwiek z nas znał się na khazadzkich pułapkach, lub też umiał fruwać i przebić się przez zapadnię. Tak więc pozostaje nam odnalezienie drogi do tej dziury, którą widzieliśmy wcześniej, a którą pewnie te ohydy powyłaziły na drogę. Ja razem z Węgielkiem odradzam tą odnogę po prawej. Nie wiem czemu, ale odradzam.
- Jest nas pięć osób posługujących się magią i siłacz jakich mało. Nikt nie ma pomysłu? Któreś z was użyło zaklęcia które zatrzęsło korytarzem - Tibor obrócił się, szukając autora zaklęcia wymierzonego w pajęczycę. - Pamiętacie chyba, do diabła, co jest naszym zadaniem i że musimy szybko dotrzeć na miejsce?
- Jedyne zadanie, jakie nas teraz czeka to przeżyć, chłopcze - Kostrzewa poprawiła plecak - A ja bym się nie obraziła, jakby mi dane było jeszcze powąchać trochę świeżego górskiego powietrza - “dyskretnie” pociągnęła nosem na Shandowe zabiegi - To spełnimy, to się zastanowim, co dalej z innymi rzeczami. Póki co, to nam rzyć stąd unosić i się ruszać trzeba. Bo przebywanie za długo w jednym miejscu w takich okolicach to kuszenie złego… Pójdę przodem, z kundlami i Varem - zdeklarowała, ruszając naprzód. Po chwili jednak coś się jej przypomniało i wyszperała spomiędzy szmat mały woreczek - Kto ostatni lezie…? Niech to rozrzuci za sobą, co by nas zapach przykryć i nic naszym śladem nie polazło.
- Mechanizmy są w ścianach, u góry. - Shando spojrzał z politowaniem na kapłana - W takich pułapkach wyjścia są tylko w bajkach. Nic tu po nas, Tiborze. Zabierzmy resztę gratów i ruszajmy.
Czarodziej pokazał kiwnięciem stertę znalezionych rzeczy. Zaczynało już robić się mu cieplej, co przywitał z radością. Może obędzie się bez marnowania miejsca w głowie na Odporność na żywioły?
- Szybko wydajesz sądy, nawet nie próbując sprawdzić prawdziwości własnych słów. Najwidoczniej mi bardziej zależy na powrocie na Drogę, skoro poza bronią straciłem cały ekwipunek, w tym żywność - odpowiedział z gniewem Tibor. - Obyście mieli rację z tym wyjściem. I niech któreś z was sprawdzi czy coś tutaj nie emanuje aby magią.
- Chyba już o to pytałem - burknął pod nosem Shando.
- Cichajcie obaj, skupić się próbuję - odburknęła Kostrzewa, przymykając zdrowe oko i rozglądając się wokół drugim ślepiem. Popatrzyła, poniuchała, potupała w miejscu chwilę i na koniec pokręciła głową.
- Tu nic takiego nie ma, jeno my. Ale w tych podziemiach jakaś dziwna aura jest - zawyrokowała - Stłumiona i niewyraźna, ale czuć moc w powietrzu. Trzeba bliżej podejść, co by więcej się o niej wywiedzieć...
Tibor zignorował to, odwrócił się i podszedł do Ferenga by napoić psiaka i zebrać swój dobytek.

- Jeśli uda się wyjść, to część tego złomu może być sporo warta. - Grzmot rzucił okiem na zbroję płytową żywce spadła z jakiegoś niedużego giganta. Przygotował sobie na boku stosik przedmiotów, które uznał za warte uwagi, rozpędził się i skoczył w kierunku zwisającej smętnie z góry liny. Spróbował się jej złapać. Była szansa że mu się uda, a pod jego ciężarem zapadnia się ugnie. Wątpił w to, bo dopiero po uruchomieniu mechanizmu cała ich czereda spadła. Z drugiej jednak strony, ostatnio zachowywał się tak, że nadzieja mogła być jego matką, a podobno matki kochają swe dzieci. Skoczył raz i drugi, ale nie wyglądało na to by dał radę dosięgnąć. Widząc zupełny brak powodzenia, Grzmot zdecydował się podejść do tematu inaczej. Zdjął plecak i wszystko co mogło go obciążać, założył rękawice do wspinaczki i przyjrzał się dokładnie ścianie, badając najpierw rozłożenie uchwytów, szpar i dziur. Dopiero kiedy zaplanował sobie całą trasę, z mozołem zaczął wspinać się na ścianę, a potem niczym pajęczyca która wcześniej ich atakowała, po suficie trzymając się samymi dłońmi aż do liny Burra.
- Poczekajcie na razie, słyszę jakieś chrobotanie - rzucił w dół bardzo głośnym szeptem. Na razie miał zamiar chwilę poczekać zawieszony, a nóż pajęczyca chciała uruchomić ponownie zapadnię. Wtedy złapałby się krawędzi płyty, lub liny i wyskoczył na nią jak wąż spod kamienia. Minutka minęła a chrobotanie przeniosło się w stronę, z której wcześniej przyjechała drużyna. Zapewne pajęczyca szła w stronę dziury, lub też koni. - Nie jestem pewien, ale chyba idzie do dziury lub koni. - Dał sobie jeszcze dwadzieścia oddechów czekania. - Burro, urwać ci kawałek tej liny? Da radę, ale musicie mi grunt wymościć, nie chcę się bardziej poobijać. - rzucił do towarzyszy.
- W-wymościć?? - kucharz rozglądnął się bezradnie. - No dobra lina była, jedwabna i do sztuczki potrzebna, ale może lepiej nie kusić już losu? Zwichniesz nogę i piętnastu takich jak ja będzie cię musiało nieść. A linę sobie wyszabruję od szkieletów, bo widziałem tam chyba dwa zwoje. Jak się uda na Drogę wrócić, to wyciągniesz z drugiej strony, teraz lepiej nie ryzykować.
Kucharz wolał by wielkolud jednak dalej był w stanie ucinać łby łasicom, niż miałby się pokancerować o durny kawałek liny.
- Linę mam. Jak chce ci się ją targać, to śmiało… mi ona po nic - zagaiła druidka.

Grzmot przeszedł jeszcze kawałek w poszukiwaniu mechanizmu, ale po chwili zaczął schodzić na bardziej pewny grunt. Nieco mu z tym zeszło.
- Nie widziałem tam żadnego mechanizmu, zdaje się że zostaje nam sprawdzenie korytarzy tu na dole. W tą stronę jest droga i klapa, tu mniej więcej pająk, w tamtą stronę dziura. - Grzmot wskazywał im to, co udało mu się ustalić po dźwiękach. - Jeśli tunel rozgałęzia się w prawo i lewo, to lewy korytarz ma szanse iść tam, gdzie była dziura na drogę. - Zarzucił tym stwierdzeniem niczym haczykiem na pstrąga w potoku i czekał na reakcję.
Shando Wishmaker nic nie mówił. A właściwie mówił. Wcześniej. Mniej więcej to samo. Dlatego już mu się odechciało strzępić języka.
- Ktoś jest przeciw? - Nie widząc zbyt wielu protestów, zebrał swoje klamoty i ruszył przodem, obnażony miecz trzymając na barku.
- Zaraz za tobą, olbrzymie - dodał czarodziej, oglądając się, czy aby czegoś nie zapomniał.

Kucharz ochoczo pokiwał głową, bo z korytarza prawego wiało zgrozą. Burro już nauczył się ufać instynktom swojej łachudry i nie chciał poznawać lokalnej fauny zamieszkującej jakieś bajora. Co prawda w tych przeklętych przez bogów podziemiach nie było nic pewnego… Ech, westchnął niziołek, coraz mniej mu się tu podobało. Na stres nie ma to jak pancerna wołowinka. Sięgnął do woreczka i wyciągnął kawałek, kozikiem odkroił wąski pasek w poprzek włókien i zaczął smakować.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline