Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2014, 15:18   #202
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
EPILOG-Khogir


Życie na Odklętej Polanie nie było złe i choć przyszłość była niepewna Khogir spędził wraz z garstką drużyny długie miesiące. Mimo dość przyjaznej atmosfery, wiedział, że kiedyś nastąpi dzień, gdy opuści swych towarzyszy. Na razie jednak trwał i zwyczajnie był ciekaw jak potoczą się jego dalsze losy.

Kiedy Kelvin przybierał zwierzęcą formę, przesiadywał samemu w jednej z odnowionych komnat i wpatrywał się w solidny żelazny topór, który znalazł przy sprzątaniu na Odklętej Polanie. Nie prezentował się pięknie, ale Khogir docenił w nim jego poręczność. Choć był zdecydowanie mniej zdobny, trochę przypominał mu jego dawny rodowy topór. Przesiadując tak próbował uporządkować myśli. Trochę się w tym życiu pogubił, ale wiedział jedno- miał zadanie do wykonania. Jego dobre imię- Khogir Waleczny wciąż w oczach innych krasnoludów było splamione i choć nie ciążyło to mu już tak bardzo, wiedział że kiedyś będzie musiał to naprawić.

Czas mijał mu na urządzeniu pomieszczeń, ścinaniu drwa na opał oraz nielicznych podróżach do Viseny. Czasem zaglądał do Bimpa z nadzieją, że wyczytał coś o historii tego miejsca. Wciąż bowiem intrygowały go ślady krasnoludzkiego rzemiosła widocznych na budynkach. Czasem, by nie wyjść z wprawy ćwiczył swe zdolności bojowe wraz z Kelvinem, choć im ten stawał się lepszy, zaczynał odczuwać pewne obawy o jego niepohamowany temperament i swoją głowę.

Zima była ciężka, lecz jak wszystko, w końcu minęła. Zasiane ziarna zaczęły wydawać plony, a Zed w tworzeniu bimbru przechodził samego siebie. Wreszcie Khogir z pomocą Kelvina i pochlipującym ze wzruszenia Zedem załadował wóz pełnymi beczkami i wraz z mułem Kacprem wyruszył na trakt z pierwszą tak dużą dostawą do Futenbergu.

Nim jednak dotarł do celu skierował się w stronę groty, w której umarł Melis. Stanął z mułem przy wejściu i w ciszy smakował lekko słony zapach morskiego powietrza. Wyjął coś z kieszeni i podszedł z tym do Kacpra.

- Mlaskaj Kacper- Khogir otworzył swą dużą, jak bochen dłoń i przytknął pod nos zwierzaka trochę fasoli.

Kacper zajadał się smakowicie.

- To tutaj zginął ten jargh, wiesz? – mówił niby do zwierzęcia, ale tak naprawdę mówił do siebie.

- Możliwe, że uratował nas wszystkich- odtrącił łeb muła, dobierającego mu się do kieszeni - tylko nie siebie.

Umilkł na chwilę.

- Ze mnie też kawał jargh. Nie tak wielki jak on, ale… zawsze to kawał jargh… - jeszcze raz sięgnął do kieszeni, a Kacper łakomie spojrzał na kolejna porcję jedzenia. Nie trudno było się domyśleć, że dla niego świat zamykał się w tej chwili tylko wokół białych ziarenek fasoli, a wyznania krasnoluda miał mniej więcej tam, gdzie ta fasola niedługo powędruje.

- Ha! Smakuje co?- poklepał zwierzę po grzbiecie, dał mu jeszcze jeść i postał jeszcze chwilę wpatrując się w wejście do jaskini. Stało wciąż niezasypane. Lecz Khogir nie uważał by to był jego problem.

– Chodźmy, jakoś zbrzydło mi to morskie powietrze. – spojrzał z wyrzutem na Kacpra, lecz ten wyglądał na szczęśliwego.
Khogir wgramolił się po dorobionych schodkach na wóz i chwytając lejce w dłoń wyruszył do Futenbergu.

- Ha! W drogę Kacper! Przed nami długa droga.



Pola, lasy i niewielkie bagna mijały jedne, po drugich. Szlak czasem skrapiał deszcz, czasem oświetlały promienie słońca. Dwa gołębie w klatce, które Khogir zabrał by za ich pomocą móc zbierać następne zamówienia gruchotały cicho, a koła od wozu skrzypiały rytmicznie. W tle śpiewało ptactwo, aż do czasu gdy za śpiew wziął się Khogir.
- Biojlibjolidiidadiidadiidaaa!

Futenberg wreszcie zamajaczył na horyzoncie.


KONIEC
 
Rewik jest offline