Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2014, 20:36   #12
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Szlachcic obserwował z uwagą bieg zdarzeń. Barczysty korsarz wyraźnie właśnie zaprowadzał porządek wśród swoich ludzi. Poszło mu to bardzo sprawnie. Fakt ten mimo całej tej sceny z tajemniczą kobietą uspokoił Richarda. Barczysty to prawdopodobnie Dewayne. Nie pozwolił swoim ludziom zgwałcić kobiety, która wyraźnie była ich jeńcem.
- Widzisz Manuelo, mają silny kręgosłup moralny. Przynajmniej ten Dywen - powiedział w powietrze szlachcic. Manuela du Point była już w sterowni, gdzie ustawiała podejście sterowca do wyspy. Gdy Richard zorientował się, że dziewczyny nie ma obok postanowił również przygotować się do lądowania.

Ich sterowiec był szybkim statkiem rozpoznania. Nie był obładowany armatami jak ciężkie sterowce bojowe. Był za to szybszy i wyposażony w bocianie gniazdo przygotowane do obserwacji "z lotu ptaka". Niestety konstrukcja uniemożliwiała lądowania i wodowania. Statek musiał "cumować" w powietrzu. Problemy stanowił również załadunek sterowca.
Richard złożył dziwną lunetę i wrócił do swojej kajuty. Otworzył barek i zagłębił się w nim w poszukiwaniu jakiegoś stosownego trunku.

W tym czasie na pokładzie statku już krępy inżynier Malfloy oraz szczupły elegancko ubrany Norbert uwijali się z linami cumowniczymi. Po chwili statek powietrzny był już zakotwiczony do trzech pobliskich drzew. Liny napinały się rytmicznie zwijane na kołowrotkach. Po niecałych pięciu minutach sterowiec podrygiwał delikatnie jednak nie przemieszczał się dalej niż o pięć centymetrów. Był tak nisko jak tylko pozwoliły mu korony pobliskich drzew. Kilkadziesiat metrów od obozowiska korsarzy w którym były magazynowane skrzynie.

Z wnętrza pojazdu wyszedł Richard la Croix w swoim zdobionym kapeluszu. Przy pasie wisiał rapier ze zdobioną rękojeścią. Mężczyzna zszedł do bocianiego gniazda skąd po rozwiniętej drabinie sznurowej powędrował na powierzchnię wyspy.

-Jerry... skąd oni biorą te nazwy. - mruczał do siebie pod nosem - i skąd do cholery Manuela o tym wiedziała? Zdecydowanie obraca się w złym towarzystwie.
Richard zastanawiał się czy dziewczyna posłucha go i zostanie na statku, czy jednak zeskoczy za chwilę ze swoim trójlufowym pistoletem i będzie mu towarzyszyć.

Gdy szlachcic zmierzał pewnym krokiem w stronę obozu korsarzy wyjął z za pasa butelkę jednego z mocniejszych alkoholi jakie znalazł w barku. Wiedział, że korsarze raczej nie docenią wytrawnego wina, dlatego wziął to co uważał za stosowne do wypicia wspólnie z zaprawionymi w boju marynarzami. W końcu wszyscy marynarze lubią rum.

Który z was to Dewayne? - Zapytał spokojnie, po czym wykonał teatralny gest podkreślający niemałą butelkę dzierżoną w dłoni - przybyłem w interesach i mam nadzieję, że czas pozwoli byśmy mogli się wspólnie napić.
 
Mi Raaz jest offline