Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2014, 15:59   #12
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Wizyta Nyi nie była niczym szczególnym, widywały się od czasu do czasu, więc mogła zatęsknić, zwłaszcza, że Mild jakoś ostatnio nie po drodze było wysyłanie wieści w świat, że jeszcze dycha. Dziwne było jedynie to, że w ciągu zaledwie czterech dni rusznikarka spotkała, aż trójkę z najbliższych jej na świecie osób niemal na raz. Dobra, do Mata przyjechała sama, ale Jed’a nie widziała od pięciu lat. Wizyta Nyi pewnie zbieg okoliczności… ale do całej zgrai doszedł jeszcze Trev, którego zachowania nie umiała rozgryźć. Raz udaje, że jej nie zna, bo posłała komuś znajomemu kulkę, następnego dnia już wszystko gra i wybiera się z nią na wycieczkę… Fucking logic.

Sytuacja była niecodzienna, ale w czasie roboty Mildred nie zajmowała się niczym poza nią. Czuła na sobie wzrok najemnika i gdy nareszcie skończyła popatrzyła mu w oczy, kryjące się za goglami. Widać było, że była poddenerwowana, a co więcej zaczęła się jeszcze raz zastanawiać nad tym, czy warto nawiązywać nowe kontakty i podtrzymywać dawne. Mimo to przekazała Trevorowi złożoną giwerę i zapytała:

- I jak?

- Nic nie klekocze w środku. - powiedział trzęsąc bronią na boki. - Nie ma żadnych luzów. - dodał próbując manipulować pistoletem najemnik. - Wygląda jak solidnie wykonana robota chociaż wszystko powinno wyjść przy próbie ognia. - zastanowił się. - Nadal masz ochotę wyjść ze mną postrzelać? - zapytał patrząc na dziewczynę.

- Nie ma prawa klekotać, konstrukcja głównie polimerowa, no i wyszła właśnie z pod mojej ręki. Przyzwyczaj się do koli i bullpupu a ja pójdę do Mata po amunicję. Nawet jako jego przyjaciółka, spec i żołnierz nie mam nieograniczonego dostępu do wszystkiego, a wzięłabym trochę smugaczy i normalnego ammo, tak żeby oba magi załadować i… nie dotykaj mojego warsztatu.

Wyszła na zaplecze, znalazła Mata w kuchni. Widać szok spowodowany tym, że przyjaciółka potrafiła nawiązać jeszcze kontakt z całkiem przyzwoitą istotą ludzką… dobra, jakąkolwiek istotą ludzką, na stopie bliższej niż bezpośrednie zadanie, był dla niego zbyt wielki żeby mógł zasnąć.

- Mat? – dziewczyna wzięła do ręki jego kubek z kawą i napiła się, czekając aż ten się w końcu otrząśnie z zamyślenia. - Zbieram się powoli. Daj mi klucze od szafy pancernej z 5.7. Sprawdzę jeszcze jak chodzi p90, odwiozę, jak będzie trzeba poprawię, a później znikam. Mam robotę, ale i tak do Detro się szybko z powrotem nie wybiorę. Mogę sobie wziąć od Ciebie podręczny sprzęt na prowizoryczny warsztat? Nya podrzuci Ci wszystko jak wróci.

- Normalnie, to by trzeba było się trochę porozczulać, i powspominać stare pierdoły nad jakąś flaszeczką - Mat wzruszył ramionami - Ale oboje do takich chyba nie należymy…miejmy nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Zbieraj graty i się szykuj, a i pozdrów ją.

- A spakujesz mi żebym od razu mogła ruszać? Potrzebować będę oleju balistycznego,
latarki, wyciorów, przecieraka do lufy do broni długiej, papieru ściernego z 1m2, powertape’a, izolki, trochę złomu z warsztatu na naprawy i tyle.


- Nerkę też Ci oddać? - Zażartował Rusznikarz.

- Jak weźmiesz za nią moją wątrobę to może być. – odstawiła jego kubek i przytuliła go na pożegnanie, gdy odbierała klucz. Była praktycznie pewna, że broń złożyła tak jak powinna i nie będzie się z Matem widzieć dłużej niż minutę, kiedy wróci z przestrzelania. Po prostu była dobra w swojej robocie, w kontakcie z ludźmi już niekoniecznie. Co innego Trev, który po ponad pięciu minutach, kiedy na osobności żegnała się z rusznikarzem ciągle pamiętał o czym była rozmowa:

- Polimer też ma prawo klekotać. Widziałabyś G36 jednego mojego funfla to byś się przekonała. - zaśmiał się Trevor. - Ten kolimator jest dedykowany do P90 czy to jakiś szczególny, nie związany z tą bronią model? - zapytał Dickson przyglądając się broni kiedy Mild wróciła.

Kobieta w pół roboty z wyciąganiem ammo z szafy odwróciła się do Trevora żeby mu odpowiedzieć.

- Akurat to co trzymasz w rękach to wczesna wersja tego pistoletu, kolimator do niej jest osadzony na wsporniku umieszczonym pod magazynkiem. Żeby być jeszcze dokładniejszym przymierzasz się do HC-14-62 robionego kiedyś przez RING SIGHT, bardzo rzadko można na coś takiego trafić, jeśli się dobrze przyjrzysz to zauważysz brak powiększenia. Gdybyś miał to szczęście, którego za każdym razem przy naszym wspólnym spotkaniu Ci brakuje, prawdopodobnie trafiłbyś na nowszą wersję z MC-10-80, którą montuje się też na wsporniku, ale jest możliwość zamontowania jej na risie. Podsumowując taki koli mógłby służyć Ci do twojej 417, ale niestety masz tylko mnie i przestarzały model gnata, na którego się tak cieszyłeś. - w miarę jak mówiła pojawiał się na jej twarzy uśmiech. Pytanie było z serii tych trudnych i na prawdę ciekawych. Dodatkowo przekonało Mild do zabrania najemnika ze sobą na przestrzelanie broni.

- Załaduję magi i pojedziemy na chwilę za miasto, wrócimy maksymalnie za pół godziny.

- Mnie się tam podoba... - powiedział niejednoznacznie Trevor. - W pół godziny też można się fajnie zabawić. Słyszałem, że ten belg ma bardzo słabego kopa. Zobaczymy jak jest w rzeczywistości…

- Tak samo delikatny jak i ty. Idziemy. Ty pilnujesz maleństwa, ja amunicji. - mówiąc to odpięła zawieszenie od swojego galila i podała rewolwerowcowi. Wychodząc już z zakładu nie mogła się powstrzymać przed kolejnym komentarzem - Widzę jak się cieszysz na wycieczkę.

Mimo przymilnego uśmiechu jechała dokładnie tak samo jak poprzednio. Po kolejnych dziesięciu minutach trafili na pusty plac jakich wszędzie było pełno w okolicy. Mild pozbierała trochę śmieci ustawiając je jako cele, z kieszeni na piersi wyjęła zgniecioną kartkę z równym wzorem tarczy celowniczej, którą przybiła nożem do skarłowaciałego drzewa. Podała mu magi:

- Masz, baw się.

- Dzięki. - powiedział szczerząc się Trevor po czym załadował od góry magazynek. - Dobrze to robię? - zapytał Dickson trzymając jedną ręką pistolet maszynowy.

- Prawie. Z tą delikatnością żartowałam, więc możesz już przestać udawać i jeśli nie wchodzi do końca to zwyczajnie go dobij.

- Wszystko chodzi świetnie. - powiedział najemnik odbezpieczając pistolet lewą ręką i celując w prowizoryczny cel. - Najpierw musimy wyzerować kolimator czyż nie?

- Jasne, że trzeba. Sam nie umiesz? - uśmiechnęła się z siedzenia Warriora.

- W sumie to nie. - rzucił z uśmiechem. - Na szczęście nie jestem tutaj sam Mildred. - dodał zabezpieczając znowu pistolet. - Może mi w tym pomożesz?

- Raczej zrobię za Ciebie. Od kiedy taki leniwy się zrobiłeś? - mówiąc to podeszła do najemnika i wzięła od niego broń. Ustawiła się w odległości około 150 metrów od tarczy, odbezpieczyła pistolet i zaczęła oddawać pojedyncze strzały, po każdym zmieniając coś w ustawieniach. - Masz szczęście, że na magu ze smugaczami nie jechałeś byłaby strata i nie zobaczylibyśmy jak sobie radzi z ciągłym ogniem.

- Ja? - zapytał udając zdziwienie Dickson. - Leniwy? Chciałem po prostu zobaczyć jak strzelasz z tego gnata. - uśmiechnął się szeroko. - Pokaż. Zobaczymy ile uda nam się z tego polimerowego klocka wycisnąć. Ładnie go poskładałaś, swoją drogą… - komplement z jego ust, nawet taki niewyglądający i nawet tak przyziemny, nie był czymś częstym. Dziewczyna jak zwykle na podobne słowa pokręciła tylko głową, zabezpieczyła P90 i przekazała go Trevowi.

- Jak się za coś biorę to robię to zawsze porządnie. Inaczej nie jechałabym przez połowę ZSZ żeby bawić się z tym FN-em. Teraz ty się pobaw, a ja popatrzę. Powinien być dobrze wyzerowany.

- Zabawa jaką lubię. - powiedział Trevor chwytając P90 i odbezpieczając je. - Wiedziałaś o tym kto będzie w grupie Doberuska? - zapytał po czym przycelował i oddał pierwszy strzał. - Ja byłem całkowicie zaskoczony…

- Nie miałam pojęcia, ale dobrze wiedzieć, że was tak wysoko ceni.

- Mnie ceni? - Trevor strzelił ponownie po czym wybuchł gromkim śmiechem. - Wiedział, że wystarczy podać sumę, wrzucić do kotła kilku znajomych, pierdolić trzy po trzy jak przed każdą samobójczą misją i mnie ma na pokładzie. - najemnik się zastanowił strzelając znowu. - W sumie nie wiem czemu mnie wziął. Strzelam średnio, mam dobrą kondychę, ale to i tak wyprawa pojazdów. Może ceni snajpera, a ja lepiej prowadzę. Robię za szofera. - zaśmiał się Dickson po czym oddał serię kosząc prowizoryczną tarczę.

- No już nie rozczulamy się nad sobą. Nie widziałam jak prowadzisz, widziałam jedynie jak strzelasz i nie masz na prawdę na co narzekać. Za to samobójcze misje o ile dobrze pamiętam są moją specjalnością. No chyba, że… jednak postanowiłeś zgodzić się na moją propozycję i chciałeś mnie znaleźć.

- W sumie szukałem Ciebie kilka dni, ale to sporo czasu temu. - powiedział Trevor. - Niestety nie chodziło o naszą walkę na arenie, a jedynie o samobójczą misję typu naszej pierwszej. - dodał po chwili. - Z Jedem jakoś daliśmy sobie radę…

- Jaką naszą walkę na arenie? - zapytała zdziwiona. Nie potrafiła z niczym skojarzyć ani tego określenia, ani sytuacji.

- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie po tej misji nieopodal frontu? - zapytał ściągając gogle i chowając je do kieszeni. - Pokazałem Ci je, mimo iż nie byłem do tego przekonany. - dodał patrząc w kierunku Mild czarnymi ślepiami. - Wtedy dość szybko się zwinęłaś i na koniec powiedziałaś coś z stylu “Znajdź mnie kiedy znudzi Ci się życie”... - Trevor strzelił do kolejnego celu. - Może źle coś zinterpretowałem Mildred? - zapytał ciekawy.

Dziewczyna roześmiała się na głos. Kiedy się uspokoiła, miała nadzieję dalej nie ciągnąc tego tematu, a mimo to nie umiała się powstrzymać:

- Wiesz, że jesteś głupszy niż ustawa przewiduje? W zasadzie to zarosiłam cię na wielki skandal obyczajowy podczas świątecznego obiadu w moim rodzinnym domu..

- Jak to? - zapytał Trevor. - Myślałem, że z tym obiadem to ty sobie jaja robisz. - zaśmiał się. - Najpierw zabije mnie twój brat, a później…

- Nya ci poprawi - weszła mu w słowo.

- Akurat jej się nie boję. - zaśmiał się. - Wygląda na porządną dziewczynę. Bardziej ty mnie martwisz… Zdecydowanie za często robisz użytek z broni i przekraczasz dozwoloną prędkość. - dodał strzelając do kolejnej tarczy. - Jak mi idzie pani sędzino?

- Mocne 2/10. - w jej głosi słychać było rozbawienie. - Dużo gorzej, że naprawdę jesteś głupi, a Nyi bym nie lekceważyła. Skąd moje wnioski? Znam kuzynkę, a ty zacząłeś mnie szukać kiedy jeszcze nie potrafisz zdobyć się na żadne ryzyko… chociażby przejażdżkę.

- Poważnie? - zapytał po czym kontynuował. - Ja nie lekceważę nikogo. Nigdy. - powiedział spokojnie. - A co do ryzyka jestem w stanie zdobyć się na każde jakie tylko będzie konieczne aby osiągnąć cel. - dodał już z lekkim uśmiechem. - Z Tobą na przykład mogę jeździć do oporu. Zaczniesz żałować jak przestanę się bać nie mieszczenia się w zakrętach, bo mnie już z tego siedzenia nie ściągniesz… - zaśmiał się i wypruł kolejną serię.

- Ok, to jaki masz w tym cel?

- Faktycznie. - uśmiechnął się do Mild szeroko. - Zawsze musi być jakiś cel. W sumie nie wiem czy jest to mały, nieznaczny cel czy też coś poważniejszego… - zastanowił się chwilę. - Od dawna tak jeździsz i likwidujesz cudze problemy? - zapytał zmieniając temat najemnik i zmieniając magazynek.

- Nie, ja tylko jeżdżę i szukam własnych. Wypruj maga pełną serią, smugacze masz co 10, chce coś sobie obejrzeć. - Sama rusznikarka też nie miała zamiaru naciskać, a to znaczyło, że czas się zbierać.

Dickson spełnił prośbę rudej wywalając cały magazynek potężną serią, którą ściągnął wszystkie pozostałe cele. Uśmiechnął się do Mildred zabezpieczając pistolet.

- 2/10? - zapytał. - Surowa jesteś.

- Ale mocne! - wzięła od najemnika broń, przejrzała czy nie został żaden nabój w komorze, oddała pusty strzał kontrolny, spuściła zamek, zabezpieczyła i tyle. - Zbierajmy się.

Broń chodziła jak marzenie, nic nie można jej było zarzucić. Co pozwoliło szybko odznaczyć kolejne punkty w grafiku dnia, który sam się układał. Wizyta u Mata ze zdaniem broni i klucza do szafy oraz odebraniem swoich rzeczy. Podrzucenie Treva na parking knajpy, z którego go wcześniej zabrała. Przekazanie Joe nominacji Nyi na lekarza w drużynie. Mimo wszystko śniadanie z handlarzem, choć pewnie gorsze, niż można się było spodziewać po wczorajszych resztkach. Przegląd sprzętu, było wszystko o co prosiła i jeszcze jedna rzecz, która świadczyła o tym, że nie tylko z nią spotkał się ostatnio Jed. Swoich spraw ze snajperem nigdy nie załatwiła do końca. Mat o tym wiedział, ale zamiast suszyć jej o to głowę, chciał sprytnie dać jej kartę przetargową żeby los sam pchnął ją do końca tej straceńczej drogi… Nie wyrzuciła wiatromierza. Przebrała się. Zapakowała wszystkie juki na motocykl i ustawiła się w karawanie do wyjazdu na spotkanie z pracodawcą. Gdy jechali motocyklistka zauważyła, że wskaźnik paliwa niebezpiecznie zaczyna zbliżać się do rezerwy…

Podjechali pod posiadłość Szulców, no tak oczywiście – pracodawcy nie chcą być znani, dlatego przecież umówili się w Ambasadorze. Zostawili maszyny na parkingu, a spacer wszystkim dobrze zrobił. Mild zdjęła łańcuch z ręki i przewiązała sobie nim pas… Może i była furiatką, ale nie była głupia i z widoczną bronią w ręku nie weszłaby do takiego budynku. Szła wyprostowana obok Joe, nawet gdy ten z szelmowskim uśmiechem próbował oczarować blond kamikadze z granatem w ręku została w miejscu. Ich kolorową zbieraninę otoczył tłumek garniaków i żadnemu z nich się to nie spodobało, no może do momentu macania przez recepcjonistkę… Gdy wypacynkowana lalka zbliżyła się do Jeda, Mildred odwróciła twarz - nie miała zamiaru patrzeć na jej popisy i dobrowolnie oddała broń, a mimo to zdjęli jej też łańcuch. Być może za dużo się nasłuchali opowieści o czarnym Warriorze, ale i tak rusznikarka była wściekła. Widać to było nawet w gabinecie „Motylka” – siedziała rozwalona na jednym z dwóch foteli zupełnie nie przejmując się rolą damy w towarzystwie i szczeblem spotkania w jakim brała udział. Piła whiskey, w końcu była pora na drugie śniadanie. Do rozmowy włączała się tylko tyle ile było trzeba żeby ją szybko zakończyć.

Na pojawienie się podwójnej przesyłki zareagowała prawie, że obojętnie. Zwyczajnie nareszcie trochę rozbawiła ją wizja, tego, że wytatuowany przystojniaczek w kajdankach pojawi się na prawie stałe w czyimś wozie, bo o Warriorze nie mogłoby być przecież mowy.

Po wzroku kuzynki poczuła ile płonnych nadziei wisiało nad nią. Jedną która mogła skończyć to spotkanie wystarczająco szybko żeby nie władować się w większe kłopoty niż już ich czekały. Z miejsca każdy, kto ma więcej mózgu od tresowanego karalucha powiąże ich wyprawę z Szulcami, więc albo było to odgórnie założone i będzie ciekawie albo trzeba to zrobić porządnie, po cichu i skutecznie, za to mniej zabawnie. Pewnie, ze względu na tę konsternację jakoś ciągle nic się nie działo. Rusznikarka siedziała wygodnie na fotelu czekając na sama nie wiedziała co. W końcu po dłuższej chwili dyskutowania kontraktu na darmowe paliwo przez Joe odezwała się za niego i wybrała drogę, którą będą starać się wykonać to zadanie:

- Dobra, poradzimy. Bez was też jakoś sobie poradziliśmy, więc martwmy się o nasz mały skarb. Kto sobie go weźmie na głowę jego sprawa, ze mną raczej nie pojedzie, z resztą zbyt szczęśliwy z tego powodu by nie był. No chyba, że sam sobie będzie jechał to inna sprawa. - zwróciła wzrok w stronę przesyłki - Masz jakieś imię ?

- John - Powiedział mężczyzna z grobową miną, a co niektóry mało nie ryknął śmiechem. No tak, John Smith… jakżeby inaczej.

- No ślicznie słonko, a teraz mam nadzieję, że kapciuszki spakowałeś, bo teczka już jest więc zabieramy się stąd.

- Mogę w ciągu pięciu minut - Minimalnie zadrgały mu usta, zupełnie jakby przyczaił się tam uśmieszek? Na ten grymas odpowiedziała motocyklistka wbijając w niego wzrok. Jej szare oczy błysnęły sugerując, że nie warto zabierać ze sobą na kamping wzbogaconego uranu i granatów bez zawleczek, jak miało się tutaj w zwyczaju.

- W sumie za dwa talony na pełny bak może jechać z nami. - powiedział za siebie i Jeda Trevor. - Nasz Hummer pali jak smok i do Denver 3 baki może nawet wypić… Jak to kogoś interesuje jest wygoda, klimatyzacja i bezpieczeństwo. - dodał Trevor wstając i pokazując Mildred na drzwi. - Panie przodem.

I to był właśnie ten moment, w którym na twarz Mildred wpełzł paskudny uśmiech świadczący o tym, że żaden z ochroniarzy nie planował się przesunąć. Może i nie miał po co, bo przecież nie zasłaniali im drzwi, ale zawsze byli świetną okazją żeby się zmierzyć. Dlatego też Mild widząc kątem oka, że kuzynka idzie za nią podała jej swoją szklankę z patyczkiem, którym wcześniej w niej mąciła… jakby do odstawienia, chociaż może niekoniecznie.

- Rozumiem, że broń i dodatkowe macanki do odbioru na recepcji. - Zapytała ciągle z tym samym uśmiechem ochroniarza.

- Nie wiem - Odezwał się ten krótko.

- Jak już mowa o macankach… - wciął się w rozmowę Trevor, zwracając się do dziewczyn. - Widziałyście jej minę jak mnie tam macała. Pewnie ważyła w myślach czy nie schowałem tam Magnuma Wildey… - uśmiechnął się najemnik szeroko.

- W takim razie Trev pokaże nowej koleżance swoje sztuczki, a my poradzimy sobie bez dalszej asysty. Może być? - zasadniczo pytanie rzucone było w przestrzeń i każdy mógł sobie na nie odpowiedzieć jak chciał i co chciał, choć dziewczyna stała z twarzą zwróconą ciągle do tego samego ochroniarza.

- Jakie sztuczki? - zapytał zdziwiony rewolwerowiec. - Czy ja o czymś nie wiem, Mildred? - spojrzał na nią z podejrzliwym uśmiechem.

- Jeśli ty czegoś nie wiesz, to ja tym bardziej. Może blondynka z dołu będzie miała coś na ten temat do powiedzenia. - ruda najpierw otworzyła drzwi klamką po czym pchnęła je nogą, obijając ścianę z drugiej strony framugi. „Marne wejście, to może chociaż wyjście będzie udane. Albo przy najmniej Joe będzie się miał z czego tłumaczyć.”- uśmiechnęła się do siebie w myślach, ale nie została na tyle długo żeby przekonać się co zajdzie po jej malutkim wybryku.


***



Pierwsze maszyn wjechały więc po chwili do podziemnego garażu pod budynkiem, kierowane w odpowiednie miejsce, przez kręcące się tam, oczywiście uzbrojone osoby. Podprowadzono ich do czegoś, co wyglądało jak prowizoryczna stacja paliw. W każdym bądź razie znaków ostrzegawczych było naprawdę dużo, a do tego i sporo beczek.


Był i jakiś brodaty typek, który najwyraźniej całym tym podziemnym burdelem zarządzał, ustawiał bowiem każdego po kątach, nie szczędząc i pojawiających się awanturników…

- Nie palić, nie ma być żadnego ognia, nie zgrywać głupa, nie wkurwiać ucha! - Warczał na prawo i lewo, szybko jednak dodał z wrednym uśmiechem:
- Bo polecimy wyyyyysoko, a wylądujemy u samego Molocha!.


- To co, kto pierwszy? - Dodał po chwili.

Ruda motocyklistka podjechała do brodacza zanim ktokolwiek inny zdążył. Nigdy nie jeździła powoli. Tym razem też widać było, że spieszyło się jej na szlak i nie miała zamiaru spędzać w Detro już ani minuty dłużej.

- Wychodzi, że ja. - rzuciła z uśmiechem podobnym do tego, który pojawił się na twarzy dziada, gdy wspominał o Molochu.

Podtoczono więc beczułkę, dziadyga zamontował na niej ręczną pompkę, po czym…

- No to machaj złotko - Wskazał jej ową cholerną pompkę. Nie mrugnął jednak przy tym ani na moment.

Mildred na tego typu tekst pomyślała tylko o jednym, cóż darmowe paliwo albo sciągnięcie sobie na łeb całej bandy Szulców… Perspektywa była kusząca, a mimo to wzięła się do roboty jak jej powiedzieli, cicho pod nosem sarkając na brodatego dziada:

- Oj żebym ja Ci nie machnęła…

Drugi w kolejności był Doberusk który korzystając z chwili w której Mildred miała spędzić na bliskim i jakże intymnym zapoznaniu się z pompką zagadał do dziadka:

- Ponoć macie dla nas i talony i zapasowe kanistry beny na drogę. Które to?

- Proszę do pełna milejdi. - powiedział Trevor podjeżdżając Hummerem niebezpiecznie blisko motocykla rudej. - Pomógłbym, ale widzę, że sobie radzisz. - zaśmiał się po czym wyszedł zza kółka. - Te, dziadzia, macie więcej takich pompek? - zapytał spoglądając na brodacza Dickson. - Trochę nam się spieszy…

- Jakbym potrzebowała pomocy to bym powiedziała… - odburknęła nie przerywając pompowania. Wystarczająco satysfakcjonującą kwestią było to, że Warrior ma zaledwie 15 litrowy zbiornik, a Hummer przynajmniej 150 litrowy… No i z jej roboty nikt poza nią nie skorzysta, bo jako jedyna nie jeździ na dieslu. Gdy napełniła bak wcięła się w pół zdania chyba Joemu, bo właściwie to do niego i Trevora miała biznes:

- Joe, załatw mi kanister, pełny, bo z waszych nie skorzystam. Ja jadę się rozejrzeć. Trev, spotkamy się wszyscy tam gdzie rano.

Może i cały czas wyglądała jakby nie umiała usiedzieć na miejscu, ale rzecz była w tym żeby wszyscy zniknęli z oczu Detroidczyków i to jak najszybciej. Miejsce spotkania było ustawione tak żeby nareszcie można było wspólnie zaplanować trasę, w ciszy, spokoju i samotności, a co najważniejsze bez zbędnych par uszu. To było ich zadanie i oni mieli sobie z nim poradzić… dlatego też nikt nie musiał wiedzieć, którędy pojedzie karawana.

Jedyna w grupie motocyklistka ruszyła jak zwykle z piskiem opon, nie żegnając się i nie dziękując.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline