Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2014, 19:55   #86
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wpierw był płomień ogniska. Wabik pośród mroków nocy. Potem wystrzały. Głośna kanonada. Przynęta… której nie mogli się podjąć. Nie mogli zostawić wdowy Reed samej podczas ratowania Shilaha. Hawkes to wiedział. Inni też wiedzieli.
Jimmy więc nie zareagował ani na ogień, ani na strzały. Może jutro się spóźnią, ale przynajmniej dotrą do owego ogniska. Mroki nocy okazywały się zbyt niebezpieczne na lekkomyślne wyprawy.
Potem był wąż… duży oślizgły grzechotnik, z kłami ociekającymi jadem.
Gdy “Wielebny” Johnston zaczął strzelać, to i Morte wyciągnął rewolwer z kabury i wypalił gdzieś na oślep. Ale jego strzały utonęły w kanonadzie Wielebnego, a i zdołał opanować się na tyle by przestać marnować kule.
Niemniej Hawkes był pewien, że wąż tam był… że to nie była gra cieni i dźwięków, że nie była ta iluzja tkwiąca w ich umysłach. Ów wąż tam był i strzały Wielebnego go przepłoszyły.

Jimmy załadował ponownie rewolwer i upił trunku z piersiówki. Dłonie mu drżały… ze strachu? Ze zdenerwowania? Frustracji?
W sumie powód był bez znaczenia. Jimmy’emu dłonie drżały. Zły znak.
Hawkes zdawał sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia powoli wybijały go z rytmu. Tracił zimną krew.
Zły znak. Przestraszony, wściekły, zakochany… widział już rewolwerowców którzy dali się pochłonąć emocjom. I płacili za to jedną cenę. Ginęli.
Łowca powinien być zimny jak gad, cały czas kontrolować sytuację… i nigdy nie popełniać błędów. A emocje to zawsze błąd.
A teraz...Hawkesowi zadrżały dłonie. Emocje brały górę nad zimnymi kalkulacjami. Zły znak.

Tym bardziej, że pojawienie się dwóch księżyców wcale nie nie ułatwiało sytuacji. Nie wiedział co o tym myśleć. Czy trucizna Szopa pomieszała mu w głowie, czy też umarł gdzieś po drodze i trafił do… Czyśćca? Piekła?
Ale przecież nie przypominał sobie agonii umierania? Nie czuł bólu towarzyszącego śmierci.
Piersiówka, kilka łyków… drżenie ustało. Alkohol się kończył. Tytoń też. A szaleństwo wokół zacieśniało swe łapy. Tak jak noc.

A potem ktoś nadchodził. Człowiek, ranny lub umierający. I co najgorsze… ścigany. Polujące na niego stworki odznaczały się tylko czerwonymi ślepiami, za co Hawkes był w sumie wdzięczny. Nie widział ich ciał i wiedział gdzie strzelać. Idealna sytuacja w tym miejscu.
Pani Reed zadeklarowała krótko swe plany. Głupie, szalone, ale za to miejsce idealnie sprzyjało szaleństwu.
Dłonie Morte błyskawicznie sięgnęły do obu rewolwerów. Podszedł tak uzbrojony do kobiety i rzekł.- Będę panią osłaniał. Proszę sprawdzić co z tym mężczyzną, a potem pomóc mu dojść go do ogniska.
W jego głosie nie było współczucia. Nie było żadnych emocji. Dla Hawkes’a ów osobnik był jedynie chodzącym źródłem informacji i tylko z tego powodu należało mu pomóc.
Jimmy uśmiechał się idąc wraz Rebeccą. Ręce mu nie drżały. Odzyskał kontrolę nad sytuacją.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-08-2014 o 19:58.
abishai jest offline