Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-08-2014, 10:18   #201
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Hymn i Requiem dla dzielnej drużyny!

EPILOG - MELIS SUNPRISM

Odklęta polana, najwyższe piętro Wieży.
Krótko po wschodzie słońca.


- Azaliż rozważyłeś konsekwencyję swojego postanowienia?
Słodkie i uwodzicielskie słowa wypowiedział lśniący od mocy przybysz, uśmiechnięta wesoło dziewczyna. Czy raczej jej duch, skrzący od magii i radości, tak dziwnej w obecnym stanie.


Było to tak nienaturalne w nienaturalności, że musiało być prawdziwe. Tyle że nie było.
- Rozważyłem, Osnakasie Azurhandzie. Odpowiedź nadal brzmi "Nie".
Transparentna, duchowa postać rozmyła się i scaliła ponownie, ukazując się tym razem jako krzepki starzec w szacie maga.


Melis Sunprism nie był zdziwiony ani zaskoczony. W ciągu ostatniego miesiąca Osnakas wielokrotnie - i nieraz podstępem - próbował nakłonić niedawno zmarłego mystryka do opuszczenia Przeklętej polany, teraz nazwaną "Odklętą Polaną" i udania się wraz z nim do domeny Pani Splotu, wraz z innymi duszami wyznawców. Ku jego rozpaczy, gdy spotkali się po raz pierwszy na Planie Letargu, gdzie dusze oczekiwały na wysłanników swoich patronackich bóstw, Melis stanowczo oznajmił, że chce jeszcze przez jakiś czas doglądać przyjaciół.
Od tamtej pory Osnakas Azurhand, Wysłannik Mystry i Przewodnik Dusz Czarodziejów kilkakrotnie już przybywał po niego, jednak za każdym razem Melis mówił "Jeszcze nie teraz".
- Nie? - Starzec uniósł brwi.
- Jeszcze nie teraz. Oni są... nie wiem jak to wyrazić. Nie po to ratowałem im życie, by teraz pozwolić im je zmarnować. Spójrz Osnakasie, w nich tkwi niewiarygodny potencjał, jednak bez właściwego przewodnictwa... - Mystryk spuścił wzrok, pamiętając zwłoki towarzyszy broni, którzy zginęli bynajmniej nie w walce z wilkołakami. - To też była moja wina. Starałem się rozstrzygnąć spór druidów, a nie dostrzegłem morderczyni...

Wspomnienie o Edgarze i Eiliff
Druid z ciekawością przyglądał się rozwojowi sytuacji. Jeżeli dziewczyna nie wróci, właściwe sama wskaże siebie jako winną.
-Chyba nie myśli Pan, że przez takiego aroganckiego chłystka przerwę misję? A może wtedy to on zająłby się leczeniem? Nigdy w życiu! - zielarka odkrzyknęła nawet nie odwracając się.
- Chłystek… - Edgar pokręcił głową. - To staje się żenujące. Przysięgaj, albo kończ z tym.


Duch starego maga tymczasem gapił się z niedowierzaniem na Zeda oddającego wysokoprocentowy mocz do donicy z niedawno zakwitłym Drakusem, bezcennym krzewem o mięsistych liściach i owocach pełnych soku, który w alchemicznych recepturach zastępował z powodzeniem smoczą krew.
- Tak, on też ma potencjał. Zdziwiłbyś się - Melis wspomniał swoje pierwsze spotkanie ze starcem-pijusem, i jego lekcję odnoszącą się do sądzenia po pozorach.

Wspomnienie o Zedzie

- A ty panie mnich, jednak coś wiesz o leczeniu pijaństwa, tylko kto kogo leczył? - Niespiesznie obszedł Mellisa dookoła. - A powiedz mi jak będziesz walczył bez tego? - To mówiąc wyciągnął przed siebie rękę z leżąca na niej Gwiazdą Mystry. Głupkowaty wyraz twarzy na chwilę zniknął, a w oczach błysnęła stal. - Nie pokazali ci jak naprawdę wygląda życie i walka, nie nauczyli podejrzewać towarzysza podróży. Nie miej do mnie żalu o tę twoją zabawkę, chciałem pokazać, że choćbyś nie wiem jak dobrze robił kijem i gwiazdkami, to nie zawsze wystarczy. Za dobry i uczciwy będziesz, ot co, no i lubisz oceniać ludzi po wyglądzie...
- Bogini uczy pokory na wiele sposobów - Melis spojrzał na Zeda zupełnie inaczej teraz, odbierając gwiazdę i wkładając do bandolieru - także i tę naukę przyjmę od Ciebie Zedzie, dziękuję. Ale i tak uważam że najlepszym lekarstwem na pijaństwo jest kij…


Stary wysłannik westchnął - Muszę już zakończyć, drogi Melisie. nasze spotkanie. Wiedz jednakże, że nie będę Cię już tak często odwiedzał, gdyż insze obowiązki na mnie ciążą. Koniec nadchodzi i po innych naszej Pani czcicieli wiernych, a nas - wysłanników do Kelevmora domeny Pani mianowała garstkę ledwie. Nie trap się jednak, młody magu, w połowie marpenotha każdego roku, w dzień wstapienia naszej Pani, przybędę, zaś ty dnia pewnego zgodzisz się za mną podążyć - nie była to prośba, raczej stwierdzenie. Błysnęła eteryczna magia zaświatów i duch Azurhanda zniknął.



Kilka godzin później, Ławka pod dworem na Odklętej Polanie

Wbrew obiegowym opiniom, nie wszystkim duchom słoneczny blask szkodził. Melis co prawda nie mógł być w słońcu widziany, jednak spacery po budzącej się do życia po wieloletnim uśpieniu polanie sprawiały mu przyjemność i czasem wręcz zapominał, jak bardzo jest martwy. Przynajmniej dopóki nie zauważał że powinien czuć zapach trawy i muśnięcia słońca na skórze...


Teraz leżał sobie na wygodnym siedzisku, rozwalony tuż obok Khogira i Binkerbauma, tego pierwszego z fajką, drugiego zaś ze słomką w zębach. Zmęczeni pracą przy doprowadzaniu do porządku kolejnego z wielu pomieszczeń w opuszczonych od dawna zabudowaniach. Nie widzieli go, ale to było nieistotne. Miło było leżeć obok towarzyszy broni i cieszyć się ciepłym południowym słońcem.

Wspomnienie o Khogirze i Bimbku

- Binkerbaum! - krzyknął i zaraz umilkł, gdyż olbrzym znów zaatakował. Krasnolud zbił cios toporem, niestety nie ranił go przy tym zbyt dotkliwie. Wyprowadził dwa szybkie ciosy, lecz żaden nie trafił celu. W akcie desperacji ponownie zawołał gnoma:
- Binkerbaum! Wracaj do chkghm!…-nie zdążył dokończyć. Olbrzym kopnął krasnoluda w brzuch. Ten przekręcił się w powietrzu i upadł na bok kilka metrów dalej. Z trudem łapał oddech, a w jego oczach pojawił się strach.
-Teraz to Binkerbaum, a pzedtem salony gnom co do nicego się nie nadaje - Briumbusz znów biegł spowrotem, zastanawiając się czemu “dziewcynka” nie biegła za nim i którego czaru użyć, a czuł że magicznej energii wystarczy mu tylko na jedno potężniejsze zaklęcie.(...)
- Samknąć oczy! - i chwilkę później fala wielobarwnych kul spłynęła na giganta.


Kelvin podszedł do nich cicho i niespodziewanie, co czasem było przerażające - mimo iż do pełni było daleko. Rzucił na ziemię głuszca i trzy króliki i położył się milcząc obok nich. Młodzik przebył daleką drogę od struchlałego ze strachu gówniarza do młodego mężczyzny, który pokonał wilkołaka, samemu stając się jednym z nich. Tu, na Odklętej Polanie nikt go nie osądzał, mógł żyć - tyle że raz w miesiącu zamykali przed nim drzwi.

Wspomnienie o Kelvinie
-Jak już zarobiłem taką ranę to chcę się w końcu na coś przydać - warknął zły Kelvin, gdy już się uspokoił i doszedł do niego sens wymiany zdań między innymi - Uleczcie mój bark na tyle bym mógł słać strzały, a ja już im się podwójnie odpłacę, pięknym za nadobne. Chcę się do czegoś przydać, a łukiem wam nie poszkodzę. A jakby… jakbym czuł, że dzieje się coś złego, to… to przegryzę swój język. To jak? Chyba do chaosu przyda się coś więcej niż same zaklęcia?


- Ciekawe, co u Yarkissa i reszty - zainteresował się Khogir, ale Kelvin nie odpowiedział, a Bimp nie zwrócił uwagi - czapka opadła mu na oczy... i chyba zasnął. Nawet zaczął cichutko pochrapywać. Krasnolud nie przejął się tym zbytnio, wypuścił za to kolejne zgrabne kółko dymu w powietrze, ciesząc się jego kształtem i zapachem wybornego tytoniu, który znalazł niedawno w szufladzie biurka byłego właściciela wieży. Melis natomiast uśmiechnął się do siebie i pomyślał, że rzeczywiście warto by zajrzeć do pozostałych.



Chwilę później - Laboratorium vel. Bimbrownia

- H..hej Me-l-ffisss - Zed najwyraźniej już opróżnił pęcherz i dopilnował, by wczorajsze wyroby na skutek braku klientów w jakikolwiek sposób się zmarnowały. On był w stanie dostrzec mystryka zawsze i wszędzie, czasami nawet gdy go tam nie było. Nie wiadomo dlaczego i jak. Możliwe, że budziły się u niego talenty zaklinacza, pomyślał Melis, przechodząc obok niego i chwilę później dodał już cicho szepcząc - Niech nas Najmagiczniejsza Panienka broni! Zed z czarami! Już łatwiej o katastrofę być nie może!
Podszedł do czarnego, obsydianowego lustra w zdobionej ramie, na stałe przymocowanego do ściany i wypowiedział słowa aktywacji.


Po śmierci wiele spraw stało się dla niego jasne, i choć nie mógł wielu z nich zdradzić przyjaciołom, sam z wiedzy owej korzystał bez skrupułów. Ot, tak jak teraz, gdy uruchomił lustro wcześniej ukryte przed prostym czarem wykrycia magii. A on wiedział do czego jest zdolne i znał hasło.
A magiczne zwierciadło pokazało mu to, czego chciał.

Cytat:



PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA

Audrey siedziała na ławce, ciesząc się - podobnie jak mieszkańcy Odklętej Polany - ciepłem południowego słońca. Melis powiedziałby że wypiękniała - smutek po ciężkiej wyprawie odbił się na jej twarzy, lecz uczynił ją tylko mniej dziewczęcą a bardziej kobiecą. Widać było, że niejeden przechodzący obok viseńczyk ogląda się na odpoczywającą kapłankę, jednak ona ignorowała to.

Wspomnienie o Audrey
- (...) Każdy z nas nosi ciężar jego śmierci. Ja również uczyniłam coś wbrew swoim przekonaniom. Siedzi to głęboko w moim sercu, ale muszę z tym walczyć, bo mamy ważne zadanie do wykonania. Chciałabym, abyś ty również znalazł w sobie siłę i wyciszył swą duszę.
- Moja dusza płonie ze wstydu i nie wiem co zrobić by to ugasić. Choćbym nie wiem ile istnień ocalił, Delamros zawsze będzie blizną, która naznaczyła mnie złem. Ale muszę, MUSZĘ postarać się chociaż odpokutować to co zrobiłem. Nawet mam okazję. Pobłogosław Mi kapłanko, bym w naszej wyprawie znalazł odkupienie.
Audrey położyła dłoń na ramieniu kapłana.
- Widać, że chcesz i starasz się odpokutować ten uczynek. Jesteś dobrym człowiekiem Melisie, wierzę, że zarówno Mystra, jak i Ilmater widzą twoje czyste serce. Niechaj i On w swej łasce pomoże ci odnaleźć spokój ducha. Ja również będę każdego dnia ponawiać prośbę o przebaczenie twych czynów.


Yarkiss podszedł do niej cicho i rzekł.
- Wciąż martwi mnie Zed, który dostał się do wieży Maga. Mam wrażenie że ściągnie na siebie i nas nieszczęście!
Kapłanka tylko uśmiechnęła się. W końcu co może być gorszego od tego co przeżyła? Yarkiss, którego mystryk zapamiętał jako czarnowidza i zawziętego obrońcę wszystkiego, co viseńskie nie zmienił się ani na jotę.

Wspomnienie o Yarkissie
- Gówno mnie obchodzi co zamierzasz -warknął Yarkiss (...)
- Chędożeni dyplomaci się znaleźli - skomentował całą tą farsę z kałamarzami i oparł się o drzewo. Jak każdy Viseńczyk, Yarkiss znał sto prostszych sposobów na rozwiązanie podobnych spraw. Choćby powieszenie druida na pobliskim drzewie, ale rzecz jasna kapłan jak zwykle lubił komplikować życie. Widać w klasztorze nie nauczyli go, że z wariatami i kłamcami do rozmów się nie siada.

Audrey, pomyślał Melis, prowadź ich, bo zbłądzą w kierunku zła. Zwłaszcza łowcy trzeba przewodnika, bo siedzi już w jednej kieszeni piekielnych łowców dusz, mrok w jego sercu był wyraźny, ale chłopak nie był jeszcze stracony.
Wypadałoby mu przypomnieć o pewnym młodym, głupim kapłanie z którym wyruszył kiedyś na wyprawę. Włożył dłoń do lustra, które lekko zafalowało...

Cytat:

Wrzeciono Splotu kręci się,
Obrazie fałszywy - utkam cię

Z ręki Melisa wystrzeliły dwa żurawie, które zaczęły unosić się nad osadą. Szkoda, że nie krzyczą, pomyślał kapłan i od razu się uśmiechnął przypominając analogiczną sytuację, gdy walczyli na polanie. Odruchowo wymruczał kolejne zaklęcie... Dźwięk głośny z ciszy ucho usłyszy!

ZedoZew!
ZedoZew!
ZedoZew!

Oczy Yarkissa i Audrey otworzyły się gwałtownie i ze zdziwieniem spojrzały na dwa żurawie unoszące się nad ich głowami. To nie mogła być prawda!
Melis zaś uśmiechnął się i zgasił zwierciadło. Zdjął z widmowej szyji widmowy symbol swojej bogini i zaczął przesuwać widmowe gwiazdki-paciorki w cichej modlitwie. Za Khogira Wygnańca, nieustraszonego palacza fajki, zabójcy wiedźm. Za Zeda, pijanego spryciarza o wielu talentach i niespodziankach. Za Kelvina, który na wyprawie stał się mężczyzną i zwierzęciem jednocześnie i chyba sam nie wiedział czy to dobrze, czy źle. I Brimbusza Binkerbauma, który rozum stracił wraz z pamięcią, jednak los pozwolił zachować mu magię i serce.
Modlił się za Yarkissa, dzielnego łowcę i prawdziwego viseńczyka bez którego przywództwa wyprawa nie udałaby się z pewnością. Za Audrey, która mimo młodości i niewinności serca ruszyła w niebezpieczną dzicz by pomóc wilkołakom, co okazało się niemożliwe. Za Solmyra, którego nie poznał, gdyż rozum lub serce kazało mu zawrócić do osady gdy pojawiły się trudności.
Najmocniej modlił się jednak za tych co odeszli - Delamros zginął przez niego, i mimo, że spotkał się z nim w Zaświatach i otrzymał wybaczenie, wciąż czuł się trochę winny. Modlił się za Edgara, który dzielnie wspierał wyprawę niemal do samego końca, by zginąć z rąk zdradzieckiej zielarki. Za Eilif też Melis się modlił, mimo iż wiedział, że jej już nic nie pomoże. Spotkał ją na Planie Letargu, gdzie dała się zaciągnąć w diabelską służbę. Zapewne czeka ją unicestwienie, jak każdego bezimiennego lemura w niekończącej się Wojnie Krwi, ale znając jej bezwzględność - kto wie, czy za wiele, wiele lat nie stanie się wyższym diabłem? Tu akurat Melis modlił się, by tak się nie stało.

Zdrowaś Mystro, Magiiś pełna, Moc z Tobą
Najznamienitsza-tyś pomiędzy Planami,
a błogosławion owoc rąk Twoich - Splot.
Święta Magio, Moco Boża,
Skup się nad obdarzonymi
Teraz i godzinę śmierci naszej.

KONIEC
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 01-09-2014 o 00:48. Powód: Dodanie smaku melisy. I pieprzu. I ogólnie dopieszczanie finalnego posta, który winien być wyjątkowy.
TomaszJ jest offline  
Stary 31-08-2014, 15:18   #202
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
EPILOG-Khogir


Życie na Odklętej Polanie nie było złe i choć przyszłość była niepewna Khogir spędził wraz z garstką drużyny długie miesiące. Mimo dość przyjaznej atmosfery, wiedział, że kiedyś nastąpi dzień, gdy opuści swych towarzyszy. Na razie jednak trwał i zwyczajnie był ciekaw jak potoczą się jego dalsze losy.

Kiedy Kelvin przybierał zwierzęcą formę, przesiadywał samemu w jednej z odnowionych komnat i wpatrywał się w solidny żelazny topór, który znalazł przy sprzątaniu na Odklętej Polanie. Nie prezentował się pięknie, ale Khogir docenił w nim jego poręczność. Choć był zdecydowanie mniej zdobny, trochę przypominał mu jego dawny rodowy topór. Przesiadując tak próbował uporządkować myśli. Trochę się w tym życiu pogubił, ale wiedział jedno- miał zadanie do wykonania. Jego dobre imię- Khogir Waleczny wciąż w oczach innych krasnoludów było splamione i choć nie ciążyło to mu już tak bardzo, wiedział że kiedyś będzie musiał to naprawić.

Czas mijał mu na urządzeniu pomieszczeń, ścinaniu drwa na opał oraz nielicznych podróżach do Viseny. Czasem zaglądał do Bimpa z nadzieją, że wyczytał coś o historii tego miejsca. Wciąż bowiem intrygowały go ślady krasnoludzkiego rzemiosła widocznych na budynkach. Czasem, by nie wyjść z wprawy ćwiczył swe zdolności bojowe wraz z Kelvinem, choć im ten stawał się lepszy, zaczynał odczuwać pewne obawy o jego niepohamowany temperament i swoją głowę.

Zima była ciężka, lecz jak wszystko, w końcu minęła. Zasiane ziarna zaczęły wydawać plony, a Zed w tworzeniu bimbru przechodził samego siebie. Wreszcie Khogir z pomocą Kelvina i pochlipującym ze wzruszenia Zedem załadował wóz pełnymi beczkami i wraz z mułem Kacprem wyruszył na trakt z pierwszą tak dużą dostawą do Futenbergu.

Nim jednak dotarł do celu skierował się w stronę groty, w której umarł Melis. Stanął z mułem przy wejściu i w ciszy smakował lekko słony zapach morskiego powietrza. Wyjął coś z kieszeni i podszedł z tym do Kacpra.

- Mlaskaj Kacper- Khogir otworzył swą dużą, jak bochen dłoń i przytknął pod nos zwierzaka trochę fasoli.

Kacper zajadał się smakowicie.

- To tutaj zginął ten jargh, wiesz? – mówił niby do zwierzęcia, ale tak naprawdę mówił do siebie.

- Możliwe, że uratował nas wszystkich- odtrącił łeb muła, dobierającego mu się do kieszeni - tylko nie siebie.

Umilkł na chwilę.

- Ze mnie też kawał jargh. Nie tak wielki jak on, ale… zawsze to kawał jargh… - jeszcze raz sięgnął do kieszeni, a Kacper łakomie spojrzał na kolejna porcję jedzenia. Nie trudno było się domyśleć, że dla niego świat zamykał się w tej chwili tylko wokół białych ziarenek fasoli, a wyznania krasnoluda miał mniej więcej tam, gdzie ta fasola niedługo powędruje.

- Ha! Smakuje co?- poklepał zwierzę po grzbiecie, dał mu jeszcze jeść i postał jeszcze chwilę wpatrując się w wejście do jaskini. Stało wciąż niezasypane. Lecz Khogir nie uważał by to był jego problem.

– Chodźmy, jakoś zbrzydło mi to morskie powietrze. – spojrzał z wyrzutem na Kacpra, lecz ten wyglądał na szczęśliwego.
Khogir wgramolił się po dorobionych schodkach na wóz i chwytając lejce w dłoń wyruszył do Futenbergu.

- Ha! W drogę Kacper! Przed nami długa droga.



Pola, lasy i niewielkie bagna mijały jedne, po drugich. Szlak czasem skrapiał deszcz, czasem oświetlały promienie słońca. Dwa gołębie w klatce, które Khogir zabrał by za ich pomocą móc zbierać następne zamówienia gruchotały cicho, a koła od wozu skrzypiały rytmicznie. W tle śpiewało ptactwo, aż do czasu gdy za śpiew wziął się Khogir.
- Biojlibjolidiidadiidadiidaaa!

Futenberg wreszcie zamajaczył na horyzoncie.


KONIEC
 
Rewik jest offline  
Stary 08-09-2014, 17:44   #203
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Po wielu staraniach bimbrownia powoli zaczynała przypominać tą wyśnioną. Zed dwoił się i troił przy aparaturze destylując coraz to lepsze trunki.
Mówisz Melisie, że należałoby jeszcze raz to przepuścić? Przecież jest dobre – spróbujesz? -A, faktycznie, ty nie możesz... To ja jeszcze raz ocenię... Dooobre... Nooo i naaa cccooo ci było tak się pooooświęcać?
Duch Melisa, który dopiero w tej chwili pojawił się obok Zeda z uśmiechem kiwał tylko głową.
Zed, który zawsze wyczuwał obecność kapłana ( choć niektórzy złośliwie sugerowali, że nawet tam, gdzie go nie było) i tym razem bezbłędnie odgadł jego obecność.
-Witaj Melis, dobrze, że jesteś, właśnie z tobą rozmawiam. - Nie przejął się zbytnio oczywistym paradoksem, jakim była obecność kapłana w więcej jak jednej osobie. Prawdę mówiąc dość często widział go podwójnie.- To próbujesz w końcu, czy nie? - Nie doczekawszy się odpowiedzi podstawił pod kapiący bimber większe naczynie, skinął głową kapłanowi na pożegnanie i wyszedł.

Drugim zajęciem, któremu oddawał się z wielkim zaangażowaniem były próby wykonania podkopu do skrytki z kosztownościami zbieranymi przez tą małą cholerę – Bimbruszowego smoka.
Niezjedzone posiłki dostarczane przez płaszcz, psuły się i strasznie śmierdziały, czasem nawet jeszcze w kieszeniach. Widok, a jeszcze bardziej zapach marnującego się jedzenia, drażnił pozostałych i Zed chcąc nie chcąc zaczął się zdrowo i systematycznie odżywiać. Zaowocowało to poprawą jego wyglądu i kondycji. Nie dał się tylko przekonać do jedzenia na czczo. Zawsze, zanim rankiem sięgnął po śniadanie, miał żołądek (dla lepszego trawienia) rozbudzony solidną dawką alkoholu.
Nadmiar sił przeznaczał na kopanie. Najbliższa okolica piwnic zryta była, jakby mieszkało tam stado kretów olbrzymów. Oczywiście te heroiczne wysiłki nie były powodowane przyziemną chęcią posiadania a jedynie ocalenia od zapomnienia bezcennych dowodów kunsztu elfich rzemieślników. Wszystkim opowiadał, że wykona dla nich w wieży gablotę, gdzie będą cieszyć oczy oglądających. Nie dodał tylko, że ta gablota byłaby w jego części wieży i byłby właściwie jedynym oglądającym.

Czas wolny spędzał pijąc z przyjaciółmi (to znaczy, głównie on pił, a przyjaciele po prostu byli obok). W takich chwilach myślał, że właściwie mógłby w ten sposób dożyć końca swoich dni. Radość w rozpierała jego serce tak, że po prostu musiała znaleźć jakieś ujście. Nad polaną często rozchodziły się rzewne melodie.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 12-09-2014, 00:18   #204
 
Eillif's Avatar
 
Reputacja: 1 Eillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znanyEillif wkrótce będzie znany
"Doprawdy, żądza zaspokojenia naukowej ciekawości powinna mieć jakieś granice...”
~Dorota Terakowska


Głupcy!

Nie rozumieją. Boją się.
Wolą stać w miejscu. Nie chcą działać.
Jak wytłumaczyć im, że aby coś osiągnąć trzeba działać?
Nie zawsze uczciwie. Nie zawsze prawidłowo.
Za to zdecydowanie.

Być może już za późno. Ja mojego dzieła nie dokończę. A mógł to być przełom.
Jednak pokonał ich strach. Taak, bali się. Bali się moich umiejętności.
Mogłam więcej. Wiedzieli o tym.
Nie byłam chora. Byłam utalentowana.

Teraz za późno.
Chyba, że...
Znajdzie się ktoś...
Ktoś kto znajdzie mój dziennik i skończy to, co ja zaczęłam.
Dla dobra wszystkich.
Oni jeszcze nie wiedzą, że tego potrzebują.

Thorbrandzie, czy mogę na ciebie liczyć ostatni raz?
Nie, nie męcz już tych ignorantów.
Nie znali całej prawdy. To dlatego mi to zrobili.
Gdyby tylko wiedzieli, na co mnie stać...
Prosiliby mnie jeszcze o kontynuowanie doświadczeń.

A teraz leć i znajdź godnego następcę!
 
Eillif jest offline  
Stary 12-09-2014, 10:45   #205
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
Jeszcze jedna rzecz nie dawała Zedowi spokoju.
Mimo, że zwykle nie oddalał się z polany, pewnego dnia udał się na miejsce gdzie się rozstali z resztą drużyny, Sam dokładnie nie wiedział po co tam idzie, ale coś go do tego zmuszało. Może było to poczucie winy? Może gdyby nie pojechał z medalionem sprawy potoczyłyby się inaczej?
Na pewno, tylko jak?
Trochę dręczył go fakt, że nie pochowali ciała Eillif, ale z pewnym zadowoleniem i ulgą zauważył, że Yarkiss z pozostałymi zrobili to za niego. Było to trochę dziwne, bowiem kości Edgara walały się po całej okolicy. Pomyślał, że Yarkissa w końcu też ruszyło sumienie.
Już miał odejść, ale jego wzrok padł na znajomą torbę podróżną leżącą w krzakach. Podniósł ją, a z wnętrza wydobył dziennik Eillif. Długo obracał go w dłoniach aż w końcu usiadł na trawie, otworzył go i zaczął czytać. Wysoko nad nim krążył Thorbrand...
Robiło się już szaro, kiedy wstał, niezbyt przytomnym spojrzeniem omiótł okolicę, spojrzał w górę na Thorbranda, po czym wyrwał jedną ze stron i podreptał w krzaki.
 
Paszczakor jest offline  
Stary 12-09-2014, 22:59   #206
 
Aramin's Avatar
 
Reputacja: 1 Aramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie cośAramin ma w sobie coś
EPILOG - KELVIN
Kelvin siedział na jakimś rozwalonym pniaku i z nieodgadnionym obliczem rozmyślał, żując zioła, które zawsze nosił przy sobie. Zed wyglądał na wystraszonego, po chwili w zamglonych oczach pojawiło się jednak zrozumienie - młodzieniec nie patrzył na niego, ale spoglądał w przeszłość.

Cytat:
Uderzyło go jednak to, że członkowie dzielnej eskapady w zasadzie wyglądali, jakby sami byli prawie tak zagubieni jak wioskowa młodzież, a on szczerze mówiąc spodziewał się chyba czegoś innego. Sądził chyba, że będą tak dumni, sprytni i elokwentni jak bohaterowie ballad, a tu okazało się, że baśnie przyćmiewały rzeczywistość. "Ech, pora dorosnąć i spojrzeć w oczy rzeczywistości" - pomyślał smętnie ważąc swoje losy i rozglądając się z niemałą tremą po pozostałych, zwłaszcza zatrzymując się na obliczach tych z Zewnętrznej Osady. Czuł, że chyba nie zbierze w sobie krztyny odwagi potrzebnej do zadeklarowania swojego uczestnictwa, ale wtedy pomyślał o swoim przyjacielu, najmłodszym synu Damiela. Pomyślał też, że jak nic nie zrobią i będą bezczynnie stać to niczego to nie rozwiąże, a ich rodziny napadnie głód i wstrętne goblinoidy. Visena potrzebowała męstwa, nie było cudów. Obecnie sam w myślach (bał się na głos) przeklinał Beshabę za nieustającego pecha, ale czy to coś zmieni? Nie. Trzeba radykalnych kroków. Jeżeli wszyscy będą siedzieć tak bezczynnie to ... Dobra! Ktoś musi to zrobić. Z ciężkim, szybko bijącym sercem z trudem i wahaniem uniósł do góry swoją dłoń powstrzymując dziką chęć by zamknąć oczy i zacząć wrzeszczeć. Niektórzy zaczęli na niego patrzeć, a on poczuł się naprawdę dziwnie i głupio, nie zdominowało to jednak uczucia lęku przed nieznanym, poczucia krzywdy (bo dlaczego akurat ja?!) i winy na myśl o reakcji rodziny.
-Pójdę! - wyszeptał drżącym głosem.
Zmusił się by spojrzeć na Yarkissa, który z nich wszystkich imponował mu najbardziej. Wyglądało na to, że był już prawie jak Maeve, poza tym sprawiał wrażenie prawdziwego lidera tej dzielnej zgrai namawiającej ich do działania. I wtedy Kelvin pomyślał, że może być taki sam jak on do tego poczuł w sobie dziwną dumę, że oto Yarkiss, czyli łowca z Zewnętrznej taki jak on, przewodzi drużynie. Był też dumny, że owa grupa poszukiwaczy przygód wzbogaci się o kolejnego myśliwego, który będzie mógł przysłużyć się swoimi świetnymi umiejętnościami strzeleckimi.
Rozemocjonowany jak rzadko kiedy spojrzał kolejno na Eilif i Solmyra niemrawo uśmiechając się do nich, nawet nie zauważył strumyczka potu, jaki utworzył się na jego skroni.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DvH1NNKLwyI[/MEDIA]
Na jego twarzy pojawił się grymas udręki a on wtopiwszy dłonie w swoje krótkie włosy wydał z siebie ciche, jakby zirytowane westchnięcie. Jak on mógł nawet przez chwilę sądzić, że domyśla się dlaczego dzielni śmiałkowie stanowią ledwie karykatury tych herosów z ballad?! Taki był domyślny patrząc na Yarkissa , mimo tego że przed wejściem do młyna nie spodziewałby się takiego widoku - tak jak nie spodziewałby się upadku niebios na ziemię? Wyobrażał sobie, domyślał się: dobre sobie.
Nie wiedzieć czemu ten potok myśli urwał się chaotycznie, by ustąpić pola wspomnieniu pierwszej walki, tej w której nie udało mu się nic zrobić z tym bezużytecznym łukiem - bronią tchórzy bojący się osobiście posmakować krwi i poczuć, że zabijają. Jak na ironię on tak długo tchórzył nie osiągając dosłownie nic z łukiem, aż w końcu przeciwnik rozpieprzył mu to drewniane przedłużenie ręki lękliwej cywilizacji i zmusił do prawdziwej walki.
"Tak..." - rozmyślał dalej, zagłębiając się we wspomnieniu starcia z wilkołakiem, na którego rzucił się szaleńczo niemalże bez broni - "to było prawdziwe przeżycie. I ja, kurwa, sądziłem że domyślam się czemu oni wyglądają tak marnie, że ta wyprawa mnie zmieni."
Miał pokusę cisnąć sztyletem w dzięcioła, ale zaraz poczuł wewnętrzne ukłucie mówiące: Nie rób tego, bo co oni pomyślą! Uznają, że masz coraz bardziej krwiożercze zapędy!
Jego myśli przestały szybować bez celu i niczym jastrząb spadły na blade, wytarte wspomnienie wymalowanej groty i podroży po innym. Poczuł, że żeby zapchać tą dziurę niespełnienia musi przestać zwracać uwagę na innych i być sobą. Jego oczy rozszerzyły się, usta rozchyliły a brwi uniosły wysoko. Jak on mógł tego nie rozumieć?! Nie tylko krygował się przed innymi - on udawał kogoś innego przed samym sobą! Ale co to oznaczało? Czy on jest mordercą? A może po prostu musi odreagować traumatyczne przeżycia? Stracił przecież towarzyszy, jego życie wisiało na włosku do tego być może został tak straszliwie napiętnowany nawet nie przez naturę, a wynaturzenie. Starzy tropiciele ostrzegali, że spędzając długie noce w puszczy człowiek upodabnia się do zwierzęcia. Niegdyś pewien kochający dzicz łucznik Zewnętrznej imieniem Irvine zapuścił się w najdziksze ostępy i nie było go przez cały roczny cykl. Kiedy spotkano go w lesie nie wiedział już, czym jest - granica między bestią a polującym się zatarła. Kelvin przetarł pot z czoła i dotknął bliźniącej się od jakiegoś czasu rany, jaką na twarzy zostawiła mu Eilif. Ciekawym było, czy zostawi go z trzecią w jego życiu blizną. Chociaż tak naprawdę to nie. To nie było wcale ciekawe. Bardziej interesująca była odpowiedź na pytanie, jakie podczas lotu sztyletu zmierzającego do dzięcioła zadawał sobie Kelvin.
"Czy ja oszaleję?"
Dni ciągnęły się powolnie, jakby każdy z nich był osobnym dekadniem.
***
Z jednej strony traktowali go jak jednego z nich, z drugiej wszyscy wyczuwali istnienie pewnej niewidzialnej ściany. Cały czas dyskretnie obserwował i czuł na sobie ich spojrzenia. Presja była nie do zniesienia, najgorsze było czekanie. Już lepiej żeby był tym wilkołakiem, przynajmniej wiedziałby na czym stoi i co w tej sytuacji wymyśli reszta! Czasem miał ochotę ich po prostu po kolei wymordować, ale nie pozwoliłby sobie na to. Może ze względu na piękną więź jaka powstała między tak różnymi śmiałkami? Sympatia do Khogira, szacunek dla zmarłego Melisa, słabość dla dwóch zabawnych dziwaków otoczonych aurą alkoholu? A może po prostu Kelvin zdawał sobie sprawę, że nie ma szans nawet dyskretnie wyeliminować wszystkich zanim ktoś nie pozbawi go jego cennego życia? A to by było straszne! Zwłaszcza teraz, gdy odkrył w sobie tyle zagadek, na które trzeba znaleźć odpowiedzi. Zaśmiał się. Do tej pory żył bezwiednie, od jednej pory łowów do innej, nie pił alkoholu ani nie podszczypywał panienek. Swoją drogą... podszedł do Zeda i nalał sobie trochę tej ich nalewki. Gdy przytknął kubek do ust jego wrażliwe (wrażliwsze niż normalnie?!) nozdrza już szeptały mu smak trunku. Po krótkim gulp! Kelvin rzucił naczyniem w ziemię i z wyrazem radosnego zdumienia krzyknął w ekstazie:
-Dobre!
***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GziYbpZkvjE[/MEDIA]
Kelvin nie mógł usiedzieć na miejscu. Zbliżała się pełnia - chwila prawdy i kres jego lęków. Reszta drużyny nie pozbawiła go świadomości, ani nawet władzy nad ciałem. Czuł do nich wdzięczność, ale dla pewności uciekł do lasu i korzystając z łaski lasów znalazł się w grocie wilkołaków, gdzie coś go ciągnęło od wielu dni. Za każdym razem na polowaniu znajdywał się coraz bliżej tych terenów choć czuł instynktownie, że nie powinien tam podróżować. Ba! nawet tej nocy tylko tamtędy spacerował żeby spojrzeć na jaskinię z daleka, gdy uległ żądzy i popędził do środka. Czekał w niepewności dysząc ciężko. W uszach mu szumiało, krew niemalże wystukiwała rytm prymitywnych bębnów. Kelvin patrzył cały czas na swoje ręce, świadectwo przynależności do niespaczonego gatunku humanoidów. Jego głowę wypełniała myśl, że ma ochotę wrzeszczeć z całych sił, tak by wyrzygać płuca, gdy nagle... a nie, nic się nie stało! Zaśmiał się i klasnął w dłonie; widocznie siła woli pozwoliła mu zwalczyć klątwę.
-Koniec z tymi głupstwami
Powiedział w kierunku ciemności, która zadrgała. Nie jest inny. To wszystko to tylko zły sen, koszmar. Jego życie nie zostało wywrócone do góry nogami. Padł plackiem na ziemię wykończony i z uśmiechem wpatrywał się w sufit. Obserwował śmigające wysoko w ciemności nietoperze i pławił się w szczęściu. Ale zaraz, od kiedy on ma taki dobry wzrok?
***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=iJKD_K5WD_0[/MEDIA]
Ciemność z każdej strony. Gęste, szumiące drzewa, odgłosy deptanych gałązek i pohukiwania sów. Przedzieranie przez gęstwinę szybkim biegiem, las szczypiąc i drapiąc niszczy ubrania i skórę. Mała dziewczynka nagle zamiera - coś przed nią jakby się poruszyło. Choć na jej rozpłakanej twarzy malowało się przerażenie dzielnie zatkała sobie usta dłonią i tylko załkała cicho. Myślała o tym, że chce wrócić do ciepłego ogniskiem domu, gdzie mama krzyknie i przytuli, a tata z troską położy do snu ze zniecierpliwionym kocurem. Chciała zrobić krok do tyłu, ale nie umiała. Strach zerwał więzy między umysłem a ciałem zostawiając niewinne stworzenie w potrzasku na łasce i niełasce dzikiej - okrutnej - natury. Jak w pokrzepiających baśniach pojawiła się iskierka nadziei: dziewczynka usłyszała przymilny ludzki głos:
-Nie bój się. Wiesz czemu człowiek boi się ciemności? Bo nasz umysł odrzuca to, co nieznane. Ale to nie zawsze musi być złe.
Nie wiedzieć czemu dziewczynka pisnęła wyrzucając z siebie:
-Kim jesteś?
-Brawo. Zaiste celne pytanie biorąc pod uwagę okoliczności naszego spotkania, młoda damo... nazywam się: CHANAANAKYA KAILASHCHANDRA!

Jak to bywało w tym lesie, wiatr niósł ryk zwiastujący śmierć.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=u90I7GWk-jw[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Aramin : 12-09-2014 o 23:55.
Aramin jest offline  
Stary 14-09-2014, 18:45   #207
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Królestwo Pięciu Miast
Mirtul, Zielone Trawy



Ciepły wiosenny deszcz uderzał w spadzisty dach futenberskiej karczmy zwiastując nadejście równie ciepłego lata. Khogir i Kelvin zajadali tłusty gulasz z jagłami i skwarkami, tak cudownie różny od monotonnej diety, którą przyszło im się żywić w ich nowym domostwie. Karczma pękała w szwach, podobnie jak wszystkie inne w mieście i tylko dzięki pokaźnemu zasobowi gotówki oraz oryginalnego alkoholu gospodarzowi udało się wygospodarować im zaciszny kąt do spania. Łysawy bard wywrzaskiwał improwizowaną balladę o Bitwie na Polach próbując przekrzyczeć tłum, który sam miał na ten temat równie dużo do powiedzenia jak śpiewak. Uciekinierzy, najemnicy, żołdacy na przepustkach, rolnicy, ciury obozowe, szlachta, handlarze, mordercy i oszuści - wojna zebrała wszystkich ich w jednym miejscu. Khogir słuchał uważnie wieści o wojnie z orkami (która, na szczęście ominęła Kaledon), ale nie bardziej niż Kelvin, który chłonął opowieści o bitewnej pożodze, smokach, wywernach, magach i olbrzymach; przyglądał się starym weteranom i młodym żołnierzom popisującym się przed dziewkami służebnymi i ladacznicami.

[media]http://fc05.deviantart.net/fs70/f/2011/144/d/5/in_the_tavern_by_tamplierpainter-d3h3qfw.jpg[/media]

I Pyłów Bohaterowie
Łby ucięli poczwarze czwórgłowej!

- zawył minstrel, po czym zaklął zrezygnowany i sięgnął po garniec z winem. Kelvin nadstawiał uszu; miejski gwar ranił jego wyczulony słuch, a przyzwyczajone do samotności ciało wzdragało się przed dotykiem przepychających się i potrącających go ludzi, lecz mimo to chłopak chłonął otaczającą go rzeczywistość - tak nową i inną od tego, co znał. Czuł, że miasto to dzicz, w której może się ukryć lepiej niż w Wilczym Lesie; ukryć i robić co chce. Opowieści o bitwach z orkami burzyły mu krew, a ponoć do wojska brali teraz każdego. Co prawda główne siły orków zostały już rozgromione, lecz królewscy nadal ścigali niedobitki, planując poświęcić całe lato tępieniu zielonej zarazy. Khogir też słuchał. Podobno w Darrow stacjonował duży oddział krasnoludów przydzielony przez Kaledon do pomocy elfom i ludziom. Przewodził mu syn wodza Stalowych Toporów i ponoć również nie przebierał w środkach.

Po wieczornym niebie przetoczył się grom. Zapowiadała się na prawdę porządna burza.





Zed siedział w oknie wysokiej wieży majdając nogami. Bimbrusz znów zasiadł z nosem w książkach i nie sposób było mu przetłumaczyć, że Zedowi już dawno skończył się papier do zadka zrobiony z eillifowego dziennika i potrzebuje nowych pomocy naukowych by móc przyzwoicie funkcjonować. Odkąd Alvenus przestał ich śledzić i skupił się na rozpracowywaniu medalionu gnom zupełnie już utonął w księgach, szukając między innymi sposobu na przekabacenie na ich stronę olbrzyma, którego Kelvin wytropił w jednej z nadmorskich jaskiń, oraz zapieczętowaniu groty, w której zginął Melis. Może nawet szukał sposobu by uleczyć swoją amnezję, albo przywrócić Melisa do życia; kto wie? Zeda mało to obchodziło; aktualnie był na Bimbrusza głęboko obrażony, gdyż gnom wykazywał oburzającą wręcz obojętność na skargi dziadygi dotyczące chomiczych działań pewnego małego magicznego smoka.

Viseńczycy zostawili ich w spokoju, a atmosfera między Polaną a wsiami była tym, co Khogir nazywał “czujnym wyczekiwaniem”. Rafaelowi i Korennowi udało się powrócić z zapasami, toteż zima minęła spokojnie. Audrey szkoliła się w sztuce leczenia osiągając ponoć niemałe sukcesy, natomiast Yarkiss nieoczekiwanie dla wszystkich (a najbardziej dla siebie) został sołtysem po tym, jak stary karczmarz zapił się na śmierć jedną z zedowych nalewek, wywołując tym lawinę plotek. Ponieważ jednak nikomu prócz Oskara nie zaszkodziła Zed uniknął związanych z nią komplikacji, co było mu bardzo na rękę, gdyż viseńczycy dostarczali mu wiele składników do eksperymentalnych nalewek.

Nagle ciszę Wilczego Lasu przerwał potężny grzmot. Nie grzmot - wybuch! Przerażony zaklinacz podbiegł do okna, z którego dziadek mało nie wypadł z zaskoczenia i obaj wlepili wzrok w słup dymu unoszący się nad Viseną. Mimo podeszłego wieku Zed miał wzrok jak jastrząb, toteż był pewny, że dostrzegł unoszącą się nad lasem demoniczną sylwetkę, która z wizgiem odleciała na północ. Bimbrownik klepnął gnoma w plecy aż zahuczało i roześmiał się wesoło.

-
Chyba w Visenie będą potrzebowali nowego czaromiota - rzekł dziadyga, puszczając do Bimpa oko, po czym poszedł się wyszczać.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 19-11-2015 o 12:10.
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172