Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2014, 04:19   #45
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie dla jedwabników i drzewa morwowe, nie były wielkim problemem, Rovan musiał jedynie wyznaczyć dla nich odpowiednie miejsce. Zdecydował się ustawić je niedaleko budynków gospodarczych, w pobliżu obozu nomadów. Ich pojawienie się w takiej liczbie w Aelienthe, oznaczało że oddawanie dzieci na naukę w Ferblówce wprowadzało pewne komplikacje. Dzieciaki musiały gdzieś mieszkać, a nie do końca pasowały do miasta wraz ze swymi opiekunami. Nie było więc sensu podwójnie komplikować życia, zmuszając wolne duchy do mieszkania w kamiennych budowlach. By tego uniknąć, zostało również wyznaczone niejako stałe obozowisko dla plemienia Lwów.


Tak więc miasteczko namiotów otaczało przyszłą przędzalnię i hodowlę. Z jednej strony pozornie łatwo było się tam dostać, z drugiej, nomadzi zwykle znali swoich lepiej, niż mieszkańcy miasta, które powstało nie tak dawno temu i ciągle się zmieniało, czasami z dnia na dzień. Szkoła powstała w porozumieniu z Alanem, wraz z pełnym wyposażeniem, mogła budzić zazdrość nie tylko w najbliższej okolicy. Chociaż niektórym mogłoby się zdawać że w Halruaa takie rzeczy zdawały się zbyteczne, to jednak każdy rozsądny mag dobrze wiedział że żadnej wojny nie da się wygrać samymi zaklęciami. Dobrze przygotowane wojsko na miejscu stanowiło trzon siły obronnej tej magokracji. Wstępny nabór do szkoły poszedł całkiem dobrze, ale w drugiej połowie miesiąca, miał nastąpić pełen odsiew wszystkich, którzy pochodzili z dalszych części Marchii lub nie wpadli w oko zwiadowcom.






17nasty Mirtula Po obiedzie


Badanie w sali audiencyjnej ciągnęło się i zajmowało cenny czas, ale było konieczne. Tak samo jak podkreślenie ostrzeżenia odnośnie warunków i przypomnienie wyzwoleńcom że mogą odejść ze służby czarownika. Wątpił że to zrobią, ale mogli nie być świadomi tego faktu. Kiedy wszyscy poza jego najbliższymi doradcami wyszli, pokiwał powoli głową.
- Będą z nimi kłopoty, ale lepiej tu, gdzie można ich kontrolować, niż gdzie indziej. - Rzucił spokojnie po odejściu wszystkich.
- Może przynajmniej na początku będą grzeczni. - Powiedział z uśmiechem Pentor, wpatrując się w gobelin na ścianie.
- Wierzysz w to? - Pytanie Tabithy było jak najbardziej rzeczowe.
- Nie, trzeba będzie ich od początku obserwować i mieć do nich ograniczone zaufanie, jak do żmij, z której wyciska się jad, zanim puści się ją wolno. - Kapłan wzruszył ramionami. - Nie zmienia to jednak, że na chwilę obecną zdają się wywiązywać ze swojej części umowy. Przekonamy się za jakiś czas, co jest grą pozorów, a co faktycznymi działaniami.


Rozmowę i dumanie nad ewentualnymi planami Thaiczyków przerwał jeden ze strażników.
- Powietrzne statki przybyły do miasta, trzy jednostki, tak jak donosiły raporty. - Przekazał Daren.
- Dziękuję, możesz odejść. - Rovan wraz z resztą ruszył na dach, magiczna winda poniosła całą trójkę, żeby oszczędzić wezyrce wchodzenia po schodach odpuścili sobie wchodzenie na wieżę. Do miasta zbliżały się trzy karaki płynąc majestatycznie w przestworzach. Z tego co doniosła Kitsune, były to statki wysłane przez kościół Mystry, pełne ludzi i sprzętu na rozkazy Ronii.
- Żona pełna niespodzianek i spróbuj tu jej podskoczyć. - Mruknął magowi na ucho Pentor.
- Jestem ciężarna a nie głucha. - Tabitha pogroziła mężowi palcem z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak, delikatnie rzecz ujmując. Przynajmniej przydadzą się do patrolowania, zwłaszcza nieba, jak i transport wojska gdyby zaszła potrzeba. Pytanie tylko, jakie kłopoty przewiduje matka przełożona, że oddelegowała tutaj trzy okręty z pełną obsadą. Można mieć tylko nadzieję, że okażą się zbyteczne i będą jedynie dobrym dodatkiem. - Wymruczał na wpół do siebie, po części do reszty mag.




17nasty Mirtula po obiedzie


Pojawienie się kapłana wraz z dzieciakiem, było co najmniej niespodziewane. Delikatnie rzecz ujmując. Ostatnio zdawało się że co chwila z zakątków przeszłości wyskakuje jakiś trup, a jeśli nie coś martwego, to jakaś jego latorośl lub prawdopodobnie latorośl. Retan wyglądał jakby faktycznie mógł być synem Rovana, te włosy i oczy, a swego czasu zdarzało mu się wiele nierozsądnych rzeczy. Zakładanie rodziny do całkiem niedawna było dla niego na jednym z ostatnich miejsc. Przyjrzał się dokładnie kapłanowi, który sprowadził do niego chłopca. Nie kojarzył go ze swojego pobytu w Zalazuu, nie miało to jednak większego znaczenia, spędził tam niedużo czasu jako Ogar, zaś sama kobieta jak twierdził mężczyzna, dopiero niedawno tam dotarła.
- Na pewno znajdzie się miejsce dla kogoś tak oddanego prawdzie i ostatniej woli zmarłej kobiety. - Na chwile obecną nie wnikał, czy faktycznie było to oddanie, czy raczej chęć zaskarbienia sobie zaufania. Miał czas ocenić to za jakiś czas. Zaczął kreślić szybką notkę, która nakazywała wypłacenie Dako dwóch i pół tysiąca złotych suwerenów. - Dziękuję również za przywiezienie rzeczy do niej należącej, proszę przekaż to Tanisowi, mojemu asystentowi. Przejrzę wszystko co pozostało po matce Retana. - Skinął głową kapłanowi i spojrzał na wszystko, co pozostało po kobiecie, szukając śladów magii i czegokolwiek, co pomogłoby pobudzić jego pamięć. Zazwyczaj nie korzystał z usług prostytutek, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.


Gdy kapłan wyszedł, przyjrzał się chłopcu ponownie, badając go zarówno zwykłym, jak i magicznym wzrokiem. Nie widział jednak nic nietypowego, poza nieco wystraszonym, kilkuletnim szkrabem. - Spokojnie, wkrótce dowiemy się na pewno. - Zwrócił się po części do chłopca, po części do siebie. Otworzył szkatułkę i przejrzał leżące w niej kosztowności, na końcu zaś książki. Gdy obejrzał wszystko, nalał sobie wina, a chłopcu soku do niewielkiej wyczarowanej czarki. - Pewnie jesteś spragniony, napij się. Muszę coś napisać i załatwić kilka rzeczy, ale zaraz sobie porozmawiamy i przejdziemy się do bawialni. - Skreślił kolejną notkę, tym razem do Sariona, z rozkazami odnośnie sprawdzenia kapłana, który przywiózł chłopca. Wszystko zdawało się być zgodne z prawdą, ale zdrowa dawka paranoi jeszcze mu do tej pory nie zaszkodziła. Wstał i przekazał notkę Delanowi, by ten dostarczył ją gdzie trzeba. Ciężko było o bardziej lojalnego człowieka, nie miał zamiaru nigdy tego robić, ale dzięki procesowi mineralizacji, był w stanie całkowicie kontrolować jego działania i ruchy. - Przekażcie też Tulii, żeby przed kolacją spotkała się ze mną, zdaje się że będzie komuś potrzebny nowy zestaw odzieży. - Gromadka podopiecznych zaczynała się rozrastać do przerażających rozmiarów.






17nasty Mirtula WIECZÓR


Rytuał pozostawiał niewiele złudzeń, miał jeszcze córkę. Na dodatek była w miejscu, które znał całkiem nieźle. Tyle że zdawało się, że była już całkiem spora, całkiem jakby była pamiątką z jego młodości. Wypadało jeszcze powiedzieć Ronii, że bliźniaki będą ich ostatnimi dziećmi. Niemalże przewrócił oczami, czekała go wyprawa i to jeszcze dzisiaj w nocy, a zdawało się że nie był już tak młody jak kiedyś. Czuł jednak powinność, zwłaszcza po tym, jak w ciągu dnia do miasta wrócił patrol z ojcem, który wykorzystywał własną córkę. Oczywiście czekała go kara zgodna z całą surowością prawa w tym temacie, jego, nie zaś nieświadomą czegokolwiek dziewczynkę.
- Spróbuję wrócić przed północą, dużo ich nie zostało, przyszykujcie sypialnię dla Belli. - Spróbował przywołać na twarz uśmiech. Chociaż średnio mu to wychodziło. Ruszył na dach i przywołał cienistego wierzchowca. Miał zamiar obrócić w tą i z powrotem jeszcze tego wieczora do klasztoru. Po chwili stał się kolejnym cieniem pośród nocy, gdy kopyta nierealnego konia zaczęły odbijać się od powietrza.



Nawet Chirokki, ostatnimi czasy zwykle siedzący na ramieniu Rovana, wolał się schować za pazuchę niż ryzykować bycie porwanym przez wiatr przy tej prędkości, mógłby nie nadążyć. Zaś cienisty wierzchowiec nie wykazywał nawet odrobiny zmęczenia. Nie minęło półtorej miarki świecy, kiedy teleportował się niedaleko bram Kwiatków Magii, nie wypadało lądować bezpośrednio na dziedzińcu, jeszcze ktoś nadgorliwy mógłby chcieć go strącić. Klasztor by jednak odrobinę za daleko, by nawet tak rączy wierzchowiec dowiózł go do domu z powrotem przed północą. Kiedy się przedstawił, nie zajęło długo nim zaprowadzono go do ksieni klasztoru.
- Trochę cię nie było, słyszałam że cię nieco uziemili w jednym miejscu, ale cóż sprowadza margrabię i jednego z ogarów w nasze skromne progi. - Matka przełożona wskazała Rovanomi krzesło, była już starsza, dobrze po pięćdziesiątce. - Gonisz kogoś, szukasz, a może ktoś ci depcze po piętach nicponiu?
- Przyjechałem po Bellę.Nie ścigam nikogo, skończyły się czasy ganiania na złamanie karku, ba, nawet postanowili mnie wciągnąć do rady. Jakbym nie miał dość kłopotów na głowie. - Tiran odpowiedział spokojnie, przy starej mateczce zawsze nieco się rozluźniał, aż żałował że nie ma czasu zatrzymać się na dłużej.
- Bella... Bella, hmm którą z nich? Mamy trzy, Bellę akolitkę, zielarkę i jedno z dzieci w naszym przyklasztornym sierocińcu. No i skoro nikogo nie ścigasz, to po co po nią przyjechałeś nicponiu, mów mi tu zaraz. - Twarz Serui zrobiła się spięta a oczy twarde jak stal. Wiedziała doskonale z kim rozmawia, a kiedy Rovan kogoś szukał, zwykle kończyło się to sądem dla nieszczęśnika.
- Spokojnie, przyjechałem po Bellę, Bellę Tiran. - Poczekał aż ta informacja wsiąknie odrobinę w uszy przełożonej. - Ma około dziesięciu lat, na imię ma Bella, wiem jak wygląda, dzisiaj się dowiedziałem, chcę ją zabrać zanim ktokolwiek spróbuje wykorzystać ją przeciwko mnie. Co z kolei oznaczałoby problemy dla niej, być może nawet śmierć. Co chyba zresztą ważniejsze, ustatkowałem się i czas na rodzinę, całą. Zdziwiłabyś jak się ostatnio rozrosła. - Margrabia od razu wyłuszczył całą sprawę, nie bawiąc się w żadne gierki. Cisza, która zapadła po jego słowach była dłuższa niż zwykle.
- Więc mówisz, że nasza mała Bella, to twoja córka? Musiałbyś mieć wtedy... No proszę proszę, znam cię nieco nicponiu, ale najpierw będę musiała to potwierdzić za pomocą magii. - Spojrzała wyczekująco na Rovana.
- Nie ma problemu , byłem na to przygotowany, o ile nie potrwa to zbyt długo, obiecałem żonie, ze przed północą postaram się być w domu. - Mag uśmiechnął się szeroko do kapłanki. Ta z kolei wstała i wyszła na chwilę za drzwi.
- Anai, mogłabyś obudzić i przyprowadzić tutaj młodą Bellę? - Rzuciła cicho do młodej dziewczyny pełniącej akurat dyżur.


- Skoro i tak czekamy, może masz kilku ludzi wartych polecenia, którzy lepiej sobie radzą z liczbami niż świętymi tekstami? Szukam księgowych i poborców, zwłaszcza tych drugich. Zaś z całkiem innej strony, uważaj na przesyłki z Lath, ostatnio sporo tam Pyłu Podróżnych z tego co słyszałem od mniej lub bardziej zaufanych źródeł. - Mag zagadnął kobietę, kiedy czekali na przyprowadzenie dziewczynki.
- Potrzebujesz gryzipiórków? Dobre sobie, tu ich nie znajdziesz, ale spróbuję ci załatwić nieco takich, którzy bardziej przejmują się tym, czy im się kolumny zgadzają, niż jaki miesiąc mamy. Tutaj nie miałabym z nich pożytku za wielkiego, zakładam że im rozsądnie zapłacisz. - Odparła Serui po chwili milczenia.
- Coś się da wymyślić. Stawka w miarę normalna dla fachowców, chcę ponownie uruchomić i doprowadzić do porządku system śluz na Matce Nath. - Dodał Tiran.








Rozmawiali jeszcze trochę, zanim do gabinetu wprowadzono dziewczynkę. Była nieco zaspana i zdenerwowana, mimo ciekawośći.
- Bello, musimy coś sprawdzić, od tego zależy twoja przyszłość. Potrzebuję od was obojga po 3 krople krwi. Nie patrz tak, nie chcę na razie rozbudzać twoich nadziei, więc później ci powiem o co chodziło. - Serui delikatnie, lecz pewnie wzięła rękę dziewczynki i nakłuła środkowy palec, to samo uczyniła z Rowanem. Następnie pozwoliła trzem kroplom skapnąć na brzegi niewielkiej patery. Odprawiła nad nią krótki rytuał i spojrzała najpierw na maga, następnie na Bellę.
- Gratuluję, zdaje się że właśnie znaleźliśmy twojego ojca dziecko. Poznaj Margrabiego Rovana Tiran. - Słowa kobiety wywołały na twarzy Belli szok, a po chwili dało się wyraźnie zobaczyć walkę między radością, a przerażeniem i odrazą.
- Hmm fakt, możliwe że obecna moja forma nieco może cię odstraszać. Teraz lepiej? Tak wyglądałem zanim zmieniły mnie eksperymenty przy węzłach, nie ma się czego bać, to nic strasznego. - Okrył się iluzją by przypominać prawdziwego siebie sprzed otrzymania daru węzłów jak sam to nazywał. - Obawiam się że nie mogę ci zostawić wiele wyboru, gdyby sytuacja była inna, mógłbym cię pytać o zdanie, czy wolisz zostać tutaj, czy może jechać ze mną i dołączyć do rodziny. Jednak na chwilę obecną, obawiam się że pozostawienie cię tutaj, mogłoby się skończyć twoim porwaniem, śmiercią lub czymś gorszym. - Nie był najlepszy w obchodzeniu się z dziećmi, zazwyczaj zajmował się ściganiem kogoś, a od w miarę niedawna, budową i zarządzaniem szeryfostwem. To wcale nie pomagało w kontakcie z dziećmi.
- Podobno moi rodzice nie żyją, więc jak możesz być jednym z nich? - Zapytała z niedowierzaniem dziewczynka, dla niej było to zbyt szczęśliwe, by mogło być prawdziwe.
- Tak nam się zdawało, twoja mama umarła przy połogu a nikt nie wiedział zupełnie nic na temat twojego taty. - Odparła przełożona.
- Możliwe, a nie zawsze jest podstawa, by szukać rodziców za pomocą magii, to zwykle dość kosztowne i żmudne poszukiwania. - Dodał Tiran. - Chociaż wolałbym, gdybym wiedział o tobie i innych wcześniej. - Powiedział w zamyśleniu ogar.
- Chciałabym się najpierw pożegnać z moimi przyjaciółkami jeśli to możliwe. - Dziewczynka skierowała się do przełożonej.



Krótko przed północą, cienisty wierzchowiec wylądował na dachu Kamiennej Łzy, co prawda zaalarmowali po drodze jeden z patroli, ale już wcześniej zostali uprzedzeni, że tej nocy sam margrabia będzie przemierzać nocne niebo. Tą noc Bella miała spędzić już w zamku.




Margrabia najpierw wziął gorącą kąpiel, zanim położył się przy żonie, był skonany. Na dodatek musiał jeszcze przemycić żonie wieści odnośnie ich przyszłego potomstwa, czy raczej jego braku poza bliźniakami. Ułożył się obok Ronii i pocałował ją w kark. Ciągle przyzwyczajał się do jej futerka i skrzydeł, tak samo, jak ona przyzwyczajał się do jego kamiennej skóry i plątaniny gałązek zamiast włosów.
- Misja zakończona sukcesem, wszystkie doczesne i przyszłe nasze latorośle są już w domu. Piątka naszych, dwoje w drodze, dwoje przysposobionych. Jutro poszukamy siostry Retana i będzie komplet, większą kohortą Mystra i Azuth w swej szczodrości postanowili nas nie obarczać. - Wyszeptał żonie do ucha, co jakiś czas przerywając by lekko przygryźć jej kark. Trochę zajęło mu uspokojenie kapłanki, kiedy dotarło do niej pełne znaczenie tego co powiedział, ale w końcu mu się udało, lub tak mu się przynajmniej zdawało.






18nasty Mirtula


Noc minęła szybko zarówno Pentorowi, jak i Rovanomi, obaj wstali jeszcze przed świtem. Czekał ich pracowity dzień z dala od Aelienthe. Najpierw wyjechali konno poza obszar działania węzłów, wierzchowce zostawiając w stajni przy portalu do Dolin. Dopiero potem Tiran przeniósł ich do Zalazuu. Jeśli dobrze wnioskował z opowieści kapłana, musieli się najpierw udać na tutejszy cmentarz i dokonać ekshumacji. Same formalności normalnie zajęłyby sporo czasu, na szczęście obecna pozycja Rovana i odrobina złota nieco przyśpieszyły cały proces. Nawet w Zalazuu, gdzie koteria urzędników próbowała się wywyższać ponad swoje umiejętności, tworząc sterty niepotrzebnych procedur było to możliwe.


Smród bijący od rozkładającego się ciała był nieznośny, ale nieco czarów iluzji, w które samemu chciało się wierzyć, odrobinę pomogły go zatuszować. Pentor zaś używając fiolki z krwią Retana i kawałka palca Amaltei, zaczął odprawiać rytuał, mający ustalić gdzie obecnie znajduje się Kokomo. Obu mężczyznom ukazała się gospoda Rybi Ogon, wyglądająca, jakby leżała w sporej wsi lub malutkim nadmorskim miasteczku. Byli gotowi na kolejny etap podróży.


Po teleportacji przywitała ich morska bryza i skrzek mew. W oddali na morzu można było dostrzec łodzie rybackie, najprawdopodobniej tym właśnie zajmowała się większość mieszkańców. Ich nagłe pojawienie się, przerwało leniwe przedpołudnie dla kilku bywalców karczmy. Rovan jak i Pentor ze swoimi zmianami może nie robiliby wrażenia w większych miastach, ale tutaj przykuwali spojrzenie, tak samo jak zbroja z łuski czerwonego smoka na kapłanie. Czarodziej podszedł do karczmarki stojącej za kontuarem.
- Witaj dobra kobieto, szukamy Kokomo. - Z dymu uformował głowę dziewczynki tak, jak widział ją w wizji, kiedy Pentor wieszczył gdzie się obecnie znajduje.
- Hmm a jest tutaj, kobiecina zostawiła ją tutej ze dwa tygodnie temu żeby wydobrzało biedaczysko, sama też nie najlepiej wyglądała. Z takim małym chłopcem jechała. - Odparła kobieta.
- Niestety, Almatei nie ma już z nami, przybyłem by się nią zaopiekować. - Kontynuował margrabia.
- Przykro mi to słyszeć. Pomaga mężowi w stajni, to dobrze że będzie się miał nią kto zaopiekować. Idę po kurę na rosół, zaprowadzę was. - Jak powiedziała, tak zrobiła, zaprowadziła ich na tyły gospody, wskazując stodołę, gdzie miał być mąż, sama zaś ruszyła w kierunku kurnika. Wkrótce wróciła z kurą i wprowadziła mężczyzn Zatrzymała się jednak na chwilę. Ze stodoły słychać było głosy.
- Nie bijcie panie gospodarzu juz będe posłuszna, - tak będziesz posłuszna zapamiętasz to na całe życie. - Najpierw dało się słyszeć głos dziecka, potem całkiem niski mężczyzny.


Zapomniana kura dała drapaka gdacząc jak opętana, kiedy dłoń karczmarki bezwładnie się rozluźniła, zobaczyła dokładnie to samo co Rovan i Pentor. Wóz, a obok nich stertę worków, na niej zaś gołą sześciolatkę nad którą stał równie goły karczmarz ze stojącym przyrodzeniem. Reakcja czarodzieja była niedyplomatyczna, wyćwiczona jeszcze z czasów, kiedy był ogarem magów. Zaklęcie sparaliżowało gospodarza, zanim ten zdążył się zorientować co się dzieje. Podszedł do dziewczynki i przykrył ją swoim płaszczem. - Kokomo, owiń się, jeśli masz jakieś swoje rzeczy, przynieś je i zabieramy cię stąd do Retana. Pentor, idź z nią, a ja załatwię sprawy tutaj. - Rovan pokręcił głową, kiedy kapłan wyprowadził dziewczynkę.
- Najpierw u mnie, teraz tu, czy to jakaś plaga? Rozumiem wyzwolenie i swobodę seksualną, wczesną inicjację, ale przymierzanie się do zgwałcenia malutkiej dziewczynki, która została powierzona tymczasowo waszej opiece? - W powietrzu rozległy się ciche słowa, a Rovan zaczął kreślić w powietrzu na przemian złote i srebrne runy. - Natychmiast wyruszysz do najbliższego przedstawiciela Halruaa na tych terenach i wyznasz im wszystko co zrobiłeś w ciągu ostatnich dwóch lat, zaczynając od dziś. Wszystko dokładnie zgodnie z prawdą, na koniec złożysz zaprzysiężone zeznanie. Wtedy twój geas wygaśnie. Kiedy tak się stanie, powtórzysz wszystko już bez magicznego przymusu. To będzie dla ciebie łagodniejsze rozwiązanie, jeśli zeznania nie będą się pokrywać, wyciągną z ciebie prawdę inaczej. Będę cię obserwował, a teraz ruszaj, zanim osądzę cię i skażę na miejscu, mimo że te tereny to nie moja jurysdykcja. - Runy jedna po drugiej zaczęły wnikać w ciało mężczyzny lekko przy nim trzepiąc przy okazji. Następnie wyszedł ze stodoły, zostawiając jeszcze sparaliżowanego mężczyznę i znieruchomiałą kobietę samym sobie. Zastanawiał się czy pozwoli mu wypełnić przymus, czy raczej będzie próbowała go zabić, zanim ten postawi chociażby krok. Zaczekał na przyjaciela i siostrę Retana na dole, gdy tylko oboje się zjawili, przeniósł ich z powrotem do Zalazuu, w pobliże cmentarza. Czekała go mało przyjemna rozmowa z przerażonym i zszokowanym dzieckiem, w której miał dodatkowo przekazać smutne wieści na temat jej matki.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 31-08-2014 o 14:38. Powód: Teleportacja do Kwiatków Magii
Plomiennoluski jest offline