Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2014, 11:06   #11
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Szulcowie.
Samo to nazwisko sprawiało, że ludzie stawali się ostrożniejsi. Tak na wszelki wypadek.
Mówiło się, że mafia to głównie w Vegas, wiecie jak jest.
Ale Szulcowie jakoś dla niej samej zawsze mocno kojarzyli się z klasycznym stereotypem mafijnym, tak poprostu.
Dlatego siedząc na kanapie udającej zupełnie nową, w pokoju obsadzonym uzbrojonymi ochroniarzami czuła się ciut surrealistycznie.
Pozwalała rozmowie przebiegać bez swego udziału, bo i po co?
Myślami wróciła do wydarzeń z dzisiejszego poranka jakie sprawiły, że się tu znalazła…

Kilka godzin wcześniej, ranek, bar.

Nya przyjrzała się krytycznie budynkowi w jakim znajdował się lokal w jakim ponoć przesiadywała ta banda wykolejeńców z jakimi pracowała Mild.
Czemu wykolejeńców? Bo z nikim innym jej kochana kuzynka zazwyczaj nie pracowała. Zwykli ludzie ją szybko nudzili, a nudni ludzie mieli w jej towarzystwie często krótki termin przydatności.

Wzruszyło lekko ramionami i weszła do środka.

W przedpołudniowych godzinach wnętrze wyglądało podobnie jak fasada nieco żałośnie i biednie. Jak przepracowana dziwka rankiem, bez makijażu, seksownych ciuszków i błyskotek, obrana z blichtru i taniej ułudy.
Tak jak to wnętrze.
Barman za kontuarem bardziej wyglądał jakby spał z zamkniętymi oczyma niż czujnie wypatrywał klientów, których teź byt wielu nie było.
Nya rozejrzała się w poszukiwaniu mężczyzny jakiego rysopis podał jej Trevor, mówiąc że to z nim powinna się skontaktować.
Mężczyzna się znalazł przy jednym ze stolików niedaleko baru.
Sączył powoli piwo. Widać go było z daleka. Czarny garnitur, płaszcz i buty, oraz biały kapelusz. Wyglądał na w pełni zrelaksowanego, wypoczętego i nieśpieszącego się z niczym człowieka. Leniwie spoglądał po klientach na chwilę zatrzymując się na stojącej w drzwiach kobiecie by ponownie taksować otoczenie.

Stojąca chwilę w drzwiach kobieta zdecydowanie nie wyglądała na niepozorną. Chociażby ze względu na wzrost. Na pierwszy rzut oka wydawała się niewiele niższa od mężczyzny w białej fedorze, zaś smukła, ładnie ukształtowana sylwetka jeszcze bardziej ów wzrost podkreślała.

Ubrana była w ciemne skórzane spodnie, szarą podkoszulkę i ciężkie buty. Na jedno ramię miała niedbale zarzucony skórzany plaszczyk, na drugim zaś solidnie wypakowany duży plecak. Nie zaszczycając nikogo dłuższym spojrzeniem kobieta podeszła do baru zamieniła kilka słów z barmanem odebrała od niego kubek z parującą kawą, położyła 3 papierosy w zamian na barze. Usiadła na wysokim barowym stołku opierając się bokiem blat baru popijała niespiesznie gorący płyn leniwym wzrokiem notując szczegóły otaczającego ją pomieszczenia.
Mężczyzna dalej jak gdyby nic popijał żółtawą ciecz z ciężkiego kufla. Najpewniej piwo, lub raczej jego lokalna pochodna. Wyjął z płaszcza fajkę i ją sobie odpalił. Chmurka siwego dymu powędrowała pod sufit.

No cóż, świat nie legł w gruzach na nowo, a szkoda. Może tym razem gruzy byłby ciekawsze.
Lekko uśmiechnęła się sama do siebie przypominając sobie ostatni dowcip jaki usłyszała podczas drogi do Detroit.
“Dobry barman wie wszystko. Wie nawet to jak zniszczyć Molocha. To ciebie po prostu na te informację nie stać.” Akurat ten barman raczej takich informacji nie posiadał, może zwyczajnie nie jest dobrym barmanem. Jakość lury w kubku dumnie udającej kawę tylko to potwierdzały. ale w sumie czego się spodziewać za trzy szlugi…

Tak, facet w białej fedorze idealnie pasował do opisu, więc walca czas zacząć. Byle by nie okazał się to walec drogowy.Zeskoczyła lekko ze stołka i leniwym krokiem podeszła do jego stolika. Z bliska było widać ciut nienaturalnie bladą jak na panującą na zewnątrz pogodę cerę kobiety, którą jeszcze bardziej uwidaczniały obcięte na wysokości brody miękko układające się bardzo gęste ciemne włosy gdzieniegdzie lekko rozjaśnione słońcem. Z ładnej twarzy o klasycznych rysach spoglądały na Joego ciemno zielone oczy o nieco kpiarskim wyrazie.

-Joe McAlan? Ponoć to z panem mam się porozumieć w sprawie wakatu na lekarza.
Głos kobiety był niski, miły dla ucha.
Mężczyzna zamruczał coś po czym wskazał jej otwartą dłonią na wolne krzesło
- Zatem… z kim mam przyjemność?
-Czy przyjemność to się jeszcze okaże. Jestem Kenya, kuzynka Mildred. Ponoć brakuje wam lekarza w jakiejś sprawie w terenie
. - Rozparła się wygodnie na krześle po prawej stronie mężczyzny. Nie lubiła siedzieć na wprost rozmówcy. Nie wpływało to pozytywnie na rozmowę,a ona i tak preferowała skracanie dystansu pomiędzy ludźmi.

- Kuzynka Mild? - zapytał mężczyzna unosząc lekko brew - To może być ciekawe, jak bardzo jesteście sobie podobne i co wiesz o robocie?
Kobieta uniosła w górę jedna brew słysząc pytanie mężczyzny spokojnie wzięła łyk kawy.
-Jak bardzo podobne...A w czym, że tak zapytam? Bo tego że w wyglądzie praktycznie wcale, to chyba widać prawda? A co do roboty to prócz tego, że dotyczy przewiezienia czegoś stąd dokądś indziej to nic więcej. Na razie wszystko wyglądało zabawnie. Ciekawe jak będzie wyglądać dalej.
- Hmm.. Wiesz, jesteś atrakcyjną, rozsądną kobietą. Nie wiem, czy podróż z bandą samobójców na drugi kraniec świata za marne 500 gambli byłoby dla Ciebie odpowiednie. Chyba, że potrzebujesz tych gambli to wnikać nie będę. Tak czy inaczej, w czym się specjalizujesz?
-Specjalizuję się w przeszkadzaniu ludziom by zbyt przedwcześnie nie opuścili tego padołu łez. Takie intratne hobby, jakie może się wam przydać, gdziekolwiek byście nie jechali.
500 gambli to suma mała lub duża, w zależności od tego, co trzeba zrobić dokładnie by je zdobyć.


Mężczyzna się zaśmiał po czym upił łyk pienistego trunku i spojrzał rozbawiony na kobietę siedzącą obok.
- Pięć stów to dość by się urządzić w Downtown i żyć z twojego fachu. Przejdźmy do interesów. Mogę szepnąć ekipie słówko, że jesteś naszym nowym, jakże atrakcyjnym, felczerem i że mają pilnować by nic Ci się nie stało. Oczywiście, będziesz świadczyć swoje usługi lecznicze free of charge na okres naszej wspólnej misji. My w zamian będziemy Cię ochraniać. Mam nadzieję, że nie masz samobójczych zapędów?
Samobójcze zapędy. Nya pozwoliła by lekki uśmiech przemknął przez jej usta. Oh, zabawny człowieczku w białym kapelutku, gdybyś miał pojęcie kogo masz tak naprawdę w swojej drużynie i kogo sobie dobierasz…
-Nic mi o takowych nie wiadomo, zwłaszcza, że siedzę tu przed tobą. To chyba dobrze świadczy o nas obojgu, prawda? Co do dostepności mych usług lekarskich to jest to kwestia jasna. Jak już mówiłam Trevorowi co prawda potrafię strzelać, ale nie jest to moja najmocniejsza strona. Z rozmowy z nim rozumiem też , że umiejętności prowadzenia samochodu również są mile widziane?

- Byłaby dużym atutem
. - odpowiedział handlarz - Co do tego czy Tobie życie miłe dowiemy się w trasie. Mam nadzieję, że jako kuzynka Mild masz na nią jakiś wpływ i będziesz temperować jej temperamencik. Nie chcemy ściągać na siebie wszystkich gangerów z okolicy. Skoro Mildred za Ciebie ręczy to raczej nie widzę przeszkód dla których by Ciebie nie zabierać. Masz wielkiego farta, potrzebny mi łapiduch.
-Co do Mild, to wybacz, ale nie potrafię i nie mogę jej temperować. Moja kuzynka jest dużą dziewczynką która zdecydowanie nie lubi połajanek ani umoralniających gadek. Ale nie ma w zwyczaju ściągać zbędnego niebiezpieczeństwa na grupę w jakiej się znajduje. Co innego gdy działa solo, ale teraz taka opcja nie wchodzi w grę, więc nie powinieneś się zbyt martwić nią i jej temperamentem. Wbrew pozorom może on sie bardziej przydać niż zaszkodzić.

-Teraz szczegóły. Rozumiem, że robota w 100% płatna po wykonaniu, o ile przeżyjemy. Ile osób bierze w tej zabawie udział? Pytam bo muszę oszacować ile medycznego szpeju ze sobą wziąć. Na jak długo jest planowany ów wyjazd? Jakieś specjalne wymogi i inne typu tego obostrzenia?
- Język jakim posługiwała się kobieta był elegancki, dokładny. Bez żadnych slangowych wtrętów, skrótów czy innych naleciałości. Tylko akcent był bardzo rozmyty, trudny do umiejscowania.
Z jednej strony ciut zaciągania z południa, a jednocześnie wyraźne akcentowanie ze wschodu. Taka bajka.
- Na tą chwilę będzie nas sześciu, może siedmiu wliczając w to Ciebie i mnie. Co do trasy… szczegóły na spotkaniu z naszym pracodawcą. Specjalne wymogi? Hmm… mocny żołądek, stalowe nerwy i pełna dyskrecja, i to chyba wszystko. Jak coś mi się przypomni, lub wyjdzie w trasie będziesz pierwszą osobą którą poinformuje. Zainteresowana?

Dopiła kawę i lekko się skrzywiła. Teraz jasne czemu była taka kiepska. Musiała kiedyś najpierw lekko spleśnieć, a potem podczas procesu płukania i suszenia została zbyt wyprażona na słońcu. Paskudztwo.
-Zdecydowanie jestem zainteresowana, 500 gambli piechotą nie chadza. A co do ewentualnych znalezisk bądź łupów po drodze. Zabiera ten kto ...znajdzie, czy do podziału?
Wolała tego typu newralgiczne kwestie wyjaśnić za wczasu.
-I kwestia jedzenia i wody. Jak to wygląda?
- Kwestia wiktu i opierunku leży w geście naszego pracodawcy, nie martwiłbym się tym. Co do łupów… osobiście jestem za podziałem, ale w drużynie jest kilku co uznają zasadę kto zabił tego jest. Idiotyczne, bo za jednym strzałem nie zawsze się zabije delikwenta i często dopiero po kilku kulkach od różnych osób taki pada, więc lepiej bezpieczniej przyjąć tą zasadę by nie było zgrzytów. Jak chcecie coś upłynnić to możecie przyjść z tym do mnie. Biorę procent od transakcji, ale zawsze będzie tego więcej niż gdybyście normalnie to chcieli wymienić.
-Z mojej strony to chyba wszystko. Tylko uprzedzam o jednym. Jestem lekarzem, nie dilerem, i nie posiadam na stanie prochów czy innych produktów rozrywkowych. Nie jestem też cudotwórcą i nie oczekujcie ratunku dla kogoś rozjechanego ciężko opancerzonym wozem, bądź postrzelonego z pocisku półcalowego, o urwanych kończynach nie wspominając. Uświadom też o tym swoich ludzi by potem nie mieli do mnie pretensji.
Robotę przyjmuję, kiedy zaczynamy?


Joe pokiwał potwierdzająco głową słuchając słów nowego medyka zespołowego. Jak dla niego sprawa była prosta i czysta, ha! klarowna nawet. Czy dla reszty taka była… cóż trzeba będzie ich powiadomić.
- Wyruszamy za dwie godziny spod baru. Jak masz jeszcze coś do załatwienia to proszę śmiało. Ja się stąd ruszać raczej nie będę.
- Trzy sprawy. Pierwsza: da się zabić jednym strzałem, wystarczy nosić odpowiednią broń i wiedzieć gdzie strzelać. Druga: półcalówka to nie tylko .50 BMG. Trzecia: Joe, weź Nyę z nami.
- odezwała się do handlarza Mildred, której przyszło załapać się tylko na końcówkę rozmowy toczącej się przy barze. Choć może to i lepiej.
- Ehh… dobra, skoro polecasz to nie widzę większych przeciwskazań. Swoją drogą, jak będziesz potrzebować asystenta przy cięższych chirurgicznie czynnościach to wal jak w dym. Swoje w tym zakresie znam, choć nie nazwałbym się felczerem.
Ruda zamówiła sobie w barze piwo i śniadanie, popatrzyła wymownie na kuzynkę i Joe’go:
- Chcecie? Bo jedno wiem, że obżerało się serem, drugie chciało francuskie tosty.
Kenya podniosła się zza stolika i zarzuciła na ramię swój plecak.
-Dzięki, śniadanie już jadłam. Do zobaczenia za kilka godzin.

Chwila obecna, hotel Szulców

Kenya nie włączała się na razie do rozmowy. Spośród różnych oferowanych na stole trunków i napoi wybrała wodę mineralną. Nawet trafiła się gazowana. Po prostu luksusy. Bez najmniejszego kłopotu zdała zarówno glocka jak i nóż. Niektórzy przejmują się takimi bzdurami…
Popijając wodę przyglądała się zarówno pracodawcom jak i obecnym współpracownikom.
Kenya spokojnie odwzajemniła spojrzenie. Wzrok miała czysty i spokojny. Po chwili zignorowała spojrzenia człowieka zwanego Motylkiem. Ciekawa była czy dowiedzą się czegokolowiek istotnego, czy tez będzie standardowe nawijanie o niczym bardzo poważnym i rzeczowym tonem. Przynajmniej wodę mieli dobrą, chociaż coś…
W sumie gadka o pierdołach tak naprawdę. Najważniejsze szczegóły już padły, takie jak cel wyprawy, kogo prócz tego muszą wieźć i co omijać. Proste, cała reszta byłą dla niej nie do końca potrzebnymi dodatkami.
Nya rzuciła kuzynce spojrzenie lekko unosząc jedną brew. Ruda była zwyczajnie znudzona. A ona nudzić się wybitnie nie lubiła…
Była ciekawa jak długo Mild wytrzyma tę gadkę o niczym. Może rzuci w kogoś szklanką, albo chluśnie alkoholem w oczy.

A może kogoś zwyczajnie udusi…

W końcu po masie zupełnie bezsensownie wymawianych słów i dziwnych grymasów wszystko zostało chyba ustalone. Ruszyła za wychodzącą kuzynką,która chyba na prawdę się nudziła podając jej szklankę z resztką whisky na dnie i patyczkiem. Tak jakby było to swoiste zaproszenie.
Chwyciła naczynie, wyjęła z niego patyczek, obróciła przez chwilę z zadumą w palcach po czym odstawiła szklankę na stolik nadal obracając drewienko w palcach.
Całość rozmowy której była tylko biernym obserwatorem wywołała u niej niejasny niepokój.Nie wiedziała co dokładnie myśleć. A jeszcze dokładniej czuć. Coś na granicy podświadomości podszeptywało jej że cała ta sprawa mega mocno śmierdzi. No bo w końcu kim oni są, aby oddawać w ich ręce towar na jaki czai się ¾ Detroit?
Być może przynętą. Dokładnie na takie coś pasują.
Wbici w eleganckie centrum strefy Szulców pasujący w niej jak pięść do nosa. O ich pojawieniu się tu za chwile będzie pewnie huczeć całe miasto, i to za nimi ruszą pewnie ci najbardziej pragnący powiększyć swój stan posiadania.
Gdyby ona była kimś kto chce użyć sztuczek godnych dymu i luster, to właśnie tak by zrobiła. A prawdziwy towar pchnęła z mniej rzucająca się w oczy bandą najemników.
Ale to nie za myślenie , a przynajmniej nie takimi kategoriami mieli im płacić, o ile zapłacić będzie komu.
Cóż, praktycznie każda robota to spore ryzyko, a bez ryzyka nie ma życia. Trzeba tylko wiedzieć na jakie ryzyko można się porwać, a z jakim da sobie spokój. Wsunęła patyczek za ucho skinęła krótko pracodawcy głową i wyszła. Nie miała nic do powiedzenia, a przynajmniej nic co chciałaby powiedzieć na głos.

Średnio interesowały ją pogwarki w garażu.Najchętniej zrobiłby to co Mild, zabrała co jej i pojechała w cholerę. Po kiego to wszystko przedłużać?
Ale powoli, w końcu zapowiadało się na to, że mają wyjeżdżać.
No chyba, że ktoś chce jeszcze z okazji roboty bibę skręcić...
Miała tylko nadzieję, ze nie, nie znosiła bezsensownego marnowania czasu.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline