Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2014, 13:05   #393
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
3 Vharukaz, czas Lazulitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Ruiny starego dystryktu handlowego Izor, południe


Thorin starał się szybko pozałatwiać wszystkie sprawy, wiedział, że towarzysze na niego czekają, po prawdzie jednak i tak musieli czekać na Rorana. Gdy tylko były sierżant ogłosił potrzebę konsultacji z kapłanami zastrzegając że zejdzie mu na to kilka godzin, sam poczuł się zwolniony z obowiązku proszenia się o czas wolny i gęstego tłumaczenia przyczyny opóźnień. Po prawdzie gotów był wyjaśnić po co udaje się na miasto, nikt jednak nie wydawał się tym być zainteresowany, nikt nie pytał, najwyraźniej innym tez to było na rękę...

Kiepski stan chłopaka któremu przedłużył żywot, niespecjalnie spędzał sen z oczu khazada. Byłoby miło doprowadzić tę sprawę do szczęśliwego końca, ale wiedział dobrze , że środki jakie musiałby na to przeznaczyć nie są tego warte. Wiedział, że stan chłopaka obciążał człowieka który mu ta łapę uciął, Thorin mógł pomóc , ale nic ponadto. Póki co miał ważniejsze sprawy na głowie, związane z wyruszeniem w góry.

Głębokim ukłonem powitał aptekarza u którego zamówił leki.
- Przybyłem aby odebrać te leki które być może już przyszły i niestety zrezygnowac z zakupu tych które jeszcze nie dotarły.
Aptekarz nieco się zasmucił jednak nie robił Thorinowi większych komplikacji z powodu wycofania zamówienia. Zapewne i tak je w końcu sprzeda, co warte było zauważenia nie zażądał żadnego odstępnego, czy choćby pokrycia kosztów. Thorin pomimo to czuł się w obowiązku pozostawić mu złotą koronę, wszak aptekarz pracy się podjął, złożył stosowne zamówienia i gotów był je zrealizować. Wyraźnie ucieszony z monety pozdrowił kronikarza ten jednak nim wyszedł zarzucił jeszcze pewien temat.
- Gdybyś znał kogoś kto szuka ludzkich kobiecych rąk do pomocy, wyłącznie za jadło i kąt do spania...

Pokrótce przedstawił sprawę. Wiedział że sprawa była kiepska, na tyle by nie pogarszać jej wspominaniem o ciężko rannym chłopcu. Pozostawiał to na barkach „opiekunek” to czy wezmą go ze sobą i czy uzyskają i dla chłopaka jakiś kąt. Miał nadzieje po prostu usłyszeć kilka nazwisk, punktów , miejsc, do których po powrocie będzie mógł skierować kobiety wraz z chłopakiem. Co prawda w mieście było wiele bezrobotnych khazadów, jednak wątpił, aby zgłaszali się do pracy za samo tylko jadło i ewentualnie nocleg... Przynajmniej na razie... Istniały tez rzemiosła które wymagały bardziej kobiecych rak, a z tym jak wiadomo khazadzi mieli zawsze deficyt.

Zamierzał też podpytać w kolejnych miejscach do których się kierował, z wyjątkiem Gildii Inżynierów. Tam jedynie zaszedł by przeprosić i uprzejmie przełożyć spotkanie w sprawie przyjęcia na bliżej nieokreślony termin. Czuł się w obowiązku poinformować aby nikt specjalnie na niego nie czekał. Dodał też że w kwestii maszynki, jak przodkowie dadzą to w przyszłości wyśle im schematy, albo dostarczy osobiście. Póki co obowiązki mu na to nie pozwalają.

Czekała go jeszcze ostatnia i najważniejsza sprawa – zakupy. Właściwie to do zakupienia miał jedynie linę z kotwiczką, które złodzieje go pozbawili. Kosztowała nie mało, zwłaszcza kotwiczka, ale przypuszczał, że niewielu innych będzie ją miało, a każda może być na wagę złota. Była dość ciężka, mało poręczna wiedział jednak, że gdyby doszło do pozostawienia osła i nadmiernego obciążenia to ktoś się nią zaopiekuje. Nie trzeba było nikomu tłumaczyć, że lina w górach to podstawa i że trzeba ją mieć.

Inaczej sprawa miała się z włócznią, świecami, patelnią i tuniką czarnych sztandarów. Każda z tych rzeczy była przydatna i użyteczna, z niektórymi – jak z włócznią czy tuniką wiązały się wspomnienia, które dla kronikarza były prawdziwym skarbem. Wiedział jednak że wspomnienia które ważą jak i rzeczy użyteczne lecz nie niezbędne są luksusem na który go w tej wyprawie nie stać.

Wiedział, że powinien pozostawić też inne rzeczy, ale nad tym poważnie głowił się przez ostatnie dni a nawet w drodze na targowisko. Każdą rzecz analizował pod kątem przydatności i nie mógł zrezygnować z ciążącej mu lampy – niezbędnej przecież w tunelach, czy kuszy z której powalił już tylu wrogów i która w walce na dalszy dystans była bezcenna. Zwłaszcza że sprzedawał włócznie... Torba medyczna z zapasem leków i przyrządów, kronika, tuba z papierem czy kolejna z organem skavena, maszynka oliwna nieznanego projektu... Po prawdzie najbardziej ciążyła mu zbroja, ale o jej pozostawieniu nie było mowy. Z całą pewnością czekała ich walka i to zapewne nie jedna. Pozostawało mieć jedynie nadzieje że jakoś to będzie... Na tą chwilę Thorin nic więcej wymyśleć już nie potrafił, sprzedał rzeczy kupił linę i ruszył pośpiesznie do obozu, zachodząc najpierw do ludzkiego obozu – a przynajmniej tego co z niego zostało. Pozostawił im rację już wcześniej odszykowane, samemu pozostawiając sobie żywność na tydzień czasu i podzielił się wieściami jakie miał od pobratymców. Na koniec życzył im szczęścia i ruszył do swoich nie zajmując się już nawet rannym... A właściwie to zajmując się nim na tyle na ile inni pozostawili mu czas. Do obozu ludzi było kilka kroków i zamierzał zrobić co należy gdyby Rorana i innych jeszcze w obozie nie było, gdyby sprawunki na mieście okazały się szybsze niż się spodziewał.
Zajął się jeszcze przez chwile osłem, poprawiając mu juki, spinając wszystko i zgodnie z radą Detlefa szykując się na możliwość iż któraś z tych juków będzie musiał rozwiązać czy odciąć i targać dalej ze sobą. Dlatego w osobnych jukach była żywność dla osła, osobno juka z wodą, a osobno reszta rzeczy na których mu najbardziej zależało a które ciężko mu było dźwigać samemu – w tym lina i maszynka.

- Dorrinie ty się najmniej z wszystkich nadajesz teraz do walki. Byle ranka może pootwierać szwy i powalić cię na stałe. Poniesiesz lampę oświecając nam w tunelach drogę i poprowadzisz osła, tak bym mógł mieć ręce wolne i móc swobodnie strzelać w razie pojawienia się wroga? - zapytał kamrata. Wiedział , że podróż z nim będzie ciężka a nawet niebezpieczna dla wszystkich. Skaveny w tunelach pokazały dobitnie, że czasami ilość przeciwnika jest tak, że walka z nim jest z góry skazana na porażkę. Ciężko ranny Dorrin nie był jednak w stanie uciec przed kimkolwiek.

Gdy tylko przyszedł Dirk, kronikarz przypomniał sobie o niegotowych miksturach które wymagały przetworzenia składników. Wiedział jednak, że w tej chwili nie ma szans na jakiekolwiek prace, może dopiero w najbliższym obozie o ile sprzęt Dirka na to pozwoli. Przypomniał sobie jednak także o grzybach które mu wcześniej dał a które do tej pory ten przetrzymywał. Gdy tylko znalazł wolną chwilkę nie omieszkał o nie zapytać.

- Pozostawiłem ci do analizy znalezione grzyby jak pamiętasz. Udało ci się coś z nich uzyskać? – zapytał Dirka.
 
Eliasz jest offline