Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2014, 22:05   #14
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
W gabinecie zleceniodawcy

Kenya spokojnie odwzajemniła spojrzenie. Wzrok miała czysty i spokojny. Ciekawa była czy dowiedzą się czegokolowiek istotnego, czy tez będzie standardowe nawijanie o niczym bardzo poważnym i rzeczowym tonem. Przynajmniej wodę mieli dobrą, chociaż coś…
- Jak rozumiem, wikt i opierunek oraz paliwo pokrywa Rodzina, jednak będziemy zmuszeni po drodze do celu uzupełnić paliwo. Mamy jakieś kontakty po drodze, czy wystawić rachunek po zakończeniu zadania? - zapytał rzeczowym tonem handlarz.
- Nie poradzicie sobie sami? Za rączkę trzeba prowadzić? - Paolo wyszczerzył zęby - Oprócz pełnych baków, mogą być i talony, albo kanister czy dwa zapasowe, pasuje?
Nya rzuciła kuzynce spojrzenie lekko unosząc jedną brew. Była ciekawa jak długo Mild wytrzyma tę gadkę o niczym. Może rzuci w kogoś szklanką, albo chluśnie alkoholem w oczy.
A może kogoś zwyczajnie udusi… Tyle płonnych nadzieji wisiało nad Mild, która mogła skończyć to spotkanie, ale jakoś ciągle nic się nie działo. Rusznikarka siedziała wygodnie na fotelu czekając na sam nie wiedziała co.
- Dobra, poradzimy. Bez was też jakoś sobie poradziliśmy, więc martwmy się o nasz mały skarb. Kto sobie go weźmie na głowę jego sprawa, ze mną raczej nie pojedzie, z resztą zbyt szczęśliwy z tego powodu by nie był. No chyba, że sam sobie będzie jechał to inna sprawa. - zwróciła wzrok w stronę przesyłki - masz jakieś imię ?
- John - Powiedział mężczyzna z grobową miną, a co niektóry mało nie ryknął śmiechem. No tak, John Smith… jakżeby inaczej.
- No ślicznie słonko, a teraz mam nadzieję, że kapciuszki spakowałeś, bo teczka już jest więc zabieramy się stąd.
- Mogę w ciągu pięciu minut - Minimalnie zadrgały mu usta, zupełnie jakby przyczaił się tam uśmieszek?
- W sumie za dwa talony na pełny bak może jechać z nami. - powiedział za siebie i Jeda najemnik. - Nasz Hummer pali jak smok i do Denver 3 baki może nawet wypić… Jak to kogoś interesuje jest wygoda, klimatyzacja i bezpieczeństwo. - dodał Trevor wstając i pokazując Mildred na drzwi. - Panie przodem.
I to był właśnie ten moment, w którym na twarz Mildred wpełzł paskudny uśmiech świadczący o tym, że żaden z ochroniarzy nie planował się przesunąć. Widząc kątem oka, że kuzynka idzie za nią podała jej szklankę z patyczkiem, którym wcześniej w niej mąciła… jakby do odstawienia, chociaż może niekoniecznie.
Nya chwyciła naczynie, wyjęła z niego patyczek, obróciła przez chwilę z zadumą w palcach po czym odstawiła szklankę na stolik nadal obracając drewienko w palcach. Chyba kuzynce się naprawdę nudziło…
- Rozumiem, że broń i dodatkowe macanki do odbioru na recepcji - Mild zapytała z uśmiechem ochroniarza.
- Nie wiem - Odezwał się ten krótko.
- Jak już mowa o macankach… - powiedział Trevor do dziewczyn. - Widziałyście jej minę jak mnie tam macała. Pewnie ważyła w myślach czy nie schowałem tam Magnuma Wildey… - uśmiechnął się najemnik szeroko.
- W takim razie Trev pokaże nowej koleżance swoje sztuczki, a my poradzimy sobie bez dalszej asysty. Może być? - zasadniczo pytanie rzucone było w przestrzeń i każdy mógł sobie na nie odpowiedzieć jak chciał i co chciał.
- Jakie sztuczki? - zapytał zdziwiony rewolwerowiec. - Czy ja o czymś nie wiem, Mildred? - spojrzał na nią z podejrzliwym uśmiechem.
- Jeśli ty czegoś nie wiesz, to ja tym bardziej, może blondynka z dołu będzie miała coś na ten temat do powiedzenia. - ruda najpierw otworzyła drzwi klamką po czym pchnęła je nogą. Marne wejście, to może chociaż wyjście będzie udane. Albo przy najmniej Joe będzie się miał z czego tłumaczyć.
- Do zobaczenia, Panie Mascarpone. - powiedział Trevor przed wyjściem z pomieszczenia. - Niech Pan przekaże swoim ludziom, że te talony to dla mnie. Panie Smith pojedzie Pan ze mną i z moim przyjacielem. - Dickson pokazał na Jeda po czym ruszył szybko w stronę wyjścia. - Mildred. Czekaj. - zawołał chyba o kilka decybeli za cicho aby rudowłosa go usłyszała. - Z tą blondyną to ja żartowałem. Nie rób jej krzywdy. - zaśmiał się idąc w stronę drzwi.
- Mamy kilka wozów, więc logiczne byłoby zaopatrzyć każdy z nich na dodatkowe talony na paliwo - zauważył słusznie Joe - Jakby nie patrzeć jedziemy w konwoju. Da radę załatwić? Dodatkowo, kanistry z beną też by były konieczne, Denver leży nie tak wcale daleko od Vegas, a to oznacza Dark Visions. Jeżeli będziemy mieli dostarczyć naszą “przesyłkę” to omijanie najbardziej nastawionych na ryzyko miejsc będzie wskazane, mam rację “Motylek”? - Talony i kanistry, a i rachunek wystawie po powrocie na zużyte ponad to paliwo, bo na pewno będzie. - dopowiedział z uśmiechem Doberusk.
- Spotkamy się jeszcze w podziemnym garażu, tam zatankujecie auta i dostaniecie graty na drogę - Rzucił na odchodne Paolo.
Ruszyli więc do recepcji, znów w asyście ochrony z przodu i tyłu ich grupki. Tam odzyskali swoją broń, i nie pozostawało więc nic innego, jak udać się do maszyn, i wjechać do garażu pod hotelem…
Kenya nie wiedziała co dokładnie myśleć. A jeszcze dokładniej czuć. Coś na granicy podświadomości podszeptywało jej że cała ta sprawa mega mocno śmierdzi. No bo w końcu kim oni są, aby oddawać w ich ręce towar na jaki czai się ¾ Detroit? Być może przynętą. Dokładnie na takie coś pasują. Wbici w eleganckie centrum strefy Szulców pasujący w niej jak pięść do nosa. O ich pojawieniu się tu za chwile będzie pewnie huczeć całe miasto, i to za nimi rusza pewnie ci najbardziej pragnący powiększyć swój stan posiadania.
Gdyby ona była kimś kto chce użyć sztuczek godnych dymu i luster, to właśnie tak by zrobiła. A prawdziwy towar pchnęła z mniej rzucająca się w oczy bandą najemników.Ale to nie za myślenie , a przynajmniej nie takimi kategoriami mieli im płacić, o ile zapłacić będzie komu.
Cóż, praktycznie każda robota to spore ryzyko, a bez ryzyka nie ma życia. Trzeba tylko wiedzieć na jakie ryzyko można się porwać, a z jakim da sobie spokój. Wsunęła patyczek za ucho skinęła krótko pracodawcy głową i wyszła. Nie miała nic do powiedzenia, a przynajmniej nic co chciałaby powiedzieć na głos.
Carver był trochę zniesmaczony - częściowo postawą “Motylka”, ale on był w końcu pracodawcą i gospodarzem, więc miał prawo zachowywać się jak mu się tylko podoba. Nawet gdyby przywitał ich goły, wysmarowany galaretką owocową, Dziadek pewnie by nie mrugnął. Ale bardziej wkurzyła go Mild i Trevor - rozmowa z pracodawcą to nie jest dobry moment na wygłupy. Dziadek pokręcił tylko głową, odłożył swoją szklankę, chrząknął pożegnalnie “Motylkowi” i wyszedł. Nie będzie przecież robił sceny przed zleceniodawcą.


W podziemnym garażu

Pierwsze maszyn wjechały więc po chwili do podziemnego garażu pod budynkiem, kierowane w odpowiednie miejsce, przez kręcące się tam, oczywiście uzbrojone osoby. Podprowadzono ich do czegoś, co wyglądało jak prowizoryczna stacja paliw. W każdym bądź razie znaków ostrzegawczych było naprawdę dużo, a do tego i sporo beczek.


Był i jakiś brodaty typek, który najwyraźniej całym tym podziemnym burdelem zarządzał, ustawiał bowiem każdego po kątach, nie szczędząc i pojawiających się awanturników…
- Nie palić, nie ma być żadnego ognia, nie zgrywać głupa, nie wkurwiać ucha! - Warczał na prawo i lewo, szybko jednak dodał z wrednym uśmiechem:
- Bo polecimy wyyyyysoko, a wylądujemy u samego Molocha!.

- To co, kto pierwszy? - Dodał po chwili.
Ruda motocyklistka podjechała do brodacza zanim ktokolwiek inny zdążył. Nigdy nie jeździła powoli. Tym razem też widać było, że spieszyło się jej na szlak i nie miała zamiaru spędzać w Detro już ani minuty dłużej.
- Wychodzi, że ja. - rzuciła z uśmiechem podobnym do tego, który pojawił się na twarzy dziada, gdy wspominał o Molochu.
Podtoczono więc beczułkę, dziadyga zamontował na niej ręczną pompkę, po czym…
- No to machaj złotko - Wskazał jej ową cholerną pompkę. Nie mrugnął jednak przy tym ani na moment.
Mildred na tego typu tekst pomyślała tylko o jednym, cóż darmowe paliwo albo sciągnięcie sobie na łeb całej bandy Szulców… Perspektywa była kusząca, a mimo to wzięła się do roboty jak jej powiedzili, cicho pod nosem sarkając na brodatego dziada:
- Oj żebym ja Ci nie machnęła…
Drugi w kolejności był Doberusk który korzystając z chwili w której Mildred miała spędzić na bliskim i jakże intymnym zapoznaniu się z pompką zagadał do dziadka
- Ponoć macie dla nas i talony i zapasowe kanistry beny na drogę. Które to?
- Proszę do pełna milejdi. - powiedział Trevor podjeżdżając Hummerem niebezpiecznie blisko motocykla rudej. - Pomógłbym, ale widzę, że sobie radzisz. - zaśmiał się po czym wyszedł zza kółka. - Te, dziadzia, macie więcej takich pompek? - zapytał spoglądając na brodacza Dickson. - Trochę nam się spieszy…
- Jakbym potrzebowała pomocy to bym powiedziała.

Pojawienie się Hummera w podziemnym garażu wywołało małe poruszenie, wszak nie co dzień widzi się taki wóz (który bez problemu zmieścił się odnośnie sufitu), wywołało to również nietęgą minę na gębie brodatego.
- Mike, podkulaj kolejną beczkę… - Powiedział jakby z odrobiną rezygnacji w głosie do jednego ze swoich pomagierów.
- Spora beczka. - powiedział Trevor na widok ponad 200-litrowej beczki i chwycił za kolejną ręczną pompkę. - Zobaczymy ile da się z tego sprzętu wycisnąć. - powiedział otwierając klapkę wlewu, odkręcając kurek zabezpieczający i wkładając koniec węża do środka baku. - Ogólnie to powinieneś ty z Johnem pompować. - powiedział najemnik do snajpera. - Jednak na dobry początek kolejnej wspólnej roboty zrobię to za was. - zaśmiał się i zaczął pompować.
- Zachłanny się Joe zrobiłeś - Wszyscy usłyszeli znajomy głos Paolo, pojawiającego się wraz z panem Smithem w podziemiach. Mówił niby do “Doberuska”, ale dosyć głośno, by i reszta towarzystwa słyszała - Nalać do pełna, talony dać, zapasowe kanistry… to może ja od razu moich ludzi puszczę w cywilu, skoro nie umiecie sobie poradzić ze zorganizowaniem paliwa w trakcie drogi?
- Znasz mnie Paolo, co dacie to przyjmę, a czego nie będzie to skombinuję podczas drogi. - odpowiedział z uśmiechem klepiąc swojego Land Rovera po masce - Nie martw się, dostarczymy przesyłkę w jednym kawałku. Nie chciałbym fatygować Rodziny.
- Możemy dać po jednym talonie na maszynę plus jeden kanister… - Wzruszył ramionami “Motylek” - ...ale wtedy będziemy kwita za Appalachy? - Spojrzał na Joe wymownie.
- Joe, załatw mi kanister, pełny, bo z waszych nie skorzystam. Ja jadę się rozejrzeć. Trev, spotkamy się wszyscy tam gdzie rano. - Mildred wcięła się do rozmowy. Może i cały czas wyglądała jakby nie umiała usiedzieć na miejscu, ale rzecz była w tym żeby wszyscy zniknęli z oczu Detroidczyków i to jak najszybciej. Miejsce spotkania było ustawione tak żeby nareszcie można było wspólnie zaplanować trasę, w ciszy, spokoju i samotności, a co najważniejsze bez zbędnych par uszu.To było ich zadanie i oni mieli sobie z nim poradzić… dlatego też nikt nie musiał wiedzieć, którędy pojedzie karawana.
Jedyna w grupie motocyklistka ruszyła jak zwykle z piskiem opon, nie żegnając się i nie dziękując.
- Jeszcze kanister z beną dla naszego zwiadu który pomknął zapewne sprawdzić teren - powiedział Joe starszemu mężczyźnie - po czym zwrócił się do “Motylka” - Mam nadzieje, że nie będzie to sprawiać problemu?
Wjeżdżając do garażu, Dziadek był w paskudnym humorze – dowiedzieli się niewiele więcej niż na wczorajszej imprezie. No, ale w sumie to rozumiał. Wiedzieli tylko tyle, ile absolutnie musieli wiedzieć, żeby wykonać zadanie. Carver przez lata funkcjonował w ten sposób na Froncie, zwłaszcza, kiedy maszyny zaczęły porywać ludzi. Tyle, że wtedy miał nad i pod sobą ludzi, którym ufał, a nie jakiegoś pseudo makaroniarza… Ustawił się za Hummerem, zgasił silnik i wysiadł.
Czekający na swoją kolej “Dziadek” zauważył, że jeden z mechaników to gapi się na Dodga Challengera, to na samego Carvera… i w końcu z siebie wydusił:
- Klasyk, heh - W jego tonie wyraźnie można było usłyszeć uznanie odnośnie owej maszyny.
To trochę poprawiło Dziadkowi humor, ale niewiele, więc nie był wylewny.
- Pewnie, że klasyk… w życiu nie wsiadłbym, do żadnej z tych plastikowych, europejskich mydelniczek. Niestety, nie mieli na stanie białego – spojrzał na mechanika, chyba trochę za młodego, żeby załapać aluzję do „Znikającego Punktu”. Carver widział ten film – jakiś czas temu załapał się na seans w Vegas. Bardzo fajny, ale zakończenie gówniane, jego zdaniem – Mam świetny pomysł: jak będziesz ostrożny, to pozwolę ci go zatankować…
- A tu macie atlas drogowy, przedwojenny, i mam nadzieję, że do mnie wróci - Paolo wręczył Joe wspomnianą książeczkę - Zastanawiam się też przy okazji, gdzie ta pyskata na motorze właśnie wypruła, bo w sumie to wygląda tak, jakby właśnie nas na paliwo wzięła, wypięła się na robotę i nie pozostaje nic innego, jak w tej chwili wysłać za nią z pięciu ludzi żeby pozbyć się kłopotu? - “Motylek” wyszczerzył zęby, mówiąc niby pół żartem.
- To nasz zwiad, pewnie sprawdza drogę nim wyruszymy. Ne martwiłbym się o nią - odpowiedział handlarz gangsterowi.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-01-2015 o 02:38.
Dhratlach jest offline