Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2014, 01:51   #11
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nieświadomie uderzyła w jego wrażliwą strunę.
Dokończył zakładanie butów i wyprostował się dumnie.

- Nie jestem każdy - powiedział z głębokim przekonaniem o prawdziwości swych słów. Tym razem najprawdziwszym pod słońcem.

- Jeśli nie wrócę, to znaczy, że pożarło mnie dzikie zwierzę - dopiął pas i jeszcze jeden raz objął i pocałował kobietę, po czym wystrzelił w kierunku drzwi.
Jak burza przeleciał przez korytarz i pomieszczenie główne zajazdu, z którego wypadł jedynie cudem nie zderzając się ze starszym, łysiejącym mężczyzną z siwymi bokobrodami i monoklem.

- Przepraszam najmocniej! - krzyknął zwalniając, by ukłonić się na wpół bokiem do ubranego w garnitur jegomościa i pognał dalej.
Wymijał ludzi najlepiej jak potrafił to biegnąc slalomem, to bokiem przeciskając się między przechodniami.




- Przepraszam, transportowiec do Ridel? - zapytał marynarza leniwie obgryzającego zaniedbane paznokcie.
Statek wilka morskiego musiał dopiero zacumować i niedługo wypływać: brud wyglądał na stary - nie umył się po powrocie na ląd, oraz trzeźwy jak świnia - nawet nie zamierzał iść na piwo nie mówiąc o rumie.

- Tamten. Zaraz wypływa - rzucił od niechcenia nawet nie patrząc na swojego rozmówcę. Wypluł odgryziony kawałek paznokcia.

- Dzięki. Pomyślnych wiatrów! - krzyknął za siebie Jacob pędząc do wskazanego okrętu.
Wpadł na trap niemal w ostatniej chwili. Wygrzebał z sakiewki trzy dukaty, które zapłacił od razu po wejściu na pokład. Tym razem nawet nie próbował się targować.

- Cena zawiera w sobie przewóz, kajutę i strawę. Dziękuję. Życzę miłej podróży - odezwał się mężczyzna niewątpliwie wygłaszając swoją stałą formułkę, zaś Jacob uśmiechnął się, skinął głową i natychmiast poszedł na dziób.




- Zwijać cumy! Żagiel na maszt! - zawołał kapitan wychodząc spod pokładu.
Człowiek ów mający w sobie coś z wilka nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Jacob dawałby mu nawet okolice połowy czwartego krzyżyka.
Niezbyt czyste, hebanowe włosy związane z tyłu głowy zwykłym, lnianym sznurkiem wypadały spod czapki kapitańskiej, zaś rozchełstana koszula przykryta była jedynie brązową kamizelą.
Spod koszuli widać był kawałek wyłaniającego się czarno-białego tatuażu od strony serca. Kawałek grotu ociekającego substancją i fragment innego kształtu. Jak mniemał Starr była to okrwawiona strzała z owiniętym wokół niej wężem wspinającym się ku lotce.
Gdyby w tym samym miejscu usytuowaną strzałę trzymała prawa dłoń, to byłby to symbol uwolnienia się od miłości, lewa dłoń oznaczałaby ingerencję osoby trzeciej, kobiece palce zaciśnięte na lotce to przerwanie więzi przez kobietę.

Czasem zdarzało się, że symbolika całości była sumą poszczególnych symbolik, lecz częściej są to szeroko pojęte symboliczne idiomy. Ich przykładem był tatuaż kapitański. Sam wąż ma wiele znaczeń, a żadnym z nich nie jest los. Chyba, że jest to ów idiom.
Kapitańska kompozycja oznaczała miłość przerwaną przez okrutny los.

Pozostali ludzie na pokładzie, pomijając załogę to handlarze bydła. Ich cel wizyty w Laos był całkowicie oczywisty - sprzedaż trzody na targu, zaś teraz wracają do domu.
Po krótkiej obserwacji tej grupy społecznej oraz uwijających się pod czujnym okiem kapitana marynarzy stracił nimi zainteresowanie.
Musiał oddać się temu, czemu oddawał się zawsze, gdy miał zbyt wiele czasu - rozmyślaniem i wspominaniem.




Ciężko filtrować informacje, gdy wszystkie są obłudnie stronnicze. Zakłamanie wyzierało z każdej strony księgi znajdującej się w bibliotece i zdążył się o tym przekonać chociażby swymi podróżami.
Wielkie Corvus patrzyło na niego z leżącej na blacie mapie. Wielkie, nadęte i megalomańskie jak wszyscy jego mieszkańcy. No... Prawie wszyscy.

Śmiech na sali. Jak można było uczyć czegoś takiego? Jak można było wierzyć w coś takiego?
Jeśli którykolwiek z prowadzących żywił przekonanie o prawdzie głoszonej przez mapy oraz teksty tego pokroju, Jacob śmiał twierdzić, iż ów jest imbecylem i pospolitym, wesolutkim głupkiem z tytułem znaczącym tyle, co medal na piersi żołnierza-przebierańca.

Cooper wiedział, że został tydzień do egzaminu z historii Andromedy, ale to była mała ilość czasu. Nauczyć się wersji oficjalnej, odsiać bzdury i nauczyć się wersji zbliżonej do prawdziwej.
Intuicyjnie dało się wyczuć miejsca z przekłamaniami. Największy problem znajdował się w innym miejscu - odpowiednim umniejszeniu wspaniałości Corvus i powiększeniu "niewspaniałości" innych dzielnic. To było nieco trudniejsze i zabierało trochę czasu.

Z prychnięciem odsunął na bok mapę. Zastępując ją opasłymi, pożółkłymi tomiszczami. Wybrał pierwszą księgę i otworzył już po chwili zaczynając czytać, ale szybko z rytmu wybiły go diabelnie szybkie kroki.
Ktoś był tutaj cichy jak grzmoty po grochówce i subtelny jak kanonada artylerii. Nawet nie miałby nic przeciwko, gdyby nie to, iż ów ktoś zachowywał się tak w jego obecności.

Już Starr podniósł głowę chcąc zapytać przybysza czy aby delikatność i grację w poruszaniu się zawdzięcza latom treningów baletowych, gdy zobaczył pędzącego ku niemu Lucjusza.
Wstał zatem, zaś znajomy wpadł na Jacoba używając go w charakterze hamulca.

- O gościu. Nie uwierzysz co zdobyłem.

- Świetnie, że moja morsowata postura skłoniła cię do wyhamowania na mnie całego twojego pędu. Gdybym ważył ciut mniej, to mógłbym mieć lekki problem. Uspokój się, zwolnij - powiedział złośliwie Cooper.

- Co mi tu będziesz mówił, żebym się uspokoił. Też byś przebierał nogami, gdybyś to miał. Co czytasz? Te banialuki? Myślisz, że powiedzą ci tam prawdę? Za sprytny jesteś na te książki.

Wreszcie Ferat powiedział coś, co miało choć trochę sensu. Jak chciał, to nawet potrafił, ale częściej powinien popisywać się tego typu bystrością. O inną było ciężko.
Lucjusz zamknął otwartą przez Jacoba księgę. To by było na tyle, jeśli chodzi o przebłyski geniuszu, a przynajmniej tak uważał póki jego znajomy nie wyciągnął z torby książki, którą Starr poznał na pierwszy rzut oka. Bynajmniej nie pod kątem tytułu, autora czy choćby tematyki. Chodziło o wersję.
Młodszy ze studentów usiadł przyglądając się bliżej znalezisku.

Był to prawdziwy unikat w oprawie drutowej z delikatnymi stronami rękopisu. Znajdował się przy niej również czip - urządzenie dla słabych jednokomórkowców wewnątrzczaszkowych nie potrafiących zapamiętać najprostszych informacji. Tylko tak mogli dorównać wspaniałej pamięci Jacoba.

Gdyby tak dostał jeden wieczór z tą księgą. Pół. Może nawet ćwierć. Przerobiłby ją całą jak Lydię zeszłej nocy. Od deski do deski. Od lewej do prawej i od góry do dołu. Może nawet też w kierunku odwrotnym.

- Zwinąłem kilka z działu profesorskiego, kumasz? Nawet nie wyobrażasz sobie, co oni tam trzymają. Jest nawet nieprzerobiony Goldstein!

- Piszę się w ciemno - odezwał się cicho Starr przyglądając się księdze. Mógł to być koniec niezbyt dokładnego szacowania prawdziwej historii na podstawie zestawień kilku źródeł oraz wyłapywania sprzeczności, wyciągania wniosków...
Z zamyślenia wyrwał go ponowny odgłos pospiesznych kroków.

- Kryj mnie! - rzucił Lucjusz chowając się za zasłonę, zaś Jacob powoli, bez pośpiechu sięgnął po drugą z ksiąg spoczywających na stosie. Odsunął poprzednią, po czym przystąpił do szukania interesujących go informacji w świeżo wziętej do ręki.

Od niechcenia rzucił przelotne spojrzenie intruzowi, którym był jeden z bibliotekarzy. Ten łysiejący, niepiękny, starszy facet kojarzący się Jacobowi z wyliniałą, piegowatą, ulizaną fretką.
Jego wściekłe, tępawe ślepka widzące w życiu więcej grzbietów niż stron książek skakały chaotycznie po różnych zakamarkach pomieszczenia.

Jacob nie wiedział nawet po co ma się wychylać próbując kryć Ferata, skoro bibliotekarz zaraz sam sobie pójdzie nie mącąc nawet swojej błyszczącej główki zalążkiem jakiejkolwiek myśli nie mówiąc już o podejrzeniu obecności "złodzieja" w tym miejscu.

- Gdzie on jest? Wiem, że gdzieś tutaj się schował! - krzyknął Fretka, zaś student spojrzał na niego z jawną dezaprobatą. Pokręcił głową i ponownie zaczął czytać.

Już wydawało się, że niezbyt bystry bibliotekarz pójdzie sobie w cholerę, gdy nagle Lucjusz strącił wypchanego ptaka.
Debil. Debil i niezdara. Niektórym ludziom dysfunkcja mózgu uniemożliwiała funkcje podstawowe takie jak myślenie czy zawiadywanie ruchami. W przypadku Ferata występowały najwyraźniej oba objawy, na które lekarstwem była tylko amputacja mózgu. Czasem w towarzystwie czaszki. Przynajmniej taki się nie męczył ze swoim upośledzeniem intelektualnym, zaś tragedia to była największa, jaką Jacob mógł sobie wyobrazić.

- Co to było? - walnął w blat Fretka wracający lepiej niż bumerang. Cooper poczerwieniał nadymając się jak burak i z łupnięciem otwartej dłoni o blat wstał gwałtownie.

- Proszę pana! - zaczął oburzony i wściekły.
- Za tydzień mam egzamin, a pan wpada tu, robi irracjonalny raban, wali w blaty i nie daje się uczyć swoim zachowaniem i gwałtownością ruchów! To jest biblioteka! Świątynia umysłu! Tak, przypadkiem zwaliłem ptaka! Panu nigdy nie zdarzyło się zwalić ptaka? Przepraszam, zaraz go podniosę i będzie sterczał w najlepsze aż ponownie nie zostanie zwalony - powiedział mierząc się ze starym bibliotekarzem na spojrzenia, po czym obszedł biurko i zrobił to, co zapowiedział przed chwilą - ptak ponownie stał.

- A teraz za pozwoleniem pańskim wrócę do pracy i byłbym wielce panu zobowiązany, gdyby raczył pan nie zakłócać już mojego spokoju - burknął Jacob ponownie siadając do przerwanej lektury.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 30-08-2014 o 01:55.
Alaron Elessedil jest offline