Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2014, 21:20   #13
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Satori&MistrzTrzechMieczy&Viv

- Co to jest? - spytała automatycznie.

- Naprawdę… - powiedziała przeciągłym, cichym głosem - lepiej by było obejrzeć to na spokojnie.- przybliżyła usta do ucha Amelii - Interesowałam się tym starym pałacem już od dłuższego czasu. Znalazłam to tam. Wydaje mi się, że skrywa on jakąś wielką tajemnicę.- na jej twarzy pojawiły się rumieńce- No dawaj, tylko tobie mogę zaufać. Chcesz zobaczyć co znalazłam?- zapytała rozentuzjazmowana.

Przepuszczenie takiej okazji byłoby nie w jej stylu. Uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Jasne, że chcę zobaczyć! - powiedziała podekscytowana.
Nie znała tej kobiety, wzbudzała w niej pozytywne emocje, ale przecież nie może ufać każdej przypadkowo poznanej osobie. Zwłaszcza tak specyficznej jak Malwina. - Może chodźmy do mnie? To jakieś 15 minut spacerkiem.

- Cieszę się, że podzielasz mój entuzjazm!- zacisnęła pięści i prawie podskoczyła ze szczęścia. -To prowadź!- uśmiechnęła się, ukazując wszystkie swoje zęby.

- Zatem za mną - uśmiechnęła się i ruszyła przez rynek. - Odpiszę tylko na wiadomość - powiedziała, sięgnęła po telefon i szybko wybrała numer Wadima.

“Mam nadzieję, że nikt nie obrazi się, jeśli litanie odmówisz w innym czasie. Bądź u mnie jak najszybciej. Jestem z Mileną. P. S. byliśmy umówieni

- Jak weszłaś do tego pałacyku?- spytała chowając telefon do kieszenie swetra.

Dziewczyny ruszyły w drogę a Milena zaczęła mówić:
- Oh… ja już od dawna czułam, że z tym pałacem jest coś nie tak. Wiesz, nie tak ciężko się tam dostać. Porzeczka często coś tam organizuje, to taki dom kultury. Należy do Andrzeja Waucha. Ale ostatnio przybyła do miasta ta dziwna, szykowna dama, nie pamiętam jak się nazywa. Ubiega się o “odzyskanie” prawa do tego pałacu. Uważa, że jej rodzina, a dokładniej, jej… chyba babka, posiadała go i niesłusznie został przez rodzinę utracony. Jest o to trochę zamieszania. No, ale kiedyś błąkałam się po terenie pałacu. Widziałam gdzie nie gdzie pewien charakterystyczny symbol. No i zobaczyłam go też na kamieniu za pałacem. Poszłam tam i trochę pokopałam, nie musiałam kopać długo. I była tam ta dziwna skrzynka, bez namysłu ją zwędziłam i tak oto tu jestem. Ciekawe co tam jest w środku. Nie mogłam jej otworzyć, ale ma ten sam symbol wyryty, o którym mówiłam wcześniej. To nie może być zwykła skrzynia! Myślę, że to magiczne symbole.

Po plecach Amelii przebiegł zimny dreszcz. Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale nie miała dobrych przeczuć. - A nie boisz się, że to może być coś… złego? - spytała nie umiejąc dobrać lepszego słowa.

Milena głośno przełknęła ślinę.
-Tak… też może być, prawda? Nie wiem… ale wiem na pewno, że umarłabym z ciekawości, gdybym tego nigdy nie otworzyła.

- Podejrzewasz co tam może być? I co to za symbole, o których mówiłaś? - spytała gdy były już daleko od gwarnego rynku.

Kobiety dotarły już na miejsce.
-Zaraz ci pokażę, tylko wejdźmy spokojnie do bezpiecznego środka.
Milena wyciągnęła ciężką, brązową skrzynię, widniał na niej symbol dziwacznie zakręconej róży.

Skorajev-Grossmann już z oddali widział obie kobiety i kiedy rozpoznał tam sylwetkę tej dziwaczki, mina nieco mu zrzedła.
- Pochwalony… - rzucił niezbyt ambitnie i powitał Amelię przyjaznym uśmiechem. - Mam nadzieję, że to coś naprawdę ważnego, skoro uważasz, że przekładam litanię nad “wasze” towarzystwo - dodał cierpko, spoglądając na kobietę w dredach.

Amelia przewróciła oczami i postanowiła w duchu, że musi mu wytłumaczyć, że jeśli kobieta pisze “P.S. jesteśmy umówieni” to znaczy, że ma udawać, że są umówieni! Ech, nic nie wie o życiu.
- Witaj - powiedziała dość oschle wciąż zła na to, że teraz będzie musiała tłumaczyć się przed nowo poznaną kobietą. - Milena ma mi do pokazania coś ciekawego - poinformowała go uśmiechając się do kobiety.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że napomknęłam o tym koledze? Mam do niego pełne zaufanie - dodała szybko. I wiesz, gdyby to było coś niebezpiecznego, to mężczyzna może nam się przydać - puściła do niej oczko.

- Cześć!- uśmiechnęła się Milena, jakby w ogóle nie przyjmując do świadomości chłodu bijącego do niej od Wadima.
- Ale, czy aby jesteś pewna…? Dobra, ufam, że wiesz co robisz. To prowadź do środka! Nie mogę się już doczekać!

- Zapraszam za mną. - Otworzyła ciężkie stare drzwi kamienicy przy ulicy Wrzosowej 13 i ruszyła wąskimi, krętymi schodami na drugie piętro. - Nie spodziewałam się dziś gości, przepraszam za bałagan - uśmiechnęła się do znajomych przekręcając klucz w zamku. - Witam w moich skromnych progach.
Kawalerka Amelii była niewielka, ciepła i przytulna. Małym, ciemnym korytarzem wchodziło się do saloniku połączonego z kuchnią. Było to widne, nieco zagracone świeczkami i książkami pomieszczenie, którego centralną częścią był niewielki, okrągły stolik i trzy wygodne, kolorowe krzesła stojące obok. W mieszkaniu znajdowała się jeszcze ciasna łazienka oraz oddzielona od saloniku kotarą z frędzli i koralików sypialnia.


- Napijecie się czegoś? - spytała zabierając ze stołu filiżankę po porannej kawie i zganiając czarną kotkę z jednego z krzeseł.

Wadim, który dotychczas trzymał się z tyłu, wyszedł przed Milenę i zajął miejsce przy stoliku.
- Może być herbata. Dla mnie nigdy za wiele - uśmiechnął się, spoglądając zaciekawiony na pupilka Amelii. Ona wiedziała, iż Grossmann zawsze lubi zwierzęta.

Milena poczekała, aż Amelia zabierze rzeczy ze stołu i położyła ciężkie pudło na samym środku.
Zdjęła buty, zajęła jedno z trzech miejsc, rzuciła okiem na zwierzę.
- O, jaki śliczny! - wyszeptała zadowolona.
- Ja też poproszę herbatę, jeśli można - poprosiła potulnym głosikiem i skupiła wzrok na skrzynce.
- Jaki mamy plan? Kombinujemy, czy ją roztrzaskujemy? Wcześniej się trochę męczyłam i nie dałam sobie rady - przejechała dłonią po powierzchni skrzynki i zatrzymała ją przez chwilę na wyrytym symbolu.

- Szczerze, to jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałem - mówił jakby sam do siebie. Również skupił wzrok na przedmiocie i obserwował, jak dłoń Mileny po nim wędrowała.
- Gdzie to znalazłaś? - zapytał, przerzucając spojrzenie na samozwańczą wróżkę.

Amelia siedziała na blacie jednaj z kuchennych szafek czekając aż zagotuje się woda na herbatę. - Mam czarną i zieloną. Kto, co? - powiedziała, najpierw zajmując się obowiązkami gospodarza, o skrzynce zacznie myśleć później. - Ktoś słodzi? A co do skrzynki, najpierw chciałabym zobaczyć te znaki.

- Znalazłam ją zakopaną na terenie pałacu. W całym pałacu są takie same symbole jak ten tutaj. Ee… - spojrzała zakłopotana na Amelię- ja poproszę zieloną, bez cukru - odchrząknęła cicho. - Może po prostu ukradłam jakiś skarb rodzinny dawniej zamieszkujących tam ludzi? Ale coś nie pozwala mi myśleć o tym jak o zwyczajnej skrzynce.

Kiedy Amelia i Wadim przyglądali się jej, mogli stwierdzić, że ten symbol przypomina symbol rodowy starych, magicznych rodzin. Rodzice im mogli o tym wspomnieć, bądź sami mieli swoje. Niezależnie od tego to było pierwsze co przychodziło im na myśl.

- Dla mnie czarna. Dwie łyżeczki, proszę - odpowiedział głucho, niemal w całości pochłonięty znaleziskiem. Siedział niemal nieruchomo. W tym czasie towarzyszący mu zapach wody kolońskiej rozniósł się po pomieszczeniu.

- A jeśli to faktycznie jakieś rodzinne skarby? - myślała na głos podchodząc do stolika i stawiając na nim kolorowe kubki nie od kompletu. - Komuś cytryny? - ruszyła do kuchni, umyła jabłka i zaczęła kroić je w ósemki. - Jeśli to kosztowności to możemy mieć poważne problemy. - Wróciła do stołu i postawiła na nim talerzyk z owocami. - To zamiast ciastek - uśmiechnęła się i usiadła na ostatnim wolnym krześle, tym między gośćmi.

- Ja poproszę. Może masz rację, Amelio. Nadal jednak nie rozumiem jednego. Czego szukałaś na tamtej posiadłości, hm? - spojrzał podejrzliwie na Milenę.

-Ja bez cytryny, dziękuję.- spojrzała następnie na Wadima - Wiesz… już mówiłam to Amelii. Od dawna węszyłam w tym pałacu. Zawsze wydawał mi się jakiś podejrzany i na pewien sposób ciekawy. Takie stare budowle, z taką bogatą historią mogą skrywać wiele tajemnic! - Wzięła kubek z herbatą, podmuchała kilka razy i siorbnęła odrobinę. W kąciku jej oka pojawiła się łza.
-Oh… głupia ja… - powiedziała załamującym się głosem - się poparzyłam. - Łza spłynęła jej po policzku, a ona szybko wstała i podeszła do okna i wzięła głęboki oddech, założyła ręce, wytarła szybkim ruchem twarz i spojrzała na nowych przyjaciół.
- Jeśli to faktycznie skarb… to będzie można oddać, no chyba, że zdecydujemy inaczej - zaśmiała się.

- Ciekawe jak wytłumaczysz to właścicielom? - gospodyni skarciła ją wzrokiem - tej elegantce z czerwonymi szponami na przykład. Jak jej tam było?

- Erst besinn's dann beginn's. Najpierw pomyśl, później zrób - ponownie powiedział sam do siebie. - Chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tym rodzie. Myślicie, że znajdziemy tu jakieś informacje w lokalnych kronikach?

- Biblioteka? Antykwariat? - spojrzała na znajomych - powinno coś być. Proponuję, żeby tego nie otwierać, a na pewno nie na siłę - zastanowiła się chwilę - i może jutro poszperać i dowiedzieć się czegoś o tym domu? I zapytam babci ona mieszka tu od hmm jakichś 40 lat.

Milena wypuściła z siebie powietrze, trochę była zawiedziona.
- Eh, macie racje. Lepiej być ostrożnym. Nie wiadomo nigdy co się czai w tajemniczych skrzynkach, prawda? Może… mogłabym ją zostawić tu u ciebie, dopóki się czegoś więcej nie dowiemy? Tylko obiecajcie, że nie otworzycie jej beze mnie!

- Wybacz, ale nie che mieć w domu czegoś, co nie należy do mnie - uśmiechnęła się przepraszająco, po czym spojrzała na Wadima szukając w nim wsparcia.

Czarodziej patrzył na nią w skupieniu, jakby dopiero docierał do niej sens jej słów oraz spojrzenia. - Nie ma mowy! Zapomnij! Myślisz, że jak to będzie wyglądało, jak będę znosił na plebanię jakieś podejrzane skrzynie? Poza tym ja się na to nie pisałem. Mi tam nie przeszkadzało, kiedy ta skrzynia była zakopana w ziemi, a ja nie wiedziałem o jej istnieniu.

- Czy ktoś Cię prosi żebyś zaniósł to na plebanię?! - niemal krzyknęła zanim Milena zdążyła dojść do głosu i zapewne poprosić go o to. I tak za nią nie przepadał. - Cóż, chyba sama musisz się nią przez jakiś czas zaopiekować - spojrzała na przedmiot dyskusji.

- Rozumiem, rozumiem! Nie ma powodu do unoszenia się! - Milena starała się uspokoić wszystkich i opanować sytuację. - Mogę to wziąć ze sobą. Chodziło mi o to, że po prosto to ciężki kloc i wolałam wymigać się od dźwigania tego, ale nie szkodzi! Mam jeszcze trochę siły!- zaśmiała się nerwowo i wzięła plasterek jabłka z talerzyka.

- To co robimy? Rozumiem, że dowiadujemy się szczegółów na ten temat i dopiero potem decydujemy co robić, tak?

- Tak będzie najlepiej. Pogadam jutro rano z babcią i z rodzicami. Podpytam ich, może coś wiedzą. Trzeba jeszcze przeszperać antykwariat i bibliotekę, może mają tam jakieś archiwum. Hmm i może ksiądz? - spojrzała pytająco na mężczyznę - jest dość leciwy, poza tym przez plebanię przelatują pewnie wszystkie plotki, co?

- Podpytam kogo zdołam. Zwykle kościelne kroniki zachowywały się najlepiej. Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć - zapewnił, również częstując się kawałkiem owocu.

- A więc ja jutro skoczę do biblioteki i przejrzę masę książek. Mają tam bardzo sympatyczny personel, na pewno pomogą jak tylko będą potrafili. Na dziś mam chyba już dość wrażeń, za 15 minut się zbieram, wracam do siebie i walnę się spać - ziewnęła na myśl o śnie w ciepłym łóżku.

- Tak wcześnie? - Amelia zdziwiła się. - Nie masz ochoty iść już na rynek? O, właśnie! - niemal krzyknęła - mówiłaś, że Pani Rzodkiewka organizuje tam różne rzezy… może ona będzie wiedziała coś o tym dworku?

Milena wybuchła śmiechem, prawie zachłysnęła się herbatą. Kiedy się już uspokoiła, otarła czoło i poklepała delikatnie Amelię po ramieniu.
- Nazwij ją Rzodkiewka a nic ci nie pomoże. Tak, Porzeczka może coś na ten temat wiedzieć, ale wolę z nią nie rozmawiać. Od kiedy widuje mnie ciągle w okolicach pałacu, dziwnie na mnie patrzy.

- Rzodkiewka, Porzeczka, nieważne - zaśmiała się. - Jeśli niczego się nie dowiemy postaram się ją jakoś podejść. Chyba, że - kiwnęła głową w stronę Wadima i uśmiechnęła się porozumiewawczo do kobiety. - Może młody mężczyzna wydusiłby z niej więcej? - zachichotała krótko.

Czarodziej tylko uśmiechnął się gorzko. - Prędzej ja cię uduszę. Nie wrobicie mnie w szpiegostwo. Nie znam się na tym i nijak bym wam nie pomógł.

- Jakie szpiegostwo? Wystarczy użyć trochę uroku osobistego i pogawędzić z Porzeczką. Nie mów, że nie umiesz - półfrancuska wyszczerzyła zęby.

- Jesteś niemożliwa… - zamyślił się, bębniąc palcami o swój kubek z herbatą. - Nic nie obiecuję - odpowiedział po chwili milczenia - Mogę do niej zagadać, jeśli ją gdzieś spotkam. Ale na pewno nie potrafię, jakby to ująć, bajerować kobiet, więc nie oczekuj po mnie zbyt wiele.

- Yhmm na pewno nie umiesz - uśmiechnęła się nieco prowokacyjnie zapominając na chwilę, że jest tu Milena. - No to chyba wszystko ustalone - klasnęła w dłonie.

- Em… masz może łazienkę? Ah…! Oczywiście, że masz, bo wspominałaś! Tzn. nie, że i bez tego miałabym myśleć, że jej nie masz. Ahaha… - wstała zmieszana - to ja… zaraz wracam, ok? - i poszła powoli w kierunku łazienki.

- Nigdzie ci nie uciekniemy - rzucił w jej kierunku. Kiedy oddaliła się wystarczająco, spojrzał stanowczo w oczy swojej przyjaciółki. - W co ona cię wpakowała? I dlaczego właśnie my bierzemy w tym udział?

- Pojęcia nie mam - powiedział szeptem i wzruszyła ramionami. - Ale nie mów, że to nie jest interesujące - uśmiechnęła się jak dziecko, które właśnie coś przeskrobało.

- Amelia - uniósł nieco głos i delikatnie zacisnął dłoń na jej przedramieniu. - Amelia - dodał już spokojnie, cofając dłoń i opierając o nią czoło. - Nie o to chodzi. Wiem, że lubisz wściubiać nos w nie swoje sprawy, ale to jest za głębokie szambo. Nawet jak na nas dwoje. Ten ród… Ta cała pani Porzeczka, czy jak jej tam… To nie jesteś jakiś bazarowy przygłup, któremu można wykręcić figla. Mój instynkt podpowiada mi, że gdyby była niezaradna, nie znajdowała by się tutaj. Wygląda mi na dość wpływową i przebiegłą osobę. Choć pozory mogą mówić inaczej. W każdym bądź razie, nie powinniśmy się w to pakować - umilkł i ponownie skupił się na kubku herbaty.

- No ale Wadimmm - znów zrobiła minę dziecka, tym razem proszącego o coś, co niekoniecznie jest dla niego dobre. - Przecież nie robimy nic złego… jeszcze. Trochę poszperamy i najwyżej wycofamy się, co?

- Eh… Kiedyś myślałem, że da się coś w tobie zmienić… No ale najwidoczniej pan stworzył cię taką, jaką jesteś i lepiej być nie może. No dobrze - dodał po chwili, wypuszczając powietrze. - Zbieranie informacji to jeszcze nie wykroczenie. Jeśli okaże się, że faktycznie ta… Milena wykopała rodowe pamiątki, to skrzynia wróci na swoje miejsce.

- Nie każdy może być taki święty jak Ty mój drogi, nie byłoby się o kogo martwić - ponownie się uśmiechnęła. - I możesz sobie o mnie myśleć różne złe rzeczy, ale serio, mam jakiś instynkt samozachowawczy.

- Wielokrotnie mnie o tym zapewniałaś. No cóż, może faktycznie bywam nieco, hmm, mało dynamiczny.

- No właśnie - szturchnęła go lekko w ramię, cudem unikając wylania herbaty - jesteśmy młodzi, trzeba się bawić!

- Dobrze, że cię mam - uśmiechnął się do niej już bardziej rozluźniony. - Może to jednak przez tę Milenę. Wolałem, jak działaliśmy w dwójkę.

- Nie wiem co do niej masz, wydaje się być bardzo ciekawą osobą - spojrzała w stronę drzwi od łazienki. - Coś długo jej nie ma.

- Ty się lepiej znasz na takich indywiduach - mrugnął do niej. - Sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku?

W tej chwili otworzyły się drzwi łazienki. Milena jeszcze przez sekundę wycierała o swoje ubrania nie do końca wysuszone ręce.
- Dobra, kochani. To ja się będę zbierać- podeszła do stołu i wzięła swoją torbę. - Pomożecie mi wsadzić tu tę skrzynkę? - rozdziawiła ją i czekała na pomoc.

Bez ociągania Wadim pomógł kobiecie zapakować skrzynkę do torby.

Kiedy dotknął dotknął skrzynię, ta zaczęła się trząść, można było usłyszeć jej zawartość obijającą się o ścianki. Kiedy odsunął rękę, skrzynia “uspokoiła się”.

- Łoł, łoł, łoł! - Milena odskoczyła na pół metra od skrzyni. - Co to, kurde, było?

- Co zrobiłeś? - Amelia spojrzała w stronę mężczyzny.

- Kompletnie nic! Dotknąłem tylko. - Wzorem reszty zrobił kilka kroków w tył.

- Wygląda na to, że trzeba to schować w jakimś bezpiecznym miejscu i naprawdę nie otwierać póki niczego się nie dowiemy - powiedziała udając, że wcale nie ruszył jej widok ożywającej skrzyni. - Masz jakąś piwnicę czy coś, prawda - zwróciła się do Mileny.

- Mam, mam… chętnie to tam wrzucę, dopóki czegoś się nie dowiemy. To teraz się naprawdę wystraszyłam… - gęsia skórka przeszła po całym ciele kobiety. - Wiecie… ostatnio tyle dziwnych i w większości złych rzeczy dzieje się wśród ludzi w tym mieście. Może ta skrzynia jest powodem tego? Albo… może to klucz do rozwiązania problemów? Wiem, że możecie pomyśleć, że jestem szalona… inni właśnie mają mnie za wariatkę. Po raz pierwszy od tak dawna posiedziałam sobie z kimś w ciepłym domu znajomego. W każdym razie… ja wierzę w magię! Albo coś podobnego do niej… dobrze, zajmijmy się tym a jutro dowiemy się wszystkiego co trzeba… mam nadzieję.

- Nikt nie ma Cię za wariatkę - Amelia a uśmiechnęła się ciepło do kobiety - a już na pewno nie my - przy tych słowach wolała nie spoglądać na Wadima. - Chowasz skrzynię do piwnicy i jutro zaczynamy rozwiązywać zagadkę. Ok? I musisz mi zostawić swój numer telefonu.

- Tak, to dobry pomysł. - Milena podyktowała Amelii swój numer telefonu - zwłaszcza teraz powinniśmy mieć do siebie kontakt. A teraz już naprawdę muszę się zbierać.
Jakoś udało się zapakować skrzynię i Milena, trochę wystraszona, ruszyła do siebie do domu, obiecując, że jak coś będzie nie tak, to od razu da znać.

Amelia odprowadziła kobietę do wyjścia i gdy zamknęła za nią drzwi odetchnęła głośno. To było dziwne. Wróciła do saloniku połączonego z kuchnią i ciężko opadła na zajmowane wcześniej krzesło. - Nie chciałam trzymać tej skrzyni u siebie - zaczęła - rano, kiedy poszedłeś do swojego znajomego poprosiłam Mileny żeby jeszcze mi powróżyła. Wiem, że to mogą być brednie, ale wolę dmuchać na zimne… - powiedziała.

- Taak, zakładam, że jej wywód musiał być bardzo interesujący.
Wadim nawet nie zauważył, kiedy w jego kubku skończyła się herbata. Odsunął go więc od siebie zawiedziony i osunął się na siedzeniu, układając głowę na oparciu krzesła. Co jakiś czas przymykał oczy. Stanowczo za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Jednak wciąż coś mogło na niego czekać. Mimo to w salonie Amelii odczuł jakiś błogi spokój. Chwilową przystań od zwykłego zgiełku i harmidru.

- Śmiej się, proszę bardzo - powiedziała szorstko. - Miewam wizje i z mojego doświadczenie wynika, że nie powinno się ich ignorować. Zwłaszcza kiedy nie są przyjemne.

- Masz rację. Ostatnio za bardzo zamykam się w swoim światku. Co poradzisz, taki już jestem. Ale trzeba się otworzyć na okazje. Zwłaszcza, że jak przyjeżdżałem do Polski, to czułem w sobie ten zapał. To miejsce jest po prostu… senne.

- Świetnie, właśnie próbuję ci powiedzieć, że według Mileny jakieś złe rzeczy wiszą mi nad głową, powinnam na siebie uważać, i nie być sama a ty przysypiasz. Przyjaciele - westchnęła, wstała szybko, i zaczęła zbierać kubki ze stołu.

- A kiedy to był taki czas, że miałaś na siebie nie uważać? Poza tym masz mnie na wyciągnięcie ręki. Z doświadczenia wiem, że nie boisz się nieznanego.

- Z doświadczenie wiem, że nie można ignorować przepowiedni - była lekko poirytowana.

- No już dobrze. Przecież wiesz, że nie pozwoliłbym, żeby stało ci się coś złego. Opowiesz mi w końcu coś więcej o tej wizji, czy będziesz tak krążyć wokół tematu, narzekając przy tym na mnie?

- Przecież ci powiedziałam - skończyła myć kubki i wróciła do stolika. - Powiedziała mi, że czyje, że może mi się stać coś złego i że nie powinnam być sama. Nie wie dokładnie co, ale jak to mówiła była bardzo wystraszona. To tyle - wzruszyła ramionami.

- Rozumiem - zapatrzył się w jakiś odległy punkt. - Naprawdę uważasz, że jej zdolności mogą być prawdziwe?

- A dlaczego miałaby zmyślać? Może to błąd, ale ufam ludziom. Zazwyczaj - dodała po chwili. - W każdym razie nie będę zgrywać bohaterki, trochę się boje - mówiąc to spojrzała na swoje stopy jakby się czegoś wstydziła. Zauważyła, że założyła skarpetki nie do pary.

- Każdy się czegoś boi. Normalna rzecz - mówiąc to wyprostował się w końcu na krześle i spojrzał na swoją rozmówczyni. - Więc co zamierzasz z tym zrobić? Całe dnie będziesz teraz spędzać w parku? - zapytał żartobliwie, acz przyjaźnie.

- Nie, przecież pracuję i w ogóle. Poza tym powiedziała, że nie powinnam być sama zwłaszcza po zmroku. Może prześpię się u rodziców. Nie wiem - wciąż wpatrywała się w swoje stopy.

Grossmann przetarł dłońmi zmęczoną twarz i rozejrzał się wokół, jakby szukał miejsca do spania. Następnie spojrzał na zegarek.
- O, już po piątej. Myślałem się jeszcze wybrać, nad jezioro, ale po dzisiejszych wrażeniach nie chce mi się już nigdzie ruszać - jakby na potwierdzenie ziewnął i przeciągnął się na krześle.
- Co do nocowania u rodziców, to naprawdę dobry pomysł. Na będziesz sama, a przynajmniej spędzisz z nimi więcej czasu.

- Jakbym narzekała na to że spędzam z nimi mało czasu - powiedziała pod nosem. - No nic, nieważne. Może nie zje mnie potwór spod łóżka - zaśmiała się, choć śmiech był trochę wymuszony. - Co z Toją litanią?

- Każdy dzień jest na nią odpowiedni. Jak to mówią, co odwlecze to nie uciecze. - Wcisnął do ust ostatni plasterek jabłka. Po chwili zapytał - Przejdziesz się do nich jeszcze dziś?

- Raczej nie - przyznała szczerze i aż podskoczyła, kiedy coś dotknęło jej nogi. - Mam kota, może mnie obroni - powiedziała, gdy zorientowała się, że to tylko czarna kotka Mamba.

- Dopóki Twój napastnik nie nakarmi jej jakimś przysmakiem - roześmiał się przyjaźnie. - Eh. Naprawdę mnie zmartwiłaś i nie wiem, jak mógłbym ci pomóc - spojrzał na nią bezradnie. Wyglądała niewinnie, ale wiedział, że potrafiła być nieugięta. A przynajmniej nigdy nie widział, żeby ktoś ją skrzywdził.

- Nie miałam zamiaru Cię martwić, po prostu musiałam się tym z kimś podzielić a dobrze wiesz, że nie każdemu można powiedzieć o czymś takim. No i jakoś sobie poradzę, będę spała przy zapalonym świetle, czy coś - uśmiechnęła się blado.

- Mógłbym u ciebie zostać. Dopóki nie zaczniesz sypiać u rodziców. Tylko nie wiem, jak wygodną masz podłogę no i poza tym muszę dać znać na plebanii, żeby się o mnie nie martwili - wpatrywał się w nią, oczekując jej reakcji.

- No nie wiem co na to ksiądz proboszcz - zaśmiała się - a tak serio to nie chcę robić problemów.

- Żaden problem, tylko skoczę po świeżą parę skarpetek - mrugnął do niej. - No i nie wiem, czy masz coś w lodówce na kolację.

- Pewnie coś się znajdzie, chyba, że masz jakieś specjalne wymagania?

- Dopóki nie przymieram głodem, wszystko jest w jak najlepszym porządku - roześmiał się. - No dobra, to ja się chwilowo zbieram i wpadnę za jakieś pół godziny. Ty w tym czasie zobacz, co tam znajdziesz w tej lodówce i sprawdź program telewizyjny. Zgoda?

- Tak jest! - odpowiedziała szybko. - Nie bardzo wierzysz w tą całą wizję Mileny, prawda? - spytała po chwili.

- W jej wizję? - odpowiedział stojąc już pod drzwiami. - Nie, nie wierzę. Ale wierzę tobie - uśmiechnął się do niej. - Najlepiej nigdzie się stąd nie ruszaj! - wołał już do niej z klatki schodowej.

- Nie mam zamiaru - powiedziała i zamknęła drzwi.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline